Forum Forum GONE Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

[Fan-fick] Po zachodzie słońca
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum GONE Strona Główna -> Archiwum / Fan-Art-Fan-Fiction!
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Nicole
Super Silny
Super Silny


Dołączył: 25 Paź 2010
Posty: 334
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 22:31, 12 Mar 2011    Temat postu:

Może jutro. Nie wiem. Jestem w trakcie pisania Wesoly

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
I'm not hardcore
Gyrokinetyk


Dołączył: 01 Lut 2011
Posty: 650
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: znasz GONE?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 14:56, 13 Mar 2011    Temat postu:

Więc tak.
Bryza nie żyje, tak, czy nie?
I ile lat 'później' niż właściwe GONE, się dzieje?
I ile lat ma Caroll?
Aha, rozumiem, że Bryza ma 2 dzieci z Jackiem, ale Edilio ją kocha?
Czy mi się kompletnie pokręciło.
Taylor nie żyje, tak?
Sam już chyba też.

Więc po raz kolejny powiem - jesteś geniuszem.


Ok! Lubię to!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nefeid
Kurczak


Dołączył: 17 Maj 2010
Posty: 1500
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 13 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: łódź
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 15:44, 13 Mar 2011    Temat postu:

Nicole, moje serce tęskni... do tych wszystkich emocji... do wszystkiego, co jest związane z Twoim ff.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nicole
Super Silny
Super Silny


Dołączył: 25 Paź 2010
Posty: 334
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 20:39, 13 Mar 2011    Temat postu:

Proszę bardzo. Nie podoba mi się kompletnie. No nie wiem. Sami zresztą zobaczycie. Takie jakieś... nijakie w porównaniu do reszty.


6. Rodzicielstwo


Astrid płakała. Podtrzymywała dłońmi głowę nad stołem, na którym widniało kilka rozbryzgniętych słonych kropel. Odzyskała dzieci- by zaraz je stracić. I po co? Czy był sens, by w ogóle tu wracały? Najgorsza była bezsilność; świadomość, że jest niepotrzebna. Zawsze tak było. Nienawidziła się za to, że gdy działo się coś złego, ona nie potrafiła pomóc. Że wymagała tego od innych. I to oni, osoby, na których jej zależało, poświęcali siebie. Poniekąd to ona była sprawcą ich cierpienia, a sama tylko się przyglądała. „Głupia, egoistyczna Astrid”, pomyślała, spoglądając za okno pustym wzrokiem. Wiedziała, jak reagował Sam na jej wyrzuty, już kilka razy poważnie rozmawiał z nią o tym. Bez rezultatu. Ona nie była skłonna uznać, że wszystko jest w porządku. Czuła się niepotrzebna, nieużyteczna, a co gorsza- czuła się tchórzem.

Gabrielle wysunęła lekko język, smarując kredkami kolejną kartkę. Tym razem przedstawiała ona tego żołnierza, szeregowego Angela. Za nim, na jaskrawoniebieskim niebie (błękitna była złamana) widniał wielki, atomowy grzyb. Fotograficzna pamięć dziewczynki zapamiętała każdy szczegół. Niestety.

Drzwi otworzyły się gwałtownie, uderzając w ścianę.
-Astrid!- wrzasnęła Lana zachrypniętym głosem. Wraz z Chrisem podtrzymywała nieprzytomną, zakrwawioną dziewczynę. Sama ledwo żyła. Dosłownie. Taka ilość pracy zawsze ją męczyła. Teraz była wykończona- ponad dwie godziny spędziła przy Caroline. W rezultacie uratowała jej życie, ale dziewczyna straciła zbyt dużo krwi i padła na granicy PB. Całe szczęście, że na horyzoncie pojawił się Chris.
U szczytu schodów stanęła wysoka kobieta. Z jej ust wydobył się głuchy jęk, zawierający cały ból, który czuła jako matka, odkąd wiedziała, że Gaiaphage zajmuje się jej córką. Zbiegła ze schodów, potykając się. Już za chwilę Caroline leżała na łóżku w pokoju gościnnym, myta przez drżące ręce Astrid.
-Co się stało?- Astrid uniosła głowę, nieudolnie próbując ukryć ślady łez.- Czy ona…
-Wszystko w porządku- Lana zachwiała się, oparła o szafkę.- Jest wycieńczona, straciła mnóstwo krwi, ale żyje. Niech trochę pośpi. Będzie dobrze.
-Gdzie Brianna?
Zapadła cisza. Potem, ledwo dostrzegalnie, Lana pokręciła głową. Otwarła usta, żeby coś powiedzieć, ale słowa wydały jej się zbędne. Astrid zrozumiała. Zakryła ręką usta.
-Boże… A Edilio?- szepnęła. Bała się odpowiedzi.
-Został tam. Ciemność… Drake nic mu nie zrobi. Nie fizycznie. Nie o niego mu chodzi- Lana odwróciła wzrok od Astrid. Wiedziała, że następne słowa złamią jej serce.
Astrid odwlekała temat Sama, jak długo mogła.
-Co to znaczy?
-Ten dom jest nawiedzony. Nie, może bardziej… Opętany. Przez Ciemność. Żywi się strachem, wydobywa na światło dzienne skrywane lęki. Edilio walczy ze swoimi demonami- z wyrzutami sumienia- głos Lany ucichł nagle. Z powodu swojej niezwykłej więzi z Gaiaphage widziała wszystko oczami Drake’a, można by rzec. Ciemność pozwoliła jej się poznać, ale Lana nie dała się zdominować. Mimo że Drake był jej wrogiem, pod względem dostępu do Gaiaphage byli podobni. Z tym, że ona pozostała dobra. Wyrzutem sumienia Edilia byli żołnierze w jego służbie, polegli na polu walki. I Quinn. Mgliste wspomnienie deski surfingowej zalśniło w jej umyśle jak błyskawica rozcinająca niebo i zaraz znikło.
-A… A Sam?
W oczach Astrid widniało najczystsze przerażenie.
Lana przetarła powieki.
-Naprawdę chcesz, żebym ci powiedziała?- jej głos był słaby, zmęczony, spod nosa ciekła cienka strużka krwi, ślad po niedawnym wysiłku psychicznym.
-Powiedz mi, czy on… Czy…
-Żyje. Na razie. Ale z tego, co słyszałam, to krzyczał prawie cały czas. I powtarzał twoje imię, imiona swoich córek, Brianny i…- Lana zmarszczyła brwi.- I Quinna.
Astrid zbladła. Gdy pochylała się nad ciałem dziewczyny, Lana usłyszała ciche łkanie.
-Ja…- Lana odchrząknęła i zachwiała się jeszcze raz. Usiadła ciężko na fotelu. Zasnęła po kilku minutach.
-Astrid?
Kobieta poderwała głowę.
-Christopher? Co ty tu robisz?
-Przyprowadziłem ją przecież…- chłopak uśmiechnął się lekko. Nie odwzajemniła uśmiechu.- Poza tym, poniedziałek, robię listę, no wiesz, czy czegoś czasem nie potrzebujesz spoza ETAPu…
-To nie jest dobry moment!
Chłopak skrzywił się, zaczerwienił. Zerknął na leżącą dziewczynę- ta okręciła się na drugi bok, rozerwana koszulka odsłoniła purpurowy fragment stanika. Szybko odwrócił wzrok.
-Przepraszam, ja… Przyjdę później- szybko wyszedł. Trzasnęły drzwi.
Astrid pogładziła policzek Caroline i otarła twarz. Sam na pewno nie chciałby, żeby się zamartwiała. Poza tym miała przecież jeszcze jedną córkę. A tej przyda się odpoczynek. Niech sobie pośpi. Oby tylko nie miała koszmarów.

-Cześć, Gabby- Astrid uśmiechnęła się słabo. Dziewczynka poderwała głowę znad rysunku.
-Co się stało, mamusiu? Jesteś strasznie blada…- powiedziała powoli, odkładając kredki na bok.
-Caroll… Wróciła.
Dziewczynka zerwała się z miejsca.
-Mogę się z nią zobaczyć? Proszę!- szybko podeszła do kobiety. Ta lekko pokręciła głową.
-Dużo przeszła, niech się wyśpi.
-Ale nic jej nie jest?
Astrid uśmiechnęła się i pokręciła głową.
Na twarzy Gabrielle rozlała się ulga. Astrid podeszła do lodówki.
-Masz może ochotę na kakao, aniołku?

Jimmy wraz z Lilyanne szedł dziarsko do ratusza. Zajęcia w przedszkolu już się skończyły, wujek Johnny nauczył ich nowej piosenki i puścił do domów. Bliźnięta uśmiechały się do siebie i w zasadzie do całego świata. On zostawiał na chodniku wypalone plamy w kształcie drobnych stóp, ona kałuże wody. To zawsze niezmiernie irytowało tatusia, który wtedy brał je na ręce i tłumaczył, że mogą się bawić mocami, ale w mniej efektowny sposób. Mamusia wtedy protestowała i twierdziła, że ona codziennie pokazuje to, co potrafi, i nikt nie ma jej tego za złe. Dzieci wiedziały, że tylko tak się wygłupiają i też się śmiały.
-Stary Donald farmę miał…!- krzyknął nagle Jimmy pełną mocą swojego małego gardła, śmiejąc się radośnie. Siostra spojrzała na niego z dezaprobatą. Byli jak Bryza i Jack- kompletne przeciwieństwa, doskonale się uzupełniające. Ciocia Astrid stwierdziła, że tak to działa, że moce rodziców mieszają się z ich charakterem i psychiką i powstaje zupełnie nowa moc, którą mają dzieci.
-Jim, chodź już- dziewczynka pociągnęła go za rękę. Razem weszli na górę.
-Ciociu Astrid?
-Tu jestem, skarby!
Dziewczynka zmarszczyła brwi.
-Ma taki dziwny głos. Może się przeziębiła?
Brat nie zwrócił na nią uwagi, tylko tupiąc wbiegł na górę.
-Ciociu Astrid, dzień dobry!- staną w drzwiach, uśmiechając się szeroko.- O, cześć!- powitał pijącą kakao dziewczynkę siedzącą przy stole, która zawzięcie rysowała coś w bloku.- Ciociu-ciociu-ciociu, wiesz, kiedy wróci mama?!
Obok niego stanęła niemal identyczna dziewczyna, trzymając się pod boki.
-Czemu ty jesteś taki szybki zawsze, co? On chciał się spytać, czy może wiesz, ciociu, kiedy nasza mama wróci z pracy.
Kobieta odwróciła od nich wzrok, widocznie zbladła.
-Nie wiem, naprawdę nie wiem. Ale idźcie do domu, Jack z wami na nią poczeka.
-Dzięki, ciociu!
Już ich nie było. Gabrielle uniosła wzrok znad rysunku.
-Kłamałaś, prawda?- spytała cicho.
Astrid nie odpowiedziała.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Daisy
Gyrokinetyk


Dołączył: 01 Sty 2011
Posty: 673
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: spod kołdry.
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 21:04, 13 Mar 2011    Temat postu:

Hm, przez mój nadmiernie dziwny móżdżek przebiegła myśl - Czyżby Sam żywił jakieś uczucia do Quinna? Kanarki, nie wiem co o tym myśleć, ale... to mi nie daje spokoju. Poczekamy, zobaczymy.
Rozdział mi się podoba, szczególnie uchwycenie zdesperowanej matki, która straciła dziecko. Bardzo ujmujący opis, w mojej opinii. Aż czuć ten smutek Astrid.
Reszta? Cóż tu mówić - niesamowita, jak zwykle.
Dlaczego wszystcy wokół mnie mają taki dar do pisania, a ja to takie pisarskie beztalencie jestem, co? No cóż, zawszę mogę się pocieszyć czytając twój, oraz innych ff. C:


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nefeid
Kurczak


Dołączył: 17 Maj 2010
Posty: 1500
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 13 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: łódź
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 21:43, 13 Mar 2011    Temat postu:

No i nie wytrzymałam. Muszę to skomentować. Kiedy tylko domyśliłam się, kim są Jimmy i Lilyanne... Potrafisz tak wspaniale opisać emocje.

Aha, i jeszcze jedno - za krótko Twisted Evil


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Nefeid dnia Pią 17:14, 15 Cze 2012, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Buu!
Gość





PostWysłany: Nie 21:54, 13 Mar 2011    Temat postu:

Prawie płakałam, wiesz? Szybciej, dalej, za krótkie!
Powrót do góry
I'm not hardcore
Gyrokinetyk


Dołączył: 01 Lut 2011
Posty: 650
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: znasz GONE?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 13:39, 14 Mar 2011    Temat postu:

Znowu brak mi słów.
Mamy rekolekcje i 3 błogie dni bez szkoły.
Zadowolona wchodzę na forum i pierwsze co robię, już zawsze, od ponad tygodnia, wchodzę na ten temat.
Myślałam, że spadnę z krzesła na widok nowego rozdziału.
Cudem się utrzymałam, przeczytałam.
Teraz dygoczącymi rękami piszę to wszystko i myślę, że chciałabym znaleźć w moim 13-letnim mózgu jakieś inteligentne słowa, które razem utworzyłyby jakiś równie inteligenty komentarz.
Niestety, jedyne, co mogę powiedzieć, to : rozwaliłaś mnie, dziewczyno.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rose
Wykrywacz Kłamstw


Dołączył: 27 Lis 2010
Posty: 1256
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Wyspa Crabclaw
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 16:29, 14 Mar 2011    Temat postu:

Biedne dzieci. O matko, biedne dzieci.Nie ja... wiesz co Nikki- po prosto rzuciłaś mnie na kolana. Jak zwykle. Powinnam sie chyba już przyzwyczaić, do tego uczucia....A tu tekst się kończy i spadam z ETAP-u do mojego pokoju! Ałć, potukłam się! Jak tu to robisz?!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
amnaese
Super Szybki
Super Szybki


Dołączył: 22 Lis 2010
Posty: 449
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 17:23, 14 Mar 2011    Temat postu:

Dziwię się, że jeszcze nie odkryłam Twojego FF. A może raczej - odkryłam, ale odniosłam się do niego bardzo sceptycznie, jak do większości FF, które czytałam, a z których żadne nie miało jakiejkolwiek treści merytorycznej bądź ciekawej fabuły.
I tu mnie zaskoczyłaś, bo nie trafiło mi się jeszcze żadne opowiadanie, które tak mnie wciągnęło. Co do tego, że masz talent, nie mam żadnych wątpliwości, a więc rozwijaj się i pisz dalej, bo Twoje opowiadanie jest w mojej skromnej opinii o wiele lepsze niż GONE.
Jest przede wszystkim - świeże. Nie ukazuje snów tych samych stereotypów. Miałaś intrygujący pomysł z "co było dalej...". Jak większość intrygujących pomysłów, można takowy spaprać albo uczynić niesamowitym opowiadaniem. Ty, na szczęście, wybrałaś drugą opcję.
Świetnie budujesz dialogi. Kiedy trzeba, jest napięcie. Jak czytelnik ma płakać, to płacze. Wszystko jest opisane tak naturalnie, uczucia nie są wyolbrzymione ani ucudacznione. Czytając, odnosisz wrażenie, ze wszystko dzieje się naprawdę, co jest naprawdę wielką zaletą Twojego opowiadania.
Ops, ździebko się rozpisałam. Ale niestety nie mogłam się powstrzymać.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nicole
Super Silny
Super Silny


Dołączył: 25 Paź 2010
Posty: 334
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 15:59, 17 Mar 2011    Temat postu:

Żeby zrozumieć ten rozdział, chyba trzeba przypomnieć sobie końcówkę Czasu przełomów, tak myślę.


7.Contra spem spero

Mężczyzna nacisnął spust.
Kiedy Sam się obudził, pierwszym, co zobaczył, był przesiąknięty krwią materiał jego dżinsów. Powoli uniósł głowę, która pulsowała nieprzyjemnie w rytm bicia serca. Był przywiązany do krzesła na środku pokoju. Więzy oplatały mu nadgarstki, wrzynały się w brzuch i nogi. Skrzywił się, gdy do jego twarzy dotarło światło dzienne. Tak dawno nie widział słońca… I chyba trwanie tak długo w ciemności sprawiło, że najpierw ujrzał tylko zarysy postaci. Zmrużył oczy. Ale zaraz i tak je rozpoznał, mimo mroku skrywającego ich twarze.
Astrid. Caroline. Gabrielle.
Zakneblowane, związane, leżące pod ścianą jak marionetki, którym ktoś poprzecinał sznurki. Ich każde spojrzenie jak cios w serce. Sam jęknął.
-Drake, ty draniu, miałeś je zostawić w spokoju…- spojrzał na mężczyznę siedzącego na parapecie z rozpaczą w błękitnych, szeroko otwartych oczach.- Mówiłeś…
-I ty mi uwierzyłeś, Sammy…?- Drake uśmiechnął się szeroko i wstał z parapetu. Astrid załkała w bezsilnym przerażeniu.
-Błagam- Sam wychylił się z krzesła tak mocno, aż poczuł sznur na napiętych mięśniach brzucha.- Błagam. Pozwól im odejść. Zrób mi, co tylko chcesz, zabij mnie, ale pozwól im odejść. Błagam. Błagam!
Jego śmiech odczuł jak policzek. Świadomość, że nic nie zrobi, odebrała mu chęć walki. Zaraz się pozbierał, gdy spojrzał na osoby, na których mu zależało. Za które był gotów oddać życie. Odruchowo rozsunął palce, ale laser nie wydobył się z jego dłoni. To Ciemność; to ona kazała mu być tylko człowiekiem. Przynajmniej w tej piwnicy.
Drake wyszarpnął knebel z ust Astrid, która nawet nie udawała, że się nie boi.
-Sam, o Boże, ja nie wiedziałam… Myślałam, że… Byłam sama z Gabby, potem Lana przyprowadziła Caroll, ja… On powiedział, że… On ją zabrał, ja musiałam… Sam!
-Astrid, wszystko będzie dobrze, obiecuję, kocham cię, słyszysz?
-Ja też cię kocham, Sam, Sam…
-Będzie dobrze, Astrid, uwierz, ja…
-Sam!
W pospieszne, gorączkowe słowa wdarł się bezlitosny odgłos wystrzału.
-Astrid!- zawył Sam, czując, jak po policzkach płyną łzy.- Astrid, kocham cię!
Kobieta spojrzała na niego gasnącymi oczyma. Otwarła usta. Szepnęła coś. Jego imię. To Z maleńkiego otworu z boku jej głowy wypłynęła jedna, czerwona strużka.
-Astrid!
Sam szlochał, z bólem i przerażeniem, ona milczała. Zamknęła oczy, głowa opadła jej na ramię. Wołał ją, nie odpowiadała. Nie odpowiadała.
Drake tylko patrzył, to na niego, to na dymiącą lekko lufę beretty.
-Jak to jest, Sammy- spytał wręcz łagodnie.- Gdy osoba, którą kochałeś jak nikogo innego, ginie na twoich oczach? Jak się czujesz? Jesteś wściekły na mnie? Zrozpaczony? Pragniesz zemsty? Czy może myślisz, że to zły sen, z którego lada chwila się obudzisz?
Sam uniósł głowę.
-Czego chcesz?- spytał bezradnie.- Za… Zabiłeś ją. Właśnie pękło mi serce. Już się nacieszyłeś moim cierpieniem, już widziałeś go… Wystarczająco dużo, żeby być usatysfakcjonowanym. Pozwól… Błagam. Wypuść je- wskazał na tulące się do siebie, szlochające dziewczyny.- Błagam. Zabij mnie, uderz, zrań, co tylko zechcesz. Ale to dzieci. One niczego nie zrobiły.
Kącik ust Drake’a uniósł się w nieznacznym uśmiechu.
-Dzieci nie powinny płacić za błędy dorosłych- powiedział Sam cicho. –Zabiłeś Astrid, zabij mnie, to wyrównasz rachunek.
-Sammy, nie zauważyłeś?- Drake pochylił się nad nim.- To ETAP. Tu każdy będzie płacił za twoje błędy. Bryza już zapłaciła. I Quinn. I Edilio. I moja urocza Britt. I setki innych. Nie zauważyłeś? To, co się dzieje, to wyłącznie twoja wina.
Sam zatrząsł się jak w febrze. Obezwładniające zimno wypełniło mu płuca jak lodowata woda, wstrzymało oddech, zwolniło puls, jakby spadł z deski i nie mógł wypłynąć na powietrze. „On zaraz je skrzywdzi”, pomyślał beznamiętnie. „O Boże, proszę, uratuj je. Ja już nie dam rady. On zaraz je skrzywdzi, a ja nie mogę nic zrobić.”
Biczoręki uśmiechnął się z triumfem, podszedł do sióstr, które instynktownie skuliły się, zbliżyły do siebie. Jego macka okręciła się wokół pasa Caroline, uniosła w górę i rzuciła wprost w jego ramiona.
-Jesteś gotowa na drugą rundę?- szepnął jej Drake do ucha i biczem, nad wyraz delikatnie, wyciągnął knebel z ust.
-Tato!- zawołała zaraz dziewczyna zachrypniętym głosem, w którym czaiło się nieludzkie przerażenie.- Tatusiu, proszę, zrób coś! Taatuusiuu…!- jej głos przeszedł w pisk mogący zbić szkło, kiedy Drake wsunął mackę pod jej koszulkę. Wyrywała się. Bez skutku. Trzymając ją za ramiona Drake pchnął ją na ścianę. Macką związał jej dłonie nad głową, drugą ręką rozpiął spodnie, najpierw jej, później swoje.
-Tylko ją tknij, bydlaku, to przysięgam, zamorduję cię!- krzyknął Sam, szarpiąc się w więzach.- Błagam, Drake, nie rób tego!
-Tatusiu- załkała dziewczyna.- Tatusiu, proszę…
Później już nic nie mówiła. Cały czas krzyczała.
Sam też krzyczał. Prosił, błagał, wzywał Boga, przeklinał. Jego oczy rozszerzały się w poczuciu winy i bezradności, gdy patrzył na swoją pierworodną córkę i tego… Tego demona, który… Który… To słowo nie chciało mu przejść przez myśl, choć doskonale wiedział, że tylko Drake mógł posunąć się do tego, żeby zgwałcić czternastolatkę.
Sam rozerwał sznur, oplatający ręce. Cały czas płakał, nie zdając sobie z tego sprawy. Ręce miał obtarte do krwi, w oczach obłęd.
W końcu Drake ją puścił. Rzucił półprzytomną dziewczynę wprost na kolana Sama, który złapał ją i przygarnął do piersi.
-Wybacz mi, Caroline, wybacz- szeptał, odgarniając jej włosy z twarzy. Pocałował ją w czoło. Poczuł, że ona przytula się do niego, że cała dygocze i szlocha, zagryzając wargi. Widział ślad niedawno przeżytego cierpienia w jej błękitnych oczach.- Wybacz, Caroline, że…
-To nic, tatusiu, to nic. Tylko obiecaj mi, że weźmiesz nas do domu… Że…
Urwała. Macka śmignęła im przed oczami.
-Że…- spróbowała jeszcze raz, ale jej słowa zlały się w jedno z jakby bulgotaniem przy wdechu. Nie zdążyła zareagować. Krew z rozciętej tętnicy szyjnej trysnęła na Sama, na sufit i ścianę z tyłu, gęsta, ciepła. Ostatnia.
-Nie!- Sam zacisnął dłonie na jej gardle, ale krew przeciekała mu przez palce. –Nie, Caroll, nie!
Uśmiechnęła się, sama zaciskając palce na jego nadgarstku. Nie mogła oddychać, widział to. I widział, że choć się uśmiechała, w ostatniej chwili jej pogodne oczy barwy czystego nieba zmieniły się w pełne nieludzkiego strachu. Odchodziła, umierając z przerażenia. Osunęła się na podłogę.
-Drake, zabiję cię. Zadowolony jesteś?! Cieszysz się?! Dlaczego to zrobiłeś?! Mój Boże, czemu?!- zaszlochał Sam, ukrywając twarz w dłoniach. Nie mógł patrzeć na nie obie, na to, co się stało. W sercu eksplodowała fala bólu, gorsza niż fizyczne tortury, którymi ostatnio Drake go raczył.
-Nie, Sammy, ty tchórzu- zawołał Drake z ponurą satysfakcją.- Nie będziesz patrzył? Została mi jeszcze jedna… Ta najmłodsza, ta najbardziej niewinna i najbardziej nie zasługująca na śmierć…
Chwycił Gabrielle za rękę, podniósł, odkleił usta i postawił przed Samem, kładąc jej dłonie na ramionach.
-Gabby, tak? Urocze imię- powiedział z namysłem.
-Tatusiu- szepnęła Gabrielle, wpatrując się w mężczyznę przenikliwie.- Dlaczego pozwoliłeś, by zabił mamusię? By… By zranił Caroll? Dlaczego? Powiedz mi, dlaczego na to pozwoliłeś? Miałeś nas chronić- w jej głos wkradł się dziecięcy wyrzut, pretensja i strach przed tym, co dopiero mogło się wydarzyć.- Nie nadajesz się na ojca. Nie chcę, żebyś to ty nim był. Nie uratowałeś mamusi i mojej siostrzyczki- pokręciła głową.
-Uratuję ciebie, Gabby, przysięgam!
Dziewczynka znów pokręciła głową, ostro wciągając w płuca powietrze. Spuściła głowę na ostrze noża wystające z klatki piersiowej.
-To również ci się, tatusiu, nie udało- szepnęła, a może mu się wydawało? Dlaczego jej oczy nie były granatowe, tylko zabarwione nieludzką zielenią? Czemu jej krew była taka gorąca, tak gorąca, jak jego łzy? Nic nie czuł. Czy Drake już go zabił? Szybki jest, ma wprawę. Może teraz w końcu będą razem, całą rodziną, na wieki? Dlaczego Gabby wymykała mu się z rąk, rozpływała, plamiąc mu dłonie krwią, malując na nich zielone smugi?
-Gabrielle…!
Mężczyzna nacisnął spust.


Caine oddychał ciężko po długim biegu, jego dłoń lekko drżała, ale zdążył. Strzelił w odpowiednim momencie. Wyczuł w tym pomieszczeniu coś dziwnego. Zielony blask powoli znikał z kątów, ale Caine już był na tyle wyczulony, że zorientował się, że przed chwilą Gaiaphage był tu, namacalnie, że Ciemność ogarnęła piwnicę i zmieniła ją. Że czasoprzestrzeń się zagięła. I że Sam był tego świadkiem.
Z ręki Drake’a trysnęła krew, pistolet wzbił się w powietrze i upadł gdzieś na ziemię. Caine zaklął siarczyście i uniósł rękę, zatrzymując telekinetycznie miotającego przekleństwa Drake’a.
-Soren, nie mieszaj się do tego, ty sukinsynu, bo cię załatwię!
Caine wsunął pistolet za pasek i podbiegł do leżącego pod ścianą półprzytomnego Sama.
-Sam? Wszystko w porządku? Sam, do jasnej cholery, nie zasypiaj teraz!
-Gabby, przysięgam, uratuję cię!- krzyknął Sam, jakby w malignie, zamykając oczy.- Gabby!
-Hej, Sam, spokojnie, nic jej nie jest- powiedział Caine pospiesznie, z ukłuciem lęku i… Współczuciem, łapiąc go za ramię.- Dalej, braciszku. Wstawaj. Wynosimy się stąd.



*tytuł- dla nieznających łaciny, oznacza "wierzę wbrew nadziei".


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Nicole dnia Czw 22:09, 17 Mar 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Loki
Super Moderator
<b>Super Moderator</b>


Dołączył: 26 Maj 2010
Posty: 2006
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 43 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 16:09, 17 Mar 2011    Temat postu:

Dzisiaj komentarza nie będzie, bo nie istnieją na tym świecie słowa, które opiszą to co czuję.

Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Loki dnia Czw 16:10, 17 Mar 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rose
Wykrywacz Kłamstw


Dołączył: 27 Lis 2010
Posty: 1256
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Wyspa Crabclaw
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 16:38, 17 Mar 2011    Temat postu:

Dziekuję.


Nicole co ty zrobiłaś? Ja czuję się....jakby ktoś uderzył mnie młotkiem w głowę.

Czasami sa takie chwile, że brakuje ci słów. A ty nawet nie chcesz, żeby tak nie było. Bo boisz się, ża słowami zniszczysz to kruche piekno. Więc....ja nic więcej nie napiszę.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gusia
Uzdrowiciel
Uzdrowiciel


Dołączył: 23 Lis 2010
Posty: 861
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 19:15, 17 Mar 2011    Temat postu:

Powiem szczerze, że tylko Twoje opowiadania tu czytam.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
amnaese
Super Szybki
Super Szybki


Dołączył: 22 Lis 2010
Posty: 449
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 21:46, 17 Mar 2011    Temat postu:

Wyznam, że po raz pierwszy czytałam cokolwiek napisanego tak pięknie. Ciągle mam oczy szeroko otwarte i nie mogę wydusić z siebie słowa.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Fire-mup
Biczoręki


Dołączył: 08 Maj 2010
Posty: 2051
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 2/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 19:31, 18 Mar 2011    Temat postu:

Także nie mam pojęcia co napisać...
Astrid...
Carol...
Bryza...
Quinn...
Co teraz będzie? Bez głównej bohaterki? Chyba, że Caroll nią nie była. Albo przeżyje.
I co ja mam teraz o tym myśleć!? Czego się spodziewać!? Surprised

Nicole, twój geniusz mnie przerasta. Nie będę pisać jak bardzo cię uwielbiam i podziwiam, bo chyba juz parę razy mi się to wymsknęło. Very Happy
Jedynym co z siebie wyduszę, będzie:
Pisz! Pisz dalej!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rose
Wykrywacz Kłamstw


Dołączył: 27 Lis 2010
Posty: 1256
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Wyspa Crabclaw
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 20:24, 18 Mar 2011    Temat postu:

Nikki, czytałam tą część już chyba z pietnaście razy....i za każdym razem ma wrażenie, że to jakaś wielka kosmiczna pomyłka, że nie mam żadnej twojej książki na półce. A może mam? Przyznaj się- to ty napisałaś GONE!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
I'm not hardcore
Gyrokinetyk


Dołączył: 01 Lut 2011
Posty: 650
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: znasz GONE?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 20:29, 18 Mar 2011    Temat postu:

Doskonałe.
Genialne.
Perfekcyjne.
Brutalne.
Wysysające resztki nadziei, że będzie dobrze.
Rozpłakałam się, znowu. Nad opisem tego, co ***** (wybacz, to imię nie przechodzi przez moją klawiaturę jeśli piszę komentarz do jego czynów) zrobił Astrid i Caroline.
Przepraszam, nie jestem w stanie napisać nic więcej.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nicole
Super Silny
Super Silny


Dołączył: 25 Paź 2010
Posty: 334
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 15:08, 22 Mar 2011    Temat postu:

Troszkę sztuczne, troszkę zbyt górnolotne, ale... Tak miało być Mruga


8. Lekcja latania

Dziewczyna widziała wszystko, jakby stała tuż obok. Widziała inną dziewczynę, może w jej wieku i coś, co napełniło ją autentycznym przerażeniem. Chciała się obudzić, bo to przecież nie był jej koszmar, ale kolejny raz stała się uczestnikiem czyjegoś. Tym razem trafiło na tą, która uratowała jej życie. Na Lanę, Uzdrowicielkę. Nie mogła patrzeć na zielonkawego potwora jak z najgorszych snów. Odwróciła wzrok. Lana coś mówiła. Krzyczała. Próbowała z tym walczyć. I potem, i pani koszmarów i Uzdrowicielka zwinęły się z bólu. To, co było obok, ta Ciemność… Ból był okropny, przerażający, wszechobecny. I odbierał wolną wolę. Dziewczyna poczuła, jak ręką Lany chwyta broń, jak celuje i strzela, i obie krzyczą, ale nie mogą nic zrobić, bo wszędzie jest Ciemność, i nie ma sztolni, i jest ból i kara, i cierpienie i potworny strach i krew jakiegoś chłopaka na rękach. Edilio, krzyczy Caroline, choć nie wie, kim on jest, ale to nie ważne, bo to nie ona, bo…

Bo scena się zmieniła. Ale wciąż panowało to nienaturalne, obezwładniające zimno, które wypełniało jej wnętrze, zamrażało oddech i wstrzymywało bicie serca. Uzdrowicielka była starsza. Powolnym krokiem zmierzała w głąb lasu. Bała się. Caroll też się bała. Jej strachem. Słyszała głosy, jak ulatujące wspomnienia. Nie musisz tego robić. To nie była twoja wina. Nieprawda. Quinn zginął przeze mnie. Lano, mylisz się. To ja, to przez mój błąd… Zamilcz. Ja go nie uratowałam. Głosy cichną, gdy Lana się zatrzymuje. Dziewczyna powoli odwraca od niej wzrok. Pomiędzy drzewami coś pała zielonym plaskiem tak jasnym, że obie mrużą oczy. Ktoś się śmieje. Masz ochotę na drugą rundę, Lano? Caroll wie, kto to jest. Lana zamiera. Jak to możliwe, Drake? Dlaczego… Czy teraz to ty… Tak, to ja jestem Gaiaphage. Lana krzyczy. Chłopak… Nie, to nie chłopak, to demon, to zło w czystej postaci, sprawia jej nieznośny ból. Upada na kolana, pod rękami czuje liście, suchą ziemię. A on się śmieje. Ona płacze. To tak boli, Boże, błagam, pomóż, to boooliii…


Obie budzą się w tym samym momencie, z tak samo głośnym wrzaskiem.
-Co to było?- spytała Lana, trzęsąc się. Gniewnym ruchem starła łzy z policzka. Nie chciała przeżywać tego jeszcze raz.- Ty tam byłaś, prawda? Widziałaś to…
Caroline podciągnęła kolana i oplotła je rękami. Pokiwała głową.
-Przepraszam. Nie chciałam. Ja… Sama nie wiem- zadrżała.- Czasem… Ostatnio to się nasiliło, ale… Sama nie wiem- powtórzyła.- Kim on był? Drake? Kto to jest? Śniłam o nim poprzednio, to były złe sny…
Lana spojrzała na nią badawczo.
-Śniłaś o nim?
Caroll ledwo dostrzegalnie pokręciła głową.
-Jak byłam w tej piwnicy- zaczęła cicho.- Czasem tak mam. Że we śnie widzę najgorsze momenty z życia osoby, która śpi w pobliżu. Te koszmary z nim w roli głównej… Jeszcze nigdy nie miałam tak przesiąkniętych złem. Dlaczego?
-Bo Drake to zło. Ale to nie Drake Merwin. To Gaiaphage. W porównaniu do tego zwykły Drake to niewiniątko- Lana parsknęła niewesołym śmiechem.
-Nie rozumiem. To Drake… Ten mężczyzna… To on nie jest człowiekiem?- Caroll zmarszczyła brwi. Nie rozumiała z tego kompletnie nic.
Lana zerknęła na drzwi.
-Nie ja powinnam ci to mówić, ale stało się zbyt dużo rzeczy, żebyś dłużej mogła żyć w niewiedzy, kto cię katował. Niewiedza jest niebezpieczna.
Na moment zapadła cisza. Caroline skrzywiła się, gdy spojrzała na swoje ubranie- zakrwawione, podziurawione. Zaschniętą krew czuła na policzku, na rękach.
-Kim jest Drake? – Lana zamknęła oczy. – Jeśli chodziłaś do kościoła, na pewno o nim słyszałaś. Drake… Gaiaphage do diabeł. Zło wcielone. To demon, któremu zależy na tym, żeby zniszczyć jakiekolwiek dobro, które w nas jest. Chce siać chaos, sprawiać ból, ranić, torturować, zabijać. I robi to.
Caroll zadrżała.
-To straszne- wyjąkała.- Jak wy… Przecież… Walczycie z nim, prawda? Jest ktoś, kto was przed nim uratuje?
-Każda epoka ma swojego bohatera- rzuciła Lana, wyciągając z kieszeni spodni paczkę papierosów. Zapaliła jednego.- W ETAPie jest jeden anioł, który broni nas przed demonem.
-Dlaczego tylko jeden? Przecież macie armię, moglibyście…
-Tylko on pozostał dobry- przerwała jej Lana, wypuszczając z ust dym.- Pomimo prób, wyzwań, trudności… Tylko on do końca wierzył w potęgę dobra. W potęgę miłości.
Caroll przełknęła ślinę.
-Kim jest ten anioł?
-To twój tata.
Caroline umilkła. Mimowolnie się uśmiechnęła. Ten człowiek, którego prawie nie znała, a który uratował jej życie, był bohaterem?
Zamarła. On wciąż tam był!
-Musimy go uratować!- zawołała, zrywając się z łóżka. Zaraz ciężko usiadła z powrotem, gdy osłabiona upływem krwi zobaczyła czarne plamy przed oczami.
-Ty nigdzie nie idziesz- powiedziała twardo Lana.- Nie ma mowy. Spójrz, jak wyglądasz.
-Nic mi nie jest. Tam jest mój tata! Nie mogę pozwolić, żeby przeze mnie coś mu się stało.
Lana spojrzała na nią z tłumioną zazdrością. Odkąd Quinn nie żył, nie znalazła osoby, o której mogła tak powiedzieć. Zazdrościła im tego, i Samowi i Astrid, i ich córkom. Tej miłości, którą chcieli pokonać śmierć.
-Dziękuję ci- szepnęła Caroll, a na jej policzkach zakwitły rumieńce.- Wybacz, że dopiero teraz, ale… Dzięki. Uratowałaś mi życie.
Kobieta pokręciła głową.
-To nie ja. To Sam. Ja tylko pomogłam ci wrócić do świata żywych.
Caroll zmarszczyła brwi.
-To jest jakaś różnica?
Lana pierwszy raz się uśmiechnęła. Szczerze, promiennie, beztrosko.
-O tak- odparła.- Kolosalna.

Edilio leżał na podłodze. Panowała całkowita ciemność, nawet naga żarówka u sufitu przestała świecić. Mężczyzna uświadomił sobie, że ciemność jest w nim. Że widmo Quinna zgasiło w nim blask dający siłę do życia każdego dnia na nowo. Pogrążył się w ciemności swojej duszy, spowodowanej śmiercią tylu osób z jego rozkazu, przez jego błąd. Nigdy nie wybaczył sobie żadnej śmierci. Czuł się winny- dwadzieścia cztery godziny na dobę, w każdej sekundzie życia. Nie mógł sobie wybaczyć, że jemu udało się przetrwać. Czasem wolałby, żeby to on leżał w grobie na placu, nie oni. Nie niewinne osoby, które…
Od kopnięcia w biodra zaparło mu dech.
-Przypomniałeś sobie? Ich wszystkich?- Quinn stanął nad nim.- Zobacz, Eddy, ilu ludzi zabiłeś.
Z jego ust wydobywał się jad zabarwiony zielenią, który ranił głębiej niż fizyczne katusze.
-Ktoś taki jak ty nie ma prawa żyć- wycedził Quinn z nienawiścią, jaką Edilio jeszcze nigdy nie słyszał.- Słyszysz? Jesteś egoistyczny, samolubny, nie myślisz o życiu innych, zawsze liczysz się tylko ty…
Edilio załkał, opierając się o ścianę. Głos Quinna, wzmocniony do siły krzyku, wdzierał się w uszy Edilia. Łzy ciekły mu po twarzy, a błaganie, by Quinn już przestał, nie mogło przecisnąć się przez jego gardło.
Nagle wszystko ucichło. Zdezorientowany mężczyzna uniósł głowę. Przed sobą miał najpiękniejszą kobietę, jaką kiedykolwiek widział. Kobieta w oczach miał smutek, łagodność na twarzy, usta rozchylały się w pocieszającym uśmiechu.
-Edilio… Edilio, spójrz na mnie- kobieta ujęła jego twarz w dłonie, starła z nich ślady łez.- Posłuchaj. Edilio, to nie była twoja wina.
Mężczyzna chwycił ją za rękę. W jego twarzy była prośba, niema prośba, by ona to powtórzyła, by go przekonała…
-To nigdy nie była twoja wina- zapewniła gorąco. On potrzebował tego. Czekał, aż ktoś mu powie, że nie z jego winy ginęli ludzie.- Rozumiesz? Nikt nigdy nie będzie ciebie o to posądzał. Słyszysz? Edilio, to naprawdę nie była twoja wina.
Oparła głowę o jego ramię. Powoli się uspokajał.
-Dziękuję- szepnął po długiej chwili.- Dziękuję, Brittney.
Wstał.
-Dziękuję- powtórzył.- Muszę jeszcze coś zrobić- powiedział cicho. Britt uśmiechnęła się łagodnie.- Muszę zabrać stąd Bryzę.

Caine nie wiedział, kiedy Sam stracił przytomność. W jednej chwili bełkotał coś o swoich córkach, że Drake ma je zostawić, w drugiej zwiesił głowę, przymknął powieki, milczał. Caine westchnął ukradkiem, mocniej chwycił brata w pasie, zacisnął palce na jego ramieniu. Podziwiał go; w głębi serca, po cichu, nie przyznając się do tego przed nikim. Ten chart ducha, ta zdolność do poświęceń… On tego nie miał. Trochę żałował. Trochę.
Był cały poklejony jego krwią, która zaplamiła mu ubranie. W jakiś egoistyczny sposób chciał odczuwać ból brata, chciał broczyć krwią, chciał być na skraju życia. Chciał cokolwiek poczuć. Chciał poczuć coś innego niż dziecinną namiastkę miłości, jaką obdarzył Dianę, i jaką ona mu dała. Chciał poczuć, że żyje. Że pomimo zła, które w nim było, pozostał człowiekiem.
-Sam, braciszku, nie daj się…- mruknął, rozglądając po pustym placu PB. W jego głosie była stłumiona czułość, współczucie, coś, czego nie potrafił nazwać. Może odpowiedzialność. A może nie.
Czy mu się wydawało, czy na twarzy Sama, przekreślonej smugami krwi na moment pojawił się uśmiech?
Ruchem dłoni otworzył drzwi do ratusza.
Tuż przed nim stanęła drobna dziewczynka. Jego lustrzane odbicie. Na buzi miała ślady kakao, w ręku kredki. Na jego widok otworzyła szeroko oczy. Jej wzrok przesunął się powoli na mężczyznę obok. Caine przez chwilę myślał, że mała zacznie krzyczeć. Pomylił się.
Ona uśmiechnęła się z lekkim tylko przestrachem, ale jej twarz wypogodziła się.
-Wujek Caine…- westchnęła i oplotła go w pasie.- Wiedziałam, że przyjdziesz. Mamusiu! Mówiłam ci!- zawołała, a jej oczy zamgliły się nagle. Chwyciła zimną dłoń Sama. Strach nakreślił na jej policzkach blade plamy, wstrzymał oddech. Jeszcze nigdy nie widziała kogoś tak… Tak zmaltretowanego. Podbródek jej się zatrząsł, odwróciła wzrok od Sama.- Wiedziałam, że go uratujesz- szepnęła, zadzierając głowę do góry, a Caine wpatrywał się w nią nieprzeniknionym wzrokiem, próbując zwalczyć w sobie pragnienie, by porwać małą w ramiona.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Loki
Super Moderator
<b>Super Moderator</b>


Dołączył: 26 Maj 2010
Posty: 2006
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 43 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 16:21, 22 Mar 2011    Temat postu:

Po ponurych rozdziałach, zza chmur zaczyna przebijać się słońce.
Caroll ma niesamowitą moc. To co wcześniej wydawało się snami, wewnętrznymi dialogami, odczuciami było tak naprawdę tym co widziała Carolline - teraz to widzę i bardzo mi się to podoba.
No i... wujek Caine... rozbroiło mnie to Jezyk

Nie będę lać wody, bo po co - ciekawa jestem jak to zakończysz. Czekam...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum GONE Strona Główna -> Archiwum / Fan-Art-Fan-Fiction! Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
Strona 4 z 6

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin