|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
zimowykalafior
Super Admin
Dołączył: 10 Wrz 2010
Posty: 2241
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 53 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Australijskie Skierniewice Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 20:20, 18 Lis 2011 Temat postu: |
|
|
A ja najpierw będę marudzić ;>
W pewnym momencie ewidentnie wyskoczył mi error. Bo:
Rozdział 2:
Perc napisał: | Przyjrzała się swojemu medalionowi, który kiedyś dostała od swoich rodziców. Jej rodzice nie żyją już od jakiegoś czasu. Miała 12 lat, gdy zginęli i dzień przed tym wręczyli jej ten medalion, jako prezent urodzinowy. |
Rozdział 7:
Perc napisał: | Gdy miała czternaście lat, poszła na casting do serialu i od razu ją przyjęli. (...)
„Mamy coś dla ciebie” powiedział tata.
„Od nas oboja” dodała mama i wręczyła Alicji zawiniątko.
Dziewczyna spojrzała na nich zaskoczona. Odwinęła zawiniątko i ujrzała … medalion. Złoty, piękny medalion średniej wielkości. |
To miała 12 czy 14 lat, jak dostała ten medalion?
Ale w sumie to taki mało istotny szczegół. Pan Pikuś. Przejdźmy do sedna.
Percu, nie wiem, czy Ci to kiedykolwiek mówiłam, a jeśli tak, to powtórzę raz jeszcze: masz talent. Ogromny. Przerażający. Nie wiem, co powiedzieć, bo nie umiem tak ładnie składać słów. W każdym razie, wyczuwa się geniusz w Twoim stylu pisania i ja jako pisarski debil biję pokłony przed Twą osobą *bije pokłony*
Chyba wystarczy, bo popadniesz w samozachwyt I pamiętaj, że czekam na opowiadanie o króliku (czy whaterver xd)
Tak trzymaj.
A, i rezerwuję sobie egzemplarz Twojej książki z autografem *.*
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Gaia
Elektrokinetyk
Dołączył: 10 Maj 2011
Posty: 1114
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 22 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Wrocław Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 21:03, 19 Lis 2011 Temat postu: |
|
|
Cieszę się, że w końcu wpadłeś na pomysł uporządkowania całości, a wraz z nim przybyły nowe pokłady weny. Domy rozsiane po Stanach wprowadzają niesamowite napięcie, które idealnie równoważy relacja Samanty i Ethana.
Dziękuję za dedykację i możliwość muzowania Ci. Jesteś wspaniały :3
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Megumi
Niezniszczalny
Dołączył: 04 Mar 2010
Posty: 1550
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: L-wo Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 12:25, 20 Lis 2011 Temat postu: |
|
|
No, w końcu znalazłam czas, żeby przeczytać . Co tu dużo mówić - chłopie, zostań pisarzem xD
Mam nadzieję, ze niedługo wstawisz kolejne cześci
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gaia
Elektrokinetyk
Dołączył: 10 Maj 2011
Posty: 1114
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 22 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Wrocław Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 14:50, 04 Mar 2012 Temat postu: |
|
|
Nie chcę nic sugerować, ale przestań oglądać seriale i bierz się do pisania.
Post został pochwalony 1 raz
Ostatnio zmieniony przez Gaia dnia Nie 14:52, 04 Mar 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Perc
Wykrywacz Kłamstw
Dołączył: 17 Gru 2010
Posty: 1436
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 24 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z ETAPu
|
Wysłany: Sob 13:30, 10 Mar 2012 Temat postu: |
|
|
<wstyd>
Mówisz masz. Niestety ten jest bardzo słaby. Trochę mi nie wyszedł.
Rozdział 9
Ethan siedział przy ledwie rozżarzonym ognisku i czasami dorzucał drewniany patyk.
Naprzeciwko siedziała Samantha, lekko drżąc z zimna.
Ethan poderwał się z ziemi, chąc coś powiedzieć lecz dziewczyna mu przerwała.
- Chcesz dać mi swoją kurtkę? Rety, jakie to kiczowate – powiedziała zgryźliwie, ukrywając uśmiech, który pojawił się na jej pomalowanych czarną szminką ustach.
Chłopak nieśmiało usiadł.
Ognisko coraz mocniej ich ogrzewałoo. Jego blask widoczny był bardzo wyraźnie w mroku nadchodzącej nocy.
Wcześniej spędzili kilka godzin na błądzeniu w labiryncie drzew, krzaków i niegroźnych zwierząt (a przynajmniej tylko niegroźne spotkali). Las był gęsty, a z racji że zapadała ciemność, postanowili już dzisiaj nie szukać drogi i spokojnie przenocować. Podróż trwała kilka godzin, a oboje jedli tylko drugie śniadanie, więc poszukiali jerzyn i malin w lesie, którymi teraz delektowali się przy ogniu.
Ethan, obracawszy okazałą malinę w dłoni nagle ją odłożył i wstał, znikając z jasnej i bezpiecznej strefy ognia. Po chwili wrócił z ostrym patykiem i wbił na jego czubek malinę. Powoli zbliżył końcem patyka z różowym owocem do ognia.
Samantha zrobiła, tak rzeczowo rzecz nazywając, facepalma. Ale się nie odezwała.
- To.. będziemy spać w tym lesie? – Zapytała jednak po chwili.
Ethan, przybliżywszy do siebie kij z maliną, wyciąnął ją z ostrego końca i od razu odrzucił gdzieś w krzaki, liżąc palec.
- Zależy co rozumiesz przez spanie … - zaczął, ale zdając sobie sprawę z tego, co palnął, poprawił się – Myślę, że tak. Nie ma sensu już szukać wyjścia, zapada zmrok. A auto jest w takim stanie, że nie ruszy. Więc nawet znalezienie drogi nic nam nie da.
- Czyli… jesteśmy zagubionymi rozbitkami na wyspie idiotów?
- Idio… - zaczął, ale zrozumiał – Bardzo śmieszne, emo.
- Już nie nazywasz mnie pięknością czy księżniczką?
- Będziesz emo księżniczką.
- Na tej wspaniałej wyspie idiotów?
***
Alicja zmierzała w stronę ogrodu, ciekawa ale również przestraszona. Nie wiedziała, czego się spodziewać.
Zeszła z ostatniego stopnia i odetchnęła głęboko. Ogród znajdował się na tyłach. Podeszła do dużych drzew i otworzyła je. Poczuła piękny zapach różnych rodzajów kwiatów i orzeźwiającego powietrza. Rozejrzała się. Było tu mnóstwo kolorowych roślin, które wyglądały jak z innej planety. Tak bardzo dała ponieść się magii tego miejsca, że prawie zapomniała, po co tu przyszła. Po chwili jednak zauważyła Cade’a, który oglądał różowe kwiaty. Podeszła tam.
Chłopak od razu ją zauważył i spojrzeli sobie w oczy.
Nikt się nie odezwał, nie potrzeba było słów. Cade sięgnął po różowy kwiat, który przypominał kształtem lilię. Wyrwał go i spojrzał na włosy dziewczyny. Wziął kwiat i zaczął wplątywać go w jej włosy. Alicja nie protestowała, nie była w stanie nic powiedzieć.
Gdy Cade skończył, dalej nic nie mówił. Po chwili jednak to zrobił.
- Wyglądasz pięknie – po tych słowach znowu ją pocałował. Trwali w uścisku, całując się, a wokół nich kwitły nowe, piękne kwiaty.
***
Przez gęste drzewa powoli wydostawał się promyk porannego słońca. Ethan przetarł oczy i głośno ziewnął.
- Jezus Maria, człowieku.. – skomentowała Samantha – Ludzie tu śpią.
- Sory.
- A teraz weź przesuń dupę, bo mi na ręce siedzisz – warknęła.
Ethan posłuchał.
- Już świta, powinniśmy ruszyć. Nie uśmiecha mi się siedzenie w tym lesie dłużej- powiedział.
- Zgubiliśmy komórki, sami nie wiemy, gdzie jesteśmy i nie mamy samochodu. Jesteśmy rozbit…
- Nie zaczynaj znowu z tą wyspą – przerwał jej Ethan. – Musimy wyjść na drogę i poczekać, aż ktoś będzie przejeżdzał. Możemy też sprawdzić, czy nikogo nie ma w lesie, jednak zajmie to więcej czasu i będziemy musieli zostać tu jeszcze dłużej.
- Dobra – ciężko wstała i ziewnęła.
- I to ja ziewam jak niedźwiedź? – zachichotał Ethan.
Samantha też się zaśmiała. Chyba pierwszy taz widział to zjawisko.
- Chodźmy – powiedziała.
Długo szli, jednak wciąż nie mogli znaleźć wyjścia. Jakby położenie drzew wciąż się zmieniało, by nie mogli wyjść.
- Pójdę na stronę – powiedział Ethan i ruszył w krzaki. Załatwił potrzeby i zbliżał się w stronę Samanthy, kiedy nagle coś zauważył. Na gałęzi drzewa zawieszone było coś świecącego, okrągle. Ethan chwilę poszarpał gałąź wielkim patykiem i rzecz wypadła na wilgotną ziemię. Jednak nie tylko. Obok niej znajdował się dziwny patyk. Przypominał patyk tylko kształtem – był wykonany z dziwnego, niebieskiego kryształu i świecił. Ethan szybko schował go pod kurtkę i przyjrzał się złotej błyskotce.
Przypominało to zamknięte oko, było ozdobione lekko drogimi kamieniami. Do tego posiadało łańcuch do zawieszenia na szyi. To był medalion.
- Samantha! – zawołał – Znalazłem coś
- Co się drze.. – urwała, zauważając medalion. – Skąd go masz?
- Było na drzewie. Wiesz, co to jest?
- Przecież to.. medalion Alicji.
***
Cade i Alicja wracali do pokoju, obejmując się. Nagle zauważyli coś dziwnego.
- O mój Boże! – krzyknęła Alicja i podbiegła w stronę nieprzytomnego ciała – To …. Nie…
- Co się stało, Alice? – zapytał Cade – O…m… - Powiedział, widząc ciało i morze krwi – Czy to…
- To Dave – powiedziała Alicja ze łzami w oczach – On… nie oddycha.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
sunshine
Pirokinetyk
Dołączył: 09 Maj 2011
Posty: 769
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Z jaskini:) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 18:13, 14 Mar 2012 Temat postu: |
|
|
Samantha zrobiła, tak rzeczowo rzecz nazywając, facepalma.- Padłam.
Już myślałam, że to rzuciłeś. Rozdział wcale nie jest taki zły, jest dużo Sam więc to sobie zaprzecza. No i kontynuuj bo umieram z ciekawości.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Perc
Wykrywacz Kłamstw
Dołączył: 17 Gru 2010
Posty: 1436
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 24 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z ETAPu
|
Wysłany: Pią 20:26, 16 Mar 2012 Temat postu: |
|
|
Rozdział 10
10 dni później
Cade, Alicja, Jamie, Ethan i Samantha siedzieli przy oknie w małej restauracji. Były to ich ostatnie chwile w Los Angeles i chcieli spędzić je jak najlepiej. Jednak teraz musieli uporządkować myśli.
- Gdzie Arthur? – pierwszy spytał Ethan.
- Miał jakąś wizytę, chyba u okulisty – odpowiedział Cade, nerwowo bawiąc się serwetką, rozkładając ją i ponownie zwijając. Alicja ujęła jego dłoń, widząc nerwowe zachowanie i oboje się uśmiechnęli.
- Błagam, nie przy ludziach… – skomentował Samantha, przewracając oczami. Ethan i Jamie przyznali jej rację, potakując.
- Nie po to tłukłam się tu dwudziestoma autobusami, by patrzeć na gołębie – znowu rzuciła niemiłą uwagę.
- Okej – odpowiedziała jej Alicja. – Mówiliście, że macie coś ważnego. O co chodzi?
- A nie zgubiłaś czegoś? – odpowiedział Samantha, kręcąc w palcach łańcuch od medalionu jak hipnotyzer.
Alicję zarumowało. Spojrzała na medalion z niedowierzeniem. Ten sam kształ. Małe, błyszczące kamyki odzabiające tarczę. Dziwny, niebieski blask mimo że był złoty. To był jej medalion.
- Gdzie.. gdzie do znaleźliście?- zdołała wykrztusić ze zdziwienia.
- W lesie. Ethan go znalazł.
- To.. to dziwne. Naprawdę go ostatnio zgubiłam, a znalazł się… w lesie?
- Najpierw ta sprawa z nieprzytomnością, a teraz to. On nie jest zwyczajny, Alicja.
Alicja dalej nie mogła w to uwierzyć i patrzyła się na zgubę jak na ducha.
- Anyway.. Co z Davem? – spytała Samantha.
Cade i Alicja nie wiedzieli, co odpowiedzieć. Prawda była tak bolesna i niewiarygodna, że sami w nią nie wierzyli.
- On.. umarł. A konkretniej – został zamordowany. – wyręczył ją Cade.
Samantha i Ethan zrobili głupie miny. Dave?
Ich reżyser i główny producent serialu? Jedna z najsympatyczniejszych i najmilszych istot na Ziemi? Kto mógłby chcieć go zabić? Oczywiście, miał wielu wrogów, jak każdy w show-biznesie, ale nikt nie posunąłby się do morderstwa z zimną krwią. Więc nie zrobił tego ze względu na niego – musiał stanąć komuś w czymś na drodze.
- Hej – odezwała się Jamie – to nie dziwne? Mniej więcej w tym samym momencie ukradziony zostaje twój medalion i zabity Dave. W tym i w tym przypadku ktoś musiał być w hotelu.
- Ukradziony..? – powiedziała tylko Alicja. W tej sytuacji najbardziej niewiarygodną dla niej wersją była ta najbardziej rozsądna. Mogła uwierzyć w magię, złodzieja z innego wymiaru, ale zwykła kradzież?
Chociaż to jeszcze bardziej utwierdziło ją w przekonaniu, że medalion musi skrywać jakiś sekret. Nie był zbyt cenny, na pewno nie na tyle, by ktoś zadawał sobie tyle zachodu.
- Alicja.. ? Wszystko dobrze?
Usłyszała zatroskany głos Cade’a i otrząsnęła się.
- Ja.. ja tylko.. – usiłowała zebrać myśli – Nie rozumiem. Po co ktoś chce ukraść ten medalion? Mógł poprosić, chętnie bym mu dała.
Lekko się zaśmiali.
- Mam propozycję – zaczął Cade – dla odstresowania pójdziemy do kina. Ja stawiam.
Alicja z rozbawieniem położyła mu głowę na ramieniu – Może na romans?
- Nie.
- Nie.
- Absolutnie.
***
Cade stał w kolejce po popcorn, rozglądając się niecierpliwie. W kinie było stosunkowo mało ludzi, ponieważ był wtorek. Poczekał chwilę i złożył zamówienie na pięć dużych popcornów.
- Dziękuję – powiedział i oddalił się, ledwie trzymając 5 dużych niemal wiader. Ciężko było mu utrzymać równowagę i ..
ŁUP!
Cały popcorn rozsypał się.
- Przepraszam, powinienem był uwaz… - zatkało go. Dziewczyna, z którą się zderzył, wyglądała jak z innej planety. Na oko miała 16 lat. Nosiła pomarańczową katanę lekko narzuconą na biały T-Shirt z napisem 'I<serce> NY’. Do kompletu miała na sobie pomarańczową spódnicę i czarne glany. Jednak najdziwniejsze z tego wszystkiego były jej włosy – wyglądały jak tęcza. Miała tyle kolorowych pasemków, żę ciężko było zauważyć naturalny kolor i Cade’owi się to nie udało. Zauważył na jej szyi medalik, jednak nie taki, jak miała Alicja, tylko malutki medalik, w którym pewnie znajdowało się zdjęcie. I…
- Już się napatrzyłeś?
Cade wrócił na ziemię.
- Przepraszam za zderzenie i wiesz.. – starał się przestać, jednak miała w sobie coś, przez co nie mógł oderwać od niej wzroku. Zmierzyła go głębokimi, szarymi oczami.
- A super – nagle się gwałtownie uśmiechnęła – Jestem Hayley. A ty..
- Cade – odpowiedział szybko.
- Nazwisko – odpowiedziała mechanicznym głosem, niemal jak maszyna, znowu przybierając tajemniczy wyraz twarzy.
- A.. Anderson – powiedział niemal wystraszony. Hayley znowu jakby powróciła do rzeczywistości.
- Miło Cię poznać, Cade Anderson – zagryzła wargę i uśmiechnęła się.
- Niezłe włosy – wydukał.
- Oh, dziękuję, Cade Anderson – oplotła się włosami jakby miała szalik. To wymawianie nazwiska przerażało go.
- Dobrze, Cadey. Muszę iść – powiedziała i poklepała go po plecach, jakby byli starymi kumplami. Znowu zagryzła wargę i oddaliła się, patrząc na niego szarymi oczami – Jeszcze się spotkamy.
Cadey?
- Może byś posprzątał?!
- Co tym masz na plecach?
Rzeczywiście, Cade miał na plecach małą karteczkę. Zdjął ją i rozwinął. Była to różowa kartka z notesu. Specyficznym pismem został nabazgrany ciąg cyfr. Poniżej zauważył kolorowy podpis Hayley.
Karteczka pachniała perfumami. Cade chwilę trzymał ją jeszcze w ręce, potem schował do kieszeni.
Uśmiechnął się.
**
Film zleciał szybko, zwłaszcza dla Cade’a. Nie skupiał się na akcji. Ciągle myślał o tęczowłosej. Hayley. Tak ją w myślach nazywał. Tęczowłosa.
Czasami na ekranie widział ludzi, lub całujące się pary. Wyobrażał sobie siebie w takiej scenie.
Ale nie z Alicją.
To wzbudzało w nim poczucie winy.
‘Jeszcze się spotkamy’
Była taka pewna. On też był.
Wcześniej też widział u niej coś dziwnego.
Pierścień.
Jednak ze względu na jej urodę nie zwrócił na to wcześniej uwagi.
Zastanowił się. Miał dziwny blask. Niebieski.
Gdzieś już taki widział.
Ale gdzie?
Pragnął sobie przypomnieć, niestety nie mógł pozbyć się z głowy obrazu jego i Hayley.
Jak dotykał jej kolorowe włosy.
Całował usta…
**
Ethan siedział samotnie w pobliskim parku. Było już ciemno. Dzisiaj była pełnia i blask księżyca doskonale oświetlał jezioro, na które Ethan teraz patrzył. Siedział na małej górce i czasami mocniej przyciskał do szyi szalik. Było chłodno.
Wiedział, czemu tu przyszedł. By być sam. By sprawdzić swoje znalezisko, o którym nikomu nie powiedział, nawet przyjaciołom. Sam Ethan niewiele o nim wiedział.
Jedno było pewne – nie był to zwykły patyk. Już sam wygląd temu zaprzeczał.
Przyjrzał się. Rękojeść miał trochę grubą, by wygodniej się trzymało. Górka część była zakręcona, jak kręcone frytki – cienka, jednak stabilna. To przypominało różdzkę.
Pff.
Różdżka.
Chociaż wierzył w to. Przecież nic nie było takie samo od wypadku. Od sprawy z medalionem. Może teraz w dłoni trzyma coś podobnego. Niebezpiecznego, niezwykłego. I kuszącego.
Miał w sobie coś, co kusiło. Co przyciągało. Ale również coś przerażającego i nie wiedział, czego się spodziewać. Jeśli umrze i ponownie odżyje, jak Alicja? Albo coś gorszego.
Ale jest coś gorszego od śmierci?
Zacisnął patyk w dłoni. Zamachnął się, jak czarodzieie których widział w filmach. Nic się nie stało.
I znowu.
Jeszcze raz.
Ciągle nic.
Przyjrzał się. Może to faktycznie zwykły, ale ładnie wystrugany patyk?
Nie.
Wiedział, że nie.
Ale pomysł, że to różdzka, był wręcz absurdalny.
Z zadumy wyrwał go głos.
- Jak tam nowa zabawka?
Na jego ustach zagościł dyskretny uśmiech.
- Skąd…
- Oh, widziałam, jak to chowałeś. Nie jestem głupia.
- Wiem, że nie jesteś.
Spojrzał na Samanthę. Jak zwykłe wyglądała ładnie. Jednak teraz nie miała na sobie gangterskiej bluzy i glanów. Ubrała zwykłą czarną kurtkę i jeansy. Nie pomalowała ust czarną szminką. I naprawdę się uśmiechała.
Nie sarkastycznie.
Nie tak, jakby miała go zaraz wyśmiać.
Naprawdę się uśmiechała.
Przez to wyglądała jeszcze ładniej, niż kiedykolwiek.
- Czemu za mną szłaś?
- Bo jesteś za głupi, by zapamiętać drogę powrotną.
Mimo wszystko, wciąż była tą samą Samanthą.
Taki był porządek rzeczy.
- Cóż za ostra słowa. Parz, zbliża się pełnia. Nie zmienisz się zaraz w wilkołaka?
Uśmiechnęła się drwiąco.
- Wręcz przeciwnie. Przyszłam, by to ciebie wilkołaki nie dopadły. – popatrzyła na duży patyk. – Wiesz już, jak to działa?
- Nie – odpowiedział jej Ethan – próbowałem, ale…
Nie śmiała się. Nie kpiła. Zachowywała się wręcz, jak na nią, dziwnie.
- Pokaż – wyciągnęła rękę i złapała ‘różdżkę’. Poobracała ją trochę w dłoni, myśląc.
- Nie wiem. Ale próbuj dalej…
- Muszę Cię o coś prosić. Nie mów reszcie.
- Czyli to nasz mały sekret? – wróciła do kpiącego tonu.
- Czyli zgadzasz się?
- A zauwazyłeś, że nie mówiłam nikomu przez te 10 dni? Nie mam takiego zamiaru – rzuciła mu patyk.
- Dzięki.
Samantha chwilę nic nie mówiła, ale odezwała się.
- To… to ja dziękuję – powiedziała szczerze – za to, że mnie uratowałeś. Wiesz, w tym lesie.
- N.. nie ma za… - ale nie pozwoliła mu dokończyć.
Pochyliła się i pocałowała go w policzek.
***
Osoba w czarnym płaszczu szła ciemnym zaułkiem. Miała na sobie kaptur i podtrzymywała go, by nikt nie widział jej twarzy.
Zawiał wiatr.
Zaklęła.
Szybko poprawiła kaptur, jednak to nie ukryło jej długich, kolorowych włosów.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
sunshine
Pirokinetyk
Dołączył: 09 Maj 2011
Posty: 769
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Z jaskini:) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 18:56, 17 Mar 2012 Temat postu: |
|
|
Ciekawe, Tęczowowłosa mnie przeraża. Może te początkowe sceny z Cadelicją są obrzydliwexDD no, ale ciężko je obejść.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gaia
Elektrokinetyk
Dołączył: 10 Maj 2011
Posty: 1114
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 22 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Wrocław Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 19:19, 17 Mar 2012 Temat postu: |
|
|
"Całuski wśród kwiatuszków- nie, nie, nie!"-mogłabym powiedzieć, ale że Ty to Ty, idealnie zrównoważyłeś to pojawieniem się nowej postaci i uczuciami pomiędzy nią a Cade`m.
Hayley (och, skąd takie imię?) zapowiada się fantastycznie i wierzę, że nieźle namiesza. Natomiast tym, co najbardziej uderza jest Twój profesjonalizm. Dzieciaki tak nie piszą.
P.S. Nie " pasemków", tylko "pasemek".
Najlepszego, Mistrzu. Świetny jak zawsze.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Gaia dnia Sob 19:20, 17 Mar 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Perc
Wykrywacz Kłamstw
Dołączył: 17 Gru 2010
Posty: 1436
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 24 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z ETAPu
|
Wysłany: Nie 16:41, 18 Mar 2012 Temat postu: |
|
|
Rozdział 11
Alicja szła samotnie przez miasto. Było południe. Wszyscy jej przyjaciele na razie spali. Stwierdziła, że szybko nie będzie miała takiej okazji ponownie, by zwiedzić miasto na własną rękę.
Nie wiedziała, czy ich serial będzie trwał dalej po śmierci Dave’a. Jeżeli tak, to na pewno nie wyjadą prędko z Los Angeles. A jeśli nie… To będą musieli stać się normalni i wrócić do szkoły.
Nie była to zbyt przerażająca myśl. Alicja była wręcz ciekawa, jakby wyglądało teraz jej życie w szkole. Pewnie byłaby dobrą uczennicą, nazywaną kujonicą, nieśmiałą i zakochaną w kapitanie drużyny footballowej, z którym wymykała by się na potajemne randki po lekcjach.
Zastanowiła się, czy to naprawdę taka zła perspektywa. Rozejrzała się po mieście. Wyszło słońce i, jak zwykle, był tłok. Wszędzie nieznane twarze. Niektórzy ją rozpoznawali i pokazywali sobie palcami. Inny krzyczeli, skakali. Prosili o autografy, zadawali pytania. Jednak Alicja ich wszystkich ignorowała. Nie miała nastroju na takie rzeczy. Nie chciała czuć się sławna. Chciała czuć się jak zwykła dziewczyna z typowymi problemami, jak trądzik czy problemy z chłopakiem. Nie jak ktoś, kto cudem uniknął śmierci, i to jeszcze przez jakiś medalion. Nie jak osoba ścigana. Wiedziała bowiem, że tajemniczy zabójca wróci po jej pamiątkę, jednak tym razem może nie być tak miły. Udowodnił już to, zabijając Dave’a. Była pewna, że następnym razem nie zawaha się zrobić tego Alicji. Był mordercą. Człowiekiem, dla którego ważniejszy był jakiś przedmiot, niż ludzkie życie.
Dziewczyna zwolniła i zaczęła wolno stawiać kroki. Zauważyła przed sobą wielki bilboard ze znanymi twarzami. Poważny grymas Cade’a. Po prawej stronie wyluzowany wyraz twarzy Ethana. Po lewej tajemniczy uśmiech Samanthy. Obok nich poważne miny Arthura i Jamie. I ona, Alicja, na głównym planie obok serialowego partnera. Ona – roześmiana twarz, on – poważna. Wszystko na tle domu, który został dodany komputerowo. Duży żółty napis głosił ‘Już wkrótce w CW’.
Alicja dokładnie pamiętała moment, kiedy pozowali do tego plakatu. Było to jeszcze przed przenosinami do L.A. Większość miała mieć poważne miny, ale nikt nie mógł przestać się śmiać, już nie pamiętała z czego. Na końcu fotografon udało się zrobić zdjęcie. Dave’owi się podobało.
Dave.
Połknęła gulę, którą miała w gardle z wielkim bólem.
Ruszyła dalej. W pewnym momencie założyła słuchawki i puściła piosenki z repertuaru Adele.
Uspokajając się przy dźwiękach muzyki, lekko się uśmiechnęła i kiwała głową w rytm.
Po chwili coś ujrzała. Chłopak leżał na ziemi. Obok stali inni, rechocząc ze śmiechu. On sam próbował wstać, jednak szłu mu nieudolnie, ponieważ oni blokowali mu drogię i podstawiali nogi, a on zdawał się tego nie zauważać.
- Hej! – szybko ściągnęła słuchawki z uczu. – Zostawcie go!
Nadal się śmiejąc, odeszli. Chłopak w dziwny sposób pokiwał głową i rozglądał się, jednak jego wzrok wydawał się nieobecny. Szare oczy błądziły w różnych kierunkach. Alicja zrozumiała.
- Na jedenastej.
Usłuchał i chwycił dłoń dziewczyny. Pomogła mu wstać.
Był niewidomy.
- Jestem Alicja – przedstawiła się. – A ty?
- Luke – odparł.
- Masz laskę czy psa przewodnika? – spytała z troską.
- Miałem, ale ukradli mi laskę. Chyba zazdroszczą mi tego, że jestem ślepy.
Alicja zaśmiała się.
- Zaprowadzę Cię do domu. Ale najpierw.. chodźmy na lunch.
Ujęła jego ramię i zaczęła prowadzić.
***
Więc.. – zaczęła rozmowę – Jesteś niewidomy od urodzenia, czy… - wiedziała, że to trochę nietaktowne, ale nie chciała by było niezręcznie. Chciała, by chłopak czuł się swobodnie w jej towarzystwie, by mogli porozmawiać szczerze.
- Od zawsze – odpowiedział szorstko. Alicja jednak wiedziała,że mówienie o tym musi być bolesne. Nigdy nie wyobrażała sobie, jak to jest nie widzieć całe życie. Gdyby stracił wzrok, miałby rzeczy które mógłby wspominać i sobie wyobrażać. Ale nie miał tego. To musi być dla niego wielki ból.
- Jakie masz oczy? – zapytał znienacka.
- Zielone.. – opowiedziała, choć nie była pewna, co mu da ta informacja, skoro prawdopodobnie nie znał tego koloru, jak żadnego innego.
- Zielony to najpiękniejszy kolor – powiedział.
Alicja lekko się uśmiechnęła.
- Co Cię martwi? – spytał.
- Skąd wiesz?
- Ponieważ nie odzywasz się i nie okazujesz żadnych emocji, pytasz a nic nie mówisz na swój temat. Myśli takich osób są czymś zajęte, najczęściej się martwią jakąś sprawą.
Alicja zamrugała. Zadziwiało ją zachowanie Luke’a. To, jak dużo wiedział i mógł wywnioskować mimo tego, że nie widział nic na własne oczy.
- To dziwne, bo sama nic z tego nie rozumiem. Chodzi o medalion…
- Medalion? – przerwał jej i znowu w dziwny sposób pokiwał głową. – Powiedziałaś medalion?
Tak – potwierdziła. – Co się stało?
- Znam medalion. Widziałem medalion. W nocy. We śnie.
Alicja znowu ze zdziwienia zamrugała.
- We śnie?.. To…
- Miałem sen. Tam był medalion. I puchar. I łuk – powiedział, ale po chwili dodał. – Wybacz, że ci przerwałem.
Alicja była coraz bardziej zdziwiona. Łuk? Puchar? I medalion. To nie był przypadek.
- Tam byli ludzie. Ludzie z koronami i mocą. Dużą mocą. Te przedmioty miały moc. I błyszczały. Błyszczały na kolor niebieski.
Teraz Alicja była już pewna, że to nie jest przypadek.
Luke miewał takie same sny jak ona.
- Jesteś pewien?
- Tak. Miewałem te sny często. Dalej je mam.
- Masz telefon? – spytała Alicja niespodziewanie.
- Tak – podał jej swoją komórkę.
Szybko poklikała i mu ją zwróciła.
- Proszę. Mój numer jest pierwszy w liście wybierania. Jeśli znowu Ci się to przyśni, napisz. Będziemy musieli się spotkać.
- Dobrze – odpowiedział sympatycznym tonem. – Na pewno się jeszcze spotkamy, Alicjo.
- Jak masz na nazwisko? – zapytała go.
- Hoover. Luke Hoover.
- Dobra, chodźmy już – oznajmiła Alicja – Gdzie Cię zaprowadzić?
- Na przystanek, proszę. Nie mieszkam w tym mieście.
- To gdzie? – spytała uprzejmie.
- w Beverly Hills.
***
Cade siedział w swoim pokoju w hotelu Prim. Postukiwał palcami o blat stołu, myśląc.
Jego komórkaa zawibrowała. Na ekranie pojawił się napis:
„Nowa wiadomośc”
Zmarszczył brwi. Skąd Hayley miała jego numer?
‘Witaj, Cade Anderson. Jutro szykuje się party z okazji moich słit sikstin. Chcę zobaczyć twoją śliczną buźkę w moich skromnych prograch. Beverly Hills, rezydencja Hooverów
Xo xo’
Beverly Hlls? Kawałek drogi stąd, pomyślał. Ale myślał o czymś innym.
Gdy odkryli mapę z zaznaczonymi miejscami… Nie było tam Beverly Hills?
Przeszukał szafkę. Po chwili wyciągnął kawałek papieru, który przygotowała około dwa tygodnie temu Alicja. Przeleciał mapkę wzrokiem.
Jest.
Nie było dokładnego adresu, ale wiedział, że los prowadzi go w to miejsce. Musiał się dowiedzieć, co skrywają te adresy prędzej czy później. I właśnie nadarzyła się ku temu okazja.
Musiał przedstawić swój pomysł przyjaciołom.
Jednak jak to zrobić w taki sposób, by nie pomyśleli, że chodzi mu tylko o imprezę?
‘Będę tam. Z przyjaciółmi’
WYŚLIJ.
***
Jamie leżała samotnie w łóżku. Próbowała przetrawić ciężką wiadomość.
Zadzwonił do niej Arthur. Pytała się go, kiedy wróci, cieszyła się. On jednak nie był uradowany. Jego głos był smutny i nie chciał rozmawiać, ale w końcu to z siebie wydusił.
Nie wraca.
Wyjeżdża.
Już nie gra w serialu.
Nigdy.
Było jej smutno. Jamie niezwykle szybko przywi ązywała się do ludzi.
A to był Arthur. Jeden z jej nierozłącznych przyjaciół.
Przetarła łzę z policzka.
Z ciężką głowę zbliżyła się do lustra.
- Będzie dobrze – przekonywała samą siebie, starając się uspokoić. Rude włosy, niebieskie oczy. Dziecinne rysy twarzy. Różana cera. Łzy. Jedna na policzku, druga w niebieskich oczach. Coraz więcej łez.
Spróbowała się uśmiechnąć.
- Będzie dobrze – powtórzyła.
Usłyszała dziwny dźwięk. Potem krzyk. Podbiegła do balkonu i rozejrzała się. Zauważyła znajomą postać.
- Ethan..?
Ale to nie był Ethan. Zauważyła krwiste, pełne zemsty czerwone oczy. A chwilę później poczuła, że traci grunt pod nogami.
***
Ethan nie poddał się tak łatwo. Dalej próbował odkryć tajemnicę różdżki. Nie machał już nią jak opętany. To nie działało.
Próbował się skupić. Myślał o tym, że z różdżki tryska woda. To też nie działało.
Był zdenerwowany i zdeterminowany, by w końcu coś się stało.
Pomyślał o całej złości, jaką w sobie miał. Pomyślał o Samancie, która z niego drwiła. Pomyślał o wszystkim, w czym wypadał źle. O wszystkich złych rzeczach.
I wtedy się zaczęło.
Różdzka zaczęła wirować, a razem z nią Ethan.
Kręcili się tak długo, że zrobiło mu się niedobrze.
Poczuł coś dziwnego w oczach. Nagle jego wzrok się wyostrzył . Mógł przybliżać i oddalać pole widzenia jak maszyna.
Różdżka przestała wirować. Nagle zaczęła pękąć – zrzuciła skorupę patyka i stała się niebieska, wyglądała jak szklana. Błękitna. Ethan wziął ją do ręki. Poczł gniew. Wściekłość. Nie wiedział, dlaczego. Jakby nie był sobą.
W różdżki wystrzeliło coś czarnego. Poleciało w górę. W stronę jakiegoś balkonu. Przez Ethana zaczęła przemawiać jakaś poteżna siła. Głos. Krzyk. Krzyk triumfu. Krzyk zwycięstwa i bólu zarazem.
Na pewno nie krzyk Ethana.
***
Jamie spanikowała. Chciała uciec, ale czarne coś zbliżało się z prędkością światła.
Uderzyło w balkon. Szybko złapała się parapetu okna.
Balkon się rozpadał. Kawałek po kawałku.
- Ratunku! – krzyczała ile sił w płucach, licząc na jakąś pomoc. Jednak zdawało się, że nikt jej nie słyszał.
Nie mogła otworzyć drzwi balkonu. W pośpiechu je zablokowała, otwarte mogły zostac tylko od środka.
Zaklęła.
Musi być jakiś sposób, pomyślała.
Znajdowała się na wysokości trzech pięter. Skok byłby niczym samobójstwo.
Balkon jeszcze się trzymał. Podparła się nogą i sięgnęła po telefon.
W pośpiechu wystukała wiadomość do Samanthty. Jej pokój był najbliżej.
WYŚLIJ
Nie przestawała krzyczeć. Bestia na dole, która wyglądała jak Ethan, szalała i strzelała czarnymi cieniami mocy.
Jamie jęknęła.
Zauważyła ogień.
Rozprzestrzeniał się.
***
Hayley zbliżała się do domu. Wielka rezydencja nawet nocą wyglądała okazale i dominująco.
Sięgnęła po klucze i otworzyła drzwi.
- Jestem! – oznajmiła. Dom był dziwnie cichy jak na rezydencję Hooverów. Tutaj nawet w nocy trwał dzień.
- Mamo? Tato?
Zbliżała się do swojego pokoju.
***
Zakapturzony mężczyzna stał pod oknem córki państwa Hooverów. Stłukł szybę i wszedł do środka.
Pokój wyglądał trochę dziwacznie jak na szesnastolatkę. Był w odcieniu różu. Znajdowały się tam zdjęcia z czasów, gdy Hayley była małą dziewczynką porozwieszane po całym pokoju.
Przeszukał szafki, podłogę. Wszystko.
Nie było tego, czego szukał.
Drzwi się otworzyły.
***
Hayley otworzyła drzwi.
Krzyknęła.
Zakapturzony mężczyzna zatkał jej usta.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
zimowykalafior
Super Admin
Dołączył: 10 Wrz 2010
Posty: 2241
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 53 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Australijskie Skierniewice Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 21:01, 18 Mar 2012 Temat postu: |
|
|
Kawał dobrej roboty. Nie wiem, jak Ty to robisz, ale wychodzi Ci fantastycznie. Wprowadzasz napięcie tam gdzie trzeba, umiejętnie kierujesz tyloma postaciami, piszesz genialnie, no i jeszcze kończysz rozdział w takim momencie, że pozostaje tylko czekać na następny. Tak trzymaj :>
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Nefeid
Kurczak
Dołączył: 17 Maj 2010
Posty: 1500
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 13 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: łódź Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 23:18, 18 Mar 2012 Temat postu: |
|
|
Oboje mamy talent. Zacznę od mojego.
Uparcie ignoruję najlepsze fanficki, żeby zabrać się za nie tuż przed sesją, tudzież testem, który zdecyduje, czy dostanę się do liceum. A potem oczywiście nie jestem w stanie myśleć o niczym innym.
O matko. Czytając twoje opowiadanie, obróciłam się przez ramię jakieś tysiąc razy. Nie wspominając o tym, że jak mama zapukała do drzwi, to bałam się otworzyć.
Twój talent. Na początku trochę kulała stylistyka, ale teraz jest świetnie. Wciąż nie mogę pogodzić się z myślą, że masz tyle lat, ile masz. Mam error. Mózg mi się zawiesza. To jak dzielenie przez zero.
Fabuła - niesamowita. Groza wyszła z monitora i opanowała mój mózg. A wszystkie trójkąty podobne wpisane w kulę są dla mnie tylko i wyłącznie medalionem Alicji.
Styl - jak już mówiłam, na początku był trochę niezgrabny, jakby niedopracowany - ale teraz raczej nie ma się do czego przyczepić.
Po prostu... z tą książką to nie jest wcale taki nierealny pomysł. Pozostaje tylko podziwiać Twój genialny geniusz.
No i widać po mojej wypowiedzi, że uczę się matmy, prawda? -.-
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Nefeid dnia Nie 14:25, 25 Mar 2012, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Perc
Wykrywacz Kłamstw
Dołączył: 17 Gru 2010
Posty: 1436
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 24 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z ETAPu
|
Wysłany: Nie 8:27, 27 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
Rozdział 12
Samantha słuchała muzyki z MP-trójki. Przez to nie zauważyła od razu SMSa od Jamie. Była w innym świecie.
Sięgnęła po colę ze stolika. Właśnie wtedy zauważyła jasny ekran z treścią wiadomosci. Rozlała napój.
Szklanka się rozbiła.
Ale Samanty już nie było w pokoju.
***
Biegnąc, szybko coś nabazgrała do Cade’a, Alicji i Ethana.
Wybiegła do ogrodu. To tam, jeśli uwierzyć Jamie, rozpoczął się pożar. A ona była uwięziona na rozpadającym się balkonie.
- Jamie?! – krzyknęła, szukając wzrokiem znajomej dziewczyny. Poczuła swąd spalenizny. Naprawdę rozpoczął się pożar. Ogień najpierw zajmie się ogrodem, a potem powoli ruszy w stronę hotelu. Dojrzała Jamie. Dziewczyna ledwie trzymała się parapetu, szukając miejsca oparcia dla nóg w idealnie prostej ścianie. Dodatkową przeszkodzą był dla niej sweter, który pod wpływem wstrząsów zaczął się jej ześlizgiwać, krępując jej ruchy.
- Jamie! – krzknęła – Trzymaj się! Zaraz po ciebie pójdą!
To była prawda. Wysłała Cade’owi i Alicji wiadomość, by poszli po Jamie. A ona…
Połknęła ślinę.
Miała rozprawić się z tym szaleńcem, który do złudzenia przypominał jej Ethana.
***
Cade szybko zerwał się z łóżka. Odłożył telefon na półkę i włożył buty. Wybiegł na korytarz.
Szybko przeszukał kieszenie. Wyciągnął pęk kluczy. Sięgnął po odpowiedni. Może to wydawać się dziwne, ale wszyscy mieli klucze do pokoju każdego na takie przypadki. Ufali sobie. Może momentami aż za bardzo.
Szybko wsadził klucz do drzwi i przekręcił. Wbiegł do pokoju Jamie.
- Jamie?! – krzyczał i pobiegł na balkon. Otworzył drzwi i szybko ją złapał.
- Trzymaj się! – krzyknął i spróbował ją podciągnąć. W jej niebieskich oczach widać było przerażenie.
Strach.
- Cade! – wykrztusiła, kaszląc. Języki ognia tworzyły gęsty, szary dym, który zaczął wypełniać jej płuca. Czuła rękę Cade’a, czuła jego śliski dotyk. Nic nie widziała, dusiła się, buty zaczęły zsuwać się z jej nóg, które wciąż szukały oparcia. Fioletowy sweter zaczął odsłaniać jej ramiona. To koniec.
‘Chwyć się drugą ręką!’
Nadal czuła jego dotyk, jego uparty dotyk, który chciał ją uratować za wszelką cenę. Poczuła przeraźliwy gorąc na odsłoniętych ramionach.
Sięgnęła drugą ręką i Cade zrobił to samo, po czym wydał gardłowy dźwięk i zaczął ją podciągać. Sweter zaczął zsuwać się coraz mocniej, blokując rękę. Zaraz puści. Poczuła coraz większy gorąc na ciele. Nie mogła oddychać.
Chhrmp.
Wdech.
Wydech.
Raz.
Dwa.
Trzy.
Udało się.
Zaniosła się kaszlem, ale już stała na stałym gruncie.
Spojrzała na twarz Cade’a. Był spocony, zmęczony, ale uśmiechnął się.
- Dzięki – powiedziała.
-Nie ma za co.
-A teraz wybacz – odrzekła, uśmiechnęła się przepraszająco i pobiegła do łazienki. Wzięła zimny prysznic w ubraniu.
***
Samantha poprawiła szalik.
Odetchnęła, wypełniając płuca mroźnym powietrzem. Było zimno.
‘Zabawne. Jest pożar, a mi jest zimno’
Nerwowo się zaśmiała.
Zagryzła wargę. Niebieskie oczy zwróciła w stronę Ethana.
Nie.
Nie Ethana.
To nie był Ethan.
To było…
Właściwie nie wiedziała co.
Ethan skakał. Tańczył. Wyglądał jak uciekinier z wariatkowa. Gdyby usunąć pożar, dziwnie świecące oczy i żądzę mordu w nich.
Samantha widziała ludzi. Przestraszonych ludzi. Zafascynowanych ludzi. Małego chłopca w wieku ok. 5 lat, który przyglądał się wszystkiemu tak, jakby oglądał całkiem niezły film z efektami specjalnymi.
Samantha poczuła chłod na policzkach.
Palce jej zamarzały. Chłod stawał się nie do zniesienia. Połknęła ślinę.
- Ethan! – krzyknęła, zbliżając się w jego stronę. I się uśmiechała.
‘To nazywa się szaleństwem, prawda? Stawiasz czoło niebezpieczeństwu z humorem’
Śmiała się. Histertycznie się śmiała. Wyglądała, jakby też uciekła z wariatkowa.
Spojrzał na nią. Ale nie tak, jak zawsze – nieśmiało, ze wzrokiem zdradzającym zauroczenie.
Teraz patrzył na nią jak na jedzenie. Mogłaby przysiąc, że widziała, jak oblizuje zeschnięte usta.
‘Mm, pyszota’
- Serio? Pożresz mnie? Błagam, E.T., to takie banalne.
Patrzył na nią tępym wzrokiem. ‘Zresztą jak zawsze’ – pomyślała.
- O nie, czekaj! – udała podniecenie. – Może mnie porwiesz, jak King Kong? To byłoby taaakie romantyczne! – dodała słodkim głosikiem.
Zaczął się do niej zbliżać.
Ściągnęła buta.
- A wal się! – rzuciła w niego glanem. Zawył.
- Samantha? – usłyszała głos Alicji.
- Alicee! – ucieszyła się – Co u ciebie? U mnie spoko, zrobiłam sobie paznokcie, o patrz… ładnie nie? A, i jeszcze taki jeden chce mnie zabić.
Alicja popatrzyła na nią, a potem na…
-To Ethan? – zmrużyła oczy, by lepiej się przyjrzeć.
- Taaa…. – ściągnęła drugi but i cisnęła mu w skroń.
- Co ty robisz?
- Bronię się, a co?
- Przecież to Ethan! Znowu będzie miał przez ciebie sinaki!
- Masz lepszy pomysł?
- Um… - przyjrzała się jeszcze raz – Co on ma w ręce?
- Patyk…? – Samantha pogroziła mu palcem - Oj E.T., mama nie uczyła że się nie bawimy patykami?
Podbiegł do niej. Złapał ją za szyję.
- Samantha! – krzyknęła Alicja i sięgnęła po swój obcas – Zostaw ją! – rzuciła.
Odwrócił się w jej stronę. Wyglądał jak zwierzę. Dzikie zwierzę. I zwierzęcym, dzikim ruchem odrzucił ją na ziemię.
Krzyczała. A potem świat zawirował. Stał się niejasną plamą, twarze były zamazane, a ruchy spowolnione. Słyszała bicie własnego serca, krew wyjątkowo głośno tętniła jej w żyłach. Zamknęła oczy.
- Alicja! – usłyszała przeraźliwy krzyk Samanthy. A po chwili męski głos i dotyk, po którym poczuła dreszcze na całym ciele i przyjemne ciepło. Ale było, do cholery, zimno.
- Alice? – Cade dotykał jej twarzy, potem lekko potrząsnął ramionami – Wszystko dobrze?
- Cade… - wykrztusiła i zaczęła kaszleć. Czuła dym, rozpalał jej płuca. Szara mgła piekła.
- Daj rękę – usłuchała i pomógł jej wstać. Chwilę stali obok siebie, jakby wszystko się już skończyło. Jakby obudzili się ze strasznego snu, jakby wszystko znowu było dobrze.
A potem Cade upadł.
***
Ból. Przeraźliwy ból.
Syknęła.
Czuła strużkę krwi spływającą po jej szyi.
Lubiła to. Nie chodziło o to, że Hayley czegoś nie zrobiła, czy ją zdradziła. Wręcz przeciwnie. Zwabiła ich. A ona mimo wszystko ją torturowała i krzywdziła.
Lubiła to. Była psychopatką. Dlatego kazała mówić na siebie Bloody od Krwawej Mary i słynnej legendy*. Jeśli spojrzysz w lustro dokładnie o północy i wymówisz określoną liczbę razy ‘Krwawa Mary’, pojawi się i wydłubie ci oczy.
Bloody bardzo lubiła tą legendę.
Hayley chciało się śmiać. Tuż po wyjściu Zakapturzonego Bolka, pojawiła się ona, Lolek, a oboje chcieli od niej tego samego i najwyraźniej nie znali się nawzajem ani nie wiedzieli o sobie. Chcieli ich – Cade’a i jego kumpli.
Bolek kazał jej na niego wpaść, Lolek kazał ich zwabić. Czekała tylko, aż się spotkają i zobaczy wyraz twarzy tej suki. I ona będzie się śmiała. Bloody będzie ją torturować, ale ona będzie się śmiała, choćby miała rzygać krwią.
Przez te marzenia teraz zaczęła się śmiać. Bloody popatrzyła na nią.
- Z czego się cieszysz, smarkulo? – złapała ją za włosy i przybliżyła twarz do jej twarzy – Nie lubię tych twoich kolorowych kudłów. Może czas je przykrócić, co? – przejechała nożem po raz kolejny wzdłuż jej tchawicy. Potem złapała ją za policzki – Szkoda niszczyć taką piękną buźkę, prawda? Hayley patrzyła na nią z determinacją. Nie bała się. To najgorsze, co możesz zrobić w towarzystwie psychopaty – okazać strach.
Bloody nie była stara. Na jej oko miała mniej więcej 20 lat i była jej zdaniem naprawdę ładna i atrakcyjna, tylko niestety szurnięta.
- Kiedy twój chłoptaś przyjedzie? – spytała, akcentując każdy wyraz.
- Nigdy – Hayley zagryzła wargę i kąciki jej ust uniosły się.
Uderzyła ją.
Hayley zniosła to bez słowa.
- Więc.. – Bloody sięgnęła do swoch narzędzi tortur – Co wolisz najpierw?
* Bloody - Krwawa (przyp. tłum.)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
zimowykalafior
Super Admin
Dołączył: 10 Wrz 2010
Posty: 2241
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 53 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Australijskie Skierniewice Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 21:40, 31 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
Zbyt długa przerwa. .___. Trochę czasu minie, zanim z powrotem wkręcę się w akcję i przypomnę kto jest kto, ale to w sumie szczegół. Chyba nie muszę pisać, że genialnie. Dodawaj następne :3
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gaia
Elektrokinetyk
Dołączył: 10 Maj 2011
Posty: 1114
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 22 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Wrocław Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 23:04, 31 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
Zapewne nieumyślnie, ale zastosowałeś te dwa słowa, które sprawiają, że miękną mi nogi.
Wdech.
Wydech.
Wątek z Hayley jest wręcz przeraźliwie ciekawy i to właśnie jego kontynuacja interesuje mnie najbardziej. W tym też fragmencie w pełni pokazałeś, że niesamowicie podniosłeś swój poziom pisarski. Jeśli mam być szczera- nie sądziłam, że to możliwe. Używasz innego słownictwa i skupiasz się na innych niż dotychczas aspektach opowieści, co naprawdę czyni ją dużo lepszą.
Drugą sprawą jest Ethan. Po prostu zagryzam wargi i oczekuję rozwinięcia.
Wdech, wydech, Robercie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Perc
Wykrywacz Kłamstw
Dołączył: 17 Gru 2010
Posty: 1436
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 24 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z ETAPu
|
Wysłany: Sob 9:11, 02 Cze 2012 Temat postu: |
|
|
Rozdział 13
Padł jak postrzelony. I rzeczywiście tak było. Coś czarnego odrzuciło go, trafiając w pierś.
- Cade?! - Alicja uklęknęła i zaczęła go lekko ocucać. Po chwili otworzył oczy.
- Au.. - syknął i złapał się za pierś. Popatrzył na dziewczynę.
- Alice...
Poleciało kolejne światło.
I następne.
I kolejne.
Samantha zacisnęła zęby. Ethan chwilowo stracił zainteresowanie nią i ciskał kolorowymi pociskami z...
- To to!~- nagle ją oświeciło - To ta różdżka!
Po chwili zrozumiała swój błąd. Znowu zbliżał się do niej. Przynajmniej kupiła Alicji i Cade'owi trochę cennego czasu.
Złapał ją za szyję. Znowu.
- Gasz, Ethan, wiem, że zawsze chciałeś to zrobić, ale okoliczności trochę nie sprzyjają.
Uśmiechnęła się w charakterystyczny sposób, zagryzając wargę. Jak ten matoł jej nie rozumiał, mogła sobie kpić do woli. Ale jemu nie było do śmiechu.
Zacisnął rękę. Nie mogła oddychać.
- Oho, agresywnie - wychrypiała - Tylko proszę, nie rozbieraj mnie, za zimno.
Puścił ją. Wymierzył w nią różdżkę, zamachnął się. Samantha przypomniała sobie pewną piosenkę.
'I saw you standing in the corner'
Robił dziwnie obroty różdżką w powietrzu.
'On the edge of burning light'
Huk wystrzału.
'I saw you standing in the corner'
Czarny pocisk zbliżał się do niej.
'Come to me in the cold, cold night'
Zrobiła unik, ale to nadal leciało w jej stronę. Mroczny, czarny pocisk, który wyglądał, jakby zebrał ze sobą mrok całego świata.
Dookoła widziała palące się kwiaty.
Biegła.
Nagle już tego nie było.
Usłyszała krzyk.
Wiedziała, co się stało.
Cade i Alicja dali radę.
Cade trzymał różdżkę.
Przyjrzał się jej.
Wyglądała teraz jak zwykły drewniany patyk. Nie jak niebezpieczna, błękitna broń, która przed chwilą próbowała ich wszystkich zabić.
Złamał ją i odrzucił.
Odetchnął z ulgą i poszedł w stronę Alicji.
- Już po wszy...
Zamarł.
Odwrócił się w stronę, gdzie ją odrzucił.
Unosiła się nad ziemią.
Nie było widać żadnego śladu po tym, że przed chwilą ją złamał.
Spojrzał na Alicję. Przyglądała się równie zdziwiona jak on.
Spojrzał nad Samanthę. Klęczała nad Ethanem.
Wyciągnął rękę.
- Nie! - Alicja krzyknęła - Nie rób tego, Cade.
- To co z nią zrobimy? - spytał.
- Zostawimy. Już narobiła wystarczających kłopotów.
Niechętnie przytaknął. Wspólnie poszli w stronę leżącego Ethana.
- Oddycha - stwierdziła Samantha - ale jest nieprzytomny.
Przyjrzała mu się.
Ale ohydnie wygląda jak śpi, nie?
Alicja nerwowo się zaśmiała.
Samantha wymierzyła mu policzek.
Otworzył oczy.
- Co.. gdzie... co?
Popatrzył na twarze przyjaciół.
- Co jest... spałem... na ziemi?
Samantha jeszcze raz go spoliczkowała.
- Hej! - pocierał czerwony ślad po uderzeniu.
- Stracha nam narobiłeś - powiedział Cade.
- Wyglądałeś całkiem strasznie - skwitowała Sam.
- Kiedy? Jak spałem?
Alicja odetchnęła.
- Później ci opowiemy - powiedziała.
Kiwnął głową.
- Hej... a gdzie Jamie?
***
Jamie przebrała się w świeże ubrania i położyła się. Działo się stanowczo za dużo jak na jeden, cholerny dzień. Przymknęła oczy.
Zaczęła zbierać myśli, bawiąc się puklem brązowych włosów. Zawsze tak robiła. Cholerny zwyczaj, o którym wiedział tylko cholerny Arthur.
Arthur.
Pożar. To wyglądało świetnie na filmach, ale nie wtedy, kiedy czuło się żar na skórze. Piekło. Czuła się jak w cholernym piekle.
Nadal to czuła.
Arthur by powiedział, że jest gorąca.
Wybuchnęliby śmiechem.
Nie dlatego, że to żart wysokich lotów.
Dlatego, że byłby przy niej Arthur.
Cholera.
Myślę jak cholerna romantyczka w cholernych romansidłach.
Przewróciła się na drugi bok.
Cholerny drugi bok.
Schowała głowę w poduszkę.
I coś usłyszała.
***
- Gliny!? - krzyknęła Samantha, słysząc charakterystyczny odgłos syreny policyjnej.
- W sumie co się dziwić, jak spowodowaliśmy cholerny pożar - powiedziała Jamie, wychodząc z hotelu.
- Tylko spokojnie... - odparła opanowanym głosem Alicja, po chwili zmieniając nastawienie - O matko. Oni już tu są.
- Musimy uciekać - powiedział Cade, biegnąc w stronę samochodu.
- Czekaj! - krzyknął Ethan - Jest nas pięciu. Auto Samanthy jest w naprawie, moje zostało u rodziców, Alicja i Jamie nie mają prawa jazdy. Więc zostaje tylko twoje, Cade, czteroosobowe.
- Ja mogę siedzieć Ci na kolanach, jeśli nie masz nic przeciwko - Alicja wymieniła z Cade'm gest z serii 'Samantha rzyga'.
- To kto będzie prowadził?
- Ty - Cade rzucił Ethanowi kluczyki i zaczął całować się z Alicją.
- Ej! - Samantha im przerwała - Nie mamy na to czasu!
- Racja - przytaknął niechętnie Cade i zaczęli wpakowywać się do auta.
Odjechali z wielkim piskiem opon.
Nagle Ethan poczuł coś w kieszeni.
***
Poleciał talerz.
Potem bursztynowy wazon pełen kwiatów.
Stłukł się o wygładzoną podłogę.
Był w jednym z wielu domów, które używał jako kryjówki.
Tutaj nazywał się John Strafword.
Był zamożnym wdowcem w wieku 30 lat. Jego syn należał do trudnej młodzieży - palił, ćpał, miał złe oceny. Został wysłany do specjalnej szkoły w Califforni.
Dla zachowania pozorów spotykał się z dostojną Dolores, która była szefową firmy nieruchomości.
Był w Beverly Hills.
Tutaj była ona.
I ten dom.
Ale teraz był wściekły.
Śledził te bachory.
I zgubił różdżkę, nowy nabytek z Wisconsin.
Poleciał kolejny porcelanowy talerz.
Oni ją mieli.
Te bachory.
Najpierw medalion, teraz różdżka.
Modlił się, by jej nie użyli.
Wtedy będzie musiał ich zabić.
A nie chciał tego.
Ciężko westchnął.
Wyjrzał przez okno budynku.
Czuł to.
Czuł zapach tej czarownicy.
Była tutaj.
Wiedział już o tym wcześniej.
Była całkiem ładna.
W normalnych okolicznościach pewnie spotkałby ją w barze, postawił drinka i zacząłby flirt.
Ale nie.
Ona też była w to zamieszana.
I ją też musiał zabić.
Eh.
Znowu westchnął.
Łyknął kawy.
Z rozmyśleń wyrwał go przekaźnik.
Lokalizator pulsował i wydawał irytujący dźwięk.
Odstawił filiżankę na spodek i sięgnął do kieszeni.
Przedstawiał całą mapę Stanów Zjednoczonych.
Czerwony punkcik pykał w okolicach Californi.
Kliknął w zamiarze wglądu dokładniejszych danych.
Beverly Hills.
Zmarszczył brwi
***
Hayley Hoover spacerowała.
Zagłuszona odgłosami słuchawek szła zmyślnym krokiem w wyznaczone miejsce.
Jej kolorowe włosy powiewały na wietrze.
Skórzana kurtka denerwowała ją.
Rozpięła ją, odsłaniając ulubioną bluzkę.
Tak lepiej.
Jutro odbędą się jej urodziny.
Impreza.
Nie miała humoru na imprezy.
Dalej szła.
Jak to bywa w Beverly Hills, było tłoczno i głośno. Ludzie rozmawiali, krzyczeli i kłócili się, co według nich było zwykłą 'wymianą poglądów'.
Podeszła do kiosku.
Po chwili żuła żelki Red Vines.
Oderwała kolejny czerwony kawałek zębami.
Szła jeszcze chwilę i w końcu go zauważyła.
- No wreszcie, Lucky Luke.
Uśmiechnął się.
- Udało się.
Hayley popatrzyła na niego podejrzliwie.
- Żelka?
- Nie, dzięki.
Wzruszyła ramionami i zaczęła żuć kolejny kawałek.
- No to co się udało?
Luke sięgnął do kieszeni i wyciągnął telefon z klapką. Otworzył ją i podsunął jej pod nos.
- Alicja... - zamyśliła się Hayley - To chyba nie angielskie imię. - W każdym razie, jak to zrobiłeś?
- Chodźmy w bezpieczniejsze miejsce - wskazał laską McDonald's.
Po chwili usiedli przy oknie. Złożyli zamówienia i czekali.
- Hamburger? Nawet nie widzisz, jakie to tłuste.
Zacisnął zęby. Nie lubił jej złośliwych żartów na temat wzroku.
- Wykorzystałem to - wyciągnął z kieszeni dwie niebieskie kulki - Dziewczyny lecą na niebieski oczy.
- Ooł Lukey, stajesz się prawie tak bardzo przebiegły jak ja.
Pokiwał bez przekonania głową.
- Co jej powiedziałeś? Ładna w ogóle?
Gdyby mógł, popatrzyłby na nią wrednym wzrokiem.
- Dobra, skończyłam.
Po chwili podeszła do nich kelnerka. Położyła tacę z jedzeniem i mrugnęła w stronę Luke'a.
- Widziałeś to!? - krzyknęła Hayley.
Poprawił ciemne okulary i ciężko westchnął.
- Trochę luzu, Lukey, żartowałam - uśmiechnęła się przepraszająco i napiła się świeżej kawy.
- Chcesz wiedzieć czy nie?
- Dawaj.
- Udałem zagubionego ślepca i pomogła mi. Potem chwilę gadaliśmy o snach i..
- POWIEDZIAŁEŚ JEJ O SNACH?! - Hayley prawie poparzyła się kawą z oburzenia - Luke, to moja sprawa!
- Ale się opłaciło - kęsnął hamburgera i kontynuował - Ona też ma sny.
- Żartujesz.
- Nie. Ona też jest w to zamieszana, Hayley.
Nie mogła uwierzyć.
- Czyli... ona też coś ma. To nasza szansa, Luke.
- Jaka szansa? - siorbnął coli.
- Upieczemy dwie pieczenie na jednym ogniu - połknęła kawałek torilli i kontynuowała - Jak się zjawią, uprzedzimy Bloody i tamtego, wiesz - nie wiedziała, jak nazwać Zakapturzonego - Niech będzie Mroczka.
No więc, wtajemniczymy ich. Znajdziemy to, czego szukają pierwsi. A potem uciekniemy z nimi. Z trzema przedmiotami.
- Jeżeli Bloody by się o tym dowiedziała...
- Nie dowie się. Zobaczysz, Luke. Załatwimy tą sukę, która wydłubała ci oczy.
Nie czekając na jego reakcję, dokończyła kawę i założyła słuchawki.
- Do zobaczenia później.
Wyszła.
Po chwili na ekranie jej telefonu zamrugała koperta.
'Cześć, Hayley. Tu Cade. Jedziemy do ciebie. Ale jest problem. Przenocowałabys nas na kilka dni? Mamy pieniądze. Podaj adres. Mamy w pewnym sensie pilną sytuację.'
Nabazgrała odpowiedź.
Wszystko zgodnie z planem.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Perc dnia Sob 9:13, 02 Cze 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gaia
Elektrokinetyk
Dołączył: 10 Maj 2011
Posty: 1114
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 22 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Wrocław Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 9:36, 02 Cze 2012 Temat postu: |
|
|
Pozwól, że będę cytować, bo uwielbiam Twój humor.
Cytat: | - Oho, agresywnie - wychrypiała - Tylko proszę, nie rozbieraj mnie, za zimno. |
Cytat: | Alicja wymieniła z Cade'm gest z serii 'Samantha rzyga'. |
Cytat: | - Widziałeś to!? - krzyknęła Hayley. |
Cytat: | - Hamburger? Nawet nie widzisz, jakie to tłuste. |
Fragment o Jamie podobał mi się zdecydowanie najbardziej. Przyjemnie na czytanie wpływa też fakt, że dodajesz długie kawałki tekstu. Pozwala się wczuć i w pełni skupić. Pięknie rozwijasz wątki.
Zmieniły się za to nieco moje odczucia związane z bohaterami. Alicja zaczyna być irytująca, Hayley za to jest świetnie kreowaną postacią. Lubię też Ethana bardziej niż wcześniej.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Gaia dnia Sob 10:52, 02 Cze 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Nefeid
Kurczak
Dołączył: 17 Maj 2010
Posty: 1500
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 13 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: łódź Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 18:25, 02 Cze 2012 Temat postu: |
|
|
Mniam.
Więcej Hayley, poproszę.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Luminance
Bez mocy
Dołączył: 26 Mar 2012
Posty: 44
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: dolnośląskie Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 18:46, 02 Cze 2012 Temat postu: |
|
|
Cieszę się, że dodałeś nowy fragment. Piszesz coraz lepiej, tak trzymaj!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Perc
Wykrywacz Kłamstw
Dołączył: 17 Gru 2010
Posty: 1436
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 24 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z ETAPu
|
Wysłany: Sob 8:15, 09 Cze 2012 Temat postu: |
|
|
Rozdział 14
'Baker Street, rezydencja Hooverów. Zauważysz. Mam kilka wolnych pokoi
xo xo
Cade odczytał wiadomość.
Ciężko westchnął. Teraz w końcu musi im o tym powiedzieć.
- Kim jest Hayley? - spytała nagle Alicja.
Cade pokręcił głową, zmieszany.
- Ee.. to dziewczyna...
- Domyśliłam się.
- Pamiętasz to? - wskazał jej małą mapkę, którą sam narysował kilka tygodni wcześniej.
- A co to ma wspólnego z Hayley?
- Widzisz? Beverly Hills - wskazał mały punkt na mapie - Hayley mieszka w Beverly Hills. Pozwoliła nam przenocować w...
- Skąd ty ją w ogóle znasz? - spytała. Przypomniał sobie wieczór w kinie.
'Właściwie co ona robiła w Los Angeles?'
- Kino. Spotkałem ją w kinie.
- Pewnie ładna, co? Nie możesz się doczekać aż znowu ją zobaczysz, hm?
'Hm'
- Alice... - chciał ją pocałować, ale odtrąciła go - Słuchaj. Pamiętasz, jak wylądowałaś w szpitalu? Przez to - wskazał kieszeń jej kurtki.
Zaklęła. Nie sądziła, że ktoś widział, jak zabierała ze sobą medalion.
- Musimy się dowiedzieć, co to jest. Tak samo jak różdżka Ethana, któa po prostu pojawiła się w jego kieszeni. Nie chcesz wiedzieć, co to oznacza? Bo ja nie chcę, by znowu ci się coś stało.
Pocałowali się.
- Więc... - zaczęła Samantha - Beverly Hills, hę?
Spojrzała na Ethana - Co ty tak cicho, E.T?
- Nie mam humoru - odparł i skupił całą uwagę na drodze i kierownicy.
- Oho, zaraz znowu zamienisz się w wściekłego Edwarda?
- Nie jesteś śmieszna.
- Wiem. Jestem urocza - uśmiechnęła się.
- Ethan, znasz trasę do Beverly Hills? - spytał Cade.
- Żaden problem. Ale to potrwa.
Cade skinął głową.
- Może posłuchamy muzy? - Samantha włączyła radio. Grał akurat jeden z jej ulubionych zespołów rockowych.
- A może głośniej? - spytała Jamie.
- No no, proszę. Cicha woda brzegi rwie - Samantha się zdziwiła - Kto by pomyślał.
Pozostali niechętnie skinęli głowami.
***
Samochód zatrzymał się.
- Viva la Beverly Hills! - krzyknął Ethan, uradowany, że wreszcie dotarli na miejsce.
Wysiedli.
- Łał... - powiedział Cade. Willa była tak duża, że można by w niej z powodzeniem prowadzić szkołę z internatem.
Teraz, gdy jedynym źródłem światła był księżyc, wyglądała bardzo mrocznie i upiornie.
Przed willą rozpościerał się ogromny ogród. Wyglądało to jak tęcza kwiatów i znajdowały się tam takie kolory, o jakich Cade nie miał w ogóle pojęcia.
Skoro nocą wyglądało to tak imponująco, nie mógł wyobrazić sobie, jak kolorowo musiało być tu za dnia, gdy rośliny były oświetlone przez światło słoneczne.
Poza kwiatami znajdowały się tam również różne strzyżone krzaki. Wa samym centrum znajdowała się piękna fontanna.
Były tam również dwie twarze wycięte w ogromnych żywopłotach. Ktoś, kto to wycinał, naprawdę wiedział, co robi.
Pierwszy przedstawiał dziewczęcą twarz. Cade przez ciemność nie widział dokładnie, lecz zauważył mały nos i pełne usta Hayley.
Drugi przedstawiał krótko przystryżonego chłopaka, który wyglądał niemal zupełnie jak ona. Cade zauważył, że Alicja przygląda się tej twarzy.
Dalej był basen. Ogromny, owalny basen. Mu z kolej z fascynacją przyglądał się Ethan.
Cade popatrzył na sam budynek. Wyglądał staro, ale też pięknie i tajemniczo. Był zbudowany z ogromną precyzją i wspaniałym pomysłem. Naprawdę wyglądał, jakby kiedyś był szkołą.
Patrzyli na willę z zachwytem.
- No, tu da się pożyć - skwitowała Samantha.
- Taa... - powiedział Cade, który wciąż nie mógł wyjść z podziwu - Chodźcie - wskazał ogromne drzwi.
Ruszyli w ich stronę.
Cade wprawił w ruch kołatkę.
Cisza.
W takim wielkim domu trochę minie, zanim ktoś nam otworzy, pomyślał.
Po odczekaniu kilku minut znowu zapukał.
Ktoś otworzył.
- Nie, nie kąpię mojego psa w kozim mleku... - powiedział dziewczęcy głos i ziewnął. Po chwili dojrzała Cade'a - oo, witaam w moich skromnych progach.
Wyglądała jakby nagle ją zerwano ze snu. Miała na sobie tylko dresowe szorty i zaniedbaną, białą bluzkę.
- Witam, Cade. Przedstawisz mnie?
- A, jasne - ocknął się - Hayley, to jest Alicja. Alicja, to jest Hayley.
Uścisnęły sobie dłoń w uścisku, który zdradzał wszystko bez słów.
'Więc to jest Alicja' zanotowała w myślach.
Obie popatrzyły na siebie. Alicja wyglądała jakby chciała ją pożreć na surowo. Hayley z kolei jak na dziecko, które zauważyło cukierka.
- To jest Ethan.
Również uścisnęli dłonie.
- Jamie.
Jamie skinęła głową.
- I Samantha.
Ona wyjątkowo mocno ścisnęła dłoń Hayley.
- No to witam w rezydencji Hooverów - oznajmiła, ręką wykonując gest konferansjera.
- Niezłe miejsce - stwierdził Cade z uznaniem.
- Niezłe włosy - powiedziała Samantha.
- Dzięki - pogłaskała swoją 'tęczę' - Wasze pokoje będą na drugim piętrze. Są dość duże, więc możecie wejść po dwie osoby - wskazała kciukiem za siebie - Ja idę się przebrać.
Poszła w stronę swojego pokoju.
Cade patrzył na nią, dopóki nie zniknęła za rogiem.
- Haloo - Alicja pstryknęła mu palcami przed oczami.
- Aa racja. Chodźmy zobaczyć pokoje.
***
Hayley przebrała się w świeże ciuchy. Teraz miała na sobie ulubioną koszulkę i dżinsy.
Ziewnęła i ruszyła w stronę kuchni.
Sięgnęła do lodówki i wyciągnęła dzbanek pełen lemoniady. Napełniła ją pięć szklanek.
- Aa! - wystraszyła się na widok nowej postaci w kuchni.
- Bloody, nie nawiedzaj mnie w nocy - westchnęła ciężko - Lemoniady?
- O tak, z przyjemnością - napiła się ze szklanki - orzeźwiająca.
- Wiem - Hayley też spróbowała i spojrzała na nią z poilytowaniem - Co ty, spania nie masz?
- Przyszłam tu by ci coś przekazać. Coś ważnego. A przy okazji może wywołać spazmy bólu.
- Oh gasz, Bloody - dolała sobie lemoniady - Są tutaj. Piątka. Jednym była sama to spoko, chętnie, znasz mój entuzjazm, ale jak oni są to za dużo ryzykujesz.
- Eh - odgarnęła blond włosy - Szkoda - zamruczała.
- No.. - Hayley udała rozczarowanie. - Chyba pozostają ci tylko krwawe sny ze mną w roli głównej. Śpij dobrze.
- Jutro zaczynamy - powiedziała niespodziewanie Hayley - Jutro schodzę do piwnicy.
Serce Hayley zaczęło szybciej bić.
A to suka.
Jeśli to zrobią, wszystko pójdzie nie tak jak trzeba.
Wydęła usta.
Bloody zaczęła przymykać oczy.
- Jakoś tak spać mi się zachciało... - ziewnęła - narka, Hayley - padła na podłogę.
- Hayluś? Co się dzieje?
Ostatnie co widziała to pudełko po tabletkach nasennych w jej dłoni.
- Przykro mi, Bloody - zacmokała - Nie mogę na to pozwolić.
***
Hayley zapukała do jednego z pokoi.
Cade sięgnął po klamkę i otworzył drzwi.
- No hej - przywitał ją.
- Przyniosłam wam lemoniadę po sąsiedzku - rozejrzała się po pokoju - Witam, Alicjo.
Tamta, przebrana już w piżamę, odpowiedziała.
- Pogadamy o wszystkim rano - przepraszająco się uśmiechnęła - Nie przeskadzam. - zamknęła drzwi.
Alicja uśmiechnęła się.
- Jest miła.
- Tak... Ale teraz nikt nam nie przeszkodzi.
Zaczął ją całować.
Hayley otworzyła drzwi.
- Zapomniałam o lemoniadzie - odstawiła ją na stolik - Przepraszam - zrobiła minę smutnego kotka i wyszła.
'No co jak co, ale ze mnie to by niezła aktorka była' - uśmiechnęła się złośliwie.
***
Dom był ogromny. I staroświecki.
Ethan specjalnie wstał wcześnie, by zwiedzić wszystkie jego zakamarki.
Szedł długim korytarzem. Na ścianie znajdowały się przeróżne obrazy.
Widział różne krajobrazy i ludzi. Patrzył na to wszystko z fascynacją.
Szedł dostojnym dywanem w czerwony wzór.
Prawdopodobnie wszyscy jeszcze spali. On nie marnował czasu. Pewnie za kilka dni znowu będą uciekać i opuszczą to wspaniałe miejsce.
Ethanowi robiło się słabo na samą myśl.
Opuścić raj z basenem, świetnym ogrodem i czterema łazienkami?
Nigdy w życiu.
Poszedł w stronę ogródka.
- Ethan?
Usłyszał znajomy głos.
- Jamie? Co ty tu robisz?
Dziewczyna uśmiechnęła się.
- Zwiedzam. Nie często ma się okazję być w takim miejscu.
- No nie? - przytaknął.
Cisza.
Jamie kręciła na palcu włosy.
- Właśnie szłam do ogrodu. Chcesz iść ze mną?
- Jasne.
Poszli w stronę ogrodu.
Cisza.
- Te kwiaty serio są niesamowite - przyznała.
Wszystko wyglądało o wiele bardziej imponująco niż w nocy. Hooverowie pewnie lubią kwiaty, pomyślała.
Ethan już jej nie słuchał. Zbliżył się do kolorowej alejki.
- Co robisz? - spytała.
- Zbieram kwiaty dla Samanathy.
- Aha - skrzywiła się tak, by tego nie widział.
- Po co to robisz? - nagle spytała.
Przerwał i podejrzliwie na nią spojrzał.
- Co robię?
- No wiesz - wzruszyła ramionami - Zbierasz kwiaty, wygłosisz jakiś banalny tekst z Bravo a i tak wylądujesz w tej fontannie.
- W sumie racja.
Cisza.
- Widziałaś to? - wskazał 'krzakowe twarze'.
- Ta - zacmokała - krzaczysta wersja jest lepsza od oryginału.
Zaśmiał się.
- Hej - Po tych wszystkich głupich jazdach, dziwnych medalionach i willach... Poszłabyś ze mną na lody?
- Wolałabym na pizzę.
- No to na pizzę.
- Z podwójnym serem,
- Ostrym sosem.
- Stoi.
Uścisnęli sobie dłonie, pieczętując układ.
- A na tę chwilę - zaczął - Może wpletę ci ten kwiatek we włosy?
- Rzygam.
- Okej, to nie.
Cisza.
- Chodźmy już może - zaproponował.
- Dobry pomysł.
***
Siedzieli w kuchni.
Cade przecierał zmęczone oczy.
Samantha ziewnęła.
Po chwili pojawiła się Hayley.
- Heja! - powitała ich - Nie przeszkodzi wam odrobina muzyki?
- Nie, spoko - zaprzeczyli.
Z dużych głośników było słychać dźwięki perkusji i gitary oraz mocny głos wokalisty.
- No to się nazywa muzyka, dziewczyno! - pokiwała z uznaniem głową Samantha.
- Lubisz ich?
- Tak, ale ostatnio perkusista...
- Hej - przerwał im Cade - Może wrócimy do tematu?
- A, jasne - zaczęła Hayley - Więc zanim zaczniemy, mam dla was bardzo ważne pytanie - wyciągnęła małe pudełko. - Żelka?
***
- To był bardzo miły wieczór, pani Deskboard.
Pokiwała głową.
- Racja, Johnie. Będziemy musieli to powtórzyć.
Stuknęli sobie na pożegnanie ostanti raz szklaneczkami z szampanem i wypili.
- Iście wyborne - westchnęła Dolores.
- Znakomite - potwierdził John Strafword.
- Robi się późno - westchnęła - muszę wracać.
Wstał i podał jej płaszcz.
- Dziękuję. Jest z pana prawdziwy dżentelmen.
- Wszystko dla damy.
- Żegnaj - powiedziała ostatni raz.
Zamknięte drzwi.
Dźwięk stukania po schodach.
Wreszcie ta stara baba sobie poszła.
Kto by pomyślał. Sztuczne wąsy, trochę makijażu i już wyglądał jak o kilkanaście lat starszy.
Miał teraz poważniejszy problem.
Ta Hayley nie jest głupia.
Załatwiła Bloody tak łatwo.
Może te dzieciaki naprawdę na coś mu się przydadzą.
Przynajmniej na jakiś czas muszą pozostać przy życiu.
Dopił szampana i uśmiechnął się groźnie.
Na jakiś czas...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|