|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Muffy
Pirokinetyk
Dołączył: 24 Lut 2010
Posty: 706
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 13:09, 24 Lut 2011 Temat postu: [Płyta] My Chemical Romance - Danger Days |
|
|
Taka trochę krótka recenzja, ale kit.
*
Powiem prosto z mostu – co do My Chemical Romance zawsze miałam mieszane uczucia. Grupa kojarzyła mi się z bożyszczami nastoletnich emo i pseudo-mhocznymi klimatami. Płytę „Danger Days: The True Lives of the Fabulous Killjoys” postanowiłam przesłuchać aby dowiedzieć się, o co tyle szumu robią moi znajomi. Po zapoznaniu się z czternastoma utworami siedziałam uśmiechając się lekko sama do siebie. Może za szybko przekreśliłam MCR… Ale zacznijmy od początku.
Czyli właściwie od Na Na Na (Na Na Na Na Na Na Na Na Na) – pierwszej piosenki o niesamowicie ambitnym tytule. Szalenie energicznej, skocznej, wręcz tryskającej optymizmem. Chwila, czy to na pewno ci smutni My Chemical Romance? Naprawdę, nie sposób się nie uśmiechnąć słuchając tego utworu, głownie przez to, że jest taki prosty i radosny. Podobnie z optymistycznym, bardzo ‘nastolatkowym’ „Bulletproof Heart” i „SING”. „The Only Hope For Me Is You” porywa zdecydowanie mniej, wydaje się nieco zbyt przesłodzone i kiczowate, tak samo w przypadku „Summertime”. Ckliwe, nie wyróżniające się na albumie piosenki. „Party Poison” jest za to idealnym kawałkiem na dyskoteki, bo ciało same zaczyna wyrywać się do tańca. Jak sam tytuł wskazuje – jest imprezowo, tanecznie i pozytywnie. Najciekawszym utworem na płycie wydaje się jednak „Destroya”, która nieco odbiega klimatem, a wydaje się bardziej buntownicza i punkowa.
„Danger Days” niby jest ok, jednak po „głębszym” wsłuchaniu się można odnieść wrażenie, że wszystkie piosenki robione są „na jedno kopyto”. Zdecydowanie brakuje tu pewnej różnorodności, urozmaicenia. Stale słyszymy wesoło śpiewane frazy i prostą gitarę elektryczną w tle, po pewnym czasie wszystko się zaczyna ze sobą zlewać i robić nieciekawe. Plusem jest to, że w smutne, szare, zimowe dni płyta staję się dużą dawką endorfin, promykami słońca zamkniętymi w kilkunastu utworach. A ja zmieniłam zdanie o My Chemical Romance na lepsze, choć grupa musi nad sobą jeszcze popracować.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
panna_Soren
Przenikacz
Dołączył: 23 Lip 2011
Posty: 203
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Lubuskie Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 19:49, 19 Lis 2012 Temat postu: |
|
|
Cóż, wielu fanów - i nie tylko - było zawiedzionych tą płytą, bo tak odbiegała od klimatu, do jakiego nas Chemicy przyzwyczaili. Zdecydowanie wolę TCFSR czy TBP, ale DD też jest świetne. Ma takie pozytywne przesłanie, no i ci Killjoysi. Chłopacy pewnie zmęczyli się tym, co zwykle tworzyli, w końcu wyrzucili do kosza Conventional Weapons. A Number One i Number Two jak na razie są świetne, słychać w nich zarówno Revenge jak i Danger Days, i przynajmniej ja nie mam im nic do zarzucenia. The Only Hope For Me Is You trochę mnie na początku irytowało - cenię MCR głównie za to, że mają dobre teksty NIE o miłości, ciężko znoszę piosenki na ten temat - ale w końcu Gerard napisał tę piosenkę dla Bandit. Sing i Destroya to chyba najbardziej wyróżniające się na tej płycie kawałki, przynajmniej ja odniosłam takie wrażenie. Pink Muffin w tym momencie zapewne dorzuciłaby S/C/A/R/E/C/R/O/W. Ogólnie dobre wrażenia, MCR z reguły się nie powtarza. Zobaczymy, co zaprezentują przy piątej płycie.
Tyle z mojej strony x.x Z reguły się tak nie rozpisuję, głównie dlatego, że nie mam nic mądrego do powiedzenia, taki wyjątek.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|