Forum Forum GONE Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

[Fan-fick] Po zachodzie słońca
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum GONE Strona Główna -> Archiwum / Fan-Art-Fan-Fiction!
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Nicole
Super Silny
Super Silny


Dołączył: 25 Paź 2010
Posty: 334
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 20:28, 24 Lut 2011    Temat postu:

Fire-mum, dlaczego? Ten rozdział jest tak chaoyczny, że gdy chciałam go poprawić, nie dałam rady. A zależy mi na Twoim zdaniu Wesoly

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kate
Przenikacz
Przenikacz


Dołączył: 27 Gru 2010
Posty: 257
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tarczyn (k.Warszawy)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 20:41, 24 Lut 2011    Temat postu:

Drake to prawdziwy psychol! Biedna Brittney... Tak mi jej było szkoda.. Smutny Ale w pierwszym opisanym śnie (który jak domyślam się był Drake'a) było mi go szkoda... Miał straszne dzieciństwo, więc nie ma się co dziwić, że ma wyprany mózg...
Jak się domyślam to Caroline i Gabby są... siostrami Sama i Caine'a? Tak mi się wydaje...
Diana w ciąży to dobry pomysł. Mruga I jak widać Caine jest jednak człowiekiem. Pomógł jej choć trochę. Akcja się rozkręca! Chce więcej!
Powtórzę: Biedna Brittney... Smutny


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Loki
Super Moderator
<b>Super Moderator</b>


Dołączył: 26 Maj 2010
Posty: 2006
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 43 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 21:02, 24 Lut 2011    Temat postu:

Mój komentarz może być troszkę chaotyczny, oraz mieć zaburzoną składnię, ale grasz na moich emocjach niczym wirtuoz. Nie mogę się otrząsnąć. Masz talent dziewczyno. To jest niesamowite - nie tylko fabuła, to przedstawienie postaci dorosłych mieszkańców ETAP-u, ale emocje. Tak, emocje, opisywanie emocji - bólu, cierpienia, strachu - to jest naprawdę coś niezwykłego. Całą sobą czuję to, co opisujesz. Jesteś niesamowita. Chcę więcej. Chcę przeżywać coś takiego jeszcze raz. Jeszcze wiele razy. Proszę....

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Fire-mup
Biczoręki


Dołączył: 08 Maj 2010
Posty: 2051
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 2/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 21:09, 24 Lut 2011    Temat postu:

Nicole napisał:
Fire-mum, dlaczego? Ten rozdział jest tak chaotyczny, że gdy chciałam go poprawić, nie dałam rady. A zależy mi na Twoim zdaniu Wesoly

Nie powiedziałabym, że jest chaotyczny. A dlaczego jest, moim zdaniem, najlepszym twoim rozdziałem? Już ci mówię:
Myślę, że znasz to uczucie, kiedy po skończonej lekturze musisz się kilka razy przejść po pokoju, by wrócić do rzeczywistości. Naprawdę dobry autor potrafi przenieść Cię do samego serca akcji. Pozwala Ci przeżywać ją na równi z bohaterami. Czuć smutek, kiedy umierają, cieszyć się ich szczęściem oraz krzyczeć ze złości i oburzenia, gdy spotyka ich coś złego. Mruga Z takich powieści trzeba się dosłownie obudzić. Z żalem, że już się skończyły.
Właśnie take opowiadanie przed chwilą przeczytałam. Mruga


Tak wiem, jestem padniętą na mussk, kiepska literatką ze swoją chora wizją postrzegania. No cóż...
Kate napisał:
Jak się domyślam to Caroline i Gabby są... siostrami Sama i Caine'a? Tak mi się wydaje...

Eeeee.....
Nie ważne.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Fire-mup dnia Czw 21:09, 24 Lut 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Medium
Odczytywacz
Odczytywacz


Dołączył: 30 Gru 2010
Posty: 179
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 21:43, 24 Lut 2011    Temat postu:

Brak mi słów.
Zgadzam się ze wszystkimi poprzednimi komentarzami.
Ogromny talent i świetny rozdział. Chwilę zajmie zanim wrócę do świata żywych, bo na razie przed oczami mam tylko sceny z tego ff.
Chciałabym powiedzieć, że jestem zachwycona, to nie jest dobre słowo, lepsze chyba wniebowzięta z zachwytu, ale to też nie określa moich uczuć. Są zdecydowanie wyższe.
Po prostu nie wiem jak to określić. No normalnie opowieścią doskonałą, a myślałam że coś takiego nie istnieje.
Czekam na więcej. I też niech będzie takie długie. Długie rozdziały są fajne. Bardzo.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nicole
Super Silny
Super Silny


Dołączył: 25 Paź 2010
Posty: 334
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 22:46, 24 Lut 2011    Temat postu:

Dziewczyny, dziękuję Wam. Dodajecie skrzydeł. Nie wiedziałam, że potrafię przenosić ludzi do ETAPu za pomocą słów Mruga Dzięki. Lepiej się pisze, jak się wie, że ma się dla kogo.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nefeid
Kurczak


Dołączył: 17 Maj 2010
Posty: 1500
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 13 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: łódź
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 18:40, 25 Lut 2011    Temat postu:

Nicole... jak już wrócę do naszego świata, to postawię sobie w pokoju ołtarzyk z Twoim zdjęciem.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nicole
Super Silny
Super Silny


Dołączył: 25 Paź 2010
Posty: 334
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 16:38, 26 Lut 2011    Temat postu:

Stwierdzam, iż piszę za często i za długo. A dodatkowo, ten rozdział to taki susz...


4. Sojusznicy i wrogowie
W czasie swoich prawie piętnastoletnich rządów jako burmistrz Perdido Beach Sam przyjmował u siebie różne osoby. Przyjaciół, wrogów, istoty, których nie można było nazwać ludźmi, jednak jeszcze żadna wizyta nie wywołała u niego tak silnych emocji, nigdy nie był tak zaskoczony, jak w tej chwili. Zbladł lekko i szeroko otworzył oczy.
-Zauważyłeś, co?- spytała Jill, przyglądając się mu.
Pokręcił głową, z trudem panując nad chęcią porwania małej w ramiona.
-Dzięki, Jill. Wracaj do pracy- powiedział nieswoim głosem.
-Jasne- dziewczyna wzruszyła ramionami i wyszła, nic z tego nie rozumiejąc.
-Ty jesteś Sam Temple?- spytała dziewczynka, zadzierając głowę do góry. Uśmiechała się. I była spokojna. Z mężczyzny wręcz promieniowało dobro, rozbudził w niej poczucie bezpieczeństwa i tęsknotę za czymś, czego nigdy nie doświadczyła. W jego błękitnych oczach widziała, oprócz zaskoczenia, coś jeszcze. Nie potrafiła tylko określić, co.
Mężczyzna pokiwał głową i wstał gwałtownie, prawie wywracając krzesło obok. Splótł palce na oparciu i oparł się o nie ciężko.
-A ty?
-Jestem Gabrielle. Gabrielle Smith- powiedziała z dumą.
W oczach mężczyzny błysnęło coś na kształt łez. Opuścił głowę; jasnobrązowe włosy zakryły mu twarz.
-Astrid!- zawołał, czując, jak emocje odbierają mu mowę.
-O co cho…- w drzwiach obok jego biurka stanęła kobieta o długich blond włosach, ubrana w elegancką bluzkę i plisowaną spódnicę. Urwała, gdy ujrzała małego gościa, który rozglądał się po biurze z ciekawością.- O mój Boże…- westchnęła cicho. Notatnik wypadł z jej rąk. Sam posłał jej długie spojrzenie. Wyraz jej twarzy był lustrzanym odbiciem jego.
-Gabby?- szepnęła kobieta, podchodząc do Sama. Ten chwycił ją za rękę.
-Tak, proszę pani? Pani skądś mnie zna?- spytała dziewczynka, przekrzywiając głowę. Takie jasne włosy już gdzieś widziała, niebieskie jak głębia oceanu oczy mężczyzny również były jej znajome.
-Ja…- Astrid odchrząknęła.- My…
-Posłuchaj, Gabrielle- Sam, wciąż trzymając rękę Astrid, podszedł do niej. Uklęknęli obok niej. Astrid uderzyło niezwykłe podobieństwo dziewczynki do Caine’a- te same ciemne włosy, chmurne, migdałowe oczy, lekko zadarty nos, rysy twarzy.- My, to znaczy ja i Astrid…- urwał i uśmiechnął się z zakłopotaniem. Zdarzało mu się w myślach przeżywać tę scenę, zastanawiał się, co by było, gdyby… Ale zawsze wiedział, co by jej powiedział. Teraz zwyczajnie brakowało mu słów.
-O co wam chodzi?- dziewczynka była rozbawiona.- Już zauważyłam, że dorośli zawsze ukrywają najistotniejsze rzeczy- wzniosła oczy do góry.- No weźcie się w garść!- pogroziła im palcem z szerokim, łobuzerskim uśmiechem.
-Kochanie, jesteś… Jesteś naszym dzieckiem- szepnął Sam, wpatrując się w dziewczynkę z niepewnością.
Jej uśmiech zbladł, a oczy nagle zaszkliły łzami.
-Z tego się nie żartuje- powiedziała łamiącym się głosem i cofnęła pod ścianę.- To głupia zabawa- popatrzyła na nich z wyrzutem.
-Ale…
-Dlaczego twierdzisz, że to żart?
Sam i Astrid popatrzyli na siebie z niezrozumieniem.
-Dzieci w sierocińcu tak mówiły- powiedziała cicho, opuszczając głowę.- Że nasi rodzice nas nie kochają, bo nas zostawili. Nie chcieli nas. Więc nie mamy rodziców. Bo przecież- spojrzała na nich z buntem w oczach- Gdyby im na nas zależało, nie zostawiliby nas w domu dziecka.
-Och, Gabby- po policzku Astrid spłynęła łza.- Wiem, że mas do nas żal, ale nie mieliśmy wyjścia.
-Chcieliśmy tylko waszego dobra.
-Nieprawda! Tak mówią tchórze! Odsunęliście od siebie odpowiedzialność!- zaszlochała nagle.
Sam podszedł do niej. Zrozumiał, że jest kilka rodzajów strachu. Ten, który czuł przez ostatnie siedemnaście lat był strachem przed złem, przed bólem i cierpieniem. Strachem o bliskich, o siebie. Teraz bał się, że straci córkę; że nie przyjmie ich miłości, że ją odrzuci. Ten strach był dużo gorszy.
-Gabby, posłuchaj- położył jej dłonie na ramionach i spojrzał w oczy.- To nie jest takie proste. Musieliśmy was chronić, a tu nie było to możliwe. Jak będziesz starsza, to zrozumiesz.
-Jestem wystarczająco duża, by zrozumieć, że nas nie chcieliście.
-To nie tak!- zawołała Astrid z rozpaczą.
-No to mi wytłumaczcie- powiedziała poważnie.
Sam westchnął. Teraz naprawdę poczuł się strasznie- jak tchórz.
-Kiedy się urodziłaś- zaczęła Astrid łagodnie.- Bardzo się cieszyliśmy. Byłaś śliczną, małą dziewczynką. Jednak wiele osób chciało cię skrzywdzić…
-Dlaczego?
Sam potarł skronie.
-Z mojego powodu- wyjaśnił szeptem.- Bo… Naraziłem się wielu ludziom. Chcieli, wyrządzając zło tobie… Skrzywdzić mnie. Wymusić poddanie. Pozwolić, by panowało tu zło.
-Nadal nie rozumiem…- dziewczynka pokręciła głową z bezradnością.- Kto byłby na tyle bezwzględny, że chciał tylko czynić zło?
-Było kilka takich osób. Wszystko działo się bardzo szybko. Myśleliśmy…- Astrid urwała. Drzwi otworzyły się szeroko. Sam wstał ze zmarszczonymi brwiami.
-Caine? Co się dzieje? Dlaczego tu przyszliście?- spytał. Znów poczuł, że stanie się coś bardzo złego. Intuicja podpowiedziała mu, że brat nie przyszedł tu bez powodu. Ostatni raz, sześć miesięcy temu, przyszedł oznajmić, że Ciemność znów zaatakowała. Wtedy prosił o pomoc.
-Twoja córka ma kłopoty- rzuciła Diana miękko i podała Samowi plik zdjęć oraz list.
-Co się stało?- Astrid otworzyła szeroko oczy.- Dlaczego, Gabby, nie powiedziałaś nam…?
-Nie wiedziałam, czy mogę wam zaufać. Kim jesteś?- spytała z paniką, patrząc na mężczyznę stojącego w drzwiach.- Dlaczego wyglądasz tak jak ja?
-O to samo mógłbym spytać ciebie- mruknął Caine, przyglądając jej się.- Tyle że ja już wiem.
-Spokojnie, Gabby, to mój brat- powiedział Sam nieuważnie, pospiesznie przebiegając wzrokiem rzędy liter. Zachwiał się.- Wojna atomowa…?- szepnął z przerażeniem.- A mówili, że…
-Co z Caroline?- spytała Gabrielle, szarpiąc czarnowłosą kobietę za rękę.- Co z nią? Co jej zrobił?
-Kto?- Astrid spojrzała na Dianę.
-Drake ją dorwał- wyjaśnił Caine, wciąż patrząc na dziewczynkę ledwo sięgającą mu pasa.
Z ust Astrid wyrwał się krzyk; zasłoniła je dłonią.
-Widział to?- ręka Sama zadrżała, gdy wskazywał zdjęcia.
Caine kiwnął głową.
-Więc już wie…
-Tylko tyle, co jest w liście. Dziewczyna nic mu nie powiedziała. Choć naprawdę się starał, wiesz, jaki potrafi być, gdy się wkurzy. Ona ma twój charakter, Sam. Jest tak samo… dzielna.
-W jakim jest stanie?
-Nie wygląda za dobrze.
-Chodźmy już- mruknęła Diana, łapiąc mężczyznę za rękę. Nie mogła patrzeć na przerażenie Astrid, na ból Sama. Bo stwierdziła, że sama już niedługo może być w takiej samej sytuacji.
-Caine.
Mężczyzna odwrócił się.
-Dziękuję- na twarzy Sama pojawił się wątły, blady uśmiech. Caine skinął głową i otworzył drzwi.- Uważaj na siebie- rzucił cicho i wyszedł, przepuszczając Dianę.
Astrid bez sił padła na krzesło.
-Myślałam, że je odzyskaliśmy. Że już są bezpieczne- wyszeptała zbielałymi wargami.- Boję się, Sam- uniosła głowę.
Mężczyzna chwycił krótkofalówkę z szafki i rzucił Astrid nieodgadnione spojrzenie.
-Baza, tu Sam- powiedział, podchodząc do okna. Z półki obok parapetu zabrał czarny, lśniący pistolet i wsunął za pasek spodni.- Odbiór. Edilio, czerwony alarm. U mnie za pięć minut. Weź Bryzę. I Lanę. Bez odbioru.
Spojrzał na kobietę.
-Ja też się boję.
Gabrielle wstała spod biurka.
-Tatusiu, przepraszam- szepnęła, zagryzając wargi.- To moja wina. Pozwoliłam, by ją zabrał, a teraz wam nie powiedziałam. Przepraszam…- spuściła głowę.
Sam wciągnął głęboko powietrze. Pierwszy raz został nazwany ojcem. Pierwszy raz poczuł ciężar odpowiedzialności, jakie niesie ze sobą ojcostwo.
-Gabby- uklęknął przy niej.- To nigdy nie była twoja wina. Nie bój się. Będzie dobrze, obiecuję.
Jemu samemu zwilgotniały oczy, kiedy dziewczynka zarzuciła mu ręce na szyję i rozpłakała się, tłumiąc szloch w jego koszuli.
-Uratuję ją- powiedział po chwili, patrząc na Astrid ponad ramieniem córki. Ta uniosła głowę i wytarła mokre policzki.
-Wiem- odparła z niezachwianą pewnością. W jej oczach była bezgraniczna ufność.- Wrócisz z nią do domu, wiem o tym. Tylko nie pozwól mu się skrzywdzić, nie kolejny raz- pokręciła głową. Słona łza rozbryzgnęła się na blacie biurka.
„A jeżeli kolejny raz nie będę miał wyboru?”
Nie musiał nic mówić, Astrid doskonale o tym wiedziała. Zdawała sobie sprawę, że Drake będzie chciał wykorzystać Caroline, żeby zranić Sama. Zagrozi mu. Da ultimatum. I Astrid doskonale wiedziała, co Sam zrobi w takiej sytuacji. Nie umiał inaczej. Kochała go za to.
Na schodach rozległy się szybkie kroki.
-Weź ją na dół- powiedział Sam nerwowo i odsunął od siebie. Pocałował ją w czoło.- Nie płacz, Gabby, wrócę z Caroll, zobaczysz- uśmiechnął się z trudem.
Astrid chwyciła dziewczynkę za rękę i wyprowadziła z pokoju. Płakały obie.
Sam westchnął ciężko. Zauważył, że cały się trzęsie. Bynajmniej nie z zimna. Drzwi otworzyły się.
-Co się dzieje, szefie?- spytał Edilio. Zmienił się. Wydoroślał. Zmężniał. Na jego twarzy widniała chłodna kalkulacja, usta nie rozciągały się w zwykłym pogodnym uśmiechu. Sam ogłosił czerwony alarm. Czyli było źle. Bardzo.
Obok niego stanęła Bryza, w takim samym mundurze khaki. Włosy skryła wojskowa czapka. Nie uśmiechała się. Nie ściskała w dłoni karabinu jak on; nie potrzebowała go. Przecież była szybsza od kuli.
Sam potoczył po nich spojrzeniem.
-Gdzie Lana?
-Tu jestem- wysoka, bardzo szczupła kobieta o pociągłej twarzy oparła się o framugę.
-Co się dzieje?
-Mam poważny problem- Sam nie bardzo wiedział, co powiedzieć. Nikt nie wiedział, że ma dzieci. Oprócz Lany, która uratowała życie Astrid po pierwszym porodzie.- Muszę was prosić o pomoc.
Edilio skrzywił się.
-Nie zaczynaj znowu z tą całą szopką. Przecież wiesz, że ci pomożemy. Od tego tu jesteśmy.
-O co chodzi, Sam?
Mężczyzna odetchnął głęboko.
-Drake porwał moją córkę.
Zapadła cisza.
-Że co? Jaja sobie robisz?- Bryza zaśmiała się niedowierzająco.
-Wiem, nic nie mówiłem, baliśmy się o nie i… To długa historia- Sam pokręcił głową.- W każdym razie Drake ma moją córkę. Podobno ją przesłuchiwał i… Jest źle. Idziecie ze mną?
Edilio z Bryzą bez zastanowienia pokiwali głowami.
-Lano?- głos Sama był tak cichy, że spokojnie mogłaby udać, że go nie słyszała. Nie zrobiła tego jednak.
-Sam, nie proś mnie o to…- poprosiła błagalnym szeptem.
-Potrzebuję cię.
-Ale obiecywałeś, że nie będę musiała… Już nigdy… Nie chcę, by Ciemność znów się mną posłużyła. Nie chcę nikogo skrzywdzić.
-Jesteś silniejsza, niż ci się wydaje.
-Ale on też jest silny. Te oczy… Śnią mi się po nocach. Ty nie wiesz, nie widzisz tego, jaki on jest, odkąd… Nie wiesz tego. Skoro Ciemność raz ze mną wygrała, skąd wiesz, że nie wygra raz jeszcze?
Sam poczuł się nagle bezsilny. Tak, Lana miała rację. Ciemność miała w Drake’a silnego sojusznika. Odkąd oddał jej się całkowicie, stał się wręcz niezniszczalny. Za cenę swojego życia dał życie Ciemności.
-Nie zmuszę cię do tego- powiedział cicho.- To twój wybór. Ale chodzi o moją córkę. A jeżeli ona jest w takim stanie, że w zasadzie pójdziemy po ciało…
Wzdrygnął się. Nie mógł dalej mówić; strach zacisnął swoją zimną dłoń na jego gardle.
-Proszę cię, Lano- szepnął.
-Obiecywałeś, że nie będę musiała, że to koniec…- jej oczy były pełne łez.
-Obiecywałem. Nie złamię tej obietnicy- spojrzał na nią przelotnie i zwrócił się do Edilia. -Chodźmy. Nie traćmy czasu.
Żołnierz pokiwał głową.
Sam nagle sobie o czymś przypomniał.
-Brianno, a… A bliźniaki?
-Są z Jackiem. Nic im nie będzie, przecież nam się uda- uśmiechnęła się szeroko.- I wrócimy do domu. Najwyżej poproszę o premię- zaśmiała się beztroski i zbiegła po schodach.
Jej śmiech przyniósł Samowi lekką ulgę. W otoczeniu przyjaciół łatwiej mu było być odważnym i udawać, że się nie boi.
-Dobra, pójdę z wami- powiedziała nagle Lana, otwierając oczy.
-A obietnica?- spytał Edilio, nie patrząc na nią.
-Sam został z niej zwolniony- odparła, czerwieniąc się.
-Dziękuję, Lano- Sam popatrzył w jej oczy z wdzięcznością.- Chodźmy.


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Nicole dnia Sob 16:39, 26 Lut 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Loki
Super Moderator
<b>Super Moderator</b>


Dołączył: 26 Maj 2010
Posty: 2006
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 43 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 16:52, 26 Lut 2011    Temat postu:

Stwierdzam, że piszesz za mało i za krótko - za każdym razem gdy kończę czytać, ciągle jest mi mało. Nie będę Cię pośpieszać, oczywiście, ale chcę więcej i będę niecierpliwie na to czekać.
Sam rozdział jest z gatunku tych, w których może nie dzieje się wiele, ale wyjaśniają się pewne sprawy i zaczynają się nowe. Takie też są potrzebne, więc spokojnie. Po tym co było na początku mam pewność, że akcja ratunkowa będzie... interesująca Jezyk


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rose
Wykrywacz Kłamstw


Dołączył: 27 Lis 2010
Posty: 1256
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Wyspa Crabclaw
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 17:01, 26 Lut 2011    Temat postu:

Nicole, jak ty to robisz? Ja teraz siedzę i płaczę. Gabby, Gabby.... i Sam i Astrid....Tak, wyję jak wilk i płaczę jak bóbr. Bryza i Jack mają dzieci- miło. I mam wielką nadzieję, że cofniesz sie trochę i opowiesz o przeszłości..... zwłaszcza o tym, jak Lana uratowała życie Astrid. Bardzo chciałabym to przeczytać. I w żadnym razie nie piszesz za często, nawet nie waż się tak myśleć!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kate
Przenikacz
Przenikacz


Dołączył: 27 Gru 2010
Posty: 257
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tarczyn (k.Warszawy)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 17:30, 26 Lut 2011    Temat postu:

A ja byłam pewna, że są rodzeństwem! Ooo! Mało co zrozumiałam z tego rozdziału.. Ale cóż. Wesoly Zastanawia mnie tylko jak Caroll i Gabby wyszły za barierę? albo kto je tam przeniósł po porodzie... Bo tego nie ogarniam. Przecież nawet nie miały 15 lat... No dobra nie ważne. I tak mi się podobało.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Fire-mup
Biczoręki


Dołączył: 08 Maj 2010
Posty: 2051
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 2/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 18:58, 26 Lut 2011    Temat postu:

Podoba mi się tak samo jak zawsze. Mruga
Jednak trochę nienaturalne wydało mi się to zdanie:
Nicole napisał:
-Nieprawda! Tak mówią tchórze! Odsunęliście od siebie odpowiedzialność!- zaszlochała nagle.

Spodziewałabym się takiej wypowiedzi po Caroll, ale Gabby, bądź co bądź, to 7-dmio letnia dziewczynka i jakkolwiek by była inteligentna, jest jeszcze dzieckiem.

Za to wstrząsnęło mną to:
Nicole napisał:
. Tylko nie pozwól mu się skrzywdzić, nie kolejny raz- pokręciła głową. Słona łza rozbryzgnęła się na blacie biurka.
„A jeżeli kolejny raz nie będę miał wyboru?”

Kolejny raz? Co to znaczy? Co Drake zrobił Caroll?
Pisz szybko, bo nie będzie mi to dawać spokoju!! Very Happy

Nurtuje mnie jeszcze jedna rzecz, ale nie chcę na razie o niej wspominać, gdyż niechybnie się wyjaśni, a ja nie chcę wybiegać. Jezyk A nóż widelec zgadnę i nie będzie niespodzianki? Wesoly

Nicole, jesteś niesamowita! Padam


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Loki
Super Moderator
<b>Super Moderator</b>


Dołączył: 26 Maj 2010
Posty: 2006
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 43 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 19:15, 26 Lut 2011    Temat postu:

Fire-mup napisał:

Jednak trochę nienaturalne wydało mi się to zdanie:
Nicole napisał:
-Nieprawda! Tak mówią tchórze! Odsunęliście od siebie odpowiedzialność!- zaszlochała nagle.

Spodziewałabym się takiej wypowiedzi po Caroll, ale Gabby, bądź co bądź, to 7-dmio letnia dziewczynka i jakkolwiek by była inteligentna, jest jeszcze dzieckiem.


Niby tak, acz weź pod uwagę, że to dziecko Genialnej Astrid. Jezyk
Zresztą, Nicole też odziedziczyła po tobie nienaturalny talent do pisania, więc...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nefeid
Kurczak


Dołączył: 17 Maj 2010
Posty: 1500
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 13 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: łódź
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 21:27, 26 Lut 2011    Temat postu:

Nicole napisał:
Stwierdzam, iż piszę za często i za długo.

Chyba sobie żartujesz!

Idę stawiać ten ołtarzyk.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Nefeid dnia Pią 16:48, 15 Cze 2012, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rose
Wykrywacz Kłamstw


Dołączył: 27 Lis 2010
Posty: 1256
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Wyspa Crabclaw
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 19:52, 03 Mar 2011    Temat postu:

No patrzcie, ale sobie ubzdurała, że za często pisze.....
Nicole! Już odczekałam swoje! Usycham powoli..... Crying or Very sad

E.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nicole
Super Silny
Super Silny


Dołączył: 25 Paź 2010
Posty: 334
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 22:58, 03 Mar 2011    Temat postu:

Specjalnie dla Rose, za mobilizację. Gdyby nie Ty, to ten rozdział pisałabym jeszcze co najmniej tydzień Wesoly Ale przynajmniej nie byłby znów! tak chaotyczny i ciut bezsensowny... Jezyk


5. Zielony kolorem nadziei?
Wyczuł, że się boi.
-Co jest, Britt?- spytał leniwie, otwierając oczy.- Nie podobało ci się?
Machinalnie pokręciła głową. Nowa rana na szyi zapiekła.
-Zadałem ci pytanie- wycedził, odwracając się na bok. Spojrzała na niego oczami pełnymi łez i naciągnęła kołdrę na gołe ciało.
-Drake, proszę, nie zaczynaj…
Do świtu brakowało kilku minut.
Krzyk rozdarł ciszę, a na kołdrze pojawił się nikły, czerwony ślad.
-Drake, nie rób tego!
„Dalej, dziewczyno, uciekaj, Panie, proszę, daj jej siłę…”
Mężczyzna pochylił się nad nią, przytrzymując macką jej ręce nad głową przy belce łóżka. Lewą dłoń wplótł w jej włosy. To, że się wyrywała, sprawiło mu niesamowitą przyjemność. Zbliżył swoje usta do jej. Rozpoczął się zwyczajny rytuał, ciągnięty przez tyle lat, a ona wciąż się broniła, wciąż miała nadzieję, że dobro zwycięży. Nie tym razem, skarbie. Krzyczała, gdy udowadniał jej, że jakakolwiek walka z nim jest bez sensu. Jednak w jej wrzasku nie było tej codziennej rozpaczy i przerażenia, którą tak lubił. Zacisnął mackę na jej szyi i zaczął wpatrywać się w rozszerzone źrenice. Ich oczy równocześnie zalśniły dziwnym, zielonym światłem. Brittney próbowała je zamknąć , ale to było silniejsze.
Pokaż mi, co ukrywasz.
Nie, Panie, proszę, pomóż mi, on nie może… Ona… Błagam, uratuj ją!
Drake gwałtownie odsunął się od niej.
-Ty zdziro…- uderzył ją w twarz z grymasem nienawiści. I przerażającej, niszczącej furii. - Caroline chce uciekać?
Uśmiechnął się kątem ust, a zielone światło na moment wypełniło cały pokój. Mężczyzna chwycił spodnie z oparcia krzesła i spojrzał na nieprzytomną kobietę, leżącą na skrwawionym łóżku. W jego głosie brzmiała niezachwiana pewność.
-I tak to jej się nie uda.

Ocknęła się, gdy już było jasno. Ból odrobinę zelżał, ale noga wciąż pulsowała, jakby ktoś rytmicznie uderzał ją młotkiem. Krew jednak chyba przestała płynąć, choć gdy dziewczyna wstała, zachwiała się, osłabiona i dziwnie zmęczona. Ręki nie czuła. Powkręcane pod dziwnymi kątami palce wzbudzały w niej mdłości. Wiedziała, że musi uciekać. Chwilę zaczekała, oparta o krzesło, aż ustąpiły zawroty głowy i niepewnym krokiem ruszyła w stronę drzwi. Jednak były zamknięte. Szarpnęła je z narastającą paniką.
-Cudownie- mruknęła, rozglądając się. Jednak jeśli nie licząc krzesła na środku i szafki z opatrunkami, piwnica była pusta.- Co ja mam zrobić?- w jej głosie brzmiała panika. Powinna się spieszyć, nie wiedziała, ile czasu dała jej kobieta. Chwyciła klamkę zdrową ręką i, ku jej uldze, drzwi ustąpiły. Przed nią widniały wysokie, drewniane schody, prowadzące do klapy w suficie. Pod nogami dziewczyny przebiegł szczur. Pisnęła, ze wstrętu i obrzydzenia i chwyciła zbutwiałą poręcz schodów.
-Moja noga…- załkała, pokonując kolejne stopnie.- Boże, jak to boli…
Morfina widocznie nie była tak silna, jak zapewniała Brittney. Gdy dotarła na górę, z obłąkańczym wręcz strachem zdała sobie sprawę, że jedną ręką nie da rady jej podnieść, a drugą przecież miała złamaną. Otarła mokre policzki i spróbowała jeszcze raz, jednak dłoń zatrzymała się na drewnie.
Zdawało jej się, że ktoś za nią stoi; mężczyzna z wężem zamiast ręki, że śmieje się i szykuje, by ją uderzyć. Zrozumiała, że jest w stanie pokonać każdy ból, jeżeli chce uratować życie, że desperacja jest najlepszym motywatorem, by robić rzeczy, które kiedyś byłyby niemożliwe.


-Robimy tak- zaczął Edilio, mimowolnie ściszając głos. Znajdowali się na skraju lasu, wciąż ukryci wśród drzew, ale przed sobą już mieli dom Drake’a.- Zaczynamy na mój znak. Ja będę was osłaniał. - skinął do Sama.- Wchodzicie do budynku. Bryza biegnie pierwsza i sprawdza, czy jest czysto. Jeśli tak, Sam idzie do piwnicy.
-Dlaczego akurat do piwnicy?- Brianna zmarszczyła brwi.
-Drake bardzo lubi to miejsce- wyjaśnił cicho Sam. Znów czuł strach przed zmierzeniem się ze swoim koszmarem, tak jak kiedyś, w tamtej piwnicy. Wiedział, że to nieuniknione- kłopoty wręcz wisiały w powietrzu.
-Nieważne. Lano, pójdziesz z nim i zajmiesz się dziewczyną. Jeśli pojawi się Drake, ja go załatwię.
-Jasne- prychnęła Bryza.- Nie ma mowy, sam tego nie zrobisz. Zdołasz go tylko zatrzymać. Sam mnie uczyłeś, nie pamiętasz?
Edilio uśmiechnął się kątem ust; Bryza była jego najbardziej pojętną uczennicą. W zasadzie wiedział, że tak zareaguje i w głębi serca nie chciał tego. Zbyt wiele dla niego znaczyła, by przez jakiś swój głupi błąd ona mogła zginąć. Brał to oczywiście pod uwagę, jednak nie opuszczało go poczucie odpowiedzialności za nią i za wszystkich swoich żołnierzy.
-Jak tylko odbijemy dziewczynę- Edilio potoczył spojrzeniem po Samie, Bryzie i Lanie.- Spadamy, tak?
Sam kiwnął głową i wyciągnął pistolet. Nagle poczuł się jak piętnastolatek, tak samo przerażony i bezsilny i wciąż tak samo niedoświadczony w walce ze złem.

Drake uśmiechał się szeroko, gdy zbiegał schodami z sypialni do salonu.
-Caroline, kochanie, nie zostaniesz na śniadaniu?- zawołał i poszedł do klapy w podłodze, prowadzącej do piwnicy. Była otwarta.- Nie baw się ze mną w chowanego, to dobre dla dzieci- mruknął z rozbawieniem. Za plecami wyczuł jakiś ruch. Odwrócił się. Jednak zbyt wolno.
Szczapa drewna spod kominka, trzymana przez dziewczynę, uderzyła go w głowę. Zaskoczony, wypuścił broń z ręki i poleciał na stół. Dziewczyna jednak użyła tylko jednej ręki, wiedziała, że zbyt dużego efektu nie przyniesie, ale liczyła się każda sekunda. Wydawało jej się, że wie, gdzie są drzwi. Połykając łzy przerażenia ruszyła biegiem w ich stronę. Mężczyzna coś krzyczał, śmiał się. Jego głos na moment zagłuszył huk wystrzału. Tak jak poprzednio on, dziewczyna zareagowała zbyt późna. Siłą impetu przeleciała całą długość korytarza, znacząc podłogę krwawą smugą, trafiona kulą z pistoletu, który wciąż lekko dymił. Nie wiedziała, czy krzyczy. Świat zawirował, a czerń przed jej oczyma zmieniła się w zieleń, która, nie wiadomo dlaczego, napełniła ją obłąkańczym przerażeniem.

Bryza też to zauważyła. Tuż przed tym, gdy wbiegła bocznymi drzwiami do domu, cały budynek wypełniło zielone światło, penetrujące każdy jego skrawek. Na moment dom zmienił się w płonącą zieloną pochodnie, by za chwilę stać się normalnym. Brianna miała taką nadzieję. Że pomimo czającej się w nim Ciemności w postaci Drake’a, sam dom się nie zmienił.
Otworzyła drzwi bez problemu, jakby dom czekał na nią. Teraz nie miała czasu do stracenia. Puściła się pędem- wiatr świstał w jej uszach, a kosmyki spod wojskowej czapki były tylko zamgloną plamą. Zresztą sama kobieta tworzyła smugę w powietrzu, przeczesując kolejne pomieszczenia. W jednym ujrzała postać przy oknie. Zatrzymała się gwałtownie i weszła do pokoju. Postać przy oknie odwróciła się i Bryza z irracjonalnym lękiem ujrzała, że kobieta ma twarz Taylor, że z jej ust wypływa strumyk krwi, a oczy są martwe, puste, bez śladu życia.
-Zabiłaś mnie, Brianno- powiedziała kobieta obcym głosem.- To twoja wina.
Bryza krzyknęła cienko i wycofała się. Nie spodziewała się, że teraz da o sobie znać poczucie winy, przez które nie mogła spać. Jej szybciej zabiło, gdy pokonywała kolejne kondygnacje. Tamtą zjawę zrzuciła na karb zmęczenia i stresu. Biegła dalej.
Zatrzymała się tak gwałtownie jak poprzednio, ale teraz po prostu nie mogła biec. Spojrzała na dół; na jej brzuchu widniała czerwona, powiększająca się kreska.
-O Boże…- jęknęła, widząc, jak krew zalewa jej spodnie, a ona nie może nic zrobić, bo jest za późno, bo to koniec, to koniec, ona już nie wstanie, ona umiera…
-Jesteś przecięta na pół- oznajmił triumfalnie zimny głos, zielonkawe oczy zalśniły w ciemności.- Nie uczysz się na błędach, co, Bryzo?
Mężczyzna podszedł do niej i, zanosząc się śmiechem, splunął na jej leżące, dygotające ciało.

Edilio spojrzał na Sama. Poczuł przenikliwe zimno, które zatrzęsło nim i na moment zatrzymało bicie serca.
-Powinna już wrócić- powiedział, siląc się na swobodny ton.
Sam pokiwał głową. Teraz już miał pewność, że będą kłopoty. Że już są.
Edilio coś kalkulował, Lana płakała, oparta o drzewo, Sam wpatrywał się w przestrzeń przed sobą, ale nie widział jej. Widział tylko wesołą dziewczynę, powiewający w powietrzu kucyk, widział ukradkowe spojrzenia, posyłane wstydliwie do Komputerowego Jacka, widział rozmazaną plamę nad morzem, widział kobietę w wojskowym mundurze, opinającym zaokrąglony brzuch, widział dumną matkę z dziećmi przy piersi, szczęśliwą i spokojną jak nigdy. Widział cały film z jej życia. Wciąż nie mógł uwierzyć, że to wszystko stracone.
-Nie mamy pewności- wyjąkała Lana, podchodząc do nich.- Może po prostu…- urwała.
-Musimy tam iść- zadecydował Edilio.- Lano, musisz pomóc dwóm osobom, nie jednej, jak ustalaliśmy.
Sam nie zadawał pytania, które cisnęło mu się na usta. „A jeżeli już jest za późno?”
-Chodźmy- odwrócił wzrok, po raz kolejny czując ciężar odpowiedzialności, który już niemal go przytłaczał.
Nie uszli dwudziestu metrów, gdy drzwi główne otworzyły się i stanął w nich Drake, podtrzymując dziewczynę.
Edilio natychmiast wycelował w niego, Lana stanęła obok Sama, który nagle zbladł i zachwiał się, jakby otrzymał najbardziej bolesny cios w swoim życiu.
-Wiedziałem, że przyjdziecie- Drake zaśmiał się cicho, patrząc na nich z czymś na kształt politowania.- Sammy, minęło tyle lat, a ty jesteś wciąż tak samo przewidywalny.
-Zostaw ją- powiedział cicho Sam.- Przecież o mnie ci chodzi, nie o nią.
-O, Lana!- zawołał Drake, ignorując słowa Sama.- Miło, że wpadłaś. Dawno z tobą… nie rozmawiałem- posłał jej przenikliwe spojrzenie.
Zrobisz to, co ci każę. Wiedz o tym.
Jej oczy wypełniły się łzami, gdy rozkazujący głos wypełnił jej umysł.
-Nie zrobię- odparła, zaciskając zęby.- Wypuść dziewczynę.
-Gdzie Bryza?- spytał Edilio, przełykając ślinę.
-Kto? A, Bryza- Drake się zaśmiał.- Gdzieś tam leży- machnął niedbale ręką.
Dziewczyna, opleciona w pasie ciemnoczerwoną macką uniosła głowę, odzyskując przytomność.
-Kochanie, widzę, że się obudziłaś- szepnął jej Drake do ucha.- W samą porę. Właśnie zaczynamy przyjęcie powitalne pod tytułem „powrót córki marnotrawnej”. Jak ci się podoba?
Uderzył ją otwartą dłonią w twarz, nie przestając się szeroko uśmiechać.
-Zostaw ją!- zawołał Sam, a w jego głosie pojawiła się rozpacz. Świadomość, że widzi swoją córkę ranną, powoli się wykrwawiającą, w ramionach tego bydlaka, świadomość, że nie może jej pomóc prawie łamała mu serce.
-Co mówiłeś, Sammy? Przez jej krzyki coś słabo cię słyszę…
Końcówka macki znalazła się bardzo blisko źródła krwi. Zanurzyła się w ranie, a później, co zemdliło Lanę, wbiła w brzuch dziewczyny , która zawyła z bólu, szarpiąc jedną ręką bicz, zanurzony w jej ciele. Wygięła się w łuk, przez co Drake musiał wręcz ją złapać, by nie upadła na ganek.
-Zostaw ją, proszę! Drake, nie rób jej krzywdy!- oczy Sama wypełniły się łzami. Ona tak strasznie krzyczała... Nagle ucichła. To było jeszcze gorsze.
-Jej serce- szepnął Drake, przymykając oczy z rozmarzeniem.- Tak szybko bije… A wystarczy jeden ruch…
-Nie! Błagam! Zrobię co tylko zechcesz, tylko, błagam, przestań… Błagam!
Drake otworzył oczy.
-Rzuć broń- rozkazał.- Grzeczny chłopiec. Teraz powiedz swoim towarzyszom, żeby nam nie przeszkadzali. Jak chcą, to mogą wynieść Bryzę. Nie, poprawka- parsknął śmiechem.- To, co z niej zostało. A ty chodź tutaj, zabawimy się.
Sam spojrzał na Edilia.
-Słyszałeś, co powiedział- rzucił.- Weźcie Bryzę, weźcie moją córkę i idźcie stąd.
-A ty? On cię zabije!
-Obiecajcie mi, że Caroll trafi do Astrid- Sam złapał mężczyznę za rękę. Po jego twarzy powoli spłynęła łza.
-Rusz się, Sammy!- krzyknął Drake, puszczając dziewczynę. Ponad pół metra macki ociekało posoką, gdy wyjął ją z jej brzucha.
-Sam!
Nie odwrócił się jednak. Pobiegł szybko jak nigdy dotąd i upadł na kolana przy leżącej dziewczynie. Była tak podobna do Astrid, tak bardzo przypominała jego.
-Caroline, przepraszam- szepnął, wtulając się w jej zlepione krwią włosy.- Tak bardzo cię przepraszam- przygarnął do siebie jej drobne ciało, jakby w niej szukając odwagi do sprostania rzeczom, które dopiero go czekały.
-Jakie to rozczulające- mruknął Drake i poderwał Sama za poły koszuli.- Rusz się, Sammy. Już się pożegnałeś?- uśmiechnął się szeroko, macką oplatając ręce Sama za jego plecami.- Idziemy!- popchnął go w głąb budynku.

Lana w jednej chwili dopadła dziewczynę. Łzy ciekły jej po twarzy.
-Co on narobił…- powtarzała, przykładając dłonie do zmasakrowanego ciała.- No dalej, Caroll, obudź się.
Edilio przyglądaj jej się bez słowa. To działo się tak szybko… Nie spodziewał się takiego przebiegu wydarzeń. A ta Caroline faktycznie była do niego podobna. Nie tylko pod względem wyglądu- Drake Sama również kilkakrotnie tak załatwił.
-Zostań z nią- mruknął, kładąc dłoń na ramieniu Lany.- Zaraz do was wrócę. Idę… Idę po Bryzę.
Gdy wszedł do domu, zauważył rozpościerający się przed nim długi korytarz. Szedł wolno. Bardzo wolno. Nie miał po co się spieszyć. Zawiódł. Mimo środków ostrożności zawiódł, wysłał ją pierwszą, jakby w ogóle nie brał pod uwagę ryzyka śmierci. Zawiódł. Ją, siebie, Jacka, bliźniaki. Przez niego dwójka pięcioletnich dzieci została bez matki. Stracił już nadzieję, że może udało jej się przeżyć. W zasadzie to miał ją tylko przez krótką chwilę.
Coś się nie zgadzało. W ciemnym korytarzu coś było nie w porządku. Edilio rozejrzał się ze zmarszczonymi brwiami. Korytarz jak korytarz. Drzwi po prawej i lewej, naga żarówka u góry. Dotarło do niego, co jest nie w porządku, gdy zauważył na ścianie zdjęcie sprzed czternastu laty, przedstawiające jego, Sama i Quinna, stojących na plaży i uśmiechających się do obiektywu oraz deskę surfingową opartą o jakieś drzwi. Mężczyzna zbladł.
-Cześć, Eddy- powiedział młody chłopak, oparty o ścianę tuż obok Edilia.- Jak się masz?
Nagle zaschło mu w gardle, gdy rozpoznał twarz chłopaka.
-Quinn…?
Ten zaśmiał się.
-We własnej osobie.
-Ale… Ale ty…
-Tak, wiem, ja nie żyję. Gwoli ścisłości, ty mnie zabiłeś- oznajmił pogodnie.- No i co z tego? Nie masz ochoty na małą pogawędkę?
Edilio oparł się ciężko o ścianę. Oczy Quinna płonęły zielonym ogniem. Kiedy żołnierz usłyszał potworny, rozdzierający uszy krzyk dobiegający z piwnicy, stwierdził, że zielony, wbrew panującemu przekonaniu,wcale nie jest kolorem nadziei.


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Nicole dnia Pią 0:34, 04 Mar 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Loki
Super Moderator
<b>Super Moderator</b>


Dołączył: 26 Maj 2010
Posty: 2006
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 43 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 14:34, 04 Mar 2011    Temat postu:

Chciałabym napisać jakiś zabawny, mądry komentarz, który w pełni wyraziłby to co czuję... Ale nie mogę. Po prostu nie mogę. Serce mi wali, nie mogę złapać oddechu, z trudem uderzam w klawisze. Musisz się zadowolić tym co napisałam i obietnicą, że zrobię Ci tak jak Drake'a zrobił Caroline, jeśli będziesz zwlekać z następnymi rozdziałami (no, chyba że kosztem jakości - w takim przypadku będę musiała odpuścić).

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kate
Przenikacz
Przenikacz


Dołączył: 27 Gru 2010
Posty: 257
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tarczyn (k.Warszawy)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 15:14, 04 Mar 2011    Temat postu:

Kurcze, to jest.. przerażające! Wesoly Niektóre momenty naprawdę obrzydliwe, ale piszesz świetnie. Wesoly Z niecierpliwością czekam na następny rozdział i mam nadzieje, że nie będę musiała długo czekać.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Buu!
Gość





PostWysłany: Pią 15:15, 04 Mar 2011    Temat postu:

Elka napisał:
Chciałabym napisać jakiś zabawny, mądry komentarz

... ale dochodzę do wniosku, że nie umiem komentować tak cudownych historii. Także zbyt wiele nie piszę, ale wiedz, że czytam każde słowo, nawet kiedy akcja tak przyśpiesza, że nie chcę czytać opisów. A więc na koniec tego komentarza: Błagam, nie zabijaj Sama. Dziękuję.
Powrót do góry
Star
Super Silny
Super Silny


Dołączył: 21 Sty 2011
Posty: 399
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 15:36, 04 Mar 2011    Temat postu:

Buu! napisał:
Elka napisał:
Chciałabym napisać jakiś zabawny, mądry komentarz

... ale dochodzę do wniosku, że nie umiem komentować tak cudownych historii. Także zbyt wiele nie piszę, ale wiedz, że czytam każde słowo, nawet kiedy akcja tak przyśpiesza, że nie chcę czytać opisów. A więc na koniec tego komentarza: Błagam, nie zabijaj Sama. Dziękuję.

Tu jest wszystko opisane, cudowne! Dołączam się nie zabijaj Sama!
Piszesz świetnie!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum GONE Strona Główna -> Archiwum / Fan-Art-Fan-Fiction! Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
Strona 2 z 6

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin