|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Fire-mup
Biczoręki
Dołączył: 08 Maj 2010
Posty: 2051
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 2/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 22:52, 20 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
Elise przeleciała wzrokiem po zebranych, robiąc kwaśną minę. Było siedem osób. Zostało pięć. Nienawidziła przemawiać, lecz ostatni ciąg porażek wzbudził w niej jeszcze większą determinację.
-Posłuchajcie! – zaczęła donośnym głosem– Wiele osób uważa, że Rada jest do niczego. Pewnie niektórzy z nas sami zaczęli w to wierzyć. A wiecie dla czego?
Bo to prawda!
Jesteśmy zlepką dzieciaków chcących zrobić coś dobrego, każdy na własną rękę, ale zazwyczaj na chęciach się kończy! Powiedzcie, ile osób musiało zginąć, bądź zostać rannymi zanim aresztowaliśmy Wojtka? Co zyskaliśmy w akcji obrony elektrowni? Jak wspaniale radzimy sobie z El, która ciągle sieje zamęt w mieście, chcąc Bóg wie czego? – zamilkła na chwilę, dopiero teraz uświadamiając sobie, że krzyczała.
-Oczywiście nie chcę umniejszać waszych zasług. – kontynuowała, już spokojniej. - Zrobiliśmy też naprawdę wiele dobrego na początku, ale to za mało. Wciąż popełniamy ten sam głupi błąd – działamy w pojedynkę... No, od święta dwójkami. – zaśmiała się. – Brzmię jak przedszkolanka, która chce was namówić do gry zespołowej, prawda? Ale skojarzcie fakty: pamiętacie akcję w płonącym domu tydzień po nastaniu ETAPu? Jedna z naszych nielicznych, udanych operacji. Diana wbiega do budynku – nie wraca. Ale na miejscu pojawia Marvel, który jest w stanie ją z stamtąd wyciągnąć. Sonia skacze przez okno. Pewnie by się zabiła gdyby nie Brian, który ją złapał. Żadne z nas nie miało by tam szans samemu. Wojtek działał sam – zginął. El zawsze ma kogoś do pomocy i ma się świetnie. – uśmiechnęła się do siebie. – No, prawie.
Nie mówię, że od razu musimy atakować całą bandą, o nie. Po prostu w miarę możliwości powinniśmy, gdy zajdzie taka potrzeba, walczyć w grupie. Na przykład trójkami, czy czwórkami. I nie chodzi mi jedynie o skuteczność w bitwie. Jeśli jesteśmy sami robimy to, co uważamy za najbardziej trafne. Działając we dwoje, możemy wcielić w życie plan. A jak wiemy, dobrze zaplanowana akcja jest skuteczniejsza, niż rzucanie się na wroga w pojedynkę. Tak więc żadnych samodzielnych wypadów i pracy na własną rękę, jeśli nie ma takiej absolutnej konieczności. I nie mówię tego, bo tak sobie wymyśliłam. Takie są fakty. Możemy nadal działać tak jak teraz, lecz sami widzicie jaki to przynosi skutki. Jeśli ktoś ma lepszy pomysł, słucham uważnie.
Druga sprawa:
Nasza Rada skurczyła się o dwie osoby. Możemy zostawić to tak jak jest, lub przyjąć kolejnych. Jak wolicie. Aczkolwiek ja jestem zdania, że przydałby się ktoś nowy.
Kolejna rzecz:
Ostatnimi czasy przyszło nam walczyć z ludźmi... Z którymi wcale nie chcemy walczyć. Często ślepo trzymamy się myśli, że to tylko przejściowe, że się nawrócą, lecz oni już dokonali wyboru. Zaatakowali pierwsi. – automatycznie dotknęła swojej zabandażowanej nogi. – Na przykład: An i ja nie chciałyśmy skrzywdzić Arthura. Prawdopodobnie ze wszystkich tu obecnych, my dwie miałyśmy z nim najwięcej do czynienia. Pragnęłyśmy dać mu ostatnią szansę. On nie miał takich oporów. Więc, choć trudno mi to mówić, jeśli nadarzy się taka okazja, atakujcie. Strzelajcie w nogę, w rękę, gdziekolwiek by oszołomić, lecz nie zabić. Niestety, ETAP rządzi się własnymi prawami. Nie chcemy być potworami, lecz nie możemy też okazać słabości, gdyż znajdzie się naprawdę wielu, którzy zechcą ją przeciw nam wykorzystać. – zrobiła głęboki wdech. Maiła jeszcze kilka pomysłów i spostrzeżeń, ale chyba tyle wystarczy jak na pierwszy raz. – No to tyle. Ktoś chce coś dodać?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Gusia
Uzdrowiciel
Dołączył: 23 Lis 2010
Posty: 861
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 17:14, 21 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
- Szukacie czegoś? – Anuna zaskoczyła ich.
- Na pewno nie kłopotów – Giselle minęła dziewczynę i poszła dalej.
Anuna nagle zjawiła się tuż przed nią.
- I mam wam wierzyć? Jak gdyby nigdy nic spacerujecie sobie po miasteczku, tak? Skoro nie macie złych zamiarów to może zabiorę was na zebranie Rady i wytłumaczycie wszystkim co was tu sprowadza? Może dostaniecie taryfę ulgową, w co wątpię.
- Niby jak to zrobisz? Zresztą nic ci nie zrobimy, bo możesz się przeteleportować w każdej chwili, a ty nic nie zrobisz nam, bo mamy broń i przewagę. Po co sobie wchodzić w drogę? – to był Marvel.
- Naiwna to ja nie jestem. I tak niedługo wszyscy będą was szukać. A daleko stąd w tak krótkim czasie nie uciekniecie, więc wiedzcie, że znajdziemy was prędzej czy później – Anuna nagle zniknęła, ale po chwili pojawiła się ze spluwą wycelowaną wprost na Giselle.
- Jeśli strzelisz to Marvel zrobi to samo. Czyli ciągle jesteśmy w punkcie wyjścia. Ale chyba mamy wspólne cele, prawda? Bo wiesz, lubię krótkie współprace. Są bardzo owocne. Ciekawe, gdzie jest Maggie, Elizabeth i Sirius, nie?
- Skąd wiecie o Siriusie?
Giselle się tylko uśmiechnęła do siebie.
Wiewiórka nie wróciła z informacją.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
zimowykalafior
Super Admin
Dołączył: 10 Wrz 2010
Posty: 2241
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 53 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Australijskie Skierniewice Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 18:08, 21 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
Nietrudno zgadnąć, czego szukają. Siriusa. Ale zawsze lepiej się upewnić, prawda?
