|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gusia
Uzdrowiciel
Dołączył: 23 Lis 2010
Posty: 861
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 14:28, 14 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
- To się nazywa złośliwość rzeczy martwych!
Giselle już drugi raz leżała na ziemi i to nie ze zmęczenia. Razem z Clary szły ciemnym korytarzem pełnym wijących się po podłodze kabli. Dopiero na drugim końcu świeciła blado zwykła neonówka.
- Wytłumaczysz mi w końcu, czemu akurat elektrownia?
- Z tego, co wiem po ostatnim incydencie nikt tu nie przychodzi.
Burr.
- No i może znajdziemy tu coś do jedzenia.
Skierowały się do pokoju kontrolnego. Panował tam chaos – porozrzucane dokumenty, przewrócone kubki, plamy po kawie, krew…
- Przytulne miejsce na kryjówkę, nie uważasz?
- Pod warunkiem, że rzeczywiście jest tu coś do jedzenia.
Zabrały się za przeszukiwanie szuflad. Nie znalazły jednak zbyt wiele.
- Paczka M&M’sów? Spodziewałam się czegoś więcej po mózgach Perdido. Nie mają tu gdzieś ukrytych zapasów? I Clary… Mówiłaś, że pozbyłaś się tego kamienia.
- No tak. Ja pierrr…
Jej kieszeń świeciła się na zielono i…
- To się rusza! Zabierz to ode mnie!
- Jak?! Poczekaj chwilę, nie ruszaj się…
Giselle chwyciła miotłę i kijem od niej szturchnęła tajemniczy obiekt. Ten jak oparzony wyskoczył… a raczej wylał się z kieszeni Clary. Zaczął pełznąć do drzwi, w kierunku rdzenia.
Gaiaphage to zielona galareta? Cholera. Błagam, żeby nie stało się to, co myślę. Niech uran nie może mu pomóc...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nefeid
Kurczak
Dołączył: 17 Maj 2010
Posty: 1500
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 13 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: łódź Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 15:45, 14 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
[Gdzieś w górach Trotters]
Susanne zrezygnowała z bawienia się w sanitariuszkę. Po prostu czekała, przeklinając swoją głupotę. W ręce trzymała pistolet, na wypadek, gdyby ktoś z mhrocznych się tam pojawił. Bez powodu tego przecież nie wysadzili... Skąd w ogóle wzięli bombę? Siedziała, skupiona, rozglądając się. Nagle zauważyła ruch gdzieś między drzewami i zaczęła strzelać.
- Hej, hej, spokojnie! - krzyknęła Diana.
- A, to ty... przepraszam, myślałam... sprowadź tu Anunę i to szybko. Elise potrzebuje uzdrowiciela.
Diana z przerażeniem obejrzała obrażenia dziewczyny i już jej nie było.
Susan skrzywiła się. Głowa strasznie ją bolała - mogło mieć na to wpływ kolejne uderzenie. Przyłożyła rękę do czaszki i poczuła zaschniętą krew - przesunęła dłoń i wyczuła świeżą. W tej chwili pojawiła się Anuna. Bez słowa przeniosła Elise, a potem wróciła.
- Wszystko dobrze?
- Głowa mi zaraz eksploduje - mruknęła Susan. Złapała Anu za rękę i znalazły się w Perdido. - Ja... zaraz będę - Hayes uśmiechnęła się do niej przepraszająco.
Poszła do domu i wsadziła głowę pod prysznic. Ciepły strumień nie łagodził bólu, ale zmył całą krew. Cała wanna na chwilę zrobiła się czerwona. Suzanne zeszła do kuchni i poszukała tabletek na ból głowy. Wzięła od razu dwie, po czym wróciła do łazienki i stanęła przed lustrem. Jej mokre włosy sięgały prawie do pasa. Za długie jak na obecne warunki. Związała je w kitkę i sięgnęła po nożyczki. Szybko ścięła je trochę poniżej gumki, którą zaraz potem zdjęła. Nierówno obcięte, rozpuszczone włosy końcami muskały ramiona.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
zimowykalafior
Super Admin
Dołączył: 10 Wrz 2010
Posty: 2241
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 53 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Australijskie Skierniewice Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 14:27, 15 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
-Hej. O czym rozmowa? - Tom wyszedł zza rogu.
-O wybuchu. Muszę tam skoczyć, bo chyba są ranni - rzuciła Anu i przeteleportowała się w góry.
Na miejscu znalazła Elise i Susanne. Wystarczyło, że tylko rzuciła okiem w stronę tej pierwszej, i wiedziała, że jak najszybciej musi ją przenieść do Uzdrowiciela. Jedyne, co jej przychodziło do głowy w tej chwili - bomba wybuchła jej w rękach. W jaki sposób do tego doszło, pewnie nawet nie chciała wiedzieć.
Zostawiła dziewczynę w kryjówce Siriusa i wróciła w góry. Odległość nie była na tyle duża, żeby nie dała rady tam się przeteleportować, a nie chciała znowu zostawiać Susanne samej.
-Wszystko dobrze? - spytała z obawą w głosie widząc krew, która spływała po jej włosach
-Głowa mi zaraz eksploduje. - chwyciła Anunę za rękę i znalazły się w Perdido. - Ja... Zaraz będę - powiedziała i odeszła w kierunku, chyba swojego domu. Anu poczekała chwilę przed furtką, podreptała w miejscu, obskubała metalowe pręty z farby i wtedy Suss wyszła w powrotem.
-Co zrobiłaś z włosami? - spytała An zdziwiona.
-Obcięłam. Wygodniej tak - mruknęła. Collins nie pytała o więcej. Poszły tam, gdzie czekał Tom i reszta.
-Jak dostałaś się w góry? Niech zgadnę... Magiczne bulwy?
-Taak... Ale lepiej nie próbuj, są okropne w smaku.
Anu pokiwała głową, ale coś ciągle nie dawało jej spokoju.
-A jak to jest? One dają moc, jaką tylko chcesz?
-Chyba tak, nie jestem pewna. Masz na myśli jakąś konkretną moc?
-Nie, tylko tak sobie myślałam... Poczekaj chwilę.
An wpadła do swojego domu, a właściwie do ogródka.
Gdzieś tu... Jest! Z radością wyciągnęła bulwę spod kamienia. Ja NIE mam krasnali ogrodowych xd Wróciła do reszty, przeżuwając to paskudztwo. Potrzebowała nie lada silnej woli, żeby nie wypluć go po pierwszym kęsie.
-Rzeczywiście, niedobre - przełknęła i czekała na skutki. Uniosła ręce wysoko nad głowę, na wszelki wypadek kierując je w stronę najbliższego drzewa.
Po chwili z jej dłoni wystrzeliła żółtozielona maź. WTF?! Moc strzelania glutami z rąk? Podeszła do oblepionej nią nieszczęsnej rośliny, sprawdzając konsystencję, zapach i... smak.
Odwróciła się w stronę zszokowanych towarzyszy, których miny wyglądały mniej więcej tak:
-Kisiel! Cytrynowy! No już, nie parzcie tak.
A nie mówiłam, że to nienormalne? ;>
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Dynka
Odczytywacz
Dołączył: 11 Sty 2011
Posty: 145
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: BP Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 16:07, 15 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
[Elektrownia]
Giselle chwyciła miotłę i kijem od niej szturchnęła tajemniczy obiekt. Ten jak oparzony wyskoczył… a raczej wylał się z kieszeni Clary. Zaczął pełznąć do drzwi, w kierunku rdzenia.
O kur**. - przemknęło tylko przez myśl dziewczynie. Niewiele myśląc rzuciła się na ziemię i próbowała złapać Ciemność-galaretę, ale ta zdążyła już prześliznąć się przez szparę pod drzwiami. Bane w jednej chwili znalazła się przy szafie i zaczęła ją przeszukiwać, czyli w tym wypadku wyrzucać całą zawartość na podłogę.
-No błagam! Tu musi być coś... Jest! - wykrzyknęła i wyjęłą dwa szklane słoiki. Podała jeden Gis.
- Yyyyy... A po co mi to? - powiedziała zdziwiona Woodsen.
- Musimy złapać tego Gaia-gluta.
Obie dziewczyny wybiegły z pokoju i potykając się o kable ruszyły w kierunku rdzenia.
- Galareto, gdzie jesteś? Kici, kici. Jak się woła na coś takiego? - spytała Clary towarzyszki. Ta nie zdążyła odpowiedzieć, ponieważ za rogiem natknęły się na zieloną maź, która odbijała się od ściany. Najwyraźniej próbowała się przedostać do kolejnego pomieszczenia, ale otwór tym razem okazał się zbyt wąski.
-Mam cię. Raczej nie należysz do najmądrzejszych, co? - powiedziała dziewczyna potrząsając słoikiem, w którym znajdowała się galaretowata substancja.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Vringi
Game Master
Dołączył: 01 Cze 2010
Posty: 452
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Ostrzeżeń: 2/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 18:27, 15 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
[Wyspa San Francisco De Sales]
- W takim razie ruszamy. Pierwszy?
Nigdzie nie widzieli pumy. Zwierzak zniknął. Chociaż niezupełnie. Nie zapadł się pod ziemię jak to zwykle robił. Marvel odezwał się pierwszy:
- Tutaj widać ślady. Prowadzą do...
Prowadziły do piwnicy. Ten zwierzak musiał coś zwęszyć. Nerissa uchyliła drzwiczki schodząc po schodkach. Oni poszli za nią. To co ujrzeli zmroziło im krew w żyłach. To co ujrzeli pasowało do ataku potwora. Pośrodku stał Pierwszy, zachwycając swoim czystym, czarnym futrem. I to było dziwne. Bo piwnica była pełna zmasakrowanych ludzkich ciał. Ciał młodych dziewczyn. Nerissa oparła się o ścianę oddychając głęboko. Omberd przez zaciśnięte zęby wypowiadał przekleństwa. A Angel? On stał z otwartymi ustami wyobrażając sobie jak to mogło wyglądać.
- Zrobiłeś to? - wycedził do zwierzęcia. Nie bardzo w to wierzył ale chciał się upewnić. Wtedy Marvel otrząsnął się z transu odpowiadając:
- Nie... To zrobił człowiek. Ale żeby coś takiego...
Charlie nie musiał się zastanawiać dlaczego Złotoręki tak zareagował. Nie mógł sobie wyobrazić aby ktoś nieopętany przez potwora G mógł coś takiego zrobić. Przecież Marvel wydając wyrok na dzieci był pod kontrolą Gaiaphage. Angel ze zdenerwowania zaczął krążyć po pomieszczeniu.
- Te ciała leżą tu od nastania ETAPu. Morderstwa dokonano za pomocą jakiegoś tępego ostrza. Odcinał im głowy. O tak. - machnął ręką aby to zaprezentować. Swann kiwnęła nieprzytomnie głową. - Ale dlaczego te ciała są takie... - nie wiedział jak zakończyć zdanie. Wtedy z kąta dobiegł ich zdarty głos
- Wybrakowane? - wszyscy jak na komendę obrócili się w miejscu. W kącie siedziała skulona postać. Niezwykle chuda dziewczyna. Można by rzecz, anorektyczka. Jej włosy były brudne i zniszczone. Marvel podchodząc powoli do Nerissy przywołał do siebie Pierwszego. Kuguar bacznie obserwując postać w kącie ruszył w ich kierunku. Charlie już wcześniej wytłumaczył kotu gdzie ma ich przenieść. Do domu jego ciotki. Domu Sandry Angel.
- Co się stało? - zapytała na wpół przerażona, a na wpół ciekawa Swann. Chłopcy wymienili spojrzenia. Oni wcale nie chcieli tego wiedzieć. Zdążyli się domyśleć.
- On na tu zamknął. A potem... Potem robił nam to. - wskazała na głowy. - W końcu zostałam tylko ja.
- Ale on się nie pojawił? - "Niech cie piekło pochłonie Swann"-pomyślał Charlie. Marvel zwrócił swoją uwagę przyjaciółki i pokręcił głową. Nie zrozumiała.
- Nikt mnie nie karmił a ja... -urwała na chwile. Wtedy ujrzeli jej twarz. Byłaby piękna gdyby nie ten obłąkany wyraz twarzy. - Byłam głodna.
Wtedy Nerissa Swann pojęła czego tak bardzo bali się Omberd i Angel. Pojęli to w locie. Gdy tylko ujrzeli te ciała. Stali naprzeciw obłąkanej dziewczyny która jadła ludzkie mięso.
- Teraz -tylko to był w stanie powiedzieć.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Fire-mup
Biczoręki
Dołączył: 08 Maj 2010
Posty: 2051
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 2/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 21:41, 16 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
Elise obudziła się na kanapie w jakimś pomieszczeniu. Podniosła się do pozycji siedzącej i rozejrzała. Była zapewne w miejscu, gdzie ukrywał się Sirius, lecz jego samego nie było w pobliżu.
Była cała brudna i zakrwawiona, więc wróciła do domu się przebrać. Wzięła prysznic i w szlafroku rzuciła na kanapę. Wtem, poczuła mokry język na swojej dłoni. Podrapała kojota za uchem. Wpatrywał się w nią wielkimi, pytającymi oczami.
-Musisz na razie zostać. Przykro mi. – powiedziała łagodnie. Nie mogła narażać innych na ryzyko.
Gdy chwilę odpoczęła, ubrała się, spakowała plecak i ruszyła na poszukiwanie reszty Rady.
Znalazła ich zebranych wokół drzewa oblepionego jakimś świństwem.
Elise podeszła do mazi i spróbowała trochę.
-Co? Cytryna?! Następnym razem poproszę truskawkę...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Loki
Super Moderator
Dołączył: 26 Maj 2010
Posty: 2006
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 43 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gdańsk Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 17:24, 18 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
Kolejny pusty dom, nie wiele różniący się od poprzedniego. Elizabeth nie podobała się ta dzielnica - budynek w którym mieszkała przed ETAP-em znajdował się ledwie kilka domów dalej. I nie miała kawy. El nie pomyślała o tym niszcząc nastawnię, na zawsze pozbawiając miasto prądu. W sumie niewiele wtedy myślała - pozwoliła by emocje zaćmiły jej umysł.
Z jeszcze większym zacięciem mieszała łyżeczką w szklance w sokiem.
-Zaraz przyjdę - powiedział Arthur i udał się na górę w poszukiwaniu łazienki. A może nie mógł znieść tego niewidzialnego napięcia między nimi? No i dobrze! Nie podoba się mój plan? Droga wolna! Nikt nie będzie tęsknił!
Zanim zdążył ją ukłuć fakt, że to wcale nie była prawda, dosłyszała dźwięki w salonie. Ona sama siedziała w kuchni, widziała stąd pumy kręcące się po ogródku, mogła je wypuścić przez tylne drzwi i nasłać na nieproszonych gości. Ale to nie był szczególnie dyskretny sposób.
Kroki. Tak ciche, że nie usłyszałaby ich bez wsparcia mocy. Bezszelestnie zakradła się pod drzwi. R2 zabrał pistolet, ale miała coś lepszego.
Gdy tylko blond-włosa głowa przybysza wyjrzała zza progu, El z całej siły przywaliła w nią ciężką patelnią, z teflonową warstwą zapobiegającą przywieraniu. Siła uderzenia była na tyle duża, że aż wyrwała jej z rąk tą prowizoryczną broń. Chłopak jękną, okulary mu się przekrzywiły, ale ciągle stał o własnych siłach. Elizabeth, z braku innego sposobu obrony, kopnęła gościa w krocze. Gdyby dźwięki rozchodziły się w powietrzu, pewnie dałby się słyszeć głuchy jęk. A chłopak był unieszkodliwiony na tyle by mogła spokojnie podnieść patelnię (z teflonową warstwą zapobiegającą przywieraniu), unieść ją nad głowę i...
-Hej Elizabeth - gdyby nie głos pewnie nie poznałaby Charliego. Wyglądał zdumiewająco dobrze, jak na kogoś kto dopiero co uciekł z więzienia na środku oceanu. Hmm... Jak zwykle ja najbardziej obrywam...Towarzyszył mu Pierwszy i jakaś nieprzeciętnie piękna dziewczyna.
-Hej - odparła i już, już miała rozbić czaszkę blondaska, gdy Zero wyrwał jej patelnię z rąk. Uśmiechał się.
-Kamuflaż działa, jak widzę.
-Jak kamuflaż?! Dawaj tą... O!Aaaa... Uuuu... Chyba nie będzie aż taki zły, co? Albo dozna amnezji... Powie się, że to jakiś wazon, czy cuś... No, co?!
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Loki dnia Pon 17:27, 18 Kwi 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Marvel
Różowy
Dołączył: 21 Mar 2010
Posty: 284
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 13 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 20:36, 18 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
Bądźmy szczerzy. Marvel leżał u progu domu i zwijał się z bólu, trzymając w okolicach przyrodzenia. Ta dziewczyna. Ta, o której myśli non stop, właśnie powaliła go na ziemię patelnią z teflonową warstwą zapobiegającą przywieraniu. Mimo to uśmiechnął się i powoli wstał. Taką zawsze miał w swojej głowie. Silną, zdecydowaną. Nim Elizabeth zdążyła wydukać choć jedno, porządne zdanie, zrobił coś niespodziewanego.
Złapał za jej szyję, przyciągnął do siebie i pocałował prosto w usta.* Wszyscy wokół zamilkli. Gdy ich wargi oderwały się od siebie, minął ją i kulejąc, ruszył na poszukiwania czegoś do siedzenia, czegoś miękkiego. Oszołomiona Elizabeth ciągle stała w tej same pozie.
- Odbija mu. Po tylu przeżyciach, nie dziwota - usłyszał za sobą Charlie'ego.
Po chwili reszta dołączyła do niego.
- Teraz następuje ten moment, kiedy wszyscy razem wymyślamy idealny plan - El próbowała wrócić do swojego dawnego stylu bycia, twardego Strażnika Texasu.
- Który i tak w połowie akcji się zawali.
- Może... może powinniśmy dogadać się z Radą. Zawszeć sojusz - chwila ciszy. - Chyba wszyscy wiemy, po co się tu zebraliśmy.
* Z dedykacją dla Elki (tak, czytałem gazetkę) xD.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Vringi
Game Master
Dołączył: 01 Cze 2010
Posty: 452
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Ostrzeżeń: 2/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 21:24, 18 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
[PB, dom Angelów]
- Chyba wszyscy wiemy, po co się tu zebraliśmy.
Charlie nie słuchał ich już przeglądając zażarcie każdy kąt mieszkania. Swojego mieszkania.
Szukał swojego ukochanego miecza. Tego drugiego. Wakizashi. Japońskiego miecza o klindze długości 40cm. Reszta zaskoczona jego dziwnym zachowaniem ruszyła za nim.
- El, sypialnia jest na rogu. Weź tam ta swoją biedna psinę - skierował swoje radosne spojrzenie na Omberda. - Nie widzisz jak skomle?
W biegu przywitał się z Arthurem przedstawiając mu Nerisse. Przywołał Pierwszego.
- Wiesz co On zamierza zrobić? - zapytał zwierzaka. Ten pokiwał przecząco głową. Elizabeth myśląc że wie o co chodzi Angelowi odpowiedziała:
- Zniszczy planetę. - Charlie spojrzał na nią z politowaniem. Było źle. -No co? Tom tak mówił!
Było jeszcze gorzej. Jeśli Wielki Wróg nie wiedział o co chodzi Ciemności.
- Gaiaphage, jedno z Dwojga Dzieci Sprzed Czasu słyszy wołanie. Dźwięk bębnów. Piętnaście uderzeń. Wtedy będzie mógł zawołać, a Oni powrócą - słowa nie pochodziły od niego, ale z najgłębszych zakamarków umysłu potwora G.
- Co to znaczy? - zapytała Nerissa. Charlie skierował na nie lodowate spojrzenie.
- To co znaczy. - wtedy otrząsnął się z transu. Z okrzykiem dzikiej radości ruszył w kierunku pokoju ciotki. Wrzeszczał jak szalony. Pobiegli za nim. Od razu dotarli do szafy. Wywalając z niej "dość ekscentryczną" bieliznę wyjął 40cm miecz. W kierunku Marvela i Arthura rzucił dwie podobne bronie. Potem skierował się w stronę Elizabeth
- Też chcesz zmienić wyglą... - urwał w pół zdania. Ktoś próbował za niego dokończyć jednak uciszył go ruchem ręki. Jego słuch zarejestrował czyjeś ruchy przy wejściu. Zbiegł w kierunku wejścia wyciągając bron. Po chwili trzymał klingę przystawiona do gardła Maggie.
- Ja do El. - odsunął się od niej ostrożnie i wyćwiczonym gestem wskazał sypialnie.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Vringi dnia Wto 15:20, 19 Kwi 2011, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Rexus Maximus
Gość
|
Wysłany: Wto 5:04, 19 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
- Aha. Jak będę potrzebny, to mnie znajdźcie. - powiedział gdzieś w eter i poszedł.
Oczywiście, jakżeby inaczej, zatrzymał czas.
Szedł. Wyszedł z Perdido Beach, nie zamierzał raczej tu wracać. Skierował się do chatki, żarcie spakował do torby, i szedł dalej.
W końcu doszedł do gór.
Znalazł małą, miłą grotę, gdzie mógł się bez problemu ukryć.
Gdy już się tam ukrył, usiadł i zasnął.
Endorayal nie odzywał się.
Gdy Tom się obudził...
No co tak milczysz?
Bo na razie nic się nie dzieje. Jak będzie się coś działo, to oni i tak nie przyjdą po ciebie. Muszę czuwać i cię informować.
Co za czujka.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Puma
Naczelny Grafficiarz
Dołączył: 15 Mar 2010
Posty: 808
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 11 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Paradise City Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 20:51, 19 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
[PB, dom Angelów]
Nerissa czuła się głupio kompletnie nie wiedząc o co chodzi. Jej towarzysze rzucali do siebie krótkie zdania na temat po części jej znany - temat niejakiego Gaiaphage.
Kiedy dziewczyna o imieniu Maggie wyszła z pokoju, Nerissa odwróciła się do chłopaków, chcąc o coś zapytać. Spojrzała na nich jednak lekko zażenowana. Wyglądali jakby uciekli ze szpitala psychiatrycznego. Pierwszy, z włosami w kolorze porzypalonego żółtka i w przekrzywionych okularach, drugi, wgapiający się w jakiś nóż z dziką satysfacją, jakby oglądał nadprzyrodzone zjawisko. W końcu zwróciła się do Marvela:
-Możesz mnie poinformować o co w ogóle chodzi? Znaczy, mogę zrobić co tam chcecie temu potworkowi, i tak nie mam nic lepszego do roboty, ale co konkretnie? - zapytała delikatnie już zirytowana.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Puma dnia Wto 20:56, 19 Kwi 2011, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Vringi
Game Master
Dołączył: 01 Cze 2010
Posty: 452
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Ostrzeżeń: 2/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 15:46, 20 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
[PB, dom Angelów]
Angel ubierał właśnie kamizelkę.
- Dziewczyno, - zaczął kierując swoje spojrzenie w kierunku Nerissy - liczyłaś że opuszczając dom spotkasz się z jakimiś honorami? Rozłożymy ci pod nogami czerwony dywan? Posłuchaj uważnie bo nie będę się powtarzał. Stajemy właśnie naprzeciw potężnej istocie która miliony lat temu orbitowała wokół Galaktyki Głównej, w samym Centrum Wszechświata. Do tego nie możemy liczyć na niczyją pomoc. Do diabła! Nie możemy nawet ufać sobie nawzajem! Więc bądź tak łaskawa zrozumieć że to poważna sprawa. Jeśli nie zmienisz nastawienia to cię zabije.
W pomieszczeniu zapadła grobowa cisza. Charlie trzymał dłoń zaciśniętą na rękojeści. Po pewnym momencie wrócił do przeszukiwania szafy. Wyjął z niej długi płaszcz. Zapiął pochwę w pasie i zakładając płaszcz całkowicie ją przykrył. Wtedy wpadł mu do głowy genialny pomysł.
- Kto chce kawy? - Elizabeth spojrzała na niego złośliwie.
- Skąd wytrzaśniesz prąd? Wysadziłam PBNP. - teraz był pewien że chciała się odgryźć.
- Mam tu gdzieś agregat prądotwórczy. U mnie w pokoju. - i nie czekając pobiegł w obranym kierunku.
Siedzieli wszyscy razem przy stole zajadając naleśniki i tosty. Marvel, Elizabeth, Arthur, Maggie, Nerissa i Charlie. Pierwszy wyjadał resztki z lodówki podczas gdy reszta rozmawiała o wszystkim i udawała że go nie widzi. W pewnym momencie Angel zauważył że Marvel nachalnie spogląda na El. Ona też to zauważyła. Nie wiedzieć czemu odpowiadała Omberdowi takim samym spojrzeniem. Byli na tyle blisko że Zero zaczął stukać widelcem w kupek i podśpiewywać- Gorzko! Gorzko!
Para zaczerwieniła się. Maggie obserwowała Charliego spojrzeniem psychiatry na intensywnym oddziale. Nerissa wyjątkowo siedziała cicho. R2 wyglądał jakby prowadził zażarty wewnętrzny dialog. Nagle Angel zerwał się z miejsca i w biegu zawołał:
- Zaczekajcie - po chwili wrócił niosąc ze sobą poręczna kamerkę. - Musimy uwiecznić ten moment dla potomnych. Pierwszy pocałunek.
Wszystkim przy stole opadły szczeki. Obiektyw był skierowany na niedawno zmieszanych Marvela i Elizabeth. Było jeszcze słychać tłumiony śmiech... Arthura?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
zimowykalafior
Super Admin
Dołączył: 10 Wrz 2010
Posty: 2241
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 53 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Australijskie Skierniewice Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 17:33, 20 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
Narzekaliście, że nic się nie dzieje? ;> Dobra!
[PB]
Tom ich zostawił, zabierając ze sobą głos Endorayala. Anu nawet nie widziała, w którą stronę odszedł, więc widocznie użył swojej mocy.
W tym czasie An zjadła prawie cały kisiel, a kiedy spróbowała 'wyczarować' trochę więcej (truskawkowego, dla odmiany, Elise też należało się coś od życia...) poczuła się jakoś... dziwnie, gdyby miała lusterko, pewnie mogłaby obserwować, jak jej twarz zmienia kolor na zielony. Podbiegła do najbliżeszego śmietnika i zwymiotowała.
-Niewarto... - mruknęła ze zdegustowaną miną. Susanne podała jej szklankę wody. - Sorry, Elise. Jak się czujesz?
-Znacznie lepiej... - dziewczyna skupiła wzrok na jakimś punkcie - Kto tam idzie?
Anu spojrzała we wskazanym kierunku. Nie rozpoznała od razu, dopiero po dłuższej chwili. Maggie...
-Hej! Może ona zaprowadzi nas do El? - krzyknęła nagle, po czym dodała trochę ciszej: -Dziewczyna pewnie nie próżnuje, tylko szykuje dla nas coś wyjątkowego...
-Racja. Chodźmy - powiedziała Susanne, starając się ukryć znużenie powodowane całą tą zabawą w kotka i myszkę.
Skradały się. Trochę komicznie to musiało wyglądać, ale nie pozostawało im nic innego. Jeśli chciały się czegoś dowiedzieć, musiały pozostać w ukryciu jak najdłużej.
Zatrzymały się za rogiem starej rudery, gdy Meg weszła do jakiegoś domu. Weszła, a raczej została wpuszczona przez tajemniczego kogoś.
-Co robimy? - spytała Anuna, ale było to pytanie retoryczne. Wszystkie wiedziały, że muszą dostać się do środka, bo inaczej nic nie zdziałają.
-Dobra, to może... Dowiem się, kto tam jest. Obserwujcie wejście, jeśli nie wrócę za chwilę, albo usłyszycie ze środka dzikie wycia... To wiecie, gdzie jestem. - pomnachała im na pożegnanie i przeteleportowała się do jakiegokolwiek pomieszczenia z nadzieją, że będzie ono puste. A jeśli nie, zawsze mogła wyskoczyć szybko z powrotem...
Łazienka. W sumie mogłam trafić gorzej...
Od razu wyczuła zapach tostów. Dużo by teraz dała, żeby porządnie się nimi najeść.
Ale nie to teraz stanowiło problem. Znaczy, stanowiło, ale nie to było teraz priorytetem. Żołądek mógł poczekać. Biedny żołądek.
Przylożyła głowę do drzwi i nasłuchiwała.
-...ten moment dla potomnych. Pierwszy pocałunek.
To musiał być Charlie. Co oni tam kombinowali? I kto tam jeszcze był? Raczej nie wyglądało to na planowanie zagłady ETAP-u, a szkoda. Mogłoby być ciekawie.
An schyliła się i zajrzała pod drzwi, ale nie zobaczyła nic oprócz podłogi w przedpokoju. Chociaż i tak pewnie nie rozpoznałaby nikogo po butach...
Wstała i z powrotem nachyliła się do drzwi, chcąc usłyszeć coś jeszcze.
I wtedy wpadła. Drzwi nie były zamknięte, tylko przymknięte (trzy litery, a taka różnica!) Gdy dziewczyna oparła się o nie, otworzyły się, a niespodziewająca się niczego Anu pięknie wylądowała na podłodze, wręcz, możnaby powiedzieć, epicko się wywalila na sam środek przedpokoju.
Spotkały ją zdziwione spojrzenia Meg, El, Arthura i trzech nieznajomych jej osób. Czy aby na pewno nieznajomych?
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez zimowykalafior dnia Śro 18:17, 20 Kwi 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Dynka
Odczytywacz
Dołączył: 11 Sty 2011
Posty: 145
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: BP Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 18:34, 20 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
Clary szybkim krokiem szła przez miasto. Zastanawiała się co teraz może się dziać z pozostałymi. Czy El i Marvel wydostali się z wysp? Gdzie do licha jest Arthur? Z zamyślnia wyrwały ją okrzyki "gorzko, gorzko" dochądzące z pobliskiego domu. Dziewczyna na palcach podeszła do otwartego okna i ostrożnie zajrzała do środka. Zobaczyła tam El, Arthura i jeszcze parę innych nieznajomych osób. Po chwili do środka wpadł jakiś chłopak z kamerą w ręku. Dziewczyna usłyszał tylko ostanie dwa słowa: 'pierwszy pocałunek'. Zaciekawiona przysunęła się bliżej. Dopiero po chwili dotarło do niej co widzi. Elizabeth i jakiś blondyn mieli się całować. Nie, tego nie mogła przegapić. Przyjrzała się uważnie tamtemu kolesiowi. Widać było, że jego włosy są farbowane. Miejscami dało się zauważyć ciemne pasma. Spojrzała na twarz nieznajomego. Ale jak... To niemożliwe. Marvel blondynem! El miała się z nim całować! Udało jej się stłumić śmiech. Teraz odważnie wskoczyła na parapet i już miała się odezwać, gdy nagle do pomieszczenia wpadła, a raczej wtoczyła się Anuna.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Dynka dnia Śro 18:36, 20 Kwi 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Loki
Super Moderator
Dołączył: 26 Maj 2010
Posty: 2006
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 43 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gdańsk Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 18:42, 20 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
[PB, dom Angelów]
Elizabeth właśnie miała rozwalić Charliemu drugą błonę bębenkową, gdy z łazienki wypadła Anuna - niespodziewanie, jak to zwykle. Pierwszy ułamek sekundy El wpatrywała się w nią z ogłupieniem. W drugim przyszło jej na myśl, że taka okazja może się więcej nie trafić. W trzecim, że Anuna może zniknąć w każdej chwili.
-R2! - nie można opisać tego inaczej jak "szczeknęła".
Arthurowi wystarczył czwarty ułamek sekundy - ledwo zdążyła użyć mocy, by wyciszyć odgłos wystrzału. Dziewczyna oberwała w nogę. Złapała się za nią, z wyrazem bólu na twarzy. El uśmiechnęła się mimo woli - w końcu zaczynało się układać.
-Maggie? - uśmiechnęła się przyjaźnie, wskazując Anunę kciukiem - Mogłabyś przekonać naszego gościa, że jest po naszej stronie?
Maggie tylko skinęła głową. Teraz El skierowała wzrok na Nerissę.
-Pójdziesz po bandaże, okej?
A następnie na Arthura i Marvela. Pokazała ręką, że mają iść za nią.
Podeszła do Maggie i Anuny.
-Niech powie, gdzie jest Sirus. - poinstruowała.
-Gdzie jest Sirus? - powtórzyła Maggie, swoim hipnotyzującym głosem, aksamitnym, delikatnym, przyjaznym - Gdzie Uzdrowiciel?
-Nie wiem - odparła tamta.
El zdzieliła ją po twarzy.
-Jak możesz nie wiedzieć?! - piekliła się.
-Mówi prawdę - przerwała jej Maggie - Musi mówić prawdę.
El westchnęła zrezygnowana. Spojrzała na chłopaków, stojących obok niej, ramię w ramię. Przez chwilę przenosiła wzrok z jednego na drugiego, raz za razem, jakby ich porównywała. A może rzeczywiście tak było?
-Chcę żebyście znaleźli Uzdrowiciela - wyjaśniła. Objęła ich ramionami, jednego z jednej strony, drugiego z drugiej - Znaleźli i zabili.
Przez chwilę gapili się na nią, ogłupiali.
-Nie sądzisz, że może nam się przydać? - spytał logicznie Arthur.
Uśmiechnęła się i przytuliła go mocniej.
-Sądzę, że mając Uzdrowiciela, Rada ma niezdrową przewagę.
-Nie mieliśmy zawrzeć sojuszu? - tym razem to Marvel spytał i tym razem to jego mocniej przybliżyła do siebie
-Przecież to nie my go zabiliśmy - on sam odszedł - zaśmiała się.
-O, trójkącik! - zawołał Charlie na widok ich trójki w tejże dziwacznej pozycji. Elizabeth natychmiast odepchnęła od siebie obu panów.
-To jak?
R2 niemal od razu skinął głową. Przeniosła pytający wzrok na Marvela, przy czym uśmiechnęła się i zalotnie odgarnęła włosy za ucho.
-Wchodzisz w to Marvel?
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Loki dnia Śro 19:49, 20 Kwi 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Rexus Maximus
Gość
|
Wysłany: Śro 19:24, 20 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
Tom miał dosyć życia w "miłej i jakże przytulnej grocie". Grocie!
Wstał.
Spojrzał po sobie. Podarte gatki, brudna koszula.
Racja, czas o siebie zadbać.
No ba. XVI wiek, nie?
Co?
Zobaczysz. A może harleyowiec?
Skierował się do miasta, bez zatrzymywania czasu.
Obszedł parę domów, obszukał parę szaf. Założył nowe, wytrzymałe adidaski, skórzaną kurtkę, marszczone, ciemne dżiny, rękawiczki z obciętymi palcami i kaszkiet ze znaczkiem hipisów i napisem: PEACE. Po chwili zastanowienia odrzucił pelerynę ze złotą broszą. Znalazł fajny pas, z klamrą w kształcie głowy orła, zaczepił za niego spluwę i katanę. Potem...
Tom!
Eee?
Wszechobecna jest w niebezpieczeństwie.
Wszechobecna?
Człowiek, płci żeńskiej, zwany przez was Anuną.
Aaa... A co jej jest?
Czempion także jest zagrożony.
Mały?
Tak.
Następnie zatrzymał czas i idąc za wskazówkami Endorayala dotarł do jakiegoś domku. W środku było parę osób.
Na podłodze leżała krwawiąca Anuna.
Dotknął jej ramienia.
Gdy się zorientowała o co chodzi, powiedziała:
- Sirius...
- Wiem. Wiesz gdzie...
- Nie.
W Czempionie ulokowana jest taka potęga, że bez problemu go namierzę. Idźcie.
- No to chodźmy. Jakoś pomóc...
Ale dziewczyna pokręciła głową. Chłopak wzruszył ramionami i poszedł, co chwila oglądając się, aby zobaczyć czy "wszechobecna" nadąża.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Marvel
Różowy
Dołączył: 21 Mar 2010
Posty: 284
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 13 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 15:27, 21 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
Oto dwa przykłady, jak miło... zauroczenie potrafi ogłupić człowieka. W tym przypadku zauroczeniem była Elizabeth, która nauczyła się robić wodę z mózgu Marvelowi i Arthurowi. Czy się zgodził? Oczywiście, że tak. W końcu nie miał innego wyjścia, inaczej Arthur stałby się ulubieńcem El.
Teraz stali w cieniu jednego z domów i milcząc cały czas, zastanawiali się jak mają odnaleźć Uzdrowiciela. To jak szukanie igły w stogu siana. Prawie niemożliwe. On patrzył w jedną stronę, Arthur w drugą. Szukali chociażby jednego, malutkiego szczególiku, który mógłby pomóc im wytropić Siriusa.
Wtem koło domu Charlie'ego pojawił się, podobnie jak robiła to Anuna, nieznany mu chłopak.
- Hej, popatrz - Arthur pierwszy raz odezwał się do niego i pokazał palcem w kierunku nieznajomego.
Tamten zniknął i pojawił się pięćdziesiąt merów dalej. Teleportacja Anuny jednak była inna. Był w obrębie jego wzroku, by następnie, nawet nie po sekundzie, pojawić się gdzieś indziej. Tak jakby czas, który ograniczał Anunę, na niego nie miał wpływu.
Chłopacy poparzyli po sobie.
- Pewnie rozmawiał z Anuną.
- W takim razie chodźmy za nim - powiedziawszy to, ruszyli za chłopakiem.
Trudno było śledzić kogoś, kto ciągle znikał, pojawiał się i po krótkim odpoczynku znów znikał. Na szczęście nie zauważył ich, a oni sami odnajdywali go, gdy tylko się pojawiał. Jeden oddech, jeden krok, a Marvel potrafił usłyszeć go, z odległości do pięciuset metrów.
Tak trafili na obrzeża miasta, po drugiej stronie niż Hotel Clifftop. Za osiedlem, z którego i tak większość dzieciaków wyniosła się, by uciec od samotności. Miejscem docelowym Znikacza okazał się bunkier. Marvel puknął się w czoło, całkiem zapominając o obecności Arthura. Jak mogli o tym nie pomyśleć.
Na skraju miasta, mieści się zapomniany, mały bunkier. Schron, w którym mieszkańcy mieliby skryć się podczas jakiegoś niebezpieczeństwa. Prawda jest taka, że zmieściłaby się w nim jedynie jedna dziesiąta wszystkich ludzi z Perdido Beach. Mówili o nim kiedyś w szkole. Po przejściu poziomo osadzonych, metalowych drzwi, schodzi się dwadzieścia schodków w dół. Jest tam mała kuchnia z zapasami, łazienka i kilka pokoi z jednakowymi łóżkami. Wszystkie pomieszczenia znajdują się pod wodą.
Mieli szczęście, bo Znikacz wyglądał na zmarnowanego ciągłym używaniem mocy i raczył wejść do środka w ludzki sposób, dzięki czemu Marvel i Arthur wiedzieli, dokąd się udał.
- Musimy się pośpieszyć, inaczej zniknie z Uzdrowicielem.
- Dobrze mówisz, R2 - nie mógł nie pozwolić sobie na zakończenia tego zdania z ironią.
Podeszli do drzwi i uchylili je.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Vringi
Game Master
Dołączył: 01 Cze 2010
Posty: 452
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Ostrzeżeń: 2/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 19:54, 21 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
- Pierwszy idziemy.
Charlie w swoim długim do kostek płaszczu opuścił mieszkanie. Odruchowo przejechał dłonią po swoim irokezie. Wtedy usłyszał za sobą czyjś krzyk:
- Czekaj. - w jego stronę biegła Nerissa. Uśmiechnął się mimowolnie. Zatrzymał się. Z kieszeni płaszcza wyjął krótkofalówkę.
- Greg, idę do ciebie. Odbiór. - nowa przyjaciółka Angela spoglądała na niego pytająco. Po chwili z krótkofalówki wydobył się czyjś głos.
- A-e-i-o! A-e-i-o! Bzzm, bzzm. - Charlie spojrzał wymownie na Nerisse. - Mam tu... mały problem. Mamy tu prąd i w ogóle...
- No wykrztuś to z siebie. - powiedział lekko zirytowany.
- Rada się mnie czepia - wymamrotał. Zero przeklął siarczyście.
- Wracamy do Elizabeth? - zapytała dziewczyna.
- Ciemność kontroluje podświadomość i potrafi niesamowicie sprawnie manipulować. Jak w przypadku El
- To co robimy?
Charlie spojrzał na kuguara. Westchnął cicho, a na jego twarzy zawitał zacięty uśmiech.
- Odwiedzimy Potwora G. - mówiąc to stanął niebezpiecznie blisko dziewczyny.
- Zwariowałeś? - zapytała łagodnie. Nie odepchnęła go. Puma oglądała ich poczynania z kpiącym spojrzeniem.
- Jeśli boisz się potwora musisz wpaść wprost w jego szpony - odpowiedział wesoło. Zaśmiała się. Razem złapali kuguara i zapadli się pod ziemie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
zimowykalafior
Super Admin
Dołączył: 10 Wrz 2010
Posty: 2241
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 53 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Australijskie Skierniewice Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 10:14, 22 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
Bolało jak cholera.
I co tu się dziwić - to, co zrobiła, było skrajnie nieodpowiedzialne i lekkomyślne. Teraz to wiedziała, ale było za późno, żeby się wycofać.
Za późno, żeby uchronić ją, ale można było jeszcze uratować Uzdrowiciela. Tylko jak?
Anu przeklinała w duchu i zaczęła walić głową w podłogę, kiedy niespodziewanie - tak samo, jak wtedy zniknął - obok pojawił się Tom. Nie poznała go od razu, bo przebrał się a'la harleyowiec.
Skąd wiedział, że potrzebuje pomocy? Pewnie od Endorayala, Anuna nigdy nie wierzyła w przypadki.
Szła, potykała się, kulała, powłóczyła jedną nogą, chwiała się, ale szła.
W połowie drogi stanęła.
-Nie dam rady...
Chłopak podszedł do niej. Anuna oparła się o jego ramię i jedną ręką zaczęła kombinować przy sznurówkach.
-Co robisz?
Dziewczyna nie odpowiedziała, tylko szybko zdjęła buta i cisnęła nim za siebie. Już do niczego się nie nadawał, był cały podarty i zakrwawiony.
-Do d*py takie coś. Człowiek się stara, chce dobrze, i zamiast tostów dostaje kulkę w nogę. - znowu zaczęła iść, tyle że o wiele wolniej - Czy ja im przeszkadzałam? Gościnność El i całej reszty pozostawia wiele do życzenia... Ała. Ale dzięki, że po mnie przyszedłeś, inaczej byłoby kiepsko...
Teraz to Tom zatrzymał się i popatrzył przed siebie.
-Pójdziesz do kryjówki? Jest niedaleko. - wskazał ręką kierunek - Ja muszę coś sprawdzić.
An pokiwała głową. Zastanawiała się chwilę, po co tamten poszedł w kierunku starego bunkru. Po chwili zrozumiała.
Kilka minut później do tego samego schronu, w dół schodków, zeszli Marvel i Arthur. Anu wycelowała w nich pistoletem zrobionym z dłoni.
Pif paf... Nie żyjecie.
Odwróciła się i poszła/przeczołgała się/ przeturlała się (niepotrzebne streślić) do miejsca, gdzie znajdowała się prawdziwa kryjówka.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Nefeid
Kurczak
Dołączył: 17 Maj 2010
Posty: 1500
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 13 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: łódź Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 12:12, 22 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
Cierpliwość i siedzenie w bezruchu nie były najmocniejszymi stronami Susanne. Wiedział to każdy, kto przebywał z nią dłużej niż dziesięć minut. Do tego grona właśnie dołączyła Elise.
- Przestań się ruszać - syknęła.
- Czekamy już strasznie długo. Albo tam jest i ma kłopoty, albo jej tam nie ma.
- No więc co robimy?
- Patrz!
Z domu właśnie wyszli Arthur i Marvel. Rozglądali się chwilę i nagle Arthur pokazał coś palcem. Dziewczyny natychmiast podążyły wzrokiem w tamtym kierunku.
- To Tom - mruknęła Elise - Idą za nim.
- W takim razie ja idę za nimi.
- Czekaj, spójrz. To Charlie z jakąś laską.
Tamci gadali przez chwilę, dotknęli kuguara i zniknęli.
- Dobra. Idę za Marvelem i Arthurem.
- W takim razie ja zostaję tutaj.
Susan skinęła głową i pobiegła w kierunku, w którym szli tamci. Śledzenie ich nie było trudne - byli skupieni na tym, gdzie pojawi się Tom. W końcu doszli do jakiegoś bunkru. Cała trójka weszła do środka, ale Hayes została na zewnątrz. Zamierzała być ostrożna. Po paru minutach z budynku wyszedł Ferry. Zniknął, ale zaraz pojawił się koło jakiegoś domu. Poszedł ogródkami i dotarł do jakiejś starej, ale dobrze ukrytej między drzewami szopy. Dziewczyna weszła tam za nim i od razu natknęła się na Anu.
- Czy mogłabyś mi wyjaśnić, co się dzieje? Jak się tu znalazłaś? I co się stało z Marvelem i Arthurem?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|