|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Rexus Maximus
Gość
|
Wysłany: Sob 17:04, 17 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
Christopher wyrwał się rano z lekcji, jak prawie codziennie, idąc do Perdido i oblegając tamtejszą fontannę w parku, aż nie przejdzie tamtędy jakiś policjant, mięśniak lub nie napadną go rozwścieczone staruszki, wymachujące laskami i plujące żółcią.
Widział już pierwsze domy, i kilka samochodów wbitych w drzewa pobocza. Skoro w środku nie było ciał, Afterhean uznał to za jakąś akcję w stylu: Ćpałeś? Nie jedź.
Przeszedł przez jeden z najbardziej ostrych zakrętów w okręgu, który pochłonął już kilkadziesiąt ofiar. Stał tam olbrzymi głaz narzutowy i mały obelisk, a na nim tekst:
Ku pamięci ofiar wypadku autobusu wycieczkowego.
Pokój ich duszom.
Maggie Stewart.
Eleonora Bethley.
Sonia Black.
Elizabeth Frey.
Marvel Omberd.
Elise Keller.
Diana Rain.
Anuna Collins.
Sirius Bond.
Brian Mounteck.
Arthur Misfortune.
Emilly Shepard.
Wojtek Perry.
Morgana Scarlet.
Drina Osgood.
Amy Quietus.
Cheryl Lesies.
Dylan Greets.
Joan Nederson.
Viridiana Raise.
Tequila Flame.
Emma Jannison.
Ammon Jerro.
Giselle Woodsen.
Charlie Angel.
Tom Ferry.
Clarissa Bane.
Rosmary de la Soleil.
Susanne Hayes.
Nerissa Swann.
Flossy Campbell.
Seth Campbell.
Nevil Jaskier.
Katherine Green.
Adam Black.
Ismira Fallen.
Caroline Evans.
Xantiago Devoid.
Jinyi Lee.
Eli Chambers.
Pamiętamy.
Na głazie wyrzeźbiona była wiewiórka, jeżdżąca na kuguarze, a obok sprayem namalowany kwiat, o białym środku i czterech płatkach: żółtym, zielonym, niebieskim i czerwonym.
Chris obszedł głaz szerokim łukiem, po czym kontynuował wędrówkę do Perdido Beach.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nefeid
Kurczak
Dołączył: 17 Maj 2010
Posty: 1500
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 13 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: łódź Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 18:12, 17 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
[PB, plac]
Dzieciaki gromadziły się na placu. Pęd stadny - parę osób się tam udało i reszta automatycznie również. Kiedy nie wiadomo, co robić, rób to, co robią inni.
Christiane także się tam udała. W innym celu.
Stanęła na murku.
Popatrzyła po wszystkich.
To nic innego, tylko kolejne przemówienie szkolne.
Niektórzy już zwrócili na nią uwagę.
- Słuchajcie! - powiedziała głośno, tym razem przykuwając uwagę wszystkich - Potrzebujemy organizacji.
Te dwa słowa zawisły w powietrzu. Wszyscy to rozumieli, ale nikt nie chciał się tego podjąć. Typowe.
- Będzie trzeba zorganizować rząd. Osoby, które wybierzecie, które będą zajmować się miastem, przydziałam żywności i wody, opieką medyczną, porządkiem i tysiącem spraw, o których nie macie pojęcia, że wcześniej były robione.
Słuchali. Wszyscy ją znali i lubili, więc było to bardzo proste. Dzięki opinii, jaką się cieszyła, była pewna, że każde słowo, jakie wypowie, będzie uznane za prawdę.
- Ale na razie potrzebujemy jednej osoby. Takiej, która doraźnie zajmie się sytuacją. Wszystko zorganizuje, żeby jak najmniej osób ucierpiało. Będzie miała nieograniczoną władzę, ale też ogromne obowiązki. Jeżeli domyślacie się, jakie, to tylko połowa z tego, co musi być zrobione.
Zrobiła pauzę, żeby dotarło to do umysłów społeczności.
- Czy ktoś chce zgłosić swoją bądź czyjąś kandydaturę?
Następne pół godziny było bardzo mozolne - zgłosili się sami żądni władzy idioci, którzy spotkali się ze zdecydowanym protestem ogółu. Christie była już znużona, ale z zewnątrz wyglądała na radosną i energiczną. Taki miała talent - potrafiła tak perfekcyjnie ukrywać i udawać emocje, że nikt tak naprawdę nigdy nie wiedział, co czuje.
- Dobrze, a więc może... - chciała powiedzieć, że na dzisiaj starczy, że niech wszyscy przez noc to przemyślą, a jutro rano wybiorą tymczasowego przywódcę. Ale poczuła nagły impuls, niepowstrzymaną chęć powiedzenia czegoś - Może ja się tego podejmę.
Tym razem nikt nie zaprotestował.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Nefeid dnia Sob 18:34, 17 Wrz 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Temi
Kameleon
Dołączył: 22 Sie 2011
Posty: 92
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Wrocław Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 8:39, 18 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
Nun stała i patrzyła. Patrzyła, jak kilkadziesiąt osób, nie mających pojęcia o władzy, próbuje przejąć panowanie. Pokręciła głową. Głupie dzieciaki. Za to dziewczyna wygłaszająca przemówienie, wydała jej się całkiem rozsądna. Gdy wszystkim wydawało się, że dziś nie uda się nic osiągnąć, dziewczyna powiedziała "może ja się tego podejmę". To była słuszna decyzja, Nun czuła to. Wiedziona nagłym instynktem, podbiegła do niej. Tłum rozstępował się przed nią. Wszyscy potrzebowali organizacji.
-Cześć-nie bardzo wiedziała jak zacząć- więc... Sądzę, że przydałaby ci się jakaś pomoc. Więc, no... Ja umiem całkiem nieźle strzelać z broni palnej, i... no, tego...-zawahała się. Jej wzrok padł na palmę, stojącą opodal. Skupiła na niej wzrok. Niemal widziała czerwone iskry. Po chwili liście palmy stanęły w ogniu.
Tłum zamarł i wpatrywał się w nią w absolutnej ciszy.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Temi dnia Nie 8:42, 18 Wrz 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
heroin(e)
Debil Roku
Dołączył: 21 Mar 2010
Posty: 2232
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 22 razy Ostrzeżeń: 1/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 9:24, 18 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
Już ta godzina? Jak to możliwe? Nikt mnie nie obudził... Gdzie jest mama? Zapomniała o mnie?
Tak, to by było podobne, zajmować się dzieckiem tyle lat aż w końcu się znudzić...
Przechlapane. Jutro w szkole nie będzie ciekawie.
Zresztą jakie jutro. Przecież nie poradzę sobie nawet dzisiaj. Jak się używa mikrofalówki...? Aaaa.., to ten guzik.. Co? I jak ja mam zrobić sobie sama śniadanie?
Jasne. Spalone. Lepiej już wyjść z domu... Jak tylko znajdę klucze i wymyślę dokąd iść. Muszę znaleźć rodziców. Praca ojca. Tak. Rynek.
( godziny później)
Jeesu, jakie zamieszanie. Dlaczego tu są same dzieciaki? Kurde, a miało tu być spokojnie...
-Wszystko zorganizuje, żeby jak najmniej osób ucierpiało. Będzie miała nieograniczoną władzę, ale też ogromne obowiązki. Jeżeli domyślacie się, jakie, to tylko połowa z tego, co musi być zrobione...
Jasne. Od razu może ty.
-Może ja się tego podejmę.
O, następna, ciekawe co...
Palma stanęła w ogniu. Chwila ciszy, a potem... szepty. Rozmowy. Podniesione głosy. Na końcu jeden wielki wrzask. A w tym wszystkim dziewczyny które to wszystko zaczęły jakoś tak... Ulatniają się. Wszyscy jakby o nich zapomnieli.
Tylko nie ja.
-Dzień dobry...
Milczenie
-Czy mogłybyście mi pomóc...? Sama sobie nie poradzę... Jakoś nie przywykłam do takich sytuacji...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Megumi
Niezniszczalny
Dołączył: 04 Mar 2010
Posty: 1550
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: L-wo Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 9:35, 18 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
Całkowity brak mocnej ręki.
Yumi przyglądała się temu całemu kabaretowi, który własnie miał miejsce na rynku. Opierała się o ścianę budynu, a mimo to nikt nie zwrócił na nią uwagi, choć ubierała się inaczej niż reszta zebranych tu ludzi. tak, jakby była dla nich niewidzialna. Ale to dobrze - może swobodnie zorientować się w sytuacji. Jakiś Koreańczyk powiedział, ze wszyscy są dziecmi, a potem ugasił pożar piaskiem. Zręczny chwyt na przekonanie do siebie ludzi. Ciekawe, jakie są jego prawdziwe zamiary. W każdym bądź razie, nastała przejmująca cisza, której narazie nikt nie miał zamiar przerwać.
Przydałoby się zrobić jakiś rozruch.
Yumi Haruhi podeszła do najbliższego dzieciaka, po czym przystawiła mu zapalniczkę do włosów. Zaskoczona tym, że nie widzi własnej dłoni, odskoczyła jak oparzona, jednak przez przypadek płomień z zapalniczki dotknął włosów chłopca. Zajęły się one ogniem w mgnieniu oka, co wywołało panikę. Yumi nie zwracała na to uwagi, tylko przygladała się dłoniom, których tak naprawdę nie widziała.
To jest... Zaje**ste.
Nagle inne dzieciaki zaczeły uciekać z tamtego miejsca, przez co wpadały na niewidzialną Yumi. Chcąc nie chcąc musiała się pokazać. Siłą umysłu sprawiła, że znowu stała sie widzialna. Uciekła z nurtem dzieciaków, by nie zostac zauważoną.
Ale czy jej się to udało? Nie wiedziała.
Wbiegła w waska uliczkę i znów stała się niewidzialna.
By jej nie złapali.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Megumi dnia Nie 9:35, 18 Wrz 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Jinyi
Przenikacz
Dołączył: 14 Lip 2011
Posty: 217
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z pudełka Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 12:52, 18 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
Miki wytrzepał ręce, po czym dodatkowo wytarł je w swoje dresy. Nagle wszystkie wcześniej wbite w niego spojrzenia powędrowały w innym kierunku, a mianowicie w kierunku chłopaka z palącymi się włosami. Uśpiony tłum znowu pobudził się do życia. W obecnej chwili rynek cechowały wrzaski, krzyki, jęki oraz u niektórych chaotyczny bieg. Gruby nastolatek szturchnął Miki'ego:
-Zrób coś bohaterze! - powiedział łamiącym się głosem. Koreańczyk nie wykonał żadnego ruchu. Ślepo przeskakiwał oczami z jednego dzieciaka na drugiego. Wtem spostrzegł jak kilkoro z nich upada na ziemię, choć w prawdzie o nic się nie potknęli, ani z niczym nie zderzyli. Bach! Jakaś ciemna postać pojawiła się w uciekającym stadzie. Miki ruszył. Tymczasem Jaskier ściągnąwszy swoją polówkę, zarzucił ją na palącą się głowę chłopca, a następnie zaczął klepać ją rękoma. Nie obeszło się bez poparzeń.
Miki biegł tyle ile sił w nogach, a za nim kilkoro dzieciaków mających nadzieję, iż ucieka on w bezpieczne miejsce. Zatrzymał się dopiero przed jakąś wąską uliczką pełną kubłów na śmieci i innych niemile wyglądających obiektów. Przeklnął i z miękkimi kolanami oparł się róg budynku. Jedną ręką przetarł czoło, zaś drugą uderzył w ścianę, a przynajmniej taki był jego zamiar. Ktoś jęknął, po czym wokoło rozniósł się dźwięk odskoku i gniecionego stopą opakowania po chipsach. Miki wyprostował się, wtem jakiś metr od niego pojawiła się dziewczyna. Z nikąd! Trzymała się za biodro i wściekle wpatrywała się w blondyna, który niezrozumiale się uśmiechnął. W zaułku pojawiła się garstka dzieciaków z rynku.
-Proszę! Proszę! Mamy sprawczynie! - zbliżył się o krok, a następnie błyskawicznym ruchem zamachnął się, aby złapać Yumi. Nie udało się. Ta, schyliła się i kopem podcięła mu nogi. Stęknął. Dziewczyna zaśmiała się triumfalnie, wtem Miki podniósł się i po raz kolejny zbliżył się do niej. Tym razem zablokował cios dziewczyny i popchnął ją wprost na ścianę, gdzie następnie przedramieniem przycisnął jej krtań. Nogami napierał na jej nogi, aby nie mogła łatwo uciec. Ze strony tłumu dało się słyszeć pomrukiwanie zachwytu oraz cichy doping.
-Puszczaj.
-Nie? - o ile to możliwe przycisnął Yumi bardziej do ściany - Trochę bolało... - znacznie obniżył ton głosu, tak, że tylko ich dwoje mogło go usłyszeć - Ależ jesteś zła... Ale proszę Cię... wyżywanie się na pojedynczych jednostkach? Czy to nie nudne? Nie lepiej byłoby dręczyć ludzi garściami? - sympatyczny uśmiech ponownie zagościł na jego twarzy, którą skierował do dzieciaków. Oni również się do niego uśmiechali - lekko, trochę niepewnie i bojaźliwie do sytuacji. W ich oczach iskrzyło coś na miano zaufania jakim zdążyli go obdarzyć.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Jinyi dnia Nie 12:58, 18 Wrz 2011, w całości zmieniany 6 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ihuarraquax
Różowy
Dołączył: 17 Maj 2011
Posty: 262
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Nysa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 14:53, 18 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
Jaskier miał całe oparzone dłonie lecz nie zwracał na to uwagi. Gdzie ten Miki? Mógł by czasami pomóc. Po jego ulubionej polówce zostały tylko strzępy. Głowa chłopaka była oparzona i jak najszybciej potrzebował pomocy lekarskiej. Jaskier kątem oka dostrzegł Miki'ego, goniącego jakąś dzuewczynę. Po kilku krokach znalazł się tuż obok grupki obserwujących walkę.
Jaskier wyciągnął z kieszeni dwie metalowe kulki i zaczął obracać je w dłoniach. Wiedział, że chłopak ma moc.
-... Nie lepiej byłoby dręczyć ludzi garściami?
Chłopak sojrzał na tłum i powoli zaczął podnosić rękę. Jaskier znał ten błysk w oku. Już nie raz widział o wśród szkolnych brutali. Chce użyć mocy. Chłopak wyskoczył z tłumu.
- Nie radził bym Ci. [/i]
Uderzył chłopaka w brzuch, lecz ten zdążył go podchaczyć. Obydwoje upadli na ziemię. Dziewczyna, która podpaliła włosy tamtemu chłopakowi, korzystając z okazji uciekła. Cholera. Dorwę ją innym razem. Jaskier zerwał się z ziemii w tym samym momencie co Miki.
- Durniu, przez ciebie nam uciekła!
-[b]Użycie mocy na grupę bezbronnych dzieci, nie było dobrym pomysłem.
Miki uśmiechnął się. Coś tu nie pasu... Jaskier poczuł uderzenie w głowę, po czym upadł na ziemię.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Rexus Maximus
Gość
|
Wysłany: Nie 16:40, 18 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
Chris przypatrywał się całej scenie z Yumi przypartą do muru. Może nie była jego zagorzałą przyjaciółką z Coates, tak w ogóle wymienili tylko parę słów, ale w Afterhean'ie odezwało się coś w rodzaju szkolnej solidarności. Gdy już miał jej pomóc, sprawa sama się rozwiązała.
Odwrócił się o sto osiemdziesiąt stopni i powoli ruszył w stronę mniej przyjaznej dzielnicy miasta, ulicy Lincolna, siedziby dresów, dealerów i wszelkiego rodzaju pospólstwa.
[PB, ulica Lincolna]
Christopher przetrząsnął już kilka domów. Jak na razie znalazł tylko sprężynowy nóż, paczkę świec dymnych i komplet zapalniczek. Zaklnął pod nosem, ale wszedł do następnego domu, mając nadzieję, że tutaj się mu poszczęści. Rzeczywiście, znalazł Walthera i Thundera, śmiercionośne, poręczne pistolety. Odkrył też pas do nich i kilka paczek nabojów. Jako, że w rodzinnym mieście chodził na strzelnicę, mniej więcej orientował się w temacie strzelania.
Wyszedł z domu i z powrotem skierował się na plac.
[PB, plac]
Z ukrycia obserwował sytuację. Siedział na płaskim dachu jakiegoś budynku, trzymając się metalowej poręczy - piorunochronu. Wtedy zamarł. Zauważył, że jego paznokcie są srebrnoszare: lekko połyskiwały. Opuszki palców zrobiły się twarde, jednak Chris nie czuł się szczególnie inaczej.
To przez owsiankę. Na pewno. Albo...
Przyjrzał się uważnie dzieciakom, zagaszającym drzewo, podpalone myślą jakiejś dziewczyny.
Afterhean przejechał paznokciami po murze, zapewne przedszkola lub przychodni lekarskiej. Została głęboka rysa, a na paznokciach nie został nawet ślad.
Chrisa jeszcze nikt nie zauważył, jak na razie, ale wolał nie ryzykować. Do tej pory nie pozostawił w Perdido złych wspomnień, w przeciwieństwie do Coates. Nikt nie mógł się do niego przyczepić, ale nawet w PB było parę typów, którzy nadawali się do szkół o rygorze o wiele gorszym od CA.
Afterhean machnął ręką na zgrupowanie zebrane w środku miasta. Na kucaka przeszedł parę kroków w tył, zeskoczył z parterowego budyneczku i wsiadł na jakiś niezabezpieczony rower. Zaczął jechać, z początku powoli, a kiedy wyjechał z miasta, przyśpieszył, kierując się w stronę akademii.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Anaid
Przenikacz
Dołączył: 07 Maj 2011
Posty: 267
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 18:50, 18 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
Trzeba działać, póki jeszcze jest zamieszanie.
Nicole wstała, otrzepała się z kurzu i pobiegła do domu wujka. Przetrzepała wszystkie szuflady w jego sypialni, ale nadal nie znalazła kluczyka od jego furgonetki. Zmarszczyła brwi.
Przeszukała wózek wujka. Nic.
Podrapała się po głowie w zamyśleniu.
Może…
Wyszła na zewnątrz i poszła do furgonetki.
Ku jej niebotycznemu zdumieniu kluczyk był w stacyjce.
Zaczęła się śmiać sama z siebie. Kręcąc głową, wsiadła do środka i uruchomiła silnik.
Pojazd powoli wytoczył się z podjazdu, i rzężąc niemiłosiernie potoczył się powoli w stronę sklepu.
Pojechała za sklep, koło magazynu. Wyskoczyła z samochodu i weszła do środka. Kartony z batonami, chlebem… o to jej chodziło. Złapała karton z chlebem i zapakowała na pakę. Potem z pepsi, mięsem, słodyczami, mąką, cukrem i owocami. W końcu, zmęczona, przykryła to wszystko płachtą i zawiozła do domu. Zajechała od tyłu i wypakowała wszystko do wielkiej chłodni pod domem.
Oparła się o samochód, oddychając ciężko.
- Co robisz? – rozległ się znienacka głos Grace za plecami dziewczyny.
Odwróciła się powoli.
- Nic ważnego. Co słychać?
- Przyszłam tu, bo nie mam co robić.
- Jak chcesz to idź i obejrzyj sobie bajkę na DVD.
Dziewczynka odeszła z godnością samej królowej.
Nicole myśląc, co jeszcze mogłaby zrobić, szła ulicami Perdido Beach. Nogi same powiodły ją przed ratusz. Rozsiadła się pod drzewem na placu. Włożyła słuchawki w uszy i zapatrzyła się w przestrzeń.
Obrazy przeszłości migały jej przed oczami. Mama, tata, Alec… Alec.
Westchnęła ciężko.
Zostawił ją samą.
- Trudno. – mruknęła.
Zaczęła splatać ze sobą listki trawy, gdy poczuła mocne trzepnięcie w głowę. Poderwała się. Stał przed nią wysoki chłopak z zadowolonym z siebie uśmiechem.
- Czego chcesz? – warknęła.
- Widziałaś Scott’a?
- Jakiego znowu Scott’a?
Chłopak przewrócił oczami.
- Scott Saturn Phantomhive.
- Nie znam gościa. – wzruszyła ramionami.
Chłopak teatralnie przejechał ręką po twarzy.
- Jaka ty zacofana jesteś.
- Jaki ty jesteś hop do przodu. – rzuciła mu nieprzyjazne spojrzenie.
Spojrzał na nią jak na karalucha.
- Odczep się.
- A kto zaczął? Ja?
On tylko prychnął i odszedł bez słowa.
Nicole pomyślała sobie jak bardzo chciałaby kopnąć go w kostkę.
Chłopak znienacka zawył i upadł, trzymając się za nogę.
Nie jestem w stanie stwierdzić, które z nich było bardziej zdziwione.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sandzej
Bez mocy
Dołączył: 09 Sie 2011
Posty: 49
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/5 Skąd: Żary Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 19:34, 18 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
San biegnąc przez miasto zauważył kilkadziesiąt dzieci zmierzających w jedno miejsce, na plac...
Co tu się kurde dzieje... Dobra, nie ogarniam. Ej, gdzie są dorośli? A może przeszukam te samochody? Nie, nie, to wbrew moim przekonaniom...
Dobiegając na plac zauważył chłopca z palącymi się włosami, a przy nim Jaskra.
-Ej, Jaskier, co się dzieje?
Matthew nie usłyszał odpowiedzi.
No tak, co ja sobie myślałem, że będzie miał czas odpowiedzieć?
Lee przyuważył, iż Jaskier zaczął biec w stronę jakiejś uliczki i pobiegł za nim.
Dobiegając do niego zobaczył, że chłopiec upada, a Miki ucieka. Sandżej zaczął cucić poszkodowanego.
-Ej, pobudka, wstawaj, co jest?
Przecinki. Czy proszę o zbyt wiele?
G.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Sandzej dnia Nie 20:03, 18 Wrz 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Temi
Kameleon
Dołączył: 22 Sie 2011
Posty: 92
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Wrocław Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 19:49, 18 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
Nun patrzyła, jak tłum rozbiega się. Nagle zauważyła inne płomienie. Paliła się głowa jednego z dzieciaków. No tak. Teraz będzie więcej takich sytuacji. Zeskoczyła z piedestału i nie patrząc na innych, pobiegła w inną stronę, niż kierował się tłum.
Czy mogłybyście mi pomóc...? Sama sobie nie poradzę... Jakoś nie przywykłam do takich sytuacji...
Nun przystanęła. Zapewne były to słowa skierowane do niej.
-Ehm... Cześć. Jasne. Ja też nie wiem, co jest grane, ale możesz u mnie zostać. Chwilowo mieszkam w budynku na rogu tej ulicy, zajęłam się dzieciakami które błąkały się po ulicy. Mamy mnóstwo jedzenia i mieszkań. Idź tam, ja muszę coś sprawdzić.
Nieznajoma tylko skinęła głową.
W stronę budynku pełnego dzieci. Zmierzch powoli okrywał miasto. Mimo wszystko, ona musiała coś sprawdzić. Biegła przed siebie, póki nie brakło jej powietrza. Stanęła przed dużym, szarym budynkiem. Strzelnica. Drżącymi dłońmi wyjęła z kieszeni klucz i otworzyła zamek. Drzwi ustąpiły. Nikt nie był tu od czasu, kiedy opuściła to miejsce kilkanaście godzin wcześniej. Wieki temu. Na początku skierowała się do pomieszczenia, które zajmował wcześniej dyrektor. Chwyciła pęk kluczy, i zajęła się przeszukiwaniem wszystkich pomieszczeń. Znalazła pięć modeli Beretta 92F, dwa Desert Eagle, dwa Glocki 17, cztery M77B, dwa AK, osiem MP5, jednego UZIego, SWD Dragunowa, dwa Sako TRG i masę naboi. Taką masę, że nie zdołała udźwignąć tego ogromu. Znalazła gdzieś worki na śmieci. Pięć wielkich worów i kilka pasów. Rozejrzała się po parkingu. Zajrzała do każdego auta, jednak nigdzie nie było kluczyków. Weszła do gabinetu dyrektora i aż pokręciła głową. Para kluczyków. Zdjęła i podeszła na parking. Nacisnęła guzik i czarny Quashquai zamrugał światłami. Uspokoiła oddech. Nawet nie próbowała udawać, że wie jak prowadzić auto. Wsiadła i przytaszczyła wory z cholernie ciężkim żelastwem. Przypięła sobie jeden pas z nabojami i wsunęła do kabury Desert Eagle`a. Dobra. Wsunęła kluczyki w stacyjkę i przekręciła. Krzyknęła, gdy auto zareagowało uruchomieniem silnika. Przymknęła oczy. No, tato. Patrz i podziwiaj. Nacisnęła pierwszy lepszy pedał i wjechała w słup. No, zapowiada się długa jazda.
Po pół godzinie drogi, podczas gdy zwykle na piechotę szła pięć, udało jej się zaparkować pod blokiem. W niektórych oknach paliły się światła. Dzieci. Jak mogła być tak lekkomyślna, by zostawić pięćdziesiątkę dzieci samych? Potem się pozastanawiam. Pięć wielkich siat wylądowało u niej na łóżku. Osiemnaście pasów pełnych naboi. I wiele pistoletów. Co z tym zrobić? Postanowiła jeden dać nieznajomej, którą spotkała na placu. Jak tylko ją odnajdzie.Na razie pasy schowała pod łóżkiem, naboje przełożyła do mniejszych opakowań, większość umieściła w szafie. Zajmowała teraz pokój jakiejś nastolatki. Wygodne, spore łóżko z niebieską pościelą, okno z beżowymi zasłonami, beżowe ściany, biurko, szafa, stolik, krzesło. Wszystko urządzone ładne, elegancko, praktycznie. Czyli tak jak Nunca Fuega Lorenz lubiła. Szybko zamknęła mieszkanie i zrobiła obchód. Wszystko w porządku. To niesamowite, jak dzieciaki potrafią być zdyscyplinowane w obliczu zagrożenia. Zeszła do piwnicy. Zapasy nienaruszone. Zamknęła szczelnie piwnicę i poszła na górę. Bliźniaki nocowały u swojej koleżanki. Wydało jej się to śmieszne. Teraz wszyscy nocowali ze wszystkimi. Wzięła szybki, gorący prysznic i przebrała się. Zaparzyła kawę. Mieszkanie było duże, wygodne. Widać w nim było luksus. Wielka wanna z hydromasażem, ogromne LCD, złote obrazy, figurki i takie rzeczy. Gdy woda się gotowała, postanowiła przeszukać dokładnie dom. Weszła do salonu. Tu jeszcze nie była. W tym domu spędziła zaledwie pół godziny. Otworzyła pierwszą szufladę. Nic ciekawego, jakieś papiery. W drugiej to samo. W trzeciej masa długopisów i kartek. W piątej za to, spory nóż z pozłacaną, ciężką klingą, schowany w ozdobnej pochwie. Ułożyła go w dłoni i zamachnęła się. Ciężki, ale celny i praktyczny. Doczepiła go do czarnego pasa z bronią. Starała się za bardzo go nie afiszować, ale jak tu ukryć pistolet i masę naboi? Jeszcze tego nie odkryła. W szafie znalazła sporo ubrań mniej więcej w jej rozmiarze, ponieważ ubierała się jak dorosła kobieta. Nagle poczuła tęsknotę do ojca. Spokojnie, jutro wszystko się wyjaśni. Komputer z niedziałającym internetem. Ciężka latarka, taką jak miał ten główny bohater z Nocy w Muzeum. Jak się nazywał? Nun nie pamiętała. Dwie zapasowe baterie. Hm, mało, jutro musi iść po więcej. I odnaleźć pozostałe dzieci. I przeszukać inne mieszkania. Nagle zrobiła się bardzo senna. Poszła dokończyć przygotowywać kawę. Wypiła łyk, który nieco ją otrzeźwił. Dopiła ją do końca, nie zważając na piekące gorąco w przełyku. Wyszła z mieszkania i zapukała do sąsiedniego.
-Jo, to ja, mogę?- Jo był to sympatyczny dziewięciolatek, który bardzo jej pomógł. Blondasek z błękitnymi oczami. J
-Jasne.
Weszła więc do środka. Kilkoro dzieci powitało ją uśmiechami. Niedługo nauczy się ich imion na pamięć.
-Idźcie spać, co? Już dziesiąta.
Dzieci z ociąganiem poszły do jednego, wielkiego pokoju w którym niezdarnie poukładały koce i poduszki.
-Jo, moge przeszukać mieszkanie?
-Tak. Jak policjantka?-zapytał mały całkiem poważnie.
-Tak, trochę tak-zaśmiała się. Zaczęła od kuchni. Pozabierała wszystkie noże i pochowała je w wyższych szafkach. Tak samo z nożyczkami, żyletkami i innymi tego typu rzeczami. Papierosy od razu wyrzuciła. Nie znalazła nic ciekawego, poza kolejnymi czterema bateriami.
-Dzięki. Idźcie spać.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Temi dnia Nie 21:40, 18 Wrz 2011, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gaia
Elektrokinetyk
Dołączył: 10 Maj 2011
Posty: 1114
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 22 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Wrocław Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 11:32, 19 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
[PB-CA]
Felice biegła tak długo, aż go zgubiła. Zwolniła kroku i obejrzała swoje paznokcie. Wyglądały normalnie.
Szła ulicą, ściskając list w dłoni, gdy usłyszała znajomy głos. Nunca.
Dziewczyna krzątała się przed obcym mieszkaniem, zbierając ostre przedmioty i zaganiając dzieci do spania.
-Nun, co ty robisz?-spytała ze zdziwieniem.
-Zachowuję się rozsądnie-odparła spokojnie pytana. Po chwili jednak spojrzała podejrzliwie na koleżankę. -A ty, Fel?
Felice odgarnęła włosy z czoła, starając się wymyślić jakąś dobrą odpowiedź. W końcu postawiła na szczerość.
-Uciekam przed Saturnem-odruchowo wyprostowała się, wymawiając to imię.
Nunca westchnęła i wzniosła oczy ku niebu.
-Znowu on...?
-Śpieszę się-wycedziła Felice. -Masz jakąś broń?
-Co za pytanie-prychnęła Hiszpanka, wracając po chwili z całym naręczem pistoletów.-Który chcesz?
-Glocka. Zawsze mi się podobały-uśmiechnęła się łobuzersko, zatykając go za pasek.
Koło nich przemknął jakiś jasnowłosy chłopak na rowerze. Najwyraźniej zmierzał do Coates.
-Czekaj!-krzyknęła Felice, goniąc rower. Wskoczyła na bagażnik, o mało co nie przyprawiając chłopaka o zawał. Utrzymał równowagę i spojrzał na nią groźnie.
-Nie przeszkadzaj sobie. Tak się składa, że potrzebuję transportu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Megumi
Niezniszczalny
Dołączył: 04 Mar 2010
Posty: 1550
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: L-wo Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 12:12, 19 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
Yumi oparła sie o ścianę, cięzko dysząc. Spojrzała na miejsce, w którym powinna widziec czubki swoich butów. Podczas biegu zamieniła sie w niewidzialna plamę, by tamci nie mogli jej tak szybko namierzyć.
Te buty zdecydowanie nie są najlepsze do biegania.
Kiedy jej oddech umiarkował się zaczeła myślec nad wcześniejszymi wydarzeniami. Koreańczyk zdawał sie być pewny siebie i wiedział do czego dąży. Ale nie to Yumi mąciło głowę. Chodziło o to jego ostatnie pytanie.
- ...wyżywanie się na pojedynczych jednostkach? Czy to nie nudne? Nie lepiej byłoby dręczyć ludzi garściami?
- Może i masz rację, ale najpierw lepiej stawiać małe kroczki. - powiedziała Yumi do ściany.- Lepiej wyeliminować pojedyńcze, dominujace jednostki, a później zając się garściami
Urumi wstała i siłą umysłu sprawiła, że stała sie widzialna, po czym obejrzała się dokładnie. Żaden element ubioru nie ucierpiał - oprócz jej butów. Wydała na nie tysiące jenów, a teraz nadawały sie do wyrzucenia.
nie złożę. Muszę wrócić do Coates i zmienić buty na jakieś bardziej podatne do biegania. Chociaż, żadnych takich nie mam...
Yumi zdjęła buty, wzięła ze w lewą dłoń, po czym ponownie zatopiła się w tle i biegiem ruszyła do Coates Academy.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Nefeid
Kurczak
Dołączył: 17 Maj 2010
Posty: 1500
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 13 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: łódź Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 14:36, 19 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
Christiane padła na łóżko w swoim domu, po drodze zrzucając trampki i ściągając sukienkę. Zamknęła oczy. Już się ściemniało, a ona była potwornie zmęczona.
Ostatnie godziny przyniosły jednak rezultaty. Dzieciaki w wieku czternastu lat zostały podzielone na drużyny, na każdą ulicę jedna. Mieli dokładnie przeszukać wszystkie domy, sprawdzić, czy ktoś nie ukrywa broni bądź jedzenia oraz zebrać przydatne przedmioty, żywność, baterie czy papier toaletowy. Trzynastolatkowie zaś mieli za zadanie zadbać o to, żeby wszystkie dzieci poniżej sześciu lat zostały umieszczone w przedszkolu. Wyznaczyła parę osób, które były chętne do zajmowania się bachorami oraz ekipę do pilnowania sklepu. Garcia wiedziała również, że Nunca zajmuje się częścią smarkaczy w swoim domu. Niech sama zdecyduje, czy chce się nimi opiekować, czy odda je do przedszkola.
Christiane była też w strzelnicy, ponieważ doszła do wniosku, że w tym nowym świecie inteligencja nie wystarczy. A ona nie umiała ani strzelać, ani walczyć, ani prowadzić auta. Postanowiła zacząć od strzelania. Tu czekała ja przykra niespodzianka, gdyż w strzelnicy nie było broni - ktoś najwyraźniej ją zabrał. Wściekła oznajmiła drużynom, że jeżeli jej nie znajdą, to czekają ich przykre konsekwencje. Większość wyraźnie się przestraszyła, ale część wyraźnie ją olała. Trzeba nad tym popracować.
Przecież to stanowisko tylko na jakiś czas. Coraz częściej jednak dopadały ją myśli, że bardzo chętnie by je zatrzymała. Wyznaczyłaby sobie osoby do wykonywania obowiązków, a sama słodko się leniła, podejmując tylko najważniejsze decyzje. Taka wizja bardzo ją kusiła. Bardzo.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Nefeid dnia Nie 9:00, 25 Wrz 2011, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Rexus Maximus
Gość
|
Wysłany: Pon 14:53, 19 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
[Droga PB-CA]
- Eee... nie... bardzo, ale to bardzo panią przepraszam. Nie jadę do Coates Academy, tego schronienia zła. Na następnym skrzyżowaniu jadę w prawo, w stronę hotelu. Bardzo przepraszam.
Zsunął dziewczynę lekko z bagażnika, oddychając głęboko na uspokojenie. Natychmiast pognał przed siebie, słysząc świst wiatru w uszach.
Dookoła migał mu świat. Dziewczyna się mu przyglądała, więc skręcił rzeczywiście w stronę hotelu, ale to było tylko nieznaczne nadłożenie drogi.
[Piętnaście minut później]
Chris skręcił w polną drogę. Z daleka już widział wzgórze CA, rozciągające się nad pobliską równiną i przytulone do początku gór.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Vringi
Game Master
Dołączył: 01 Cze 2010
Posty: 452
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Ostrzeżeń: 2/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 14:58, 19 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
James niezauważenie podszedł od chłopca z poparzoną głową. Było to dość łatwe w zaistniałym chaosie. Ostrożnie położył dłonie na ugaszonej głowie tamtego.
- Co ty wyprawiasz?! - krzyknął tamten. Nikt nie zwrócił na nich uwagi. Wszyscy chcieli być jak najdalej miejsca w którym grasuje niewidzialny podpalacz.
Dajesz! Tak samo jak z psią łapą. Identycznie.
White poczuł przypływ mocy i skupił się na poparzeniach tamtego. Starał się uspokoić, ale wciąż tłukła mu się po głowie myśl że incydent z labradorem był jednorazowym cudem. Że to nie on uleczył złamaną łapę bezdomnego zwierzaka.
Ale teraz znów to czuł. Ruch tkanek pod palcami. Gojące się rany. Powoli i metodycznie.
To działa! Jestem kopanym uzdrowicielem. Robię coś niemożliwego.
Leczony przestał się wyrywacz czując spływającą na niego ulgę i słabnący ból.
W końcu rudzielec podniósł dłonie i ocenił wynik swojej pracy.
- Gotowe
White otarł pot z czoła i ruszył w stronę swojego mieszkania.
Zupełnie jak z psią łapą.
Dalej nie mógł uwierzyć w to czego dokonał.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
zimowykalafior
Super Admin
Dołączył: 10 Wrz 2010
Posty: 2241
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 53 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Australijskie Skierniewice Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 16:22, 19 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
Osiągnęłam dno -.-
[PB]
Wyszła ze szkoły. Za tłumem. Ale nie, nie zamierzała iść na plac. Domyślała się, co tam się będzie działo - płaczące dzieci, chaos, idioci próbujący przejąć władzę. Jeśli znajdzie się jakiś naturalny przywódca, który da radę ogarnąć towarzystwo, to dobrze, a jeśli nie to... Trudno. Cassandra na razie wolała się do tego nie mieszać.
Jeszcze.
Poczekaj, aż to wszystko ochłonie...
Skręciła w boczną uliczkę i skierowała się do domu.
Z tego, co usłyszała, wszyscy powyżej piętnastego roku życia zniknęli. A to oznaczało jedno - została sama. Całkiem sama. Zrządzenie losu czy zwykły przypadek? Lilly, starsza o rok od Cas, młodsza od reszty rodzeństwa, wczoraj obchodziła piętnaste urodziny.
Lewis myślała o tym, dojadając resztkę tortu i pogrążając się w absolutnej melancholii. Wiedziała, że musi minąć jeszcze trochę czasu zanim sobie to uświadomi.
Usiadła na parapecie, jak zawsze, gdy nad czymś intensywnie się zastanawiała. Było to jedno z jej ulubionych miejsc w domu, a za każdym razem, gdy matka próbowała zainstalować tam kwiatki, wazony albo inne pierdoły, ona sukcesywnie się ich pozbywała.
Z zewnątrz dobiegł ją jakiś głos. Dyskretnie uchyliła szybę, rozglądając się. Tym większe było jej zdziwienie, że nikogo w pobliżu nie było.
-...lepiej wyeliminować pojedyncze, dominujące jednostki, a później zająć się garściami.
Bam! Pod ścianą przeciwległego domu pojawiła się jasnowłosa dziewczyna japońskiego pochodzenia. Cassandra podrapała się po głowie.
No tak... Logiczne. Skoro ludzie mogą od tak sobie znikać, to znaczy, że mogą też się pojawiać.
Nie zastanawiała się nawet nad sensem słów nieznajomej, tylko nad tym, czy może stał się cud i wszyscy dorośli wrócili. Japonka nie wyglądała na starszą od niej, ale kto wie...
Cass chwyciła garść paluszków, z rozpędu przewróciła kilka szklanek stojących na stole, wróciła, żeby posprzątać, stwierdziła, że zrobi to później i wypadła na ulicę.
Pięć minut później siedziała pod fontanną na placu. Dzieciaki powoli rozchodziły się do domu, gadając między sobą coś o drużynach sprzątających, przedszkolu i dziewczynie imieniem Christiane, która to wszystko zorganizowała. Cass wiedziała o wyżej wymienionej tyle, że często jeździła na olimpiady fizyczne i ogólnie była uważana za geniusza, chociaż sama Lewis nie miała jeszcze okazji się o tym przekonać.
Taka wiedza jej wystarczyła. Zrobiła w tył zwrot i zaczęła oddalać się z powrotem do domu - no właśnie. Zaczęła. Wtem usłyszała jakiś krzyk za sobą i tupot stóp, bo coś małego biegło prosto na nią. Odwróciła się raptownie, cudem unikając zderzenia się z na oko siedmioletnim dzieciakiem uciekającym przed czymś w popłochu. Chłopczyk minął ją, popędzany szczekaniem biegnącego za nim psa - dużego, czarnego, groźnego psa bliżej nieokreślonej rasy, z obnażonymi zębami i wściekłym spojrzeniem.
Spanikowała. Z reguły nie bała się zwierząt, ale to olbrzymie coś wyglądało wyjątkowo przerażająco. Wyciągnęła ręce przed siebie, chcąc uchronić się przed atakiem. W tej samej chwili kundel uniósł się o kilka metrów w górę, machając bezradnie łapami i kręcąc głową ze zdezorientowaniem, zawisł nad dachami budynków i spadł z głośnym hukiem.
Kilka osób patrzyło na to zjawisko z zainteresowaniem. W końcu niecodziennie widywało się latające psy.
Cass wycofała się do tłumu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Rexus Maximus
Gość
|
Wysłany: Pon 17:25, 19 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
[Coates Academy]
Christopher był znany i szanowany w CA, głównie z powodu różnych ekscesów i wybryków. Jednak wiedział też to, że wystarczy iż pokaże pistolet, a 90% CA będzie jego. Tylko 10 procent uczniów było prawdziwymi recydywistami, którzy ledwo co wylizali się od poprawczaka. Reszta uczyła się tutaj za sekcję zwłok wróbla, kopnięcie królika czy za pojedynczy incydent z alkoholem. Jednak 9/10 zastraszonych i 1/10 lojalnych stanowiło wspaniałą bazę do dalszych działań.
Klnąc pod nosem stanął na beczce, w której zbierano deszczówkę. Nieprzyjemni uczniowie musieli się potem w tym kąpać. Beczka była teraz odwrócona do góry dnem.
Chrząknął, czując się trochę jak Józef albo Adolf, jeśli rozumiecie o co mi chodzi.
- Dobra, jest tak. Nie ma dorosłych. W ogóle. Czaicie? W ogóle! Nie wiem, na jakim terenie, ale jeśli do tej pory nikt nie zgłosił się po nas, to pewnie w dużym, albo coś nas zamknęło.
Rozległy się zduszone szepty. Wszyscy stali w równym dwuszeregu. Gwar stawał się coraz silniejszy, ale Afterhean wystrzelił w niebo dwa razy z Walthera i raz z Thundera.
Wszyscy ucichli.
- Musimy wykorzystać tą sytuację. Na początek jazda samochodem. Ci, którzy umieją, nauczą resztę. Potem wjedziemy do Perdido. Ja będę mówił. Teraz ułożymy jakiś plan. I władza powoli zacznie przechodzić w nasze ręce. Coates górą!
Ktoś podszedł i szepnął Chrisowi coś do ucha. Ten zszedł z beczki i poszedł do gabinetu dyrektora.
Na krześle siedział Jeremy, jeden z tych 10%.
W CA za normalnych czasów były trzy bandy. Chrisa, Dziewczyn i właśnie ta Jeremy'ego. Kiedy dziewczyny były neutralne, Afterhean i ten drugi nawalali się po łbach w okolicznych lasach ile wlezie.
Jeremy zetknął palce u rąk.
- I co, drogi Christopherze?
Po czym wyciągnął do niego rękę.
Afterhean obejrzał dłoń ze wszystkich stron, po czym przybił z Jeremym.
Jeremy Seafford piekielnie silnie ścisnął mu dłoń i puścił. Chris ruszył palcami.
- Niezły ścisk.
Seafford szeroko otworzył oczy.
- Ale... ale... Anthony ma złamane palce... jak... a...e... ty... on... łoo!
Chris uśmiechnął się jadowicie.
- Jesteś ze mną?
- Najpierw powiedz: jak?
Chris wzruszył ramionami. Cóż, nie zaszkodzi spróbować.
Wyszedł na korytarz i przyniósł szczotkę. Podał ją Seaffordowi. Ten bez problemu złamał ją wpół. Afterhean wyciągnął rękę i pokazał na nią palcem.
Jeremy rozszerzył oczy tak bardzo, że wyglądał, jakby chciał, żeby gałki mu wypadły. Zacisnął dłoń na trzonku i uderzył w wyciągniętą kończynę. Kij się złamał, a ręką nie ruszyła nawet o centymetr.
- Brawo, strongmanie. Jednak... tytana? No, może być. Nie pokonasz. Albo będziesz lojalny, albo będziesz miał do wyboru: Thunder czy Walther?
Jeremy już otwierał usta, kiedy Chris wyciągnął oba pistolety, i podnosząc oba powiedział:
- Oto oni.
Seafford skinął głową ochoczo.
Wyszli na zewnątrz. Wobec całej szkoły uścisnęli sobie znowu dłonie. Rozległ się piekielnie głośny gwar rozmów, a wszyscy rozbiegli się w poszukiwaniu aut, motocykli, skuterów, kluczyków do nich i paliwa. Kilka osób pobiegło do budynku strażnika i przyniosło parę pistoletów. Znaleziono także kilka noży kuchennych i scyzoryków.
Zaczęły się przygotowania.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Vanessa
Przenikacz
Dołączył: 07 Lut 2011
Posty: 202
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Lublin Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 19:16, 19 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
Kate wyszła za Cristopherem, ale stała tylko w miejscu i się przyglądała. Chłopak był wyjątkowo przystojny. Oczywiście, nawet na nią nie spojrzał. Cichą, zawsze dobrą Kate. Powinna zachowywać się normalnie czy też pomagać innym w podbiciu miasteczka? Ale w sumie.... gdy dorośli znikają, nagle przestaje być normalnie. Szybko pobiegła w stronę internatu dziewcząt. Co by tu wziąć? Komórka. IPod. Słuchawki. Długopis i notatnik. Scyzoryk. Ciuchy? Najwyżej bielizna. Kilka zupek chińskich, które ukrywała w torbie i zawsze zajadała po okropnych obiadach. Plasterki, bandaże, woda utleniona i aspiryna. No i oczywiście to małe pudełeczko z tabletkami ibuprofemu. Wpatrywała się w nie przez chwilę. Nikt w szkole oprócz psychologa nie wiedział o jej chorobie. Ale on zniknął. Tak jak oni wszyscy.
Kate wrzuciła wszystko do plecaka i pobiegła z powrotem przed szkołę. Dzieciaki nazbierały już całkiem sporo amunicj, broni oraz pojazdów. Ale nikt nie pomyślał o jedzeniu,ani o rzeczach medycznych. Kate zebrała się w sobie, wzięła głęboki oddech i podeszła do Crisa.
-Hej, jestem Kate. Macie już jakąś strategię? Chcecie żebym wam jakoś pomogła w przygotowaniach czy...-ugryzła się w język. Które dzieciaki z Coates chcą sobie nawzajem pomagać?
Chris spojrzał na nią i zarechotał głośno.
-Ty? Nam pomóc? Gdzie ty ku*wa żyłaś, laluniu? W lesie?
Jego koledzy także zaśmiali się. Niektórzy pokazywali ją palcami. Kate zaczerwieniła się, ale mimo to wzięła głęboki oddech i mówiła dalej.
-Wbrew pozorom coś ci się może przydać. Po pierwsze, nim te dzieciaki nauczą się prowadzić minie kilka dni. Przydałoby się też by nauczyć je strzelania, bo jeżeli ktoś kogoś zabije, trudno będzie zmyć krew. Nie pomyślałeś też o jedzeniu, o lekarstwach i o ubraniach. A raczej zamierzamy zostać tam trochę dłużej prawda? No i oczywiście, trzeba ustalić powyżej którego roku się znika. Pochodzić po Perdido Beach i po gabinecie dyrektora, pozbierać akty urodzenia. No i jakoś znależć sposób żeby nie zniknąć.-uśmiechnęła się triumfalnie i spojrzała w twarz chłopaka.
G.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gaia
Elektrokinetyk
Dołączył: 10 Maj 2011
Posty: 1114
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 22 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Wrocław Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 20:34, 19 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
[PB-CA]
-Cham!-krzyknęła tylko za oddalającym się chłopakiem.
Otrzepała koszulkę i skierowała się na pobocze.
Usiadła na lekko wilgotnej już trawie i wyjęła z kieszeni pognieciony list.
Felice,
Od dawna chciałem Ci to powiedzieć, ale bałem się Twojej reakcji.
Widzisz, coś jakby się zmieniło. Ja się zmieniłem. Moje...
W tym momencie list wypadł jej z rąk ze zdziwienia, ale ktoś natychmiast go podniósł. Scott.
Nie mogła wykrztusić słowa. Patrzyła, jak siada koło niej i wzdycha głęboko.
-Chyba musimy porozmawiać-powiedział cicho.
-Chyba?-szepnęła.
-Ile zdążyłaś przeczytać?
Nie odpowiedziała, ale wyraz jej twarzy mówił wszystko.
-Chodź. Robi się ciemno. Nie będziemy rozmawiać w lesie.
-Brakowało mi ciebie.
Uniosła dumnie głowę.
-Ale teraz wszystko się zmieni.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|