-Na pewno nie kłopotów- odpowiedziała Giselle i poszła dalej.
To wiem.
Anuna pojawiła się kilka metrów dalej, znów obok nich.
-I mam wam wierzyć? Jak gdyby nigdy nic spacerujecie sobie po miasteczku, tak? Skoro nie macie złych zamiarów to może zabiorę was na zebranie Rady i wytłumaczycie wszystkim co was tu sprowadza? Może dostaniecie taryfę ulgową, w co wątpię.
-Niby jak to zrobisz? - odezwał się Marvel- Zresztą nic ci nie zrobimy, bo możesz się przeteleportować w każdej chwili, a ty nic nie zrobisz nam, bo mamy broń i przewagę. Po co sobie wchodzić w drogę?
Niby racja. Ale co mam poradzić na to, że po prostu lubię komuś wchodzić w drogę?
-Naiwna to ja nie jestem. I tak niedługo wszyscy będą was szukać. A daleko stąd w tak krótkim czasie nie uciekniecie, więc wiedzcie, że znajdziemy was, prędzej czy później.
Anu przeteleportowała się do domu, wzięła spluwę i wróciła z powrotem na ulicę.
-Jeśli strzelisz, to Marvel zrobi to samo. Czyli ciągle jesteśmy w punkcie wyjścia. Ale chyba mamy wspólne cele, prawda? Bo wiesz, lubię krótkie współprace. Są bardzo owocne. Ciekawe, gdzie jest Maggie, Elizabeth i Sirius, nie?- ciągnęła Giselle.
-Skąd wiesz o Siriusie?- spytała An, wytrącona z równowagi. Skąd ONI mogą wiedzieć, że ja nie wiem, gdzie jest Sirius?
Mimo to zrobiła poważną minę i mówiła dalej:
-Ok. Jak chcecie. Wiem, gdzie jest Elizabeth. Pomógł jej ktoś...- gdy o tym mówiła, rana znów dała się we znaki. Skrzywiła się z bólu. Opuściła pistolet. - Co do Maggie- Co to za jedna?!- nie mam pojęcia, ale wiem też, gdzie jest Sirius.
Marv i Gis wbili w nią spojrzenia, nie bardzo wiedząc, czy wierzyć.
-To jak? Jeśli za pół godziny będziecie przy fontannie, powiem wam. Ale teraz mam coś do załatwienia. - pomachała im wesoło i zniknęła.
Było mało prawdopodobne, że przyjdą, ale teraz nie mogła zrobić nic innego.
Pojawiła się w ratuszu. Wszyscy już siedzieli w obszernym pomieszczeniu, tym samym, w którym odbyła się pierwsza narada. Anu zajęła miejsce w kącie, usiadła na tym samym krześle, co poprzednio.
Elise wstała.
-Posłuchajcie!- zaczęła głośno.
Przemawiała długo, i praktycznie we wszystkim miała rację. An kiwała głową, rozumiejąc.
Co zrobiłam, gdy działałam w pojedynkę? Kompletnie nic. Prawie nic.
-No to tyle. Ktoś chce coś dodać?- spytała Elise i w pomieszczeniu zrobiło się strasznie cicho. An, dotąd zajęta liczeniem kafelków- trzeba przyznać, bardzo porywające zajęcie- i rozmyślaniem nad tym, co można na to poradzić, uniosła tylko wzrok i rozejrzała się po obecnych.
- Zgadzam się w pełni z każdym twoim słowem, ale, szczerze mówiąc, nie wiem, co z tym zrobić. Bo trudno w jednej chwili postawić na nogi całą radę, gdy...- w tej chwili w sali zrobiło się jeszcze jaśniej niż było. Oprócz wpadających przez okno nieznośnych promieni słońca, zaświeciły lampy na suficie.
A to psikus.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Marvel
Różowy
Dołączył: 21 Mar 2010
Posty: 284
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 13 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 12:15, 22 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
Anuna dała im pół godziny. To wystarczająco dużo, aby Marvel mógł wymyślić nową część planu. Dziewczyna najwidoczniej przyzwyczaiła się do tego bo tylko patrzyła na niego pytająco. Mimo ciągłego bólu w dłoniach, popchał ją do bocznej uliczki.
- Robimy tak - popatrzył jej w oczy. - Ja spotkam się z nią przy fontannie, tym samym odwracając od ciebie uwagę. Ty, zaczynaj już zwoływać owady z całego ETAP-u, razem z nimi pójdziesz bocznymi ścieżkami szukać Siriusa i Elizabeth. Niech owady wpadają w każdą szczelinę domów, sklepów i innych budynków. Aż ich znajdziecie.
Giselle kiwała cały czas głową.
- Jeśli ich znajdziesz, przyślij do mnie dwa ptaki. Biały oznacza El, a czarny Uzdrowiciela. Niech te krążą nad budynkami, w których jest Sirius i Elizabeth. Jeśli zdobędziemy Uzdrowiciela, oddalimy się na jakiś czas z Perdido Beach... Już nawet wiem dokąd.
Uśmiechnęli się do siebie krzepiąco. I bez zbędnych słów, Giselle odeszła.
- Pamiętaj! Biały to El, czarny - Sirius.
- Powodzenia.
- I wzajemnie.
Stał jeszcze przez chwilę w samotności, aż w końcu wyszedł na plac. Usiadł przy fontannie. Z każdą minutą zbierało się wokół niego coraz więcej dzieciaków. Wszystkie trzymały się z daleka, jednak otoczyły go, obserwowały i szeptały do siebie. Marvel nie zwracał na nie uwagi tak samo jak przed ETAP-em. Nie wiedział czy byłby nawet w stanie pociągnąć za spust zabandażowanymi palcami, jednak w oczach tych dzieciaków był niebezpieczny, więc na razie jemu samemu nic nie grozi. Czekał na Anunę.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Loki
Super Moderator
Dołączył: 26 Maj 2010
Posty: 2006
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 43 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gdańsk Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 18:33, 22 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
Troszkę w górę...Teraz w lewo...Oooo, tak. Teraz delikatnie...Pomaleńku...Pchaj!
Zamek ustąpił z cichym trzaskiem. El otworzyła ruchome drzwiczki szkolnego automatu do napoi, po czym kopnęła jeden ze zbiorników. Ciemno-zielone puszki potoczyły się hałaśliwie po podłodze. Elizabeth leniwie oparła się o maszynę.
-Mountain Dew. Zgodnie z zamówieniem. 11 puszek, czyli na sześć dni owocnej współpracy.
Arthur przerwał wrzucanie puszek do plecaka, który to zwinęli z któregoś domu.
-Chciałaś powiedzieć pięć.
-Sześć.
-Pięć.
Przez chwilę mierzyli się wzrokiem.
W innych okolicznościach El stanęłaby na swoim. Chociażby po to, by pokazać z jakiej jest gliny. Ale tym razem odpuściła. Bo potrzebowała kogoś do pomocy. Chociaż nie - to nie było to. To było... No, po prostu nie chciała się kłócić.
-Będzie jak mówisz. - wzruszyła ramionami, jak gdyby nigdy nic, po czym skierowała się na schody.
-...uwalniając energię. Trotyl potrzebuje zapalnika, a taki trudno. Dlatego wykorzystam trimetryczny nadtlenek acetonu do uzyskania temperatury wystarczającej do wyzwolenia... Ekhem! - El podniosła wzrok znad probówek. Arthur siedział na miękkim krześle nauczyciela, z nogami na biurku w taki sposób, że mógł swobodnie wyglądać przez okno, które - oh, cóż za przypadek - wychodziło prosto na główne wejście do budynku. Kiedy Elizabeth zwróciła mu uwagę, miał minę jakby obudziła go z transu.
-Ta, ta, jasne. Będzie bum, mówiąc najprościej.
Cóż...
-Tak, będzie bum.
Jednak mimo wszystko El nie oparła się pokusie głośnego komentowania swoich poczynań.
-Mieszając kwas siarkowy z acetonem, oraz nadtlenek wodoru... czyli wodę utlenioną... wyzwolimy reakcję syntezy, która po jakimś czasie przemianuje to na pożądany przez nas materiał.
-Trimetryczny nadtlenek azotu?
Łał. Jednak słuchał.
-Acetonu. W skrócie TATP. Dość łatwo reaguje pod wpływem temperatury - czytaj ognia, jest z miarę stabilny i - co najważniejsze - wyzwala niezwykle trujące wyziewy. Zrobi wystarczająco dużo zamieszania, by w spokoju kontynuować plan.
Łypnął na nią, nieco zaniepokojony, ale w dalszym ciągu zachowując spokój.
-Co teraz?
-Czekamy, aż reakcja dobiegnie końca. - El rozłożyła się na najbliższej ławce, podbierając od Arthura jedną z puszek - Przy gimnastycznej jest drugi automat. Zwrócę ci to R2. - uspokoiła go, uśmiechając się beztrosko.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Loki dnia Śro 16:12, 23 Lut 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gusia
Uzdrowiciel
Dołączył: 23 Lis 2010
Posty: 861
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 16:24, 23 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
- Pamiętaj! Biały to El, czarny - Sirius – Giselle zakodowała to sobie w głowie.
- Powodzenia.
- I wzajemnie.
Ruszyła w stronę jakiejś pustej uliczki Perdido Beach. Po głowie krążyły jej pytania domagające się odpowiedzi. Jak na razie niedostępnych odpowiedzi.
Co jeśli znajdziemy El?
Co jeśli Rada nas wytropi?
Gdzie jest Maggie?
Co będzie, jeśli Marvel będzie chciał wrócić do El?
Czy można ufać Anunie?
Komu można wierzyć i z kim trzymać?
Po co? Dlaczego? Jak? Gdzie? Kiedy?
Można by tak było długo wymieniać. Nie było nawet czasu myśleć nad planem Marvela. Teraz działało to na zasadzie rozkaz – wypełnić. Ale w końcu muszą znaleźć Siriusa.
Uwagę Giselle zwróciły małe, kolorowe budki i kilkoro dzieci buszujących wśród nich. Podeszła bliżej.
Ule! Tam muszą być pszczoły!
Przymrużyła oczy, zacisnęła pięści i skupiła się.
Sirius. Znajdźcie go i wróćcie do mnie. Później szukajcie Elizabeth.
Czarno-żółty rój wzniósł się w powietrze. Słychać było jedynie jedno wielkie ‘bzzz…’, mimo że owadów wcale nie było tak wiele, jak na tak dużą hodowlę.
Jak na razie tyle wystarczy - pomyślała.
- Ej ty! Co zrobiłaś z naszymi pszczołami?! – krzyknął jeden z opiekunów pasieki.
- Wypożyczam na jakiś czas. Dobrze wam radzę, pozwólcie mi – i niby przez przypadek odsłoniła pistolet znajdujący się przy pasku od spodni. Dzieciaki stały zdezorientowane. Giselle też nie ruszyła się z miejsca. Myśl o znajdującym się tam miodzie przyprawiła ją o miły dreszczyk. I ten zapach...
- Giselle! Giselle! – usłyszała. Wyrwało ją to z rozmyślań.
W jej stronę biegła dziewczynka. Ciemne włosy były puszczone luźno i powiewały lekko na wietrze. Wyglądała na około osiem, czy dziewięć lat. Nagle rzuciła jej się na szyję i przytuliła.
- Gdzie ty byłaś? Myślałam, że mnie zostawiłaś i już nigdy do mnie nie wrócisz – zaszlochała.
Niemożliwe. To dziewczynka z rodzinnej fotografii. Tessie, tak?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
mandarynka
Gość
|
Wysłany: Śro 17:10, 23 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
Tequila leżała na łóżku w swoim pokoju. Rozmyślała kiedy to ostatni raz widziała swoich przyjaciół. Kiedy to widziała kogokolwiek prócz wygłodzony dzieciaków mieszkających w okolicy. Czasem ktoś przyszedł po towar albo coś zjeść i wypić, ale nikt jej już nie odwiedzał. Wszyscy byli zajęci, wszyscy próbowali poradzić sobie w ETAP-ie. Dziewczyna oparła głowę na łokciu i uśmiechnęła się, bez powodu. Jedzenia brakuje już od tygodnia. Jedyne co ma to słoiki z czymś w piwnicy i parę konserw. Natomiast alkoholu i innych używek ma pod dostatkiem. Cóż za ironia.
- Cicho bądź, bo nas usłyszy.
Tequila momentalnie chwyciła swój pistolet i skierowała się do drzwi słysząc rozmowę dwóch chłopców. Drzwi od piwnicy trzasnęły, a dziewczyna bez wahania ruszyła za nimi. W niecałe pół minuty zbiegła mierząc w intruzów.
- Czego wy szukacie, hm? - powiedziała ostrym tonem.
Dwie pary oczu patrzyły na nią przerażone.
- No co tak stoicie?
Chłopcy odłożyli na miejsce słoiki, które postanowili ukraść, ale nie odezwali się słowem. Byli przerażająco wychudzeni, że Tequilę ruszyło sumienie.
- Możecie to wziąć. - powiedziała. - Ale następnym razem nie próbujcie tu nic kraść, bo mogę wam zrobić krzywdę. - mówiąc to rozładowała pistolet.
- Dziękujemy. - cichym głosikiem odezwał się jeden z nich.
Wyglądali jak bracia. Nie, to z pewnością byli bracia. Niższy skinął głową i wybiegli ze słoikami z piwnicy.
- Boże, dlaczego skazałeś nas na ETAP? - szepnęła ze łzami w oczach i odpaliła papierosa.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Candace
Niezniszczalny
Dołączył: 27 Gru 2009
Posty: 1686
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 17 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Lublin Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 17:19, 23 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
Sonia zmęczona opadła na kanapę obok Siriusa.
Tu nas nie znajdą. - pomyślała i ruszyła do kuchni ( chcielibyście wiedzieć, gdzie jesteśmy, ale Was zmartwię i nie pozostawię Wam wskazówek ).
Po kolacji złożonej z resztek jedzenia jakie Black znalazła w szafkach, Sirius usadowił się na kanapie i zasnął.
Niech odpoczywa póki może...
Sonia starała się przejrzeć następny krok mhrocznej Elizabeth, ale nic "realnego" nie przychodziło jej do głowy. Miała jednak pewność, że taka wariatka jak ona nie zostawi Perdido w spokoju...
Post został pochwalony 1 raz
Ostatnio zmieniony przez Candace dnia Śro 17:30, 23 Lut 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Loki
Super Moderator
Dołączył: 26 Maj 2010
Posty: 2006
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 43 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gdańsk Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 14:39, 24 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
Flame. Tak brzmiało nazwisko właścicieli domu. A przynajmniej tak głosiła tabliczka. Jednak El, szczerze mówiąc, w ogóle to nie obchodziło. Wybrała ten dom z dwóch powodów:
Po pierwsze - znajdował się po drugiej stronie miasta, od ich następnego celu.
Po drugie - jedna ze ścian bocznych, nachylona pod nietypowym kątem, była jednocześnie ścianą nośną. Wyglądało to bardzo ładnie, jednak praktycznie rzecz biorąc, czyniło budynek idealnym wręcz do celów Elizabeth.
Dlatego więc kucała teraz pod ową ścianą, przyczepiając paczkę trotylu kilka centymetrów nad ziemią, podczas gdy Arthur rozglądał się uważnie, czuwając czy też nikt przypadkiem się nie zbliża.
Po drodze wpadli do jakiegoś domu i przebrali się w nowe ciuchy. Misfortune słusznie zauważył, że czarny ubiór będzie działał maskująco w ciemnościach, które powoli, acz nieubłaganie, zapadały nad miastem. Dlatego El ubrała takie też buty na gumowej podeszwie, spodnie, oraz przylegającą do ciała bluzkę rękawach do łokcia, marszczoną na ramionach. Arthur zaś miał na sobie czarne trampki, czarne spodnie i czarną koszulę, czyli... w gruncie rzeczy to samo co wcześniej. Tylko bez śladów krwi, oraz szarawej warstwy popiołu, niewiadomego pochodzenia.
Elizabeth otworzyła wieczko plastikowego pojemnika, po czym delikatnie wysypała TATP tuż pod opakowanie trotylu. Mieszanina miała teraz postać białych kryształków.
-Jak duża będzie siła wybuchu? - przerwał ciszę Arthur, poprawiając broń w ręku.
-Na tyle by zburzyć ten dom. I może jeszcze kawałek tamtego. - wskazała na płot, oddzielający przydomowe ogródki - Przy odrobinie szczęścia...
-Jesteś pewna, że nikt tu nie mieszka?
-W stu procentach R2. Wyluzuj. - El wstała, podeszła do niego z chytrym uśmieszkiem, po czym odebrała od niego plecak i wyjęła butelkę. Zaczęła wylewać strużkę napalmu od sterty podłożonego materiału powoli, przez całą długość trawnika, aż do furtki. Gdy skończyła, zostało jej jeszcze pół butelki. Schowała to, na wszelki wielki. Arthur zdawał się nie przejmować ciężarem ich bagażu.
El sięgnęła do kieszeni po zapałki.
-Czyń honory. - powiedziała do Arthura, z uśmiechem podając mu pudełko. Zgrabnie wyjął jedną z zapałek, podpalił ją i majestatyczny gestem podpalił strużkę napalmu pod nich stopami. Momentalnie zajęła się ogniem, który rozprzestrzeniał się się szybko, prowadząc niczym nitka do kłębka, to znaczy do ładunku. Zbyt szybko.
-Chodu. - rzuciła El, zaczynając coś, co z założenia miało być biegiem. W półtorej sekundy Arthur przegonił ją i za rękę pociągnął do przodu, a potem do jakiegoś zaułka.
Przez chwilę nasłuchiwali.
Cisza.
-Chyba coś...
I wtedy rozległ się huk.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gusia
Uzdrowiciel
Dołączył: 23 Lis 2010
Posty: 861
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 15:23, 25 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
Giselle siedziała w domu znajdującym się koło uli. Wokół kręciło się sporo dzieci, które badawczo wpatrywały się w niespodziewanego gościa.
- A pamiętasz jak byłyśmy nad morzem? Zgubiłyśmy się, ale w końcu rodzice nas znaleźli.
- Tak Tessie, pamiętam – Giselle nie chciała, żeby wydał się jej zanik pamięci. Od mniej więcej pięciu minut miała siostrę. Bo to przecież już nowe życie. Stare się nie liczy. Tessie była dla niej tak bliska a jednocześnie tak obca.
- Teraz to rodzice się zgubili. Znajdziemy ich kiedyś, prawda?
- Znajdziemy, obiecuję – Giselle ścisnęło w gardle. Ta nuta nadziei w głosie siostry zabolała.
Bo rodzice nigdy już nie wrócą. Muszę wziąć się w garść! Misja…Dokończyć plan.
Nagle wstała i wyszła na zewnątrz. Wypatrzyła na niebie szybującego białego ptaka.
Nie można tracić czasu. Jeśli pszczoły nie znajdą Siriusa to chociaż dowiedzmy się, gdzie jest Elizabeth – nawet nie mrugając wpatrywała się w ptaka – Znajdź El i wróć tu – po czym weszła z powrotem do budynku. Przez jakiś czas razem z siostrą siedziały w milczeniu.
- Umiesz rozmawiać ze zwierzętami? – podekscytowanym głosem krzyknęła Tessie.
- Coś w tym stylu, mała.
- Nauczysz mnie?
- Tego nie da się nauczyć. Ale może zauważyłaś u siebie jakieś dziwne umiejętności? – Zawsze warto się upewnić.
Tessie tylko spojrzała na nią pytającym wzrokiem.
Nagle rozległo się pukanie w szybę. Szybko poszło! Pierzasty przyjaciel stał na parapecie za szybą. Dreptał sobie po nim, ale wychodziło mu to dość krzywo.
Albo jest pijany, albo coś go ogłuszyło. Wybieram drugą opcję – pomyślała Giselle i wybiegła przed dom.
- Tessie masz tu zostać, rozumiesz? Tu jesteś bezpieczna. Obiecuję, że po ciebie wrócę, jak załatwię pewną sprawę - Beznadziejna ze mnie siostra.
Dziewczynka chyba protestowała, ale Giselle jej nie słuchała, tylko skupiła się na przesyłaniu informacji dla ptaka – Zaprowadź mnie do El.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
zimowykalafior
Super Admin
Dołączył: 10 Wrz 2010
Posty: 2241
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 53 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Australijskie Skierniewice Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 19:07, 26 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
An zdezorientowana wpatrywała się w jedną z żarówek, jakby spodziewała się, że za chwilę zgaśnie z powrotem i wszystko będzie tak, jak wcześniej. Powinna się cieszyć, że prąd wrócił, ale, szczerze mówiąc, było jej wszystko jedno. Teraz za to była jeszcze jedna zagadka do rozwiązania.
Wyobraziła sobie El, jak ta na złamanie karku wraca do elektrowni, włącza prąd i wraca do miasta z okrzykiem: "Zostawcie mnie! Macie światło z powrotem, ale dajcie mi święty spokój!"
Ale ty masz bujną wyobraźnię...
Anu oparła ręce na blacie.
-Słuchajcie. Spotkałam Giselle i Marvela. Szukali Elizabeth, Siriusa i jakiejś Maggie. Kazałam im przyjść na plac. Nie mogłam zrobić nic innego, bo spieszyłam się na zebranie rady. I mieli przewagę. - wiedziała, że to marne wytłumaczenie, ale jakoś musiała usprawiedliwić to, że puściła ich wolno - Giselle mówiła o "krótkiej współpracy". Nie wierzę w jej dobre chęci, ale może uda nam się czegoś dowiedzieć.
Rozejrzała się po obecnych. Odwróciła się i wyjrzała przez okno wychodzące na plac. Obok pojawiła się Diana.
-Jest tylko Marvel- powiedziała - To może być pułapka.
Tak. Ja będę gadać z Marvelem, a Gis sprowadzi na mnie watahę wściekłych kojotów albo stado ptaków. Tak się bawić nie będziemy.
An pokiwała głową.
- Dobra. To co robimy? Skoro mamy działaś wspólnie, działajmy.
W tym momencie rozległ się potężny huk. Zdawało się, że cały ratusz zatrząsł się w posadach, ale wybuchło coś innego. Anuna, zaskoczona, upadła na krzesło.
- Co to było?!
- Elizabeth...
- Musimy tam iść, dowiedzieć się, czy komuś nie stała się krzywda- zaproponował Brian.
- Tak. - An podniosła pistolet, który upadł jej na podłogę - Ja z Elise do was dołączymy. Idziemy do Marvela.
Chłopak siedział przy fontannie, otoczony przez grupę dzieciaków. Anuna wycelowała- nie, nie żeby strzelać. Tak na wszelki wypadek.
-Gdzie Giselle?- spytała szybko, zanim jeszcze zdążył je zauważyć.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Candace
Niezniszczalny
Dołączył: 27 Gru 2009
Posty: 1686
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 17 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Lublin Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 19:30, 26 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
Potężny wybuch zaskoczył Sonię, więc jak długa wyrżnęła o szafkę.
Jak tylko Cię Mhroczna dorwę to mnie popamiętasz - odgrażała się na głos wstając i człapiąc do okna. Dym. Przez chwilę próbowała się skupić i trach. Już wiedziała. Dom Teq. Zapewne do niczego się nie przyda, ale... zaraz... Jeżeli wybuchł pożar to ona ma największą szansę go ugasić. Nie wiedziała co zrobić.
-Co to było? - usłyszała tuż przy swoim uchu.
-Zwariowałeś?! Zawału można dostać!
-Oj, przepraszam. Nie rozpaczaj. To co się stało?
-Chyba wysadzili dom Teq...
-Tequili? Kto?
-A jak myślisz? Mhroczna Elizabeth zapewne.
-Chyba się przydasz tam na miejscu.
-Nie mogę Cię zostawić. To zbyt niebezpieczne.
-Jak znikniesz na kilka minut to nic się nie stanie.
Po krótkiej wymianie zdań uzgodnili, że na czas nieobecności Sonii Sirius zostanie w tymczasowej kryjówce.
-Uważaj na siebie - powiedziała i wyszła niezauważona z (...)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Fire-mup
Biczoręki
Dołączył: 08 Maj 2010
Posty: 2051
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 2/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 20:28, 26 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
Całą swoją uwagę skupiła na migającej żarówce, kiedy w pomieszczeniu pojawiła się Anuna.
Anu oparła ręce na blacie.
-Słuchajcie. Spotkałam Giselle i Marvela. Szukali Elizabeth, Siriusa i jakiejś Maggie. Kazałam im przyjść na plac. Nie mogłam zrobić nic innego, bo spieszyłam się na zebranie rady. I mieli przewagę. Giselle mówiła o "krótkiej współpracy". Nie wierzę w jej dobre chęci, ale może uda nam się czegoś dowiedzieć.
-Jest tylko Marvel- powiedziała Diana - To może być pułapka.
Anu pokiwała głową.
- Dobra. To co robimy? Skoro mamy działaś wspólnie, działajmy.
W tym momencie rozległ się potężny huk. Elise zatrzęsła się na obolałej nodze. Przeklęła w duchu. Była zmęczona i obolała, nie miała najmniejszej ochoty ruszać się z miejsca, jednak musieli przecież sprawdzić, co się stało.
- Co to było?!
- Elizabeth...
- Musimy tam iść, dowiedzieć się, czy komuś nie stała się krzywda- zaproponował Brian.
- Tak. - An podniosła pistolet, który upadł jej na podłogę - Ja z Elise do was dołączymy. Idziemy do Marvela.
Chłopak siedział przy fontannie, otoczony przez grupę dzieciaków. Anuna wycelowała.
-Gdzie Giselle?
Elise rozejrzała się czujnie w około nabijając broń.
-Wynocha stąd! – krzyknęła do zebranej hałastry, poczym zwróciła się do Anuny.
-Cokolwiek tu robi, to pułapka. Gdyby Giselle chciała zawierać układy, niechybnie zaszczyciła by nas swoją obecnością.
Marvel widocznie chciał coś powiedzieć, lecz nie dała mu dojść do słowa.
-Jeśli chce z nami współpracować, zapewne nie będzie miała nic przeciwko przyjścia z tym do nas. I przy okazji po niego – powinniśmy go trochę przepytać, ale nie tu. – także w niego wycelowała. – Anu, co powiesz na komisariat?
Uśmiechnęła się.
-Zobaczymy, jak lojalną wspólniczką jest nasza Giselle.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
zimowykalafior
Super Admin
Dołączył: 10 Wrz 2010
Posty: 2241
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 53 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Australijskie Skierniewice Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 20:54, 26 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
Elise nabiła broń.
-Wynocha stąd!- krzyknęła, po czym zwróciła się do An:
-Cokolwiek tu robi, to pułapka. Gdyby Giselle chciała zawierać układy, niechybnie zaszczyciła by nas swoją obecnością.
Marvel chciał coś powiedzieć, ale Elise nie zatrzymała potoku słów.
-Jeśli chce z nami współpracować, zapewne nie będzie miała nic przeciwko przyjścia z tym do nas. I przy okazji po niego – powinniśmy go trochę przepytać, ale nie tu- uniosła spluwę- Anu, co powiesz na komisariat? - na jej twarzy zagościł uśmiech- Zobaczymy, jak lojalną wspólniczką jest nasza Giselle.
To mi pasuje...
-Czekaj. Po co się przemęczać?- Anu chwyciła Marvela za rękę i przeteleportowała ich na komisariat, do jednej z cel. Zanim tamten zdążył zorientować się w sytuacji, kraty już były zamknięte na kłódkę.
-Nie martw się. Zaraz wracam- rzuciła i pojawiła się z powrotem na placu. Elise rozglądała się.
-Sorry, że cię zostawiłam. Zrobiłabym to za jednym rzutem, ale moja moc jest ograniczona. Chodź- po chwili obie już były na komisariacie. Anuna ruchem ręki wskazała celę, w której Marvel próbował coś kombinować przy drzwiach.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Loki
Super Moderator
Dołączył: 26 Maj 2010
Posty: 2006
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 43 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gdańsk Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 21:21, 26 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
-Cholerne ptaszysko! - Elizabeth nerwowo poprawiła fryzurę. Nie wiedzieć czemu, mewa uparła się wylądować akurat na jej głowie.
-Przypominam, że mamy coś do zrobienia. - powiedział Arthur, odstawiając na bok pokrywę od kubła na śmieci, którą to przed chwilą przywalił natrętnemu ptakowi. El pokiwała głową, sprawdziła broń, rozglądnęła się uważnie i przeszli przez ulicę.
Dom Sonii leżał przy Grant Street. Ot, taki ładny jednorodzinny domek z werandą i przydomowym ogródkiem, rodem z amerykańskich filmów. El i jej wspólnik bezgłośnie wspięli się po trzech niskich schodkach. Dziewczyna spróbowała otworzyć drzwi.
Nic z tego.
Wyjęła więc wytrych. Chwilę zajęło, zanim rozpracowała zamek. Ledwo zaskoczył, El usłyszała tupot stóp gdzieś wewnątrz. Wymownie skinęła głową na Arthura. Rozumieli się bez słów - chłopak podniósł broń i zwinnie wślizgnął się do środka.
-Nie ruszać się - rozkazał głosem nieznoszącym sprzeciwu.
El jeszcze raz spojrzała za siebie. Z dala majaczył się słup dymu - jej gwarancja, że Rada będzie po drugiej stronie miasta. Z uśmiechem na ustach weszła do środka i zamknęła drzwi.
Dwaj chłopcy - na oko dziesięcioletni - jak zahipnotyzowani wpatrywali się w lufę pistoletu Arthura. Elizabeth delikatnie przejechała smukłym palcem po podbródku.
-Ene, due... - zaczęła wyliczać, wskazując to na jednego, to na drugiego bliźniaka - like, fake. Na kogo wypadnie, na tego... bęc! - złapała chłopca za ramię i popchnęła do najbliższych drzwi. Wyrywał się, ale pisk brata, któremu Arthur wykręcił rękę, przekonał go, że lepiej być grzecznym.
Pokój do którego weszli okazał się jadalnią. Elizabeth odsunęła jedno krzesło i pchnęła na nie chłopca. Zmierzyła go wzrokiem.
-Wiesz po co tu jesteśmy?
-To mój dom. - mały próbował zgrywać twardziela. Całkiem nieźle udaje...
El miała twarz jak z kamienia.
-Jesteśmy tu, bo twoja siostra chciała mnie zabić. - przybliżyła swoją twarz do jego, na odległość centymetrów - Ja przeżyłam, ale inni nie mieli tyle szczęścia.
-Moja siostra nikogo nie zabiła! - wykrzyknął tamten, ale nie trudno było stwierdzić, że wcale tak nie uważa.
El westchnęła. Wyraz jej twarzy złagodniał. Przyklękła obok chłopca.
-Wiem, że to trudne. - spojrzała mu w oczy, wzrokiem pełnym współczucia - Ale musisz pogodzić się z faktem, że twoja siostra to morderczyni. A my chcemy po prostu ją powstrzymać. Rozumiesz?
Przez chwilę patrzył jej w oczy. Wiedziała, że wierzy w każde jej słowo.
-Zostawcie nas w spokoju! - wrzasnął zdenerwowany. Chciał wstać, ale El popchnęła go na powrót na krzesło, dla pewności wyjmując pistolet.
-Teraz, posłuchaj mnie bardzo uważnie. - nachyliła się nad nim, przytrzymując jego ramię jedną ręką, drugą zaś przytrzymując mu lufę pod brodą -Chcę żebyś coś przekazał siostrze. Jutro, dokładnie w południe, ma przysłać Uzdrowiciela do elektrowni. Samego. Żadnych sztuczek. Inaczej twojego brata spotka coś bardzo złego. - przeciągnęła nieco słowo "bardzo". Tak dla efektu. - Jemu powiem co dalej. Rada będzie wykonywać moje rozkazy. - wyprostowała się, na powrót przybierając ważną miną.
-Czy wszystko zrozumiałeś?
Pokiwał głową.
El zamachnęła się i przywaliła chłopcu lufą w skroń, aż rzuciła nim o blat stołu. Plan zakładał, że mały stracił przytomność. Nie udało się. El przewróciła oczami, zła że nawet to idzie nie po jej myśli i przyłożyła mu jeszcze raz - tym razem z drugiej strony. Chłopak spadł z krzesła na podłogę - nieprzytomny.
Elizabeth wyszła na korytarz. Arthur już czekał - ze związanym i zakneblowanym bliźniakiem, przewieszonym przez ramię.
-Idziemy - zakomenderował.
El tylko się do niego uśmiechnęła, po czym ochoczo spełniła polecenie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Vringi
Game Master
Dołączył: 01 Cze 2010
Posty: 452
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Ostrzeżeń: 2/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 22:10, 26 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
- OMG! Skąd się tu wziąłem?
Były to pierwsze słowa jakie Charlie wypowiedział po obudzeniu się. Nie wiedział w jaki sposób trafił pod wejście do ratusza. W pamięci miał dużą lukę. Stocznia, pumy, krew, zielone światło. Wtedy w głowie usłyszał głos
"Jesteś Zero. Należysz do mnie. Daje ci władzę. Wezwij koty a przybędą. Wezwij Ciemność."
Czuł wokół dziwny chłód. Wszystko stało się czerwone. Kształty i kontury postaci pod fontanną. Szybko ten dziwny stan zniknął. Angel stał twardo na nogach i oglądał swoje dłonie.
- Ciemność - przez chwile myślał że nic się nie stanie. Jednak po chwili z ziemi wyrosła przy nim wielki kuguar. Dziki kot spoglądał na niego chwile.
- Ciemność każe słuchać Zera - powiedziało zwierze zwalając z nóg chłopaka. Zera? To ja? Charlie Jacob pomyślał co by zrobił jego ojciec.
- Pewnie by zrobił co należy - odwrócił się do pumy - Wezwij swoich braci. Jak mam cie nazywać?
- Nazywać? - zapytało zdziwione zwierze.
- Yhm. Może Pierwszy? - pojawiło się jeszcze 10 kotów. Angel skierował się w stronę fontanny. Podszedł do pierwszego chłopaka z brzegu:
- Gdzie oni mogli zniknąć? Wiesz? - zapytał chwytając go za koszulkę. Tamten miał już pełno w gaciach z powodu obecności kuguarów więc nie zwlekał:
- Mówili o... komisariacie.
Nie czekając pobiegł w tamtym kierunku . A za nim biegła horda kuguarów.
Wbiegając na komisariat mało się z kimś nie zderzył. Spojrzał na tą osobę. Anuna.
- To wpadanie na siebie robi się powoli nudne - strzelił na powitanie. Teraz ujrzał że w celi siedzi Marvel pilnowany przez pewna dziewczynę. Cudownie. Wtedy do pomieszczenia parował Pierwszy. wszyscy poza Charliem na jego widok zamarli. - Pierwszy, wyświadczy mi przysługę i nie zabijaj nikogo.
- Dobrze. Ciemność każe słuchać Zera. - Charlie ominął szybko Anunę i podszedł do Marvela:
- Kto mnie wtedy związał? - nie widząc reakcji dodał - W PBNP. Musiałem sobie złamać rękę aby uciec. Więc kto?
Nie widząc reakcji odsunął się od celi i powiedział:
- Pierwszy. Bierz go. - kuguar zapadł się pod ziemię i wyłonił w celi. Rzucił się na ramie więźnia zaciskając na nim żelazne szczęki. trzask kości. Krzyk, a potem skomlenie chłopaka. Charlie przywołał zwierzaka i podszedł ponownie do celi - Więc kto?
- Elka - wydyszał tamten. Charlie uderzył pięścią w otwartą dłon
- Elkaaa. Pora na polowanie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Fire-mup
Biczoręki
Dołączył: 08 Maj 2010
Posty: 2051
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 2/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 23:10, 26 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
Zacisnęła powieki i nagle obie znalazły się w komisariacie. Ale zabawne uczucie....
Zobaczyła Marvela siedzącego w celi. Majstrował coś przy drzwiach.
-To na nic. – powiedziała Anuna. – bez klucza możesz sobie....
Nagle, do pomieszczenia wpadł chłopak, którego widziała w elektrowni ze stadem kuguarów u boku.
Ok..... To jest dość dziwne....
-Pierwszy, wyświadczy mi przysługę i nie zabijaj nikogo.
- Dobrze. Ciemność każe słuchać Zera. –
Chłopak podszedł do celi, w której siedział Marvel.
-Kto mnie wtedy związał? W PBNP. Musiałem sobie złamać rękę aby uciec. Więc kto?
Chłopak nie odpowiadał.
- Pierwszy. Bierz go.
Nagle, jeden z kotów zniknął, by pojawić się wewnątrz celi i rzucić na Marvela. Elise zamurowało.
- Więc kto?
- El.
- El. Pora na polowanie.
Pierwsza myśl – powstrzymać go. Jednak nie zrobił im krzywdy. Po za tym, polował na El. Może było po ich stronie?
-Znasz go?
-Można tak powiedzieć.
Z celi dobiegł jęk więźnia.
-Co z nim?
-No cóż, wykrwawia się. Współpracuje z El, jednak nadal jest nam potrzebny... Po za tym nie chcę mieć nikogo na sumieniu. – podeszła w stronę gabinetu. – Jak na razie... – dodała cicho.
Po dłuższej chwili wróciła z apteczką. Weszła do celi, zamknęła drzwi i rzuciła Anunie klucz i broń przez kraty.
-To na wypadek, gdyby mi się coś stało. Nie możemy stracić zakładnika. Otworzysz mi jak skończę. – w tym samym czasie wysłała jej myśl w sposób, w jaki wcześniej zwołała radę, poczym zabrała się do roboty. Zwróciła się do Marvela:
-A skoro już tu sobie razem siedzimy, może odpowiesz mi na kilka pytań, hmmm?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gusia
Uzdrowiciel
Dołączył: 23 Lis 2010
Posty: 861
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 11:00, 27 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
Giselle biegła za lecącym jej nad głową ptakiem. Ciekawe, czy zaprowadzi mnie do tej Elizabeth, co chcę. To tylko gołąb… Jednak po chwili zobaczyła dziewczynę. Był z nią Arthur, który trzymał związanego, wyrywającego się chłopaka. Szli wzdłuż ulicy.
Leć po Marvela i przyprowadź go do mnie – wysłała informację dla ptaka i podążyła za obiektem poszukiwań. Dla bezpieczeństwa trzymała odpowiedni dystans, jednak taki, żeby nie stracić z oczu El.
Idą chyba do elektrowni. Marvel, gdzie ty do licha jesteś?! Już dawno powinieneś tu być.
Po następnych kilku minutach spaceru ogarnęło ją przeczucie, że coś złego się stało.
Jednak Anuna jest bardziej chytra niż wygląda?
- Elizabeth! El stój! – Co ja wyprawiam?!
Cała trójka zatrzymała się i obróciła. Arthur i Elizabeth już celowali do niej z pistoletów.
- Czekajcie…- pauza na wyrównanie oddechu po biegu – Marvel jest w niebezpieczeństwie. Sama nie dam rady mu pomóc.
- A co z nim? – odezwała się El.
- Anuna go ma. Chyba. Nie wiem gdzie. Znajdziecie chwilę wolnego czasu?
- No nie wiem, nie wiem. Czemu mamy ci pomagać? – to był Arthur.
- Nie mi. Marvelowi. Niedługo dowiem się, gdzie dokładnie jest. I mam nawet plan. Potrzebuję przynajmniej jednej osoby. Wchodzicie w to? Albo przynajmniej ty, El?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Candace
Niezniszczalny
Dołączył: 27 Gru 2009
Posty: 1686
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 17 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Lublin Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 13:40, 27 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
Kiedy już znalazła się w centrum przebiegłszy kilkanaście razy te same alejki, aby zgubić potencjalnych szpiegów, ruszyła w kierunku domu Teq, a raczej tego co po nim zostało. Dobiegłszy na miejsce zauważyła Ricka i ekipę straży pożarnej. Dom legł w gruzach. Sonia nie wiedziała czym spowodowali ten wybuch, ale miała pewność, ze na tym nie koniec.
-My nic nie zdziałamy - powiedział Rick stawiając przed nią szklankę z wodą. Tak. Wiedziała, ze nic nie zdziałają. Od czasu awarii w elektrowni, a potem przywrócenia wszystkiego do ładu system pomp nie działał zbyt sprawnie. Wystawiła więc ręce i skupiła na nich swoją uwagę. Już kilka sekund później ze szklanki wystartowały długie węże wody, które stopniowo zaczęły przedzierać się przez zgliszcza.
Po zakończonej robocie Rick opowiedział Sonii o nieprawdziwej bombie, ucieczce Arthura, zebraniu Rady i przybyciu Elki.
-Domyśliłam się i jestem pewna, że to nie koniec jej mhrocznych pomysłów.
Psychopatka - dodała w myślach i po krótkiej wymianie zdań ruszyła z powrotem do kryjówki.
-Sonia! Zaczekaj! - głos dziecka przywrócił ją do rzeczywistości.
-Co jest Stanley? - znała chłopca, najlepszy przyjaciel jej braci.
-Byli u was w domu. Remus leży i się nie rusza, a Syriusza zabrali nie wiem gdzie - wysapał chłopiec.
-Kto zabrał, gdzie Remus?
-W kuchni. Nie wiem czy żyje... - zawahał się.
-Kto?! - wydarła się Black.
-Ta co wtedy siedziała w Elektrowni.
Elizabeth. Teraz sobie pogadamy!
Ciągnąc za sobą Stanleya ruszyła w kierunku domu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
zimowykalafior
Super Admin
Dołączył: 10 Wrz 2010
Posty: 2241
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 53 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Australijskie Skierniewice Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 18:45, 27 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
An stanęła z założonymi rekami.
-To na nic. - zwróciła się do Marvela - Bez klucza możesz sobie...
Zawahała się, myśląc, co by mógł sobie, kiedy prawie wbiegł na nią zdyszany Charlie.
-To wpadanie na siebie robi się powoli nudne- powiedział.
Phi! To na mnie nie wpadaj, jak to dla ciebie takie nudne. Nie ma co, miłe powitanie. Już otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, gdy do pomieszczenia wpadło stado wielkich kotów. Anu przywarła do ściany i zamarła w bezruchu.
-Pierwszy, wyświadcz mi przysługę i nie zabijaj nikogo.
Charlie podszedł do Marvela:
-Kto mnie wtedy związał? W PBNP. Musiałem sobie złamać rękę aby uciec. Więc kto? - po chwili ciszy dodał:
-Pierwszy. Bierz go.
Jeden z kuguarów zaczął szczerzyć kły do Anuny, więc ta jeszcze bardziej przycisnęła się do ściany i odwróciła głowę w bok. Jeden z kotów zniknął.
Co? CO? Nie! Niemożliwe! Tylko ja mogę się teleportować! Nie! Skąd on je wytrzasnął?!
An usłyszała krzyk Marvela, ale nie zajrzała do celi. Póki co nie miała zamiaru ruszać się spod ściany, a poza tym wcale nie interesował jej ten widok.
Elise poszła po apteczkę i zajęła się rannym. Rzuciła przez kraty broń i klucz.
-To na wypadek, gdyby mi się coś stało. Nie możemy stracić zakładnika. Otworzysz mi jak skończę- w tym momencie z umysłem An stało się coś dziwnego. Elise widocznie użyła mocy.
Anuna wyszła na korytarz. Przez okno widziała Charliego, za którym biegły kuguary.
Elizabeth ma kłopoty... Przy pożarze jest już ekipa straży pożarnej. Przynajmniej powinna być. - An myślała, gdzie teraz mogłaby się przydać, bo nie wytrzymałaby siedzenia bezczynnie. Nie w takim momencie.
Przeteleportowała się w góry, zobaczyć, co z dzieciakami. Wszystko w porządku.
W końcu zdecydowała, że dobrze by było wiedzieć, który dom okazał się celem mhrocznego planu Elizabeth.
Na miejscu zobaczyła to, co zostało z domu Tequili. czyli prawie nic.
-Teq! Jesteś tu?!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|