Forum Forum GONE Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Rozdział IV
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Forum GONE Strona Główna -> Archiwum / GONE - to tylko ETAP / Archiwum 2.
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Cpt. Hetero
Gość





PostWysłany: Pią 0:07, 31 Gru 2010    Temat postu:

[PB]
Arthur został na zewnątrz. Nie martwił się o swoje rzeczy. Tamta dwójka zaniosła nieprzytomną do środka. Gdy zastanawiał się czy coś jeszcze zrobić z wykopanym dołem, niedaleko od niego przeszła znajoma dziewczyna. Ta, która przeniosła go do domu, gdzie uleczył go Uzdrowiciel. Gdyby nie ona, prawdopodobnie by go tu już nie było. Arthura zaczęło od niedawna denerwować, że nie wiedział nawet, jak Ci wszyscy ludzie z którymi się ostatnio często widuje, mają na imię. Nie potrafił o nich normalnie myśleć, nie znając ich imion. Misfortune chętnie by z nią porozmawiał, jednak nie w tej chwili. Ona domyśliła się tego zapewne, więc tylko uśmiechnęła się i poszła dalej. Był jej za to wdzięczny. Kiedy znów miał powrócić do rozmyślania dotyczącego grobu dla Rhina, z jego domu wybiegł nowo poznany chłopak. Nie odezwał się ani słowem, tylko pognał przed siebie. Nieważne. Arthur wziął jeszcze łopatę i wygładził dół w środku. Po chwili poszedł do swojego domu i przyniósł z niego smycz, obrożę, miski psa i jego karmę. Wszystko zamierzał pochować razem z przyjacielem. Ułożył najlepiej jak potrafił wszystko w dole, zostawiając miejsce na ciało. Misfortune nie był wierzący, więc nie zamierzał postawić krzyża przy grobie. Poszedł na tyły domu, skąd wziął płaski kawałek drzewa. Wyjął scyzoryk z kieszeni i zaczął szybko wystrugiwać napis na drewnie. Wrócił do dołu i spojrzał na Rhina. Kolejna łza zakręciła mu się w oku.
- Już czas, mój przyjacielu. – powiedział cicho.
Arthur podniósł z ziemi martwego psa i przytulił do siebie. Pocałował w nieruchomą główkę i schylił się do grobu. Wyciągnął ręce i położył Rhina pomiędzy jego rzeczami. Wyprostował się i wytarł ręką mokre policzki. Następnie wziął w garść trochę ziemi i zaczął mówić.
- Rhino, wiedz, że byłeś mym najlepszym przyjacielem. Byłeś mi bliższy niż ktokolwiek inny. – przerwał na chwilę. Nie mógł wydobyć głosu z gardła. Takie mowy pożegnalne nie były jego mocną stroną. – Pamiętaj o mnie. Będę za Tobą strasznie tęsknił. Kocham Cię Rhino i nigdy nie przestanę…
Arthur wypowiadając ostatnie słowa rzucił do grobu pierwszą garść ziemi. Zaniósł się płaczem. Gdy minęło kilkanaście sekund, pochylił się i wziął kolejną garść piachu. Rzucił. Zrobił tak jeszcze kilka razy, pochlipując co jakiś czas. Kiedy ciała psa nie był już widać, sięgnął po łopatę i dokończył nią zasypywanie. Na sam koniec wziął drewnianą belkę i wbił głęboko w ziemię. Napis na niej głosił:

Rhino
Najlepszy pies na świecie.


Arthur nie chciał żadnych wymyślnych zdań. Napisał o nim prawdę, to, co czuł. Misfortune przeszedł parę metrów i usiadł na schodkach do domu. Grób znajdował się w takim miejscu ogródka, którego nie można było zobaczyć przechodząc ulicą. Nie chciał, aby do psa zaglądali nieznajomi. Ktoś musiałby dokładnie obejrzeć całe podwórko, aby ujrzeć schowany grób. Tak jest lepiej. Nie zdążył nawet wygodnie usiąść, kiedy z powrotem przybiegł tamten chłopak. Nie był jednak sam. Uzdrowiciel skinął Arthurowi głową i dwóch nowoprzybyłych weszło do domu. Misfortune chciał jeszcze posiedzieć razem z Rhinem. Wspominał dawne czasy.
Siedział tak całkiem długo. Nie zobaczył nawet, kiedy zrobiło się ciemno. Z zamyśleń wyrwały go wychodzące z jego domu osoby. Jeszcze niedawno nieprzytomna dziewczyna szła o własnych siłach. Za nią wyszła jej przyjaciółka i Uzdrowiciel. Arthur spytał się ich o imiona. Dobrze mieć znajomych, a jeszcze lepiej wiedzieć jak się nazywają. Teraz wiedział, że będzie mu brakować kogoś, jak nigdy przedtem. Musiał szukać znajomości. Cała trójka powiedziała mu także, jak nazywają się inne bardziej popularniejsze osoby w Perdido Beach. Dowiedział się także, że dziewczyna która go uratowała, nazywa się Elise. Gdy Misfortune zaspokoił swoją wiedzę dotyczącą imion, Tequila, Anuna i Sirius udali się do jednego z ich domów. Arthur nawet mógłby pójść z nimi, ale pamiętał o zmarłym piesku. Zamierzał posiedzieć przy grobie jeszcze trochę. Wrócił do miejsca na ganku i zapadł w pewnego rodzaju trans. Nie myślał o niczym konkretnym. Potrzebował odpoczynku. Pierwszy raz po odkryciu swojej mocy, musiał odpocząć. Ale nie fizycznie, a psychicznie. Tak, potrzebował spokoju. Wstał i otrzepał się z piasku. Kiedy chciał odnieść łopaty na tyły domu, przypomniał sobie o czymś. A właściwie o kimś. Ammon. Nie wyszedł z jego domu! Arthur zerwał się na równe nogi i wbiegł do środka.


Ostatnio zmieniony przez Cpt. Hetero dnia Pią 0:13, 31 Gru 2010, w całości zmieniany 5 razy
Powrót do góry
Bisqit
Pirokinetyk


Dołączył: 19 Lip 2010
Posty: 746
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Perido Beach
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 11:27, 31 Gru 2010    Temat postu:

-Brian, czas do szkoły!-usłyszał głos babci.
-Co????!!- wrzasnął zaskoczony.
Jak to możliwe????
-A co, myślałeś, że wakacje będą trwać wiecznie!To, że gdy byłeś o matką nie chodziłeś do szkoły nie oznacza, że nie będziesz tam uczęszczał teraz!-zaśmiała się babcia i jak zwykle, gdy chciała go rozbudzić, złapała go za policzek.
Jakie wakacje?????
-Dziś twój pierwszy dzień szkoły!-dodała wychodząc z pokoju.
Co się dzieje?????
Przed chwilą był w Etapie, a teraz jego normalne życie powróciło? A może to tylko sen? Może gdy się obudzi, znowu będzie w świecie, gdzie nie ma dorosłych, a dzieciaki zdolne są do morderstwa? A może Etap to sen? Moce, śmierć, dzieciaki z miasta. Może to tylko wymysły jego mózgu? Miał tyle pytań...Spróbował użyć mocy. Nic. A więc...
-Brian jesteś gotowy? Zaraz wychodzimy.-z zamyślenia wyrwało go wołanie babci.
-Tak, zaraz zejdę na dół!- skłamał chłopak.
Nagle, wszystkie jego wspomnienia wróciły. Etap rozpoczął się w dniu, gdy miał wrócić do szkoły w Perido Beach. Gdy sobie to uświadomił, ściany zaczęły się rozpływać, podłoga zniknęła, a on upadał...

Otworzył oczy. Nadal znajdował się w domu dziadków. Nadal był w Etapie...

Był wypoczęty jak nigdy. Ciekawe jak długo spał? Przebrał sie w czyste ciuchy i poszedł umyć zęby. Większość dzieciaków nie dbało i higienę, odkąd dorośli zniknęli. Z szafki wyciągnął zupę z puszki i zjadł całą jej zawartość. Po posiłku opuścił dom. Dopiero teraz uświadomił sobie,że jest wieczór. To trochę dziwne. Położył się spać w nocy, a obudził się o tej porze?! Rozejrzał się po ulicy. Nie wyglądała nadzwyczajnie. Ruszył w poszukiwaniu kogoś z Rady.

Z daleka zauważył Anunę i Siriusa. Była z nimi jakaś nieznajoma dziewczyna, która lekko się zataczała. Podbiegł do nich.
-Hej, dawno mnie nie było i... No wiecie czy nie wydarzyło się coś nowego, godnego uwagi?-zapytał, w zasadzie Anunę, bo tylko z nią często rozmawiał.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Loki
Super Moderator
<b>Super Moderator</b>


Dołączył: 26 Maj 2010
Posty: 2006
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 43 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 14:01, 31 Gru 2010    Temat postu:

-I jak?
-Udało się podłączyć ogrodzenie do prądu.
-A Coates?
-Pracuję nad tym…
-Precelka?
-Ta, dzięki…. Mmmm… Dobra, jest.
-Już?!
Elizabeth tylko uśmiechnęła się radośnie.
-Oto i Coates Academy! Brama główna, stołówka, gabinet dyrektora… - El wskazywała kolejne części podzielonego ekranu.
-Będziesz tak siedzieć i patrzeć czy nic nie robią?
-Mniej więcej… Tu – dziewczyna wskazała na monitor obok – puszczę obrazy dotyczące dni od Zniknięcia. Będę je przewijać, aż znajdę coś ciekawego.
- Pomóc ci?
- Nie trzeba. Podzielna uwaga.
-Dobra… eee… To ja może wezmę prysznic.
-Łap!
Mimo, że chłopak był już w połowie drogi do drzwi, zwinnie złapał lecącą ku niemu kartę magnetyczną.
-Otwiera drzwi do warowni. – wyjaśniła nie spuszczając oka z ekranów – Znajdziesz tam broń maszynową… Lepiej, żeby chociaż jedno z nas potrafiło ją obsługiwać…
Odchrząknął znacząco, więc spojrzała w jego stronę.
-Czy to konieczne?
Spojrzała mu prosto w oczy. Po chwili wolno powiedziała:
-Nie chcemy do nikogo strzelać. Ale oni… Gdyby nie ty, już gryzłabym glebę.
Ten zerknął przelotnie na miejsce w którym, pod cienką osłoną materiału i bandaży, nadal kryło się miejsce postrzału.
Dopiero po chwili spytał:
-A jak kogoś znajdziesz?
-Co?
-No wiesz… Kogoś z mocą, tam z CA. Co wtedy?
El westchnęła:
-Zależy. Jeśli ktoś będzie rozwalał ściany siłą umysłu to lepiej nie ryzykować. Jeśli nie… cóż, nie ma co się cackać. Może w Coates też jest coś, co warto zagarnąć…
-A może dałoby się przeciągnąć kogoś na naszą stronę? Jakiegoś dzieciaka z mocą, czy coś?
-Można by… Niezależnie od tego co znajdziemy, chcę odłączyć prąd o 20. No… chyba, że masz coś przeciwko?
-Nie, nie. –posłał jej ten swój dziwny uśmieszek - W końcu ty tu rządzisz.
Zapadła chwila ciszy. El włączyła archiwalne nagrania, wyświetlając je 4 razy szybciej. Normalny człowiek musiałby się bardzo skupić, żeby coś wychwycić.
Właśnie – normalny
-To idź już pod ten prysznic – uśmiechnęła się widząc, jak próbuje się połapać w rozmazanym obrazie.
-A, tak – obrócił się ku wyjściu. Był już za progiem, z nową paczką papierosów w dłoni, gdy spytał– Przynieść ci coś?
-Dzięki – mruknęła.
Ledwo wyszedł zrzuciła maskę opanowania, opierając leniwie głowę na ręce i ziewając przeciągle.
Niby trochę pospała, ale był to sen niespokojny. Dręczyły ją koszmary. Brian, Elise, Emilly, Sonia, Diana, Anuna, Wojtek… Cienie, które goniły ją. Chciały zabić. Znowu krew. I nieprzerwany ból. Pulsujący. Wypierający dech z piersi. Obezwładn…
STOP!
Elizabeth zatrzymała obraz. Cofnęła trochę i puściła w normalnym tempie.
Interesujące…


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cpt. Hetero
Gość





PostWysłany: Pią 15:32, 31 Gru 2010    Temat postu:

[PB]
Arthur wbiegł do swojego domu, gdzie spodziewał się znaleźć Ammona. Nie miał pojęcia, dlaczego chłopak nie wyszedł razem z innymi. Może chciał go okraść, lub zniszczyć dom. Mógł też po prostu położyć się na łóżku i zasnąć. Misfortune obawiał się jednak najgorszego, że Jerro usłyszy zamkniętego w piwnicy chłopaka. Może był też z nim w zmowie? Czyżby to całe zamieszanie było ukartowane? Misfortune najpierw poszedł do salonu, skąd wziął leżący na komodzie pistolet. Był odbezpieczony. Arthur zaczął się skradać. Przechodził z pokoju do pokoju. Po Ammonie nie było śladu. Arthur sprawdził prawie wszystkie pomieszczenia, została mu tylko kuchnia. Nie wiedział, dlaczego do niej jeszcze nie zajrzał. Zaczął iść powoli do ostatniego pomieszczenia, z którego właśnie teraz dobiegły jakieś odgłosy. Misfortune przyśpieszył, podniósł ręce z pistoletem do góry i wskoczył do kuchni. Lodówka była otwarta, a Ammon stał obok niej, pakując do torby pozostałą żywność Arthura. Ten patrzył na intruza z irytacją. Misfortune był bardzo spięty w ostatnim czasie, więc nawet taki drobiazg go zdenerwował. Nie chciał zabijać Ammona, jeszcze nie. Wycelował z Deserta Eagla i strzelił. Pocisk trafił w torbę chłopaka, który odskoczył gwałtownie do tyłu.
- Stary, przestraszyłeś mnie! Ja… ten, sprawdzałem co masz w lodówce. Byłem strasznie głodny i chciałem wziąć kawałek czegoś, oczywiście za twoją zgodą. – usprawiedliwiał się Jerro.
- Jakoś nie uprzedziłeś mnie przedtem. – odpowiedział Arthur.
- No, wiesz… Zostałeś z psem i w ogóle. Nie chciałem przeszkadzać… - bronił się chłopak.
- I dlatego pakujesz wszystko do torby?! – spytał Misfortune, a następnie strzelił jeszcze raz w torbę, z której zaczęły się wysypywać resztki jedzenia. – Wypad z mojego domu, już!
Ammon rzucił się do ucieczki. Gnał do drzwi, potykając się o własne nogi. Po chwili już go nie było. Arthur cicho westchnął i włożył z powrotem rzeczy do lodówki. Podziurawioną torbę wrzucił do kosza. Następnie wyszedł na zewnątrz i zabrał z ziemi dwie łopaty. Odgarnął także resztki piachu i wrócił domu. Zamknął dokładnie drzwi i odłożył pistolet na komodę. Wiedział, co jeszcze musi zrobić. Poszedł do łazienki po wiadro i mopa. Musiał sprzątnąć krew Rhina z podłogi. Wycierając czerwoną ciecz, załkał głośno, ale wstrzymał potok łez. Całe sprzątanie zajęło mu co najmniej 20 minut. Poustawiał także inaczej meble i zrobił pranie. Kolejna godzina z głowy. Kiedy skończył, nie był zmęczony, już pewnie nigdy nie będzie. Ponownie wyszedł na zewnątrz, aby posiedzieć ze zmarłym psem. Spędził z nim kilkadziesiąt minut, wspominając dawne czasy. Pomyślał także o swoich rodzicach, którzy zniknęli jeszcze przed nastaniem ETAPu. Tak się to podobno teraz nazywa. Z zamyśleń wyrwał go donośny krzyk. Na początku Arthur nie wiedział skąd dochodzi, ale po chwili domyślił się kto tak wrzasnął. Misfortune wszedł do swojego domu i sięgnął po klucz, który nosił na szyi. Trzymając go w dłoni, zszedł na dół, do piwnicy.


Ostatnio zmieniony przez Cpt. Hetero dnia Pią 15:35, 31 Gru 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
zimowykalafior
Super Admin
<b>Super Admin</b>


Dołączył: 10 Wrz 2010
Posty: 2241
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 53 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Australijskie Skierniewice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 19:00, 31 Gru 2010    Temat postu:

[PB]

-Niech to szlag- Tequila zmaterializowała się obok swojego nieprzytomnego ciała.
-Tequi...-zaczęła An. Brakowało jej słów- Nieważne. Czemu to wciągnęłaś?!- prawie krzyknęła, choć Sirius chyba drzemał na kanapie.
-Uzależniłam się..- szepnęła dziewczyna ze skruchą.
-Oszalałaś!- straciła panowanie nad sobą.
-Przepraszam- wychrypiała Teq.
Jej duch wrócił do ciała i dziewczyna oprzytomniała.
An policzyła w myślach do dziesięciu i ochłonęła.
-Musimy cię z tego wyciągnąć, Teq.- tamta odwróciła wzrok- Słyszysz?
-An ma racje. Nie możesz tak dalej żyć- odezwał się Sirius.
Tequila pokiwała tylko głową.
W milczeniu wyszli z domu. Jakby nie musieli używać słów, żeby wiedzieć, że mają iść do domu Teq.
Na dworze było już ciemno.

Nie wiadomo skąd, przed nimi pojawił się Arthur. Spytał ich o imiona i parę innych rzeczy, po czym wrócił pewnie do swojego psa.
An szczerze mu współczuła, ale wiedziała, że w żaden sposób mu nie pomoże.

Byli w połowie drogi, gdy podbiegł do nich Brian.
-Hej, dawno mnie nie było i... No wiecie czy nie wydarzyło się coś nowego, godnego uwagi?
-Cześć, Brian. Dużo rzeczy się wydarzyło, ale czy są one godne uwagi?- westchnęła. Nie wiedziała, czy jest sens mówić o tym wszystkim. Rozejrzała się tylko i stwierdziła ze smutkiem:
-Wszystko się sypie.
Gdy wypowiedziała ostatnie słowa, uliczne latarnie zgasły.
W jednej chwili zrobiło się niewiarygodnie ciemno.
An uśmiechnęła się ponuro.
-No właśnie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bisqit
Pirokinetyk


Dołączył: 19 Lip 2010
Posty: 746
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Perido Beach
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 16:28, 01 Sty 2011    Temat postu:

[PB]

-Wszystko się sypie.
Gdy Anuna wypowiedziała te słowa, na ulicy i prawdopodobnie w całym mieście, zrobiło się ciemno.
An uśmiechnęła się ponuro.
-No właśnie.-dodała.
-Ale... Co się stało?-Brian nic nie rozumiał.-Zabrakło prądu?
Brzmiało to tak absurdalnie, że aż śmiesznie.
-Myślę, że nie. Minęło trochę ponad dwa tygodnie od nastania Etapu.-wtrąciła się nieznajoma dziewczyna-A tak w ogóle to jestem Tequila.
-Brian-tylko to powiedział i uścisnął jej rękę.- To co robimy?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mandarynka
Gość





PostWysłany: Sob 21:06, 01 Sty 2011    Temat postu:

Tequila od jakiegoś czasu nie kontaktowała. Kurczowo trzymała białej koszulki An, która rozmawiała z jakimś chłopakiem.
- Idę sprawdzić co się dzieje w elektrowni. - powiedziała ochoczo przyjaciółka i dotknęła czoła Teq. - Źle się czujesz? Masz chyba gorączkę.
- Nic mi nie jest. - zacisnęła mocniej dłonie i po chwili ściskała już tylko powietrze.
Odsunęła się trzy kroki do tyłu. Wszystko wokoło wirowało, ale starała się zachowywać normalnie. Była na głodzie od dobrych kilku godzin. Koniuszkami palców dotknęła ramię przyjaciela, po czym przetarła oczy.
- Dobrze się czujesz? - spojrzał na nią. - Nie powinniśmy tu stać. - i cała trójka ruszyła przed siebie.
Tequila wrzasnęła i skulona usiadła na zimnej ziemi. Była przerażona i roztrzęsiona. Sirius przykucnął przy niej i pogładził po plecach.
- Chyba jest na głodzie. - odezwał się niespodziewanie Brian. - Albo ma stany lękowe.
- Może i jedno i drugie. - powiedział zmęczonym głosem i nie przestawał jej głaskać.
Powoli zaczęła uspokajać gonitwę w swojej głowie i spojrzała na towarzyszy.
- Idziemy do domu? Jestem strasznie śpiąca. - ziewnęła.
Pomógł jej wstać i ponownie szli bez słowa do domu. Nawet nowy znajomy - Brian.
Gdy już byli na miejscu Tequila nie zważając na nic ułożyła się na łóżku w swoim pokoju i pogrążyła się w błogim śnie.

- Amfetamina, prawda? - Brian znów zaczął wypytywać.
- Co? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
- No ona.. Tequila jest uzależniona od amfy?
- Jeżeli do rana nie znajdziemy wszystkich narkotyków, które ukrywa to napewno się uzależni. - szepnął i wraz z Brianem zaczął przeszukiwać kuchnię.


Ostatnio zmieniony przez mandarynka dnia Sob 21:09, 01 Sty 2011, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Fire-mup
Biczoręki


Dołączył: 08 Maj 2010
Posty: 2051
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 2/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 21:43, 01 Sty 2011    Temat postu:

[PB]
Nie miała pojęcia ile przespała. Gdy się obudziła było już ciemno. Zrzucając z siebie kołdrę, kopnęła leżącego obok kojota.
-Złaź! – krzyknęła i wymacała na ścianie włącznik światła. Hmmm... Nie działało.
Wyjrzała przez okno. Jak znała dzieciaki z Perdido, nawet o tej godzinie większość domów tętniła życiem. Teraz we wszystkich było ciemno. Lilia otarła się o jej nogę.
Elise, trzymając się blisko kokocicy, która zdecydowanie lepiej widziała w mroku, zeszła na dół do piwnicy. Myszkowała tam z godzinę, robiąc przy tym straszny bajzel, dopóki nie znalazła kilku świeczek i latarek. Ponuro rozejrzała się po domu. Nie martwiła się o jedzenie, w piwniczce i zamrażarkach tych bogaczy była masa jedzenia w słoikach i puszkach. Lecz światło... Zeszła na dół i rozpaliła w ogromnym kominku.
-Od razu lepiej – mruknęła do Lilii drapiąc ją za uchem. Powoli zaczynała się przyzwyczajać do obecności zwierzęcia.
Poczekała do rana. Odkąd zaczął się ETAP, traciła coraz więcej, próbując stawiać czoła coraz to nowszym przeciwnością. Ale koniec z tym. Od teraz będzie na wszystko przygotowana.
Rozkazała Lilii przywołać stado. Gdy kokocica pobiegła, dziewczyna rozejrzała się po posesji. Zaczęła od opuszczonej wcześniej piwnicy. Trochę w niej posprzątała, poczym zniosła tam cały zapas żywności, jaki posiadała. A było tego naprawdę sporo. Następnie udała się do małego budynku z domem. Będzie musiała napełnić go drewnem. Ale nie sama...
Wyszła na ulice i poczekała na pierwszego przechodnia. Był nim trochę młodszy od niej chłopiec.
-Hej, ty! Pomożesz mi!
Spojrzała na nią zdezorientowany.
-Zapłacę ci.
Mogła skłonić go do pomocy w inny sposób, lecz nie lubiła manipulować ludźmi. Robiła to tylko wtedy, gdy była do tego zmuszona.... Lub miała wybitnie zły humor.
Razem z nieznajomym przez cały ranek nosili drewno do mniejszego budynku. Gdy był nim wypełniony w większości po sam sufit, dała swojemu pomocnikowi kilka puszek z jedzeniem. Mogła być rozrzutna, gdyż w chwili kryzysu będzie miała asa w rękawie.

Chwile potem wróciła Lilia z sześcioma innymi kojotami. Dwa wpuściła do domu, resztę pozostawiła na zewnątrz.
-Od teraz to jest wasze terytorium. Brońcie go.
Boczne pomieszczenie nowej drewutni wysłała kocami i przeznaczyła na schronienie dla nowych strażników, poczym przebrała się, uczesała i poszła do centrum.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Fire-mup dnia Sob 21:51, 01 Sty 2011, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Fix
Super Szybki
Super Szybki


Dołączył: 29 Gru 2009
Posty: 422
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 21:49, 01 Sty 2011    Temat postu:

Sirius zgłosił się na ochotnika. W sumie i tak nie miał nic do roboty, a mógłby się przydać. Po chwili przypomniał sobie o czymś, co mogłoby mu chociaż w nieznacznym stopniu pomóc. Szybko pobiegł do swojego domu, wziął multitool z biurka i z powrotem udał się do czekających na niego dziewczyn.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
zimowykalafior
Super Admin
<b>Super Admin</b>


Dołączył: 10 Wrz 2010
Posty: 2241
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 53 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Australijskie Skierniewice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 21:55, 01 Sty 2011    Temat postu:

[PB]

-Ale... Co się stało?-spytał zdziwiony Brian-Zabrakło prądu?
-Myślę, że nie. Minęło trochę ponad dwa tygodnie od nastania Etapu.-wtrąciła się Teq-A tak w ogóle to jestem Tequila.
-Brian-powiedział i uścisnął jej rękę- To co robimy?

Teq zachwiała się i chwyciła koszulkę An, która próbowała- chociaż próbowała- racjonalnie myśleć.
Skąd się bierze prąd?
Z elektrowni.
Ba, każde dziecko to wie.
Muszę iść do elektrowni.

Nie wiedziała, gdzie to jest, raz tylko widziała olbrzymie zabudowania na brzegu oceanu, gdy kiedyś płynęła łodzią.
-Idę sprawdzić co się dzieje w elektrowni- powiedziała i dotknęła czoła Teq- Źle się czujesz? Masz chyba gorączkę.- bała się, że tamta straci równowagę, gdy An zniknie, ale gdy stwierdziła, że lepiej odprowadzić przyjaciółkę do domu, już była gdzie indziej.

Komisariat. Lepiej nie ryzykować- pomyślała, podnosząc z blatu biurka pistolet. Znalazła go po omacku.
PBNP, nadchodzę...

Wokół niej były drzewa. Las. Na pewno nie elektrownia.
Co jest?!
W sumie nigdy wcześniej nie sprawdzała zasięgu swojej mocy.
Pewnie dalej nie mogła się teleportować.
Teleportacja na raty.
Już chciała zniknąć, gdy usłyszała strzał.
Było ciemno, ale poszła w tamtą stronę.

Oślepił ją blask latarki.
-Ej, ktoś idzie!
-Daj pistolet!
-Spokojnie, nic wam nie zrobię- powiedziała cicho An, zbliżając się powoli.
Ktoś zaczął do niej mierzyć.
Przeteleportowała się do chłopaka z latarką i wyrwała mu ją z ręki, wyjmując swój pistolet z kieszeni.
-Mówię przecież, że nic wam nie zrobię- chłopak w bluzie z kapturem nie przestawał do niej mierzyć.
-Odłóż to.
Anuna oświeciła okolicę. Na drugim końcu polany leżała... Podeszła bliżej. Tak, to Diana. Była związana sznurem.
-An?- spytała niepewnie dziewczyna.
-Diana? Co ty tu robisz? Co tu się w ogóle dzieje?!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Megumi
Niezniszczalny


Dołączył: 04 Mar 2010
Posty: 1550
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: L-wo
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 18:22, 02 Sty 2011    Temat postu:

[CA]

Maggie spojrzała na swoją towarzyszkę, Giselle. Na początku całego planu, jaki zaoferowała Elenora wiedziała, że będzie potrzebowała kogoś z mocą, jakby coś się sało…
- Powiedziałaś, że chcesz się do nas przyłączyć. Nie wyglądasz mi na taką jak wszyscy z Coates. Nie wolisz być w tej całej śmiesznej sieczce o nazwie Perdido Beach?
- Nie. – odpowiedziała Giselle bez wahania.
Dziewczyna wydała się Maggie dziwna. Nie w sensie wyglądu czy zachowania, ale w intencjach. To niemożliwe, żeby dziewczyna dobrowolnie chciała się do nich przyłączyć, nie mając żadnego pożytku dla siebie. Maggie nagle przypomniała sobie, że ma w kieszeni nóż. Uśmiechnęła się do siebie pod nosem.
Gdyby coś poszło nie tak, zawsze można go użyć…Chociaż zawsze jest jeszcze druga opcja…
Maggie nagle stanęła przed Giselle i spojrzała jej głęboko w oczy.
Czas na hipnozę
Dziewczyna aktywowała swoją moc. Czuła, że umysł Giselle poddaje się jej bez żadnego oporu.
- Czujesz nienawiść do Elenory. – powiedziała cicho. – Kiedy trzeba będzie ją usunąć zrobisz to ze mną, bez żadnego sprzeciwu. – Maggie wiedziała, że Giselle teraz mimowolnie będzie nienawidziła rudowłosą Lene. Dziewczyna wyłączyła swoją moc.
- Stało się coś? – zapytała zdezorientowana Giselle.
- Nie, dlaczego? – odpowiedziała Maggie. – Może idźmy już, co? Czas goni.
- Co my właściwie mamy zrobić? – zapytała Giselle.
- Bawić się w berka z ludźmi z miasteczka. A zabawa zacznie się w elektrowni, do której właśnie zmierzamy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gusia
Uzdrowiciel
Uzdrowiciel


Dołączył: 23 Lis 2010
Posty: 861
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 16:31, 03 Sty 2011    Temat postu:

Droga do elektrowni trwała chyba wieczność. W Perdido Beach zawsze świeciło słońce i było ciepło, a teraz wiał porywisty, chłodny wiatr, a na niebie rozpościerały się burzowe chmury.
- Myślisz, że mają tam dzieciaka, który może kierować pogodą? – zapytała Giselle.
- Niewykluczone. Żaden z nas do końca nie orientuje się w ich mocach. Trzeba będzie sięgnąć po inne środki – odpowiedziała.
- To znaczy?
- Ehh. Musisz się jeszcze wiele nauczyć. Oglądałaś kiedyś „Terminatora”? Jedno wielkie zniszczenie, nie?
- Sama przyjemność. Idziemy na skróty przez las? – Giselle zmieniła temat i skierowały się w kierunku drzew.
W lesie było ciemno, ale Giselle nie bała się. W takich miejscach jest dużo zwierząt, więc mogła czuć się bezpiecznie. Nikt nie miałby z nią szans. Jeszcze nikomu nie powiedziała, jaką ma moc. Kilka razy zaczynały już rozmawiać o tym z Maggie, ale zawsze ktoś przeszkadzał, albo trzeba było uspokoić resztę ‘świrów’. Ostatnie czego trzeba Coates Academy to pozabijanie się nawzajem.
Nagle rozległ się strzał.
- Ciekawe, w tym nudnym miasteczku czasem coś się dzieje – powiedziała Giselle i ruszyły w kierunku głosów.
Po chwili zobaczyły trzy sylwetki. Można było poznać, że była tam dziewczyna i chłopak. Na końcu polany też ktoś siedział. Chyba był związany, ale było za ciemno, żeby dokładnie to określić.
- Schowajmy się za tymi krzakami. Nie możemy na razie się ujawniać – rozkazała Maggie.
Giselle posłusznie kucnęła we wskazanym miejscu i nasłuchiwały.
-Ej, ktoś idzie!
-Daj pistolet!
-Spokojnie, nic wam nie zrobię – to zdecydowanie był dziewczęcy głos.
Przez chwilę nie dało się nic usłyszeć, bo wiatr zaczął szumieć. Maggie i Giselle usłyszały jeszcze tylko jedno imię.
- Kto to Diana? – zapytała Giselle.
- Mnie pytasz? To ty mieszkałaś w Perdido Beach.– odpowiedziała Maggie – Idźmy do elektrowni inną drogą. Obeznasz się w terenie i wrócimy. Nazajutrz przyjdziemy z naszą całą wesołą gromadką. – zaśmiała się sarkastycznie – A Eleonora…
- Nienawidzę jej! – warknęła Giselle – Nienawidzę Eleonory.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Gusia dnia Pon 16:33, 03 Sty 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marvel
Różowy
Różowy


Dołączył: 21 Mar 2010
Posty: 284
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 13 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 19:07, 03 Sty 2011    Temat postu:

[Elektrownia]

