|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Xenomorph
Bez mocy
Dołączył: 16 Wrz 2011
Posty: 36
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z Gniazda Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 23:17, 17 Lis 2011 Temat postu: [Fan - Fiction] WOJNA Faza druga |
|
|
WOJNA
FAZA DRUGA: WŚCIEKŁOŚĆ
To wisiało w powietrzu. Czuły to wszystkie zwierzęta, również niektórzy ludzie. Karaluchy, szczury, ptaki, krowy, koty, psy, a nawet lwy czy tygrysy w zoo poruszały się niespokojnie oraz wydawały krótkie, nerwowe dźwięki. Każde z osobna wiedziało to samo: do miasta zbliża się coś tak nieprawdopodobnie groźnego, tak niewiarygodnie wściekłego i strasznego, że nic go nie powstrzyma… że to miejsce jest w tak wielkim niebezpieczeństwie jak nigdy dotąd… Zaczął się atak na Moskwę…
***************************************************************************************************
Granat przeturlał się kilka metrów i eksplodował. Ręka rosyjskiego żołnierza oderwała się od ciała, zmieniając się w krwawą papkę i uderzyła z plaskiem o ścianę, zostawiając za sobą czerwony ślad. Mężczyzna wrzasnął z bólu i przerażenia; runął na podłogę. Ktoś posłał krótką serię i ruszył korytarzem, nisko pochylony. Przyklęknął za przewróconą szafą, zmieniając magazynek. Kilka pocisków ze świstem przeleciało mu obok głowy. Natychmiast wstał i wpakował kilkadziesiąt ,,kulek” w trzech żołnierzy amerykańskich, którzy zbytnio się wychylili. Podbiegł do leżącego Rosjanina i zaciągnął go do pomieszczenia obok, położył ostrożnie na kanapie, ponownie zmienił magazynek i wycelował w połamane drzwi.
Właściciel owego lokalu z pewnością ze zgrozą patrzyłby się na ten obraz nieszczęścia i rozpaczy. Większość mebli była zniszczona i porozrzucana siłami wybuchów pocisków czołgowych, które całkowicie zniszczyły jedną ze ścian mieszkania. Do tego podłoga wyglądała tak, jakby paliła się przez kilka dni bez przerwy (co nie odbiegało zbytnio od prawdy), przez co wszystkie przedmioty tam obecne były nadpalone i sczerniałe od dymu. Jakby tego było mało, efekt dopełniały walające się ludzkie organy wewnętrzne i mnóstwo krwi.
Nagle coś ze świstem przeleciało przez korytarz i głośno eksplodowało, powodując kolejne wrzaski. Do mieszkania wpadł sierżant Kimirił.
- Co z nim? – spytał, patrząc na rannego żołnierza.
- Granat oderwał mu rękę i mocno poranił lewy bok. Traci mnóstwo krwi – odparł kapral Wasilij Imizaczow – Ale żyje, choć ledwo, ledwo…
- Przynieście mi tu nosze! – ryknął dowódca, ruszając w stronę drzwi.
Mężczyzna stanął na krawędzi zniszczonej podłogi, odetchnął głęboko i popatrzył na pole bitwy zwane Moskwą. Widział zawalone budynki oraz tony wszechobecnego gruzu, spalone trawniki i parki, rowy po pociskach głębokie na kilka metrów, porozbijane śmigłowce i samoloty leżące na środku drogi, szczątki czołgów oraz innych pojazdów. I do tego najgorsze… tysiące trupów cywilów: złodziei…, gwałcicieli…, morderców…; stróżów prawa, księży, uczciwych obywateli oraz wielu nieboszczyków żołnierzy: zdrajców i zbrodniarzy; bohaterów narodowych i patriotów. Wszyscy skończyli tak samo: ich ciała gniły teraz na ulicach przyciągając do siebie robaki i muchy; wszyscy po równo mieli ich gdzieś; wszyscy powiększali to „grono”, ginąc i zabijając się nawzajem. Żadnego raju. Żadnego czyśćca. Żadnego Boga. Tylko piekło, które ludzie sami sobie stworzyli… a nawet coś od niego gorszego… Wasilij poczuł wściekłość. Jak takie stworzenia jak ludzie roszczą sobie prawo do bycia dziećmi kogoś doskonałego? Jedyne, co robią, to niszczą, niszczą i jeszcze raz niszczą! Bezczelne bydlaki o rozdętym ego, zabijające siebie nawzajem i rozwalające wszystko dookoła sądzą, że mają za ojca wszechmogącego i miłosiernego Stwórcę! Jakby tego było mało, uważają jeszcze, iż zasługują na życie wieczne w Edenie! Jak można szanować takie aroganckie potwory? Takie podejście do sprawy, nazywanie siebie człowiekiem „rozumnym” i szczycenie się tym doprowadzało Imizaczowa do szewskiej pasji. Według niego stwierdzenie: „Jesteś człowiekiem”, normalne dla większości osób, było najgorszą z możliwych obelg, jakie wymyślono. Gdy słyszał dźwięk tego słowa, przed oczami stawały mu wycinanie lasów, wybijanie całych gatunków, zabawa życiem zwierząt, brak zainteresowania tym tematem ze strony „bestii”, wywyższanie się praktycznie wszystkich ludzi na świecie…
Nagły dźwięk przerwał jego rozmyślania. Dopiero teraz spostrzegł, iż rannego już wyniesiono. Teraz na kanapie siedział żołnierz i… odmawiał modlitwę! Wściekły mężczyzna złapał go za koszulę i przybliżył jego twarz do swojej. Był niewiarygodnie wściekły, aż kipiał gniewem. Przemówił do zdumionego kolegi głosem ociekającym bezbrzeżną złością.
- Powiedz mi z łaski twojej, czy masz prawo, czy k t o k o l w i e k ma prawo, by trafić do tego twojego raju? - gdy ten pokiwał głową, wrzasnął: - Nie! Nikt, debilu! Zabijałeś ludzi, niszczyłeś otaczające nas środowisko, przez ciebie straciło życie kilkanaście koni, gdy wtedy rzuciłeś Mołotowa do stajni, cholerny idioto! Jak sądzisz, czy ktokolwiek, kto przysłużył się do tego – Odwrócił go w stronę dziury w ścianie - zasłużył na niebo? Czy taki potwór może żyć wiecznie w pieprzonej „krainie mlekiem i miodem płynącej”?! – spytał retorycznie – Czy to możliwe, żeby ludzie będąc czymś takim byli dziećmi doskonałego Stwórcy? Bardzo wątpliwe, a nawet jeśli – Zawiesił głos - …a nawet jeśli naprawdę tak jest, z pewnością Bóg już dawno się ich wyrzekł i nie chce do nich przyznawać, w końcu kto chciałby być projektantem takiego potwora, które w dodatku cały czas domaga się i myśli, że zasługuje na życie w niebie? – Po tych słowach rzucił go na ziemię i wyszedł z mieszkania.
Podszedł do sierżanta Kimiriła. Patrzył chwilę na trupy siedmiu Amerykanów i przechodzących po nich żołnierzach, po czym zapytał:
- Jak sytuacja?
- Prawdopodobnie to tutaj, na ostatnim piętrze, znajduje się grupa jankesów ze Stingerami i Javelinami. Póki co, szturm idzie dobrze, ale kto wie, jakie niespodzianki nam zgotowali. Jednak na razie… - Jego słowa zagłuszył bardzo głośny huk. Wasilij natychmiast poprawił swój AK-74M i ruszył w stronę korytarza, w którym coś eksplodowało. Popatrzył się na jego koniec przez celownik typu Kobra. Sufit, ściana i podłoga były całe uwalane ludzką krwią i organami. Przeklął głośno i powiedział:
- Cholera… po raz pierwszy od kilkunastu godzin widzę takie pobojowisko. To M18A1 Claymore, mina przeciwpiechotna. Musimy się teraz trzymać na baczności! Tylko jedna z nich rozwaliła nam tu teraz trzech żołnierzy! A podobno Amerykanie nie chcą używać min i się temu przeciwstawiają. Gadanie… - dodał nieco ciszej.
W tym momencie pomyślał ze smutkiem, że nawet taka straszna śmierć nie robi na nim większego wrażenia. Pamiętał jeszcze swoje zdumienie w pierwszym tygodniu wojny, kiedy okazywało się, iż każdy z jego kolegów to tylko zbiór narządów i krwi. Dowiadywał się o tym wtedy, gdy ktoś dostał, czyli zdecydowanie za późno. Niestety, po dziesięciu miesiącach niemalże nieustannej walki jakkolwiek okrutna i bezsensowna agonia nie robiła już na nim wrażenia. Choć to wydaje się nieprawdopodobne, widział już śmierć około dwóch i pół tysiąca ludzi; przyjaciół…, wrogów… Cóż to właściwie za różnica? I tak każdy z nich zakończył życie prawie tak samo i w tej samej sprawie. Czym więc się teraz różnili? Być może przed „wykitowaniem” można było ich odróżnić, ale nie teraz. Kości tak naprawdę niczym się nie odznaczają… Właśnie dlatego w tym momencie patriotyzm był dla niego nic nie wartą gadką. Za kraj, który w dużym stopniu przyczynił się do wybuchu kolejnej wojny światowej nie opłaca się ginąć czy zabijać. Miliony ludzi z jednej i drugiej strony mordują wyłącznie po to, by udowodnić swoją rację. Ultima ratio regum…
Pięciu żołnierzy ( w tym Imizaczow ) ruszyło ostrożnie korytarzem, cały czas oświetlając podłogę latarkami. Nagle ktoś krzyknął „Stop!”. Wasilij nakazał skryć się w mieszkaniu obok. Odbezpieczył granat, rzucił w stronę miny i wskoczył do pomieszczenia, zatykając uszy. Gdyby nie to, z pewnością by na kilka minut stracił słuch. Dała się słyszeć głośna, wielka eksplozja. Spowodowała ona, że na podłodze znalazło się nowe kilkadziesiąt kilogramów gruzu.
Do drużyny dołączyło kilkanaście osób i dalej ruszyli korytarzem. Panowała niemalże całkowita cisza, którą zakłócał jednostajny stukot butów. Powodowało to, iż „widoki” stały się jeszcze bardziej przygnębiające. Smugi światła rzucane przez latarki co chwilę odsłaniały kolejne szczegóły: to dziura w ścianie, to kilka trupów na podłodze, to nadpalony pluszowy miś, mocno zniszczony mebel, zepsuta lampa, pies bez głowy albo… zdziwiony żołnierz z Claymor`em w ręce. Natychmiast huknęło kilka serii naraz. Mężczyzna nie miał żadnych szans – poleciał podziurawiony wiele metrów do tyłu. Nagle zagrzmiał amerykański M16A4 ze schodów. Padło dwóch Rosjan, reszta skoczyła do różnych mieszkań. Wymiana ognia trwała tylko paręnaście sekund – wróg zginął.
- Co wy tam, kurde, robicie?! – Przeklął wielokrotnie i dodał: - Natychmiast tutaj chodźcie i nas wesprzyjcie! Wykonać! – krzyknął starszy kapral Sesojew. Chwilę później dołączyło do nich kolejnych kilkunastu żołnierzy. Zostali nieco poniżeni, po czym ruszono w dalszą drogę. Przez następne minuty na korytarzach toczyła się zażarta i krwawa bitwa, w której wielu Amerykanów niezbyt honorowo strzelało z ciemnych mieszkań, leżąc pod meblami. W końcu dzięki przewadze liczebnej wygrali Rosjanie.
Wasilij podszedł do leżących na ziemi wyrzutni rakiet przeciwlotniczych – FIN-92 Stinger i pokręcił głową. Czy dla jakiegokolwiek kawałka metalu opłaca się ginąć i zabijać?
- Tywuj 6, tutaj Alfa 8, przejęliśmy budynek Herf, powtarzam: zdobyliśmy budynek Herf. Znaleźliśmy tutaj Stingery, Javeliny, granatniki SMAW oraz wiele karabinów wyborowych. Ponieśliśmy znaczne straty, proszę o wsparcie – powiedział sierżant Kimirił.
- Alfa 8, dobra robota. Wsparcie przybędzie jak najszybciej będzie w stanie. Jak wiecie, z budynku dobrze widać ważne ulice. Zniszczcie jak najwięcej wrogich jednostek pancernych i lotniczych. Niech snajperzy wypatrzą i zlikwidują wrogich strzelców wyborowych w innych punktach miasta. Tywuj 6 bez odbioru – brzmiała odpowiedź.
- Słyszeliście! Bierzcie te Javeliny, nauszniki, żeby nie ogłuchnąć i rozwalcie tamte pojazdy – Wskazał ręką dowódca – Cholera, ten M3A3 Bradley zaraz rozwali barykadę naszych! Strzelać, szybko!
