|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gaia
Elektrokinetyk
Dołączył: 10 Maj 2011
Posty: 1114
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 22 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Wrocław Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 21:08, 16 Wrz 2011 Temat postu: Rozdział I |
|
|
Ostry dźwięk dzwonka rozdarł ciszę w szkole w Perdido Beach.
Zdziwienie.
Poruszenie.
Krzyk.
W Perdido Beach stało się coś dziwnego.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nefeid
Kurczak
Dołączył: 17 Maj 2010
Posty: 1500
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 13 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: łódź Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 21:15, 16 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
Było już grubo po dziesiątej, a mimo to Christiane nie było jeszcze w szkole. Powód był prosty - miała się tam zjawić dopiero koło godziny jedenastej, żeby pojechać z nauczycielką od fizyki na ostatni etap olimpiady.
Christie skończyła właśnie pakować wszystkie potrzebne rzeczy do torby i rozejrzała się po pokoju.
- Mamo! - krzyknęła - Gdzie jest moja sukienka?
- Na krześle, Christie. Przecież ci mówiłam.
Wzrok Garcii zatrzymał się na krześle. Istotnie, leżałam na nim złożona, granatowa sukienka. Włożyła ją i trampki w tym samym kolorze, a następnie rozczesała włosy i związała je w warkocz. Złapała torbę i bezszelestnie zbiegła na dół. Wskazówka - nie miało to nic wspólnego ze sposobem poruszania się.
Zatrzymała się w kuchni i zgarnęła banana.
- Mamo, wychodzę. Do Sacramento jedzie się z godzinę, więc powinnam być koło 17. Będzie ktoś w domu, czy mam wziąć klucz?
Zero odpowiedzi. Christiane zajrzała do łazienki, z której wcześniej słychać było odgłosy robienia prania, ale była pusta.
- Mamo! Będę o 17. Wychodzę! - krzyknęła jeszcze raz Garcia, po czym schowała więc na wszelki wypadek klucze do torby. Odczekała chwilę, licząc na odpowiedź mamy, ale nic takiego nie nastąpiło. Wzruszyła ramionami i wyszła z domu.
W szkole była już po paru minutach - oczywiście spóźniona. Weszła pospiesznie do budynku i przystanęła.
Cały korytarz był pełen pętających się dzieciaków. Biegały, krzyczały i płakały. Christiane uniosła brwi i skierowała się do pokoju nauczycielskiego, gdzie siedziało już paru uczniów, majstrując coś przy telewizorze.
- Hej! - powiedziała oburzona - Co wy tu robicie?
Jakaś dziewczyna spojrzała na nią poważnie.
- Nauczyciele zniknęli. Nie działa telewizja, nie ma zasięgu. Nie wiadomo, co się dzieje.
- Christie, ty na pewno wiesz - powiedział z nadzieją w głosie jej towarzysz. Christiane znała go, nazywał się George.
- Tak - poparła go dziewczyna - Co się dzieje? Garcia?
Christiane przygryzła wargę. Przyzwyczaiła się, że w szkole uważają ją za wszystkowiedzącego geniusza i zwykle znała odpowiedzi na wszystkie pytania. Była ogólnie lubiana, głównie ze względu na fakt, że pomagała wszystkim w nauce. Ale teraz nie miała zielonego pojęcia, co się dzieje.
- Nie wiem - powiedziała - Czy tylko nauczyciele zniknęli? Czy inni też?
Nagle przypomniała sobie brak odpowiedzi mamy i zrobiło jej się słabo, ale nie okazała tego.
- Trzeba to sprawdzić - zarządziła.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Nefeid dnia Pią 21:27, 16 Wrz 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ihuarraquax
Różowy
Dołączył: 17 Maj 2011
Posty: 262
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Nysa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 21:23, 16 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
Huk. Jaskier zerwał się z krzesła i wybiegł na podwórze. Był poranek, chłopak nie poszedł dziś do szkoły, symulując chorobę. Wraz z ciotką i wujkiem mieszkał tuż obok rynku. Na ulicy stało ponad 10 porozbijanych aut. Nigdzie w koło nie było żadnej żywej duszy. Coś tu jest nie tak . Jaskier wrócił do domu, zabrał swoją polówkę, słuchawki i odtwarzacz muzyki. Wyszedł z domu włączając muzykę. Gdzie się wszyscy podziali? Czemu nikogo nie było w samochodach?. Te pytania nie dawały mu spokoju. Po kilku minutach doszedł na rynek. Na środku ulicy stało wywrócone auto. Na skrzyżowaniu, gdzie wciąż paliło się czerwone światło, dwa auta zderzyły się "na czołówkę". Z pobliskiego przedszkola słyszał płacz dzieci. Tuż przed nim przebiegł czarny kot. Wszystko wyglądało jak z wyskobudżetowego filmu Sience- Fiction.
- Dobra, poddaję się.
Powiedział sam do siebie, po czym ruszył w stronę przejścia dla pieszych.
Uważaj na przecinki.
G.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Jinyi
Przenikacz
Dołączył: 14 Lip 2011
Posty: 217
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z pudełka Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 21:31, 16 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
~Plask
Miki stęknął, po czym błyskawicznie złapał się za czerwieniący i cholernie piekący policzek. Z wyrzutem spojrzał na dziewczynę przed sobą. Blondynka. Ładna, zgrabna, powabna z dużym dekoltem i grubą warstwą błyszczyka na pełnych ustach. Jej błękitne oczy zatapiały się we łzach. Drżała. Spuścił rękę. Westchnął i przybrał swoją lekceważącą pozę.
-Znudziłaś mi się - dla niego to były tylko puste słowa, dla niej... coś o wiele, wiele więcej. Chlipnęła. Raz, drugi, trzeci. Chciała błagać go, aby jej nie zostawiał. Chciała się doszczętnie pogrążyć. Złapała Miki'ego za ramiona, a następnie energicznie nim potrzasnęła.
-Ko... - Puff! Zniknęła. Wciąż czuł na sobie jej dłonie. Stał chwilę jak wryty w chodnik i tępo gapił się w pustą przestrzeń przed sobą. Niespodziewanie, zaledwie kilka metrów od niego dwa samochody zderzyły się z sobą czołowo. Pierwszy wylądował na dachu drugiego. Miki szeroko otworzył usta. Odruchowo wyciągnął komórkę i próbował wybrać numer na pogotowie. Kiedy w końcu mu się udało okazało się, że sieć jest nieczynna. Przeklnął. Z stanem chęci równym zero, zbliżył się do pojazdów. O dziwo jeszcze się nie zapaliły. Kucnął w dogodnej odległości i spostrzegł, że ich wnętrza są puste. Rozglądnął się... Tak jakoś cała okolica opustoszała. Zrobiło się cicho. Cicho i mrocznie. Mimo wszystko sceptycznie się zaśmiał i włożywszy ręce do kieszeni luźnych, szarych dresów ruszył w kierunku rynku. Tam sytuacja wcale nie wyglądała lepiej. Ktoś podpalił śmietnik, woda z hydrantu rozlewała się po chodniku, gdyż ktoś wcześniej zahaczył o niego autem, kilkoro dzieciaków w wózkach ryczało na całe gardło, a wokoło nigdzie nie było widać ich matek.
-Ekhem... - Podszedł do jakiegoś chłopaka ubranego w brązową polówkę i dżinsy. Z początku nie zauważył, iż ten ma na uszach słuchawki, dlatego też kontynuował swoją jakże ambitną wypowiedź - Wiesz może co to za chaos? Mam nadzieję, że prace społeczne tego nie obejmują, bo jakoś nie widzi mi się... Ejj... Czy ty mnie słuchasz? - chłopak z lekkim zdezorientowaniem gapił się przed siebie. Jakiś dzieciak gonił z pistoletem na kulki swoją młodszą koleżankę. Miki zasłonił mu swoją osobą owy widok. Zareagował błyskawicznie. Ściągnął słuchawki i wbił wzrok w obcego.
-No?
-Miki. Jestem Miki.
-Jaskier. Czego chcesz? - Miki ponownie się uśmiechnął. To on chciał oto zapytać. Złapał się za biodra. Milczał.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Vanessa
Przenikacz
Dołączył: 07 Lut 2011
Posty: 202
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Lublin Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 21:31, 16 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
(CA)
Kate siedziała na lekcji fizyki, jak zwykle znudzona. Nawet nie udawała że ją to interesuje- założyła słuchawki na uszy i pogrążyła się w swoim świecie. Nauczyciel ględził o energii potencjalnej ciężkości, o jakichś innych głupotach... I nagle zniknął.
Dziewczyna zdjęła słuchawki i rozejrzała się po klasie. Uczniowie sprawiali wrażenie nieco zaszokowanych, ale też rozbawionych.
-Eee.... Co to było?-odezwała się. Wszyscy na nią spojrzeli. No tak, nie mówiła zbyt często.
-Nauczyciel zniknął-jakaś dziewczyna, której Kate nie znała powiedziała to i zachichotała.
Kate wstała i podeszła w miejsce, gdzie stał nauczyciel. Prawie się o coś potknęła. Rozległy się chichoty. Podniosła przedmiot, o który prawie się zabiła. To był marker do tablicy, którego nauczyciel fizyki trzymał tuż przed tym jak zniknął.
-Co tu jest grane?-spytał pewien chłopak, którego imienia nie znała. Wstał szybko i podszedł do drzwi. Po drodze otarł się o nią. Kate przeszedł dreszcz. Gdy otworzył drzwi, rozejrzał się dookoła i wybuchnął śmiechem.
-Nie ma nauczyciela. Szkoła jest nasza!-klasa rechocząc wybiegła z sali. Tylko Kate stała dalej w miejscu. Wciąż trzymała w ręce marker.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Green
Biczopędzel
Dołączył: 02 Kwi 2011
Posty: 693
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gdańsk Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 21:45, 16 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
W pokoju było duszno i ciemno. Stare koce zasłaniały brudne okna, zapach papierosowego dymu unosił się w powietrzu. Telewizor włączony był na jakiś głupawy sitcom. Elizabeth Parker i jej najlepszy przyjaciel, Jack Newton, siedzieli na podłodze w jej pokoju nic nie robiąc.
- Zrób to jeszcze raz – mruknął Jack, sięgając po paczkę marlboro, leżącą na stole. Libby uniosła rękę i z czubka jej palca wskazującego wystrzelił niewielki płomyczek. Jack wyjął papierosa, włożył do ust i przysunął się do dziewczyny. Podpaliła papierosa palcem. – I tak po prostu to się pojawiło?
- Aha – oparła krótko Libby. Pamiętała to dokładnie – była zdenerwowana, szukała zapalniczki… I nagle z jej dłoni wystrzelił mały płomyk ognia. Wypalona dziura w poduszce nie pozwalała zapomnieć jej o szoku, który wówczas przeżyła. Nie do opisania. Westchnęła ciężko.
Libby zaczęła zaciskać dłoń w pięść i rozluźniać ją, powodując tym gaśnięcie i ponowne wzniecanie płomyka. Dopiero uczyła się to kontrolować, ale i tak nieźle jej to szło. Rozczapierzyła palce.
Płomień buchnął z wnętrza jej dłoni. Osmalił poszarzałą tapetę w róże. I równie szybko jak się pojawił, zgasł.
Na zewnątrz rozległ się huk. Potem zawył alarm samochodowy.
Telewizor zaczął szumieć i obraz zniknął.
Libby zamrugała. Widziała ten jasny płomień. Gorąco buchnęło jej w twarz. Ale jak to się stało?
Dziewczyna ostrożnie podniosła się z podłogi, lekko się zatoczyła i oparła o biurko.
-Wychodzę – rzuciła do Jacka, chowając paczkę marlboro do kieszeni. Chłopak wstał i bez słowa podążył za nią.
Wyszli na zalaną słońcem Sunset Street. W ścianę domu obok wjechał czerwony ford – to on był źródłem przenikliwie wyjącego alarmu.
- Coś się stało – powiedziała Libby. Miała dziwne przeczucie, że to coś niedobrego.
Powoli podeszła do samochodu i pociągnęła za klamkę drzwiczek. Otworzyły się. Sflaczała poduszka powietrzna wystawała z kierownicy. Na siedzeniu pasażera stał kubek z kawą z logo McDonald’s, a na podłodze leżał częściowo zjedzony cheeseburger.
- Ktoś nim jechał.
Jack zaczął przeszukiwać torbę leżącą na tylnym siedzeniu auta. Uniósł brwi, gdy w ciemnej kosmetyczce znalazł gruby plik banknotów.
- Mogą się przydać. – Schował pieniądze do tylnej kieszeni dżinsów. – Chodź, przejdziemy się – powiedział do Libby, wysiadając z samochodu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Vringi
Game Master
Dołączył: 01 Cze 2010
Posty: 452
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Ostrzeżeń: 2/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 21:56, 16 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
James White siedział w ostatniej ławce słuchając muzyki. Dzięki swoim rudym włosom opadającym na wszystkie możliwe(i niemożliwe też) strony trudno było zauważyć u niego jakiekolwiek słuchawki.
Każdy kto spoglądał na Jamesa z boku widział w nim odludka i dziwaka. Wcale się temu nie dziwił. Sam odpychał od siebie ludzi. Nie chciał być przez nich osaczony.
Uniósł wzrok znad okularów chcąc ocenić sytuacje w klasie. Robił to co jakiś czas. Ot, zwykłe przyzwyczajenie.
W klasie panowało zamieszanie a nauczyciel gdzieś zniknął. Powoli wyłączył MP-trójkę i wyjątkowo odgarnął włosy z czoła.
- Co się dzieje? - zapytał nieśmiało osoby siedzącej tego dnia przed nim. Tamten spojrzał na niego dziwnie i odpowiedział dziwnym głosem:
- Nauczyciel wyparował. - White pokiwał jedynie głową. Bo cóż innego mógł zrobić?
Stopniowo szok zaczął przeradzać się w panikę.
- Nie działa 112!
- Nie ma nikogo w szkole! - wrzasnął jakiś koleś z wyższej klasy który widocznie wparował do niej tylko po to aby obwieścić dobrą nowinę.
- Nie mogę się dodzwonić do starej! - jęczała jakaś dziewczyna.
- Co się dzieje z Wi-Fi?! Chcę na Facebooka!!!
Rudowłosy chłopak zaczesał ponownie włosy na oczy i cichaczem ruszył w stronę wyjścia z klasy. Jedną z zalet bycia nikim jest to że nie zwracają na ciebie uwagi.
Idąc przez korytarz myślał jedynie o tym co mogło się stać. Brak internetu nie oznaczał końca świata. Gorzej już brakiem możliwości wezwania pomocy.
Jeśli to prawda, to mamy problem Houston.
Tym czasem zamierzał spokojnie dotrzeć do domu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Candace
Niezniszczalny
Dołączył: 27 Gru 2009
Posty: 1686
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 17 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Lublin Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 22:07, 16 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
Ailyn trafiała do kosza raz za razem. Bez utraty piłki, bez straty choćby jednego punktu. Jak zwykle. Po dwugodzinnym treningu, choć cała spocona, uśmiechała się od ucha do ucha. Satysfakcja z tego co miało nadjeść była wspaniała. Jeszcze tylko tydzień i mistrzostwa - pomyślała i rzuciła piłką ostatni raz. Bezbłędnie. Zebrała swoje rzeczy i z resztą drużyny udała się do szatni.
Tradycją już było, że zawsze wychodziła ostatnia. Sama. Musiała wszystko przemyśleć. Błędy taktyczne, nowa strategia, gra współzawodniczek. To wszystko było na jej głowie. Cieszyła się. Nareszcie się spełniała.
Huk. Pisk. Poderwała się z miejsca i wybiegła. Na korytarzu pełnego dzieciaków było siwo. Dym był wszędzie. Złapała za rękę przebiegającego chłopaka.
-Co jest? - spytała przyglądając się rozbieganej grupie dzieciaków szukającej wyjścia.
-Nauczyciele zniknęli, nie działają telefony i internet. W chemicznej coś się zapaliło jak robili doświadczenie. - wykrzyczał chłopak i pobiegł za tłumem nie zwracając uwagi na dalsze słowa Jane. Zdenerwowana dziewczyna pobiegła w wyznaczonym przez siebie kierunku. Do źródła dymu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Megumi
Niezniszczalny
Dołączył: 04 Mar 2010
Posty: 1550
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: L-wo Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 6:28, 17 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
[CA]
Jakiś huk powstrzymał Yumi od podpalania dziennika zapalniczką. W jednej chwili Pędziwiatr, nauczyciel matematyki zniknął. Zwyczajnie go nie było.
- Co się dzieje? - zapytała jakaś dziewczyna z głębi sali.
To Julia. Jest mi winna dwieście dolarów.
- A czy to ważne? - odparł chłopak w okulkarach. - Przynajmniej nie będę musiał robić tego przykładu na tablicy.
To Joseph. Jest mi winny nowego laptopa.
Wszyscy jękneli, usłyszawszy te słowa. A kogo obchodziło jakieś popiep***ne działanie matematyczne? Nie ma Pędziwiatra - pełna laba.
- Ej, ja idę wykopać kolejny grób. Nie bedę tu czekać na tego profesorka. - odparła Meredith, podnosząc się z krzesła i wychodząc z sali. To była nawiedzona dziewczynka, która obiecała Yumi czarną trumnę wyłożoną różowym jedwabiem. jej ojciec prowadził dosyć sławny w pewnych kręgach zakład pogrzebowy. Yumi bardzo ją lubiła, choć nie chciała się do tego przyznać. To zniszczyłoby jej reputację i Meredith również.
- To co? Robimy imprezę? Mam piwo, wódkę, desperadosa.... Pełen asortyment! A to wszystko w moim pokoju! - powiedzał Jake, szkolny imprezowicz, który już zapłacił swój dług u Yumi.
Trzeba ponownie go u mnie zadłużyć
Wszyscy wydali okrzyk radości i wybiegli z Jake'm z sali. Została tam tylko blondwłosa Yumi Haruhi z przystawioną zapalniczką przy dzienniku.
- Jeżeli idioci nagle znikają, to wiedz, że coś się dzieje. - powiedziała do tablicy. - I trzeba się dowiedzieć co, bo nadejdą kolejni idioci. A najlepszym źródłem informacji są wieśniacy. - Yumi wyjrzała przez okno, które wychodziło na miasteczko, Pedido Beach.
Kąciki ust panny Urumi podniosły się do góry.
No to pobawimy się w detektywa. Wystarczy wtopić się w tło i podsłuchać pewne rozmowy
Uradowana Yumi wyszła z klasy, nie zdając sobie sprawy, że własnie stała się niewidzialna.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Megumi dnia Sob 6:32, 17 Wrz 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
zimowykalafior
Super Admin
Dołączył: 10 Wrz 2010
Posty: 2241
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 53 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Australijskie Skierniewice Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 10:04, 17 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
Cassandra biegła ile sił w nogach w kierunku szkoły. Z rozwianym włosem, torbą niedbale zarzuconą na ramię, z bluzą w ręku włóczącą rękawami o ziemię, nie zwracała uwagi na samochody, które chciały ją rozjechać, na piszczący gdzieś w oddali alarm, na jakieś dziecko wrzeszczące na środku ulicy. Teraz liczyło się tylko to, żeby zdążyć przed dzwonkiem na trzecią już lekcję. Z prostego powodu - trzecią lekcją była biologia z panią Moore, a na lekcje z tą nauczycielką wolała się nie spóźniać.
Lewis wpadła przez szkolną bramę, slalomem omijając wychodzące ze szkoły tłumy. Gdyby myślała o czymkolwiek innym prócz miarowego oddychania i tym, żeby szybko dotrzeć do sali, pewnie zastanowiłaby się, dlaczego wszyscy opuszczają budynek. Może wtedy zauważyłaby, że wszędzie panuje ogólny chaos, bezład i coś pomiędzy przerażeniem a fascynacją.
-Cass! Hej, gdzie idziesz? - zawołała za nią Jane, współtowarzyszka niewoli ze szkolnej ławki. Cassandra tylko jej pomachała i pobiegł dalej, rzuciła się na drzwi od pracowni biologicznej, zatrzymała się i wydyszała:
-Przepraszam za spó...
Zdębiała. W sali nikogo nie było. Nikogo, oprócz niej samej i plastikowego szkieletu do celów naukowych.
-Joe, nie wiesz, co się dzieje? Nie mamy biologii?
Kościotrup nie odpowiedział. A to nowość.
Drzwi otworzyły się. Jane zajrzała do środka.
-Co ty robisz?
-Nie mamy biologii? - Lewis powtórzyła pytanie. Z tym że teraz spodziewała się odpowiedzi.
-Raczej nie. Dorośli zniknęli.
Cass zakrztusiłaby się, gdyby miała czym.
-Co zrobili? - spojrzała na koleżanką z ukosa. Rzuciła torbę na biurko i opadła na fotel nauczyciela.
-No... Nie ma ich. Puff.
-Puff? - teraz już zaczynała się śmiać, ale widząc poważny wyraz twarzy Jane, cudem się opanowała.
-Jak nie wierzysz, to sama sobacz.
Cassandra wyszła. I zobaczyła.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ihuarraquax
Różowy
Dołączył: 17 Maj 2011
Posty: 262
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Nysa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 11:07, 17 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
Jaskier spoglądał na chłopaka z jasnymi włosami.
- Pytałem czego chcesz?
- Wiesz co tu się dzieje?
- Nie.
Na rynku zaczęło zbierać się coraz więcej dzieciaków. Większość z nich była wystraszona lub zdezorientowana. Z tłumu dało się słyszeć płacz oraz strzępki rozmów. Kojarzył wiele osób z tłumu. Nikt z nich nie był od niego starszy. Żadnych osób powyżej 15lat? Coś tu nie pasuje . Wyciągnął telefon z kieszeni, wybierając ostatni numer.
-Telefony nie działają, próbowałem dzwonić.
- Taaa, dzięki Miki.
Jaskier ruszył przed siebie, lecz kilka kroków dalej odwrócił się i krzyknął do chłopaka.
- Auta mają włączone silniki, może dojść do zapalenia. Idziesz mi pomóc? Miki zastanawiał się przez krótką chwilę.
-No dobra.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Ihuarraquax dnia Sob 11:39, 17 Wrz 2011, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Vanessa
Przenikacz
Dołączył: 07 Lut 2011
Posty: 202
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Lublin Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 11:56, 17 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
(CA)
Po chwili Kate też wyszła za innymi. Nie miała pojęcia co się dzieje. Uczniowie Coates Academy biegali po budynku, śmieli się, zdejmowali sztywne krawaty, do których noszenia byli cały dzień zmuszeni. Rozejrzała się dookoła, ale dalej nie zauważyła ani jednego starszego ucznia, ani żadnego nauczyciela.
-Żal. Przecież wszyscy nie mogli,ku*wa zniknąć.-mruknęła do siebie. Wyjęła z kieszeni jeansów komórkę, rozsypując przy tym cukierki Jelly Belly. Pierwszy numer jaki wpadł jej do głowy? Oczywiście 112.
- JAK TO ZAJĘTE?! 112 NIE MOŻE BYĆ ZAJĘTE!-jej krzyk usłyszeli inni uczniowie. Wielu z nich wyciągnęło komórki i zaczęło wykręcać numery.
Dziewczyna chciała podejść do okna i zobaczyć, czy ktoś tam jest. Nie doszła tam jednak, ponieważ drzwi do sąsiedniej klasy otworzyły się i ona z czymś się zderzyła. Ale przecież nikogo tam nie było...
-Kto tu jest?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gaia
Elektrokinetyk
Dołączył: 10 Maj 2011
Posty: 1114
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 22 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Wrocław Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 13:22, 17 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
Felice nie słuchała, jak zwykle. Podniosła głowę, gdy usłyszała pierwsze krzyki.
Co znowu?
Dzieciaki biegały po klasie i wrzeszczały jak opętane.
Zmierzyła wszystkich pogardliwym spojrzeniem i rozejrzała się po klasie. Nie było nauczyciela.
Wstała, a krzesło zazgrzytało o podłogę.
Przepchnęła się przez spanikowany tłum, nie zamierzając nikogo o nic pytać.
Nigdy się nie pytała.
Wyszła na korytarz, a po drugiej jego stronie dojrzała Scotta.
Ich spojrzenia skrzyżowały się. Powinna z nim w końcu porozmawiać.
Ruszyła w jego stronę, ale jakiś rudowłosy, rozczochrany chłopiec w okularach wpadł jej pod nogi.
-Z drogi!-mruknęła i trąciła go łokciem. Stracił równowagę, upadł. Nie obejrzała się za siebie.
Zewsząd dobiegały krzyki:
-Dorośli zniknęli!
-Nic nie działa!
-Chodźmy na plac, wszyscy tam idą!
Straciła Saturna z oczu i zaklęła pod nosem.
Ale potem zobaczyła, jak wspina się po wąskich schodach.
Co jest wyżej?
Tylko gabinet dyrektora.
Bez zastanowienia pobiegła za chłopakiem.
Teraz to już musiała z nim porozmawiać.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Rose
Wykrywacz Kłamstw
Dołączył: 27 Lis 2010
Posty: 1256
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 27 razy Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Wyspa Crabclaw Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 13:44, 17 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
Nia pochyliła głowę i starała się skupic na podręczniku. Bezskutecznie. Coś dzisiaj wisiało w powietrzu i to poważne coś. Noelle była dumna ze swoich przeczuć.... nawet jeśli zwykle nie miały zbyt poważnych podstaw. To były uczucia i już. Ale dzisiaj faktycznie się na coś szykowało....
Zrezygnowała z beznadziejnych prób skupienia się na lekcji i zaczeła czytać Przeminęło z wiatrem po ławką. Akcja pochłonęła ją do tego stopnia, że jej świadomość wdarły się dopiero zbiorowe krzyki. Zdezorientowana, podniosła głowe i rozejrzała sie wokoło. Zaraz... gdzie jest nauczyciel? I czemu wszyscy biegają jak oszaleni? Następne minuty biegły jak w koszmarze. Dorośli zniknęli. Tak... właściwie to niezupełnie dorośli. Wszscy powyżej pietnastki. Jak to zniknęli? Daczego? Jak? A tego, to już nikt nie wiedział. Wszystkie dzieciaki kierowały się na plac. To wydawało się Nii bardzo sensownym pomysłem. Po raz kolejny wyciągnęła swój telefon i próbowała zadzwonić do mamy. Nic. Pobiegła więc do drugiego bloku i zgarnęła swoje młodsze rodzeństwo. Finn i starszy o rok Aidan po raz pierwszy w życiu nie krzyczeli, nie biegali i nie szaleli , tylko robili to, co im kazała. Szkoda, żeby dorosli musieli zniknąć , zeby się tego nauczyli
Mała Molly chwyciła się jej kurczowo za rekę i trzęsła się jakby miała goraczkę . W rozwrzeszczanym tłumie, Noelle dostrzegła swoją koleżankę z klasy- Vivian. Skinęła na nią głową.
-Idziesz z nami ?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Temi
Kameleon
Dołączył: 22 Sie 2011
Posty: 92
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Wrocław Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 13:53, 17 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
Szczęk metalu o metal. Potem chwila ciszy. Ciche kliknięcie i ogłuszający huk.
-Taaaak!- Nunca krzyknęła do siebie z zadowoleniem- Czwarta seria pod rząd. Ostrożnie odłożyła pistolet i zdjęła słuchawki. Przeszła przez cało boks i zdjęła metalowy krążek, do którego celowała. 16 wgnieceń. 4 serie. Wszystkie naboje trafiły bezbłędnie. Tata będzie zadowolony. Wyszła ze strzelnicy i wyjęła telefon.
-Cześć mała- powiedziała z uśmiechem- mogę już po was przyjechać? Dobrze, będę za dziesięć minut.
Poszła w stronę przystanku autobusowego. Była w tak dobrym nastroju, że nie zauważyła, że na ulicy zrobiło się nienaturalnie cicho. Nagle usłyszała szybkie, niezdarne kroki za sobą. Odwróciła się i ujrzała małą dziewczynkę biegnącą w jej stronę. Miała może sześć lat. Biegła tak zdesperowana, że wyglądała jakby zaraz miała zemdleć.
-Czekaj, czekaj, czekaj- Nun złapała dziecko- co się stało?
-Niee...Nieeee wieeeeem!-zawyła mała.
-Gdzie twoja mama?
-Nieee wiem! Nie ma jej! Tak jak wszystkich mam i tatusiów w całym mieście. Nie słyszałaś?- sześciolatka tak się zdziwiła, że na chwilę zapomniała o płaczu.
-Ależ mała, co ty wygadujesz?- Nunca rozejrzała się po okolicy. Rzeczywiście, żadnej żywej duszy w okolicy. To jednak nie przesądza sprawy. To dziecko bredzi.
-Zaprowadzisz mnie do swojego domu?- poprosiła czternastolatka, biorąc dziewczynkę za rękę. Przeszły kawałek i weszły do bramy.
-To tu- powiedziało dziecko. Weszły. Grobowa cisza. Nun wybiegła z mieszkania i zapukała do drzwi naprzeciwko. Nic. Obiegła cały budynek, ale bez rezultatów. W biegu wyjęła telefon. Brak zasięgu. 112. Zajęty. Jak to zajęte?! 112 nie może być zajęte!
-Zbierz wszystkich swoich kolegów i koleżanki i przyprowadź je tu- rozkazała- dobrze?
-Dobrze- skinęła główką mała- mogę wziąć misia?-spytała błagalnie.
-Oczywiście. Dzielna dziewczynka- Nunca zmierzwiła jej włosy, myślami będąc kompletnie gdzie indziej- nie otwierajcie nieznajomym, nie włączajcie kuchenki, nie bawcie się nożami. Siądźcie i pooglądajcie jakiś film. Dobrze?
-Dobrze-znów skinięcie małej blond główki.
-Ah, poczekaj. Jak masz na imię?-spytała ośmiolatki.
-Kathy. A ty?
-Nunca. Możesz na mnie mówić Nun- uśmiechnęła się przyjaźnie, i już jej nie było. Biegła swoim najbardziej popisowym sprintem. Wbiegła na rynek i oparła się o jakiś posąg, ciężko dysząc.
-Co tu się stało?!- zapytała jakiś dwóch chłopaków. Jeden miał na szyi słuchawki. Widać było, że nie są do siebie przyjaźnie nastawieni, bo jeden jeszcze przed chwilą pytał się drugiego wrogim tonem "Czego chcesz?".
-Nie ma dorosłych, telewizji, telefonów... Nic nie wiemy.
Skinęła głową. Biegła wśród nieznanych twarzy. Mieszkała tu zaledwie dwa miesiące, jeszcze się z nikim nie zapoznała. Dzieci. Nie wiedziała, jakim cudem, ale udało jej się zebrać dzieciaki ze wszystkich pobliskich budynków. Spotkały się w mieszkaniu Kath, jednak było tam za mało miejsca. Oprócz dzieci Nunca miała do pomocy Luisę i Amidia, swoje rodzeństwo. Im zleciła poszukiwania jedzenia i innych przydatnych rzeczy. Rozlokowała wszystkich po całym budynku, w którym mieszkała Kathy. Sama zajęła jedno, niewielkie mieszkanie na samym dole. Po chwili zapukali Luisa i Mid.
-Wszystko poukładane w piwnicy. Mamy mnóstwo jedzenia, zebraliśmy z całego budynku i kilku innych.
-Świetna robota. Moja krew-uśmiechnęła się do nich.
-Co z tatą?-bliźniaki wlazły siostrze na kolana.
-Jeszcze nie wiem. Ale na pewno będzie wszystko dobrze. Sama nie wiedziała,jak udało jej się to wszystko zorganizować. Zajęło jej to cały dzień. Pomału się ściemniało. Postanowiła zrobić obchód. Wstała, zamknęła bliźnięta w domu i poszła piętro wyżej. Wszystko w porządku. Dzieciaki przestraszone, ale w większości spały. Dostały wcześniej kolację, którą przyrządzało kilka starszych dzieciaków, i pokładły się do łóżek. Na razie wszyscy byli zbyt przerażeni, by protestować przeciwko poleceniom i nakazom Nunci, zwłaszcza, że była najstarsza, poza tym wydawała się rozsądna. Nikt nie miał nic przeciwko, by nastolatka przejęła chwilowo rolę matki. Dzieciaki wolały trzymać się razem, nikt nie wiedział, co się dzieje.
Zeszła do piwnic. Spory teren, wypełniony gratami. Jedzenie było poukładane w większości klitek. Było tego naprawdę mnóstwo. Aż przystanęła. Zupki w proszku, mleko, płatki, owoce, warzywa, chleb, szynki, sery, oliwki, mięso, ryby, ciasta, woda, cola... I dużo, dużo więcej. W pozostałych boksach były pieluchy, szmatki, ubranka, koce, pościel, kosmetyki... Nun wiedziała, że Lu i Mid zaciągnęli do pomocy swoich kolegów. Jak na ośmiolatki, były niesamowicie sprytne i inteligentne. Pozostałe pomieszczenia były zagracone tak, że nie dało się ich wykorzystać. Nunca wyszła na zewnątrz i wciągnęła świeże powietrze. Niebo wydało jej się takie... Nierzeczywiste. Dopiero teraz, w zbliżającym się mroku, dotarła do niej groza sytuacji. Zero dorosłych. Zero pomocy. Za to mnóstwo pytań, zagrożeń. W pozostałych domach na pewno było więcej dzieci. Kto teraz rządził? Nie wiedziała. Nie była w mieście, od czasu rozmowy z dwoma chłopcami. Postanowiła zrobić zwiad. Skierowała się w stronę rynku, i po chwili stała pod kolumną, o którą wcześniej się opierała.
Post został pochwalony 1 raz
Ostatnio zmieniony przez Temi dnia Sob 14:05, 17 Wrz 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Seth
Kameleon
Dołączył: 06 Cze 2011
Posty: 62
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Stargard Szczeciński Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 14:17, 17 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
Scott wbiegł do gabinetu dyrektora zatrzaskując za sobą drzwi. Tu też było pusto. Duży, skórzany fotel, który zapewne miał wyglądać stylowo, był odsunięty od biurka. Tak jakby ktoś właśnie wstawał. Scott położył dłoń na siedzeniu. Wciąż było ciepłe. Dyrektor zniknął zaledwie parę minut temu.
Spojrzał przez okno. Na placu przed szkołą rósł wielki, rozłożysty dąb. Gałęziami sięgał prawie do ścian gabinetu dyrektora. Te gałęzie wręcz zapraszały do ucieczki.
Już, już otwierał okno kiedy drzwi otworzyły się z hukiem.
Było nie macać fotela.
Na progu stało rudowłose dziewczę miotające piorunami z oczu. Jego wściekła przyjaciółka, albo raczej była przyjaciółka. Felice.
Z morderczym wyrazem twarzy, rzuciła się na niego wbijając paznokcie w jego ramiona. Ten, jakby w odpowiedzi, złapał ją za szyję popychając na ścianę.
-Unikasz mnie- syknęła.
-Gratuluję zdolności obserwacji. Mam swoje powody- powiedział przez zaciśnięte zęby.
Felice coraz mocniej wbijała swoje szpony w jego ramiona. Koszulka zabarwiła się na czerwono
-Musimy porozmawiać.
-Nie mamy o czym.
Puścił ją. Upadła na ziemię, pocierając szyję. Podbiegł do okna, otworzył je i nie namyślając się długo wyskoczył. Najpierw złapał się jednej gałęzi co już wystarczająco naruszyło wszystkie jego możliwe ścięgna, kości i mięśnie. Puścił się i złapał kolejnej. Zdarł sobie skórę z nadgarstków.
Wyskoczenie przez okno zdecydowanie nie było dobrym pomysłem.
Ale został już tylko kilka metrów.
Puścił się gałęzi i miękko spadł na trawę.
Rozejrzał się, a następnie puścił biegiem w stronę swojego domu.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Seth dnia Sob 15:34, 17 Wrz 2011, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sandzej
Bez mocy
Dołączył: 09 Sie 2011
Posty: 49
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/5 Skąd: Żary Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 15:22, 17 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
Matthew z okazji swoich urodzin nie poszedł dziś do szkoły. Mama też została w domu budząc go około 10:00. Tym razem dała mu pospać.
-No, czas wstawać - powiedziała mama Matthew – Wszystkiego najlepszego, kochany, pamiętaj abyś o 14:00 był w domu, bo mamy dla Ciebie niespodziankę.
-Oki, na pewno będę- odpowiedział. Chłopiec wiedział, jaki to będzie prezent. Będzie to jego wymarzona gitara. Lee ziewnął i pomyślał.
Uff, nareszcie pozwoliła mi pospać. Hmmm, jaki plan na dziś? Może... może, wiem, dziś poczytam co nieco i pogram w Minecrafta albo coś ze Steama.
-Matt, wychodzę – usłyszał głos mamy i dźwięk zamykanych drzwi.
Dobra, trzeba się umyć.
Sandżej (bo taka była jego ksywka), rozebrał się i wszedł do gorącej wody
Trzeba wreszcie schudnąć. Trzeba uważać na... na moc? Co to w ogóle jest moc, dar, przekleństwo... może się kiedyś przyda.
Matthew dobrze pamiętał objawienie się... tego czegoś. A było to tak. Pewnej nocy pisząc na gadu-gadu z komórki zaczęło jej brakować prądu. San, denerwując się, że nie ma ładowarki, pomyślał o prądzie i nagle coś się stało, bateria w komórce stała się pełna.
Brr, to było dziwne uczucie, czułem przypływ jakiejś mocy... dobra, nie myślę o tym, muszę się odprężyć, i pomyśleć o niej.
Chłopiec pomyślał o dziewczynie, którą kochał bez wzajemności i od razu poczuł się lepiej.
Trzeba jej to wreszcie wyznać, a nie bawić się w podchody. A może jednak nie, to się może źle się skończyć.
Chłopiec dokończył się myć i usiadł do komputera, połączył się z serwerem multiplayer Minecraft'a, pograł chwilę i coś się stało. Komputer się wyłączył... San zaklął pod nosem.
Kur**, nawet dziś nie dadzą mi odreagować... Dobra, idę na miasto.
Myśląc o tym usłyszał krzyki, alarmy samochodów i dźwięk tłuczonego szkła.
A to co znowu?
Lee ubrał się i wybiegł na ulicę gdzie panował totalny chaos i harmider. Dzieci płakały i biegały wokół.
Kuź**, gdzie są dorośli..., pomyślał i pobiegł do szkoły...
San, musisz bardzo uważać. Nie stawiasz w ogóle przecinków, myśli piszesz normalną czcionką, nadużywasz kolokwializmów. Może dawaj swoje posty do sprawdzenia komuś, kto się na tym zna, zanim je wstawisz? To dla mnie dziesięć minut niepotrzebnego poprawiania.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Sandzej dnia Sob 15:23, 17 Wrz 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Jinyi
Przenikacz
Dołączył: 14 Lip 2011
Posty: 217
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z pudełka Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 16:21, 17 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
Jaskier bardzo poważnie zabrał się za wykonywanie zadania. Z wszystkich pojazdów jakie tylko nawinęły mu się po drodze rekwirował kluczyki. Miał już nimi wypchaną całą kieszeń. Tymczasem Miki nie robił niczego, co by mogło jakkolwiek pomóc w zmniejszeniu niebezpieczeństwa. Nagle jego spojrzenie zawisło na czerwonym, sportowym, błyszczącym autku, które wyglądało zupełnie tak, jakby dopiero wyjechało z programu "Pimp My Ride". Nastawienie Miki'ego momentalnie uległo zmianie. Podszedł do samochodu. Drzwi były otwarte, a kluczyki nadal znajdowały się w stacyjce. Zasiadł za kółkiem. Głośne trzaśnięcie zwróciło uwagę Jaskra. Chłopak podbiegł do samochodu, jednak drzwi od strony kierowcy już zostały zamknięte. Miki szeroko się uśmiechnął i pomachał mu przez przyciemnianą szybę, po czym odpalił silnik. Wokoło zahuczało. Już miał nacisnąć pedał gazu, gdy Jaskier, prześlizgnąwszy się po masce dobrał się do wejścia od strony pasażera i usiadł tuż obok niego.
-Wysiadaj - rzucił twardo, trzymając jednocześnie kierownice. Ale to tylko pobudziło zachowanie Miki'ego. Depnął na gaz, jednak z racji zablokowanego kółka nie mógł wykręcić i wjechał w budynek poczty. Auto nie nadawało się do niczego. Z silnika zaczął wylatywać gęsty dym, przy którym chwilę później pojawił się płomień. Chłopcy spojrzeli po sobie, a następnie wyskoczyli z samochodu i pobiegli przed siebie. To były zaledwie sekundy, gdy pojazd wybuchł i doszczętnie pokrył się ogniem. Wybuch zwrócił uwagę wszystkich dzieciaków na rynku. Spoglądały to raz na palącą się kupę złomu, to raz na Jaskra i Miki'ego. Niektóre płakały, a jeszcze inne wyzywały na sprawców.
-To twoja wina!
-Nie no co ty! Trzeba było puścić kierownicę! - burknął Miki popychając Jaskra. Ten odwzajemnił jego gest.
-Dobrze, że nikomu nic się ne stało... Ale co im teraz powiesz? Hę? Przepraszam? Wszyscy są wystraszeni, a ty się zabawiasz! - puścił. Miki spuścił na chwilę głowę. Nie specjalnie czuł się winny, aczkolwiek dołowały go te pełne gniewu spojrzenia. Westchnął i wskoczył na około metrowy, murowany śmietnik.
-Cześć! - oczy dzieciaków wciąż świdrowały go wzrokiem - Przyznaję! To była jego wina - tu wskazał palcem na Jaskra. Mina chłopaka była niedopisania - że doszło do tego wypadku, ale cóż począć? Przecież go nie zabijemy, prawda? Jesteśmy tylko dziećmi. Dziećmi, które zostały bez opieki! Musimy trzymać się razem! - ostatnie słowa wypowiedział niemal krzycząc. Złapał się za pierś - Przepraszam, że was wystraszyliśmy. To się więcej nie powtórzy! Wybaczcie!
-A co z samochodem? Ma się tak jarać, aż się doszczętnie wypali? - przed tłum wyszedł jakiś gruby nastolatek z trądzikiem. Wyglądał na mądrzejszego od całej reszty.
-Zajmę się tym...
-Jak?! - podszedł do śmietnika - Sam powiedziałeś, że jesteś tylko dzieckiem! - rzucił w dziwny sposób wykrzywiając usta. Zmarszczył brwi. Chyba próbował udawać groźnego. Miki westchnął i zeskoczywszy ze śmietnika zbliżył się do auta. Wokoło roznosił się zapach dymu. Chłopak podniósł rękę. Wtem... okoliczny piasek zalegający na chodniku, asfalcie, pod budynkami czy w ciemnej uliczce, która znajdowała się kawałek dalej przypełz do niego, a następnie usypał się na samochód gasząc przy tym ogień. Wszyscy zaniemówili, a zwłaszcza otyły inteligent. Nikt nie płakał, nie jęczał, ani nie wył. Cisza przewlekła się przez cały rynek.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gaia
Elektrokinetyk
Dołączył: 10 Maj 2011
Posty: 1114
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 22 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Wrocław Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 16:39, 17 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
Felice wpatrywała się w swoje paznokcie ze zdziwieniem. Były dłuższe o co najmniej połowę i spiczasto zakończone. Rozorała nimi ramię Scotta.
Zaraz jednak otrząsnęła się i wskoczyła na parapet, obserwując oddalającą się sylwetkę chłopaka.
W sumie...-zerknęła raz jeszcze na szpony- czemu nie...
Zdobyła się na odwagę i skoczyła na drzewo, wbijając je w najdogodniejszą gałąź. Udało się.
Powtórzyła ten manewr kilka razy i już po chwili biegła środkiem ulicy, omijając porozbijane samochody i zapłakane dzieci. Później dowie się, co się dzieje.
Parę minut później obchodziła już dom Saturna, jak lubiła o nim mówić.
Wspięła się do okna jego pokoju po mocnym, pokrywającym bok budynku bluszczu i ostrożnie zajrzała przez okno.
Scott gorączkowo szukał czegoś w szufladzie swojego biurka, wyrzucając na podłogę mnóstwo kartek. W końcu znalazł. List.
Felice spuściła się na ziemię i zaczaiła przy wyjściu.
Scott nie zauważył momentu, w którym list został wyrwany z jego dłoni i przez chwilę tylko stał, zdezorientowany.
Potem dostrzegł uciekającą dziewczynę i role się odwróciły. Ruszył za nią ile sił w nogach.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Anaid
Przenikacz
Dołączył: 07 Maj 2011
Posty: 267
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 17:01, 17 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
[Okolice PB]
Nicole kopnęła kamień. Znów zerwała się z lekcji.
Czy to jej wina, że są tak nudne?
Nie. A ona nie lubi nudnych lekcji. W ogóle nie lubi lekcji.
Więc, jak często zresztą robiła, włożyła słuchawki w uszy, założyła kaptur na głowę i poszła do Perdido Beach.
No bo co miała robić? Tylko może iść do wujka Rona.
Ale coś się zmieniło. W którymś momencie jakby powietrze zadrżało, a dziewczyna zachwiała się. A potem, ogarnięta sprzecznymi uczuciami, popędziła do domu wujka pełnym sprintem.
Wpadła do pokoju jak huragan. Jej najgorsze obawy się sprawdziły.
Po wujku pozostał jedynie pusty wózek inwalidzki. Pokręciła głową z niedowierzaniem.
Książki fantasty, które tak kochała, zaczęły zmieniać się w jej życie.
- Wujku? – zawołała.
Cisza.
Co jest?!
Pobiegła do szkoły w Perdido Beach.
Lecz, ujrzawszy budynek, stanęła jak wryta.
Wszędzie biegały dzieciaki, wrzeszczały, biły się i popychały. Przedszkolaki stały zbite w grupkę i popłakiwały. Wyły alarmy samochodowe.
Grace, córka pani Cole, zajmująca się wujkiem Ronem, podbiegła do oszołomionej Nicole.
- Ni-nicole, nie ma pani…
Dziewczyna spojrzała na dziecko.
- Nie wiem, gdzie jest, Grace. Wujka też nie ma.
Dziewczynka popędziła do swojej grupki, by przekazać informacje.
Nicole zdjęła kaptur z głowy i przeczesała palcami włosy.
- Niedobrze… -mruknęła.
Przed oczami migały jej znajome twarze. Z nim kiedyś przeszukiwała kartotekę, a z nią włamała się do szkolnej bazy danych. Ale nikt jej nie zauważył. Wszyscy byli mega spanikowani. Złapała za ramię przebiegającego obok chłopaka, aż ten się obrócił niczym fryga.
- Ty. – powiedziała.
- Co chcesz?
- Gdzie starsi?
- Zniknęli.
Puściła go. Pobiegł dalej.
Zniknęli? Co to za ściema?
Jej zdezorientowany wzrok błądził po otoczeniu. Przysiadła na chodniku.
- Oj, niedobrze…
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Anaid dnia Sob 17:10, 17 Wrz 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|