|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Puma
Naczelny Grafficiarz
Dołączył: 15 Mar 2010
Posty: 808
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 11 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Paradise City Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 15:24, 30 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
Podczas przemówienia Toma Ner stała nieco z tyłu, patrząc na zebranych kamiennym wzrokiem. W końcu jej się znudziło gapienie się na tą szopkę. Bezszelestnie oddaliła się i ruszyła na plac Perdido Beach. Stąd Ferry wyglądał jakby rozdawał autografy, z tą różnicą, że pisał coś w zeszycie i nie oddawał tego osobom czekającym w kolejce.
O kur... !
Przypomniała sobie, po raz pierwszy odkąd przybyła do miasta, o czymś bardzo ważnym, co zostawiła na wyspie. O swoim psie. I papudze. Jack i Molly. Molly sobie poradzi, poleci gdzieś, ale Jack... Dostała go na czwarte urodziny, jak mogła o nim zapomnieć? Kretynka...
Tamta dziewczyna... Anuna. Podobno umiała się teleportować. Siebie.. Czy ludzi i zwierzęta też?
Jest!
Nerissa dostrzegła ją na placu. Podbiegła do niej.
- Hej. Mam do ciebie sprawę. Pobono potrafisz przenosić się z miejsca na miejsce, gdzie chcesz.
- Taaak - odparła tamta, ciekawa o co chodzi.
- Jak zapewne wiesz, mieszkałam na wyspie Crabclaw. Zostawiłam tam swoje zwierzęta. Psa i papugę. Mogłabyśje tu ściągnąć? - Anu otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, jednak Ner jej przerwała - Tak, wiem, że masz problem z nogą, ale poradzisz sobie.
Dziewczyna nie była przekonana.
- Proszę... - tym razem popatrzyła na nią szczerze.
Nic nie mówiąc, tamta zniknęła.
Minuta...
Dwie...
Pięć...
Jest.
Obok kuśtykającej dziewczyny stał pies Nerissy, a po chwili rzucił się na swoją panią. Swann przytuliła psa, odezwała się:
- Dzięki, Anununu - po czym odwróciła się na pięcie i odeszła. Molly usiadła jej na ramieniu. Najciszej jak umiała wróciła na swoje miejsce i znów stanęła za Tomem.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Megumi
Niezniszczalny
Dołączył: 04 Mar 2010
Posty: 1550
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: L-wo Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 10:01, 01 Maj 2011 Temat postu: |
|
|
Sirius wyleczył nogi Maggie. Dziewczyna ze zdumieniem patrzyła na to zjawisko.
Ten chłopak jest bardzo cenny...
Spojrzała na Sonię i Elizabeth, które właśnie ścisnęły sobie dłonie. Gdyby nie decyzja Sonii, Maggie byłaby niepełnosprawna.
Pomimo tego, że jestem tą złą, ona mi pomogła...
Kiedy Sirius skończył, Maggie wstała ostrożnie z ziemi, po czym zwróciła się do Sonii.
- Gdyby nie ty i Uzdrowiciel byłabym kaleką. Mam u was dług. Nie zabiję was dopóki go nie spłacę. Gdybyście czegoś potrzebowali, wystraczy powiedzieć.- Maggie zdobyła się na lekki uśmiech, coć czuła, że nie wyglądało to ładnie. Dawno się nie uśmiechała.
Mam tylko nadzieję, że szybko go spłacę...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Marvel
Różowy
Dołączył: 21 Mar 2010
Posty: 284
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 13 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 13:45, 02 Maj 2011 Temat postu: |
|
|
[Gdzieś nad jeziorem]
Leżał tak. Kilka dni. Może tylko jeden.
Leżał tak. Wśród szczątków budynku. Niezdolny do ruchu.
Sonia zostawiła go. Po prostu pojechała, gdy domek się zawalił.
Marvel tam został. Przygnieciony, unieruchomiony.
Kiedy Brian wepchnął go do środka, dach zaczął się walić. Spora część sufitu spadła na jego rękę. Prawą, tą normalną, nie złotą. Kamienny materiał niemal ją oderwał. Marvel oglądał krew, rozdartą skórę, mięśnie, a nawet kość. Został przygwożdżony do ziemi. Dosłownie. Reszta budowli albo pospadała wokół niego, albo podtrzymywała się nad nim. Wokół były tylko cegły i kamienie, a jeden z nich przyciskał do jego boku miecz, który podarował mu Charlie. Przedmiot ten wbił mu się w brzuch na kilka centymetrów.
Leżał tak. I przeżywał piekło. To jak nie mógł ruszać ręką, która prawie całkowicie została odcięta od reszty ciała. To jak bolało. To jak czuł zimno metalu w jego brzuchu.
Leżał tak. Płakał, dusił się i dławił własną śliną.
Ale nadal miał nadzieję. Promienie słońca przeciskające się między gruzami.
Leżał tak. Jednak nadal żył. Jego moc, może nie potężna, ale o szerokim zakresie zastosowania, pozwalała mu wegetować.
Spał, tracił przytomność, budził się, a cały czas bolało.
Myślał. Myślał o tym jak jaszczurki odrywają sobie ogon, by po jakimś czasie odrósł im nowy. Mimo to, nie robił nic. Nie miał odwagi oderwać sobie własnej ręki. Nie mógł. Za bardzo się bał. Równie dobrze mogłaby mu nie odrosnąć.
Leżał tak. W samotności, w strachu. Nawet modlił się, gdy miał na to siły.
Leżał tak z pretensjami do Elizabeth. Leżał i żałował, że zostawił Arthura. Leżał i patrzył, jak biały gołąb krząta się wokół jego niemal całkiem martwego ciała. Nie opuszczał go.
Leżał tak od prawie tygodnia, ale żył.
~ ~ ~ ~ ~
Po złych działaniach Jeźdźców
i próbach dobra Rady,
pojawiła się nowa grupa.
Całkiem inna.
Zaczynało się powoli,
rodziło się po ciuchu,
aż w końcu powstało.
Nadszedł czas
by połączyć siły.
Zsumujmy moce, pomysł i zalety.
Zatriumfujmy!
Chociaż na chwilę...
Koniec rozdziału siódmego.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Marvel dnia Pon 13:55, 02 Maj 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|