Forum Forum GONE Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Rozdział IX
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Forum GONE Strona Główna -> Archiwum / GONE - to tylko ETAP / Archiwum 2.
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Rexus Maximus
Gość





PostWysłany: Pią 17:23, 10 Cze 2011    Temat postu: Rozdział IX

Co się działo?
Tak jak przewidywała Elizabeth, zmutowane szerszenie są posłuszne Maggie i Marvelowi. Po wieczornym spotkaniu, zawierają pakt, zostając równymi wobec siebie władcami całego ETAP-u. Rada nie sprzeciwia im się, bojąc się kolejnego ataku owadów.
Choć szerszenie spustoszyły miasteczko i zmniejszyły populację ETAP-u o połowę, powoli udaje im się doprowadzić wszystko do pozornej normalności. Dzieciaki są razem, wszystkie w jednej okolicy – to jedno z postanowień Maggie i Marvela, decydujących o wszystkim. Owady od czasu do czasu przylatują do Perdido Beach, jakby sprawdzają czy wszystko jest tak jak powinno być. Nikt nie wie, dokąd odlatują.
Tak mijają dwa miesiące.
Po Gaiaphage i Endorayalu nie ma ani śladu, aż do pewnego momentu. Pewnego dnia Ciemność przebudza się z pełnią sił i zaczyna działać na trójkę pozostałych przy życiu Jeźdźców. Dyskretnie wpływa na ich siłę woli, przez co robią co ona sam chce. Po tygodniu jej siła się wzmaga i żaden z nich nie jest w stanie się kontrolować. Nagłe ataki żądzy zabijania, dziwnych rozkazów Marvela czy po prostu obłąkania. Członkowie byłej Rady wykorzystują sytuację i obalają z rządów osamotnioną Maggie. Nowymi burmistrzami, wedle głosów, zostają Sonia i Anuna. Decydują się zamknąć Marvela, Giselle i Arthura w celach więziennych, na komisariacie. Z więzienia jednak zamienia się to w swego rodzaju psychiatryk. Opętanych przez Gaiaphage Jeźdźców pilnuje Shelton, jeden z ogromnej liczby nowych mutantów. Jego moc polega na tym, iż wyłącza inne zdolności w promieniu dziesięciu metrów. Chłopak zostaje strażnikiem i sumiennie pilnuje trójki obłąkanych.
Pod koniec trzeciego miesiąca do miasteczka wlatują szerszenie na standardowy obchód. Widząc, że Marvel jest zamknięty, a Maggie gdzieś zniknęła, zaczynają znów atakować. Jedyną skuteczną pomocą okazuje się być Tom. Chronokinetyk znacznie rozwinął swoje zdolności, dzięki czemu sprawia, że śmiertelne owady padają ze zwykłej starości. To trochę osłabia Ciemność, lecz ta zdążyła się naładować. Otóż na środku jednej z trzech wysp rośnie ogromne, tajemnicze drzewo. Przez trzy miesiące to właśnie tam przylatywały zmutowane szerszenie, zapylając kwiaty tego drzewa. Drzewa, będącego materialnym odbiciem Gaiaphage.
Po DWZS (Drugiej Walce Z Szerszeniami) miasteczko zaczyna obumierać. Brakuje pożywienia i wody. Sytuacja robi się krytyczna. Na ruinach spalonej sali gimnastycznej powstaje dziwny klub. Czarna ziemia i metalowe szczątki tworzą arenę, a w niej odbywają się zakazane pojedynki mutantów, choć nie tylko. Jeden na jednego. Zwycięzca wygrywa porcję jedzenia, przegrany zwykle potrzebuje uzdrowienia. Organizator Walk Gladiatorów ukrywa się gdzieś w cieniu i jest nim ktoś, kogo byście o to nie podejrzewali. Elise.
Dzieciaki od dłuższego czasu nie widują Siriusa. Chodzą plotki, że nie mógł znieść ciągłego uzdrawiania i po prostu gdzieś się ukrywa. Inni mówią, że zrobił „puff”. Czy Perdido Beach poradzi sobie bez Uzdrowiciela?
W kanałach, tuż pod powierzchnią miasteczka, Outsiderzy Nerissy zbierają siły, nic nie wiedząc o tym, że Charlie zbiera nowych członków razem z Drake'm w Górskim Obozie, w Gwieździe Endorayala.
Rose w tajemniczy sposób przenosi się na tydzień do Eteru. Wraca... odmieniona.
Tymczasem pojawia się Coś, dziwaczne, nieokreślone monstrum, które grasuje i zabija. Okazuje się, że potwór jest tym, czego poszczególna osoba najbardziej się boi. Przybiera kształt, wizję, najskrytszych lęków ofiary. Nikt nie wie jak na prawdę wygląda, bo każdy widzi Coś na swój sposób.
ETAP-em zaczęły rządzić tajemnice… Ile złego one przyniosą?
Dowiemy się, tworząc nową historię ETAP-u…


~ ~ ~ ~ ~

Miesiąc wcześniej...
Sonia krzyknęła:
- Wszyscy pirokinetycy: ognia!
Kilku chłopaków zakrzyknęło coś w rodzaju "T-tak jest".
Anuna zawtórowała jej współ-burmistrzyni:
- Tak! Aerokinetycy, odpychać ich!
Parę osób uniosło drżące ręce.
Jednak szerszenie nie ustępowały. Atakowały z tej i z tamtej strony, jednak jak do tej pory nikogo nie tknęły, ale i owady były nietknięte mimo płomieni otaczających ich ze wszystkich stron. Skrzydła także były ognioodporne.
- Płomienie nic im nie zrobią. Powietrze tylko je spowalnia. - powiedział zakapturzony chłopak, który pojawił się w środku kręgu ludzi.
Jakaś wystraszona tym aerokinetyczka wycelowała w niego przypadkowo swoją moc.
Kaptur spadł z jego głowy.
Pierwsza zareagowała Anuna.
- Tom. Dobrze, że jesteś.
Ferry kiwnął głową. Na jego ramię wskoczyła wiewiórka, wygrażająca szerszeniom łapkami.
Sonia zmarszczyła brwi.
Tom powiedział:
- Tak. Poznajcie Ricky'ego.
Czyżbyś wracał do gry?
Na to wychodzi.
Sonia, jedyna trzeźwa osoba w tym gwarze, powiedziała:
- No, ale możesz coś zrobić z szerszeniami? Niedługo przekłują nas jak balony?
Ferry pokiwał głową.
- Widzę, że wczuwasz się w rolę. Gratki za awans.
Podwinął rękawy. Obluzował maczugę w specjalnym trzymadle przy pasku. By nie ukłuła go w udo, zmajstrował specjalny ochraniacz na nogę.
Uniósł ręce.
- Czas!
Jego dłonie zaświeciły mocniej.
- Czas!!
Otworzył dłonie. Spod paznokci wydobywały się strzępki fioletowej materii, podobnej do nici babiego lata.
- Czas!!!
Tom pobladł. Można było rozpoznać każdą żyłę na jego ciele, kiedy strzępki zmieniły się w sznurki i oplotły każdego szerszenia. Nie zaciskały się, owady nawet ich nie czuły, ale wszystkie padły po kilku sekundach.
Ferry powstrzymał torsje. Przemaszerował po pobojowisku. Puste, wyschnięte pancerzyki szerszeni.
- Tak. Echh... Standardowe postarzenie poziomu trzeciego. Miałem dużo czasu na ćwiczenia.
Po czym skierował się do Sonii:
- Gdzie Sirius?

Teraz...
Ferry maszerował po PB, między szeregami prowizorycznych domków. Ciągle pamiętano jego zwycięstwo w walce z szerszeniami.
Wracał z największego namiotu. Tam rezydował Tymczasowy Rząd ETAP-u. Należał do niego.
Marvel i Mhoczni w pierdlu.
I Coś w ETAP-ie.
Wyjął z plecaka małą paczuszkę. Wrzucił ją do studzienki kanalizacyjnej. W środku była wiadomość:
Nerisso!
Powodzenia!
Tych 20 Outsiderów może się przydać. Więc, wiecie coś nowego o Cosiu? Jeśli nie, to źle. Jeśli tak, przyślij wiadomość trzecim sposobem.
Ferry.

Po czym zawrócił do namiotu Rządu. W końcu musiał im coś powiedzieć o Cosiu, a o czym ostatnio zapomniał.
Powrót do góry
Rose
Wykrywacz Kłamstw


Dołączył: 27 Lis 2010
Posty: 1256
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Wyspa Crabclaw
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 19:00, 10 Cze 2011    Temat postu:

[PB]

Rose schyliła się i powoli przeszła przez zrujnowany próg.
- Cześć Shelton.- machnęła ręką w strone chłopaka. Siedział na krześle z nogami na stole. Uśmiechnął się.
- Cześć Rose. Patrz co mam.- pomachał czymś nad głową. Dziewczyna zmarszczyła brwi.
- Gazetę? Po co ci ona?
Shelton wzruszył ramionami.
- Trzeba wiedzieć co się dzieje na świeci, no nie? Dowiedziałem się, że jest jakis konflikt w Arabi Saudyjskiej i mamy kłopot z ropą naftową. To potworne , prawda? I co my teraz zrobimy...
Rose mimowolnie niemal się uśmiechnęła:
- Taaa. Bo konflikty w Arabii Saudyjskiej to nasz największy problem.
- zatknęła pasemko brudnych włosów za ucho i przygryzła wargę.- Wpuścisz mie Shel?
Chłopak westchnął ciężko.
- Rose, odwiedzasz te kanalie od miesiąca. Dlaczego to robisz?
-Bo nikt inny ich nie odwiedza.
-Wiesz, że nie wolno mi cię wpusz...
Rose gwałtownie pochyliła się nad chłopakiem i rzuciła mu swoje najniewinniejsze spojrzenie.
- Proszę cię! To już ostatni raz.
Shelton westchnął ciężko i wstał z krzesła.
- Zawsze tak mówisz kochana.
Poprowadził dziewczynę korytarzem, aż do zamkniętych drzwi. Wsunął klucz w zamek i przekręcił go.
- Proszę bardzo. Wchodź.
Rose spojrzała na niego.
-Dzięki. A i....- pochyliła się i wyszeptała- Twoja siostra dziś staruje w walkach. Nie martw się; wygra.
Po czym weszła do ciemnego pokoju, a drzwi z trzaskiem zatrzasnęły się za nią.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nefeid
Kurczak


Dołączył: 17 Maj 2010
Posty: 1500
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 13 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: łódź
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 19:23, 10 Cze 2011    Temat postu:

Susanne nienawidziła podporządkowywania się.
Miała przez to w życiu wiele problemów, głównie w szkole. Moment, w którym musiała uznać wyższość Marvela, Maggie i Ciemności należał do najgorszych w jej życiu. Siedziała z zaciśniętymi zębami, wyobrażając sobie, jak wypruwa flaki Ciemności. Wykazała się w tym miejscu wyjątkową wyobraźnią. A następnego dnia...
Zbliżał się wieczór. Susanne zapakowała ostatnie najpotrzebniejsze rzeczy do swojego plecaka. Nie chciała mieszkać w mieście. Było zniszczone, jedzenie prawie w ogóle nie było, a jeżeli ktoś już jakieś miał, to musiał je natychmiast zjeść, ponieważ w góra pół godziny stanie się obiektem kradzieży. I władza. Nie chciała władzy. Wyszła z domu (jeżeli tak można nazwać parę samotnych ścian w morzu szkła i mebli) i od razu zauważyła Flossy, siedzącą nieopodal i patrzącą się na Suss hipnotyzujący wzrokiem.
- O co chodzi? - warknęła zirytowana Hayes.
- Zastanawia mnie, co robisz - odparła Flossy spokojnie, z uśmiechem.
- Opuszczam miasto.
- Sama?
Susanne odwróciła się i spojrzała się na Flossy. W sumie miała ochotę powiedzieć jej, że tak, sama, i tamtej nic do tego. Ale przypomniała sobie o mocy dziewczyny. Poza tym... zawsze we dwójkę łatwiej.
- Nie - westchnęła - z Tobą.
Flo uśmiechnęła się i wyciągnęła zza pleców niezbyt dużą torbę.

***
4 miesiące później

Zdobywanie jedzenia było dziecinnie łatwe. Polowaniami zajmowała się Susanne - oślepiała zwierzęta, a potem je zabijała. Flossy codziennie dopilnowała, żeby w pobliżu ich obozowiska wyrosły jakieś smaczne warzywa czy owoce. Przebywały bardzo daleko od Perdido, niedaleko rzeki Achatz, dlatego nigdy nie brakowało im wody. Ani razu nie spotkały też szerszeni. Obie przyzwyczaiły się już do leśnego życia i własnego towarzystwa, więcej - bardzo się zaprzyjaźniły. Były prawie jak siostry.
Susanne rozpaliła ognisko i upiekła małego królika. Zerknęła na Flo - siedziała na ziemi, mrucząc coś pod nosem. Na dziś zaplanowała ziemniaki.
- Słuchaj - zaczęła Suss - jesteśmy tu już... od niewiemileczasu i...
- 4 miesiące, 3 dni, 7 godzin, 28 minut i 30 sekund - przerwała jej Flo.
- Nieważne... długo, tak czy inaczej. I...
- Chodzi ci o to, że mamy się ruszyć i iść do miasta? Niby po co?
- Może coś się zmieniło - zasugerowała Susanne.
- Taaaak...
- Zjedzmy, jutro się zastanowimy - zadecydowała Suss i popatrzyła się na królika. Wyglądał bardzo soczyście. Myśleć należy zawsze po jedzeniu.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Nefeid dnia Pią 19:26, 10 Cze 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
zimowykalafior
Super Admin
<b>Super Admin</b>


Dołączył: 10 Wrz 2010
Posty: 2241
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 53 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Australijskie Skierniewice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 12:04, 11 Cze 2011    Temat postu:

Anu siedziała z nogami wyciągniętymi przed siebie, oparta o pień drzewa, ze słomkowym kapeluszem na głowie. Od niechcenia przeżuwała źdźbło trawy, a w dłoniach trzymała patyczek. Łamanie go na coraz mniejsze kawałeczki pochłaniało całą jej uwagę.
Nuciła coś pod nosem. Namiot Tymczasowego Rządu ETAP-u był w jej zasięgu wzroku. Kątem oka widziała Toma, który wrzucał coś do studzienki kanalizacyjnej.
Przyzwyczaiła się do tego, że jeśli coś - cokolwiek - szło nie tak, wina spadała na nią. Albo na Sonię.
"Moją siostrę zabiła szarańcza"
"Jestem głodny"
"Ktoś spalił mój dom"
"Kiedy to się skończy?"
"Zrób coś, Luce chce zjeść mojego kota"
"Kiedy wrócą rodzice?"
Myślała nad tym, żeby po prostu uciec. Tak by było najłatwiej.
Ale kto powiedział, że ma być łatwo? Zawsze jest trudno i zawsze boli.
"Spokojnie, wszystko jest pod kontrolą. Bądź dzielny/a, rodzice na pewno byliby z ciebie dumni"
Co miała im mówić? Że tak naprawdę nic nie jest pod kontrolą, a z każdym dniem jest coraz gorzej. Przynajmniej w jej odczuciu.
Tom wszedł do namiotu Rządu. An nie wiedziała, czy kogoś tam znajdzie. Nie miała bladego pojęcia, gdzie teraz jest Sonia.
Wstała. Rozejrzała się.
-Mel! - wrzasnęła. Była pewna, że mała jest gdzieś w pobliżu. W sumie już nie taka mała - w zeszłym tygodniu obchodziła 10 urodziny. Były nawet świeczki...
-Hej! Pamela mi powiedziała, że Phil jej powiedział, że Samantha widziała Susan i Flossy gdzieś poza miastem. Bo ona szukała jedzenia, i tam się zgubiła, i potem...
Anuna chwyciła siostrę za ramiona.
-Stop. Wolniej. I odcedź to, co chcesz mi powiedzieć.
Melissa zastanowiła się.
-Susanne i Flo prawdopodobnie żyją.
Anu usiadła z powrotem.
-Aha.
-Aha? Tylko tyle?
-Nie wyobrażam sobie, żeby mogło być inaczej.
Chwila ciszy.
-Jak dzisiaj idzie zbieranie melonów?
-Kapusty. Czy to ogarniasz, co się dzieje dookoła? Melony były wczoraj.
-Musiałam coś przeoczyć. - Collins wzruszyła ramionami. Wróciła do swojego poprzedniego, fascynującego i porywającego zajęcia.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez zimowykalafior dnia Sob 12:05, 11 Cze 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Megumi
Niezniszczalny


Dołączył: 04 Mar 2010
Posty: 1550
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: L-wo
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 12:04, 11 Cze 2011    Temat postu:

[gdzieś w górach]

Maggie usiadła na starym murze. Tak, była w ruinach. Kto by pomyślał, że między górami bedą jakieś ruiny zamku? Może tak w przyszłości zostać archeologiem?
Pff... Co się ze mną stało? Najpierw byłam pomiataczem, potem władcą, a teraz?
Nie, żeby tego nie przewidziała. Wiedziała, że nic nie trwa wiecznie. Ale, żeby Marvel zwariował? W życiu by się tego nie spodziewała.
A teraz jest w jakimś pokoju z innymi Jeźdźcami. Oj, nisko upadłeś... Ja z resztą też.
Blondwłosa spojrzała na swoje makabrycznie chude ręce. Kiedy ostatni raz jadła? Miesiąc temu. Nie miała już siły na polowania. Czy dotrzyma do końca?
Końca ETAP-u? Nawet nie wierzę w koniec tego...
Nagle zapragnęła znaleźć się znowu w jednej z willi swoich rodziców. Chciała się nudzić, chciała oglądać Disney Channel, chciała opychać się popcornem, chciała...
Chciał być normalną, spokojną i miłą nastolatką.
Durna, o czym ty myślisz? Od urodzenia spie***liłaś sobie życie. Nie można tego naprawić
- Jeżeli coś się postanowi, trzeba się tego trzymać. -wyszeptała. Poczuła, że coś spływa jej po policzku.
Łza. Jak ja dawno nie płakałam...
Maggie spojrzała na rzecz leżącą obok niej.
Szkatułka Nathana.
Do tej pory była tylko uchylana. Nigdy nikt nie otworzył tego pudełka całkowicie. Ona go ciągle pilnowała. Wiedziała, że jest to ważna rzecz.
Nagle wpadła na pomysł. Genialny pomysł.
- Skoro już trzymam się zła, to jeszcze trochę poszaleję. - wzięła szkatułkę do ręki i szybko ruszyła w stronę Perdido Beach.
Do organizatora Walk Gladiatorów.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marvel
Różowy
Różowy


Dołączył: 21 Mar 2010
Posty: 284
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 13 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 12:35, 11 Cze 2011    Temat postu:

[PB]

Marvel siedział na łóżku, w kącie celi. Przez metalowe pręty wpadało lekkie światło z pomieszczenia, w którym urzędował Shelton.
Codziennie czytał starą gazetę, podczas gdy Marvel dzień w dzień rzucał się po pomieszczeniu, krzyczał, płakał, błagał by go uwolniono. Ale nie teraz, tylko wtedy, kiedy wchodziła w niego Ciemność.
Był zamknięty. Bez mocy. Dlatego nie mógł uciec, chociaż Gaiaphage i tak codziennie go opętywała. I chciała by się wydostał. Wybuchy. Tak nazywa te momenty, w których kieruje nim ten potwór. Kiedy porusza jego ciałem, mówi jego głosem. Codziennie słyszy też Wybuchy Giselle i Arthura, którzy znajdują się w celach obok. I przeżywają to samo co on.
Czuł się słabo. Czuje się słabo, odkąd tu jest. Moc Shletona jest nieprzyjemna. Wyłącza zdolność, ale... To tak jakby Marvel składał się z miliardów małych, świecących kuleczek, a on powoli je od niego odłączał. Omberd był dzisiaj już po drugim Wybuchu. Jego ciało błyszczało potem, a dłonie bolały i krwawiły od walenia w ściany. Shelton się do tego przyzwyczaił. Od dłuższego czasu ignoruje ich błagania, groźby i krzyki. Może sam już zwariował przy nich? W końcu w jaki inny sposób nadal jest wesoły? I dlaczego czyta gazety z normalnych czasów, a potem rozmawia o nich z...
Rose. Przychodzi do nich. Codziennie. Tak jak Shleton czyta gazety, a oni mają Wybuchy. Czy Marvel się powtarza? Czy zwariował? Na pewno.
- Witaj Marvelu - wyszeptała, gdy zimne kraty zatrzasnęły się.
Omberd nie odpowiedział. Nigdy nie odpowiadał. Dzień w dzień. Ale ona przychodziła.
Rose podeszła do niego i przysiadła na łóżku. Popatrzyła na czerwone plamy na ścianach, a potem na jego kłykcie.
- Znowu? - o to też pytała codziennie. Tylko ona. Nikt inny nie interesował się trójką zabójców.
Wyciągnęła spod bluzki brudny, zżółkły bandaż i owinęła mu dłonie.
- To nie byłem ja. Nie chciałem tego - cięgle to powtarzał. - To nie byłem ja. Ona mnie kontrolowała. Ciemność.
- Wiem, Marvelu. Wiem.
Lubił kiedy mówiła jego imię. Czuł się wtedy bardziej... ludzki.
- Co się dzieje na zewnątrz?
- Mamy już drugą, śmiertelną przegraną w Walkach Gladiatorów. Nikt nie mógł znaleźć Uzdrowiciela i... no wiesz. Sonia i Anuna są wściekłe i choć od dawna zakazały pojedynków, one dalej się odbywają. Dzieciaki chcą jeść, więc się biją, żeby je zdobyć.
Rozmawiali jeszcze trochę, a potem Rose wyszła. Po piętnastu minutach Marvel znowu miał Wybuch.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Marvel dnia Sob 12:36, 11 Cze 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rose
Wykrywacz Kłamstw


Dołączył: 27 Lis 2010
Posty: 1256
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Wyspa Crabclaw
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 13:19, 11 Cze 2011    Temat postu:

[PB]

Kiedy Rose wyszła z więzienia, powoli ,specerkiem ruszyła w stronę areny do walk mutantów. To było dobre miejsce dla niej- nie tylko walcząc, ale i obstawiając można było zdobyć coś do jedzenia. A Rose była bardzo dobra w obstawianiu.
Zresztą, obiecała Sheltonowi, że jakby co wyciągnie jego siostrę z krwawej jatki, na którą nieuchronnie się zanosiło.
Powoli doszła na miejsce i rozejrzała się . Drobna dziewczynka- Elain- nie mogła mieć więcej niż dziesięć lat, ale była dobra. Naprawdę dobra. Piasek unosił sie spod jej stóp i tworzył niewielką trąbę powietrzną. Dziewczyna wysunęła przed siebie ręce i niemal zmiotła z nóg stojącego przed nią chłopaka. Ten zakręcił; dłońmi, a ziemia pod stopami Elain zaczęła pękać. Dziecko zakołysało się i niemal spadło w przepaść, ale szybko się pozbierało i jeszcze raz stworzyło wir z piasku i kamieni. Z całą siłą cisnęła go w stronę chłopaka. W podłożu były kawałki szkła i inne świństwa; ogólnie rzeczy jakimi nikt nie chciałby dostać w twarz. Przeciwnik upadł na ziemię i przestał się ruszać. Z jego twarzy i rąk spływała krew. Elain wydawała się wyczerpana, ale chwiejnym krokiem ruszyła zainkasować swoja nagrodę. A Rose uśmiechnęła sie z zadowoleniem i zajęła sie swoją. Małą puszką czegoś co chyba kiedyś było rybą. W kazdym razie było jadalne. I to było bardzo dużo. Dziewczyna wiedziała, ze nie dostałaby aż tyle, gdyby jeszcze ktoś obstawił Elain. Ale dziewczynka była na tyle mała, żeby nikt nie wierzył w jej wygraną. Rose obóciła się gwałtownie i wpadła na kogoś.
- Ej!- krzyknęła podnosząc się z ziemi.- Uważaj jak...- głos uwiązł jej w gardle, jak zobaczyła na kogo wpadła.
Na Susanne.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Candace
Niezniszczalny


Dołączył: 27 Gru 2009
Posty: 1686
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Lublin
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 13:44, 11 Cze 2011    Temat postu:

[PB]

Czas w ETAP-ie leci bardzo szybko. Od śmierci El minęło kilka miesięcy, ale moment, w którym składała jej ciało do wykopanego przed ratuszem grobu i widok płaczącego Marvela zostanie w jej pamięci na zawsze.

Może wydać się dziwne, ale od tamtego zdarzenia stała się inna. Schroniła braci w bezpiecznym miejscu, odizolowała Siriusa od innych (oczywiście rannych, chorych itd. nadal leczył, ale to inna historia), sama awansowała na stanowisko burmistrza, które oczywiście dzieliła z Anuną. Sprawiała opiekę nad grupą pirokinetyków, telekinetyków i elektrokinetyków. Reszta przypadła Anunie, Emilly i Dianie.

Najbardziej w swojej pracy nie lubiła rozmów z małymi dziećmi, które non stop rozpaczały z różnych powodów. Najczęściej odsuwała się wtedy w cień i wszystko zostawiała na barkach wspólniczki.

Gdzie mieszkała? Nie, jej domu już nie było. Teraz dzieliła jeden z budynków bliżej ratusza, razem z Brianem i Dianą. W miarę czyste ściany, na pierwszy rzut oka porządny dom. Żadne luksusy.

Kaptur na głowie, ciemne dresy i adidasy, czyli strój jaki nosiła większość dzieciaków. Dlaczego? Żeby wzbudzać respekt, ale i nie wyróżniać się z tłumu. Teraz, kiedy siedziała na jednej z desek ustawionych nieopodal areny, strój spełniał swoją rolę. Nie chciała, aby ktokolwiek ją poznał. Nie, jasne że nie lubiła oglądać walk. Po prostu wolała być na miejscu, kiedy trzeba będzie interweniować. Ostatnio sprawy zaszły za daleko. 2 dzieciaków zginęła od ran. Można sobie pomyśleć: a co ją obchodzą jakieś dzieciaki? Obchodzą. Od czasu śmierci El przejmowała się każda śmiercią.

Zostało 40 minut do walki, dzieciaki zaczęły otaczać arenę. Każdy chciałby być jak najbliżej. Nieraz zdarzyło się tak, że cios wymierzony w przeciwnika trafiał w publiczność, a wtedy było krucho...

Wypatrywała Elise. Dziwne, że jeszcze nie przyszła.

-Następnym razem jak będziesz chciała się bardziej wtopić w tłum to załóż ciemne okulary. Większość zwraca uwagę zwłaszcza na oczy - powiedział do niej Brian, który znienacka pojawił się za jej plecami.
-A Ty na przyszłość pamiętaj, żeby mnie tak nie straszyć, bracie - odpowiedziała w uśmiechem i zrobiła mu miejsce koło siebie.

Walkę wygrała siostra Sheltona. Kiedy wszyscy zaaferowani byli wynikiem walki, zakładami itd., Sonia z Brainem zbliżyli się do przeciwnika małej Elain. Poraniona twarz, ręce i reszta ciała. Stracił przytomność. Sonia wzięła go na ręce. Nie był ciężki, miał jakieś 11-12 lat. Ciekawa moc. W eskorcie "brata" wyniosła go na zewnątrz.
-Idziemy do Siriusa.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Candace dnia Sob 13:56, 11 Cze 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rexus Maximus
Gość





PostWysłany: Sob 14:04, 11 Cze 2011    Temat postu:

- Tak, Ricky. Pusto. Trudno, później im powiem.
Wiewiórka pokiwała łepkiem.
Tom wyszedł z namiotu. Jakoś nie zauważył Anuny.
W górze usłyszał krzyk zwierzęcia. Ptaka. Ptaka Nerissy.
- Pamiętaj Ricky, że to dopiero trzeci sposób.
Na kartce, którą ptak upuścił do kosza na śmieci, były tylko trzy słowa.
Nic nie wiemy.
Ferry pokiwał głową. Podejrzewał, czym jest Coś, i właśnie o tym chciał powiedzieć burmistrzyniom.
Szedł obok komisariatu. Tam wrzeszczał Marvel, jeden z Dyktatorów Terroru Dwóch "M". Maggie i Marvel.
Fajnie byłoby, gdyby chociaż żyło się lepiej. No, ale cóż, to nie Polska, nie wybudujemy 2 milionów mieszkań.
I wtedy się wkurzył.
Patrzą się na niego, jak na jakąś niepotrzebną zarazę. Gadają o nim po kątach, nie mówiąc nic w twarz.
Wyrzucił plecak. Trafił przypadkowo jakąś dziewczynę. Maczugą także rzucił. No cóż, szkoda, że tym razem nikogo nie trafił.
Wyszeptał:
- Tak, powiedzcie mi to w twarz, a nie będziecie szeptać za moimi plecami, kiedy mnie nie ma. Odważni z was ludzie, nie ma co. Podziwiam was, a jakże. Jesteście prawie tak dzielni, jak moja babcia w sześćdziesiątym ósmym. Tak, uciekła.
Potem usiadł na betonie. Tym który się jeszcze nie wykruszył. Dyszał. Poszedł na komisariat.
- Shelton? Klucze od wolnej celi.
Chłopak podał mu klucze.
Tom zamknął się w celi i rzucił klucze strażnikowi.
Zadowoleni?
Powrót do góry
Loki
Super Moderator
<b>Super Moderator</b>


Dołączył: 26 Maj 2010
Posty: 2006
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 43 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 15:15, 11 Cze 2011    Temat postu:

Korzenie zaciskały się na jej ciele tak mocno, że powinny były połamać jej kości – powinny, gdyby jej ciało naprawdę było ciałem. Poruszała się tym dziwnym ruchem – ni to chodem, ni czołganiem, ni płynięciem. Dookoła wisiały płaty czegoś, co przypominało papier – płachty mieniły się kolorami, zależnie od nastroju. Namiętna czerwień, chorobliwa zieleń, smutna czerń, znudzona żółć, zły, bezlitośnie chłodny błękit, oraz ich mieszanki, przenikające się kolory, tworzące wielobarwne spirale, kręgi, nieokreślone wzory. Wcześniej to wszystko było bezkształtną masą – ona zorganizowała ten bałagan. Rozebrała ludzkie dusze na czynniki pierwsze. Uporządkowała, a raczej podporządkowała. Mogła z tego czerpać – odcinać kawałki papieru, by wykleić z nich kolaż.
Dangudmraj.
Ładnie wybrzmiewa w uszach, prawda?
Oczywiście były też inne plusy – dobrze wiedziała co się dzieje w świecie żywych. Mały Syriusz okazał się skarbnicą wiedzy. Dowiedziała się od niego masy ciekawych rzeczy.
Że Sirus, Uzdrowiciel, zabujał się w Sońce, chociaż skrzętnie to ukrywa. Oczywiście jej siostrzyczka miała zbyt wiele na głowie, by samej coś dostrzec.
Że Nerissa zaszła w ciążę. I to z kim?! Niestety ktoś miał za długi język, plotka się rozniosła i biedna panna Swann zniknęła nie-wiadomo gdzie. Szkoda. Była ciekawa czy Charlie coś wie. On też gdzieś zniknął. Bardzo ją to irytowało.
Rada w końcu jakoś się zorganizowała. A to nowość! Ciekawe jak długo…? Ale miała problemy. Wcześniej jakoś nikt ich nie zakładał. Błąd.
Niecierpliwiła się. Przebywanie tu było nudne. Obserwowanie tego wszystkiego. Przecież mogła wcielić swój plan w życie! Chociaż trochę… Co by to komu szkodziło?
Pozostawał jeden kłopot – ciało. Minęły tylko 4 miesiące. Jesion potrzebował jeszcze trzech. A najlepiej czterech, albo pięciu… Nie miała przecież jeszcze wszystkich kart. Wszystkich zwojów, obłoków. Wszystkich dusz.
Ale czy musiała czekać?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Seth
Kameleon
Kameleon


Dołączył: 06 Cze 2011
Posty: 62
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Stargard Szczeciński
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 17:20, 11 Cze 2011    Temat postu:

Seth był szczęśliwy... przez pierwsze 7 dni ETAPU. Wolność wynikająca z braku dorosłych była upajająca. Można się było zaszyć z dala od ludzi i odpocząć.
Gorzej zaczęło się robić po jakiś 10 dniach. Pojawiły się podziały, Seth nie lubił podziałów. Zawsze prowadziły do konfliktów. No i nadszedł czas szerszeni. Trzeba było zostawić swoje ulubione miejsca i wynieść się... Nie, przeprowadzki były tak samo głupie jak podziały. Trudno było znaleźć sobie miejsce w dziczy, gdzie nie było by drapieżników. Często musiał migrować w obawie przed szerszeniami. Po 3 miesiącach wszystko się uspokoiło. Jednak nie zmieniło to sytuacji pożywienia... Było marnie. Jedyną kojącą rzeczą w dziczy była cisza.
Cisza, która zniknęła po pojawieniu się tych dwóch dziewcząt... Susanne i Flossy czy jakoś tak. Hałasowały, odpędzały zwierzynę, prawie jak radio ustawiona na max'a. Próbował je w sugestywny sposób wypędzić, ale deszcz i inne anomalie pogodowe im nie przeszkadzały. Ucieszyło go, kiedy postanowiły się wynieść.
Nie spodziewał się, że będą przechodziły koło jego kryjówki.
-Hej, Sus, znasz go?-powiedziała ta z oczyma podobnymi do Seth'a wskazując na niego.
-Nie, lepiej nie podchodź- odpowiedziała jej koleżanka
Ta niezrażona niczym podbiegła do niego.
-Cześć, co tu sam robisz? Mówię Ci, niebezpiecznie siedzieć tu samemu- powiedziała to, wcale nie wyglądając na zafrasowaną.
Seth ostentacyjnie odwrócił wzrok.
-Chodź z nami, wracamy do miasta- ciągnęła dalej niezrażona.
-Daj sobie spokój-powiedziała do niej Sus.
Fioletowo-oka rzuciła Seth'owi ostatnie spojrzenie i odeszła.
Poszedł za nimi...
<Pierwszy post, jeszcze się nie wczułem>


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vringi
Game Master
Game Master


Dołączył: 01 Cze 2010
Posty: 452
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 2/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 17:48, 11 Cze 2011    Temat postu:

[Gwiazda Endorayala]
Charlie mozolnie wyczołgał się z namiotu. Ledwie świtało. Niechętnie wrócił do namiotu po swoje ubranie. Spodnie moro i bluzę z kapturem większą o 3 rozmiary.
Przechodząc między namiotami witał równie zaspałe głowy. Jednak, jak co dzień byli i tacy co stali już gotowi na polowanie. Poranni łowcy.
- Czekają na ciebie. - usłyszał za sobą głos Grymasa. Kojot był w szczytowej formie. Mutant, jak niektórzy w obozie.
Ekipa składała się z pięciu osób z kojotem włącznie.
- Co dziś zjemy Angel? Zapasy się kurczą. - to pytanie zadała Hannibal. Była chudą dziewczyną, kompletnie zbzikowaną ale sympatyczną. - Ja mogę wytrwać na robalach. Zresztą jest tu dużo mięsa...
- Przestań Hannibal. Jesteśmy ludźmi Gwiazdy. Nie musisz już jeść ludzi
Zabrzmiało to tak prosto. Nie musisz jeść już ludzi. No, ale w końcu wrócił po nią na tą wyspę. Czuł że musi to zrobić.
- Muszę z wami iść? - pytanie zadał Wąs. Jakieś dwa miesiące temu, w czasie podróży do Stefano Ray razem z Hannibal spotkali to kociątko pumy. Gaiaphage ledwo się w nim zagnieździło. Dzięki włóczni Jaśniejącego i mocy dziewczyny zdołali pozbyć się pasożyta. Tym sposobem pozyskali 4 kocięta.
Niestety nie działało to na dorosłe kuguary. Były zbyt związane z Ciemnością.
Angel spojrzał na swoje odbicie w tafli wody. Tak bardzo się zmieniłem? Twarz miał całą poznaczoną bliznami. Jedna z nich, podłużna i cienka, przecinała całą jego twarz. Druga tworzyła wgłębienie w jego lewym policzku. Kolejna, ślad po cięciu nożem, znaczyła krtań. Jeszcze inna znaczyła klatkę piersiową. Miał je wszędzie.
Część jego włosów posiwiała. Mięśnie były wyraźnie zarysowane. Mały palec u prawej dłoni wciąż odrastał. Twarz znaczył jeszcze gęsty zarost.
Nawet jego oczy uległy zmianie. Z przekrwionych i wrednych, stały się radosne i wesołe.
- Nie Wąs. Wiem jak byś chciał pójść, ale jesteś za mały. Zabaw lepiej z swoimi braćmi dzieci. Wiem że to lubisz - mała puma zawiedzione odeszło ku chatce w której spały mniejsze dzieci.
Kocię zostało złapane w połowie drogi przez wielką postać. Drake
- Bierzesz go ze sobą. Wymienisz też Josha na Mike i zostawisz tu Mille i Jay'a. Nadszedł chyba czas.
Charlie uniósł brwi.
- Dobra, kompanio. Zmiana planów. Pora odwiedzić miasto.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Vringi dnia Sob 18:00, 11 Cze 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rexus Maximus
Gość





PostWysłany: Sob 18:02, 11 Cze 2011    Temat postu:

Klaustrofobia.
Tom zapomniał o klaustrofobii.
Skulony w kącie, wtulił głowę w kolana.
Nakrył głowę rękami.
Dreszcze.
Chłód.
Te ściany...
One mnie zgniotą!
Ricky...
Jego też...
Ale wiewiór gdzieś poszedł.
Ściany...
Tynk...
Cegły...
Świat...
Ścisk...
Śmierć...
Sznur...
Tak, potrzebuję sznura...
Skąd wziąć sznur?
Shelton chyba miał jeden...
Tak, sznur...

Roześmiał się na cały głos:
- Hahaha, tak, sznur! Kochany, mały sznur. Jak ja lubię sznury. Tak, Tommy lubi sznury. Zawsze wiązał supełki i kokardki... hihihi...
Ściany.
Żyrandol.
Sznur.
Krzesło.
Ferry zaczął rwać włosy z głowy.
Potem zaczął obgryzać paznokcie.
Ha ha ha...
Pięć minut po śmiechu chłopaka, z celi Marvela rozległ się jego chrypiący głos:
- Ciszej tam...
Ferry podniósł głowę. Jego oczy błyszczały:
- Co ja robię ze swoim życiem?
Po chwili zachichotał i powiedział:
- Nic, hahaha!
Ściany.
Ścisk.
Ból.
Mrok.
Endo... Enda... Efg...
Jak on się nazywał?
G... Gak...Gaius... Gaia...
I to też...
Ściany.
Tynk.
Cegły.
Shelton zdrzemnął się na krześle. Ferry, przekrwionymi oczami spojrzał na szafę za jego plecami. Z uchylonych drzwiczek wysunęła się końcówka zwoju liny.
Tom bardzo, ale to bardzo cicho zachichotał.
Będzie zabawa!
Powrót do góry
Nefeid
Kurczak