Wasilij oparł broń o ścianę i usiadł na w miarę dobrze zachowanym fotelu w jakimś mieszkaniu. Popatrzył na przelatujące nad blokiem helikoptery Ka-52 Hokum B. Zastanowił się, po co to wszystko. Przecież i tak ten budynek za jakieś trzy godziny przejmą z powrotem Amerykanie, następnie, po upływie kolejnych trzech Rosjanie i tak cały czas ( jak zdarzało się w ciągu ostatnich dwóch dni bitwy o Moskwę ). Jaki to ma sens? O ile zostanie w tym budynku, pożyje co najwyżej do północy. A on, mimo swojej nienawiści do gatunku ludzkiego, chciał żyć. Zamierzał stworzyć jakąś nową religię, filozofię czy coś w tym rodzaju, która nakazywałaby życia w skromnych warunkach, przy minimalnym wyzysku natury. Jednak, tak jak tysiące innych żołnierzy i jak sam Albert Einstein uważał, że IV Wojna Światowa będzie toczona na maczugi, że ludzkość sama się unicestwi poprzez III globalny konflikt. Nie zrobi tego meteoryt, kosmici, niezniszczalny wirus, czarna dziura, bunt maszyn ani nic takiego… Gatunek ludzki wykończy się samodzielnie. A przy okazji zniszczy Ziemię. Wasilij ponownie poczuł wściekłość, ale był bezradny. Cóż mógł zrobić? Sam jedyny nie zatrzyma furii milionów. Zacisnął pięści i z sykiem je rozluźnił. Mimo dziesięciu miesięcy uczestnictwa w wojnie, gniew do ludzi mu nie przeszedł. Chociaż wiedział doskonale, że jeden człowiek niewiele może zdziałać, żywił jeszcze złudną nadzieję, iż zakończy ten konflikt. „Ale nawet jeśli temu podołam – myślał – czy to zakończy całkowicie wszelkie zbrojne spory? W końcu istnieją one od wielu tysięcy lat. Skoro co chwilę wybuchają kolejne, oznacza to, że ludzkość niczego z tego nie wyciąga. Nawet jeśli powstrzymam tę wojnę, prędzej czy później wybuchnie kolejna… a po niej jeszcze jedna i tak w nieskończoność. Ludzie w każdej sytuacji będą ze sobą walczyć byle czym o byle co. Dla władzy. Dla pieniędzy. Dla żywności i wody. Cholerni rządzący idioci, opierający swoje ustroje na bezustannej walce. Potem wymyślają pojęcie patriotyzmu, aby ludzie oddawali swoje i odbierali cudze życie dla kraju, w którym żyją. Wermacht właśnie tak robił i wszyscy go znienawidzili. Amerykanie czynią niemalże to samo w Iraku, Afganistanie czy gdzieś tam, za co miliony ich kochają. Mało kto myśli o tubylcach, którym zdecydowanie nie podoba się uszczęśliwianie na siłę.”
Wasilij westchnął głośno, przepełniony goryczą, smutkiem, niedowierzaniem i wściekłością jednocześnie. Nie po raz pierwszy miał tego wszystkiego dość. Chciał wrócić do domu, przestać przejmować się walką, spokojnie porozmawiać przy piwie z kolegami, chciał mieć gdzieś problemy jego kraju. Niestety, politycy nie potrafili ugryźć się w język i powiedzieli za dużo. Właśnie z tego powodu około dwudziestu milionów ludzi straciło życie, a wielu innych już ma je przegrane. Dzieci musiały błyskawicznie wydorośleć, by zrozumieć, że już nigdy nie zobaczą swojego taty, którego ciało gniło teraz gdzieś z dala od domu. Dorośli musieli bardzo szybko zdać sobie sprawę, iż już na zawsze stracili kończynę. Starzy musieli jak najszybciej przypomnieć sobie koszmar dzieciństwa – II Wojnę Światową. Wszyscy musieli jakoś pogodzić się z utratą bliskich i walczyć dalej, by kto inny nie musiał płakać za nimi. Różnica między dobrem a złem już dawno zniknęła, skoro wyznawcy wszelkich ideologii robią to samo i uważają za złe tylko działania wroga. Prawdopodobnie ten wielki konflikt to narodziny gigantycznej anarchii, która ( jeżeli nie zniszczy świata ) może cofnąć ludzi do epoki kamienia łupanego. A wojny będą toczone nadal – nic nie powstrzyma ludzkiej nienawiści.
Wasilij nie chciał dłużej o tym myśleć. Wstał z fotela i usłyszał głośny huk. Na chwilę stracił słuch, krzyknął cicho z bólu, po czym zaczął się rozglądać, skąd pochodzi.
- Ach tak, te przeklęte Javeliny – mruknął i biegiem oddalił się, by nie ogłuchnąć ponownie. Gdy już był daleko i zwolnił tempa, usłyszał rozmowę dwóch żołnierzy.
- Jak sądzisz, jakim zwierzęciem zostaniesz po śmierci?
- Wydaje mi się, że… - zaczął jeden z nich, ale Imizaczow przerwał mu i rzucił pogardliwe spojrzenie:
- Nie wiedziałem, że ktoś jeszcze w to wierzy. Jesteśmy zwyczajnym gatunkiem, kretynie! Nie jakimś umiłowanym dzieckiem Bożym czy Transformerem zmieniającym się w inne stworzenia po śmierci. Dlaczego ludzie są tacy tępi i nie mogą tego zrozumieć? – Pokręcił z niedowierzaniem głową i dodał: - Ja osobiście proponowałbym, żebyś został mutantem odpornym na pociski czołgowe i wybuchy bomb atomowych, bo inaczej nie pożyjesz zbyt długo w nowym świecie – Po tych słowach odszedł, nawet nie oglądając się za siebie. Żołnierz wstał z furią i krzyknął:
- Jak śmiesz obrażać moje poglądy?! – Pokazał mu środkowy palec, jednak nie doszło do kłótni, ponieważ coś eksplodowało.
Wasilij omal się nie przewrócił, ponieważ całym budynkiem mocno wstrząsnęło. Ponownie na chwilę stracił słuch, lecz nie zwracał na to uwagi. Dopadł do pobliskiego okna i wyjrzał przez nie – stało się to, co podejrzewał. Pomieszczenie, z którego przed chwilą prowadzono ostrzał z Javelinów, zniknęło. W jego miejsce pojawiła się wielka dziura. „Co się tu dzieje, do cholery?” – pomyślał ze strachem. W tym momencie kolejny pocisk znikąd uderzył w blok; teraz zniknął fragment parteru.
- Oni chcą rozwalić budynek – wrzasnął z przerażeniem. Wybiegł z mieszkania i na łeb, na szyję rzucił się ku schodom. Miał szczęście, bo był jednym z pierwszych. Chwilę później ruszył za nim krzyczący tłum, a budynek ponownie zadrżał, jego fragment po prostu runął z hukiem na ziemię.
Imizaczow biegł po zniszczonych stopniach, nie zwracając uwagi na wrzaski, lecące zewsząd kawałki betonu, ból czy zmęczenie. To działał instynkt, który kazał przeżyć… Za wszelką cenę przeżyć. Przeskakiwał nad trupami, unikał „spadającego sufitu”, wrzeszczał bez sensu, starając się dotrzeć na dół nim będzie za późno. Wszechobecny huk zdawał się naśmiewać z uciekających żołnierzy. W pewnym momencie Wasilij dostał sporym fragmentem betonu w rękę, lecz nawet tego nie zauważył. Gdy znalazł się na pierwszym piętrze wyskoczył przez dziurę w ścianie na ziemię. Zabolała go noga, ale nie zważając na to, runął pędem do przodu, jak najdalej od budynku. Gdy znalazł się na ulicy, uklęknął za wrakiem jakiegoś pancernego pojazdu i popatrzył na blok. Jego ostatnia część chwiała się, a gdy dostała jeszcze dwa pociski, spadła z głośnym hukiem i łoskotem na ziemię. Następnie żołnierze, którzy zdołali przeżyć, zostali ostrzelani przy pomocy działka o małym kalibrze. Oprócz kaprala ucieczkę przeżyło co najwyżej dwadzieścia osób.
- Co to było? – usłyszał zrozpaczony głos.
- Chyba samolot AC-130U Spooky zniszczył budynek haubicą kalibru 105 mm, a potem zastrzelił piechotę działkiem 25 mm – odparł rzeczowo pomimo zmęczenia, strachu i wściekłości.
- Ale po co ci pieprzeni jankesi to zrobili?! Przecież ten budynek jest ważny również dla nich!
- Nie wiem, widocznie szykują jakiś zmasowany atak i koszą wszystkie ważne budynki. Kurde, ma ktoś radiostację? Nie? To nie mamy jak połączyć się z dowództwem.
- Miejmy nadzieję, że przyślą nam posiłki – odparł żołnierz – Z tego, co widzę, to na razie nie jesteśmy zdolni do walki – Popatrzył na zniszczony budynek i dodał ze smutkiem: - Przynajmniej zginęli za ojczyznę…
Imizaczow usiadł, stękając z wysiłku. Oparł broń o wrak pojazdu. Ciężko mu było uwierzyć, iż to samo zrobił jakieś dziesięć minut temu. Jak dużo się od tego czasu zmieniło…
- Kojarzysz Aleksandra Matrosowa? Tak, pewnie, że go znasz, w końcu nam wszystkim wkładali go łopatą do głowy… jako wzór cnót wszelakich, jako bohatera narodowego i patriotę – Upił dłuższy łyk wody z manierki, po czym dodał obojętnym tonem: - Naplułbym debilowi w twarz.
W tym momencie z kilku stron rozległy się wściekłe okrzyki. Podbiegł do niego jakiś żołnierz, jednak natychmiast został powalony trzema błyskawicznymi ciosami kolby w kolano.
- Uspokójcie się, dobra?! Może najpierw wysłuchajcie do końca, zanim mnie zabijecie. Jakżeż mogłem obrazić kogoś takiego? Człowieka, który własnym ciałem zasłonił niemiecki karabin maszynowy i dzięki temu jego batalion przełamał opór szkopów? Młodego żołnierza zdolnego do poświęceń za ojczyznę? A takie, że jeżeli mogę mówić o nim dobrze, mam prawo też go oczerniać… Jego patriotyzm mam gdzieś. Wiecie, za co on zginął? – Wasilij splunął na ulicę – Za Związek Radziecki. Za kraj, który miliony swoich obywateli bez powodu wtrącał do obozów, byleby tylko ich zastraszyć. Za kraj, który pod względem bestialstwa w swoim postępowaniu był gorszy nawet od Trzeciej Rzeszy. Za kraj, który przyczynił się do wybuchu II Wojny Światowej… Zbrodnie tego państwa mógłbym wymieniać godzinami, ale nie ma to sensu – Popatrzył groźnie na żołnierza z zaciśniętą pięścią. Przeszedł do rzeczy: - Gdyby Matrosow był Niemcem i postąpił tak samo, wątpię, żeby dzisiaj uważano go za bohatera. Jest nim dlatego, że działał przeciwko nazistom, bo ich nikt nie lubi. Przepraszam bardzo, dlaczego? Czyżby śmierć za najgorszy kraj na świecie jest lepsza niż śmierć za drugi pod względem bestialstwa? – Zamachnął się kolbą, żeby odpędzić wściekłego mężczyznę i wyłożył kawę na ławę: - Spójrzmy prawdzie w oczy: jeśli to Stany Zjednoczone wygrają tę wojnę, to my będziemy uważani za potwory. Niezależnie od tego, jak bohatersko byśmy zginęli za Rosję, i tak wygrani będą mieli najwięcej do powiedzenia. W tym momencie ofiara wielu milionów pójdzie na marne, i właśnie do tego zmierzam. Wiecie, czym w wypadku tego konfliktu jest patriotyzm? Całe narody giną i zabijają się nawzajem, bo wybrani przez nas skretyniali politycy powiedzieli trochę za dużo. Ciała naszych bliskich i nas samych będą gdzieś gnić, zapomniane przez wszystkich. Mnóstwo osób straci na zawsze kończyny, świat już nigdy nie będzie dla nich taki sam… Podobnie zresztą jak dla tych, którzy zwariują psychicznie z powodu bezustannej walki, wrzasków bólu, płaczu… Cały czas będą myśleć: „Co ja zrobiłem, jak mogłem zabić tyle osób?” albo „Postarałbym się bardziej i uratowałbym tamtych kilkunastu ludzi… Czy ktoś mi to kiedyś wybaczy?” – Pokręcił głową. O dziwo, nikt mu nie przerywał – Tyle bólu i cierpienia… Tyle strachu… Tyle bestialstwa… Dalej chcecie być patriotami? Chcecie z wypiętą piersią ginąć i zabijać, zamieniać lasy w pustynie? Za co, za ojczyznę?! Psuć sobie życie dlatego, że nasz cholerny prezydent musiał palnąć to obraźliwe zdanie? I dlatego, że Ameryka, jakby czekając na pretekst do wojny, zaatakowała od razu? Mieliśmy szczęście… udało się od razu wyprowadzić kontruderzenie i cudem przebić do Waszyngtonu… Ale to było sześć miesięcy, jakieś trzynaście milionów ofiar i pewnie ze trzydzieści bomb atomowych temu. Teraz bronimy własnej stolicy; przegrywamy… Już za chwilę dowiemy się, jakimi to Rosjanie są potworami, a jacy Amerykanie są dobrzy i wyrozumiali… - Wasilij miał w oczach łzy smutku i bezradności. Stwierdził jednak ze zdziwieniem, że żołnierze są nieco wstrząśnięci jego wypowiedzią. Miał wrażenie, iż każdy uczestnik wojny wiele razy rozważał takie sprawy. Najwidoczniej się mylił.
- No dobrze, ale to nie wyjaśnia, dlaczego chciałbyś napluć w twarz Matrosowowi – powiedział ktoś z oburzeniem. Imizaczow popatrzył mu w oczy i powiedział:
- Chociażby tyle, że stał się symbolem patriotyzmu.
Mężczyźnie nie chciało się już z nim dyskutować, ale przyszło mu do głowy jeszcze jedno pytanie:
- Dlaczego walczysz za Rosję?
- Nie myśl sobie, że interesuje mnie, czy ktoś będzie wspominał jako bohatera, kiedy będę się rozkładał, pokryty karaluchami. Chcę dokopać Amerykanom, bo mnie wkurzyli, rozpoczynając III Wojnę Światową. Poza tym nie sądzisz chyba, że w czasie bitwy o Moskwę siedziałbym bezczynnie jako cywil. Mieszkałem tutaj, i chcę odbić stolicę.
Ich rozmowę przerwał głośny pisk klaksonu. W ich stronę podjechało kilka samochodów terenowych GAZ-2975 Tigr.
- Wsiadać tutaj! Czy może wolicie poczekać na jankesów? Nie martwcie się o ten cholerny amerykański samolot, rozwaliły go nasze MiG-i. Dostał cztery rakiety w skrzydła i ogon! – Pozostali przy życiu Rosjanie pośpiesznie wsiedli do pojazdów, które chwilę potem odjechały.
- Nie lepiej było przysłać jakąś ciężarówkę? – zapytał jeden z nich.
- Wysłano tutaj dwie, ale natknęły się na wrogi oddział z granatnikami. Po tej stracie wysłano nas, bo byliśmy najbliżej – odparł kierowca.
Mijając kolejne zrujnowane przecznice i skrzyżowania Wasilij przypomniał sobie bitwę o Waszyngton, gdzie podobna, lecz o wiele bardziej dramatyczna sytuacja doprowadziła do spotkania z Josephem Collinsem ( Imizaczow uśmiechnął się na myśl o człowieku mającym takie samo imię i nazwisko jak znany lekarz neurochirurg ), prawdopodobnie jedynym człowiekiem na Ziemi, który go rozumiał… Natychmiast przypomniał sobie również, co stało się z jego przyjacielem…
I właśnie w tym momencie usłyszał krzyk.
Ciąg dalszy nastąpi…
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
sunshine
Pirokinetyk
Dołączył: 09 Maj 2011
Posty: 769
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Z jaskini:) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 17:50, 18 Lis 2011 Temat postu: |
|
|
,,Dzieci musiały błyskawicznie wydorośleć, by zrozumieć, że już nigdy nie zobaczą swojego taty, którego ciało gniło teraz gdzieś z dala od domu."- Tym zdaniem mnie strasznie wzruszyłeś. Wow. Ta część jest jeszcze lepsza od pierwszej. Te poglądy filozoficzne są... no, są uzasadnione, co jest dziwne jeśli ich autorem jest czternastolatek. No, człowieku, wolę nie myśleć jak świetnie będziesz pisał za pięć lat.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|