Forum Forum GONE Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Rozdział VII
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Forum GONE Strona Główna -> Archiwum / GONE - to tylko ETAP / Archiwum 2.
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Marvel
Różowy
Różowy


Dołączył: 21 Mar 2010
Posty: 284
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 13 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 19:28, 08 Kwi 2011    Temat postu: Rozdział VII

Czy Elizabeth w końcu sobie odpuści?
O czym, tak niebezpiecznym, przypomniał sobie Charlie?
Co z Radą ETAP-u?
Rozpadnie się czy będzie próbowała odbudować miasteczko?
Co z Marvelem i nowo poznaną dziewczyną?
Jak poradzą sobie Giselle i Clary?
... a Gaiaphage?

Dowiemy się, tworząc nową historię ETAP-u...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rexus Maximus
Gość





PostWysłany: Sob 11:59, 09 Kwi 2011    Temat postu:

[Niedaleko PB]
Tom szedł. Już dawno puścił start. Endorayal nie odzywał się. Po chwili jednak Ferry spytał się:
A w ogóle mam pewność, że jesteś Endorayalem, a nie Ciemnością?
Istota nie odzywała się przez pewien czas.
Nie możesz mieć pewności. Na tej planecie nic nie jest pewne. Ale mogę ci tylko powiedzieć, że, gdybym był Gaiaphage, już dawno zabrałbym cię do swojej nowej kryjówki, by posilać się tobą. Mój... tak, brat, musi odzyskać siły.
To on nie zginął?
Z chwilą, gdy Ciemność zginie, zakończy się ETAP, a wy wszyscy utracicie na zawsze swe moce. Gdyż to właśnie to on wam je podarował.
Gdzie... gdzie G. teraz jest?
Gdybym wiedział, kazałbym czym prędzej uciekać ci na północ, południe, wschód, zachód, pod ziemię, w góry, w morze, byle tylko dalej od niego.
Chłopak stanął. Perdido Beach było już względnie niedaleko, kilkanaście kilometrów dzieliło go od pierwszych zabudowań.
Więc... co mam robić?
Pewien dawny przeciwnik już ostrzegł... twoją... można powiedzieć, sojuszniczkę. Ale gdy tylko Gaiaphage przejmie jakąkolwiek, nawet najmniejszą kontrolę nad którymś z Jeźdźców, on, ona, oni będą cię szukać.
Dlaczego nie skontaktujesz się z innymi, tylko ze mną?
Przerwanie barier umysłowych jest czasochłonne i męczące. To tak, jak tłuc kilofem o kamienną ścianę, by wyrzeźbić sobie malutką furtkę. Gaiaphage, by zawładnąć Mhocznymi, po prostu wysadził tą ścianę, tak jakby, dynamitem. Ale jeśli zginiesz, co oczywiście także wchodzi w rachubę, będę musiał wykuwać nowe drogi kontaktu.
To stwierdzenie wcale nie uspokoiło chłopca.
***
W końcu, na horyzoncie pojawiły się zabudowania miasteczka.
Na horyzoncie były także budynki hotelu Clifftop, ale o wiele dalej. Ferry widząc je, zaczął sobie podśpiewywać:
- Wszystko na Clifftop! Kałach, katana, wszystko na Clifftop! I ETAP jest nasz, ale nie mój! I ETAP jest twój, kiedy kosmitę masz!
Ziemianinie!
Sorka, ale tego wymagał tekst.
Powrót do góry
Dynka
Odczytywacz
Odczytywacz


Dołączył: 11 Sty 2011
Posty: 145
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: BP
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 12:17, 09 Kwi 2011    Temat postu:

[Chata niedaleko sztolni]

Drzwi otworzyły się z hukiem. Do środka wpadł kojot.
- Nie rób tego, bo pożałujesz. - warknął do Gis.
- Clary… Te twoje grzybki są silniejsze niż myślałam. Taka mała dawka, a takie działanie…
-Taak. Gadające zwierzę? Pff. - odparła Clary.
- Grrr. Cisza! To moje terytorium, a dom jest okrążony przez inne kojoty. Obawiam się, że nie macie drogi ucieczki.
-Czy mi się wydaje, czy nasze halucynacje nam grożą? - szepnęła Bane do towarzyszki.
- Nie szeptać! - rzucił ostrzegawczo kojot - Przypminam, że chata jest otoczona. Wystarczy jedno słowo, a zostaniecie rozszarpane przez moich braci.
Po tych słowach zwierzak zawył złowieszczo, a jego oczy błyszczały zielenią.
Ale jak... To niemożliwe! To on nie zginął? - umysł Clary pracował na pewnych obrotach. Nagle w dłoni dziewczyny pojawił się kamyk, ten sam, który znalazła w dniu, gdy Ciemność zawładnęła jej umysłem. Wyciągnęła rękę przed siebie. Kojot cofnął się odruchowo, przez chwilę wpatrywał się w zawartość dłoni dziewczyny po czym wykonał niezgrabny ruch, który zapewne miał być ukłonem.
Czyli jednak... - pomyślała.
W tym samym momencie zauważyła, jak Giselle wyjmuje z kieszeni pistolet i celuje w zwierzaka.
- Gis, nie! - krzyknęła i wytrącił jej pistolet z dłoni - Mam pewien pomysł. A ty - zwróciła się do kojota - nam pomożesz.

********
[PB]

Dziewczyny, w eskorcie całego stada kojotów, wjechały do Perdido.
- Pomóż nam znaleźć dziewczynkę - to mówiąc podała Przywódcy, bo tak nazywały gadającego kojota, kawałek ubrania Tessie. Ten powąchał go i niczym rasowy pies tropiący poprowadził je w kierunku jakiegoś domu.
- Zostancie tu. Zaraz wracamy -powiedziała i razem z Gis weszły do środka. Na starej kanapie siedział skulona mała dziewczynka.
- Tessie! - wykrzyknęła radośnie Gis i pobiegła uściskać siostrę.
- Dobra nie czas na czułości. Musimy iść. Zaraz nas znajdą. Raczej trudno nie zauważyć tego stada przed domem. - powiedział Clary, a po chwili już we trójkę siedziały na grzbiecie M(h)rocznego i galopowały z powrotem w kierunku pustyni.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Dynka dnia Sob 12:20, 09 Kwi 2011, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
zimowykalafior
Super Admin
<b>Super Admin</b>


Dołączył: 10 Wrz 2010
Posty: 2241
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 53 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Australijskie Skierniewice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 12:31, 09 Kwi 2011    Temat postu:

Anu z narastającą uwagą słuchała słuchała słów Charliego. Niektórych rzeczy jednak nie chciała albo nie potrafiła zrozumieć. Jakby jej mózg celowo odrzucał część informacji.
Gaiaphage... Iloma umysłami jest w stanie jeszcze zawładnąć? Czy odległość, taka jak ta, może zwolnić więź? Czy jest jeszcze jakaś szansa, żeby powstrzymać ETAP przed falą mhroku?
Pozostawała jeszcze jedna kwestia.
-Dlaczego niby mam ci zaufać? - przyjrzała się badawczo chłopakowi. Ciągle bił się z myślami, toczył wewnętrzny bój. A po chwili zrobił coś, czego kompletnie się nie spodziewała. Pochylił się i ją pocałował. Dziewczyna najpierw zadrżała na całym ciele, a potem wypełniło ją jakieś dziwne ciepło, żar, który nie sposób opisać słowami.
-Dlatego - szepnął. An kiwnęła tylko niezauważalnie głową i ulotniła się. Wiedziała, że teraz musi zostać sam, chociaż niezbyt cieszyła ją świadomość, że zostawia go z butelką wódki.

Wróciła do Perdido.
Tom... Tom... Gdzie on jest?!
Nagle usłyszała wesoły śpiew dobiegający zza rogu. Znała ten głos. I tę melodię...
-Wszystko na Clifftop! Kałach, katana, wszystko na Clifftop! I ETAP jest nasz, ale nie mój! I ETAP jest twój, kiedy kosmitę masz!
-Tom! Dokąd idziesz?
-Na Clifftop.
-Taa, mogłam się domyślić. Wiesz coś o Gaiaphage, prawda?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Candace
Niezniszczalny


Dołączył: 27 Gru 2009
Posty: 1686
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Lublin
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 13:09, 09 Kwi 2011    Temat postu:

[PB]

Pracowali kilka godzin. Wszystkie szczątki zakopali w wydzielonym kwadrancie zielonego placyku obok ratusza. Sonia straciła resztę sił. Wróciła do domu. Wiedziała co musi zrobić. Odnalazła dokumenty, które zabrała z ratusza tydzień po nastaniu ETAP-u.
Anuna Collins. Nie. Marvel Ombred. Nie. Elise Keller. Nie. Brian Mounteck. Nie. Gdzie to jest? - mówiła do siebie w myślach przewracając kolejno papiery. Jest - wpatrywała się w kawałek papieru, na którym znajdowało się dobrze jej znane nazwisko. Ścisnęła papier i rzuciła się do komody. Całą jej zawartość przerzuciła w pośpiechu. Znalazła. Akt urodzenia - Sonia Lily Black. Zestawiła obok siebie dwa papiery. To niemożliwe... Na obu papierach w rubryce "ojciec i matka" widniały te same nazwiska. Data ta sama. Różnica w godzinie urodzenia wynosiła 4 minuty. Mój Boże... Kiedy otrząsnęła się z szoku schowała dokumenty z powrotem. Czekała.

Drzwi otworzyły się powoli, ale Sonia i tak usłyszała to charakterystyczne skrzypnięcie.
-Witaj El - powiedziała nie odwracają głowy do tyłu - Czekałam na Ciebie.
-Jak miło - El wykrzywiła się w uśmiechu.
-Mam coś dla Ciebie - Sonia wstała i wyciągnęła przed siebie oba dokumenty. El pochwyciła je w swoje łapska i nic nie rozumiejąc przeleciała wzrokiem po obu kartkach. Coś w jej umyśle zaskoczyło.
-To nie może być prawda! - wrzasnęła unosząc ręce ku górze. Sonia zrobiła to samo. Nagle przez okno coś wfrunęło i upadło między nimi.
- Cześć!- powiedziała ruda dziewczyna. Rose.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Candace dnia Sob 13:11, 09 Kwi 2011, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rexus Maximus
Gość





PostWysłany: Sob 13:39, 09 Kwi 2011    Temat postu:

- A jeśli nawet wiem coś o panie G. to co?
Powiedz. Możesz.
I może jeszcze dośpiewam: zobacz sama, Endorayal, ETAP-u obrona zapewniona, Clifftop, Clifftop?
Czemu by nie?
Nie wkurzaj mnie!
Anuna spojrzała na niego, marszcząc brwi.
- No dobra, dobra, wiem dużo o Gaiaphage. Ale nie ja. Praktycznie ja o nim wiem tylko tyle, że jest zły, jak ma imię i tyle. Ale mam dobre... i... potężne źródło informacji. Ale jeśli mamy rozmawiać, to nie w tym miejscu. Chodźmy do chaty mojego pra razy dziesięć dziadka.
Zatrzymał czas, dotknął ramienia dziewczyny, wyciągając ją ze stopu. Teraz oboje mogli wędrować, przy zatrzymanym czasie.

***

Doszli do chatki. Tom puścił start. Przez całą drogę Anuna wpatrywała się w "zamarznięte" owady, liście poruszane przez wiatr, zwierzęta i wodę, zatrzymaną w ruchu.
Ferry usiadł.
- Coś czuję, że nie ja pierwszy wskazuję ci dzisiaj kanapę. Usiądź.
Tom odchrząknął i opowiedział dziewczynie całą historię. Wcześniej jednak dokładnie przeszukał domek i okolicę, w poszukiwaniu ewentualnych szpiegów i pluskiew.
W miarę postępu opowieści, oczy dziewczyny robiły się coraz większe i większe.
Gdy chłopak skończył, rzekł:
- To chyba tyle. I jeśli potrzebujesz dowodów, nie mogę ci ich dostarczyć. Musisz mi wierzyć na słowo.
No nie wiem. Wy, ludzie, jesteście bardzo nieufni.
Racja. Dodaj do tego jeszcze ETAP.
Fiu fiu, nieźle. Nie uwierzy ci.
Może uwierzy.
Powrót do góry
Gusia
Uzdrowiciel
Uzdrowiciel


Dołączył: 23 Lis 2010
Posty: 861
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 15:31, 09 Kwi 2011    Temat postu:

[chatka w lesie]

Giselle leżała na łóżku koło śpiącej Tessie, głaszcząc ją po głowie.
- Jednej rzeczy nie rozumiem. Ten kojot… Ukłonił się przed tobą.
- Nie przede mną. Nie jestem jego panią.
- Więc kto jest? Przed kim padł na… łapy?
- Gaiaphage. Jego część jest w tym kamieniu – Clary wyjęła z kieszeni zielonkawą skałę.
- Czemu go trzymasz przy sobie?
- Za każdym razem, jak chcę go wyrzucić coś mnie powstrzymuje. On wytworzył u mnie jakąś blokadę. Potrafi sprawić mi ból.
Giselle rozumiała ją. Sama nieraz doświadczała tego. Nie miała ochoty na dalszą rozmowę, zresztą po wcześniejszym imprezowaniu bolała ją głowa. Zamknęła oczy i zasnęła.
Śnił jej się mur, częściowo rozebrany i zniszczony. Za nim panowała ciemność, z której wydobywał się chłód. Giselle podeszła i zaczęła naprawiać ścianę. Czuła się coraz bardziej wolna, coraz bezpieczniejsza, coraz szczęśliwsza. Nagle obudził ją dziecięcy krzyk.
- Tessie!
Dziewczynka stała na środku pokoju, miała pusty wzrok, a w ręce trzymała kamień, który należał do Clary.
- Gaiaphage! Zostaw ją, to tylko dziecko! Słyszysz mnie?!
Chciała podbiec do siostry i wyrwać jej kamień z ręki, ale wokół Tessie pojawiła się bariera. To samo próbowała zrobić Clary, którą obudziły krzyki. Nic z tego. Kamień wysysał z niej energię. Nie pomagały żadne nawoływania, żadne prośby. Po pewnym czasie ciało dziewczynki bezwładnie upadło na podłogę, a bariera zniknęła. Giselle nie mogła ruszyć się z miejsca.
Nigdy więcej tego nie rób! Jestem w twoim umyśle. Jestem tobą. Nie odbudujesz tego, co w tobie zniszczyłem! Daj mi sobą kierować, bo inaczej taki los spotka każdego, na kim ci choć trochę zależy. I mam dla ciebie nowe zadanie...
- Ten mur to była aluzja. To była prawda.
Czyli można go zniszczyć - dopowiedziała sobie w myślach.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Gusia dnia Sob 15:33, 09 Kwi 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vringi
Game Master
Game Master


Dołączył: 01 Cze 2010
Posty: 452
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 2/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 18:19, 09 Kwi 2011    Temat postu:

[San Francisco de Sales]
- Powiedz mi wredny stworze. Jak uda ci się pokonać twojego Wielkiego Wroga? - zapytał Angel popijając wódkę. Wiedział że stwór w jaskini go słyszy.
Wyśle Jeźdźców. I Zero.
Charlie zaśmiał się ochryple.
- Zero nie pójdzie. A tylko ja mogę dać ci pełnie mocy. Tylko ja wiem jak cie zniszczyć.
Nie zniszczysz mnie. Mam cie na smyczy.
- Tracisz mnie. Mam sposób aby się uwolnić. - czuł niepewność Ciemności. Pradawny stwór czuł że nic nie idzie po jego myśli. - Twoi Jeźdźcy nie są ci wierni. A ja będę grał w twoją grę bo odebrałeś mi ograniczenia.
Odbiorę ci moc. Tak jak to robiłem innym.
- Nawet ty tego nie umiesz. - powiedział zimnym głosem. Nie mogli kłamać. Ich umysły łączyła potężna więź. - To reakcja jednostronna. A ci inni nigdy nie utracili mocy. Mają je po dziś dzień.
Rozgryzłeś mnie. Nie mogę im jej odebrać. Tak jak nie możesz mnie zabić.
- Jak zamierzasz To zrobić?
Cisza. Charlie tracił kontakt z Gaiaphage. Stwór wycofywał się z jego umysłu.
Nie możesz Nas zabić
- Nas? - zapytał przerażony znaczeniem tych słów. Potrzebował wyjaśnienia. Po raz kolejny doprowadził do masowej produkcji szarych komórek w jego organizmie. Gdy zrozumiał o co chodzi potworowi G oblał go zimny pot. Musiał dotrzeć do kogoś kto mu pomoże. A tym kimś był Marvel Omberd.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nefeid
Kurczak


Dołączył: 17 Maj 2010
Posty: 1500
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 13 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: łódź
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 18:22, 09 Kwi 2011    Temat postu:

[PB]

Susanne obudziła się parę godzin później, w środku nocy. Nie chciało już jej się spać, więc zeszła do kuchni i znalazła swoje ulubione ciastka. Po zjedzeniu całej paczki postanowiła zrobić obchód po Perdido - w mieście było cicho, nigdzie było widać żywej duszy. Zajrzała do Rocky'ego, którego zostawiła z dziećmi, żeby ich pilnował - były przy nim spokojniejsze i bardziej radosne. Wszystko było dobrze. Susan szła sobie spokojnie Chesney Road, kiedy usłyszała krzyk i wystrzał, po czym kolejny krzyk. Zaniepokojona pobiegła w kierunku źródła hałasu, którym okazał się być dom Sonii. Podeszła do okna i zobaczyła dziwny widok - Sonia próbowała odebrać szarpiącej się na wszystkie strony El pistolet, a jakaś rudowłosa dziewczyna siedziała na podłodze i trzymała się za krwawiącą stopę. Suzanne nie wiedziała co się dzieje, ale korzystając z tego, że żadna z nich jeszcze jej nie zauważyła, weszła do środka przez drugie okno i z zaskoczenia wyrwała Elizabeth spluwę. Rzuciła ją Sonii, która była bez broni.
- To nie jest prawda! - wrzasnęła El.
Co jest grane?
- NIE JESTEŚ! MOJĄ! SIOSTRĄ!
- Coo?! - Susan spojrzała na Sonię. Tamta przytaknęła i wzruszyła ramionami.
Rudowłosa syknęła z bólu. Hayes podeszła do niej i pomogła jej wstać. Spojrzeniem zapytała Sonię, czy sobie poradzi. Skinęła głową. Susan wyprowadziła ranną dziewczynę z budynku.
- Jak masz na imię?
- Rose.
- El cię postrzeliła? - zapytała z uśmiechem.
- Taak... wściekła się, strzelała na oślep.
Nagle koło nich pojawiła się Anuna.
- Trzeba zwołać zebranie Rady.
- Rady?
- Co jej jest? - zapytała nagle Anu, patrząc się na Rose.
- Widzisz... jest taki mały problem - powiedziała Susanne, zerkając w stronę domu Sonii - Sonia i Elizabeth... są siostrami.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Nefeid dnia Sob 19:52, 09 Kwi 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rose
Wykrywacz Kłamstw


Dołączył: 27 Lis 2010
Posty: 1256
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Wyspa Crabclaw
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 19:04, 09 Kwi 2011    Temat postu:

- Matko, czy ja wylądowałam w jakimś cholernym domu wariatów?!-przemkneło jej przez myśl.- Masz za swoje Rosie, trzeba byłogrzecznie siedzieć sobie w domu, a nie jeść czego nie trzeba i łazić...lecieć tam gdzie nie trzeba. -Noga strasznie ją piekła, mimo opatrunku, który założyła jej Susanne. Dziewczyna była miła. Na tyle miła, żeby jakoś się nią przejąć. Za to wszyscy inni w ogóle jej nie zauważali. Rose usiadła sobie więc w kąciku i cichutko obserwowała, jak w małym pokoju wybucha prawdziwa burza w szklance wody. Świadomość tego jak skończy się ta kłótnia- a nie trzeba było mieć jej mocy, żeby wiedzieć , że dosyć kiepsko- niezbyt poprawiała jej humor. Sonia i El darły się na siebie stojąc po przeciwnych stronach pokoju. Anuna zapobiegliwie pochowała całą broń, ale to nie zmieniało faktu, że zaraz miały sie na siebie rzucic i powyrywać włosy, czy coś w tym guście. Oprócz nich, stała tam masa ludzi, których Rose nie znała i znać wcale nie chciała. Wszyscy sie kłócili. Wtedy coś zaskoczyło w jej umyśle. Coś sie zbliżało. Coś...Niezbyt przyjemnego . I mrocznego.
- No cuż.- pomyślała.-Czas zrobić użytek ze swoich płuc.
Oparła się o ścianę i wrzasnęła na cały głos:
- Ej! Ciszaaa! - co dziwne, wszyscy umilkili i zaczęli się na nią gapić.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Rose dnia Pon 18:37, 11 Kwi 2011, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Puma
Naczelny Grafficiarz


Dołączył: 15 Mar 2010
Posty: 808
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Paradise City
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 19:11, 09 Kwi 2011    Temat postu:

[Wyspa Crabclaw]

Nerissa Swann czytała książkę. Niezbyt ciekawą, ale zawsze to jakieś zajęcie. Od tak długiego czasu była całkiem sama. Do końca nie wiedziała, co się stało, ale nie mogła się tego w żaden sposób dowiedzieć.
Pewnej soboty jej ojciec wziął motorówkę i popłynął do miasta, do pracy. Dziewczyna była wtedy w domu. Mieszkali w ogromnej willi. Spacerowała właśnie po ogrodzie. Widziała w oknie kuchennym jak ich służąca przygotowuje obiad. I nagle... zniknęła. Po prostu. Talerz, który trzymała w dłoniach spadł i roztrzaskał się o podłogę.
Ner nie wiedziała, co się wtedy stało. Próbowała skontaktować się z ojcem; na próżno. Internet także przestał działać. Tak więc dziewczyna mieszkała całkiem sama, nie wiedząc co się stało. Patrzyła przez lornetkę na Perdido Beach, niewiele jednak dostrzegła. Jedzenia miała pod dostatkiem, zarówno czystych ubrań, jak i wody. Ale ile jeszcze czasu miała tam przebywać? Co się z nią stanie? Czy ktoś przypłynie na wyspie?
Czasami chciała, aby ktoś się pojawił. Czasami bała się, że ktoś się pojawi i będzie chciał ją zabić, porwać itp. Spała z nożem i z gunem. W nocy budziła się, wydawało jej się, że ktoś chodzi po domu, chociaż zamknęła wszystkie drzwi.
Teraz Nerissa siedziała na parapecie w swojej sypialni. Czytała... A przynajmniej chciała. Coraz częściej myślała o przyszłości. Nie mogła tego przyznać sama przed sobą, ale... bała się. Przez okno widziała plażę. I... kogoś na tej plaży. Zeskoczyła na podłogę, chwyciła noż i spluwę. Zbiegła ze schodów i wyskoczyła z domu.
Teraz dokładnie go widziała. Był w podobnym wieku co ona. Siedział na pisaku i palił papierosa. Dziewczyna wkurzyła się, że jakiś koleś przylazł na jej wyspę... ale... Może to jednak jakaś nadzieja? Może jej samotność dobiegała końca? Tak czy siak, zaczęła iść w jego stronę. Jak będzie w porządku - świetnie. Jak będzie chciał ją zabić - świetnie, ukróci jej to wstrętne życie. Stanęła za nim. Wyciągnęła nóż przed siebie.
- Ej, ty! Czego tu szukasz?! - warknęła. - Kim jesteś?
Chłopak wstał, zaskoczony.
- Jestem Jeź... - przerwał. - Jestem Marvel i... nie szukam kłopotów.
Jego zrezygnowana i zmęczona mina, jednak równocześnie beztroska i szczera, sprawiła, że Nerissa opuściła nóż. Widziała w jego oczach... udrękę? A może ulgę? Nie wyglądał na kogoś, kto ma złe zamiary. Wyciągnęła do niego rękę.
- Jestem Nerissa. Nerissa Swann - powiedziała z francuskim akcentem. Starała się go ukryć, ale chyba się nie udało. Chłopak uścisnął jej dłoń. Przez dłuższą chwilę stali w milczeniu. Dziewczyna wpatrywała się w jego czarne oczy świdrującym wzrokiem. Popatrzył w inną stronę.
Miała na sobie ubrudzone piaskiem trampki Conversy, białe, krótkie szorty i luźny t - shirt z flagą Ameryki. Jej falowane włosy były rozpuszczone, lekko opadały na ramiona.
Musiała przyznać, że Marvel był dość... uroczy. Zawsze miała słabość do czarnych oczu. Nie czuła jednak do niego żadnej sympatii. Była raczej wrogo nastawiona.
- Więc? - uniosła jedną brew. - Skąd przybywasz? Jak się tu znalazłeś? - chciała go od razu zapytać, co się dzieje w mieście, dlaczego nie działają internet czy telewizja. Ale wszystko w swoim czasie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Loki
Super Moderator
<b>Super Moderator</b>


Dołączył: 26 Maj 2010
Posty: 2006
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 43 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 19:54, 09 Kwi 2011    Temat postu:

[PB]

-...kwasów deoksyrybonukleinowych mógł uwarunkować drobne przesunięcie genomów, co jednakowoż nie usprawiedliwia znaczących zmian dotyczących wszelakich widocznych na pierwszy rzut oka różnic w cechach wrodzonych, które są, jakby nie patrzeć, kolosalne i powodują między nami różne...
- Ej! Ciszaaa! - wrzasnęła ta ruda, którą El przed chwilą postrzeliła. Obrzuciła ją wściekłym spojrzeniem. Było celować wyżej - byłby jeden kłopot mniej. Jednak przerwa była jej potrzebna - poprzednie zdania (i jeszcze całą masę tych, których litościwie nie cytowałam) wyrzuciła praktycznie na jednym wydechu. Wzięła kilka spokojnych wdechów, opierając się o ścianę. Chyba zdarłam sobie całe gardło...
A potem zaczęła się śmiać. Obłąkańczy, głośny śmiech niósł się po domu dobre pół minuty.
-Brawo Soniu - powiedziała, gdy w końcu skończyła, a wszyscy obecni zdążyli zwrócić na nią zdziwiony wzrok. Nie przejmowała się nimi - Musiałaś to wydrukować jeszcze zanim wysadziliśmy elektrownię. Udało ci się - wkurzyłaś mnie. Cholernie mnie wkurzyłam. Jestem tak wkurwiona, jak jeszcze nigdy! Brawo! - tu El wyprostowała się i zaczęła bić brawo. Oklaski niosły się po pokoju. Ktoś się do niej przyłączył, ale szybko zaprzestał. El uśmiechnęła się szeroko, wpatrując się w twarz Sonii, ułożoną w zwyczajowy wyraz politowania. Przestała klaskać.
Przez długą, długą chwilę nikt nie zawahał się odezwać, nawet poruszyć.
-To jest żart, tak? - spytała grobowym tonem.
Sońka pokręciła głową.
-Wierz mi, też nie jestem specjalnie zachwycona - odparła z kpiną.
Elizabeth przez chwilę mierzyła ją wzrokiem. A potem przeleciała oczyma po ścianach, oknach, oraz wszystkich zebranych. Następnie, najspokojniej w świecie, wyjęła w kieszeni bulwę. Z drugiej wyciągnęła scyzoryk i z miażdżącym spokojem odkroiła kawałek.
-Wiesz co jest w tym wszystkim najlepsze? - spytała, wkładając kawałek do ust. Przez chwilę przeżuwała - Gdybyś to musiała się wychowywać z tą dziwką, to dziś...- połknęła i uśmiechnęła się szeroko - Zrobiłabyś to co teraz ja.
I zniknęła.
A właściwie przeteleportowała się na zewnątrz. Tam czekał Arthur. Był zdziwiony, ale nie przejęła się tym. Wyrwała z jego ręki granat, wyrwała zawleczkę i cisnęła przez otwarte okno. Mocno objęła chłopaka i...
Mocy starczyło jej na przeniesienie ich ledwie kilka domów dalej. Nawet z tej odległości granat ogłuszający przyprawiał o ból głowy, zwłaszcza, że nie mogła użyć swojej prawdziwej mocy i zmniejszyć ilości decybeli. Za to zdążyła dobiec do najbliższego kosza, by tam zwrócić zawartość żołądka. Pociągnęła wciąż oniemiałego Arthura do pobliskiego domu i wyjęła spod ogrodowego krasnala dwie bulwy. Ledwo stała na nogach. Zdążyła tylko złapać Arthura za szyję, uwiesić się na niej i szepnąć mu do ucha, dokąd mają uciekać.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Candace
Niezniszczalny


Dołączył: 27 Gru 2009
Posty: 1686
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Lublin
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 22:01, 09 Kwi 2011    Temat postu:

[PB]

-Wiesz co jest w tym wszystkim najlepsze? Gdybyś ty musiała się wychowywać z tą dziwką, to dziś... Zrobiłabyś to co teraz ja. - powiedziała Elka przeżuwając jakieś zielsko po czym zniknęła.
Dezorientacja. Nikt nie wiedział jak to się stało.
Coś wpadło przez okno i przeturlało się pod stopy Sonii. Granat.
Nim zdążyła pomyśleć, mały Syriusz, który znajdował się wśród rozgorączkowanego tłumu, złapał granat obiema rękami i ścisnął go skupiając wzrok na miejscu, gdzie powinna znajdować się zawleczka.
Huk.
Czas zwolnił.
Sonia jak na tacy widziała wybuchający w ręku brata granat. Widziała jak odłamki rozpryskują się w powietrzu i milimetr po milimetrze zbliżają się do jej twarzy, oraz ogień, którego fala wzbiła się z rąk Syriusza. Nagle wszystko się zatrzymało, a po chwili zaczęło się cofać. Na powrót cały granat pojawił się w rękach chłopca, zniknął ogień, odłamki.
Czas powrócił do normalności.
Wszyscy z obecnych złapali się za uszy. Huk, i to słyszany z takiego bliska, może spowodować uszczerbek na zdrowiu. Sonia poczuła cieknącą z jej ucha krew. Kilka osób wpatrywało się w swoje dłonie umazane czerwoną cieczą. Nikt jednak nie spuszczał wzroku ze stojącego pośrodku pokoju chłopca.
Syriusz...
Sonia nic nikomu nie tłumacząc złapała chłopca za rękę i wybiegła z nim z domu. Musiała go zabrać. Musiała odizolować go od reszty. Wiedziała, że po głowach każdego z obecnych w domu tłucze się jedno pytanie...
"Co jeszcze potrafi ten chłopiec???"


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rexus Maximus
Gość





PostWysłany: Nie 5:33, 10 Kwi 2011    Temat postu:

- Ej, cholera, też tak umiem! No, ale gratki, nie ma co. - powiedział Tom, mrugając do chłopaka, który widocznie był zupełnie inny od tych dzieci pod sztolnią.
- No, może nie tak dokładnie tak, ale chyba zdążyliby się ewak... ewaka... ewakuować.
Chłopiec spojrzał na niego zdziwiony.
To nie jedyna moc tego chłopca.
Hmm... to on umie wiele rzeczy.
No jasne. Gaiaphage wybrał go kiedyś na swojego czempiona, młodego, potężnego czempiona, ale ostatkiem sił zdołałem załatać barierę w jego umyśle. Zresztą, młodsze DNA łatwiej zmienić.
No to nie jestem jedyną ważną osobą w tym środowisku.
Ferry, rozmawiając z Endorayalem, wykrzywiał twarz i mrużył oczy, więc większość spoglądała na niego jak na wariata.
- Rozmawiałem.
To wcale ich nie usatysfakcjonowało. Tylko na twarzy Anuny pojawiło się albo zrozumienie, albo niedowierzanie, ale Tom był odwrócony od niej plecami. Rozległ się nieznajomy głos:
- Z kim? Z Gaiaphage? Zabić go!
Jak łatwo im przychodzi teraz zabijanie. Kiedyś nie pomyśleliby nawet o takich słowach.
- Wcale że nie. Ale to musiałbym wam trochę dłużej wyjaśnić. Moja historia... wróć, jego historia może się wam spodobać.
Po chwili dodał:
- Albo i nie.
Tom zatrzymał czas. Usiadł, odetchnął parę razy.
Spokojnie.
Tobie łatwo mówić! Siedzisz sobie w jakiejś dziurze...
Albo na dnie morza. Albo w bazie wojskowej. Albo na szczytach gór.
Mam wybierać?
Nie, skądże.
Ferry puścił start.
- Porozmawiajmy, ale nie tutaj. Tak czy siak na takie zgrupowania potrzeba odpowiedniego, prestiżowego miejsca.
Poszli do takiego. Weszli do kościoła ////sorry, jak nie stoi, to do ratusza////
Tom stanął na ambonie ////jeśli kościół nie stoi i jesteśmy w ratuszu, to na jakimś krześle//// i zaczął mówić:
- Hmm... a dobra, miałem opowiadać. Nie wiem, uwierzycie mi czy nie, bo to jest bardzo, ale to bardzo nieprawdopodobne, ale logiczne. Więc...
Tom odchrząknął:
- Od prawieków... nie, może najpierw moją. Więc kiedy... tak, teraz wiem że uciekłem spod sztolni, odezwał się we mnie dziwny głos, który z początku uznałem za swoje jakże piękne sumienie. Jednak, sumienie nie odzywa się pełnymi, składnymi zdaniami. A więc, co? Gaiaphage? Gdyby to był on, już dawno byłbym wysysany, bo wtedy go nie zabiliście. Może odrobinę odwlekliście koniec. Potem sumienie przedstawiło się... ludzie, przedstawiło! Jako Endorayal, brat, alter ego, nemezis, wróg, przeciwnik Ciemności. Od prawieków krążyli wokół Centrum Wszechświata, gdy G. się wyrwał i zaczął niszczyć planety. Endorayal poleciał za nim i tutaj go dogonił, chroniąc nasze umysły przed wpływem Gaiaphage, i budując ETAP, by zdusić Ciemność jeszcze w zarodku. Na początku, gdy jeszcze istniała PRAWDZIWA Rada, mieliśmy szanse na przeżycie, teraz, cytuję, wygrywając pojedyncze utarczki, walcząc z nie-mutantami, bytując jako niezorganizowana grupa, nie macie najmniejszych szans. Trzeba odbudować Radę, według starego porządku.
Umacnianie miasta nie ma żadnego sensu. Jak widzieliśmy, dzięki tym śmierdzącym kartoflom, umieją się teleportować. A G. teraz osłabiony, prędzej czy później znów zdobędzie Jeźdźców. Dziękuję. Wierzcie mi, albo nie, to sprawa wasza, i waszych... sumień. No tak.

Po tych słowach, Tom wrócił do ławki/krzesła. Usiadł w trzecim rzędzie.


Ostatnio zmieniony przez Rexus Maximus dnia Nie 5:35, 10 Kwi 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Megumi
Niezniszczalny


Dołączył: 04 Mar 2010
Posty: 1550
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: L-wo
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 9:33, 10 Kwi 2011    Temat postu:

[Elektrownia]

Maggie stanęła pod ogrodzeniem wpatrując się w ogromny budynek elektrowni. Na jej twarzy widniał wredny uśmiech.
Ciekawa jestem co powiedzą na to
Odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę plaży.
Strzeż się Perdido Beach. Trzęsienie ziemi nadchodzi... Już za pół godziny...
- Ciekawe czy będą ładne fajerwerki - powiedziała do siebie, po czym śmiejąc się pobiegła w stronę piaszczystej plaży.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rose
Wykrywacz Kłamstw


Dołączył: 27 Lis 2010
Posty: 1256
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Wyspa Crabclaw
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 9:36, 10 Kwi 2011    Temat postu:

Kiedy granat wpadł przez okno...w sumie Rose nie była zdziwiona. Padła na ziemię dobre parę minut przed resztą. Nie zdziwiła się też widząc brata Soni i ten granat. Nie zdziwiła się gdy rozerwało jej bębenek w prawym uchu, pozbawiajac ją w nim słuchu do końca życia. Bolała ja głowa. Ciągłe de ja wu były strasznie męczące. Ale przypomniała sobie coś jeszcze. Nie znała tych ludzi. Naprawdę nie znała. Ale może warto by.....Pomóc? Może nie. Ale zrobić coś. Więc kiedy Sonia wybiegła, ciągnąc za sobą Syrisza, pobiegła za nimi.
- Ej! Czekaj!- dziewczyna się odwróciła. Przez chwilę Rose miała wrażenie, ze coś jej zrobi, ale ta po prostu opuściła ręce wzdłuż tłowia i spuściła wzrok.
- Czego?- warknęła. Rose tego nie chciała. Naprawdę nie chciała. Ale nie miała wpływu na samą siebie. Jakby sama jej moc, która ukazywała jej przyszłość, robiła wszystko żeby ją zmienić, żeby nie dążyć do nieuchronnej katastrofy.
- Chodź. -Usłyszała samą siebie. - Musicie się gdzieś schować. Zaraz wszyscy zaczną was szukać. I nie będą zbyt przychylnie nastawienie do niego- skineła w stronę chłopca.
Sonia zdawała się wachać. Rose niemal widziała jak obracają się trybiki w jej umyśle .
-Dobrze. -powiedziała.- Gdzie mamy iść?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Loki
Super Moderator
<b>Super Moderator</b>


Dołączył: 26 Maj 2010
Posty: 2006
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 43 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 14:44, 10 Kwi 2011    Temat postu:

[PB]

-Łełobrze miii-i-i... - jęczała Elizabeth, łapiąc się z głowę.
-Dokończ. Co z tymi bulwami? - nalegał Arthur, podając jej szklankę wody.
El wzięła najspokojniejszy oddech na jaki było ją stać.
-Masz moc, ale tylko przez jakiś czas. Jaką chcesz. Na każdą porcję bulwy jedna moc. Nie więcej... Tyle, że potem czujesz się, jakby ktoś cię trzasnął po łbie - upiła łyk wody - Kranówa?
Skierowała wzrok w kierunku, jaki wskazał chłopak. Uśmiechnęła się lekko. Nie ma to jak święcona woda na zgagę. Jeśli mi przejdzie, będzie można mówić o cudzie.
Po chwili czuła się już w miarę znośnie, na tyle by móc opowiedzieć Arthurowi więcej, o cudownych właściwościach dziwnej rośliny.
Przerwało im jakieś zamieszanie. Ktoś wszedł do kościoła. A nawet kilku ktosiów. Ledwie wymienili spojrzenia, już wiedzieli co robić - El uczyniła ich kroki bezgłośnymi, Arthur wyjął broń i w pełnej gotowości, zgrabnie przysunął się do framugi drzwi z których wychodziło się na główną nawę. Przez chwilę nasłuchiwał, po czym porozumiewawczo machnął do El. Podeszła bliżej. Powoli wyjrzała przez drzwi.
Ten chłopak, Tom podajże, widziała go koło sztolni. Gadał coś o drugiej Ciemności, o dobrym Gaiaphage. Dyskretnie przesunęła wzrok po widowni. Zebrało się sporo gapiów. Już nie tylko Rada, ale też zwykłe dzieciak, które pewnie nie rozumiały połowy z tego co Tom do niech mówił.
I nie było Sonii.
Gdy Tom skończył, pokazała swojemu wspólnikowi gest, który miał oznaczać "bądź w pogotowiu, R2". Przyjął to skinieniem głowy, ale też zaniepokojonym spojrzeniem. El wychyliła się przez drzwi. Nikt nie zwrócił na nią uwagi.
-Ekhem! - odchrząknęła, niby dyskretnie. Teraz przykuła uwagę wszystkich zebranych.
-Piękna przemowa, ale to nie zmienia faktu, że nie macie pojęcia jak walczyć z Gaiaphage - uśmiechnęła się złośliwie, wędrując beztrosko pod ołtarz. Przysiadła na nim, popijając wodę ze szklanki.
Wśród obecnych dało się słyszeć szmery.
-Przyganiał kocioł garnkowi...
-Dzień dobry Elise. - El przewierciła dziewczynę wzrokiem. Nie robiło to na niej wrażenia, ale nie atakowała, cierpliwie słuchając co El ma do powiedzenia - Kontynuując... Ten cały Endojaral porozumiewa się ze światem za pośrednictwem naszego kolegi Toma, tak? - bardziej stwierdziła niż spytała, wskazując niedbale na Toma - Z Gaiaphage jest podobnie. A że teraz jest uwięziony, musi przelać większą część mocy na swojego 'pośrednika'. Rozumiecie? - rozejrzała się po zebranych - Zniszczycie pośrednika, zniszczycie Gaiaphage! - rozłożyła ręce w geście "ta-dam!", po czym dodała ciszej - A potem możecie wyrazić jakoś wdzięczność, za to że wam to powiedziałam...
Elise wstała
-Czegoś nie rozumiem. Mówisz nam, że jeśli cię zabijemy to...
-Ciiiii! - uciszyła ją, podnosząc równocześnie rękę do góry. Dopiła wodę - To nie ja jestem pośrednikiem Ciemności. Nie ja, tylko Syriusz, brat Sonii - uśmiechnęła się szyderczo - Przybrany brat Sonii.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gusia
Uzdrowiciel
Uzdrowiciel


Dołączył: 23 Lis 2010
Posty: 861
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 15:16, 10 Kwi 2011    Temat postu:

Giselle wmieszała się w tłum dzieciaków w kościele i wysłuchała przemowy. Była w transie spowodowanym przez Gaiaphage. W budynku coś się działo, ale nie była świadoma, co dokładnie. Skupiała się na swoim celu. Czekała aż jej przyszła ofiara wyjdzie z budynku – takie dostała zadanie. Nie zajęło to jednak dużo czasu, bowiem po chwili Tom wyszedł tylnym wyjściem, a ona za nim.
Gis poczuła, jak jej ręka sięga do kieszeni, wyjmuje pistolet i celuje w głowę chłopaka.
- Co ty…?! – zauważył ją. Po chwili nie wiadomo skąd pojawił się przed nią, a w dłoni ściskał jej własną broń. Lufa powędrowała do jej czoła. Patrzył na nią pytającym wzrokiem.
Stali tak kilkadziesiąt sekund, kiedy w końcu Giselle zaczęła odzyskiwać panowanie nad ciałem.
Gaiaphage regeneruje się. Mam maksymalnie kilka minut…
- Słuchaj. Nie wiem kim jesteś, nie wiem czemu akurat ty, ale Ciemność się ciebie obawia. Wierzę, że to, co mówiłeś to prawda. Gaiaphage i jego alter ego są śmiertelnymi duchami, tak? Coś jak dobry bożek i zły bożek? I jesteśmy uwięzieni pod kopułą, jak zwierzęta w klatce, żeby ochronić innych, którym się poszczęściło i są na ‘zewnątrz’?
- Nie za dużo pytań na raz?
- Chcę tylko zemsty na nim.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rexus Maximus
Gość





PostWysłany: Nie 15:27, 10 Kwi 2011    Temat postu:

- Nie wierzcie jej! Ten chłopak, ma na imię Syriusz? Aha.
Nie możesz na to pozwolić.
- Plotki wyssane z palca! Ciemność nie jest uwięziona, a nawet jeśli jest, może przelać moc na każdego Jeźdźca, którego chce, i nie musi to być mały chłopak. A Gaiaphage może w każdej chwili regenerować swą moc! Czy to umysłem jakiegoś kojota lub dziecka, żywi się siłami życiowymi, a tego na razie w ETAP-ie nie brakuje!
Uważaj! Ona ma tu swojego człowieka!
Chłopak odszedł za kolumnę i uśmiechnął się do dziewczyny.
Skąd wiesz?
Obserwuję was, Ciemność zresztą pewnie też.
- A zresztą, mamy wierzyć starej popleczniczce Gaiaphage? Gdybyś mogła zabiłabyś tutaj wszystkich bez mrugnięcia okiem!
Dam ci wskazówkę: w wielu waszych opowieściach, z pozoru najsłabszy jest najsilniejszy. Cały ten ETAP możesz też uznać za taką opowieść.
- A tak naprawdę, chcesz zniszczyć tylko najsilniejszego gracza na boisku. Ty się... ty się boisz tego dzieciaka!
Dziewczyna zmrużyła oczy i uśmiechnęła się szyderczo.
G. chce zniszczyć tego chłopca, od czasu, kiedy wymknął się spod kontroli.
- Kobieto, ty ciągle jesteś na rozkazach Gaiaphage!
Tom powoli zaczął się przygotowywać do zatrzymania czasu. Położył rękę na rękojeści katany.
Potem chłopak wyszedł, a jakaś dziewczyna...

****

- Cóż, masz rację. Jest dokładnie tak jak mówisz. Chociaż wątpię, by mieli przed sobą naturalną śmierć, to tak, można ich zabić.
Powrót do góry
Candace
Niezniszczalny


Dołączył: 27 Gru 2009
Posty: 1686
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Lublin
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 15:48, 10 Kwi 2011    Temat postu:

[PB]

Sonia zdawała się wahać. Rose niemal widziała jak obracają się trybiki w jej umyśle .
-Dobrze - powiedziała - Gdzie mamy iść?
-Za mną - powiedziała Rose i ruszyła przed siebie.
Nagle Syriusz zniknął. Był. Teraz go nie ma.
-Co...? Gdzie...? Kurr... - nim Sonia dokończyła chłopiec pojawił się koło niej, lecz nie sam. Remus, drugi z braci Sonii, Stanley, przyjaciel jej braci, oraz Mel, siostra Anuny, stali po jego prawej stronie trzymając się za ręce.
Rose i Sonia spojrzały na chłopca. Pusty wzrok, zgarbiona sylwetka, poranione ręce, torba siostry w ręce. Obraz nędzy i rozpaczy.
-Nie zatrzymujmy się - powiedziała i ruszyła przez aleje miasta.

Wędrówka nie zajęła im dużo czasu. Teraz schodzili wgłąb ziemi, jeśli tak można nazwać przechadzkę przez zimne, wilgotne i dość śmierdzące stęchlizną korytarze.
-Tutaj - Rose skierowała się na lewo i otworzyła metalowe drzwi. Pokój nie był duży. 3 łóżka, stolik, krzesło, niewielki magazyn z jedzeniem w puszkach, 2 lampki i stolik z zabawkami dla dzieci.
-Nikt nie wie o tym pomieszczeniu. Powinniście być bezpieczni - powiedziała dziewczyna, posłała Black łagodny uśmiech i wyszła.

Po zjedzeniu posiłku dzieciaki momentalnie zasnęły. Sonia złapała swoją torbę i usiadła na podłodze. Wysypała zawartość. Stare notatki, dokumenty zabrane z ratusza, akta pozbierane ze szkolnego rumowiska, pigułki wodne, stary zielnik, przewodnik po mieście i kilka bibelotów. Złapała dokumenty i na powrót zaczęła je czytać...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Forum GONE Strona Główna -> Archiwum / GONE - to tylko ETAP / Archiwum 2. Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
Strona 1 z 6

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin