|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Temi
Kameleon
Dołączył: 22 Sie 2011
Posty: 92
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Wrocław Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 21:01, 19 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
Nun wyszła z domu. Zgodnie z harmonogramem pracowała teraz jej zmiana, jednak została zwolniona z racji opiekowania się dzieciakami. Nie chciała zostawiać ich samych. Musiała też podjąć decyzję: zostawić czy oddać. Zostawić. Bezsprzecznie. Z większością zdążyła się zaprzyjaźnić. Wiedziała o poszukiwaniach, i chciała poprosić dziewczynę, która to zorganizowała o dostarczenie jakiś środków medycznych. Dziewczyna nazywała się... Chyba Christine. Za pasem miała zatkniętego dodatkowego Glocka. Jednego oddała Fel. Cieszyła się, że dziewczyna będzie jak miała się bronić przed tym wariatem. Szybkim krokiem poszła do miasta. Wreszcie znalazła Christine.
-Cześć. Słuchaj, mam dla ciebie pistolet- wręczyła jej pas, naboje i Glocka- przyda ci się niewątpliwie. I mam też prośbę. Jak znajdziecie jakieś lekarstwa i inne tego typu rzeczy, podrzućcie coś do mnie, dobrze? Dzieciaki zostawiam u siebie. To zawsze pięćdziesiąt dzieci mniej na głowie tego, kto będzie opiekował się przedszkolem. I jeśli to możliwe, zostawcie mi zapasy które zgromadziłam u siebie w budynku. Wystarczą nam na dosyć długo, więc pięćdziesiąt osób masz z głowy-uśmiechnęła się- i jakby co...-dodała po namyśle- to wiesz, zawsze możesz na mnie liczyć. Umiem uspokoić rozwrzeszczane dzieciaki. Chyba jestem jakaś dziwna, bo podpalam małe przedmioty siłą woli- zrobiła grymas, który miał oznaczać wstręt.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Temi dnia Pon 21:03, 19 Wrz 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Candace
Niezniszczalny
Dołączył: 27 Gru 2009
Posty: 1686
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 17 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Lublin Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 21:14, 19 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
Wbrew pozorom i wszechobecnemu dymowi stan sali chemicznej nie był szczególnie tragiczny. Okazało się, iż przyczyną był jedno z doświadczeń na bazie czegoś-tam, co przy reakcji z większą ilością innego czegoś-tam doprowadza do powolnego zapłonu. Dzięki pomocy 3 starszych uczniów Ailyn "ugasiła" źródło i pootwierała okna w sali i jej najbliższych sąsiadkach. Gdy sytuacja wyglądała na opanowaną cała czwórka, czyli Ai, Trevor, Matt i Blaine, rozeznali się w terenie i sytuacji. Wiedząc, że nie są w stanie ogarnąć tego co się stało, rozdzielili się w poszukiwaniu reszty paczki oraz swojego rodzeństwa. Ona też musiała kogoś znaleźć.
Wiedziała, że w obliczu takiego wydarzenia nie znajdzie swojego brata ani w szkole, ani w domu. Boisko. Nie tylko ona objawiała talent sportowy. Jej brat to zapalony koszykarz, jak ona.
-Harp! – krzyknęła widząc sylwetkę brata celującą do kosza. Rzut za 3 punkty.
-Jane, nie wiem co jest grane. Wszyscy biegają bez opamiętania, jakieś dzieciaki przejmują władzę nad miastem. Nie zamierzam się tam pakować. Mam nadzieję, że Ty tez nie. – powiedział chłopak zbierając swoje rzeczy.
-Przejmują władzę nad miastem? – Ai podniosła brwi ze zdziwienia – Coś mi się wydaje, że im wcześniej się zabezpieczymy tym lepiej dla nas. Chodź – pociągnęła brata w kierunku domu.
Kiedy wyszli zza zakrętu drzwi ich domu otwierała grupka chłopców w wieku około 12 lat.
-Wara od drzwi szczeniaku! – krzyknęła i rzuciła się pędem w kierunku domu. Grupka chłopców zaskoczonych jej reakcją odskoczyła od drzwi.
-Bo my mamy takie zadanie - wymamrotał jeden z nich chowając się za wyższym kolegą.
-Jakie zadanie? Od kogo?
-Taka dziewczyna poprosiła, żebyśmy obeszli różne domy i zabrali niebezpieczne rzeczy, leki, jakieś jedzenie, czy coś…
Ai się zamyśliła.
-Bądźcie tak mili i przekażcie jej, że włamywanie się do cudzych domów nie jest najlepszym wyjściem. Jeżeli chce zawładnąć miastem niech nie wysługuje się innymi, tylko sama ruszy tyłek. Jeżeli ma cos ciekawego do powiedzenia to wskażcie jej mój adres. Ciekawa konwersacja to coś co tygryski lubią najbardziej – zaśmiała się kończąc zdanie.
-Zobaczymy co da się zrobić Ailyn – odpowiedział wyższy chłopiec i zbiegł ze schodów.
Wszyscy wiedzą jak się nazywam, tylko ja ich nie zn… - nim dokończyła myśl chłopiec, który odezwał się pierwszy przemówił ponownie.
-Jak chodziliśmy po domach to niektórych nie dało się otworzyć, a z tamtego, o tam – chłopiec wskazał palcem dom stojący po drugiej stronie ulicy – płacze chyba jakiś niemowlak. Wiesz kto może się tym zająć? – spytał, a w jego głosie czuć było strach.
-Ja się tym zajmę – odprawiła chłopca, a ten pobiegł za swoimi oddalającymi się już kompanami.
Ai i Harp pobiegli w kierunku wskazanego domu. Nagle tuż przed nimi, jak spod ziemi, wyrósł średniej budowy chłopak. Jak często bywa w takich sytuacjach, Ai nie wyhamowała wpadając na zaskoczonego młodzieńca, tym samym wywalając zarówno siebie jak i jego.
Patrząc w jego rozbawione oczy spytała:
-Pomożesz?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ihuarraquax
Różowy
Dołączył: 17 Maj 2011
Posty: 262
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Nysa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 21:39, 19 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
Jaskier sięgnął ręką do szafy. Wiedział dobrze, gdzie schowana jest broń. Już po chwili stał z nowitkim Desert Eagle. Broń należał do jego wujka. Zawsze powtarzał on chłopakowi, że może użyć go tylko w razie niebezpieczeństwa. Tą całą sytuację można zaliczyć jako niebezpieczeństwo. Chyba . Po uzupełnieniu amunicji w magazynku, chłopak opuścił swój dom. Za dużo tu rzeczy, przypominających mu jego rodzinę. Ta dziewczyna, która podaliła włosy tego chłopaka. Wisi mu nową polówkę. Ale o co chodziło Miki'emu? Będzie się musiał nad tym zastanowić. Dopiero po chwili, Jaskier zorientował się, że stoi przed ratuszem. Położył sie przed schodami. Był wykończony, a na domiar złego bolała go głowa. Zakładając słuchawki na uszy, usnął.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Ihuarraquax dnia Pon 21:56, 19 Wrz 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Vringi
Game Master
Dołączył: 01 Cze 2010
Posty: 452
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Ostrzeżeń: 2/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 22:09, 19 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
Wychodząc z jednej z bocznych uliczek zderzył się z jakąś dziewczyną. Oboje upadli na ziemie. Migiem odszukał okulary. Jednak zanim zdążył je założyć i zaczesać włosy, nieznajoma ujrzała jego oczy.
- Pomożesz? - zapytała jedynie. James wyprostował się jak struna, ubrał okulary i zaczesał włosy wprost na oczy. Ona przypatrywała się temu zaskoczona. Jej kolega przypatrywał mu się uważnie.
- Twoje oczy...
- Nic nie widzieliście, ok?! - popatrzyli na niego zaskoczeni. - W czym mogę pomóc?
I poleciał potok słów. Wychwycił jedynie tyle że idą do jakiegoś domu, czy coś takiego. Bardziej zaprzątała mu głowę obawa że mogą się okazać mniej mili niż wyglądają.
- Ej! - tamten trzepnął lekko White'a w głowę. - Słuchasz mnie?
Pokiwał głową niemrawo po czym nagle nią potrząsnął próbując doprowadzić się do porządku. Wynik był taki że na głowie powstało mu ptasie gniazdo.
Dziewczyna zaśmiała się :
- Harp, nie wal nowo poznanej osoby po głowie. - przybliżyła się do Jamesa wyciągając dłoń - Ailyn Jane Snape.
Rudzielec uścisnął ją nieśmiało. Snape? Severus Snape? Niezłe nazwisko. Podwójny agent itd. Zaraz. Powinienem się chyba przedstawić.
- James White, miło mi. - tamta uśmiechnęła się. Chwile milczał przed zadaniem nurtującego go pytania - To o co się rozchodzi?
- Chcemy dostać się do tego mieszkania i wynieść stamtąd niemowlaka. Pomożesz?
White pokiwał chwilę głową niczym samochodowy piesek po czym odrzekł:
- Wiecie... ja mam do tego domu klucze... od sąsiadki, miałem jej pomóc w sprzątaniu. Rozumiecie chyba... - powoli wyjął srebrny klucz z kieszeni i podał go Ailyn.
- Dzięki młody. To wchodzimy panowie.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Vringi dnia Pon 22:14, 19 Wrz 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Megumi
Niezniszczalny
Dołączył: 04 Mar 2010
Posty: 1550
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: L-wo Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 13:37, 20 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
[CA]
Ostatecznie Yumi zmieniła również ubranie, starając się utrzymać styl Goth Loli. Założyła czarne kozaki na niskim obcasie, czarne pończochy, krótkie, czarne spodenki i czarną kamizelkę. Pod kamizelką miała tylko czarny stanik, ale była przyzwyczajona do takiego ubioru. Zmieniła również wstążki, trzymające jej wysokie kucyki. Wybrała różowe i po krótkim zastanowieniu stwierdziła, że założy różowy pasek do spodni. Przejżała się w lustrze. Powinno być jej wygodnie, choć żałowała, że nie może założyć jakiejś mini.
Lepiej nie ryzykować. Komuś mogłoby się to za bardzo spodobać.
Schowała cenniejsze rzeczy pod obluzowaną podłogą. Głównie były to ubrania, na których Yumi trochę za bardzo zależało. Resztę z tych cenniejszych przedmiotów - parę pieniędzy, komórkę i swoje dokumenty - schowała w innym miejscu, którego nikt nie znajdzie.
Do tylnej kieszeni spodenek schowała puder i czarną kredkę to oczu. Zaś w przedniej kieszeni schowała mały scyzoryk - po drodze wstąpiła do pewnego sklepu i tam to znalazła.
- Gotowe.
Yumi Haruhi Urumi wyszła ze swojego pokoju i zeszła na niższe piętro. Tam dział się jakiś większy rozruch, jakby ludzie się na coś przygotowywali.
Coś mnie ominęło.
Zaczepiła przypadkową osobę, którą okazał się Joseph.
- Co jest? - zapytała lakonicznie. Nie lubiła długo się wypowiadać w języku angielskim, bo po co? I tak zawsze wiadome o co chodzi, to po jaką cholerę lać wodę?
- Robimy atak. Zapytaj się tamtego o szczegóły. - Joseph wskazał palcem na chłopaka stojącego nieopodal. Yumi wiedziała kto to.
Christopher Afterhean
Jako jedyny nigdy nie miał u niej długu. Czyste konto. Wymieniła z nim ze dwa zdania, ale trzymała się od niego z daleka. Owszem była zła, ale miała pewne progi, których nie przekraczała. Bez przesadyzmu.
Teraz jednak najwidoczniej on przejmuje władzę. Nie obejdzie się bez konfrontacji.
Yumi podeszła do chłopaka, który własnie rozmawiał z Kate. Ta już swój dług zapłaciła.
- Można dokładniej wiedzieć, co konkretnego zamierzasz? Przejąć władzę? I co potem? Ty bedziesz siedział na tronie a my bedziemy sprzatać?
Chłopak spojrzał na nią z dziwnym błyskiem w oku. Chyba trafiła, a może zaplanował już wszystko i wiedział co powiedzieć?
- Przekonaj mnie do swoich zamiarów, a możę ci pomogę. - dodała Yumi, po czym założyła ręce na piersi.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Rexus Maximus
Gość
|
Wysłany: Wto 14:53, 20 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
[CA]
Kiwnął Kate.
- Dobra, rób co trzeba.
Wtedy podeszła do niego jakaś Azjatka i powiedziała parę zdań.
- Sprzątać? O nie, proszę cię. Nazywajmy rzeczy po imieniu. Każdy będzie miał pełną, równą działkę. Jeśli chcecie, mogę odpuścić udziału w łupach. Kiedy już przejmiemy Perdido, róbcie sobie co wam się żywnie podoba. Porządek, anarchia mi to bez różnicy, ale wolę, żeby to Coates wykonało pierwszy ruch, a nie wieśniacy.
Yumi trochę rozluźniła postawę.
- Zresztą, naprawdę nie ciągnie cię do działania? A, i mówiłem o sprzątaniu. Jeśli pozwolicie, sprzątaniem też się zajmę. Zresztą, też muszę nauczyć się jazdy autem. Nikt nie jest idealny.
***
Wsiadł do samochodu z jakimś chłopakiem, który miał to opanowane od 12 roku życia.
- O cholera - mruknął Chris, widząc przełączniki i pedały.
- Będzie OK. Więc najpierw...
|
|
Powrót do góry |
|
|
Seth
Kameleon
Dołączył: 06 Cze 2011
Posty: 62
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Stargard Szczeciński Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 17:51, 20 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
Biegał po Perdido Beach. Wszędzie i najszybciej jak potrafił. Odwiedził wszystkie miejsca gdzie mogła schować się Felice. W żadnym jej nie znalazł.
Potem próbował przeczesać całe Perdido. Co oczywiście nie miało sensu.
Przebiegając przez plan zobaczył duże zamieszanie. Dzieciaki biegające we wszystkie strony, ogień płonący w wielu miejscach i wszędzie, dobijający się do oczu piasek.
Biegł cicho. Bardzo cicho. Nie słychać było uderzeń jego butów. Biegł też szybciej. Dużo szybciej niż normalnie. Niezauważony przez ludzi na placu. Kiedy tylko przebiegał koło samochodu, na jego karoserii nie odbijała się sylwetka człowiek. Nie, to była sylwetka kota. Zwykłego dachowca, takiego jakich wiele.
A Felice wsiąkła jak kamfora.
I w końcu, kiedy był już u skraju sił znalazł ją. Na autostradzie (?). Wyszedł zza auta, tym razem wolniej, szurając butami.
Rozmawiali długo.* Tak długo że aż doszli do Coates Academy. Słońce już zaszło, od ciemnej przestrzeni odbijała się tylko oświetlona szkoła. Nie mając zbyt wielkiego wyboru ruszyli w jej kierunku.
*To długo napisze Gaia.
Trochę retrospekcyjny post
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Jinyi
Przenikacz
Dołączył: 14 Lip 2011
Posty: 217
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z pudełka Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 19:43, 20 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
Gdy tylko Jaskier się obudził spostrzegł nad sobą bawiącego się bronią Miki'ego. Momentalnie wcześniejszy stan zaspanego chłopca zmienił się w pobudzone do życia ciało. Stanął na równe nogi i szybko wyciągnął dłoń przed siebie.
-Oddaj. To nie zabawka - wtem blondyn wycelował broń wprost w niego. Jaskier odsunął się o krok i odruchowo uniósł ramiona.
-Pif-Paf - zaśmiał się tamten, po czym nie czekając na reakcję towarzysza ruszył ku drzwiom do ratusza. Były otwarte - czego zresztą można było się spodziewać. Bez wahania wspiął się na najwyższe piętro i wkroczył do gabinetu samego "pana i władcy" miasteczka. Dumnie zasiadł na czerwonym, wielkim fotelu stojącym tuż za biurkiem, gdzie chwilę później umieścił swoje nogi. Opuszkami palców jeździł po broni. Oglądał ją uważnie. Pocierał. Nawet macał. W końcu głuchą ciszę zakłóciły ciężkie kroki - Jaskier. Jaskier wpadł do pomieszczenia i natychmiastowo podszedł do biurka. Zdenerwowany cisnął pięścią w blat.
-Co ty knujesz?
-Widzisz drogi przyjacielu... życie jest pełne niespodzianek - dmuchnął w lufę - Zajmuję to miejsce. Chcesz być moją sekretarką? - zapytał z kpiną w głosie. Jaskier nachylił się bardziej w jego kierunku. Zrobił złowrogą minę.
-Chyba kpisz - rzucił gniewnie. Miki na jego negatywne słowa odpowiedział standardowo... uśmiechem. Wstał, a następnie minąwszy chłopaka podszedł do otwartego okna. Niżej rozpowszechniał się widok kilkunastu dzieciaków niewiedzących co z sobą zrobić.
-Parara... Jaka szkoda... - Miki ponownie wycelował broń, ale tym razem już nie w Jaskra. Wystrzelił. Chybił. Nikt nie oberwał. Na rynku zapanował jeszcze większy gwar. Chłopak wystrzelił po raz drugi. Tym razem mu się udało. Jakaś dziewczynka padła na chodnik topiąc się w kałuży krwi. Ktoś tam do niej podbiegł. Kolejny huk. Trafił? Cała sytuacja trwała dosłownie sekundy, gdy Jaskier rzucił się na Miki'ego i odepchnął go od okna. Niestety nadal był w posiadaniu broni. Niespodziewanie wycelował w swoje prawe ramie, po czym najzwyczajniej wystrzelił. Krzyknął. Szkarłatna ciecz pokryła niewielki kawałek jego bluzki. Koreańczyk złapał się za ranę, tym samym upuszczając broń i próbując powstrzymać krwawienie. Ciężko oddychał. Jaskier stał w miejscu oniemiały.
-Zgadnij kto za to oberwie? - o ile to możliwe koślawo wybiegł na zewnątrz. Jaskier oczywiście za nim. Oczywiście wcześniej zabrał broń - Ludzie! Ratuuujcie! - Miki, zaraz po pokonaniu schodów padł na kolana. Tłum na nowo się zebrał. Ludzi można przyrównać do dzikich zwierząt żerujących na jedzenie, ale tym razem chodziło o coś innego. Nieświadomy niczego Jaskier stanął kawałek dalej. Widok broni w jego rękach przeraził dzieciaki.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Nefeid
Kurczak
Dołączył: 17 Maj 2010
Posty: 1500
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 13 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: łódź Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 19:46, 20 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
Christiane odpłynęła. Znajdowała się w błogim stanie między snem a jawą, wolnym od problemów i wiecznie narzekających dzieciaków. Trwało to niecałe piętnaście minut, kiedy nagle rozległo się pukanie do drzwi.
- Co, do cholery - zaklęła, zwlokła się z łóżka i udała się na dół, przy okazji przywdziewając szlafrok należący do jej mamy, okraszony wzorem w tańczące żelki. Otworzyła drzwi, i momentalnie stała się uśmiechniętą i chętną do pomocy osobą. Z zewnątrz, bo wewnątrz umierała ze zmęczenia.
To była Nunca.
Generalnie przyniosła dość dobre wieści - między innymi to, że zajmie się połową dzieciaków. Przy okazji Christiane dowiedziała się, że Nunca ukryła u siebie sporą ilość żywności, ale Garcia nie okazywała złości ze względu na wiadomość pierwszą. Poza tym tamta dała jej pistolet. Christie udała, że doskonale wie, jak się go używa.
- Powiedz mi jeszcze jedno – powiedziała wolno Christiane – Skąd masz broń?
Dziewczyna otworzyła usta i przez chwilę wyraźnie się wahała, ale w końcu wzruszyła ramionami.
- Wzięłam ze strzelnicy – odparła – Żeby się nie dostała w niepowołane ręce.
Garcia milczała. Nunca miała rację, u niej broń była bezpieczniejsza niż na strzelnicy. Mimo wszystko nie można było tak tego zostawić.
- Racja, u ciebie jest bezpieczniejsza… ale u mnie też nic się nie stanie – powiedziała Christiane z namysłem – No i niezbyt dobrze, jeżeli jest w jednym miejscu. Najlepiej byłoby, gdybyś przewiozła połowę, może mniej, bo transportowanie tego w takich ilościach przyciąga uwagę, tutaj do mnie. Ukryję je w piwnicy, jest dość pancerna. Odpowiada ci takie rozwiązanie?
Hiszpanka pokiwała głową i wzruszyła ramionami.
- Świetnie – powiedziała Christiane wesoło.
- To ja się już w takim razie zmywam, nie mogę zostawiać dzieciaków na tak długo – zauważyła Nun i wycofała się do drzwi – Do widzenia.
- Do widzenia – odpowiedziała Christie, nadal uśmiechając się miło. Uśmiech ten zniknął równo z trzaśnięciem drzwi i pojawił się niecałe pięć minut później, kiedy to drzwi znowu się otworzyły. Do środka wpadło paru chłopaków, z drużyny bodajże szóstej. Mieli wyraźnie zmartwione miny.
- Christiane – zaczął jeden.
- Tak? – zapytała uprzejmie.
- Bo taka jedna dziewczyna kazała ci przekazać… - spróbował drugi.
- Co takiego przekazać? – uśmiechnęła się Christie. Wewnątrz wręcz kipiała. Czy oni nie mogli się wysłowić?!
- Że no… tego… że nie wolno się włamywać do cudzych domów.
- Ach tak – odparła Christiane.
- I żebyś nie wysługiwała się innymi, tylko sama… no, sama to zrobiła.
- Ach tak – powtórzyła spokojnie Christiane – Byłabym wdzięczna, gdybyście jej przekazali, że jeżeli jest taka mądra, to niech sama wszystko zorganizuje. Jeśli ma ochotę za miesiąc umierać z głodu, to droga wolna, ale ja zamierzam wszystkich przed tym uchronić. I niech sobie łaskawie wyobrazi miasto bez organizacji i władzy. Kto to w ogóle jest?
- Ailyn – bąknął chłopak.
Na Christiane spłynęło coś na kształt ulgi. Znała Ailyn i to bardzo dobrze. Aż za często stała u jej boku na przeróżnych apelach szkolnych, słuchając pochwalnych peanów dyrektorki na ich cześć oraz wymieniając z towarzyszką niedoli rozpaczliwe spojrzenia. Roześmiała się, tym razem szczerze.
- Bez obaw, chłopaki, Ailyn na pewno nie ukrywa stery jedzenia w piwnicy. Nie musicie do niej wracać. I odwołuję poszukiwania broni, ponieważ się znalazła. Pamiętajcie, wszystko zanosimy do ratusza. Rozstawiłam warty. Jutro zrobimy tam porządek.
Pokiwali głowami i wyszli, uśmiechając się. Rozwiązanie konfliktu wyraźnie im ulżyło.
Christiane udała się na górę, mrugając oczami, żeby pozostały otwarte - miała jeszcze w planie zrobić listę rzeczy do zrobienia na następny dzień. Usiadła przy biurku, złapała pierwszą lepszą kartkę i długopis i zaczęła pisać.
1. Uporządkować jedzenie i umieścić je w sklepie. Rozpisać plan wart przy Ralph’s.
2. Ukryć baterie i papier toaletowy + racjonowanie papieru
3. Wyznaczyć kogoś, żeby ogarnął wóz strażacki w remizie.
4. Wybrać parę osiłków i dwie mądre osoby, żeby nimi dowodziły na komisariat.
5. KONIECZNIE szpital. Lokal i personel. Umieścić tam leki.
6. Dostarczyć wszystkie potrzebne rzeczy do przedszkola i Nun (osoby do przedszkola!)
WAŻNE: Wymyślić system wynagrodzeń.
Zwinęła kartkę w kulkę, cisnęła pod biurko i rzuciła się na łóżko, momentalnie zasypiając.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Nefeid dnia Nie 9:01, 25 Wrz 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ihuarraquax
Różowy
Dołączył: 17 Maj 2011
Posty: 262
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Nysa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 20:50, 20 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
- Został jeden nabój.
Jaskier wycelował i strzelił. Miki padł na ziemię z nową raną tuż nad kolanem. Na rynku zapanował chaos. Dzieciaki zaczęły biegać w wszystkie strony. Jaskier szybkim krokiem udał się w jedną z bocznych alejek. Znalazł Jeepa z pełnym bakiem. Uśmiechnął się pod nosem. Wiedział co musi zrobić. Wsiadł do auta i jak najszybciej udał się do Bazy Sił powietrznych Gwardii Narodowej w Evanston.
*Pewien czas później*
Jaskier zatrzymał się przed główną bramą. Niesamowitym szczęściem, brama była otwarta. Chłopak spokojnym krokiem wszedł do środka. Na parkingu stał otwarty Mercedes, a przed nim karta. Karta dostępu do bazy. Podniósł ją i ruszył w stronę czegoś, co wydawało się mu magazynem. Po wsunięciu karty, drzwi otworzyły się z lekkim zgrzytem. Przy ścianach było pełno poustawianych karabinów, wyrzutni rakiet i amunicji. Bingo . Na drugim końcu hali, stały poustawiane skrzynki. Jaskier wyciągnął jedno z zawiniątek. Dynamit. To, czego tak teraz potrzebował. Chłopak zaczął pakować to do swojego Jeepa. Jedna skrzynka dynamitu oraz jeden karabin AK-47. Wrócił do auta. Miki, pożałujesz tej decyzji . Jaskier odpalił auto i ruszył w stronę Coates Academy.
*Kolejny pewien czas później*
Chłopak wjechał na teren szkoły. Wyszedł z auta i stanął przed dość dużą grupką osób.
- Chciałbym rozmawiać z waszym szefem.
Wszyscy rozstąpili się. Z grupy wysunął się chłopak średniego wzrostu.
-Christopher Afterhean. Czego chcesz?
Jaskier podszedł do niego i wysunął rękę w geście przywitania.
- Jaskier. Mam dla was pewną, hmmm, propozycję. Mogli byśmy porozmawiać w cztery oczy?
-No dobra.
Chłopak zaprowadził go do szkoły. Stanął przed drzwiami z napisem "Gabinet dyrektora".
-Wejdź.
Jaskier wszedł i usiadł na dość niewygodnym krzesełku przed biurkiem.
- Więc sprawa jest następująca. Jak nam wiadomo nie od dawna, dzieciaki z PB niezbyt przepadają za dzieciakami z Coates.
-Z wzajemnością.
- No tak. Podejrzewam, ze domyśliliście się, iż wszyscy powyżej 15 roku życia zniknęli. Macie szansę przejąć kontrolę nad PB, lecz będziecie musieli działać dość szybko. Mogę wam w tym pomóc. Wchodzisz w to?
Jaskier uśmiechnął się i czekał na reakcję lekko zdezorientowanego chłopaka.
Stawiaj kropki.
G.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Rexus Maximus
Gość
|
Wysłany: Śro 5:20, 21 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
[CA]
Chris zamyślił się.
- Zależy od tego, co oferujesz.
Chłopak wskazał kciukiem auto.
- Oferuję niezłe bum.
Afterhean uniósł brwi i machnął ręką na Jaskra.
- Jesteś z PB chłopie. I popełniłeś wielki błąd.
Chmara ludzi rzuciła się na chłopaka, obezwładniając go w kilka sekund. Ktoś przybiegł z łańcuchem. Związano Jaskra, ręce unieruchomiono zwojem liny za plecami, a łańcuch zatrzaśnięto mosiężną kłódką. Nogi także zostały związane.
- Wrzucić go do chatki Wellingtona i zamknął ją na klucz. Dwa razy na dzień wrzucać mu jakieś ochłapy do jedzenia.
Zadanie zostało wykonane bezzwłocznie. Jaskier, pokrwawiony i z poobcieranymi kolanami i łokciami trafił do "aresztu".
- Dobra, zobaczmy, co my tu mamy - mruknął Christopher, otwierając bagażnik samochodu.
Dynamit. I maszynówka. Chłopie, z czym do ludzi...
Skinął na Jeremy'ego.
- Mamy już spis mocy, co kto umie?
Seafford skinął głową.
- Jest dwudziestu, licząc ciebie i mnie.
- Ktoś przydatny do akcji dywersyjnej?
Seafford zerknął na zwitek papieru.
- Raczej nie. Paru ogników, gości od wody czy metalu. Jeden nawet potrafi się teleportować, ale nic specjalnego, chyba, że zamierzamy pożar.
Christopher uderzył się w czoło, w geście znanym szeroko jako facepalm.
- Dawaj mi tu tego z teleportacją, idioto.
Jeremy odbiegł i po chwili do Chrisa przybiegł cherlawy chłopaczek, może trzynaście lat, z trzęsącymi się rękami.
- Na jaką odległość się teleportujesz?
Chłopak przełknął ślinę.
- Hmm... może dwieście metrów.
Afterhean poklepał go po plecach, dał laskę dynamitu i zapałki i powiedział:
- Pojedziesz rowerem do Perdido. Staniesz niedaleko ratusza, teleportujesz się na pierwsze piętro, do jakiegoś magazynu czy schowka na mopy. Tam podłożysz dynamit. I wrócisz. Ale jeśli ktoś powiąże cię z tymi wydarzeniami, jedź do elektrowni najszybciej jak możesz. Potem teleportacjami przenieś się tutaj.
Chłopak skinął głową i zniknął.
[Cztery godziny później.]
Do uszu Afterheana doszedł ogromny, niewyobrażalnie głośny huk.
[Pięć godzin później.]
Chłopak stanął przed Chrisem, zdyszany i wymęczony.
- Zadanie wykonane. Nikt mnie nawet nie widział. Ktoś kogoś postrzelił, i jest zamieszanie. Jakiś Jaskier czy coś.
Afterhean potarł podbródek.
- Jaskier powiadasz? Hmm... ciekawe... dobra, możesz iść.
|
|
Powrót do góry |
|
|
zimowykalafior
Super Admin
Dołączył: 10 Wrz 2010
Posty: 2241
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 53 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Australijskie Skierniewice Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 14:06, 21 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
BUM.
Cała przednia ściana ratusza runęła w dół, robiąc niewyobrażalnie dużo hałasu i bałaganu. Zamieszanie spowodowane postrzeleniem Mikiego teraz było zamieszaniem spowodowanym wysadzeniem przez kogoś jednego z ważniejszych budynków w mieście.
Jasne, o niebo lepiej walczyć o przetrwanie w zdemolowanym Perdido niż w nie-zdemolowanym Perdido. Po co starać się jakoś zapanować nad porządkiem, kiedy wygodniej jest w ogóle nad niczym nie panować.
Jakaś dziewczynka zaczęła wrzeszczeć i płakać, że jej siostra, kolega, koleżanka i kto tam jeszcze zostali w ruinach. Siła wybuchu odrzuciła wszystkich znajdujących się na placu w tył, ale ci, co stali pod albo w ratuszu, zwyczajnie nie mieli szans.
Właśnie dlatego Cassandra nie lubiła dużych zbiorowisk ludzi - nigdy nie wiadomo, komu się ściana na łeb przewróci.
Westchnęła i rozejrzała się. Cisza. Wszyscy byli zbyt zaskoczeni, żeby jakkolwiek zareagować.
-No co tak stoicie? - wrzasnęła - Zróbcie coś!
-Ale co? - spytał ktoś.
-Vicky na pewno już nie żyje...
-Wszyscy zginiemy!
-Moja noga! - pisnęła cicho jakaś ośmiolatka, którą jedna z gigantycznych kolumn przygwoździła do ziemi.
Na placu znowu zaczęło gromadzić się pełno dzieciaków, niektórych zaspanych, innych przerażonych, albo po prostu ciekawych.
Buraczkowowłosa przepchnęła się przez tłum i wyszła na środek. Spojrzała na porozwalane kawałki muru, potłuczone szyby, kawałki drzwi, podłogi, sufitu, mebli, słowem - tego, co jeszcze przed chwilą było ratuszem. Skupiła się. Jeśli to, co stało się z tym wielkim, przebrzydłym i wielkim psem stało się z jej winy, a raczej - dzięki niej... To mogła teraz to powtórzyć.
Wyciągnęła ręce w kierunku dziewczynki, która już straciła przytomność i powoli zaczynała tonąć w kałuży własnej krwi.
Podnieś się...
Nic.
No już...
Nic.
Cholerna kupo betonu, do góry!
Udało się. Obtłuczony kawałek kolumny uniósł się o jakieś pół metra, poszybował w bok i upadł na asfalt, rozbijając się na kilka(naście? dziesiąt? set?) mniejszych części, jednak już nikogo nie raniąc.
To będzie długa noc...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Megumi
Niezniszczalny
Dołączył: 04 Mar 2010
Posty: 1550
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: L-wo Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 14:33, 21 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
[CA]
Yumi wszystko obserwowała. Nie zamierzała na razie mieszać się w ogólne zamachy. Miała już wstępny plan, dzięki któremu pokazałaby, że ona też nie ma dobrych intencji.
Bo nie ma. Tylko nie bawi ją władza.
Ona pragnie pokazać tym zatłuszczonym Amerykanom, że wcale nie są tacy najlepsi. Kto wie, może jej się to uda?
Widziała jak prowadzą jakiegoś chłopaka, który miał związane ręce. Poznała go. On ją wyratował od tamtego blondyna.
Wypadałoby się odwdzięczyć... A może nie. W końcu to jeden z moich wrogów.
Ciekawa była, co się stało z tym Koreańczykiem. W zasadzie mógł jej pomóc, jednak on równiez miał mózg i mógłby coś odwalić w środku planu.
Yumi westchnęła ciężko. Planowanie wcale nie jest proste. Urumi zmarszczyła brwi, oparła się o mur i tak myślała.
Parę godzin później, do jej uszu doszedł odgłos wybuchu. Spojrzała w stronę miasteczka i ujrzała dym unoszący się nad budynkami.
To na pewno nie jest robota tych z miasteczka. Sami siebie raczej by się nie wysadzali.
Jej wzrok natychmiastowo padł na Christopchera. Przemoc buduje przemoc, ale najwyraźniej inaczej sie nie da. Najlepiej zaatakować z zaskoczenia.
Właśnie.
Yumi stopiła się z otoczeniem i pobiegła w stronę chatki Wellingtona. Chciała wiedzieć coś od tego chłopaka. A uwolni go dopiero wtedy, kiedy jego odpowiedzi go zadowolą.
["Areszt"]
Pilnowało go dwóch chłopaków. Raczej nie spodziewali się jakiegoś ataku, ale udawali, że uważnie pracują.
Pozoranci
Yumi podeszła do niewielkiego okienka, w którym była krata. Urumi nie wiedziała skąd ona się tam wzięła, ale to nie było ważne.
- Hej. Słyszysz mnie? - zapytała szeptem, stając przy oknie. Usłyszała, że chłopak, który znajdował się w środku poruszył się. Najwyraźniej domyślił się, że pytanie zostało zadane przez osobe z zewnątrz toteż przysunął się pod okno.
- Kto tam? - zapytał cicho.
- Jestem tą Japonką. - odpowiedziała na pytanie, jednak nie czekała na odzew. - Musze wiedzieć co planuje Twój kolega, ten Azjata. I przy okazji chciałabym wiedzieć, czy z nim współpracujesz...
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Megumi dnia Śro 14:34, 21 Wrz 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Temi
Kameleon
Dołączył: 22 Sie 2011
Posty: 92
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Wrocław Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 17:09, 21 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
Nunca wróciła do domu, do swojego nowego domu. Spojrzała na broń i przypomniała sobie słowa Chris. Jutro... Napiła się trochę wody i zanotowała w pamięci, by zanieść trochę Amelii i Geneen. Gen była Afrykanką i mieszkała w PB od dwóch lat. Weszła na pierwsze piętro, do mieszkania Jo. Dzieci mieszkały po trzy lub cztery. W bloku zostało około dwudziestu nieprzeszukanych mieszkań. Siedemdziesiąt przeszukali razem z Jo, Kathy, Lu i Mid w ciągu ostatnich dni. Nun miała dostęp do wszystkich mieszkań, klucze wzięła z administracji. Z pokoi, w których przebywały dzieci, pozabierali nożyczki, żyletki, papierosy, zapałki i noże. W kilku znalazła przydatne rzeczy, typu katana (japoński miecz), kilka profesjonalnych noży, trzy buteleczki gazu pieprznego, sporo baterii, i dużo, dużo jedzenia. Wszystko to zatrzymała u siebie. Zauważyli, że w piwnicy było na tyle zimno, że mogła służyć za lodówkę. Zapukała do drzwi i weszła.
-Cześć dzieci- uśmiechnęła się. W tym domu mieszkał Jo, Alex, Robert i Mattie.
-Cześ Nun. Masz jakieś plastry?
-Jasne, a co się stało?
-Mat skaleczył się w nogę.
-Już przynoszę.
Po kilku minutach szła już dalej. Obeszła kolejne dwa piętra. Kilka płaczących dzieci, kilka skaleczonych palców, kilka przypadków nudy. Była naprawdę szczęśliwa, że tylko tyle. Na czwartym piętrze zaczynały się nieprzeszukane mieszkania. Była padnięta. Jutro... Weszła do swojego mieszkania i padła na łóżko. Momentalnie zasnęła.
Dwie godziny później poszła odwiedzić swoje rodzeństwo. W pokoju była jakaś dziesiątka dzieci, co było normalne. Siedzieli i czytali Robin Hooda. Nie było internetu, więc każdy zajmował się czym mógł.
-Co czyta...
BUM!
Wszyscy się obejrzeli. Okno wychodziło na frontową ścianę ratusza.
-Co do cho....
Przednia część kościoła pomału, spokojnie, niemal leniwie upadła. Huk był wprost ogłuszający.
-Nie wychodźcie stąd pod żadnym pozorem. Powiedzcie reszcie- już jej nie było. Pędem dotarła na rynek. Wokół panowało zamieszanie i hałas. Wszyscy biegali w około. Zauważyła, jak wielki kawał gruzu unosi się i opada niedaleko. Potrząsnęła głową, by pozbyć się szoku i podbiegła do mocno krwawiącej dziewczynki, która była jeszcze przed chwilą przykryta cegłami i pyłem.
-Hej! Hej, słyszysz mnie? Nie zamykaj oczu. Wytrzymaj. Wytrzymaj, słyszysz?!- Nun zdjęła z ramion sweter i rozerwała go. Zawiązała wokół największych ran dziewczynki, tamując chwilowo dopływ krwi.
-Pomocy! Niech ktoś mi pomoże!- odwróciła się przez ramię i krzyknęła. Wzięła małą w ramiona, i pośród ogólnego wrzasku, krwi, pyłu,który zatykał nos i oczy, przedarła się przez tłum ludzi. Nie zastanawiając się ani chwili wbiegła na ostatnie piętro budynku. Kopniakiem wyważyła drzwi. Dziewczynka zaczynała jej już poważnie ciążyć. Położyła ją na łóżku i rozejrzała się. Biały fartuch, apteczka, poradniki medyczne, różne sprzęty. Wyglądało jak mieszkanie lekarza. Albo lekarki, sądząc po wymiarach fartucha. Nun dopadła pierwszą z brzegu apteczkę i wysypała jej zawartość na podłogę. Bandaże, plastry, nożyczki, woda utleniona, opaska uciskowa, chusta trójkątna, itp.
-Hej, słyszysz mnie? Jak masz na imię?
Dziecko otworzyło oczy na szerokość dwóch milimetrów.
-Hsdemr....
-Słucham? Nie słyszę. Mów do mnie, słyszysz? Nie poddawaj się.
Nie wiedziała dlaczego, ale życie tego dziecka stało się dla niej bardzo ważne. Bandażami zastąpiła uciski ze swetra, wydezynfekowała rany, walcząc o każdy oddech ośmiolatki. Mała krzyczała i wiła się w agonii. Nun musiała podtrzymać ją, bo spadłaby z kanapy. Po dziesięciu minutach krwotok pomału ustępował, z ran krew nie lała się szaleńczymi strumieniami. Po dwóch godzinach jej stan można było uznać za stabilny. Tragiczny, ale stabilny.
-JAAAAAAAAAAAAAAAAAAAACK! JAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAACK!- wrzasnęła. Była pewna, że usłyszało ją pół miasta. Natychmiast zjawiło się pięciu chłopców. Stanęli jak wryci w miejscu, gdy zobaczyli pokrwawione ciało i ociekająca krwią kanapę.
-Woda. Podajcie wodę.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Temi dnia Śro 17:43, 21 Wrz 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Vanessa
Przenikacz
Dołączył: 07 Lut 2011
Posty: 202
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Lublin Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 17:12, 21 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
Ogromny huk rozdarł powietrze. Kate ze strachu upuściła akta, które niosła do Crisa i wszystko jej się pomieszało. Pozbierała je jednak szybko i na wszelki wypadek schowała do plecaka. Pobiegła przed szkołę do Chrisa.
-No hej-chłopak spojrzał na nią i rozdziawił usta. Jego wzrok powędrował niżej, na piersi. Dziewczyna miała na sobie, dużą wydekoltowaną bluzkę, krótką spódniczkę i wysokie trampki. Krawat Coates Academy zawiązała sobie na szyi. Normalnie nigdy by się tak nie ubrała, ale teraz już tak. Nie znała lepszego sposobu na zwrócenie uwagi chłopaka, niż wydekoltowana bluzka. A Chris był bardzo przystojny i cholernie inteligenty. No i zły. Każda dziewczyna lubi złych chłopców.
-Pogadałam trochę z ludźmi. Mamy tu około 3 osoby, które umieją udzielić pierwszej pomocy i jedną która zna się bardzo dobrze na medycynie-to ja. Około 32 umie prowadzi auto, mamy też 6 na skuterach. Wzięłam ze sobą wszystkie leki z gabinetu lekarskiego A co do daty zniknęcia...-wyjęła z plecaka kilka teczek z aktami-To wychodzi na to że zniknęli wszyscy, którzy skończyli 15 lat. Najbliżej urodziny ma... Alisson Hadley, to ta ruda i gruba- wzkazała na dziewczynę, która śmiejąc się podawała kolegom butelkę wódki, którą nie wiadomo skąd wzięła.-Potem jesteś ty, więc trzeba coś wymyślić.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Vanessa dnia Czw 5:53, 22 Wrz 2011, w całości zmieniany 4 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Rexus Maximus
Gość
|
Wysłany: Śro 17:41, 21 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
[CA]
- Ja? Ou, to miłe. Ale moje urodziny są za miesiąc, czyli nie ma strachu... na razie. Świetnie się spisałaś.
Chris uśmiechnął się do dziewczyny, po czym podał jej kartkę Seafforda.
- Tutaj masz wstępny spis mocy, czyli kto, co i po co. Jeremy to debil, więc zrób co trzeba, i uporządkuj to jakoś. Pod względem przydatności, czy coś w tym stylu.
Dziewczyna szybko odbiegła, kiwając mu wcześniej głową.
Hmm... to teraz może zerknę, co dzieje się w Perdido.
Wyszedł z gęstego parku, okalającego Coates, i wszedł na wysokie wzgórze. Słup dymu i kurzu powoli zaczął opadać, rozchodząc się nad miastem, jednak będąc nadal bardzo gęstym i zapewne duszącym.
Uśmiechnął się.
- I see you.
Pomachał w stronę Perdido, po czym wrócił do Coates Academy. Poszedł do gabinetu księgowej i odpalił laptopa.
Partacze. Zostawili laptopa... to może być przyszłość administracji.
Widząc, że działa, nawet z wyciągniętą baterią, ale kablem włożonym do gniazdka, doszedł do wniosku, że prąd nadal jest.
Zgasił sprzęt, znalazł Kate i dał jej ptopa.
- Tak sobie pomyślałem, że raczej ci się przyda.
Dziewczyna uśmiechnęła się do niego i włączyła urządzenie.
Aterhean spojrzał na dziewczynę, rudą i grubą, pijącą alkohol. Wyciągnął pistolet i strzelił. Butelka rozprysła się na setki kawałków, raniąc otyłą.
- Aua! Debilu, co robisz, mogłeś mnie...
- Żadnego alkoholu w Coates, póki nie przejmiemy Perdido. Potem możecie chlać ile chcecie, mordować, kraść czy gwałcić, ale na razie żadnych używek, albo pożałujecie szybciej niż zdążycie powiedzieć alfabet. Rozumiecie, pif paf.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gaia
Elektrokinetyk
Dołączył: 10 Maj 2011
Posty: 1114
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 22 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Wrocław Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 17:49, 21 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
[CA]
Rozmowa tak zajęła Felice, że nie zauważyła wielkiej, sześciometrowej bramy.
-Witaj w najweselszym miejscu na ziemi-mruknął pod nosem Scott.
-Wchodzimy?-zapytała cicho, wciąż pod wrażeniem listu i słów przyjaciela.
Chłopak wzniósł oczy ku niebu.
-Chyba warto się dowiedzieć, o co tak naprawdę tu chodzi.
Żwir zaskrzypiał pod ich stopami, gdy obchodzili szkołę od tyłu.
-Ja pójdę, a ty trzymaj wartę-szeptała dziewczyna.-Jeśli krzyknę, przybiegnij.
Próbował zaprotestować, ale Fel wyprostowała się i posłała mu jedno ze swoich spojrzeń, które mówiły "ze mną się nie kłóci".
Szła korytarzami, usiłując kryć się w słabym cieniu zapadającego wieczoru.
Po dwudziestu minutach błądzenia natrafiła na uchylone drzwi. Zerknęła przez nie i dostrzegła dwie sylwetki, dziewczyny i chłopca. On miał jasne włosy i bardzo interesującą twarz, a ona krótką spódniczkę i jakieś dokumenty w dłoni.
-To wychodzi na to że zniknęli wszyscy, którzy skończyli 15 lat. Najbliżej urodziny ma... Alisson Hadley, to ta ruda i gruba-powiedziała dziewczyna.-Potem jesteś ty, więc trzeba coś wymyślić.
Felice nadstawiła uszu, gdy poczuła czyjś silny uścisk na szyi.
-Nieładnie tak podglądać, panienko-warknął szorstki głos zza jej pleców, po czym gwałtownym szarpnięciem oderwał od drzwi.
Pociągnął wyrywającą się dziewczynę na drugi koniec korytarza i dopiero wtedy go rozpoznała. Wielkie mięśnie, zacięta twarz, chytre oczy. Bywał czasem w mieście.
Jeremy.
-Czego tu szukasz?-przycisnął ręce do jej szyi, tak, że ledwo mogła oddychać.
Każda normalna dziewczyna już dawno zemdlałaby ze strachu, ale Felice nie była normalną dziewczyną. Jej oczy zalśniły żądzą mordu, a paznokcie wydłużyły i wyostrzyły.
-Może zemsty?-wysyczała, wbijając szpony w jego twarz.
Odmalował się na niej wyraz niesamowitego zdziwienia, a potem grymas bólu. Gdzieś na zewnątrz rozległ się strzał. Jego twarz krwawiła. A jego oko...
Felice odsunęła się ze wstrętem, a Jeremy z głuchym uderzeniem upadł na podłogę. A obok upadło jego oko.
Z przerażeniem obejrzała swoje zakrwawione paznokcie.
-Fel!-Scott biegł korytarzem, robiąc mnóstwo hałasu.
Zadała pierwsze pytanie, jakie przyszło jej do głowy.
-Krzyczałam?
Wtuliła się w jego silne ramiona i przez chwilę czuła się bezpiecznie. Ale potem Scott zobaczył zwłoki, a z oddali dobiegł piskliwy głos:
-Tam ktoś jest!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Vringi
Game Master
Dołączył: 01 Cze 2010
Posty: 452
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Ostrzeżeń: 2/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 19:48, 21 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
James siedział skulony w kącie. Między szafą a starym, kafelkowym piecykiem.
Dziecko umarło. Tak po prostu. Przestało oddychać. Może się czymś udławiło, może zapowietrzyło. Nieważne.
Ważny był sam fakt śmierci dziecka. Tego że nie wiedzieli co zrobić w takiej sytuacji. Jak temu zaradzić.
Ailyn stała nad łóżeczkiem dziecka kołysząc jej. Nie miało to żadnego sensu ale nikt się jej nie czepiał. Poza tym dzieciak wyglądał jakby zasnął.
Jeśli miało się na tyle wybujałą wyobraźnię.
Harp za to nawijał jak opętany. Szybko i zupełnie bez sensu. Mówił na zmianę o skróconym cierpieniu, lepszym świecie i Bogu. Brzmiało to tak jakby próbował przekonać sam siebie.
Podobnie jak White.
- A tak w ogóle, dlaczego się udusiło? - wypalił nagle. W tym samym momencie ugryzł się w język. Ale było za późno.
Snape spojrzała na niego pustym wzrokiem.
- A po co ci to?
Spuścił na chwilę głowę. Po co? Dobre pytanie. Czy dalej warto żyć tymi urojeniami?
Nagle łzy napłynęły mu do oczu.
- Przepraszam - wyszeptał i zanim ktokolwiek zauważył uciekł w stronę łazienki.
Zatkał otwór w umywalce i odkręcił zimną wodę. Wtedy dopiero spostrzegł że gdzieś zawieruszył okulary.
Cholera!
Nie miał zamiaru wracać do tamtego pokoju. Chciał cichutko wrócić do siebie i posłuchać muzyki.
Raczej zwiać
- Ale mam schizmy...
Wtedy poczuł że buty mu przemakają. Spojrzał na podłogę. Następnie umywalkę. Tak, woda się z wręcz z niej wylewała.
Shit, shit, shit!
Chłopak najszybciej jak mógł zakręcił kran.
- Sądny dzień. - wymruczał ochlapując twarz wodą. Powtórzył tą czynność kilkukrotnie. Gdy to go nie uspokoiło wsadził głowę do umywalki.
Uspokojony i z mokrą głową spojrzał w lustro.
Przemoczone włosy odgarnął z czoła. Często to robił gdy nikt go nie obserwował. Spoglądał w tą zieleń, przechodzącą w turkus, a następnie błękit. Takie oczy przykuwały uwagę. Co działało na niekorzyść Jamesa. Jedynym rozwiązaniem było ukrywanie ich.
- Naprawdę tak się ich wstydzisz? - White zesztywniał słysząc głos Ailyn. Powoli odwrócił głowę w stronę drzwi. Jedynej drogi ucieczki którą zagradzała ta dziewczyna. - Chodzi mi o oczy, jakby co.
Czy się ich wstydzę? Niee, to nie to. Ale czy powinienem odpowiedzieć?
Nie miał jak uciec od obowiązku odpowiedzi.
Po raz pierwszy w życiu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Jinyi
Przenikacz
Dołączył: 14 Lip 2011
Posty: 217
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z pudełka Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 20:42, 21 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
Kto śmie wprowadzać jeszcze większy zamęt? To moja rola! Ale jestem nudny... Nudny. Głupi. I ranny! Cholernie boli!
Uliczką otaczającą rynek poruszała się dwójka dziesięcioletnich bliźniaków, Matty i Madlen, pchająca taczkę z ciałem Mikie'go. Stan chłopaka był tragiczny. Resztkami sił starał się zatamować krwotok w nodze. Przyciskał ranę, co tylko zadawało mu większy ból. Mimo że się pocił było mu zimno. Jego usta stawały się coraz bardziej sine. Stracił dużo krwi, która zresztą zalegała na ściankach taczki, ubraniu i dłoniach. Ramię Miki'ego było w nieco lepszym stanie. Kula przeszła na wylot, ale to nie zmienia faktu powagi sytuacji. Nawet nie sądził, ze tak szybko pożałuje swojej decyzji.
Dotarli pod mały sklepik z kuchennymi przedmiotami - tak, on też był otwarty. Matty i Madlen ostrożnie wprowadzili chłopaka do środka, gdzie następnie usadzili go na ziemi pod ścianą.
-Nie przydacie mi się już. Możecie iść - szepnął na kilku szybkich wdechach Miki. Madlen kucnęła przy nim i spojrzała na niego z politowaniem.
-Ale... Ale ty nie odejdziesz tak jak mamusia, prawda? Powiedziałeś, że pomożesz...
-Spadajcie! - resztkami sił wykrzesał z siebie głośniejsze i groźniejsze słowo. Dziewczynka wybiegła ze sklepu, a za nią jej brat. Miki westchnął. Niedaleko niego znajdowała się półka ze sztućcami. Wystarczyło, że wyciągnął rękę i już stał się szczęśliwym posiadaczem... łyżeczki (?). Złapał za rozdarcie w spodniach. Starał się powiększyć dziurę, jednak zadanie, które kiedyś wydawało się błahe w obecnym momencie stało się niewyobrażalnym wysiłkiem. Kilkukrotnie jęknął. Kiedy w końcu mu się udało, zrobił coś, czego nikt by się nie spodziewał. Wbił sobie tylną część łyżeczki wprost w krwawiącą ranę, po czym starał się wyciągnąć kulę. Nie zabrakło oczywiście pokrzykiwania i stękania oraz przekleństw kierowanych w stronę Jaskra. Po godzinie było po wszystkim. Doczołgawszy się do jakiejś butelki z wodą przemył chore miejsca, a następnie zakleił je taśmą z dodatkiem jakiegoś zmywaka.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ihuarraquax
Różowy
Dołączył: 17 Maj 2011
Posty: 262
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Nysa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 15:21, 22 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
Jaskier siedział w prowizorycznym więzieniu i przepiłowywał węzły. Żaden z nich nie pomyślał o tym, ze chłopak może mieć moc. Po pięciu minutach, które trwały zdecydowanie za długo, usłyszał głos zza kratki.
- Hej. Słyszysz mnie?
Jaskier dla nie pozoru podsunął się do okna.
-Kto tam?
- Jestem tą Japonką. - odpowiedziała na pytanie, jednak nie czekała na odzew. - Musze wiedzieć co planuje Twój kolega, ten Azjata. I przy okazji chciałabym wiedzieć, czy z nim współpracujesz...
- A więc tego co kombinuje, to nie wiem. Wrobił mnie w postrzelenie kilku dzieciaków. Pier*** idiota. Współpracować z takimi się nie da. Powiedz proszę Cię, stoi ktoś na straży?
-2 osoby.
-Odsuń się.
Dziewczyna odsunęła się na bok. Chłopak podszedł do krat i skupił się na nich. Już po chwili kraty leżały na ziemi, a chłopak przeciskał się przez otwór.
-Magnetokinetyk?
-Tak.
Jaskier spojrzał na strażników. Spali.
- Rozejm?
Dziewczyna zastanawiała się.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Ihuarraquax dnia Czw 15:22, 22 Wrz 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|