|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Candace
Niezniszczalny
Dołączył: 27 Gru 2009
Posty: 1686
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 17 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Lublin Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 21:25, 21 Lip 2011 Temat postu: |
|
|
[U Toma(?)]
Odkąd przybyła do "obozu" Toma cały czas chodziła "nabuzowana". Wszystko i wszyscy wprawiali ją w zły, diaboliczny nastrój. Jedynie kontakt z Siriusem, Brianem i Dianą pozostawał bez zmian. Pierwszy z wymienionych stanowił dla niej oparcie głównie psychiczne. Jej nerwowy stan nazywał w skrócie ZSJMWCO, co miało oznaczać nic innego jak: Zachowujesz Się Jak Mrówka W Czasie Okresu. Brian był dla niej jak najlepszy powiernik. Diana, w skutek upływu czasu, zmieniła się nie do poznania. Z najbardziej milczącej osoby stała się najbardziej gadatliwą osobą w ICH bandzie. ICH bandzie.
Stała na werandzie obserwując pracujących na polu ludzi.
-Co robimy? - spytała Diana.
-Chyba nie zostajemy? - dodał Brian, który pojawił się z prawej strony razem z Siriusem.
-Coś mi się wydaje, że nie tu jest nasze miejsce - stwierdziła i wtajemniczyła ich w swój plan.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Megumi
Niezniszczalny
Dołączył: 04 Mar 2010
Posty: 1550
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: L-wo Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 9:17, 22 Lip 2011 Temat postu: |
|
|
[Wyspa Crabclaw]
Maggie popatrzyła na śpiącą Elisabeth. To, czego się dowiedziała, jakos nie wywarło na niej większego znaczenia. Z ETAP-u nie było ucieczki.
- Odepchnij ją, jeśli chcesz - rzuciła w stronę Charliego, wychodząc z pokoju. Wiedziała, że to zrobi. Maggie oparła się o ścianę i zakryła twarz dłońmi.
No i co teraz? Poszło za łatwo, ale ja już się nie odzywam. W końcu jestem tylko zwykłą lalką, która jakimś cudem jest potrzebna w tym świecie.
Nagle Maggie usłyszała huk. Pomyślała, że to może El się obudziła, więc znów przybrała swoją pozę "twarda" i wróciła do pokoju. To co tam zobaczyła, sprawiło, że Maggie nie była w stanie wydobyć z siebie głosu.
Właściwie, to nie wiem co zobaczyła. Przepraszam za taki totalny brak weny...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Vringi
Game Master
Dołączył: 01 Cze 2010
Posty: 452
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Ostrzeżeń: 2/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 14:02, 22 Lip 2011 Temat postu: |
|
|
Czerwień.
- Odepchnij ją, jeśli chcesz
Słowa te wypowiedziała Maggie. Odbijały się w nicości. Przechodziły przez lustro. Samael otworzył oczy. Charliego zaskoczyło że to były jego oczy. Jego zielone oczy.
- Jestem gotowy. Jesteśmy gotowi.
Tamten oparł swoja dłoń o lustro. Angel mimowolnie oparł je w tym samym miejscu.
Samael chwycił jego dłoń i przeciągnął Charliego na swoją stronę, jednocześnie wychodząc z lustra.
- Wybacz Charlie. Taka jest kolej rzeczy.
I odszedł.
[Crabclaw]
Trwało to może sekundę. Samael otworzył oczy. Nie Samael. Charlie Angel Zaśmiał się pod nosem. Dała mu wybór. A dokładnie Charliemu.
Ale jego nie zahipnotyzowała.
Zahipnotyzowała Charliego.
Ześlizgnął się z łóżka i stanął przy oknie. Dalej miał na sobie jedynie dżinsy. Spojrzał na swoje ostrze. Zaczęło płonąć.
Błękitny płomień. Prawo Kary.
Cisnął płomień w stronę ściany. Nastąpiła eksplozja. Wtedy do pomieszczenia wparowała Maggie. El zerwała się na równe nogi.
Widząc ich zaskoczenie zaczął się psychicznie śmiać.
- Nie hipnotyzuj mnie. Jestem Samael. Psychiczny twór Nathana.
- On nie żyje. - powiedziała Maggie. El spoglądała to na niego, to na nią.
- Ale wrócił do życia. Bóg ETAPu wrócił.
Podszedł do hipnotyzerki i oparł się o nią przystawiając wargi do ucha.
- Nie chcesz być potężniejsza? On cie wybrał. Dał moce dzieciakom. Nawet Ciemność nie była w stanie go zabić. Jak sądzisz? Dlaczego Dan go zabił? On potrzebuje partnera. Nie chcesz nim być?
Ta spojrzała mu w oczy:
- A ty nim nie jesteś?
Samael się zaśmiał.
- Jestem ledwie duchem ze Szkatuły. Który ewoluował dzięki ubytkom w umyśle Angela. Jestem jedynie żołnierzem. Chcę jedynie krwi.
Spuścił głowę i zaczął się śmiać. Był wolny.
- Czekam przy Jabłoni.
Wyskoczył w biegu przez okno i pobiegł w stronę Jabłoni. Następnie usiadł pod nim i czekał.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
zimowykalafior
Super Admin
Dołączył: 10 Wrz 2010
Posty: 2241
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 53 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Australijskie Skierniewice Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 14:18, 22 Lip 2011 Temat postu: |
|
|
[Środek Jeziora]
Anuna wpadła w panikę dopiero na środku jeziora, gdy uzmysłowiła sobie, że nigdy w życiu nie łowiła ryb. I gdy jak nóż w plecy dopadła ją świadomość, że nie ma nawet porządnej przynęty. Gorzej - nie miała żadnej przynęty.
-My chcemy tylko pochwycić rrybkę soczyście ssłodką... - powiedziała głosem Smeagola, po czym roześmiała się dziko. Jej głos odbił się echem po jeziorze.
Jedną rybę złapała zupełnie przez przypadek. Biedaczka zaplątała się w sieć i nie mogła wypłynąć do momentu, w którym Anu zauważyła jej obecność w wyżej wymienionej sieci. Mała, bliżej nieokreślonego gatunku (Anu kompletnie nie znała się na rybach), pewnie nawet nie miała zbyt wiele mięsa, ale przynajmniej Collins nie musiała wracać z pustymi rękoma.
Albo raczej - wydawało jej się, że nie będzie musiała.
Druga ryba, złapana w identyczny sposób, wyślizgnęła się Anunie z rąk i wpadła z powrotem do jeziora. Przemilczmy to.
Collins zaczęła wiercić się na łodzi, od tak, z nudów, i żeby ją trochę rozbujać. Bujała, bujała, wystawiała ręce za burtę, aż łódź wywróciła się do góry dnem, wrzucając zszokowaną Anu do wody. Woda była zimna, i w tym miejscu wyjątkowo głęboka. Tu musiał dać o sobie znać jej geniusz - Skoro i tak jestem mokra, to mogę dopłynąć do brzegu wpław.
Rybę oczywiście zgubiła, łódkę zostawiła samą sobie, zlokalizowała obozowisko i zaczęła płynąć, krztusząc się wodą i chaotycznie machając wszystkimi kończynami naraz.
Padła na piasek, przemoczona do suchej nitki, zziębnięta i zmęczona. Musiała wyglądać doprawdy żałośnie. ale nie to teraz stanowiło problem.
Mel podała ręcznik zgrzytającej zębami siostrze, a Anuna wpadła do namiotu i rzuciła się na środek legowiska, mocząc (wodą) wszystko po drodze.
-Gdzie Flo? Seth? Gdzie w ogóle są wszyscy? - spytała Kate, która lekko oszołomiona stała przed wejściem.
-Nie wiem. Jak ty to zrobiłaś?
-To wszystko przez łódź. Była krzywa. - Collins wyszła na zewnątrz, bo stwierdziła, że lepiej będzie jej wysychać na słońcu i zaczęła grzebać w torbie z jedzeniem.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Megumi
Niezniszczalny
Dołączył: 04 Mar 2010
Posty: 1550
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: L-wo Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 15:49, 22 Lip 2011 Temat postu: |
|
|
[Wyspa Crabclaw]
Maggie zagryzła wargi. Nie miała dużo czasu, a musiała to wszystko sobie poukładać.
Cholera, czy Nathan nigdy nie umrze?
- Ku**a co to było? - zapytała Elisabeth patrząc wściekle na Maggie.
- To ty powinnaś w tej sytuacji wiedziec o wiele więcej niż ja! - krzyknęła blondynka, zaciskając dłonie w pięści. - Naprawdę nie wiesz kim był Nathan?
- Tego nie powiedziałam. - odparła tamta spokojnie, jednak widac było, ze w srodku sie gotowała. - Ale to jest nieważne, bo i tak zostaniesz ze mną. Doskonale wiesz, ze tacy jak on nigdy nie dotrzymują słowa...
- Może i nie dotrzymują. - przerwała jej Maggie. - Ale pozwalają mieć własne zdanie. Nie mam zamiaru więcej się ciebie słuchać! - po tych słowach Maggie dobiegła do El i uderzyła ją pięścią w twarz. Wiedziała, ze na nic to jej się nie zda, ale miała przynajmniej parę chwil do ucieczki.
Kiedy wybiegła na zewnątrz, usłyszała wściekły krzyk Elisabeth:
- Nie masz pojęcia, jakiego masz teraz wroga!
Może i nie mam, ale wiem, co jest dla mnie lepsze.
Dobiegła do Jabłoni. Charlie, a raczej Samael siedział pod drzewem. Na jej widok podniósł się i uśmiechną szyderczo.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Jagoda
Przenikacz
Dołączył: 17 Cze 2011
Posty: 243
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 18:16, 22 Lip 2011 Temat postu: |
|
|
[Dom Angelów]
Caroline strasznie się nudziła. Nie wiedziała co robić. Jej pies - Dire, leżał na łóżku i spał. Gdy spał, poszła poszukać po śmietnikach, jakiegoś jedzenia dla Dire'a. Wiem! Pójdę, ćwiczyć. Rozwijać swą moc. Obudziła Dire'a, dała mu jakieś jedzenie. Stare, ale on był do niego przyzwyczajony. Potem wyszła z domu.
[PB]
Wędrowała z swym psem, chyba z kilka godzin. Bolały ją nogi, a była w bliżej nieokreślonym miejscu. Bo na pustyni.
[Pustynia]
Jaskinia. Zobaczyła ją w dali. Gdy znalazła się bliżej, przyjrzała się jej. Weszła do środka, i szła coraz głębiej. Dire szedł za nią. Nagle zobaczyła coś zielonego. Chodź do mnie... Usłyszała, i poszła dalej. Potem zemdlała.
*Godzinę później*
Gdy się obudziła, była w jaskini, a obok niej Dire. Wyglądał na złego psa. Sama się go zlękła. W jego oczach widziała zło. Gdy wyszła z Dire'm na powierzchnię, było już ciemno. O dziwo, nie czuła głodu. Dziwne. Że nie jestem głodna. Ruszyła w stronę domu Charliego. Nie wiedziała skąd to wie, ale czuła że idzie dobrze. Wyciągnęła rękę przed siebie, i pomyślała o wystrzeleniu mini bomby z ręki. Z jej ręki wystrzeliła fioletowa kula. Nie za duża i nie za mała. Średnia. Umiała, już panować nad swą mocą. Ciemność. Tak nazywała się ta postać, która mówiła do niej gdy zemdlała. To ona, mnie nauczyła, kontrolować mą moc. - pomyślała i ruszyła dalej.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Jagoda dnia Pią 18:46, 22 Lip 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Anaid
Przenikacz
Dołączył: 07 Maj 2011
Posty: 267
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 18:56, 22 Lip 2011 Temat postu: |
|
|
[U Nevila]
Ismirę obudził okropny i niestety już znajomy ból.
Otworzyła oczy.
Coś było nie tak. Coś było bardzo nie tak.
Po pierwsze, leżała na łóżku.
To samo w sobie jest już dziwne, bo od rozpoczęcia ETAP-u spała w śpiworze.
Uniosła się nieco na zdrowej ręce.
Po drugie, nie była w hotelu, tylko Bóg-wie-gdzie.
Zmarszczyła brwi i opadła z powrotem na łóżko.
A gdzie jest…
- Luce? – spytała słabo.
Rozległ się radosny pisk i brązowa kuleczka już po chwili wskakiwała na kołdrę, chwiejąc się zabawnie na miękkim materiale.
Weszła na brzuch dziewczyny i położyła się tak, by mieć widok na twarz Ismiry. Czarne oczka wpatrywały się w nią.
- Widzisz? Nic mi nie jest. – wyszeptała.
Nie do końca to była prawda.
Ręka ją bolała i piekła niemiłosiernie, twarz również. W głowie jej łupało.
Uśmiechnęła się blado.
- Pięknie zaatakowałaś Simona. Jestem z ciebie dumna.
Zamknęła oczy. Znów usłyszała w uszach wściekłe wycie chłopaka, gdy wbiła mu nóż w rękę.
Może nie było to bardzo grzeczne, ale konieczne. Przecież nie mogła mu pozwolić ranić się jak bezbronne dziecko.
Gdyby nie Luce, byłabyś bezbronna. Wchodząc do pokoju, z którego nie ma ucieczki, podałam się Simonowi jak na tacy. I kto wie, jakby się to skończyło…
Wzdrygnęła się na tą myśl. Simon bywał naprawdę brutalny.
Podobne sytuacje już się zdarzały, i to nie raz. Dyrektor szkoły chciał wysłać chłopaka do poprawczaka, ale jego nadziani starzy dali odpowiednim osobom w łapę, i Simon pozostał w Perdido Beach. Zawsze budził w dziewczynie wstręt. I zawsze się koło niej kręcił.
Tylko dlaczego pozostał w Perdido, skoro miał 16 lat?
To pytanie dręczyło dziewczynę.
I gdzie jest teraz? Co z jego ręką?
Czy to on mnie tutaj przyniósł?
To ostatnie pytanie, które pojawiło się w umyśle dziewczyny, było jak wiadro zimnej wody wylanej na głowę. Rozejrzała się. Simon nie zostawiłby jej picia przy łóżku. Wyciągnęła się po szklankę i duszkiem wypiła zawartość. Zaburczało jej w żołądku.
Mała Luce spojrzała z zaciekawieniem na brzuch Ismiry.
Dziewczyna uśmiechnęła się, odstawiła szklankę i podniosła się sztywno, krzywiąc się z bólu. Luce w porę zeskoczyła, bo wylądowałaby na podłodze.
Ismira ruszyła nieśmiało zranioną ręką. Zabolało.
Ta ręka jest całkowicie bezużyteczna.
Rozejrzała się po pokoju i stwierdziła, że nie ma sensu tu zostawać.
Jego właściciel i tak pewnie nie jest w stanie jej pomóc.
Wsadziła Luce do kaptura.
Znalazła kartkę papieru i długopis, po czym zaczęła pisać wiadomość następującej treści:
Drogi nieznajomy,
Bardzo jestem Ci wdzięczna, że zabrałeś mnie z tamtego paskudnego miejsca.
Dziękuję Ci za poświęcenie mi swojej uwagi i czasu.
Opuszczam Twój dom i wracam do siebie.
Pozdrawiam,
I. F.
Odłożyła kartkę na łóżko i wyszła z domu na palcach, a potem skierowała się prosto do jaskini. Podróż była bolesna i dłuższa niż zwykle. Normalnie zajęłaby jej 15 min, a teraz szła pół godziny.
Dotarła wkońcu do celu. Luce wyskoczyła z kaptura i weszła na głowę dziewczyny.
Ismira wzięła apteczkę stojącą we wnęce w skale. Usiadła na krześle przyniesionym tu własnoręcznie i rozcięła nożyczkami bluzę tuż nad raną. Oderwała powoli materiał od skóry. Rana była zasłonięta zakrzepłą krwią. Oczyściła ją. Była głęboka, ale wąska.
Luce, zaciekawiona, zeskoczyła na niewielki stół.
Nie miała żadnych antybiotyków, jedynie szwy. Z niechęcią wyjęła je. Po chwili szybko je odłożyła i owinęła jedynie rękę bandażem. Potem zajęła się twarzą.
- Będzie paskudna blizna… - mruknęła.
Posmarowała ranę maścią i wyszła na zewnątrz.
Znalazła liście mleczu i krwawnika. Po powrocie dała je siedzącej na stole Luce, a sama zjadła upolowanego wczoraj królika. Napiła się trochę wody i wgramoliła się do śpiwora.
Westchnęła głęboko.
- Miłego popołudnia, Luce.
Po chwili już spała.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Nefeid
Kurczak
Dołączył: 17 Maj 2010
Posty: 1500
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 13 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: łódź Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 23:29, 22 Lip 2011 Temat postu: |
|
|
Nie sądziłam, że mi się aż tak nudzi
[Las]
Susanne szła, bezszelestnie stąpając po runie leśnym. Koło niej, równie cicho szedł Rocky. Długie tygodnie wędrówki od jeziora Tramonto do Perdido sprawiły, że oboje byli obeznani w leśnym życiu. Suss zawsze, odkąd przygarnęła go, jako najbardziej agresywnego i nieznośnego psa w schronisku, mogła nazwać go swoim najlepszym przyjacielem. Nawet wtedy, kiedy miała ręce pogryzione aż do krwi.
W pewnym momencie Rocky stanął, poruszając nosem w charakterystyczny sposób, po czym przytknął go do ziemi i ruszył tropem zapachowym. Susan podążyła za nim. Zapadał zmrok, zwierzęta wychodziły na żerowisko. Najlepsza pora.
Tak, Susanne w lesie czuła się jak w domu. W końcu spędziła tam łącznie... ile? Co najmniej z pół roku.
Nagle usłyszała cichy trzask gałązek. Ukucnęła, wstrzymując oddech. Gestem kazała psu się położyć. Piękny, dorodny jeleń. Wielkość jego poroża była naprawdę imponująca, jednak Susanne w tym momencie bardziej interesowało, ile będzie z niego mięsa i jak doniesie go do obozowiska. Przez myśl jej nie przeszło, żeby go zostawić i upolować coś mniejszego. Taki wielki jeleń! Zero polowania przez parę dni.
Czekała. W końcu jeleń podszedł trochę bliżej, tak, że widziała go jak na dłoni. Skupiła się i użyła mocy.
Poderwał się nagle i, pozbawiony wzroku, puścił przed siebie szaleńczym biegiem. Zwykle spanikowane zwierzę było szybko doganiane przez Rocky'ego bądź nóż Susanne. Przy odrobinie szczęścia zaplątało się w krzaki bądź uderzyło w drzewo. Natomiast dzisiaj szczęście kompletnie ją opuściło.
Jeleń pędził prosto na nią.
Parę metrów dzielących ich od siebie pokonał w dwóch susach. Susan krzyknęła i przeturlała się po ziemi tuż przed jego rozszalałymi kopytami. A raczej próbowała.
Suss przez chwilę leżała, nie ruszając się. Oddychała ciężko, łapiąc powietrze otwartymi ustami. Powstrzymała łzy napływające jej do oczu. Miała głęboko zakorzenione przekonanie, że płacz w niczym nie pomaga, wręcz przeszkadza. Po chwili odważyła się spojrzeć na swoją rękę. I wrzasnęła.
Jeleń całym swoim ciężarem nadepnął na jej łokieć. Skutki były łatwe do przewidzenia. Cały staw i części sąsiednich kości były zmiażdżone - kości ramienia i przedramienia nic już nie łączyło oprócz cienkiego paska tkanek. Wyglądało to mało estetycznie. Nie mówiąc już o tak samo potraktowanym boku, z którego sterczał kawałek żebra.
Susanne zacisnęła zęby aż do bólu. Nie miała wyjścia. Nikt jej nie będzie szukał przez następne paręnaście godzin, a nawet, jak zacznie, to mało prawdopodobne, że ją znajdzie. Musiała sobie radzić sama. Na samą myśl o półgodzinnym marszu przez las robiło jej się niedobrze.
Opierając się o grzbiet psa wstała. Kolana się pod nią uginały, a marsz polegał na kuśtykaniu od drzewa do drzewa. Prawa ręka zwisała jej u boku. Susanne patrzyła na nią z przerażeniem, bojąc się, że za chwilę dłoń po prostu się oderwie od reszty ciała. Po paru minutach usiadła i zaczęła kaszleć. Ból był straszny. Ledwo powstrzymując płacz, kontynuowała mozolną wędrówkę w kierunku obozu.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Nefeid dnia Pią 23:29, 22 Lip 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Vringi
Game Master
Dołączył: 01 Cze 2010
Posty: 452
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Ostrzeżeń: 2/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 0:58, 23 Lip 2011 Temat postu: |
|
|
[Tam gdzie szumią jabłonie]
Maggie podbiegła do niego.
- Czego chcesz?
On spojrzał jej w oczy.
- Mam wypełniać twoje polecenia. A ty jego. Nathan chcę wszystko naprawić. Ale potrzebuje towarzystwa. Partnera. Kogoś z kom by mógł dzielić władzę. Wybrał ciebie. A on zdania nie zmienia.
Maggie spojrzała na niego zaskoczona. W ogóle nie mrugał. Następnie spojrzała na przenikliwie.
- A Ciemność? El? Myślisz że da mu spokój?
Samael zaśmiał się:
- Gdyby mieli wystarczająco dużo mocy. Nie. On jest silniejszy nawet od tego dziecka. Jego moc to władza nad prawami wszechświata. Ogranicza go jedynie odległość. Może działać jedynie w promieniu całego ETAPu. W sferze o promieniu 30 km.
Maggie spoglądała na jedno z jabłek.
- Czyli masz mnie słuchać.
Kiwnął jedynie głową. Chciał zjeść owoc ale rozmyślił się. Jeszcze by wybudził Charliego. Musiałby odejść w cień.
- Skoro tak, to choć.
I poszli. Ona prowadziła, a on osłaniał ją. Miał być jej sługą, źródłem wiedzy i żywą tarczą.
Nathan obiecał mu że w zamian za to otrzyma to ciało na zawsze.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Rose
Wykrywacz Kłamstw
Dołączył: 27 Lis 2010
Posty: 1256
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 27 razy Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Wyspa Crabclaw Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 10:54, 23 Lip 2011 Temat postu: |
|
|
Rose leżała na łózku, bezskutecznie próbujac zasnąć, kiedy ogłuszający łomot poderwał ją na nogi. Zbiegła po schodach i z szeroko otwartymi ustami wpatrywała sie w nieprzytomnego Marvela leżącego w przedpokoju. Sprawy nie ułatwiał Nevil na latajacym kawału blachy, drący się ,, poczta polska!'''
To mi się pewnie po prostu śni
Uszczypnęła się w ramię i po raz kolejny gwałtownie zamrugała . Wreszcie stwierdziłą, że nic jej już w życiu nie zdziwi i z trudem wytaszczyła chłopaka na sofę w salonie. Pewnie byłobu jej łatwiej, gdyby nie miała tylo 1.50 wzrostu i raczej drobnej budowy ciała. Później zaczęła metodycznie przemywać i bandażować jego rany. Wiedziała, że Charlie zrobiłby to szybciej, a pewnie i o niebo lepiej- ale nie miała pojecia, gdzie ten chłopak się aktualnie znajdował, a to nieco utrudniało sprawę. Dziekując w duchu wszystkim bóstwom tego świata, ze letnia praktyki w szpitalu, opatrzyłą Marvelowi pasudne otarcia na kostkach i wstała z kleczek. Usiadła obok niego na sofie i zatopiła się w myślach. Nawet nie zorientowała się, kiedy wyczerpana, zasnęła obok niego.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Loki
Super Moderator
Dołączył: 26 Maj 2010
Posty: 2006
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 43 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gdańsk Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 13:32, 24 Lip 2011 Temat postu: |
|
|
[wyspa Crabclaw]
Elizabeth wściekle przetrząsała szuflady. Jedną ręką, bo drugą musiała przykładać kostki lodu do policzka. Podrasowanie ciała nie czyniło jej odpornym na sińce, a tego chciałaby uniknąć. Jęknęła cicho. Szkoda, że Charlie zwiał tak szybko - nie zdążyła przetestować wszystkich jego funkcji. Na przykład masażu. Jej mięśnie zdawały się jęczeć wraz z nią.
Zdecydowanie zbyt wiele stresu moja droga. Wielcy geniusze powinni tego unikać. Dla dobra ludzkości.
No, ale teraz nie ma co się martwić, bowiem Elizabeth Ann Marie właśnie dopnie swego i zdobędzie Destiny jedynie za pomocą taśmy klejącej i noża kuchennego! Tu, El podniosła owe przedmioty w górę i zaśmiała się głośno.
Aczkolwiek, do zrealizowania tego podłego planu potrzebne jej były jeszcze schody. A konkretniej mały schowek na szczotki, pod schodami. El zamknęła się w środku i wyrzuciła klucz przez szczelinę pod drzwiami. Następnie, bardzo dokładnie skrępowała nogi, przy pomocy taśmy - grubej, szarej, mocnej.
Następnie usta - ucięła spory kawałek i zakleiła je.
Dalej wykombinowała kij od szczotki i ustawiła równolegle do podłogi. Mocno przytwierdziła doń rolkę taśmy. Wzięła nóż. Złożyła ręce razem i zaczęła nimi zataczać kółka dookoła rolki taśmy, tak, że po chwili nie mogła nimi ruszać. Dla pewności zakręciła jeszcze kilka razy, po czym, z pewną trudnością, przecięła taśmę. Nóż wyrzuciła pod drzwiami, jak wcześniej klucz. Zadowolona sprawdziła wszystko raz jeszcze, po czym usiadła w miarę wygodnie i zaczynała medytować.
To zwykle pomagało jej w opuszczeniu własnego ciała.
[PB]
El zamrugała kilka razy z miną lunatyka, nim zaczęła cokolwiek kontaktować. Tak bywało podczas zamiany ciał, zwłaszcza, gdy są one od siebie znacznie oddalone. No, ale udało się. Była w ciele Nerissy. I, z tego co czuła, Nerissa była w jej ciele. Sukces!
Dopiero po chwili poczuła ucisk na piersi. Spuściła wzrok, by ujrzeć małą Destiny, przyssaną do niej i pijącą z zapałem. Elizabeth poczuła łzy w oczach.
-Byłaś głodna, co mała? - uśmiechnęła się nieśmiało, gładząc ją po główce. Czuła bicie jej małego serduszka. Coś ją ukuło w żołądku. To było to samo, co sprawia, że antylopa potrafi dać się dogonić i zjeść gepardowi, byle jej młode zdołały uciec. Hm, dziwne porównanie.
-Nie skrzywdzę cię, skarbie - szeptała - Nie pozwolę by ktoś cię skrzywdził. Kocham cię. Ale grozi ci tyle niebezpieczeństw... Jeśli pomożesz mi zapanować nad światem będziesz bezpieczna. Tylko wtedy - pocałowała ją w główkę - Ale teraz się tym nie martw. Mamusia jest przy tobie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Jagoda
Przenikacz
Dołączył: 17 Cze 2011
Posty: 243
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 17:59, 25 Lip 2011 Temat postu: |
|
|
[Las]
Szła tak, w lesie. Kilka godzin. Znalazła idealne miejsce na szałas, i go tam zbudowała. Zrobiła z drewna, coś na kształt ogniska, po czym wystrzeliła jedną kulę z ręki, w kierunku stosu. Zapalił się. Weszła do szałasu i zasnęła.
*kilka godzin później*
Gdy się obudziła, usłyszała ruch. Nie, to nie był Dire. Leżał obok niej. Ostrożnie wychyliła głowę i zobaczyła jelenia. Bez zastanowienia, strzeliła kulami z rąk w jego kierunku. Padł. Nie żył. Wyciągnęła nóż, po czym zaczęła rozpruwać jego skórę i wyrzucać wnętrzności. Ponownie zapaliła ogień, i nad ogniem powiesiła kawałki mięsa. Zjadła trochę i kilka kawałków dała Dire'owi. Resztę, wsadziła do reklamówki i wsadziła do plecaka. Wstała i zawołała Dire'a, który robił zwiady. Ruszyli przez las, w kierunku Perdido Beach.
[PB]
Szła, pozostałymi ulicami Perdido Beach. Nie było nikogo. Pustki. Ruszyła w kierunku domu Charliego. Przeszukała dom i znalazła dziewczynę. Z dzieckiem. Małym. Chciała już wychodzić, ale tamta się odezwała:
-Kim jesteś?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Vringi
Game Master
Dołączył: 01 Cze 2010
Posty: 452
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Ostrzeżeń: 2/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 18:35, 25 Lip 2011 Temat postu: |
|
|
[gdzieś w górach]
Maggie doprowadziła Samaela do ruin jakiegoś starego zamczyska.
- Co tu robimy? - zapytał chłopak. Stewart posłała mu podejrzliwe spojrzenie. On wzruszył jedynie ramionami.
- Chcę wiedzieć czego chcesz.
Samael uśmiechnął się. Przetarł dłonie i chwycił w dłoń garść piasku. Usiadł na ziemi i zaczął się nim bawić.
- Już ci to mówiłem. Jestem jednym z duchów Nathana. Po twojej śmierci wylądowałem w ciele Charliego. Na moje nieszczęście opanowanie go było naprawdę trudne.
Maggie westchnęła zrezygnowana.
- Więc prowadź mnie do tego Nathana.
Chłopak wstał wysypując cały piasek.
****
W końcu musieli chwilę odpocząć. Samael pobiegł za jeleniem zostawiając Maggie z jej myślami na osobności.
Gonitwa za zwierzyną napawała go dziką radością. Może i był duchem Nathana, ale ostatnim czasem razem z swoimi "braćmi" zagnieździł się w głowie Maggie. Aby na samym końcu wwiercić się na samo dno umysłu Charliego Angela.
To tam znalazł Lukę z której się pożywił. Odpady mentalne. Tłumioną nienawiść do wszystkiego co go otacza. Dziką żądzę krwi. I nie tylko.
Jest! Jeleń! Ostrze wysunęło mu się z dłoni. Tak, tak, tak!
Adrenalina. Wyskok. Dźgnięcie za uchem.
Krzyk dzikiej radości.
Potem rozpalenie ogniska. Pożywienie się. Powrót do obozu z mięsem.
Pierwszym co mu się rzuciło w oczy był brak Maggie.
Rzucał się po obozie w dzikiej furii przez następne pół godziny.
I ruszył na poszukiwanie.
[Autostrada]
Biegł przez całą autostradę od strony Clifftop. Musiał ją znaleźć. N chciał ją mieć przy sobie. W końcu wycieńczony usiadł na środku drogi. W końcu nic go nie przejedzie.
Nie wiedział co zrobić.
Nagle Eureka! Jest jeszcze nadzieja.
[NJGGJCZ]
Samael stał w obumarłym obozie. Byli tam tylko on i Seth. Atmokinetyk siedział na kamieniu trzymając się za głowę.
- Gdzie reszta?[b] - zapytał chłopaka. Tamten posłał mu przeciągłe spojrzenie.
- Odeszli. Wrócili do miasta. Tak jakby coś tam na nich czekało.
Widać było że Campbell otwarcie z nich szydzi.
No racja. Wracać do miasta.
W końcu podszedł do chłopaka wyciągając w jego stronę dłoń.
- [b]Pójdziesz ze mną?
Tamten kiwnął głową. Ruszyli w stronę gór.
[GE]
- Co tu robimy?
Samael od godziny ignorował pytania Setha. Szukali kuguara. Nieważne jakiego. Byle był czarny.
W pewnym momencie stanęli przed największą z gór.
- Ja idę na prawo, ty na lewo.
I zostawił chłopaka. Tamten nie szedł za nim.
W końcu go spotkał. Mały kuguar. Jeden z trzech należących do Angela.
Wąs.
- Charlie? - zamiauczało wystraszone zwierzątko. Wąs był małym kocięciem kuguara uwolnionym spod wpływu Gaiaphage. - To naprawdę ty?
Samael uśmiechnął się delikatnie. Nie mógł do siebie zrazić tego zwierzaka.
- Spokojnie mały. Możesz mnie przenieść w pewne miejsce?
- Jasne. - podniósł pumiątko z ziemi i zniknęli.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Puma
Naczelny Grafficiarz
Dołączył: 15 Mar 2010
Posty: 808
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 11 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Paradise City Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 0:29, 26 Lip 2011 Temat postu: |
|
|
Nerissa przestała widzieć. Siedziała w domu Charliego, w środku dnia, trzymając małą Destiny, gdy nagle straciła wzrok. A przynajmniej takie miała wrażenie. Ciemność. Sypialnia, lustro stojące przed nią - zamieniły się w czarną plamę.
Ale nie tylko to było nie w porządku. Jej córka zniknęła. Przestała czuć jej ciepło w swoich ramionach. W panice zaczęła się wiercić stwierdzając, że jest związana. I ma zaklejone usta.
Nie straciła jednak wzroku. Jej oczy przyzwyczaiły się do światła (a raczej jego braku).
Miała na sobie szlafrok. To był jej szlafrok. I jej dom. Dom Nerissy Swann, na wyspie Crabclaw. A konkretnie komórka pod schodami. Ale to nie było jej ciało.
Elizabeth. Suka...
Dziewczyna uświadomiła sobie co się właśnie stało. W panice zaczęła się szarpać. Taśma była dość mocno owinięta wokół niej. Ale jej ruchy były silniejsze. El najwyraźniej ulepszyła swoje ciało. Nerissie udało się choć w pewnym stopniu naderwać to pętające ją, klejące się cholerstwo (nie mogłam znaleźć synonimu :3). Wciąż jednak nie była w stanie poruszać rękami.
Zaczęła myśleć gorączkowo.
Komórka, komórka... Co jest w komórce? Deski... deski... Deska. Odstająca deska!
Którą ojciec musiał przybijać gwoździami, a mimo to nie trzymała się ściany. Może była krzywa? Nieważne. Swann odszukała to miejsce, znajdujące się nieco w kącie, poza zasięgiem wzroku osoby wchodzącej do środka. Światło z zewnątrz tu nie docierało i nie oświetlało kilku wystających, niechlujnie powbijanych do połowy gwoździ. Ner przesunęła się w tamtą stronę i naparła taśmą ściskającą jej nadgarstki na ostre śruby. Niezbyt wygodna pozycja, brak światła i możliwości poruszania się zdecydowanie utrudniały proces uwalniania dłoni. Powolna, mozolna praca jednak opłaciła się. Po dwudziestu minutach jej ręce były całkowicie wyswobodzone. Popatrzyła na silne zaczerwienienia w miejscach, które zakleiła El i przetarła je krzywiąc się z bólu.
Następnie oderwała szybko (i nie bez gardłowego piśnięcia) kawałek z ust. Teraz nogi.
*jakieś 30 min przerwy*
Udało się. Problemem pozostaje wydostanie się na zewnątrz. Elizabeth wysunęła klucz przez szparę pod drzwiami. Ale wystarczająco dużą, żeby wsunąć pod nią listwę.
*15 min później*
Dziewczyna oderwała listwę podłogową. Długa, cienka. Idealna. Następnie położyła się na ziemi i wsunęła listwę pod drzwi.
Jest klucz.
Przy pomocy listwy przesuwała klucz w swoją stronę. Na szczęście nie leżał na wprost drzwi, inaczej posunięcie oddaliłoby go jeszcze bardziej. Ner zatoczyła łuk (jakieś 90 stopni) i mały, srebrny przedmiot wpadł prosto w jej ręce.
Niepewnie włożyła go do zamka i przekręciła.
Klik!
Poszło. Uchyliła drzwi i wyszła na korytarz.
Wróciły jej wspomnienia. Związane z ojcem. Tak bardzo go kochała. A zarazem tak często rozmawiali o jej matce. I zawsze takie rozmowy kończyły się płaczem. I bólem.
Nerissa szła korytarzem, wodząc dłonią po ścianie. Słyszała każdy swój krok, na pozór tak cichy na miękkim dywanie. Ale nie z mocą Elizabeth. Ta słyszała wszystko.
Ta myśl o niej przypomniała Swann, czemu tu jest i wyrwała ją ze wspomnień.
Destiny.
A gdzie może być. Charlie? Zostawiła go ostatni raz tu, na wyspie. Miał uwolnić Marvela. A Marvel został uwolniony, dostarczony (dosłownie) do domu Angela przez Nevila. Ner wytężyła słuch. Nie, nie było go tu. Nigdy go nie było, gdy pojawiał się problem. Właściwie to on sam stanowił problem. Wiecznie opętany, chyba nigdy nie uwolni się od władzy... tego czegoś.... A mimo to go kochała, sama nie wiedziała dlaczego. Ale istniało coraz więcej rzeczy, których nie wiedziała.
Wybiegła na plażę. Ulepszone ciało El było wysportowane i niesamowicie szybkie. Nerissa nie odczuwała jakiegokolwiek zmęczenia po przebiegnięciu sporego dystansu. Wszystko wydawało się takie nierealne, jak we śnie. Nagle jednak coś się zmieniło. Poczuła ucisk w dole brzucha, całkiem niespodziewany i dość bezsensowny przy boskości tego ciała. Ale był to znajomy jej ucisk. Znajomy ciężar. Nerissa-Elizabeth nie mogła uwierzyć w to, co odkryła. Jak ona mogła tego nie przewidzieć?!
A więc El czeka niespodzianka. Kinder niespodzianka. Niespodzianka, która namiesza w ETAPie może bardziej niż Destiny.
Dręczyła ją jeszcze jedna myśl.
Że Marvel, jej przyjaciel, niedługo zostanie tatusiem. I raczej się z tego powodu nie ucieszy.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ihuarraquax
Różowy
Dołączył: 17 Maj 2011
Posty: 262
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Nysa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 20:32, 26 Lip 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
Jaskier leżał na podłodze owinięty kocem. Podłoga była zimna i niewygodna. Z trudem wstał, i otrzepał się z kurzu. Trzeba będzie tu posprzątać. Sięgnął po szklankę, nalał wody i wypił ją. Spojrzał na łóżko. W łóżku nikogo nie było, a szklanka obok była pusta. Przynajmniej się napiła. Zobaczył małą, zwiniętą kartkę leżącą na ziemi. Podniósł ją i zaczął czytać.
Drogi nieznajomy,
Bardzo jestem Ci wdzięczna, że zabrałeś mnie z tamtego paskudnego miejsca.
Dziękuję Ci za poświęcenie mi swojej uwagi i czasu.
Opuszczam Twój dom i wracam do siebie.
Pozdrawiam,
I. F.
Wrócił do kuchni, wyrzucając karteczkę i siadając na krześle. Spojrzał na opartą o ścianę wędkę. Nie zastanawiając się co robi, złapał ją i wyszedł z domu.
[Plaża]
Już z daleka zobaczył 5 osób. Ruszył w ich stronę.
- Hej, Cal!
-Jaskier! A jednak się zjawiłeś?
- Oczywiście. Cześć Eli! Witaj Rebeko!
Dziewczyny uśmiechnęły się.
- Biorą?
Elliott wskazała ręką na wiadro pełne
- Nie da się narzekać.
jaskier rozłożył wędkę, nałożył przynętę i zarzucił z dala od reszty. Rozsiadł się na piasku i czekał. Widział Magdę budującą zamek z piasku. Obok niego usiadła Elliott. Uśmiechnęła się. Siedzieli obok siebie w milczeniu, czekając na rybe.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
zimowykalafior
Super Admin
Dołączył: 10 Wrz 2010
Posty: 2241
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 53 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Australijskie Skierniewice Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 13:14, 27 Lip 2011 Temat postu: |
|
|
[Gdzieś między NJGGJCZ a PB]
Położyły Susan na równej powierzchni i usztywniły jej rękę przez przyłożenie do niej gałęzi i owinięcie wszystkiego bandażem, uprzednio polawszy wszystko obficie wodą utlenioną. Operowana pojękiwała cicho z bólu, a Anu powstrzymywała mdłości. Flossy przetrzepywała apteczkę, Kate czytała ulotkę jakiegoś środka przeciwbólowego a Mel męczyła Rocky'ego. Adam siedział w pewnym oddaleniu z kartką i ołówkiem w ręku.
-Nie idziemy do miasta. - mruknęła Collins - po pierwsze, za daleko, a po drugie, tam mało co zostało. Szczerze mówiąc, w mieście nie jest o wiele lepiej, niż tu.
Suss krzyknęła.
-Odczuwasz ból. To dobrze, bo to znaczy, że jeszcze żyjesz.
-Tu już nic nie ma! - Flo bezradnie rozłożyła ręce, ukazując zawartość apteczki.
-Co robimy? Chyba nie zostaniemy tutaj - powiedziała Kate, rozglądając się po okolicy.
-Chyba nie. Wracamy nad jezioro, tam przynajmniej mamy namioty i opakowania po żelkach Setha - Anu podświadomie zacisnęła pięści. - Poczekamy tylko, aż ręce Susan się polepszy.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Anaid
Przenikacz
Dołączył: 07 Maj 2011
Posty: 267
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 19:45, 27 Lip 2011 Temat postu: |
|
|
[PB, plaża]
Ismira obudziła się cała spocona.
Wstała na drżących nogach i usiadła na krześle.
Bolała ją głowa. I ręka.
Wyjęła środek przeciwbólowy i połknęła tabletkę.
Rozejrzała się. Luce nie było.
- Luce? – zawołała.
Odpowiedziała jej cisza. Pospiesznie doprowadziła swój stan do porządku i wyszła za zewnątrz. Tuż przy wejściu do jaskini leżała kartka.
Ismira,
Nie myśl, że tak łatwo się mnie pozbędziesz.
Simon.
Zacisnęła zęby.
- Niechby cię szlag trafił! – krzyknęła.
Dobiegł ją odległy śmiech. Zgniotła kartkę w dłoni. Wróciła do środka. Wyjęła zapasowy nóż.
Po tamten trzeba będzie wrócić.
Wyszła z powrotem przed jaskinię.
Znów skierowała się do lasu.
Czas zapolować.
Gdy dotarła do lasu, obejrzała się za siebie i uważnie przeczesała wzrokiem okolicę.
Czysto.
Nagle poczuła coś dziwnego. Wyprostowała się jak struna. Jej serce przyśpieszyło. Skoczyła na drzewo. Wspięła się na jedną z gałęzi.
Pod drzewem przeszedł wielki czarny wilk.
Dziewczyna oddychała ciężko.
- Devil! – rozległ się głos chłopaka. Wielkie zwierzę zawróciło.
Ismira zacisnęła pięści. To było zwierzę Simona Force’a.
Świetnie, teraz masz przeciw sobie Simona i wielkiego wilka.
W przypływie irytacji walnęła głową w pień.
- Ja cię wkręcę. – westchnęła ciężko.
Miała ochotę urwać głowę sprawcy tego całego zamieszania.
Zeskoczyła zwinnie z drzewa.
Po dwudziestu minutach krążenia po lesie, zobaczyła niewielką sarnę.
Przyczaiła się za niewielkim krzakiem. Kiedy zwierzę odwróciło głowę, dziewczyna trwając w przysiadzie zakradła się do sarny od tyłu. Było to dość ryzykowne, bo mogła dostać kopniaka z kopyta. Skoczyła, łapiąc sarnę za szyję. Nim zdążyła zareagować, skręciła jej kark.
Zwierzę opadło bezwładnie na ziemię. Ismira zarzuciła ją sobie na plecy i ruszyła z powrotem do jaskini. Gdy wyszła z lasu, dołączył do niej wilk.
- Cześć, Ismira. – odezwał się Simon.
- Spadaj, Force. – odparła miłym głosem.
Wyprzedził ją, po czym odwrócił się i zaczął iść tyłem.
- Zapomnijmy o tym co było wcześniej, ok? – zaproponował z uśmiechem.
Dziewczyna stanęła jak wryta.
- Co, proszę?!
Uśmiechnął się szerzej.
- Tak, tak. Nie przesłyszałaś się.
- Czyś ty zwariował?! Mam zapomnieć, że się do mnie dobierałeś?!
Posmutniał nagle.
- Przepraszam – uśmiechnął się znowu. – A jeśli zwariowałem, to na twoim punkcie.
Spojrzała na niego z drwiną i ruszyła znów do przodu.
- Nie wiem, co ty piłeś, ale zrobiło ci kompletną wodę z mózgu.
Wyminęła go. Szedł za nią.
- Nie dam ci spokoju.
- Trudno. Może wkońcu się pozabijamy.
- Do zobaczenia, Ismiro!
Odwróciła się, nie zwalniając. Simon cofał się w kierunku lasu z uśmiechem. Pomachał do niej.
Ismira pokręciła głową.
- Boże, dlaczego świat jest pełny idiotów?
Kiedy dotarła do jaskini, zajęła się oprawianiem zwierzęcia. Po łokcie była ubabrana we krwi.
- Świetnie wyglądasz we krwi. – odezwał się Simon.
Spojrzała na niego zirytowana.
- Chłopie, czy ty wiesz, co to jest naruszanie prywatności? Właśnie to robisz.
Wzruszył ramionami i zaśmiał się.
- Może do poprawczaka mnie nie wsadzą.
- Mogliby cię od razu sprzątnąć.
Westchnął. Ukucnął naprzeciwko niej.
- Na co się tak złościsz?
- Na ciebie? – warknęła.
Uniósł jej podbródek ręką, by spojrzeć jej w oczy.
- Za to, że mi się spodobałaś?
Wyszarpnęła się.
- Zostaw mnie w spokoju. – burknęła.
- Nie zostawię. – powiedział cicho, z uporem.
Zerknęła na niego. Wzrok miał twardy jak stal.
- Wyglądasz jak srający kot na puszczy. – stwierdziła.
Uniósł brwi.
- Serio?
Przewróciła oczami. Zdążyła podzielić mięso na porcje. Podała część chłopakowi.
- Bierz to i idź mi stąd.
Nim odszedł, mrugnął do niej. Wzięła swoje mięso i włożyła do przenośnej lodówki, którą zabrała z domu ciotki. Rozpaliła ogień i upiekła sobie część. Była już w połowie posiłku, gdy znienacka obok niej pojawiła się Luce.
Pogłaskała ją i dała jej sucharka.
Mała pisnęła z wdzięczności i zaczęła zajadać.
Dziewczyna westchnęła i zapatrzyła się w morze.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Vringi
Game Master
Dołączył: 01 Cze 2010
Posty: 452
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Ostrzeżeń: 2/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 19:54, 27 Lip 2011 Temat postu: |
|
|
[GE]
Charlie leżał bezwładnie na plecach próbując zatamować krwawienie. Samael odszedł. Dzięki Tomowi, Willowi, Millie i niejakiemu Teo.
Ale zwłaszcza dzięki Grymasowi. Po tym jak kojot rzucił mu się z kłami w stronę szyi, duch Nathana spanikowany próbował uciec. Zamiast tego zrobił miejsce dla Charliego który odzyskał swoje ciało.
A teraz leżał na ziemi. Bolały go wszystkie mięśnie. A zwłaszcza prawa dłoń.
Spojrzał na nią. Na swoją dłoń.
Była normalna.
No, może poza tym że nie posiadała naskórka, miała połamane palca i była cała w krwi.
"Czemu zawsze mi się to przytrafia?"
Nie zauważył kiedy Teo i Will wsadzili go do samochodu. Ani zniknięcia kojota i pumy.
Zasnął.
[GE-Baza]
Otworzył najpierw lewe oko. Zawsze tak robił. Samochód prowadził człowiek Toma, Teo obok którego siedział Ferry we własnej osobie.
Angel ponownie zamknął oczy. Musiał zająć się uleczeniem bardzo ważnej rany. Nie dłoni.
Była to rana na jego umyśle. Jeśli zadziała w odpowiedni sposób, Samael przepadnie na zawsze.
- Nie musiał się tak na niego rzucać. - usłyszał głos Willa. Znowu otworzył oko. Tym razem lewe. Wtedy Tom powiedział:
- Chyba masz racje. To jak wyrywał z Charliego to ostrze.
- Taak. To bolałoo... - wyszeptał. Jego głos był kompletnie zdarty.
- Charlie! - usłyszał przy swoim uchu krzyk Millie
Witakinetyk spróbował podnieść głowę z jej kolan. Miał zbyt mało sił.
- Wybaczcie, to nie byłe...
- Tak. Wiemy. To nie byłeś ty. - przerwał mu Tom. - Szczerze, to ja to wiedziałem od początku.
I zaczął coś opowiadać. w pojeździe zapanowała miła atmosfera.
Jedynie Charlie był niepocieszony. Zdołał już się pozbyć Samaela.
Jednak dalej słyszał jego słowa.
- "On nigdy nie będzie szczęśliwy." - zapanowała cisza. Były to ostatnie słowa jakie Tamten wypowiedział. Charlie zacisnął mocno zęby. - Miał drań rację. Cholerną rację. Nigdy nie będę szczęśliwy.
W końcu oparł się o siedzenie i skrzyżował ręce.
I dał się ponieść myślom.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Nefeid
Kurczak
Dołączył: 17 Maj 2010
Posty: 1500
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 13 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: łódź Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 19:44, 28 Lip 2011 Temat postu: |
|
|
[Gdzieś między NJGGJCZ a PB]
Bolało jak cholera.
Anu, Flo i Kate większość uwagi poświęciły jej zmiażdżonej ręce, bok polewając tylko tą cholerną wodą utlenioną, a raczej narzędziem tortur, i owijając jakąś tkaniną.
- Poczekamy tylko, aż ręce Susan się polepszy - oznajmiła optymistycznie Anuna.
- Nie polepszy się - warknęła Susan - Nie wiem, czy zauważyłaś, ale kości w niej brak. Zamiast tego jest biały proszek. To się samo nie zrośnie.
- Uzdrowiciel - zaproponowała Anu.
- A wiesz, gdzie jest? - zapytała zirytowana Susanne.
- Masz jakieś inne rozwiązanie? - zapytała Flossy.
- Chyba nie ja powinnam nad nim myśleć - prychnęła Suss - Sorry. Po prostu... zamiast ręki i połowy tułowia mam kisiel. Nie sprzyja myśleniu.
Hayes położyła głowę na ziemi i zamknęła oczy, starając się zapanować nad gniewem spowodowanym bezsilnością. Nie mogła zrobić absolutnie nic, i to niezmiernie ją irytowało.
- Adam! - zawołała ostro.
- Co?
- Narysuj mi morfinę.
- Morfinę? - zapytał zdziwiony.
- Tak. Morfinę. W tabletce albo strzykawce, jak chcesz. Dwie, bo to krótko działa. Tylko się pospiesz - wysyczała Susan.
Poszło mu dość sprawnie. Anuna wzięła strzykawkę do ręki, ale patrząc, jak drży jej dłoń, Susanne zabrała jej zdrową ręką lek i wbiła go sobie w mięsień. Ulga była prawie natychmiastowa, tylko teraz dla odmiany musiała walczyć z uczuciem senności. Wstała, przy pomocy Flo.
- Idziemy do tego obozowiska. Nie mamy po co tu stać.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Nefeid dnia Czw 20:03, 28 Lip 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Marvel
Różowy
Dołączył: 21 Mar 2010
Posty: 284
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 13 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 21:36, 28 Lip 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
Gdy Marvel się obudził, leżał w stroju Adama, stykając się głowami ze śpiącą jeszcze Rose. Spojrzał na swoje dłonie, które były już zabandażowane. Nagła fala wspomnień zaatakowała bolącą go głowę. Poruszył się, a wtedy Rose gwałtownie otworzyła oczy. Choć widziała go już nagiego, kiedy był nieprzytomny, dopiero teraz zdawała się być zakłopotana. Omberd uśmiechnął się tylko.
- Znajdziesz mi jakieś ciuchy Charlie'ego? - zapytał, a czerwona na twarzy Rose od razu rzuciła się w poszukiwaniu ubrań, jakby chciała zakończyć tą dziwną chwilę.
Po chwili przyniosła dżinsy i czarną koszulkę. Bokserek wolał od niego nie pożyczać, więc ubrał tylko te dwie rzeczy. Boso, wyszedł z domu.
- Gdzie idziesz? - zawołała, gdy przechodził przez podwórko.
- Do kościoła. Przejdź się po miasteczku i powiedz dzieciakom, aby przyszły do ruin świątyni.
Minęło pół godziny, a ostatnie dzieciaki mieszkające w miasteczku, przyszły do kościoła. Była ich niecała setka. Rose podeszła do Marvela i złapała go za ramię, jakby coś przeczuwała. ,,Przecież to Prorokini."
Marvel czuł, że więź z Gaiaphage odrodziła się. Nie taka jak kiedyś. Teraz była delikatna, lekka, ale i silna, jak pajęczyna. Zielona sieć oplatała jego mózg.
- Nadchodzą nowe czasy - powiedział w końcu. - Od teraz ja przejmuję władzę w Perdido Beach.
Większość dzieciaków zaczęła buczeć i krzyczeć coś w jego stronę. Chłopak poczekał, aż się uspokoją.
- To miasto potrzebuje przywódcy, a kogo innego byście zaproponowali, hmmm?
- Mamy Sonię i Anunę! - krzyknął ktoś.
Uścisk Rose zdawał się być coraz silniejszy.
- Naprawdę? Bo wiecie... ja ich tu nie widzę.
Nastąpiły szmery.
- Powiem wam, gdzie są wasze wspaniałe przywódczynie. Anuna przez cały czas siedzi sobie w lesie. Zostawiła was, myśląc tylko o sobie i od początku nie robi nic ważnego. Dosłownie. Nie wiem kiedy to zrozumie. A Sonia? Sonii bardzo spodobało się u Toma i postanowiła olać was tak samo, jak zrobiła to Anu.
Skąd to wiedział? Elizabeth posłała te informacje do jego umysłu. Chciała tego, tak samo jak Nathan. Chciała wszystkiego. A władza jest jedyną możliwością, dostania czego potrzebuje.
- Spójrzmy prawdzie w oczy. Kiedy w miasteczku było najlepiej?
Cisza.
- Kiedy ja rządziłem. Co prawda z Maggie, ale jej już tu nie ma.
Po chwili dzieciaki zaczęły przytakiwać. Marvel nie kłamał, mówił prawdę. Odwrócił się do Rose, wiedział co teraz będzie. Dziewczyna zamknęła oczy i złapała się za głowę. Kolejna wizja. Każdy czyn teraz, zmienia to co będzie. Gdy Rose wróciła do siebie, uśmiechnęła się. Przyszłość zmieniła się, na lepsze.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|