|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Vringi
Game Master
Dołączył: 01 Cze 2010
Posty: 452
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Ostrzeżeń: 2/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 14:12, 02 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
[PB]
"Zło rodzi się ze strachu."
James White posłał krótkie spojrzenie stojącej obok siedmiolatce z niezdarnie zaplecionymi włosami i upił łyk soku pomarańczowego.
Kim jesteś i czego chcesz dziecko?
Chłopak zamknął oczy wciągając nosem swąd spalenizny, który bił od dziecka. Teraz dopiero dokładniej mu się przyjrzał.
Niskie to i bezrozumne. Patrzy na mnie jak na nie wiadomo kogo. Całe okryte sadzą, do tego poparzone.
Westchnął ciężko i wyciągnął w stronę dziewczynki karton z sokiem.
- Chcesz trochę? - zapytał, a tamta podbiegła do niego i wyrwała mu go z dłoni pijąc łapczywie. Trzynastolatek zerknął na jej poparzone nogi i od niechcenia wyleczył ją. - Co ci się stało?
Tak naprawdę nic to go nie obchodziło, no ale co mu szkodziło zapytać.
- Dom się zapalił. Wygonili mnie, a mój braciszek umiera.
- Przesadzasz. Na pewno to tylko drobne poparzenia.
Dziewczynka pokręciła głową.
- Nie. Braciszek wyciągnął mnie z domu zanim przybyła straż - To my mamy straż? - A jak tamci przybyli jakoś tak dziwnie zgiął się w pół i nie wstawał. Gdy go zanosili do tego dużego budynku, no, ten... Do kościoła! Tak, gdy go zanosili do kościoła strasznie krzyczał i chyba chciał uciec.
White utkwił w niej tak chłodne spojrzenie, że aż wzdrygnęła się.
- Wyrywał się?
Dziewczynka przestąpiła z nogi na nogę, spoglądając na czubki butów. Ot zwykłe trampki.
- Tak. Mnie bolały tylko nogi, a on miał te bąble wszędzie - odparł, pokazując na sobie, gdzie ogień dotknął jej brata. - Popatrz. Moje nogi...
Urwała w pół zdania widząc całkiem zdrowe nogi. Spojrzała na chłopaka, który uśmiechnął się do niej i podniósł z chodnika, otrzepując się z piasku.
Odwrócił się od niej i ruszył przed siebie, gdy poczuł jak tamta otacza go od tyłu ramionami.
- Błagam! Uratuj mojego brata! - wykrzyczała z łzami w oczach. James zrobił dość kwaśną minę, po czym zgrzytając zębami odparł:
- Prowadź - widząc jak tamta uśmiecha się do niego promiennie złapał ją za czoło i lekko odepchnął od siebie. - Nie szczerz się tak. Nie mam całego dnia.
Chyba mi odbiło. Straż zamknie mnie w jakiejś piwnicy, a potem Jaskier mnie zabiję.
Dlaczego to robię?
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Vringi dnia Czw 13:24, 20 Cze 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Gaia
Elektrokinetyk
Dołączył: 10 Maj 2011
Posty: 1114
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 22 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Wrocław Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 4:37, 13 Lip 2013 Temat postu: POST ZAKOŃCZENIOWY |
|
|
Wzorem Marvela postanowiłam zrobić to, co tylko chcę.
- Nie czuję – powtórzyła Felice, przesuwając palcem po nosie Fausta. – Ani ciepła, ani w ogóle faktury.
Chłopiec pomógł jej wstać. Uśmiechał się.
- Teraz już n…
Ogłuszający huk wstrząsnął ETAP-em. Felice straciła równowagę i runęła na ziemię, pociągając za sobą nekromantę.
- Uważaj, do cholery – mruknął, wycierając krew spod nosa.
Nie usłyszała go. Rozszerzonymi ze zdziwienia oczyma wpatrywała się w ogromny, ciemny obiekt wbity w barierę daleko ponad lasem – to mogło być piętnaście kilometrów dalej, ale i jego rozmiary i tak robiły imponujące wrażenie.
- Meteoryt? – zapytała z niedowierzaniem.
De Grave otrzepał się i łaskawie podniósł wzrok na to niecodzienne zjawisko.
- Raczej planetoida. – Jego głos brzmiał absurdalnie spokojnie.
- Planetoida – powtórzyła oszołomiona dziewczyna.
- Tak, no i co?
- Planetoida.
- Widzę – zniecierpliwił się.
Meduza wyciągnęła dłoń przed siebie i w tym samym momencie bariera wokół nowo przybyłego ciała niebieskiego zaczęła pękać. Bezdźwięcznie, można było jedynie zaobserwować tworzącą się w błyskawicznym tempie na sztucznym niebie srebrną pajęczynę.
Po chwili rozległo się coś w rodzaju skrzypienia.
- Wieje – zauważył Faust.
- Wieje? – nie była w stanie tego zarejestrować.
- Wysysa nam stąd powietrze przez te szpary – wyjaśnił.
Zmarszczyła brwi.
Faust westchnął, najwyraźniej zawiedziony.
- Zaraz się wszyscy poduszą.
- Och. – Tylko na tyle mogła się zdobyć.
- Ty nie – wyglądał na rozbawionego – posągi nie potrzebują tlenu.
Rozejrzał się po obozie.
- Martwi też nie.
- Ale ludzie owszem – powiedziała z naciskiem.
Poklepał ją po głowie.
- Jestem panem śmierci. Poradzę sobie.
W poprzednim życiu skomentowała by to w jakiś dowcipny sposób, ale wbicie noża w szyję i zmartwychwstanie najwidoczniej pozbawiało niektórych zalet.
- Zaraz wrócę – był zaniepokojony i podekscytowany zarazem. – Poczekaj tu. Nie ruszaj się.
Zniknął między namiotami.
Przez dobrą minutę stała w miejscu. Potem zrobiła krok naprzód i przekonała się, że za niespełnianie rozkazów Fausta nie ponosi żadnych konsekwencji.
Ruszyła w stronę autostrady.
Pierwszą osobą, jaką spotkała, była białowłosa dziewczynka. Klęczała na skraju drogi i spazmatycznie zasysała powietrze. Felice pomyślała, że umrze zanim zdąży do niej podejść, ale nagle postać zniknęła. Na jej miejscu pojawił się młody mężczyzna.
C…
- Fade? – rozpoznała go. – Fade!
Podbiegła do niego i podała mu rękę.
- Może uda mi się zna…
Odsunął się, kaszląc przeraźliwie, po czym wbił w nią obrzydzony wzrok zaczerwienionych oczu.
Pokazał środkowy palec.
- Och – powiedziała po raz drugi tego dnia Fel.
Dangerfield uderzył czołem w jezdnię. Przestał się ruszać.
Zostawiła go bez żalu.
Drugą osobą, jaką spotkała, była Kaisie. Dostrzegła ją przy wyjściu z elektrowni. Siedziała i spokojnie mocowała do pleców paski butli do nurkowania. Jej twarz zasłaniała profesjonalna maska.
Meduza zaśmiała się.
- Ty jedna nie jesteś głupia, prawda?
Panna Scaper poderwała się na nogi, zgięta pod ciężarem swojego zapasu tlenu.
Z mieszanką strachu i fascynacji oglądała kamienną skórę Felice i wijące się wężowe włosy.
Pomachała, po czym roztropnie zaczęła się cofać.
- Nie odchodź – nagle poczuła przypływ czułości. – Nie chcesz spędzić ze mną swoich ostatnich minut?
Kaisie pokręciła głową. Próbowała coś przekazać palcami, niezauważenie przyspieszając kroku.
- Ja ciebie też – jednym spojrzeniem zmieniła stopy hipnotyzerki w kamień, a ta przewróciła się na plecy.
Niespiesznym krokiem zbliżyła się do piękności, którą niegdyś była Kaisie, i usadowiła się wygodnie na jej biodrach.
Pozwoliła pojedynczemu pazurowi wysunąć się z cichym zgrzytem. Przesunęła szponem od pępka aż do ust dziewczyny, zostawiając za sobą cieniutką krwawą linię.
- Chciałam ci się chociaż odwdzięczyć za tamten pocałunek – szepnęła. Nachyliła się, a lśniące jak stal zębaki z jej głowy przebiły i zerwały maskę tlenową.
- Wy… dasz paz… - wycharczała z trudem Kaisie. – Paskudnie.
- A ty za to cudownie.
Cmoknęła ją w czoło.
- I już zawsze będziesz – obiecała.
Kiedy Felice znalazła się u granic miasteczka, przed elektrownią leżała wspaniała rzeźba bohaterki, której rysy wykrzywiał niesmak.
Trzecią i ostatnią osobą, jaką spotkała, był James White.
Stał samotnie na pomoście w Perdido Beach i obserwował czerniejącą nad nim planetoidę. Obie dłonie przyciskał do gardła.
Na ulicach dziesiątkami poniewierały się ciała tych, którzy nie potrafili już oddychać.
- Sprytnie – powiedziała cicho.
Płomyczek odwrócił się, nie zdejmując rąk z szyi.
- Fel…!
Mimo wszystko wciąż umiał się przejąć jej stanem.
- To nic – bez pytania o zgodę przytuliła go mocno. – Tak jakby trochę nie żyję.
Zawahał się, a potem zaryzykował i opuścił jedną rękę. Objął ją.
- Nie możesz tak w nieskończoność, wiesz? – uśmiechnęła się smutno.
Przytaknął.
- Tylko jeszcze popatrzę.
Pęknięcia rozprzestrzeniały się coraz szybciej.
Zmierzwiła jego odrastającą rudą czuprynę.
- James?
- Hm?
- Nie gwarantuję, że to prawda, ale chyba cię kocham.
- Wiem o tym – zamknął oczy.
- To dobrze.
Trwali chwilę w ciszy.
- Do widzenia, Felice.
Odjął drugą dłoń od krtani i w tej chwili bariera eksplodowała.
Nie było za nią reszty świata. Nie było jeziora Tramonto ani autostrady. Nie było dorosłych.
Widać było tylko kosmos.
Spędziła na molo mniej więcej godzinę. Później w nieziemskiej scenerii gwiazd i błyszczących galaktyk wróciła do obozu.
Faust siedział po turecku na ziemi. Nieumarłych nigdzie nie można było dostrzec.
- Opowiem ci żart – odezwał się nagle.
- Opowiedz – zgodziła się.
- Matematyk, fizyk i inżynier dostali po równym kawałku siatki ogrodzeniowej i mieli ogrodzić jak największy teren.
- Rozumiem – poinformowała uprzejmie.
- Inżynier ułożył elegancki prostokąt, uprzednio dokładnie wymierzywszy długości boków.
Fizyk wykreślił idealne koło i tak ułożył siatkę.
- A matematyk?
- Matematyk ułożył siatkę byle jak, wszedł do środka i powiedział, że stoi na zewnątrz.
- Już się domyśliłam. To my byliśmy na zewnątrz.
- Tylko my w ogóle byliśmy – sprecyzował Faust.
- Co teraz?
- Mam ciebie, bandę truposzów i masę zwłok – podsumował. – Uderzyło w nas obce ciało niebieskie, wszyscy umarli, a nasz skrawek Ziemi urwał się z orbity i dryfujemy sobie po kosmosie.
- Bardzo zgrabnie to ująłeś. Co mam ja?
- Cały wszechświat do zamiany w kamień. I analogicznie mnie.
Milczała przez pewien czas.
- Skolonizujemy inne planety zombiakami?
Faust wzruszył ramionami.
- Jeśli będzie nam się nudzić.
KONIEC
Dlaczego nam nie wyszło? Myślę, że powodów da się wymienić wiele. Rpg rozpoczęło się zbyt szybko po poprzednim, zapał był słomiany i wypalił się po trzech rozdziałach, forum w międzyczasie podupadło, ja nie do końca sprawdziłam się jako GejMaster, a was nie można nazwać wzorowymi graczami- ale było warto. Stworzyliśmy kilka cudownych wątków godnych zapamiętania. I nie wiem jak wy, ale ja się naprawdę dobrze bawiłam.
Dziękuję wszystkim, którzy napisali choć jednego posta i ożywili jakąś nową postać pod kopułą, ale w szczególności wdzięczna jestem:
Remkowi, który nigdy tego nie przeczyta i którego nikt tu nie zna, ale bez którego nie powstałoby tak dziwne zakończenie,
Elżuni (perdone, Loki), która pisała najbardziej pomysłowe, najzabawniejsze i najzboczniejsze posty. Czekałam i czytałam każdy z nich z przyjemnością. Wciąż nie mogę się nadziwić, jak wiele przezwisk potrafisz wymyślić, jak zaskakujące zwroty akcji wprowadzić, i jak bardzo uratować rozgrywkę. Dziękuję za wszystkie nieprzyzwoite wiadomości na pw i wspólne pisanie na obozie.
Piotrkowi, który jakby się nie wypierał, jest po prostu najlepszy i wiem, że nie ma tu osoby, która odważyłaby się podważyć jego talent pisarski (oczywiście oprócz samego zainteresowanego). Z takim twórcą nie spotkałam się w żadnej innej grze i pewnie już nie spotkam.
Dominikowi, bo jest moim najwierniejszym graczem. Jako jedyny był ze mną od samego początku do samego końca. Jest kimś, na kogo zawsze można liczyć, i nie mówię tylko o tej historii. Kocham Twoje chore pomysły, kocham to, jak terroryzujesz innych, że mają PISAĆ RPG!, kocham wstawiać niewyobrażalne ilości przecinków w Twoich postach, których zawsze jest najwięcej, kocham sposób, w jaki molestujesz moje postacie, i fakt, że mogę zabijać Twoje, kocham Ciebie całego, V. Dziękuję.
Post został pochwalony 2 razy
Ostatnio zmieniony przez Gaia dnia Śro 16:50, 17 Lip 2013, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|