Dołączył: 17 Maj 2010
Posty: 1500
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 13 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: łódź
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 21:19, 11 Cze 2011    Temat postu:

Miasto nie było dużo bardziej uporządkowane niż wtedy, kiedy Suss i Flo je opuściły. Może trochę. Susanne szła, rozglądając się, i w pewnym momencie..
- Rose!
Rose patrzyła się na nią w osłupieniu prze chwilę, po czym wydała z siebie okrzyk radości i rzuciła się na Suss.
- Gdzieś ty była?!
- Aaaa… zrobiłyśmy sobie z Flo urlop od ETAP-u – uśmiechnęła się Susan.
- A gdzie Flossy?
- Yyyy… śledził nas jakiś chłopak – westchnęła Susanne – znasz Flo. Siedzi z nim teraz… Nieważne. Musisz mi opowiedzieć wszystko, co się tutaj działo. I najważniejsze – co się teraz dzieje. Co robisz koło więzienia?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Loki
Super Moderator
<b>Super Moderator</b>


Dołączył: 26 Maj 2010
Posty: 2006
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 43 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 11:15, 12 Cze 2011    Temat postu:

[PB]

-Cześć Tom
Chłopak przestał gryźć swojego buty i skierował ku niej szaleńcze spojrzenie. Zaśmiała się cicho
-Czyżby przesadziła z tym obłąkaniem?
-Chcesz ciasteczko? - spytał, po czym wyciągnął ku niej dłoń. W garści wił się wielki, czarny karaluch. Skrzywiła się.
-Dzięki...
-Elizabeth!
Odwróciła się. Owy okrzyk wydał z siebie Arthur, siedzący w celi naprzeciw. Uśmiechnęła się do niego.
ŁUP!
Metalowe wiaderko przeniknęło przez ciało Elizabeth i z hałasem przywaliło o metalowe kraty.
-Łuuuu! - krzyknął Tom - Jesteś duchem!
Przewróciła oczami. Wyciągnęła rękę i włożyła ją w ciało Toma, na wysokości serca. W tej chwili zniknęła. A ciało Toma padło bez życia na podłogę.


Oboje byli tam. Oboje nadzy. Oboje oplątani pnączami od stóp do głów - jednak ją korzenie podtrzymywały, łączyły z całą siecią. Jego ściskały, żeby nie mógł się uwolnić.
-Ej! - wrzasnął, już całkowicie przytomnie. Pewnie powiedziałby więcej, gdyby jedno z pnączy nie owinęło się wokół jego twarzy, tworząc prowizoryczny knebel.
-Wybacz Skarbie - uśmiechnęła się niewinnie - Jest mi potrzebne twoje ciało. Obiecuję go nie uszkodzić. Nikt się nie zorientuje. Tymczasem ty nie będziesz się nudzić - wskazała na kłębek waty, który zaczął powstawać nad jego głową - To twoje wspomnienia. Twoje emocje. Twoja dusza. Chaotyczna zbieranina. Każdego innego bolałaby po tym głowa - nie byłby w stanie tego zrozumieć. Ale to twoje życie - możesz je przeglądać bez obaw. - uśmiechnęła się jeszcze raz - Niedługo wrócę. Tu czas działa inaczej. - po czy, ignorując wkurzone spojrzenia tamtego, pstryknęła palcami.


Obudziła się w celi. Podrapała się po krótko obciętych włosach Toma. Jakaś wiewiórka obwąchiwała jej nogę. Odepchnęła ją.
-W porządku? - to był Shelton.
-Śliska podłoga - wyjaśniła, starając się być naturalna. Wstała z pewnym trudem - jeszcze nie przyzwyczaiła się do tego ciała. Poprawiła krocze - dziwne uczucie...
-Mógłbyś otworzyć? Chyba już mi lepiej, a wzywają mnie pilne sprawy...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rexus Maximus
Gość





PostWysłany: Nie 11:31, 12 Cze 2011    Temat postu:

Fajnie. Ale fajnie. Mam pnącze oplątane wokół paznokcia nawet.
- Wlazł kotek na płotek i mruga... - wychrypiała esencja Ferry'ego przez pnącza.
Ugryzł jedno. Miało smak białej czekolady, więc wgryzł się mocniej. Następne smakowało jak woszczyzna z uszu, więc postanowił dalej nie eksperymentować.
Oglądał otoczenie.
Dookoła wisiało wiele kokonów podobnych do niego, zapewne dusze zmarłych w ETAP-ie. Jednak nie ruszały się, były całkowicie zrezygnowane.
- Heej! Macie może ciasteczko? - krzyknął przez szczelinę, która zaraz po tym się zacisnęła.
Wężyki oplotły go mocniej.
Widzisz w co się wpakowałeś?
A gu gu?
Co?
Mój ojciec Makumba mieszkać w Berlinie, on kupił malucha w brudnej melinie, jechał do Polski i nie wiedzieć czemu, nie chcą mu sprzedać dwóch CPN-ów...
CO?!
Też się nad tym cholera zdziwiłem, więc sobie seata kupiłem.
Mówisz rymem?
Tom energicznie pokiwał głową. Węże zacisnęły mu się dookoła karku.
Oszalałeś.
Tak jakby można o mnie powiedzieć, dwoma słowami: całkiem szaleniec.
Kompletnie ześwirowałeś.
Ło le le le... lo łe łe łe... Pfff... Wuu... Frrr...
Nie ma co z tobą gadać.
Nie obrażaj mnie Endorayalu, ty pie***ony duchu na haju!
Idę stąd.
Ty w ogóle tu przychodziłeś, czy mózgowo się połączyłeś?
Endorayal już się nie odezwał, więc Tom dalej się wziął za gryzienie knebli.

<Oczywiście, wszystkie rymy na melodię z "Makumby".>
Powrót do góry
Buu!
Gość





PostWysłany: Nie 12:22, 12 Cze 2011    Temat postu:

[PB]
-I wiesz, wszyscy dorośli zniknęli, i zostałam sama. CAŁKIEM sama. I musiałam uciekać. Znalazłam domek, wiesz? Znalazłam domek. Tam było strasznie. Nocą. I czasem nie było co jeść. I musiałam zabić króliczka- zaszkliły jej się oczy.- Zjadłam go. Był smaczny. Ale był martwy, wiesz? I nikogo nie było. Myślałam, że jestem sama. I przyszła taka dziewczyna, i wzięła mnie za rękę i byłyśmy gdzieś, a potem już nie, i użądlił mnie taki owad. Owad. Owad.
Chłopak spokojnie słuchał. No, dobrze, nie słuchał. Nawet się na nią nie patrzył. Zaczęła się bawić uschniętą roślinką. Była zła. Roślinka powracała do życia. Chłopak nachylił się.
-Przestań-powiedział.
-Zamknij się- Floss była zła, zniecierpliwiona i głodna. Wiedziała, że Suss jest niedaleko, ale chciała by była całkiem blisko. Podniosła się z kamiennych schodków. Z niechęcią popatrzyła na chłopaka- Idziemy.


Ostatnio zmieniony przez Buu! dnia Nie 12:24, 12 Cze 2011, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
zimowykalafior
Super Admin
<b>Super Admin</b>


Dołączył: 10 Wrz 2010
Posty: 2241
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 53 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Australijskie Skierniewice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 12:23, 12 Cze 2011    Temat postu:

[PB]

Anu odchyliła rondo kapelusza, zmrużyła oczy i rozejrzała się. Toma już nie było. Odszedł w stronę komisariatu.
Najpierw starała się zrozumieć, o co mu chodziło, ale po chwili dała sobie spokój. Pewnie mu przejdzie.
Ja tu tylko sobie siedzę...
Wstała. Weszła do namiotu, wyszła z niego, przeszła kilkaset metrów przed siebie, i tym sposobem znalazła Susan rozmawiającą z Rose.
-Suss! - wrzasnęła. -Co ty robiłaś przez te... - zastanowiła się, ile czasu minęło. ...n czas?
-Anu!
An odwróciła się. W jej kierunku biegła rozradowana Flossy. Za nią dreptał ciemnowłosy chłopak.
-Flo! - spojrzała na chłopaka. - Powinnam cię znać?
-Chyba nie - mruknął tamten. - Jestem Seth.
-Anuna - Collins entuzjastycznie potrząsnęła jego dłonią.

[Pół godziny później, pół godziny marszu dalej]
Pochłonięci rozmową, dotarli aż do brzegu miasta.
-To jak to było? Z tym królikiem?
-Uciekał. Był taki biedny i bezbronny, ale my byłyśmy głodne.
Nagle zamilkła. Stali już na jednym ze wzgórz i mieli doskonały widok na to, co dzieje się dookoła.
W kierunku miasta przemieszczało się kilka osób w eskorcie kojotów - jeśli wzrok Anu nie zawodził.
Oczywiście z tej odległości nie było szans, żeby kogokolwiek z nich poznała. No ale pomyślcie - kto uciekła z miasta kiedyś tam? Kto miewał dobre stosunki z kojotami? Kto teraz wracał do miasta, bo się stęsknił?
-Ma ktoś z was przypadkiem przy sobie młotek?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Green
Biczopędzel
Biczopędzel


Dołączył: 02 Kwi 2011
Posty: 693
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 19:01, 12 Cze 2011    Temat postu:

[PB]
Ostry ból przeszył ją gdy tylko odzyskała świadomość.
Leżała na podłodze w swoim pokoju - ale nie mogła sobie przypomnieć, skąd się tam wzięła.
Z trudem usiadła i podwinęła koszulkę, odsłaniając obficie krwawiącą ranę. Nie pamiętała, żeby coś jej się stało. Ból głowy ją oszałamiał, bardziej niż świeża rana.
Coś ścisnęło ją w gardle. Coś musiało się wydarzyć, a ona nie wiedziała co. Coś bardzo poważnego. Przerażającego.
- Drew? - jęknęła i ruszyła w głąb mieszkania. - Drew, jesteś tu?
Zakręciło jej się w głowie, gdy na ścianach w korytarzu zobaczyła świeże czerwone plamy.
- Drew! - krzyknęła.
Leżał w kałuży krwi.
Martwy.

Kate Green biegła tak szybko, jak potrafiła. Musiała poszukać pomocy, inaczej ona też zginie. Tamowała upływ krwi starą koszulką, ale wiele to nie dawało.
Drew nie żyje, nie żyje.
Był najbliższą jej osobą w całym ETAP-ie. Gdyby nie on, nie przeżyłaby nawet tygodnia. Byli przyjaciółmi i partnerami. Trzymali się razem, odkąd to się zaczęło. I teraz już go nie było.
Perdido Beach zdawało się wymarłe. Od początku ETAP-u zginęło już zbyt wiele dzieciaków. Nogi zaczęły się pod nią uginać, a ból głowy stał się nie do zniesienia. Jak przez mgłę, przed oczami zamajaczyła jej czyjaś sylwetka. Kate nie widziała, kto to jest.
- Pomóż... - jęknęła.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vringi
Game Master
Game Master


Dołączył: 01 Cze 2010
Posty: 452
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 2/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 19:30, 12 Cze 2011    Temat postu:

[PB, obrzeża]
Zmierzali razem ku miastu. Mike z swoim karabinem. Grymas biegający gdzie popadnie. Wąs wtulony w Hannibal. No i Charlie Angel.
Zastanawiało go bardzo jak na jego przybycie zareaguje Anuna. Bo w końcu tamten list wyrzucił. Może źle zrobił.
Poczuł uderzenie z tyłu głowy. Mike dopadł napastnika w 0,5 sekundy. Kojot chwycił jej kostkę w zęby. Charlie podrapał się po głowie.
- Witaj Collins. Jak tam zdrowie? - powiedział wyjmując jej młotek z dłoni. Wtedy właśnie przestała się wyrywać. Gdy ujrzała jego poznaczoną twarz. Uśmiechnął się do niej łagodnie. Rana z tyłu głowy zabliźniła się.
Może zauważyła połówkę prawego ucha?
- Co mam robić Angel? Skręcić jej kark?
- Mike, nie będzie to konieczne. Oczekiwałem takiej reakcji.
Mike był jednym z dzieciaków obozujących w Stefano Ray. Nigdy nie był w Perdido. Jak zresztą 2/3 ludzi Gwiazdy.
Puścił dziewczynę. Ta posłała Charliemu wściekłe spojrzenie
- Nie przeczytałeś mojego listu? Napisałam ci co cię spot...
- Nie. Początek tak mnie wściekł że resztę spaliłem na miejscu.
- Ktoś się zbliża - przerwał Grymas. Wąs wtulił się w pierś Hannibal Mały tchórz.
W ich stronę biegła jakaś dziewczyna. Upadła na kolana tuz przy Charliem. Ten zmieszany podniósł ją na nogi.
- Pomóż... - jęknęła. Poprosił ją tylko aby ich zaprowadziła. Ruszyli.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Forum GONE Strona Główna -> Archiwum / GONE - to tylko ETAP / Archiwum 2. Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
Strona 1 z 6

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin