|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Vringi
Game Master
Dołączył: 01 Cze 2010
Posty: 452
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Ostrzeżeń: 2/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 14:33, 29 Sty 2013 Temat postu: |
|
|
[Las]
James kucnął przy ugniecionej ściółce leśnej, dotykając opuszkami palców świeżych śladów. Przemknął powieki, biorąc głęboki wdech i sięgnął wgłąb pamięci, próbując sobie przypomnieć wszystko, co wiedział na temat leśnych zwierząt.
Nie ma tego zbyt wiele, prawda James?
Rozejrzał się wokoło w poszukiwaniu potencjalnych poszlak, ale znalazł jedynie zwisającą z drzewa przełamaną gałąź i kolejne ślady, prowadzące na zachód.
Westchnął ciężko i wyjął schowany nóż, spoglądając beznamiętnie na swoje zniekształcone odbicie. Obrócił broń w dłoni i ruszył tropem zwierzyny.
Ciekawe czy Leia rozpaliła ognisko.
Gdy wyszedł na niewielką polanę wbił zszokowany wzrok w stojącą na niej lochę z młodymi. Chłopak głośno przełknął ślinę, czując jak pierwsze krople potu spływają mu po karku.
- To jesteśmy w dupi... - nie dokończył, chroniąc się przed atakiem dzika skokiem w bok. Ledwie zaczął podnosić się z klęczek, już musiał przytoczyć się w bok, wpadając w kopkę liści, które od rozpoczęcia ETAP-u zdążyły pokryć przestrzeń u stóp drzew.
Przejechał palcem po rozciętej wardze i roztarł cieknącą krew na podbródku. Podniósł się ociężale i wbił wzrok z zwierzę.
Które w tej samej chwili z zawrotną prędkością wpadło na niego zważając go z nóg.
Padł jak długi na ziemie, uderzając boleśnie w ciemiono. Skręcał się zamroczony do tego stopnia, nie wiedział jak się nazywa. Przechylił się na bok, kaszląc krwią, która ciekła mu z ust i po dłoniach. Przycisnął drżące dłonie do podbrzusza, gorączkowo łapiąc każdy haust powietrza.
- Z-za... ZABIJE!!! - wrzasnął ochrypłym głosem, wyciągając zza nogawki drugi nóż. Niepewnie podniósł się na równe nogi, zatoczył przy pierwszym kroku i ruszył prosto na lochę. Zwierzę ruszyło na chłopaka, szarżując wprost na niego.
Adrenalina zrobiła swoje. White obrócił się, schodząc znikając z pola zasięgu dzika i wbił mu nóż w oko.
Nie zważając na nic wskoczył na grzbiet lochy i chwycił ją za ucho, wpychając w nie wąskie ostrze noża.
Dzik zaskowytał, zrzucając go z siebie. Uzdrowiciel wylądował tuż przed nim i wbił mu w szyje nóż sprężynowy w kształcie przeciętej w pół kropli.
Krew trysnęła mu na twarz, po czym dzik przestał się ruszać oddychając coraz wolniej.
James padł na ziemie, oplatając się rękoma. Leżał tak lecząc rany i wyrównując oddech.
Nie miał co się spieszyć. Dzik był praktycznie martwy.
Pozostało tylko czekać.
Uleczywszy wewnętrzny krwotok, James wziął się za naderwanie ścięgna u nóg i połamane żebra. Tak więc, gdy wstał pozostały mu tylko sińce, liczne zadrapania i trzy wybite palce.
Wyjął z truchła oba noże, wojskowy i sprężynowy, i ruszył w stronę miejsca w którym zostawił dziewczynę samą sobie.
Wybacz Leia, że cię zostawiłem itp. - pomyślał i parsknął pod nosem, uśmiechając się do siebie z kpiną. - Jak to żałośnie brzmi. Gdyby Fel mnie teraz słyszała...
- ...ale nie słyszy i nie usłyszy w najbliższym czasie.
Zacisnął kurczowo palce na nożu, obawiając, że go wypuści. Zmęczenie wyraźnie dawało o sobie znać. Ciężko stawiał kroki, cały czas się chwiejąc, więc z ulgą oparł się o drzewo, gdy tylko dotarł na miejsce.
Po krótkiej chwili wytchnienia rudowłosy chłopak wbił zmęczone spojrzenie w dziewczynę, przechylając na bok umazaną krwią twarz.
- Sory, że tyle mi to zajęło. Chodź za mną. Dziś na kolacje dziczyzna
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Erinaceus
Bez mocy
Dołączył: 26 Sty 2013
Posty: 15
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Lubelskie Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 19:46, 29 Sty 2013 Temat postu: |
|
|
[Tramonto]
Faust rozpromienił się, kiedy położył piętnastego szczura na stosiku obok jego ciała. Ten miał ogon wepchnięty w pyszczek.
Nagle jego ciało zakrył jakiś cień. Felice.
De Grave dźwignął się do góry.
- Tak, słucham?
- Tak się składa, że mam złamaną rączkę, a zębami sobie tego nie wstrzyknę. Poza tym skąd mam wiedzieć, że to nie jakaś nowoczesna pigułka gwałtu?
Faust uniósł brwi.
- Gdzie nasz drogi Uzdrowiciel?
- Gdybym wiedziała, to nie biegałabym sobie radośnie z nieposkładaną kończyną.
Nekromanta przewrócił oczami.
- Pytałem gdzie, a nie co byś zrobiła, gdybyś wiedziała.
De Grave potrząsnął głową.
- Apropo tej strzykawki... Cóż, jeśli nie chcesz umrzeć, to lepiej pozwól mi to Tobie wstrzyknąć. Mam lepsze rzeczy do roboty niż bałamucenie Meduz.
- Meduz? - Felice uśmiechnęła się pod nosem - Ładne określenie.
Nastawiła ramię.
- Dostanę naklejkę dzielnego pacjenta?
Chłopak westchnął.
- Ehh... dlaczego nikt nie czyta mitologii...
Wziął strzykawkę od dziewczyny, odnalazł żyłę i nacisnął. Po chwili szczepionka znalazła się w krwiobiegu. Tymczasem pierwszy martwy szczur wszedł na ramię Fausta, pokazując połamane żebra i wystający z grzbietu kręgosłup.
Felice chwyciła gryzonia za ogon i zadyndała nim na boki.
- Wyobraź sobie, że czyta. Moje włosy wyglądają aż tak źle?
Wypuściła przerażone zwierzątko.
- Przed czym uchroni mnie ten cudowny eliksir?
Szczur wspiął się na ramię Fausta, który wyciągnął fiolkę z mętną cieczą. Odszedł parę kroków od Felice i otworzył pyszczek gryzonia. Nalał tam kilkanaście kropel specyfiku, zatkał pojemnik, złapał szczura za ogon i zakręcił nim dookoła nad głową.
- Coates Academy.
Wyrzucił szczura, który natychmiast skierował się na południowy zachód, pędząc przez trawę jak szalony.
Faust uśmiechnął się do Felice i usiadł nad jeziorem.
- Czarna ospa. Czarna śmierć. Dżuma. Sądzę, że wolałabyś się tym nie zarazić.
Ostrożnie przykucnęła obok.
- Tworzysz utopię?
Nekromanta roześmiał się.
- Utopia to idiotyczne, marksistowskie marzenie.
- Hm. Selekcjonujesz nową rasę? - strzeliła - Chociaż... nie jesteś rudy, Fuhrerze.
Faust zmarszczył czoło.
- Hitler. Równie wielki idiota co Marks. Mając olbrzymie środki, spartaczył je, obnosząc się ze swoją ideologią jak kura z jajkiem. Nie mam zamiaru powtórzyć błędów nikogo. Ani Hitlera, ani Aleksandra Wielkiego, ani Juliusza Cezara. Nikogo.
- Taki młody, taki ambitny - zaśmiała się ironicznie -Więc zdradź swój plan wiernej towarzyszce.
- Plan... plan...
De Grave położył się na plecach, patrząc w obłoki.
- Plan krystalizuje się cały czas. Jednak głównym celem jest porządek. Nie musi być idealny. Ale porządek. Nie zniosę tej anarchii, która jest dookoła.
Fel westchnęła.
- Daj mi jedno z tych cudeniek, muszę znaleźć wiadomo-kogo.
Faust odwrócił się.
- Cóż... weź Betę. Widzę, że bardzo się do Ciebie przywiązał. Chodzi za Tobą jak jamnik, mimo że rozkaz kończył się z chwilą mojego przybycia do obozu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Loki
Super Moderator
Dołączył: 26 Maj 2010
Posty: 2006
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 43 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gdańsk Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 13:56, 31 Sty 2013 Temat postu: |
|
|
Ledwie uniosła głowę straszliwy ból zaczął rozsadzać jej czaszkę. Wydała z siebie kilka niewyraźnych pojękiwań. Na szczęście świat szybko zaczął się uspokajać, a obraz wirował coraz wolniej. Zacisnęła powieki - pachniało porankiem, ziemią i wodą, kurzem i czymś zleżałym. Tak jak zwykły pachnieć obozowiska. Była szczerze zdziwiona, że żyje - tamtej nocy, gdy lecą na łeb, na szyję, turlała się po zboczu, a jej ciało niczym worek ziemniaków obijało się o każdą nierówność terenu, każdy kamyczek i krzaczek, życie wręcz migało jej przed oczyma (doprowadzając do nudności i odbierając te resztki przytomności umysłu). Powoli otworzyła oczy. Rzeczywiście namiot - brezentowe, lekko przejrzyste ściany, niewygodne posłanie, przez które czuła chłód podłoża. Śpiew ptaków w oddali.
Powoli przekręciła się na drugi bok. Wejście było szeroko otwarte, na tle błękitnego nieba odcinała się przygarbiona sylwetka. Odruchowo spięła mięśnie i podniosła się do chwiejnej, ale stojącej postawy. Czując uporczywy szum w głowie, poklepała się po boku, gdzie zawsze nosiła broń. Ktoś jednak zabrał jej pistolet i, wraz z kurtką, odłożył na bok, na niski, drewniany stołeczek obok posłania. Dopadła tam jednym skokiem, szybko wycelowała i nacisnęła spust.
No tak...
Szybki rzut oka do magazynku, żeby się upewnić. Powoli odłożyła broń na miejsce. Postać postąpiła kilka kroków do przodu. Kaisie uderzył odór jaki roztaczał truposz, cofnęła się duży krok do przodu. Zombie wyciągnęło rękę. Kai przecząco pokręciła głową. Zapewne to coś chciało ją zaprowadzić na kolejną porcję łomotu, może dobić, tak by mogła stać się częścią Martwej Armii. Faust najwidoczniej miał obsesję na punkcie swojego terytorium, skoro zignorował jej list i wstąpił na wojenną ścieżkę. Możliwe, że chciał tak zrobić od początku, a ucieczka z CA tylko opóźniła jej wyrok.
Dagger. Prawie o nim zapomniałam... To będzie trzeci dzień - zakładając, że byłam nieprzytomna ledwie kilka godzin.
Zerknęła na truchło - machnęło przegniłą rękę w geście zniecierpliwienia. Trudno było stwierdzić czy ma oczy. A nawet jeśli nadal tam są i działają sprawnie mogła tylko pobawić się w szarady, tą uproszczoną wersję języka migowego, swoistą parodię swojej ułomności.
Rozejrzała się dookoła - w namiocie był jeszcze tylko kawałek lustra przyczepiony do aluminiowego stelaża. Żadnego jedzenie, miski w wodą... albo samej miski. Zerknęła na swoje odbicie - przydałoby się też opatrzyć ranę na czole, może nakleić kilka plastrów na wszystkie te zadrapania, przyłożyć kostki lodu do siniaków - i tak wyszła zaskakująco dobrze z całej tej nieprzyjemnej przygody. Wyjęła z kieszeni szminkę - kolor już mocno wyblakł. Przygładziła włosy.
Odwróciła się do zombie - przelękła się, bo chwilę temu stało metr dalej. Nadal wyciągało rękę. Spróbuję.Uniosła dłonie i powoli wykonała kilka gestów, podstawowe słowa, proste pytanie.
-Czego chcesz?
Żadnej odpowiedzi. A jednak.
Wzięła kurtkę i strzepnęła z niej cały kurz, zarzuciła na ramiona. Lekko ścisnęła dłoń umarłego - miękką jak plastelina i równie zimną. Pewnie by zwymiotowała, ale jej żołądek był kompletnie pusty.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Erinaceus
Bez mocy
Dołączył: 26 Sty 2013
Posty: 15
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Lubelskie Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 16:07, 31 Sty 2013 Temat postu: |
|
|
[Tramonto]
Minęło kilka godzin. Felice odeszła już jakiś czas temu, stosik szczurów także zniknął - jeszcze dwa poszły do Coates, reszta skierowała się do Perdido, niosąc ze sobą ospę. Nagle Faust usłyszał ciche chrząkniecie Ety.
Odwrócił się i zobaczył... No cóż, w tym stanie Kaisie nie stanowiła przyjemnego widoku.
- Tak?
Dziewczyna skrzyżowała ramiona na piersi i zgromiła go wzrokiem.
De Grave prychnął.
- Ah tak... racja, kumpel.
Chłopak uśmiechnął się szeroko i pstryknął palcami. Z największego namiotu wyszli Gamma i Omikron, trzymając omdlałego chłopaka między swoimi ramionami, praktycznie go niosąc.
Kai skrzywiła się, uklękła na wilgotnym piasku i palcem wyryła na nim "To nie ten."
Faust otworzył szerzej oczy. Po chwili wzruszył ramionami. Omikron podniósł drugą dłoń, złapał za szyję zemdlałego chłopaka i ścisnął ją. Twarz stawała się coraz bardziej sina.
- Teraz też Ci go nie przypomina?
Kai pokręciła przecząco głową.
Szyja chłopaka rozprysła się dookoła jak świeży owoc, opryskując dziewczynę dodatkową krwią i kawałkami krtani.
- Zakopcie go gdzieś. Potem weźcie Epsilona, Dzetę, Deltę, Tetę, Jotę, Kappę, Mi, Ni i Tau i idźcie szukać tego jej kumpla.
Kiedy zombie odeszły, ciągnąc za sobą bezwładne truchło, Faust zwrócił się do Kai:
- Nie ma nic za darmo. Kumpel za przysługę.
Kai obrzydzeniem ścierała posokę ze swojej skóry. Dłonie ściskała w pięści, jej oddech był chrapliwy. Teraz jej spojrzenie zawierało nie tylko zapytanie, ale też wściekłość.
Chłopak podniósł niewielką fiolkę z mętną substancją.
- Pójdziesz do Perdido Beach i rozbijesz takich kilka na placu. Stoi?
Dziewczyna pochyliła się i na piasku napisała "Co to?".
Faust wzruszył ramionami.
- Pozwól, że dowiesz się tego na przykładzie innych. Mogę Cię jednak zapewnić, że jesteś bezpieczna. W stu procentach.
Prychnięcie. Kolejne słowa na piasku. "Nie wierzę Ci".
Nekromanta rozchylił szeroko ręce w geście bezradności.
- Możesz mi wierzyć lub nie. Ale jeśli tego nie zrobisz to twój "kumpel" skończy jak ten tutaj. Albo i... hmm... gorzej...
Faust pogładził aztecką czaszkę, umieszczoną na jego kciuku. Nigel pokiwał się pary razy we wszystkie strony po czym zamarł w bezruchu.
Kaisie westchnęła i pokiwała głową, widocznie zrezygnowana, mimo mocno zaciśniętych pięści. De Grave uśmiechnął się ze zrozumieniem i pokazał jej szerokim gestem do obóz.
- Tylko proszę, nie oddalaj się zbytnio.
Faust odwrócił się i wszedł do namiotu, czekając niecierpliwie na powrót jego zombie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gaia
Elektrokinetyk
Dołączył: 10 Maj 2011
Posty: 1114
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 22 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Wrocław Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 17:06, 31 Sty 2013 Temat postu: |
|
|
[Las / Tramonto]
Jak jamnik?
Felice zagwizdała na próbę i już po chwili przybiegł do niej Chris.
-Nogi mnie bolą, weź mnie na barana.
Zaśmiała się, kiedy tytan wyraził gotowość bycia tragarzem. Wcześniej pomógł jej też przygotować prowizoryczny temblak.
-Lepiej prowadź. Każdy krzak wygląda już tak samo.
Afterhean posłusznie podreptał przodem.
Ciekawe jak daleko sięga jego lojalność. W razie gdyby jakby nie żeby coś.
Pełna szczepionka w kieszeni była jak bomba zegarowa. Gdzie jest James? Ile czasu mu jeszcze zostało? Czy znajdzie go następnego dnia?
Z cichym zgrzytem wypuściła pazury, zastanawiając się jednocześnie jaki znak będzie jasnym dla Płomyczka.
Wolverine nareszcie doczekał się kobiecego odpowiednika.
Piętnaście minut zajęło jej dojście do wniosku, że nie wymyśli żadnego jednoznacznego symbolu. Wybrała więc kilka dużych drzew na drodze do obozu i na każdym z nich wyryła ten sam komunikat.
J. IDIOTO WRACAJ TO ROZKAZ F.
Na wpół rozbawiona, a na wpół zmartwiona dotarła za Betą nad jezioro.
-Faussstusss!- trzepoczące wymawianie głoski s możliwe tylko dla kogoś z rozdwojonym językiem sprawiało jej od kilku dni ogromną frajdę. -Nie znalaz...
Potknęła się o własne nogi, widząc stojącą wśród namiotów dziewczynę. Z trudem odzyskała równowagę.
Czy teraz zginę?
Rozejrzała się, ale Chris gdzieś zniknął.
Nie po to łamałam sobie kości przez ostatnie dwa tygodnie.
Wzięła głęboki wdech i uśmiechnęła się do sponiewieranej Kaisie.
-Dobra, już.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Erinaceus
Bez mocy
Dołączył: 26 Sty 2013
Posty: 15
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Lubelskie Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 17:33, 05 Lut 2013 Temat postu: |
|
|
[Tramonto]
Beta wtoczył się do namiotu, machając rękami, ledwo trzymając równowagę.
- Felisss... w obozie...
Faust kiwnął głową. Nastawił uszu, oczekując niedługo krzyków i odgłosów bójki.
Cóż... jeśli będą się trzaskały, będę musiał którąś podtopić. A wybór jest raczej oczywisty.
Kiedy odchylił się do tyłu na krześle, do namiotu wmaszerowała cała dywizja nieumarłych, prowadząca jakiegoś zadziwiająco lekko poturbowanego chłopca. Przytomnego, z rozbieganymi oczami i zielonego z obrzydzenia na twarzy. Ku zadowoleniu Fausta na jego prawym policzku były widoczne czarne plamy.
Poszukiwany "kumpel" nie zważając na eskadrę zombie, rzucił się do przodu machając rękami.
- Co to za plamy? CO TO ZA PLAMY?!
Psi i Teta złapały chłopaka za ręce i przytrzymały w stalowym uścisku.
De Grave podszedł do niego i pogładził go lekko po policzku, uśmiechając się szeroko.
- Witaj, mój mały pacjencie Jeden. Znasz Kaisie Scaper?
Beta wzdrygnął się. Sam był kiedyś pacjentem Zero.
Źrenice chłopaka rozszerzyły się w spazmie strachu.
- No tak... mieszkałem z nią nawet jakiś czas.
Faust wyciągnął z torby leżącej na stole bandaż, scyzoryk i plastry lekarskie. Bandaże zawiązał na nadgarstkach chłopaka, rzucającego się coraz bardziej. Jego nogi musieli przytrzymać Epsilon i Tau.
- Spokojnie, spokojnie.
Omikron włożył w usta "kumpla" knebel, umaczany wcześniej w occie.
Taki mały... hmm... symbol nowych czasów.
Nekromanta dwa plastry nakleił na powieki wijącego się chłopaka. Po chwili obserwacji zdjął Nigela z lewego kciuka i scyzorykiem przebił tętnicę szyjną. Krew trysnęła szerokim strumieniem, trafiając w małą, aztecką czaszkę, szybko się przez nią przelewając. Jadeitowe oczka Nigela rozbłysły niespokojnym, toksycznie zielonym blaskiem.
Po paru minutach znajomy Kaisie przestał się wić. Dziurkę w szyi Faust zakleił kolejnymi plastrami. Rozchylił blade usta nieżywego chłopaka i wlał doń krew, znajdującą się w azteckiej czaszce. Toksyczny blask przygasł, a Nigel po chwili znowu dyndał na lewym kciuku.
Zombie rzuciły poskręcane z bólu truchło przed stopy de Grave'a. Ten pochylił się i zaczął liczyć. Kiedy doszedł do dziesięciu, znajomy Kaisie wzdrygnął się, zwymiotował i przetoczył na plecy.
Nekromanta kucnął, wpatrując się w oczy chłopaka, który osłupiały wpatrywał się w de Grave'a.
- Hmm... sądzę, że proces gnilny zostanie zatrzymany po jakimś tygodniu.
Pacjent Jeden wyprężył się i wstał, wypluwając knebel. Tau i Psi natychmiast go złapały.
- Gnilny?
Faust rozchylił szeroko ręce, wstając i otrzepując ręce z krwi.
- Czymże jest odór i szczury w obliczu nieśmiertelności?
Chłopak zmarszczył czoło. Faust dla pewności przyłożył jeszcze głowę do jego piersi.
Wspaniale. Nie bije.
- Teraz zaprowadzimy Cię do twojej przyjaciółki.
Nieumarli powlekli lekko osłabionego Pacjenta Jeden, wyciągając z namiotu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ihuarraquax
Różowy
Dołączył: 17 Maj 2011
Posty: 262
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Nysa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 20:57, 08 Lut 2013 Temat postu: |
|
|
[Kanały]
Włazu nie było po kilometrze. Ani po dwóch. Po trzech pewnie też nie, woleli już tego nie sprawdzać. Cała trójka padała z sił.
-Dalsze szukanie nie ma sensu. Powinniśmy tu odpocząć i zastanowić się, co później
Dziewczyny przerwały swoją jakże ważną rozmowę na temat odpowiedniego dobrania butów pod torebkę.
-Więc co teraz?
- Zdrzemnijcie się, później poszukamy dalej
Żadna z dziewczyn nie zaprotestowała. Jaskier usiadł pod ścianą opierając się o zimny kamień. Dobrze wiedział, że coś tu nie pasuje. Chodzili w kółko. Po kilku minutach rozmowa dziewczyn ucichła. Obydwie zasnęły. Nunca chrapała, Bandit kręciła się starając się znaleźć wygodniejszą pozycję do spania. Chłopak odczekał chwilę, po czym wstał i ruszył dalej. Już po pierwszym zakręcie dostrzegł wyniszczone biuro. Chłopak wiedział, że ktoś go śledzi. A przynajmniej obserwuje. Let's play a game . Uśmiechnął się pod nosem. Widok otwartych metalowych drzwi w cale go nie zdziwił. Ruszył w ich stronę wyciągając stalowy nóż z kieszeni. Po paruset metrach ściany kanałów zaczęły się zmieniać. Dopiero po chwili zorientował się, ze wchodzi do jaskini. Tak samo jak kanałach, ściany i sufit pokryte były zieloną substancją, oświetlającą wnętrze pomieszczenia. Już na wejściu w oczy rzucał się stolik pokryty grubymi plikami papierów. Jaskier podszedł nie wypuszczając noża. Papiery były nowe, oznaczone zieloną naklejką. Chłopak wziął do ręki pierwszą teczkę.
Bandit Way.
Moc:Bieganie
Zagrożenie: Tak
Spojrzał na następną teczkę.
Nunca Fuega Lorenz
Moc: Podpalanie
Zagrożenie:Tak
Dobrze wiedział, co zobaczy na następnym nagłówki. Schował wszystkie teczki pod kurtkę. Uśmiechnął się i obrócił na pięcie.
- Już nie spisz, Bandit?
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Ihuarraquax dnia Pią 20:58, 08 Lut 2013, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Premit
Super Szybki
Dołączył: 12 Lip 2011
Posty: 400
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Rzeszów Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 22:55, 08 Lut 2013 Temat postu: |
|
|
[Kanały]
-Dawaj to – syknęła Bandit.
- Stój, nie tak szybko. Opanuj emocje dziewczyno. – Rzucił Jaskier, uśmiechając się ironicznie. Ściskał teczki.
-DAWAJ!
Bandit podbiegła w jego stronę i wyrwała mu dokumenty. Zaczęła czytać papiery. Gdy zobaczyła swoje nazwisko na kartce, zaczęła się trząść. Chłopak podszedł do niej i mocną chwycił ją za ręce.
-Już dobrze. Uspokój się. Obudźmy Nuncę i znajdźmy wyjście. Jeszcze nie wiem jak, ale trzeba coś wymyślić. Myślę, że przebywanie tu, to nie jest najlepszy pomysł.
Bandit zdziwiona zachowaniem towarzysza odwróciła się i wyszła. Poszła w stronę Nuncy. Przez całą drogę rozmyślała nad tym, co robiłaby teraz gdyby nie to, że zaczął się ETAP. Nie wiedziała nawet, która teraz jest godzina. Tęskniła za rodzicami, których i tak nigdy nie zobaczy, za ciotką, której przed ETAPEM nienawidziła. Tęskniła za wszystkim co było przed ETAPEM. Chciała cofnąć czas. Bandit była chyba najbardziej osamotnioną osobą w całym ETAPIE. Przynajmniej tak się czuła. Po policzku popłynęła jej łza. Dziewczyna wytarła ją ręką. Przecież jestem silna. Muszę być.
Bandit podeszła do Nuncy. Po chwili pojawił się obok niej Jaskier. Nunca przecierała oczy.
- Trzymaj. Myślę, że cię zaciekawi – czerwonowłosa podała teczki Nuncy.
-Co to?
- Czytaj.
Nunca otworzyła pierwszą teczkę. Na jej twarzy rysował się grymas.
- Nie rozumiem – mruknęła pod nosem.
- Tak, czy inaczej musimy znaleźć stąd wyjście.
Wtedy im oczom ukazał się młody chłopak. Mógł mieć najwyżej 14 lat. Tylko, że to nie było najważniejsze. W ręku trzymał nóż.
- Chyba mamy kłopoty – szepnął Jaskier do swoich towarzyszek.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Premit dnia Pią 23:24, 08 Lut 2013, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ihuarraquax
Różowy
Dołączył: 17 Maj 2011
Posty: 262
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Nysa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 23:35, 08 Lut 2013 Temat postu: |
|
|
[Kanały]
Jaskier stał z nożem w ręce przyglądając się chłopakowi. Miał około 180cm wzrostu, krótkie, czarne włosy. Już po minie można było poznać, ze nie jest zbyt przyjaźnie nastawiony.
-Co tu robicie?
-A Ty?
-Pierwszy spytałem-Nóż zaczął drżeć mu w ręce.
-Pierwszy spytałem!
Jaskier uśmiechnął się ironicznie
-Stoimy
-No tyle widzę
-To po co pytasz?
-Nie zgrywaj durnia. Rzadko kiedy ktoś się tu zapuszcza. Jesteście pierwszymi, odkąd wszystko się zaczęło. nie licząc reszty.
-Jakiej reszty?
-Schowaj nóż, a Was tam zaprowadzę.
Jaskier spojrzał na dziewczyny. Nunca jeszcze się nie rozbudziła, nie wiedziała, co się w okół niej dzieje. Bandit wyglądała na przestraszoną. a policzku widać było mokry ślad. Płakała.
-Co teraz?
Jaskier zastanowił się.
-Idziemy z nim.- Schował do kieszeni nóż.
[Kilka minut później]
-Jest nas tu sześciu. Schowaliśmy się tu, gdy wszyscy dorośli zniknęli.-Chłopak wprowadził ich do jaskini podobnej do tej, w której znaleźli teczki z swoimi danymi.
-Skąd bierzecie jedzenie? I wodę?
Chłopak spojrzał na nich dziwnie, nie wiedząc, czy może im zaufać.
-Znaleźliśmy bunkier. Pełen akt o każdym nastolatku w mieście. Nie wiecie nic o tym?
-Nie
Chłopak spojrzał na Bandit. Myśleli o tym samym. Reszta grupy chłopaka nie różniła się wiekiem. Wszyscy mieli około 14-15 lat i tak jak on, uciekli tu po rozpoczęciu się ETAP'u.
- Czym si tu zajmujecie?
-Próbujemy dowiedzieć się coś na temat tego projektu. Przeglądamy akta, które znaleźliśmy w jednym z pomieszczeń.
-Bunkry? W podziemiach Perdido Beach? To niemożliwe- Bandit była tak samo szokowana jak Jaskier i Nunca.
-Sądzimy, że ETAP' jest wojskowym projektem. A tak przynajmniej można wywnioskować z tych zapisków.-Wyjaśniła im rudowłosa dziewczyna, pochylająca się nad teczką z danymi projektu.
-To by dużo wyjaśniało. Macie coś do jedzenia? Nie jedliśmy od paru dni
-Jasne. Chodźcie.- Poszli za chłopakiem, który ich tu przyprowadził.
[Kilak minut później]
Banit i Nunca siedziały małym ognisku jedząc dziwne coś z wojskowych puszek. Rozmawiały z resztą tej dziwnej grupy, starając się coś dowiedzieć. Chłopak siadł kilka metrów dalej w cieniu. Spojrzał na Bandit. Wciąż nie dawało mu spokoju pytanie, czemu Bandit płakała? Będzie się jej musiał o to spytać. Siedział tak w cieniu, czekając na rozwój wydarzeń.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Megumi
Niezniszczalny
Dołączył: 04 Mar 2010
Posty: 1550
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: L-wo Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 18:48, 09 Lut 2013 Temat postu: |
|
|
[Las]
Lei nie smakowało mięso. Gryzła tylko małe kawałeczki, powstrzymując odruchy wymiotne. Już wolała jeść swoje iluzje lecz teraz nie mogła noc zrobić - James na chwilę obecną nie sprawiał wrażenia, że wie o jej mocy. Ona podejrzewała co chłopak może umieć lecz nie była jeszcze tego do końca pewna.
Jedli w ciszy, przerywanej trzaskami dochodzącymi z ogniska. Leia wiedziała, że jeżeli chce się czegoś dowiedzieć to musi ona zapytać pierwsza. Czasami nie lubiła tego robić, bo spotykały ją przez to przykre konsekwencje, ale cóż...
Blondynka wyprostowała nogi i przeciągnęła się, zwracając na siebie uwagę Jamesa.
- Co teraz?- zapytała patrząc w oczy chłopaka - Niedługo będzie noc, a my jeszcze nie znaleźliśmy drogi, choć kierowaliśmy się twoimi dziwnymi wyznacznikami drogi - ostatnie dwa słowa powiedziała z lekkim sarkazmem.
James wzruszył ramionami.
- Może ty coś w końcu zaproponujesz? - odparł. - Sama chciałaś współpracować.
Leia westchnęła ciężko. Wiedziała, że to będzie dupne pytanie.
- Trudno mi o czymkolwiek decydować, skoro siedź w tym lesie niemalże od początku istnienia tego czegoś nad nami - w tym miejscu wskazała palcem wskazującym w niebo - Nawet nie wiem, co w tej waszej mieścinie się dzieje... - przerwała odwracając si do swojego towarzysza plecami i wlepiła swój wzrok na przypadkowe drzewo przed nią. - Chciałabym stąd wyjść ale nie znając sytuacji spoza lasu, mogę szybko zginąć...
Wiedziała, że zmierza w dobrą stronę. Jednak szybko zastanowiły ją jej własne słowa. Prawda - potrzebowała informacji. Inaczej mogłaby zginąć.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Megumi dnia Sob 18:49, 09 Lut 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Loki
Super Moderator
Dołączył: 26 Maj 2010
Posty: 2006
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 43 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gdańsk Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 12:52, 11 Lut 2013 Temat postu: |
|
|
[obóz]
Kaisie wróciła po swój pistolet - postanowiła znaleźć do niego naboje. Co jak co, ale naładowana broń zawsze się przyda. Zwłaszcza w ETAPie. A w obozie pełnym zombie tym bardziej. Umarlaki zdawały się jej nie zauważać, w pełni zaangażowane w swoje zadania. Kai mogła się więc skupić na przeszukiwaniu namiotów - większość była pusta, wyładowana produktami wszelkiej maści. Znalazła prowizoryczną spiżarnię z której podkradła trochę jedzenia i wodę. Łapczywie napełniła żołądek, nawodniła organizm, zmyła krew i brud. Kontynuując obchód nałożyła nową warstwę szminki - mogła to już robić bez patrzenia w lusterko, nawet idąc spokojnym krokiem.
Jej namiot znajdował się wyraźnie na uboczu. Od razu go rozpoznała - może to dyskretny zapach szamponu? Może fakt, że było tu wyraźnie mnie kurzu, a na podłodze brakło wszechobecnej warstwy piasku? Albo było to jedyne miejsce, gdzie nie czuć było fetoru zgniłego miejsca. Kai weszła do środka powoli i ostrożnie, chociaż od razu wiedziała, że w środku nikogo nie ma.
Głupia? Czego się spodziewasz? Pułapki? Jest zbyt dumna by podejrzewać, że ktoś może wejść do jej namiotu, grzebać w jej rzeczach, pchać się w jej prywatność.
Niepewność zniknęła - pozostało jej tylko uważać by zostawić wszystko w takim tanie jaki zastała. Przysiadła na pryczy - proste polowe łóżko (zbyt wąskie na dwie osoby[i] - pomyślała z dziwną ulgą - [i]a pościel jest poruszona, jeszcze jakby ciepła, ktoś niedawno z niej korzystał), przykryta kołdrą służącą za prowizoryczny materac, kocem, miękka poduszka. Dziewczyna odnalazła na niej pojedynczy, rudy włos. Przez chwilę obracała go między palcami. Przyłożyła głową do poduszki - tak cudownie wygodnej. Delikatnie zsunęła buty i wyślizgnęła się pod koc. Westchnęła z ulgą wsuwając dłonie pod poduszkę, jakby kogoś obejmowała. Jej palce poczuły chłód - zdziwiona odkryła, że był to nóż, prosty, ale ciężki.
Kogo się boisz, Felice? Mnie? A może Fausta? Nie jesteś przecież taka głupia - nawet nie mrugnął zabijając tamtego chłopaka. Musisz coś przeczuwać.
Przez chwilę ważyła sztylet w dłoni, zerknęła na własne odbicie z lustrzanej powierzchni ostrza. W tym świetle jej opalona skóra zdawała się zielonkawa, czerwień na wargach tym mocniej kontrastowała. Przypomniała sobie o Daggerze i mocniej ścisnęła rękojeść. Nie pora na łzy. Wstała. Schowała nóż za pasek. Poprawiła pościel.
Fel nie miała tu wiele rzeczy - przybory toaletowe, trochę ubrań, kilka kartek papieru zapisane krótkimi notatkami o nieciekawej treści, na ogół suche fakty i krótkie, ironiczne komentarze ociekające jadem. Żadnych serduszek na marginesach, rymów, wyznań, oznak uczuć. W skład jej dobytku nie wchodziły kwiaty, biżuteria, kosmetyki, maskotki ani perfumy.
Dokładnie poustawiała wszystko na miejscu. Poza sztyletem zabrała tylko apaszkę, którą przewiązała na szyi i jedną landrynkę, których opakowanie schowała wśród bielizny. Omdlewająco słodka.
Niemal nie zakrztusiła się nią widząc Felice. Nie odpowiedziała na uśmiech, uparcie wpatrywał się w punkt u nasady jej nosa - wpatrywanie się w oczy byłoby zbyt niebezpieczne. Przez chwilę tylko stały nieruchomo, aż Kai opanowała w końcu chęć by rzucić się na tamtą w pełnym pędzie i z niemym krzykiem na ustach. Kroki były powolne, stawiane pewnie, ale ostrożnie. Obie w tym samym rytmie, niczym w upiornym tańcu.
Dwadzieścia metrów.
Piętnaście.
Dziesięć.
Wtedy Kaisie Scaper wyjęła pistolet. Głośny trzask odbezpieczanej broni. Fel oczywiście zamarła - skąd mogła wiedzieć, że magazynek jest pusty. Wygięła palce, tak, że jeszcze bardziej przypominały szpony. Napięła mięśnie. Dopiero teraz Kai pozwoliła sobie na dyskretny uśmieszek. Ruszyła do przodu, teraz nieco wolniej, za to pewniej niż dotychczas. Na jaką odległość mi pozwolisz, Gadzino?
Dziewięć metrów.
Osiem.
Siedem.
Sześć.
Pięć.
Cztery.
Trzy. Trójka było tą wyjątkową liczbą - Felice rzuciła się do przodu jednym, silnym susem. Jej priorytet był jasny, oczywiste było więc jej działanie - złapała za lewą rękę dzierżącą pistolet, wykręciła ją w górę, wbijając pazury w jej dłoń. Bardzo skuteczne i mądre posunięcie, jednak wymagało zmniejszenia dystansu jaki je dzielił. Kaisie sięgnęła po nóż - brzuch przeciwniczki znajdował się w jej zasięgu, na swoją korzyść miała też bezcenny efekt zaskoczenia. Fel krzyknęła, gdy ostrze wbiło się pod jej żebra - co prawda niezbyt głęboko, na to nie pozwoliłaby twarda skóra działająca niczym łuski, ale wystarczająco by Kaisie zdołała ją wyminąć, kopnąć w splot nerwowy nad łydką i pociągnąć na ziemię ciężarem własnego ciała. Podciągnęła kolana do brzucha, wyrzuciła je w powietrze, wylądowała stopami pod pachami swojej przeciwniczki i zgięła nogi, więżąc jej ramiona w zgięciu swoich kolan. Udami przycisnęła jej głową. Jeszcze by mnie ugryzła. Szamocze się jak szalona.
Zdjęła apaszkę, złapała za jej końce, skrzyżowała je i zarzuciła pętlę na szyję tamtej. Mocno pociągnęła.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gaia
Elektrokinetyk
Dołączył: 10 Maj 2011
Posty: 1114
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 22 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Wrocław Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 17:33, 11 Lut 2013 Temat postu: |
|
|
[Tramonto/ obóz/ ustalmy może jedną nazwę?]
Felice była przekonana o swoim zwycięstwie nawet pomimo ręki w temblaku- przez myśl jej nie przeszło, by Kaisie mogła stanowić zagrożenie większe niż bezduszny tytan. Po zmartwieniach o Jamesa i zarazę nie został najmniejszy ślad.
Wystarczy odebrać jej pistolet.
W myślach obliczyła odległość, z której oddany skok powinien być celny. Odbiła się lekko i jednym ruchem posłała broń w powietrze. Uśmiechnęła się do Kai, myśląc: no i po wszystkim.
Jednak zaskoczenie nie było elementem walki, który można by przećwiczyć. Podczas treningu Chris zawsze dawał jej czas na podniesienie się z ziemi, otarcie krwi i zebranie myśli; czekał na sygnał.
Kaisie nie poczekała na żaden znak, tylko wbiła w żebra Felice jej własny nóż, więc odczuciem konkurującym z bólem stało się oburzenie.
I ty, Brutusie?
Zaledwie trzy sekundy później leżała już na piasku przygnieciona przez hipnotyzerkę. Obezwładniona, z krwawiącym bokiem i połamaną kończyną, z apaszką zaciskającą się coraz mocniej wokół szyi.
To moja apaszka, cholero.
-Sprytniej...by było...- wycharczała z trudem- gdybyś zarzuciła mi ją...na oczy.
Teraz Kaisie ściskała w palcach kamienną imitację chustki, która od razu rozkruszyła się pod wpływem jej siły. Nie dała się zdezorientować i zastąpiła poprzednie narzędzie równie skutecznym nożem przystawionym do gardła.
-I tak nie zamierzałam już wstawać- szepnęła Felice, wbijając w nią spojrzenie, którego nie potrafiła dłużej unikać. -Co to za dzika żądza w twoich oczach, czy aż tak bardzo pragniesz odciąć mi głowę?
Ostrze zbliżyło się niebezpiecznie, sprowokowane kpiną.
Meduza oblizała usta, nie czując strachu, który czuć powinna.
-I co to za brak komentarza, piękna?
-Jest niema- wyjaśnił chłodny i jak zwykle nieco znudzony głos nadchodzącego nekromanty. -Odebrałaś jej zdolność komunikacji wypalając struny głosowe jadem. Czy coś takiego.
Stanął spokojnie nad Kaisie i położył dłoń na jej karku.
-Nie podoba mi się nóż przy szyi Feli, więc byłbym naprawdę wdzięczny, gdybyś mi go oddała. W tej chwili.
-Faustusss- odezwała się poszkodowana. -To kochane, ale daj jej dokończyć...sprawy między nami.
Obnażyła zęby w półuśmiechu.
-Niech mnie zabije, jeśli ma ochotę.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Gaia dnia Wto 21:20, 02 Kwi 2013, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Vringi
Game Master
Dołączył: 01 Cze 2010
Posty: 452
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Ostrzeżeń: 2/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 19:42, 15 Lut 2013 Temat postu: |
|
|
[Las]
- Chciałabym stąd wyjść ale nie znając sytuacji spoza lasu, mogę szybko zginąć...
James odgryzł duży kawałek mięsa i żuł go bez entuzjazmu. Spojrzał prosto w oczy blondynce, przechylając lekko głowę.
- Można powiedzieć, że panuje tam w miarę porządek. O ile mi wiadomo od dwóch tygodni nikt tam nikogo nie zabił.
- To ktoś już kogoś zabił? - zapytała spoglądając jak ten wyciera wargi grzbietem dłoni.
White uśmiechnął się delikatnie i zamknął oczy, wspominając nieudany atak na Jaskra.
- Tak. Podczas nieudanego... - urwał, szukając odpowiedniego słowa. Westchnął ciężko i opuścił głowę. - Podczas nieudanego zamachu stanu przeprowadzonego przez trójkę mutantów jeden z nich zabił z trzy osoby. Jedno jest pewne. Ten osobnik nie był mile widziany w mieście, ze względu na swoje zaburzenia i poprzednie czyny. Zabija z uśmiechem na ustach, śmiejąc się przy tym. Nie oszczędza nawet dzieci.
Zmierził włosy, które i tak dostawały już na wszystkie strony, po czym rzucił gałązkę do ognia.
- Jest dziewczyna która hipnotyzuje wzrokiem. Ma na imię Kaisie i chyba uczyła się w CA. Nawet ładna, ale ma parszywy charakter. Jest chłopak o imieniu Faust, który nad jeziorem tworzy armie z trupów. Nosi ze sobą pacynke czaszki na kciuk, która nazywa Nigel, czy coś takiego.
- Tworzy armie z trupów? Niby jak? - zapytała, chodź patrząc jej w oczy dostrzegł, że nie musi jej odpowiadać.
Mimo to zrobił to.
- Nekromanta. Taka moc. Są gadające kojoty... nie patrz tak na mnie, to nie bujda. Sam je spotkałem.
Bo chcą mnie zabić
- Wcześniej był obóz tych z CA nad jeziorem, ale Faust wcielił ich w szeregi swoich zombie. Jest jeszcze Meduza. Dziewczyna która zamienia w kamień. Felice Ororo Monroe.
Spojrzał na drzewo, a dokładniej porastający je mech.
- Jezioro jest na północy, więc Perdido jest na południu, prawda? - zapytał, podnosząc się. Leia wyłącznie kiwnęła głową.
Wyciągnął dłoń w stronę blondynki, ale ta ją zignorowała.
- Więcej nie wiem. Nie było mnie w mieście przez dwa tygodnie - rzekł zmuszając się do uśmiechu.
*kilka godzin pozniej*
Za plecami mieli las. Przed sobą widzieli w oddali zarys miasta. James uśmiechnął się widząc rysującą się na twarzy dziewczyny ulgę. Gdy to dostrzegła, szybko wróciła do swojej wyniosłe pozy.
Uzdrowiciel czuł się pusty w środku. Już zdecydował, że nie wróci nad jezioro.
Tyle, że do miasta tez nie miał po co wracać.
- Tuż pod miastem skręce w stronę gór. Do tego czasu musisz ze mną wytrzymać - odparł posępnie. Postanowił pozbyć się z twarzy tego anielskiego uśmiechu, który do niego nie pasował. Widząc jej minę parsknął głośno i spuścił głowę, spoglądając na nią ponuro. - Przecież to jasne, że nie trzymała się mnie bo chciałaś. Nie jestem taki naiwny.
Widział w jej spojrzeniu pytanie: "Dlaczego?", jak i przeczuwał o co chce zapytać.
Dlaczego nie chce iść do miasta.
Więc zanim ta cokolwiek powiedziała rzekł:
- Nie zastanawiała się dlaczego nie zabili tego psychola? Tego który nabił niemowlę na pal.
Dostrzegł, że tamta spogląda na niego z koncentracją, oczekując odpowiedzi.
- Nie, choć to trochę dziwne.
Szedł na przodzie, więc garbił się lekko, chowając dłonie do kieszeni i wbijając wzrok w drogę.
- Powód jest prosty - odparł, uśmiechając sie w specyficzny sposób. Obnażone zęby, zadarte brwi i szeroko otwarte oczy ze zwężonymi źrenicami. - Był uzdrowicielem
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Vringi dnia Pon 15:23, 04 Mar 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Loki
Super Moderator
Dołączył: 26 Maj 2010
Posty: 2006
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 43 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gdańsk Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 20:05, 17 Lut 2013 Temat postu: |
|
|
[jedna nazwa]
Zabicie człowieka nie jest takie proste jak się wydaje. Kaisie się to nie udało - zostawiła na gardle Felice czerwoną pręgę, sądząc po syku jaki wydała dość bolesną, ale całkowicie nieszkodliwą. Rozluźniła chwyt, wyprostowała nogi. Dłonią przesunęła po jej włosach - jakimś cudem nadal były miękkie i lśniły zdrowiem. Zgięła kolana i ułożyła sobie na nich głowę Felice - nie protestowała, uśmiechała się.
-Widzisz kochanie, wiedziałam, że...
--Ssss. - uciszyła ją tym dziwnym syknięciem, jedynym dźwiękiem jaki potrafiła z siebie wydobyć. Objęła jej głowę i pochyliła się by złożyć lekki pocałunek na jej ustach. Do tej pieszczoty Fel odchyliła lekko głowę - może dlatego, że kiepskim pomysłem jest odrzucać czułości ze strony dziewczyny, która o mało cię nie zabiła? A może to wydźwięk tego dziwnego romansu jaki wykwitł między nimi? Czy chemia pozostała? Czy dałyby radę tak żyć?
Teraz to nieważne. Liczy się jedna rzecz - odchylona szyja, odsłonięte gardło, idealna pozycja.
Tym razem się udało - wiedziała już, że musi wbić nóż mocno, ciąć pewnie i prosto, jakby krzywizna gardła nie istniała, jakby cięła kartkę papieru lub może bardziej arkusz grubej tektury.
Kai odskoczyła gwałtownie, gdy krew trysnęła na jej palce, na nogi - kwas szybko przeżarł warstwę dżinsu, chociaż dziewczyna próbowała go wytrzeć szybkimi ruchami dłoni. Dało to kiepski efekt i skóra zaczęła z nich odchodzić całymi płatami miękkiego, półpłynnego mięsa. Nawet udeptany piasek i pył pod jej stopami w zetknięciu z kwasem syczał i dymił. Trwało to tylko sekund, potem substancja neutralizowała się pod wpływem powietrza, jednak plamy po oparzeniach miały boleć i pulsować szkarłatem jeszcze przez wiele dni.
Upadła na plecy, próbując uspokoić się po tej chwili paniki. Serce waliło jej jak oszalałe, pusto wpatrywała się w niebo nad głową. Słońce ją oślepiało, ale nie znalazła w sobie dość woli, żeby oderwać od niego wzrok. Przed oczyma zaczęły jej latać czarne plamki. A potem nakrył ją cień - dopiero po dłuższej chwili rozpoznała Fausta. Chciała zacisnąć pięść na rękojeści noża, jednak dopiero teraz zorientowała się, że jej dłoń pusta. Zmarszczyła brwi i nadal uważnie obserwując przeciwnika podniosła się do klęczek - poświęciła tylko jedną sekundę by zerknąć na ciało Felice i przekonać się, że nóż leży oparty o jej ramię, a jego ostrze zostało wypalone w kałuży kwasu. Bezużyteczne.
Drżącymi palcami zaczęła pisać po piasku, litery były krzywe, pisane na ślepo i do góry nogami, ledwo dawało się je odczytać.
TERAZ JA TEŻ ZGINĘ?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Erinaceus
Bez mocy
Dołączył: 26 Sty 2013
Posty: 15
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Lubelskie Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 10:35, 22 Lut 2013 Temat postu: |
|
|
[Tramonto]
Faust uniósł nieznacznie brwi, patrząc na drżące i coraz mniej żywe ciało Felice oraz okrwawioną Kai. Spojrzał z uśmiechem na niezgrabne litery, wyryte w krwawym piasku. Wzruszył ramionami i zamaszystym gestem wskazał krzaki.
- Jesteś zranioną dziwką Felice. Nie moją.
Prychnął.
- Zabijanie kogokolwiek w obozie nekromanty... Idiotyzm.
Krew z szyi Felice sączyła się coraz wolniej. Faust zdjął pacynkę z dłoni i rzucił na ranę. Po chwili Nigel znowu rozbłysł zielonym, toksycznym blaskiem. Kaisie popatrzyła na niego zdezorientowana.
- Uciekasz? Przecież ona zaraz wstanie, a wtedy wątpię, żeby jakieś rozszarpane gardło Cię uratowało.
Beta powoli wtoczył się na środek obozu, trzymając w dłoni łopatę. Hipnotyzerka wrzasnęła i uciekła w krzaki.
- I weź ze sobą swojego kolegę.
Beta uniósł łopatę i wbił ją w ziemię obok Felice. Po chwili obok niego stanęła Tau z brzytwą. Zaczęła wycinać niewielkie okręgi w głowie panny Monroe. Między włosami zaczęła prześwitywać biel czaszki. Kiedy Tau doszła do dwudziestki okręgów, wyprostowała się i odeszła kilka kroków. Tymczasem Beta skończył kopać spore wgłębienie w ziemi. Wskoczył do środka i kucnął. Po krótkiej chwili ziemia się poruszyła, a jego samego obsiadły zębaki. Nieumarły tytan zaczął czym prędzej rozgniatać im kręgosłupy i wyrzucać na zewnątrz.
Zębaki pod obozem. Czas się pośpieszyć.
Tymczasem Nigel świecił już małe, zielone słońce. Zaczął lewitować nad ciałem Felice, a krew zaczęła krążyć między nim a trupem jak w małym, odłączonym od ciała krwiobiegu.
Tau za pomocą brzytwy rozcięła płaty brzuszne Monroe. Przesunęła jelita w jedną stronę, zostawiając miejsce dla nieumarłych, powoli pełznących zębaków, które po chwili usadowiły się w otrzewnej, ospale machając ogonami. Jeden za drugim zaczął przesuwać się ku górze. Tau zaczęła zszywać brzuch, ale ciągle było widać niewielkie wypukłości na skórze, kierujące się w stronę głowy. Po paru minutach wyszły przez dziury w głowie, zwijając się i okrywając włosami.
Nigel rozbłysnął. Skóra Felice poszarzała, dziura w szyi zaczęła się zasklepiać, tak samo jak otwór w brzuchu. Beta wygrzebał się z dołu, podczas gdy Tau uderzyła brzytwą w dłoń Monroe. Zardzewiałe narzędzie pękło na dwie części.
Beta i Tau odsunęli się. Razem z resztą zombie, którzy dołączyli chwilę wcześniej, stworzyli krąg dookoła Fausta i lekko dygającej Felice. Nekromanta odwrócił się i podniósł lusterko. Dziewczyna nagle wzięła głęboki, zupełnie niepotrzebny oddech i usiadła, patrząc na plecy Fausta. Kiedy jej spojrzenie padło na lustro, srebrna powierzchnia nagle wybuchła, zmieniając się w setkę kamiennych kawałków.
Chłopak uśmiechnął się i odwrócił do Felice, której skóra nagle poszarzała jeszcze bardziej.
Nekromanta i panna Monroe wstali. Nigel zaczął tracić blask. Lotem ślizgowym skierował się w stronę de Grave'a. Wskoczył na jego palec i znowu zastygł, dymiąc lekko.
Felice złapała się za szew, przechodzący obok pępka.
- Boli mnie brzuch.
Faust wzruszył ramionami.
- Dojrzewanie.
Zębaki we włosach poruszyły się, kłapiąc szczękami i szczypiąc lekko dziewczynę w ucho.
Musi potrenować władzę nad włosami - pomyślał Faust, patrząc na Felice, której palce z przerażeniem błądziły po głowie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Vringi
Game Master
Dołączył: 01 Cze 2010
Posty: 452
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Ostrzeżeń: 2/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 21:35, 03 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
[PB]
James stał z ciemnym zaułku wychylając się co jakiś czas aby wybadać czy ktoś nie idzie. Raczej nikt w mieście nie ucieszył się z jego przybycia.
Co go w ogóle nie dziwiło.
Poprawił zarzucony na głowę kaptur bluzy w rozmiarze XXL, znalezionej w jakimś samochodzie zaparkowanym na słupie zaraz po rozstaniu z Leią. Drugą ręką bezwiednie bawił się dużą złotą monetą z którą wiązała się dość zabawna historia.
Sięgnął pamięcią tydzień wstecz, kiedy to po wyleczeniu Felice ruszył nad jezioro się wykąpać. Kąpiel szybko zmieniła się test wytrzymałości, polegający na jak najdłuższym wstrzymaniu oddechu pod wodą. Wtedy też dostrzegł zagrzebaną w mule skrzynię.
Niewiele myśląc popłynął w jej stronę i po dwóch przymusowych wynurzeniach otworzył ją. Wewnątrz znalazł pełno złota i srebra w różnej formie. Od diademów i medalionów, poprzez pokryte złotem ostrza, na wielkich monetach skończywszy. White zabrał ze sobą jedną monetą i wrócił do obozu jakby nigdy nic.
Uśmiechnął się do siebie i uniósł monetę do słońca spoglądając na jej wzór. Z jednej strony widniał dziwny ni to smok ni to ptak, z drugiej zaś symboliczny miecz bez jelca. Bardzo podobny do tych używanych przez rzymskich centurionów.
Obracanie jej w dłoni uspokajało go. Wręcz wyrobił sobie nawyk obracania nią za każdym razem, gdy nerwy zaczynały brać nad nim górę.
Na razie pomagało.
James. Nie ma szans aby on przechodził tędy, ponieważ właśnie go potrzebujesz. Świat nie działa w ten sposób.
Co najwyżej może być na odwrót.
- Dlatego też mam nadzieje, że tędy właśnie przejdzie. To działa w obie strony – wyszeptał odwracając się w stronę ulicy. Widząc zbliżającą się w oddali jasnowłosą postać uśmiechnął się złowrogo cedząc. - Nareszcie jesteś.
Uzdrowiciel zaciągnął kaptur jeszcze bardziej na głowę i chowając ręce do kieszeni ruszył koślawym krokiem w stronę zbliżającego się chłopaka w jego wieku.
Tamten nie widząc jego twarzy uśmiechnął się na wpół kpiąco, na wpół litościwie i odbił w lewo.
Wtedy też James White błyskawicznie chwycił tamtego za bark, cały czas trzymając spuszczoną głowę.
- Co... - chciał krzyknąć tamten, ale urwał widząc wpatrujące się w niego zielono-niebieskie ślepia. Od razu rozpoznał rude włosy odstające na wszystkie strony, jak i okrągłe oprawki okularów.
- Płomyczek.
- Witaj Miki, musisz mi pomóc – odparł błagalnym tonem. Widząc minę tamtego rudzielec nerwowo złapał go za ramiona. - Błagam cię. Tylko ciebie tu znam, a Nevil mnie zabiję jak odkryje, że jestem w mieście – wyszeptał powoli tracąc nadzieje.
Tamten wpatrywał się w niego z miną nie wyrażającą żadnej konkretnej emocji. W końcu westchnął spoglądając na White'a ukosem.
- Dobra, pomogę ci – odparł spoglądając na niebo i drapiąc się po głowie. - Wiesz, nawet cieszę się, że cie widzę.
Też się stęskniłem
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Vringi dnia Nie 21:38, 03 Mar 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
DarJad
Super Silny
Dołączył: 08 Cze 2012
Posty: 302
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Wonderland
|
Wysłany: Nie 16:31, 10 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
[Perdido Beach]
Jill i Gabriel byli mili, ale najwyraźniej gdzieś im się śpieszyło. Widać nie za dobrze było zostawać w mieście po zmroku. Ale co by tu zrobić ze sobą, kiedy nie ma się gdzie mieszkać? W mieście nie było widać o wiele lepiej niż u niej, tego przynajmniej dowiedziała się od tamtych.
No i po co uciekałam z lasu?
Uznała, że ryzykowne było zasypiać na ulicy, nie mając świadomości że jest wiele pustych domów. Powędrowała więc dalej, mijając kolejne dzieciaki kryjące się w swych norach. Czasem wyzywały, czasem zagadywały, ale te zbywała, mówiąc że musi iść dalej. Większość nie zwracała na nią uwagi, i słusznie. Wędrówka ulicami zmęczyła ją, na dodatek robiło się coraz ciemniej. Zobaczyła supermarket z powybijanymi szybami i wpadła na genialny, własnym zdaniem, pomysł. Weszła do środka, oczekując zapalenia się światła. Ciemność. Pierwszy przycisk. Ciemność. Drugi. Ciemność. Zaklęła cicho, gdy coś uciekło spod jej stóp, po zarysie cieplnym poznała, że to jakiś gryzoń. Zaczęła wycofywać się ze sklepu, potykając się o coś. Podniosła to, co okazało się być nożem kuchennym. Niewielki, ale w zręcznych rękach mógł okazać się całkiem przydatny.
Coś mam takie przeczucie, że niedługo mi się przysłuży. Ludzie w takim miejscu mogą być nieźle...dziwni.
Wyszła z budynku i na wpół oślep poszła dalej, czasem wyczuwając mniejsze i większe stworzenia, ale raczej nie ludzi. Raczej.
Zresztą, ludzie tutaj trochę zachowują się jak zezwierzęceni.
Po raz kolejny zastanawiała się, gdzie podziali się dorośli. Szła, powoli stawiając kroki i nagle bum! I wylądowała w jakiejś ciemnej dziurze. Zaczęła krzyczeć, ale urwała w pół głoski. Nie wiadomo, jakie koszmary się tu kryły.
No to teraz wpakowałam się chyba w niezły kanał.
Dziewczyna podniosła się i przeszła kilka kroków, by ponownie się przewrócić.
Ciekawe, czy się obudzę
pomyślała gorzko, zapadając w niespokojny sen, pełen pytań o to, gdzie jest i co się z nią stanie.
Nie wiedziała gdzie jest. A była w tym samym miejscu, gdzie jakiś czas wcześniej wpadli Jaskier, Bandit i Nunca. Ale oni byli razem. Ona miała tylko swój nóż.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Vringi
Game Master
Dołączył: 01 Cze 2010
Posty: 452
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Ostrzeżeń: 2/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 22:03, 12 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
[PB, dom Mikiego]
- Możesz mi powiedzieć jedną rzecz? - zapytał James, spoglądając wilkiem na Mikiego.
- Słucham Płomyczku.
- Dlaczego jestem przykuty do sklepowego wózka?
Azjata przyjrzał się prawej ręce "przyjaciela", oceniając swoje dzieło. Następnie uśmiechnął się zawadiacko.
- Bo jesteś niebezpieczny.
Uzdrowiciel westchnął ciężko. Mógł się tego spodziewać, jednak ta sytuacja nadal wydawała mu się absurdalna.
Jak wszystko w ETAP-ie
- I skąd u diabła w twoim domu wózek?! - krzyknął, unosząc w gore lewą dłoń. Nie widząc żadnej reakcji ponownie westchnął i oparł się na wózku. - Po prostu mnie rozkuj. I tak nie zostanę tu zbyt długo.
- Ani mi się śni.
Ale on mnie wkurzył
James westchnął i podszedł do Kim Mikiego ciągnąc za sobą wózek. Gdy stanęli twarzą w twarz zaśmiał się cicho i poczęstował tamtego lewym sierpowym.
Może nie był to zbyt spektakularny cios, ale blondyn nie należał do zbyt silnych osób. Zanim tamten zareagował, Uzdrowiciel złapał go za koszule i uderzył czołem centralnie w nos tamtego. Azjata wylądował na podłodze zaskoczony tym, co przed chwilą się wydarzyło.
- Kluczyk proszę - wycedził wkurzony White. Miki posłał mu mordercze spojrzenie i wyjął z kieszeni kluczyk. Rudzielec czym prędzej się oswobodził i wolnym krokiem ruszył w stronę wyjścia. - Wiesz, zostałbym na kawę, ale sam widzisz... - odparł wesoło zatrzaskuje za sobą drzwi.
Ruszył wzdłuż ulicy, ignorując spoglądające na niego dzieciaki. Ewidentnie nie miał humoru do dyskusji.
Czego się niby spodziewałem po tym papuchu? Przecież to oczywiste, że uchodzę tu za psychola.
- Jesteś zbyt naiwny James - wycedził przez zęby. Splunął na chodnik i ruszył wgłąb miasta.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Vringi dnia Wto 22:04, 12 Mar 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
DarJad
Super Silny
Dołączył: 08 Cze 2012
Posty: 302
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Wonderland
|
Wysłany: Pon 17:57, 01 Kwi 2013 Temat postu: |
|
|
Gdy się obudziłą była jeszcze żywa, co stanowiło miłe zaskoczenie. Nawet żadne zwierzę nie próbowało się do niej dobrać, trochę przed nią przebiegł za to jakiś gryzoń.
Ciekawe czy jadalny?
zastanowiła się, po raz kolejny klnąc się w myślach za niewzięcie czegokolwiek do jedzenia. Długo tu nie wytrzyma, trzeba iść dalej, anuż coś się znajdzie... Nie wiedziała ile szła, godzinę, dwie czy trzy. Powolny marsz sprawiał że zatracała poczucie czasu, zresztą i tak nie miała zegarka. Bo i po co? To nie stanowiło żadnej różnicy. Nagle usłyszała głosy i już, już chciała pobiec ale w ostatniej sekundzie zorientowała się, że byłaby to skrajna głupota. Jak miała sprawdzić czy to nie jacyś psychole czy mutanci? Podeszła cicho w ich stronę i stwierdziła że się ich boi. Było ich tam trochę, podzieleni jakby na dwie grupy. Podejść? Nie podejść?
Co będę ryzykowała? I tak nie lubię ludzi. Wolę wiewiórki.
Nagle jednak stało się coś, co nieco pokrzyżowało jej plany, mianowicie potknęła się o własne nogi. Jakby ten hałas nie wystarczył by kogoś zaalarmować, zaklęła cicho, zanim zdążyła zdać sobię sprawę z sytuacji. Czarnowłosy chłopak podszedł w jej stronę.
-No, co to ma być?-zapytał, gdyby to ona miała to wiedzieć.
-Mam nóż.-powiedziała drżącym głosem, ale zrozumiała, że zabrzmiała żałośnie. Dziewczyna stojąca nieco dalej przyjrzała jej się uważnie...
Po czym kawałek drewna najbliżej niej zaczął płonąć.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gaia
Elektrokinetyk
Dołączył: 10 Maj 2011
Posty: 1114
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 22 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Wrocław Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 22:01, 02 Kwi 2013 Temat postu: |
|
|
[Tramonto]
-Widzisz kochanie, wiedziałam, że...- zdanie zakończyło coś w rodzaju cichego westchnięcia, gdy Kaisie ją pocałowała.
...że się nie odważysz.
Ta urocza chwila była ostatnią w życiu panny Monroe, ponieważ kilka sekund później jej dziewczyna jednak się odważyła.
Gardło zapiekło żywym ogniem, a czerwona trucizna trysnęła na wszystko wokół. Felice zakrztusiła się własną krwią.
-Bijaniekoolwiek wziemanty... zm- usłyszała jeszcze tylko niewyraźny głos Fausta i obóz rozmazał się, by po chwili całkiem zniknąć.
Śniła jej się półprzezroczysta zielona mgła pełznąca wzdłuż ulic Perdido Beach, wspinająca się po niektórych obiektach i osobach, które rozpływały się w jej oparach. Oplatała kolejno jej dom, szkołę, zmazała brzeg plaży i zamknęła w swoim wnętrzu sylwetki Scotta, Jamesa i Kaisie.
Do rzeczywistości przywołał ją ostry ból brzucha.
Gwałtownie zaczerpnęła powietrza i usiadła. Pierwszym, co zobaczyła, była uśmiechnięta chłopięca twarz za lustrem. Nie udało jej się przejrzeć. Zwierciadło wybuchło. Uniosła ramię, by uchronić się przed odłamkami, ale nie poczuła ani jednego ukłucia.
Uśmiech chłopca poszerzył się. Wyciągnął dłonie, żeby pomóc jej wstać.
Chłopca?
Felice zmarszczyła brwi.
Fausta. Chłopca Fausta.
Czy ten chłopiec jest tylko Faustem?
Poczuła narastającą ekscytację, ale to uczucie nie należało do niej. Tak jakby ktoś przesłał jej obcą myśl.
Ten chłopiec jest szefem, odkryła ze zdziwieniem.
Czyim?
Twoim.
Moim?
Tak, moim.
-Boli mnie brzuch- powiedziała na próbę, starając się odepchnąć nieprzyjemną obcość, której źródła nie znała.
-Dojrzewanie.
Nagle coś uszczypnęło ją w lewe ucho. Dotknęła go i oniemiała.
Jej włosy nie były już włosami. Na głowie wiły się gładkie i długie, zimne i twarde jak metal...
Co?
Nie wiedziała. Spojrzała bezradnie na rozbite lusterko.
Prawdziwa Meduza.
Ta refleksja także nie pochodziła od niej.
Nie mogła przywołać w pamięci żadnych wydarzeń ani ludzi. Miała świadomość tego, kim jest, ale w jej umyśle istniał tylko ten chłopiec, szef, jak gdyby urodziła się przed chwilą i był jedynym, którego znała.
Nie tylko on. Jeszcze ja.
Jeszcze ty, przyznała.
Kto ty?
Ja.
Tak. Ty, Beta.
Wyciągnęła ręce przed siebie. Pokrywała je, tak jak całe ciało, zupełnie szara, lśniąca pod odpowiednim kątem skóra.
Skóra?
Pancerz.
Czujesz coś?
Nie czuję.
Jesteś posągiem.
Jestem posągiem. Jestem wężem?
Trochę jesteś.
Ostrożnie musnęła małym palcem czubek nosa Fausta.
-Nie czuję- oznajmiła.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|