Po śniadaniu Elizabeth poszła na swoje stanowisko pracy, a Marvel jak zwykle został sam. Skoro nie miał nic do roboty, postanowił coś z sobą zrobić. Ale najpierw trzeba powiedzieć o tym szefowej... Stanął w progu jej gabinetu. Zaczęli rozmowę. Szybka wymiana zdań. Nie wiedział dlaczego, ale na razie tylko w taki sposób umieli ze sobą rozmawiać. Może po prostu obydwoje byli świadomi powagi ich czynów?
Oznajmił w końcu, że idzie wziąć prysznic, a El rzuciła w jego stronę kartę magnetyczną. Złapał ją zwinnie, jednak kolejne słowa dziewczyny znacznie go zniechęciły. Po strasznie służbowej rozmowie, wsadził kartę do tylnej kieszeni spodni i udał się do łazienki dla pracowników. Wziął długi prysznic, podczas którego starał się pozbierać myśli. Obszedł jeszcze raz wzystkie pomieszczenia, dzięki czemu znalazł w jednej z szuflad stary zegarek na rękę, ze skórzanym paskiem i Walkie Talkie. Założył zegarek i odczytał godzinę. ,,Mam kilka godzin do wyłączenia prądu..." Pomyślał i zanim udał się do wartowni, wstąpił do Elizabeth.
- Trzymaj - powiedział i położył przed nią jeden nadajnik. - Będziemy porozumiewać się przez to.
Uśmiechnął się niepewnie i wyszedł. W ETAP-ie muszą nauczyć się zachowywać jak dorosłe osoby, a nie nastolatki. Po minucie był już w środku wartowni. Instynktownie wybrał tę broń, która odpowiadała mu swoim wyglądem. Wyszedł na zewnątrz, aby poćwiczyć. Oparł broń o remie, wycelował w samotne drzewo i nacisnął spust. Odrzut, jaki powstał przy odpaleniu pistoletu zwalił go z nóg. Nie przejmował się tym jednak bo jego siła była jedynie kwestią regulacji. Strzelał kilkanaście razy, lecz tylko dwa strzały trafiły w pień drzewa. Dopiero po kilku godzinach zaczął przyzwoicie trafiać w cel.
Dłonie zaczęły go strasznie boleć od ciągłych odrzutów, więc postanowił zakończyć własne szkolenie. Wrócił do elektrowni i zjadł obiadokolację. Po godzinnej drzemce, spojrzał na zegarek. Dwadzieścia trzy po dziewiętnastej. Zabrał pistolet i wyszedł z powrotem na zewnątrz. Przewiesił broń przez ramię i z szympansią zwinnością wspiął się na dach jednego z mniejszych pomieszczeń, które łączyły się z salą z turbinami. Usiadł, oparł się o ścianę większego budynku i wyczekiwał. Z tego miejsca miał idealną widoczność na drogę prowadzącą do elektrowni. Nacisną jeden z przycisków na Walkie Talkie i przemówił do urządzenia.
- Jestem na dachu. Szzzz. - oznajmił.
Po tym odezwał się głos Elizabeth.
,,OK. Szzzz. Nie musisz tam długo siedzieć. Szzzz."
Marvel uśmiechnął się do siebie. El powiedziała to jedynie z grzeczności. Oczywiście, że musiał. Obydwoje dobrze wiedzieli, że wyłączenie prądu, które nastąpi o dwudziestej, sprowadzi do nich sporo gości. Zarówno tych z miasteczka jak i Coates Academy. Cisząc się chwilowym spokojem, zapalił kolejnego papierosa.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Megumi
Niezniszczalny


Dołączył: 04 Mar 2010
Posty: 1550
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: L-wo
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 10:57, 04 Sty 2011    Temat postu:

Giselle szła przodem rozglądając się na wszystkie strony. Maggie z uwagą przypatrywała się dziewczynie. Ona miała w sobie to coś, co wzbudzało zaufanie do niej, mimo tego, że niewiele się o niej wie. Maggie, która nigdy nikogo nie lubiła i uparcie wzbraniała się przed jakąkolwiek przyjaźnią teraz miała ochotę rzucić to, czego się uparcie trzymała i stać się tą dziewczyną, którą była przed "zasmakowaniem" na skórze ręki ojca: wzorową, dobrą i wzbudzającą sympatię blondwłosą dziewczynką z umiejętnością kradzieży.
Nie! Nie mogę teraz tak zrobić! Jakby to wyglądało? W końcu powinnam być twarda... Nigdy nie wolno okazywać słabości...
- I co? - zapytała Giselle zarazem przerywając swoje rozmyślania.
- Narazie nikogo nie ma. - odpowiedziała dziewczyna. - Zaraz będziemy w elektorwni.
- Widzę. - powiedziała pod nosem Maggie patrząc na ogromny budynek przed nimi.
Dojście do bram elektrowni nie zajęło im długo. Kiedy znalazły się pod budynkiem Maggie rozejrzała się. W pobliżu nie było nikogo. Totalna pustka.
Aż dziwne...
Nagle kątem oka wyłapała jakiś ruch. Spjrzała w tamtą stronę. Na dachu siedział chłopak palący fajkę. Patrzył się prosto na nią i Giselle.
- Jasna cholera. - powiedziała na głos Maggie.
Giselle, która w tym czasie zdążyła już zobaczyć, co skłoniło jej blondwłosą towarzyszkę to wypowiedzenia takiego pięknego zdania, chwyciła Maggie za ramię i powiedziała.
- Czyli czas na plan B? - zapytała.
- Tak. - odpowiedziała. - Plan B uważam za otwarty.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Megumi dnia Wto 10:58, 04 Sty 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gusia
Uzdrowiciel
Uzdrowiciel


Dołączył: 23 Lis 2010
Posty: 861
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 16:36, 05 Sty 2011    Temat postu:

Trzeba było działać szybko. Giselle musiała sprowadzić pozostałych. Weszła w umysł jednego z fruwających nad nimi ptaków. Wrona posłusznie wylądowała koło nich, a Giselle przypięła do jej nogi karteczkę z informacją dla reszty grupy i rozkazała lecieć we wskazane miejsce. Osoby, które zostały miały za zadanie jeszcze raz dokładnie przestudiować mapę elektrowni i ewentualnie czekać na znak - ptaka z przyczepioną czerwoną kartką.
- Będą gdzieś na 20 minut – poinformowała Giselle i razem z Maggie skryły się za pudłami, które stały przy wejściu do elektrowni.
- To poczekamy chwilę. I dzięki za pomoc, wiesz, za tą mapę elektrowni i info o mocach niektórych. Jednak przydał się ktoś z tej żałosnej dziury – powiedziała Maggie.
- Nie ma sprawy – odpowiedziała.
Po około 15 minutach niebo lekko pociemniało. Było za wcześnie na zmrok. Dziewczyny od razu wymieniły znaczące spojrzenia.
- Zaczyna się. Dylan daje nam znać – powiedziała Giselle.
Maggie przytaknęła i obie wstały. Był to znak, że mają otwierać boczne drzwi. Wokół leżało kilka metalowych prętów, które wzięły, aby ułatwiły im pracę. Otwieranie drzwi zajęło im trochę czasu, bo nie mogły narobić hałasu. W końcu jednak drzwi się poddały i z cichym skrzypieniem otworzyły się. W krótkim czasie też doszła reszta grupy z Coates Academy.
- Robimy plan B. Według Giselle w elektrowni powinny być dwie osoby. Jedna jest uzbrojona i siedzi na dachu, a druga chyba jest w środku. Ile macie broni? Świetnie, dajcie mi i Gis po pistolecie. Pamiętacie plan? To lecimy. Dzisiaj do Perdido Beach uśmiechnie się ciemność – powiedziała Maggie i weszli do środka.
Długo szli zawiłymi korytarzami. Ammon i Drina szli przodem z mapą i prowadzili pozostałych.
- Tam ktoś jest! – krzyknęła Araine wskazując na pokój z lekko przymkniętymi drzwiami.
- Cicho! Nie możemy się zdradzić, bo mamy przewagę! Maggie i Lene, chyba wasza kolej – powiedziała Giselle. Wiedziała, że stała się teraz prawą ręką Maggie i czuła się z tym dobrze. Miała choć trochę władzy.
Nie uchylając drzwi Eleonora zerknęła do środka i włączyła swoją moc. Dziewczyna o imieniu Elizabeth zaczęła krzyczeć z bólu. Giselle wbiegła szybko do pokoju, zakleiła jej usta i związała. Reszta grupy trzymała broń w pogotowiu, a Ammon stał na czatach. Później do akcji wkroczyła Maggie.
Kiedy cię rozwiążemy nie uciekniesz z elektrowni. Przychodzącym dzieciakom będziesz mówiła, że wszystko jest dobrze i że macie małą usterkę. Nie pomożesz Marvelowi. Będziesz myślała, że jesteśmy z Perdido Beach.
Maggie rzuciła Elizabeth kilka rozkazów, używając swojej mocy. Teraz czas na Marvela.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Megumi
Niezniszczalny


Dołączył: 04 Mar 2010
Posty: 1550
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: L-wo
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 16:47, 05 Sty 2011    Temat postu:

Maggie wiedziała, że Marvel na pewno ukrywa się gdzieś niedaleko. W końcu widział je przy wejściu. Nie mogła się nadziwić, że Elenora była jej posłuszna. Aż dziwne.
Nagle zza jednych drzwi rozległ się szmer. Maggie i Elenora przygotowały się.
Chyba się nas nie boisz...
Marvel wyskoczył z impetem na przeciw nie i wycelował w nie karabinem. Po sekundzie chłopak zwijał się z bólu. To Lene go tak urządziła.
Maggie podeszła do niego i związała liną. Po zrobieniu tejże czynności spojrzała mu prosto w oczy.
- Sorry, ale tak musi być. - powiedziała.
- Za co ty go przepraszasz? - odezwała się rudowłosa. - To on nie powinien wychodzić z miasteczka. Teraz niech ma za swoje.
Maggie nic nie odpowiedziała. Czuła, że poszło im za łatwo.
W tym wszystkim musi być jakiś haczyk...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Megumi dnia Śro 16:48, 05 Sty 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth Colt
Przenikacz
Przenikacz


Dołączył: 11 Mar 2010
Posty: 209
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 18:38, 05 Sty 2011    Temat postu:

Araine miała zaczekać. Została sama. Nie bała się o Eleonorę. Wierzyła, że da sobie radę. Czekała z niepokojem o Maggie. Nie ufała jej. Równie dobrze ta głupia dziewucha mogła zastawić pułapkę na L. Siedząc na korytarzu, wszystko zobaczyła. Swoją przyjaciółkę i Maggie, a także jakiegoś związanego chłopaka. Zrozumiała, że nic im nie jest. Właściwie ona musiała się teraz zająć gabinetem Eleonory. Panował w nim wielki bałagan. Wyglądał trochę jak po przejściu tornada. ,,Ach, El, ty nigdy się nie zmienisz "- pomyślała, przywołując do siebie wspomnienia.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Loki
Super Moderator
<b>Super Moderator</b>


Dołączył: 26 Maj 2010
Posty: 2006
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 43 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 23:17, 05 Sty 2011    Temat postu:

Kończyła wpisywać komendy, gdy odezwał się Marvel:
-El. Szzzz. Ktoś kręci się pod bramą. Szzz.
Spojrzała na ekrany – od razu rozpoznała z kim ma do czynienia.
- Są z Coates – powiedziała do słuchawki – Jedna ma moc, ta druga chyba też, ale jesteśmy bezpieczni. Nie reaguj, może sobie pójdą.
- Może lepiej wyłącz prąd już teraz. Szzz..
W odpowiedzi Elizabeth przejechała ręką po klawiaturze.
Obraz z kamer w Perdido Beach zniknął.
Ten z Coates Academy również.
Latarnie przed PBNP zgasły, a postacie tamtych – Maggie i Giselle o ile dobrze pamiętała – utonęły w mroku.
Ale nie uciekły – widziała je na obrazie z włączonym filtrem podczerwieni. Giselle przywołała jakiegoś ptaka. Czyli to jest twoja moc? Słabizna.Elizabeth uśmiechnęła się. Potrzeba cudu, żeby się tu dostały. Oparła policzek na blat jednym okiem obserwując obraz.

Znowu cienie. Goniły ją. Uciekała co sił. Daremnie. Zawsze ją dopadały. Zawsze. Przygwoździły ją plecami do zimnej, mokrej ziemi i rozrywały jej ubranie. Tym razem do galerii jej wrogów dołączyły nowe twarze – twarze dzieciaków z Coates. Marvel też tam był, jak zawsze – zwykle stał z boku, próbując jej pomóc, chociaż kończyło się tylko na próbach. Teraz pierwszy raz pokonał tajemniczą siłę i zdołał ją dosięgnąć –półnagą, umazaną błotem, zakrwawioną. Ale ledwo dotknął jej ręki, rzuciły się na niego. Zobaczyła jak ostre pazury rozrywają mu gardło, a ten wrzeszczy jak opętany:
-Auuuuu! Auuuuu!

Elizabeth spadła z fotela, cała zlana potem. Koszmary zniknęły, była z powrotem, jedyne co zostało to paniczny strach i to wycie.
-Auuuu! Auuuuu!
To syrena. Syrena alarmowa. Ktoś się włamał – wstawaj, szybko. Ktoś tu się dostał.
Z trudem znalazła w sobie siłę, aby podnieść się z podłogi. Na oślep wyłączyła wycie i zerknęła na monitory. Ponownie poczuła falę strachu.
Chłopczyk, 9 lat, o imieniu Jo. Z mocą panowania nad elektrycznością. Z mocą która pozwoliła im sforsować siatkę pod napięciem. I dzięki której dokonali zwarcia w elektronicznych zamkach.
Ekipa z CA. Szli tutaj.
Marvel…. No tak, oczywiście, drzwi na dachu musiały się zaciąć akurat teraz. Możliwe, że to nie przypadek. Po chwili najwidoczniej przybrał siłę jakiegoś zwierzęcia, bo wyrwał drzwi z zawiasów… ale to za późno.
Elizabeth, rusz tyłek! Plan awaryjny, zapomniałaś!
El rzuciła się do szuflady. Miała tam jedną, jedyną niezbędną rzecz – kawałek drutu, długości niecałych 8 centymetrów, izolowany czarnym plastikiem. Schowała go pod bandaż, na piersi – raczej nie będą mnie obmacywać.
Chociaż….
Usłyszała czyjś niewyraźny głos na korytarzu. Kolorowe soczewki. Nie znała ich skuteczności, w walce z hipnotyczną mocą Maggie, ale zawsze lepsze to niż nic.
Broń. Oczywiście nie wpadłaś na to, żeby trzymać ją przy sobie, zamiast chować z torbie, co?!
Ale nie zdążyła już doskoczyć do torby…

Potem pamiętała już tylko przebłyski. Ktoś coś do niej mówił, potem zjawił się Marvel, ale cóż…
Kretyni z Perdido! Myślicie, że jesteście tacy cwani, co? Się zdziwicie. A ty Marvel, co się gapisz?! Mam ci pomagać?! Phi!
Ccc… Co się ze mną dzieje… Rozwiązali mnie – wiej, na co czekasz!
Nie. Nie mogę uciec…
Ale… Mogę zrobić coś innego…

Błyskawicznie rzuciła się pod stół. Były tam dwa kabelki, przytwierdzone do ściany. Wystarczyło na sekundę je połączyć – zamknąć obwód.
Wyszarpała kawałek drutu.
Poczuła czyjś uchwyt na kostkach. Usłyszała kilka „uroczych” epitetów na swój temat.
Przystawiła kabel. Iskra przeskoczyła. Rozległ się alarm.
Topienie rdzenia rozpoczęte!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Loki dnia Czw 11:10, 06 Sty 2011, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mandarynka
Gość





PostWysłany: Czw 19:52, 06 Sty 2011    Temat postu:

Tequila obudziła się przestraszona i zlana potem. Spojrzała na Briana, który drzemał na fotelu przy regale z książkami. Chwiejnym krokiem wyskoczyła z łóżka i zerknęła na swoją ubrudzone spodnie. Nie mogę tak wyjść z domu. Rozebrała się z brudnej odzieży i założyła leżące obok czarne dżinsy. Narzuciła na plecy marynarkę z różnorakimi przypinkami, która idealnie pasowała do podartej koszulki z Beatles'ami. Sięgnęła po swoją nieodłączną torbę z Marylin i nawet nie chciała wiedzieć co stało się z jej narkotykami. To mogłoby wywołać pewnego rodzaju wstrząs, a nie chciałaby zawieść Anuny i Siriusa. Podeszła do Briana, ucałowała go w policzek i szepnęła:
- Dziękuję, Brian.
Wzięła swój pistolet i skierowała się w stronę drzwi wejściowych. Jej celem było dotarcie na komisariat. Nie wiedziała po co chciała tam iść po prostu miała przeczucie.. i potrzebowała towaru. O ile w domu nie potrzebowała tak teraz miała ochotę wciągnąć chociaż odrobinkę. Po dotarciu na komisariat rozejrzała się podejrzliwie. Nie było żywej duszy, ale właśnie to sprawiło, że Teq czuła się nieswojo. ZAWSZE ktoś tu był. Przeszukała szuflady i szafki nie znajdując ani grama żadnego narkotyku.
Rozczarowana wyszła żeby odetchnąć świeżym powietrzem. Pozwoliła żeby wiatr miotał jej rudymi włosami i pomyślała o elektrowni. Wszystko kręci się w okół niej. Anuna tam jest, Sirius też.. no i El z tym dziwnym chłopakiem. Tak, El będzie miała towar. Tequila z nadzieją w sercu zaczęła biec jak zwykle pustą drogą PB i wiedziała, że długo tak nie wytrzyma. Spojrzała na stojący parę metrów dalej mały, chyba sportowy samochód. Szczęściem było, że nikt się jeszcze nie dobrał do tego auta, bo znając niektóre dzieciaki już dawno stałby gdzieś rozbity. Nie było śladu po kluczykach, ale bok tapicerki był lekko naderwany. Tequila zwinnie zdarła jeszcze kawałek i ujrzała zapasowe kluczyki, broń, alkohol i amfetaminę.
- Jezu przenajświętszy. - szepnęła i powoli przerzuciła znaleziska na siedzenia pasażera.
Uruchomiła samochód, zapięła pas i powtarzała w głowie słowa taty, gdy w minione wakacje uczył ją jeździć. Miało to być w wypadkach awaryjnych.. a ten taki był, więc delikatnie nacisnęła pedał gazu.


Ostatnio zmieniony przez mandarynka dnia Czw 19:54, 06 Sty 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Diana
Jr. Admin


Dołączył: 22 Lut 2010
Posty: 899
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Siemianowice Śląskie
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 22:48, 07 Sty 2011    Temat postu:

[Las]

Tak jak się spodziewała, strzał chybił. Mimo wszystko, odczuła jednak pewną ulgę.
Okej, teraz tak na poważnie. Czas sobie stąd pójść. - pomyślała i zaczęła się wiercić, próbując zdjąć z siebie sznury.
Kolejny wystrzał. O tym nie pomyślała. Kula trafiła ją w obydwie dłonie, które trzymała złączone.
Krzyknęła z bólu. Teraz była pewna, że długo sobie nie pożyje.
Zabiją mnie idioci, chorzy na mózg i uzależnieni od narkotyków. Cudnie!
W tej chwili coś się zaczęło dziać. Nagle zza drzew wyłoniła się jakaś dziewczyna. Odebrała jednemu z chłopaków latarkę i powoli podeszła do Diany.
-An? - zapytała Rain niepewnie, gdyż nagle wszystko zaczęło jej się przed oczami rozmazywać.
-Diana? Co ty tu robisz? Co tu się w ogóle dzieje?! - Anuna była nieco zaskoczona.
-Długa historia, tak jakby. - wychrypiała Diana ostatkiem sił - Czy mogłabyś ich jakoś unieszkodliwić?
-Postaram się.
W mgnieniu oka An przywiązała wrogów do drzewa, co mogłoby być dość zabawne, gdyby nie brać pod uwagę okoliczności.
Następnie pomogła Dianie.
-O rany! Co z twoimi rękami?! Musisz iść do Siriusa, o ile da się coś jeszcze zrobić.
-Pomyślę o tym później. Bolą ale da się znieść.
-Skoro tak chcesz...
-A właściwie to co w ogóle robisz w tym miejscu? - to ciekawiło Dianę najbardziej.
-W całym Perdido nie ma prądu... Postanowiłam sprawdzić, czy wszystko ok w elektrowni. Jeśli rzeczywiście dajesz radę, możesz iść ze mną.
Diana spojrzała na swoje ręce. W rzeczywistości, bolały ją strasznie, poza tym czuła się okropnie. Ale przecież nie mogła nic nie robić.
-Dobra, idę. Ty się tam przeteleportuj, a ja pobiegnę. Tak chyba będzie najszybciej...
-Może być. W takim razie, do zobaczenia w elektrowni! - to mówiąc, An zniknęła.

Diana zaczęła biec. Jednak czuła się, jakby jakaś magiczna siła ją przytrzymywała, gdyż mogła poruszać się jedynie w normalnym tempie. Przerażona, spróbowała pobiec jeszcze kilka razy. Zawsze nic.
Wtedy jeszcze tego nie wiedziała, ale stało się coś strasznego.
Przestrzelone na wylot dłonie sprawiły, że utraciła swoją moc...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Forum GONE Strona Główna -> Archiwum / GONE - to tylko ETAP / Archiwum 2. Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
Strona 3 z 6

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin