|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ihuarraquax
Różowy
Dołączył: 17 Maj 2011
Posty: 262
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Nysa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 21:28, 17 Cze 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
Na całym "zebraniu" rady był lekko speszony. Nie znał tu nikogo oprócz Soni i "tajemniczej" dziewczyny.
-To ja już może pójdę, bo chyba nie powinienem słuchać obrad.
-Nie młody, zaczekaj.
Nienawidził tego. Nienawidził gdy ktoś nazywał go młody. Do końca spotkania postanowił siedzieć cicho.
Szedł z innymi do portu. Wolał trzymać tyłu. Gdy doszli na miejsce, Sonia przemówiła do tłumu.Wszyscy jej słuchali. Kazała zapisać się do budowy, łowienia ryb lub sprzątania łodzi. Gdy skończyła, nie wiedział co ma ze sobą zrobić. Postanowił zapytać "tajemniczej" dziewczyna. Odnalazł ją wzrokiem i podszedł do niej.
- Co teraz?
Popatrzyła na niego jak na idiotę.
-Zapisz się na którąś z list i zabierz się do roboty.
Odwróciła się i odeszła. Postanowił zapisać się do łowienia ryb. Nie raz już łowił ryby z dziadkiem. Wiedział, że da sobie radę. Po kilku minutach odnalazł osobę odpowiedzialną za listę.
- Są jeszcze miejsca?
-Ta. Nazwisko?
-Jaskier
-Przyjdź do portu, jutro z rana.
Oddalił się od tłumu i skierował się w stronę domu. Drzwi były zamknięte, tak jak się spodziewał. Wszedł do środka i ostrożnie zamknął drzwi. Magda spała. Zszedł do piwnicy i zapalił światło. Zobaczył dziwną maszynę i kanistry z paliwem. Oszacował, że prądu starczy mu na jakiś miesiąc, jeśli tylko będzie oszczędzał paliwo. Wrócił na górę, napisał kartkę dla dziewczynki, po czym wyszedł, kierując się poza miasto.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
zimowykalafior
Super Admin
Dołączył: 10 Wrz 2010
Posty: 2241
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 53 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Australijskie Skierniewice Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 15:02, 18 Cze 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
-Czy tak naprawdę nikt nie chce żyć w ogarniętym mieście?! Z tego co wiem, będziemy musieli wytrzymać tu jeszcze trochę. - powiedziała Anu, patrząc na żałośnie wyglądającą listę ludzi zapisanych do pracy przy sprzątaniu hangarów.
-Po co zaczynać, jak i tak za niedługo ktoś lub coś znowu nam je rozwali? Szkoda wysiłku.
-Po co starać się przeżyć, skoro i tak kiedyś zginiemy? - Collins spojrzała w oczy dziewczynie, która od razu wycofała się do tłumu. - Jeśli macie prezentować takie nastawienie, lepiej w ogóle się nie odzywajcie.
Odwróciła się na pięcie i odeszła. Po chwili znowu wróciła, i oddała chłopakowi odpowiedzialnemu za robienie listy zmięty już trochę kawałek papieru z wypisanymi kilkoma nazwiskami.
Poszła w miejsce, gdzie kiedyś stał jej dom. Zostały z niego aż dwie ściany, kawałek podłogi, jedna czwarta sufitu nad salonem, kilka rozwalonych schodów, drzwi, ale bez klamki, a poza tym dużo gruzu i śmieci. To wszystko darzyła takim... Sentymentem. Aż łza kręciła się w oku.
Była jeszcze piwnica. Nic w niej nie ucierpiało, ale też mało co jeszcze tam było. Wszystko, co dało się zjeść, było wyniesione parę miesięcy temu, zostały tylko puste półki, kurz i kilka innych ocalałych mebli. Nawet przytulnie.
Po pięciu minutach stwierdziła, że nie ma tu czego szukać i poszła w kierunku pseudoareny, na której rozgrywały się walki mutantów. Tak naprawdę nie była tam stałym bywalcem, oglądanie jak dzieciaki walczą o jedzenie nigdy nie sprawiało jej przyjemności.
Podobnie chyba było z Flossy, która ciągnęła Setha za rękaw w kierunku przeciwnym do rozgrywanych walk. Chłopak wyraźnie się opierał.
Anuna podeszła do nich.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Megumi
Niezniszczalny
Dołączył: 04 Mar 2010
Posty: 1550
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: L-wo Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 15:46, 18 Cze 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
Maggie przyglądała się walce na sali. Oczywiście, stała w ukryciu, żeby się nie narażać. Pokaz był amatorski. Widać było, że te dzieciaki nie miały najmniejszego pojęcia o walkach.
A ty masz?
Maggie skrzywiła się. Głosy siedzące w jej umyśle nie dawały o sobie zapomnieć. Blondwłosa miała tego dość. O czymkolwiek pomyślała, od razu dostawała odpowiedź albo kąśliwe uwagi. Zaczynała się zastanawiać, czy to właśnie nie z tego powodu zamknięto te dusze w szkatułce.
Walka się skończyła. Zwycięzył chłopak, którego Maggie znała z widzenia. Nawet nie wysilała się nad rozmyślaniem jak miał na imię. Głowę zaprzątnęła jej inna myśl.
- Zasmakowałam władzy. - mruknęła do siebie. - Nie chcę ponownie być na tym miejscu, jednak korci mnie, żeby zrobić coś złego... Tylko co?
Głosy zaczęły krzyczeć.
Zabij wszystkich tutaj zebranych!
Maggie dotknęła palcami skroni. Od tego krzyku rozbolała ją głowa. Pomimo tego, pomysł, podany przez głosy, spodobał jej się.
Ale jak to zrobić.
Chciałaś, żebyśmy się wykazali. Podziwiaj.
Nagle coś przysłoniło słońce. Maggie spojrzała w górę. Zielona chmura zawisła nad areną. Niedługo potem dało się wyczuć smród. Maggie zatknęła nos i usta, po czym wybiegła z areny.
Tak ich zabiją.
Trującym gazem.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Loki
Super Moderator
Dołączył: 26 Maj 2010
Posty: 2006
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 43 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gdańsk Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 13:10, 20 Cze 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
Pozwalała by korzenie ściskały jej niematerialne ciało. Była wściekła. Oczekiwała jakiejś reakcji. Złość byłaby jak najbardziej na miejscu. Bite dwa miesiące znosili piekło, tylko i wyłącznie z jej winy, a teraz było ich stać jedynie na milczenie, tak okropne, przygnębiające milczenie. Więc odwróciła się, rzuciła tylko:
-Umrę na jakieś kilka godzin
I usunęła się tu pozostawiając swoją powłokę.
Umrę... Przecież cały czas nie żyjesz.
Pozwoliła by pnącza podniosły ją do pionu. Miała jeszcze robotę. Dangudmraj zebrał nowe plony. Sunęła, aż natrafił na sześć nowych obłoczków. Jeszcze nieuporządkowanych. Jeszcze.
Pierwszy należał do Toma. Ten akurat zdobyła sama, gdy trzymała go tu.
Drugi należał do chłopaka imieniem Seth. Elizabeth rozpoznała w nim tamtego od burzy, którego widziała w mieście. To było interesujące. Dangudmraj wszedł do jego mózgu poprzez fobię chłopaka - lęk przed osamotnieniem. Urocze.
Trzeci kłębek należał do 5-letniej Jenny, która bała się ciemności i potworów, które z niej wychodziły. Nie powinnaś bać się ciemności, mała, tylko Ciemności.
Kolejny do Sama, który lękał się żółtych, gumowych kaczuszek.
Dwie ostatnie były powtórki. Nie udało jej się nauczyć Dangudmraja, że nie trzeba atakować umysłu, który już jest do kontrolą. Chociaż na Marvela, drapiącego drewniane wieko trumny, mogłaby patrzeć godzinami.
Uporządkowanie tego wszystkiego zajęło jej odpowiednik trzech ziemskich godzin. Obudziła się w łóżku - jeśli tak można nazwać goły materac, bo wszystko inne zostało zabrane. Przeciągnęła się, gdy do jej uszy doszły odgłosy... kłótni? walki? Wstała i szybkim ruchem otworzyła drzwi.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Loki dnia Pon 13:10, 20 Cze 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ihuarraquax
Różowy
Dołączył: 17 Maj 2011
Posty: 262
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Nysa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 19:47, 20 Cze 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
Po kilku minutach doszedł do jaskini. Jego jaskini. Była dość sprytnie ukryta, dlatego nigdy nie miał tam nieproszonych gości. Wszedł do środka. Na ziemi walały się czasopisma i butelki po wodzie. Podniósł pierwsze lepsze wydanie Cd-Action. Spojrzał na datę wydania. 6.06.11r. Zaczął sprzątać. Tak na wszelki wypadek. Podniósł stolik, na którym zaczął układać wydania czasopisma. Zajęło mu to dobre kilka minut. Zabrał się za sprzątanie butelek po wodzie. Jakimś cudem udało mu się znaleźć jeszcze nie otworzonego Żywca Zdrój. Odkręcił go i napił się. Gazowane. Schował pod kurtkę, po czym dokończył wielkie porządki. Zajęło mu to dobre kilka minut. Zabrał wszystkie puste butelki i wyrzucił je przed jaskinię, do rowu który wykopał jeszcze przed ETAP-em. Spojrzał w stronę miasta. Unosiła się tam wielka, zielona chmura.
A tam znowu coś się dzieje
Pognał do miasta
Dotarł tam szybciej niż się spodziewał. Z dala zobaczył dzieci leżące na ziemi. Dusiły się
Co do **** się tu dzieje?!
Stał na pagórku, przerażony tym, co tam się działo.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Marvel
Różowy
Dołączył: 21 Mar 2010
Posty: 284
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 13 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 12:40, 21 Cze 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
Marvel i Arthur wynieśli Elizabeth do jednego z pokoi. Po chwili, przez otwarte okna doszły ich krzyki dzieci gdzieś z okolic szkoły. Coś znów się działo w miasteczku. Marvel od razu zrozumiał o co chodzi.
- My... musimy to zakończyć - powiedział całkiem spokojnie do Arthura, gdy stali w przedpokoju.
- Co? Co skończyć?
- Wszystko. Te cierpienia, śmierci. Te wszystkie ETAP-owe kłopoty i problemy.
Arthur parsknął.
- A jak niby chcesz to zrobić?
Marvel zerknął w stronę drzwi, prowadzących do pokoju El.
- O nie. Na pewno tego nie zrobisz! - tamten rzucił się na niego i popchnął na ścianę. Marvel w cale się nie opierał. Rozumiał złość Arthura, jednak są ważniejsze rzeczy.
- Nie zrobisz, rozumiesz? Ja, ja ją...
- Ja też ją kocham - patrzył mu prosto w oczy. - Ale czy ty tego nie rozumiesz? Powiedziała nam, że choć umarła, Gaiaphage pozwoliła jej egzystować w innym wymiarze. El stała się największą częścią Ciemności, ONA stała się Ciemnością. To Elizabeth wywołuje Wybuchy. To przez nią dzieją się wszystkie złe rzeczy w ETAP-ie. Myślisz, że dlaczego usłyszeliśmy krzyki dzieci zaraz po tym jak odpłynęła? Bo to jej sprawka!
Po chwili Arthur zwolnił swój uścisk na jego ramionach i w tym samym momencie Elizabeth otworzyła drzwi.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Marvel dnia Wto 12:41, 21 Cze 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Green
Biczopędzel
Dołączył: 02 Kwi 2011
Posty: 693
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gdańsk Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 19:26, 21 Cze 2011 Temat postu: |
|
|
Coś zaczęło się dziać. Wśród dzieciaków wybuchła panika. Osoby stojące najbliżej areny walk zaczynały padać na ziemię. Dusiły się. Część zorientowała się, że coś jest nie tak – starali się odbiec jak najdalej, uratować się.
Kate pobiegła w stronę areny. Wyczuła dziwny, drażniący zapach. Z każdym oddechem czuła się coraz gorzej. Coś było w powietrzu i powoli wszystkich zatruwało.
Musi coś zrobić, cokolwiek.
Zakryła usta i nos rękawem bluzy. Złapała za ramiona kaszlącą dziewczynkę i odciągnęła ją pod spalony namiot. Pobiegła po kolejną nieprzytomną osobę.
Kate miała wrażenie, że jej płuca płoną. Gaz unoszący się w powietrzu sprawiał, że nie mogła jasno myśleć…
Nagle jej wzrok padł na ciemnowłosego chłopaka. Stał nieruchomo, ze skupioną miną, jakby zupełnie nie zwracał uwagi na chaos, który powstał. Nieopodal rudowłosa dziewczyna usiłowała kogoś ocucić.
Zafascynowana Kate poszła w jego stronę… Tylko parę kroków…
Zakręciło jej się w głowie. Ziemia przekręciła się pod dziwnym kątem – a może to ona upadła? Zobaczyła, jak chłopak zerka w jej stronę.
Fioletowe oczy?
Zapadła ciemność.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
zimowykalafior
Super Admin
Dołączył: 10 Wrz 2010
Posty: 2241
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 53 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Australijskie Skierniewice Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 21:13, 21 Cze 2011 Temat postu: |
|
|
Ziwny post : D
[PB]
-Spieprzamy w krzaki - powiedziała Anu szybko, rozglądając się na wszystkie strony. W jej głosie było coś, co sprawiało, że reszta nie pytała o szczegóły - przynajmniej do czasu.
-Po co?
Collins w odpowiedzi wskazała dłonią arenę. Dzieciaki rozbiegały się na wszystkie strony, wrzeszcząc i osłaniając twarze czym się da. Zapanował ogólny chaos, niektórzy wpadali na siebie nawzajem albo tylko padali na ziemię, nieprzytomni.
An chwyciła w ramiona jakąś dziewczynkę, która zemdlała niemalże pod jej nogami, po czym przeteleportowała ją z dala od gazowego incydentu.
Kiedy wróciła, sytuacja wcale nie wyglądała lepiej. Flo rzuciła się na ratunek innemu dziecku, Seth stał obok, a do tego wszystkiego dołączyła Kate, która przyszła nie wiadomo skąd i nie wiadomo po co, a chwilę potem też już leżała na ziemi.
Anu zaklęła. Chustka, którą normalnie nosiła na szyi, teraz podciągnęła aż pod same oczy, ale i tak dusiła się, kaszlała, i ogólnie mało brakowało, a sama straciłaby równowagę.
-Trzeba to powstrzymać - wychrypiała - ten gaz będzie się rozprzestrzeniał i - zakaszlała kilka razy - nic na to nie poradzimy.
-Wszyscy... Zginiemy? - Flossy miała łzy w oczach. Ale to może tylko przez drażniący gaz.
[5 minut później]
-W ETAP-ie nie ma wiatru. Jest szansa, żeby to powstrzymać. - dziewczyna myślała na głos. Cała reszta, w składzie Susan, Flo, Setha i Nevila, którego przypadkiem spotkali na wzgórzu w chaotycznej ucieczce z areny, patrzyli na nią w wyczekiwaniu. Kate też tu była i dochodziła do siebie, wciągając łapczywie świeże powietrze.
-Masz jakiś pomysł?
-Może... Ale to zależy od tego, czy znajdę pewną osobę.
-???
-Osobę, która przeniesie ten gaz w inne miejsce. - niemal widziała trybiki obracające się w głowach towarzyszy - Wiatrem.
-Clary? Ale ona jest...
-I co z tego? Teraz, kiedy pojawiło się niebezpieczeństwo dla nas wszystkich, nieważne, kto po której stoi stronie. Jeśli chcemy przeżyć, musimy współpracować. - wyprostowała się dumnie po wypowiedzianych przez siebie słowach, ale mina nieco jej zrzedła, gdy uświadomiła sobie własną niewiedzę. Niewiedzę dotyczącą aktualnego położenia Clary, jakby to ładnie ująć.
-Rozdzielamy się.
[10 minut później]
-Ja mam wam pomóc?
-Tak, właśnie o to się rozchodzi. To jak będzie? - tu Anu zrobiła minę podobną do tej zielonej emotki z gg.
Clary stała z założonymi rękami.
-A co będę z tego miała?
-Hmm... No nie wiem. Satysfakcję, że pomogłaś całemu miastu?
[10 minut później]
Pertraktacje trwały o te 10 minut za długo. Przez tyle czasu Clary pozostawała nieugięta.
Ale teraz stali wszyscy w takiej odległości od gazu, żeby się nie podusić, a żeby widzieć, jak dziewczyna wkracza ze swoją mocą i 'przesuwa' chmurę trującego gazu poza miasto, w stronę elektrowni.
-Kto to zrobił? - nie wytrzymała. Musiała spytać.
-Nie wiem - odezwała się Suss - w jednej chwili tamci walczyli na arenie, a w następnej... Sama widzisz.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Vringi
Game Master
Dołączył: 01 Cze 2010
Posty: 452
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Ostrzeżeń: 2/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 0:30, 23 Cze 2011 Temat postu: |
|
|
[GE]
Wąs przeniósł ich pod drewnianą chatkę. Wtedy do Mike'a podbiegła pięcioletnia dziewczynka.
- Braciszku! Choć, choć, choć! - i chłopak razem z siostrą i Hannibal oddalili się w stronę drzew. Charlie wskoczył do swojego namiotu. Wyjął z niego kuszę i nóż oraz zmienił bluzę. wychodząc z namiotu ujrzał nad sobą zarys Drake'a.
- A ty gdzie?
Charlie podniósł się na nogi i uśmiechnął się szyderczo jak za starych dobrych lat:
- Nie ty decydujesz o tym co robię - posłał mu ironiczne spojrzenie. - Lepiej się z Ferry'm skontaktuj. Założył obóz w tej w bazie w której spotkaliśmy Mille i Willa. Ja wyruszam do Perdido. I zabieram ze sobą Grymasa.
Tamten skrzywił się na wzmiankę o kojocie. Mimo to zgodził się na warunki Angela
[Baza]
Mała puma przeniosła ich dokładnie naprzeciw Toma:
- Nie mam wiele czasu. Drake wyśle tu kogoś, prawdopodobnie poprzednich mieszkańców tego miejsca. Przekażą jego słowa itede. Ja spadam. - zanim tamten cokolwiek powiedział zapadli się pod ziemie.
[CA]
Znowu stał w gruzach Coates. Musiał tu przybyć. Cholera! Że też ten koleś ma taka moc! Harry. Po prostu Harry. Spłoszony trzynastolatek umieszczony przez rodziców w złej szkole.
- Musiałeś to robić? - zapytał wściekły Angel. Tamten tylko wrócił pod swoje schody do namiotu. Nie chciał się stąd wynosić. I czekał jak głupi szczeniak na tą dziewczynę.
- Czułem się samotny. Daj coś do żarcia. - witakinetyk niechętnie wyjął z kieszeni jeden z swoich kawałków mięsa i dał tamtemu. Tamten rzucił się na żarcie. Charlie mógł już sobie iść.
[PBNP]
Wpadli w sam środek trującego gazu. Szybko wyskoczyli stamtąd. Mało nie zabijając się o dziwną, zieloną mackę.
- Spadajmy stąd. - powiedział przerażony Grymas. Chłopak podzielił jego zdanie. Bał się tego ile metrów mierzy teraz ta część Gaiaphage. Znowu się zanurzyli.
[Sztolnia]
- Słyszysz mnie?!? Jestem! Wyjdź do mnie! Nie zamkniesz mnie przecież w Eterze! Słyszysz?!? Beze mnie System Freedom nie działa!
Cisza. Bestia nie odpowiedziała. Przeklął siarczyście. Niby luzackim krokiem wrócił do kojota i małej pumy.
- I co? Nie będzie bum? - zapytał szyderczo dziki pies
Chłopak westchnął.
[PB, dom Angelów]
Pojawili się w ruinie jaka pozostała po jego mieszkaniu. I o dziwo zastał tam Marvela, Arthura i El. Jeszcze go nie zauważyli.
- Kochasz mnie Marvi? - zapytała słodkim głosem. Jednak za tą słodyczą kryła się tłumiona furia. - Więc czemu chcesz mnie zabić? - dodała niewinnie.
- Ekhem, ekhem... - przerwał ten miłosny wywód. Wszyscy ja jeden mąż posłali mu zszokowane spojrzenia. Drapiąc się z tyłu głowy posłał im niewinne spojrzenie - No co? Własnego domu nie mogę odwiedzić?
Wąs znowu ich gdzieś przeniósł.
[PB, arena]
Wyłonili się między Anuną a jakimś chłopakiem. Ta posłała mu wrogie spojrzenie. Zdążył zauważyć że wszyscy wokoło są stremowani. Na szczęście nikt nas nie zauważył. Złapał ja za rękę.
- Chodź - znowu zanurzenie.
[Stefano Ray]
Posłał łanię na tamten świat tylko dwoma strzałami. Wyjmując strzały rzekł do dziewczyny:
- To wkupne. Muszę zająć się Nerrisą, a wy żarcia w mieście potrzebujecie.
Wypatrzył jeszcze małą sarenkę. Szybkie naciągnięcie cięciwy. Cichy świst. Wyjął strzałę, załadował mięso do auta i rzucił kluczyki pannie Collins. Zniknął razem z Grymasem i Wąsem zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć.
[Tunel(nie powiem jaki, zaglądać do 6 rozdziału)]
Wszędzie było ciemno. Wąs dygotał cały z zimna. Mrok i wilgoć. Zapadł się pod ziemię. Człowiek i kojot wymienili spojrzenia. Tchórz. Ledwie tu weszli. Ale to było najpewniejsze miejsce w którym Metus mógł się skryć.
Wtedy Charlie ujrzał TO. Nie był to wielki pies, ani stado wielkich szerszeni.
Chłopak upadł na kolana słysząc zaniepokojony głos zwierzaka.
Charlie nie stanął w płomieniach, nie utopił się, nie zaatakowały go wściekłe kuguary, nie stanął naprzeciw niedźwiedzia.
Zwinął się w kłębek i zaczął płakać.
Wystarczyło że Metus mu pokazał TO.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Vringi dnia Czw 13:08, 23 Cze 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Megumi
Niezniszczalny
Dołączył: 04 Mar 2010
Posty: 1550
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: L-wo Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 9:36, 23 Cze 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
Maggie oddychała ciężko. Znajdowała się w jakiejś bicznej uliczce, tak, by nikt jej nie przeszkadzał. Dziewczyna oparła się czołem o jakiś ocalały mur.
- Jeżeli zrobię coś nie po waszej myśli...
Zabijemy cię. W zasadzie jesteś tylko naszym "nośnikiem". Kiedy nie będziesz nam potrzebna...
- Zabijecie mnie. - dokończyła Maggie, uświadamiając sobie, że w najbliższym czasie zginie. No i po co jej to wszystko było? Po co ta cała władza, te starania by walczyć z tymi dobrymi? Niepotrzebnie się wysilała. Teraz jest marionetką w rękach jakiś niematerialnych duszków, którzy zamierzają...
Cholera. Do tego nie można dopuścić.
Ale ona ich nie pokona ze swoją mocą.
Po raz pierwszy poczuła, że jest potrzebana jej jakaś pomoc. Nieważne kogo.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Megumi dnia Czw 9:38, 23 Cze 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Puma
Naczelny Grafficiarz
Dołączył: 15 Mar 2010
Posty: 808
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 11 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Paradise City Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 18:38, 23 Cze 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
Nerissa biegła jakimś cholernie długim korytarzem. Był dość szeroki i ciemny, jednynie na podłodze świeciły małe lampki, jakby wbudowane w ziemię halogeny. Dziewczyna była pewna, że coś ją goni, próbuje chwycić, ale nie wiedziała co, ani dlaczego. To coś chciało czegoś co ona miała...
Biegła coraz szybciej, ale też było coraz ciężej. Miała wrażenie, że porusza się pod wiatr, wiejący jej prosto w twarz. Czuła silny ucisk w brzuchu. Halogeny, które wcale nie były halogenami świeciły okropnie jasnym świetłem, uniemożliwiając jej widzenie. Zacisnęła powieki, poddała się, a to coś próbowało ją ciągnąć w przeciwną stronę. Nerissa wrzeszczała, a ból brzucha był w tym momencie nie do zniesienia.
Otworzyła oczy i usiadła na swoim materacu w namiocie. Dom, w którym wcześniej mieszkała spłonął. Dyszała ciężko, ale wcale nie czuła się lepiej. Ucisk nie zmniejszał się, sprawiał wrażenie, jakby coś z zewnątrz próbowało wyrwać jej wnętrzności.
Albo jej dziecko.
Swann sięgnęła po wodę, starała się opanować nerwy, ale ręce jej drżały. Czuła się jak galareta, jak flak. Była omdlała, nie miała siły. Tylko ból... Nagle, jakby wbrew swojej woli, podniosła się. Wyszła z namiotu pomimo głodu i braku jakichkolwiek sił.
Nerissa nie pamiętała co się potem działo. Chyba gdzieś szła... Słyszała głos w swoim umyśle. A właściwie nie głos. To były... napływające myśli. Przychodziły same, ale w taki sposób jakby ktoś jej coś przekazywał.
...Będziesz mi wdzięczna...
...to ono cię osłabia...
...twoją mocą...
...ona...
...jest mi potrzebna...
[Gdzieś na pustyni?]
Nagle, jakby wyrwana z transu, Nerissa z przerażeniem stwierdziła, że znajduje się obok jakiejś jaskini... skały? Nie widziała dokładnie. Wciąż była trochę zamroczona, a w dodatku było całkiem ciemno. Był środek nocy, jedynie światło księżyca oświetlało mniej więcej otoczenie.
Ból brzucha zaczął się nasilać. Swann zgięła się w pół i upadła na ziemię. Zacisnęła powieki.
Nagle coś sprawiło, że dziewczyna zatrzęsła się. Miała wrażenie, że w tym momencie coś wniknęło do jej organizmu, nie mogła tego wytrzymać.
Wtem jakby ostrze noża ukłuło ją gdzieś wewnątrz z największą siłą, a potem... wszystko ustało. Gdyby ktoś obserwował tą scenę, zobaczyłby błysk na ciele Ner, a chwilę później identyczny błysk obok niej. Jakby ktoś się teleportował. Coś teleportował.
Dziewczyna ze strachem uświadomiła sobie, że czuje się... pusta? A zaraz potem dotarło do niej, dlaczego. Położyła rękę na brzuchu. Idealnie płaski. Trzęsąc się, zmusiła się do wstania z ziemi i zerknięcia obok. Kawałek dalej leżało płaczące dziecko, dziecko które było trochę większe od dłoni. Otaczała je zielona jasność, od której Ner chciało się wymiotować. To dziecko, dziewczynka (po prostu wiedziała, że to dziewczynka), rosło na jej oczach do momentu, aż uzyskało rozmiar normalnego noworodka.
Matko... tak, wiem, wiem, że już gorszej bajeczki wymyślić się nie dało, i że momentami do złudzenia przypomina Zmierzch, ale przepraszam - musiałam. Aby oszczędzić Wam i sobie opisu porodu xd.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Rose
Wykrywacz Kłamstw
Dołączył: 27 Lis 2010
Posty: 1256
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 27 razy Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Wyspa Crabclaw Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 20:22, 23 Cze 2011 Temat postu: |
|
|
[ gdzieś hen na pustyni]
Rose z trudem szła przed siebie, uśiłując ustalić, gdzie się znalazła. Niewątpliwie gdzieś hen na pustyni. Ostatnie co pamiętała, to lepka krew pokrywająca jej skórę, płonącą siostrę i....ciszę, pustkę. Musiała stracić przytomność.
Ale jak do jasnej ciasnej znalazła się tam, gdzie się znalazła?
Te a jakże filozoficzne rozważania, przerwał jej dziwny dźwięk. Przystanęła i rozejrzała się po raz enty. Ale tym razem dostrzegła coś konkretnego.
Skuloną, dziewczęcą sylwetkę. Tuż koło jakieś jaskini.
Rose była kompletnie wyczerpana, ale stwierdziła, że mały sprint jej nie zaszkodzi.
Zgięta wpół kolką zbliżyła się do dziewczyny. I przystanęła z oczami szeroko rozwartymi szokiem.
Śliczna Nerissa Swann klęczała na pyle i cicho płakała. Na wyciagniętych przed siebie rękach trzymała małe dziecko. Rose nie uznawała się za eksperta od ciąż, małych dzieci,porodów i innych spraw tego typu, ale ta sytauacja była tak oczywiście nienornalna, że nawet jej przymulony umysł zaczął intensywniej pracować.
Po pierwsze- dziecko z całą pownością było dziewczynką.
Po drugie- Nerissa z całą pewnośicą powinna być wciąż w ciąży
Po trzecie- dziewczynka wpatrywała sie w matkę spojrzeniem, które z całą pewnościa wyrażało ni mniej, ni więcej jak czystą ciekawość. Nie płakało, nie wyrywało się. Zupełnie nic.
Zupełnie normalna sytuacja, nie ma co- mruknęła pod nosem Rose.
- Nerissa?- zapytała cichutko, klękając obok dziewczyny i delikatnie dotykając jej ramienia.- Nie wiem czy mnie pamiętasz, mam na imię Rose. Poznałyśmy się przed pierwszym pożarem. - ponieważ wyraźnie poważnie zszokowana dziewczyna nie wydała z siebie żadnego dźwieku, oprócz cichego szlochu, Rose ogarnęła ponura determinacje. Powolutku, delikatnie, wyjęła dziewczynkę z rąk francuzki i wzięłą ją na ręce. Ostrożnie zdjęła bluzę i owinęła dziecko ciepłą, zieloną tkaniną. Dziewczynka spojrzał na nią wielkimi , błękitnymi oczyma i ruda mimowoli usmiechnęła się.
To było chyba najśliczniejsze , najgrzeczniejsze dziecko, jakie widziała w życiu.
Bez wątpienia, wyjątkowo, wyjątkowe.
Rose wstała i jedną ręką trzymając noworodka, drugą dźwignęła Narissę na nogi i wciąż przemawiając uspokajająco- nie wiadomo do której z ich trójki- skierowała się ku majaczącej w oddali jaskini.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Vringi
Game Master
Dołączył: 01 Cze 2010
Posty: 452
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Ostrzeżeń: 2/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 22:49, 23 Cze 2011 Temat postu: |
|
|
[Jezioro]
Wybiegł z Tunelu w pełnym biegu wskakując do wody. Lewe oko mu ropiało.
Był skażony. W Tunelu Metus zrobił to czego się obawiał. Uruchomił zapadnie umieszczoną przez G w jego głowie.
System Freedom zaczął działać.
Kojot ominął jezioro i biegł gdzieś. Pustynia. Tak, stary. Biegnij po Nerr. Tylko ona mnie zatrzyma.
Postanowił się zanurzyć. Utopić. Może jest jeszcze nadzieja.
Czuł jak w jego umyśle zaczyna się gnieździć Metus. Wszystkie ryby ominęły Charliego. Dla nich był teraz rekinem.
Czerwień!
Wystrzelił jak rakieta pod wodą. Płynął doprowadzając swoje ciało do skrajności. Ale nie mógł umrzeć.
System Freedom, kod dostępu: Zero.
Poczuł nieodpartą chęć powrotu do tamtej chwili. Tuż po śmierci Jamie'go
4 miesiące temu - Sztolnia
- Czemu mnie też nie zabijesz?!? - wrzeszczał na wpół obłąkany Charlie, leżąc w Sztolni. Płakał z bólu jaki przeszywał jego umysł. Tracił zmysły. Chciał śmierci. Która nie przychodziła.
Jam Gaiaphage. Od dziś będziesz moją bronią. Dasz mi ciało. Bębny biją od setek milionów lat. System Piętnastu pilnuje ich trwałości. Potrzebuje mocy tylu samu planet i jednego klucza. Wybór padł na ciebie. Twoja moc pozwala mi lepić ciebie lepiej nisz innych. Jesteś ostatnim w odliczaniu. Zero. Potem Uruchomi się Freedom i powrócę do domu.
Kulił się na ziemi długo. Ciemność mówiła jeszcze długo. O szczelinie w starym Tunelu, o swoim bracie, o straszakach i mocach.
[Autostrada]
Biegł z wszystkich sił. Cały zlany krwawym potem. Był koszmarem. Wszystkim czego się obawiali mieszkańcy ETAPu. Wiedział że w tym właśnie momencie po barierze skaczą wyładowania elektro-magnetyczne.
Jego skóra była blada jak u nieboszczyka. Spod niej było widać wszystkie jego żyły i krew w nich płynącą. Z jego ust toczyła się piana. Wielki nóż zrósł się z trzymającą go dłonią.
Jego prawe oko było szmaragdowe, lewe nasiąkłe żółcią.
Zabijał wszystko na swojej drodze.
Szedł do nowo narodzonej dziewczynki.
I jego matki z nadzieją że go uratuje.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Marvel
Różowy
Dołączył: 21 Mar 2010
Posty: 284
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 13 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 9:20, 24 Cze 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
Po tym jak Charlie zniknął, nastąpiła głucha cisza. Stali tak we trójkę, z zaciśniętymi pięściami. Każdy silny, wściekły, z innymi poglądami. Marvel czuł jak jego wnętrzności wywracają się pod wpływem tego wszystkiego. Wszystkiego o czym myślał, co uważał i co zamierzał zrobić. Wreszcie zwrócił się do Elizabeth.
- Wracaj skąd przybyłaś, morderczyni! - jego słowa były tak nasycone nienawiścią, wściekłością i pretensjami, że i jego niesamowicie zabolało. Trudno jest powiedzieć takie coś osobie, którą się kocha. Nie, zaraz...
- Nie, nie kocham cię - odpowiedział jej na pytanie, które zadała przed pojawieniem się Charlie'ego. - Kochałem.
Odwrócił się i wyszedł. Nie dbał już o to, że El zostanie teraz sam na sam z naiwnym Arthurem ani, że Wybuchy mogą powrócić. Coś w nim się zmieniło. Marvel od początku ETAP-u bawił się w układanie puzzli. Każda osoba, zdarzenie, informacja. Łączył to ze sobą, tworzył obraz. Dzięki temu rozumiał o wiele więcej od innych. I właśnie przed chwilą, jakiś malutki puzzel z tej wielkiej układanki wskoczył na swoje miejsce w jego umyśle. I znowu zrozumiał.
Szedł przed siebie. Nie wiedział dokąd, nie wiedział po co. Po prostu szedł do przodu. Mijał rozbite samochodu, egzystujące na idealnie równej drodze Autostrady. W pewnym momencie ujrzał jakąś postać. ,,Charlie? Zastanawiał się, widząc chłopca o dziwnych oczach, z pianą w ustach i dzikim wyrazem twarzy. Po chwili dostrzegł też nóż w jego ręku. Biegł prosto na niego.
- Charlie, co ci jest?
Chłopak tylko dziwnie warknął. Nadal biegł. Marvel zrobił kilka kroków w tył. Wyciągnął przed siebie ręce. Tą normalną, jak i złotą, i powiedział:
- Stary, na prawdę nie mam ochoty na następną walkę...
Teraz wszystko zależało od tamtego. Jeśli zaatakuje, Marvel będzie musiał uciec. Jeśli nie - postara się mu pomóc.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
zimowykalafior
Super Admin
Dołączył: 10 Wrz 2010
Posty: 2241
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 53 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Australijskie Skierniewice Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 11:05, 24 Cze 2011 Temat postu: |
|
|
[Stefano Rey]
Najśmieszniejsze było to uczucie teleportacji. Kiedy nie teleportowała się, tylko... Była teleportowana. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie doświadczyła.
Teraz siedziała w samochodzie z kluczykami w ręku. Wpatrywała się w nie osłupiałym wzrokiem jeszcze przez najbliższe pięć minut. Potem oprzytomniała, upewniła się, że mięcho leży spokojnie z tyłu i odjechała.
W czasie ostatnich paru miesięcy wiele razy miała okazję prowadzić samochód, ale jakoś nigdy nie chciało jej to wychodzić. Poobdzierany lakier i powybijane szyby były na porządku dziennym, gdy Anu siadała za kierownicą.
Teraz było podobnie. Obijała się o drzewa, drzewka, krzaki, skały, wszystko, co było możliwe.
Spytacie pewnie, czemu po prostu się z tym mięsem nie przeteleportowała. A czy wam chciałoby się przytulać martwe zwierzaki i babrać się ich krwią? No, to teraz już jasne.
To, że zobaczyła dwie - a raczej trzy - idące postacie w oddali, i nie rozjechała ich przy tym, było cudem. Zatrzymała się, wyszła z pojazdu i wbiła skonsternowany wzrok w Nerissę i Rose, która trzymała... Noworodka? Nie, to halucynacje albo cuś. To nie było możliwe. Jeszcze nie. I dlaczego tutaj?
-Jak to się... - odezwała się w końcu. - To znaczy... Podrzucić was?
Dziewczyny popatrzyły po sobie. Dziecko... Dziewczynka? Zaczęła się wiercić.
An obeszła samochód i pootwierała drzwi.
-Wsiadać, nie gadać. Tylko uważajcie, bo z tyłu siedzi prezent od Charliego.
-Co to... Jest? - Rose powstrzymywała mdłości, gdy zajrzała do środka.
Collins wzruszyła ramionami.
-Mięcho. Tylko nie jedzcie jeszcze... Surowe. - Anu odpaliła silnik -Trzymajcie się!
Na szczęście niedaleko było już do autostrady, a tam pozostał im tylko slalom pomiędzy rozwalonymi albo częściowo rozwalonymi pojazdami...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Candace
Niezniszczalny
Dołączył: 27 Gru 2009
Posty: 1686
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 17 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Lublin Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 12:44, 24 Cze 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
Odpowiadanie na pytania dzieciaków było męczące. Gdy wreszcie sytuacja się uspokoiła Sonia wróciła do miasta. Klucząc między rozwalonymi budynkami doszła do remizy. Weszła.
-Cześć Paul -przywitała chłopaka stojącego na warcie. Po krótkiej wymianie zdań Sonia pożegnała chłopca i przeszła przez długi korytarz prowadzący do kwater obecnych strażaków. Sięgnęła do klamki drzwi po lewej i weszła. Stary, rozwalony i nieużywany pokój, w którym czuć było stęchliznę. Na podłodze leżał czerwony koc, który przykrywał bardzo cenną rzecz. Materac. Niby nic, jednak w obecnej sytuacji wart 6 porcji jedzenia. Nie, nie zamierzała go zamieniać. Odwinęła koc, położyła się w miarę wygodnie i powtórnie się zakryła. Spać. Jedyne co ją teraz obchodziło. Twardy sen nie dawał szansy na usłyszenie krzyków na zewnątrz. Spała.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ihuarraquax
Różowy
Dołączył: 17 Maj 2011
Posty: 262
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Nysa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 15:39, 24 Cze 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
Wracał do domu. W kieszeni czuł butelkę wody. W całym tym zamieszaniu, o trującą chmurę, zapomniał po co wrócił do miasta. Gdy wchodził na polną ścieżkę, potknął się i upadł na ziemię. Cholera Wstał i wytrzepał spodnie. Spojrzał w miejsce gdzie upadł. Metalowa rura. Był wściekły. Rura zaczęła się zginać i ruszać. Wyskoczyła z ziemi i zawisła w powietrzu. Był wystraszony. Rura upadła na ziemię. Co to było? Przypomniało mu się, to co mówiła Sonia. O jakichś dziwnych mocach. Skupił się na rurze. Kawałek metalu wystrzelił w powietrze i zaczął zmieniać kształty. Zrobił z niej kulkę. Kwadrat. Miał moc. Szedł w stronę domy, bawiąc się rurą. Po kilku minutach, zobaczył swój dom. W sypialni paliło się światło. A więc Magda już nie śpi Wszedł do domu. Drzwi były otwarte.
- Cześć Powiedział, wchodząc do salonu
- Cześć.
- Masz. jesteś głodna? Podał jej butelkę wody i poszedł do kuchni.
- Tak
Wody już nie było. Wciąż zamyślony nad odkrytą mocą, zrobił obiad. Zjedli go w milczeniu.
Chcesz, to możesz coś poczytać. W salonie jest dużo książek
- Dzięki
Wybiegła z pokoju. Jaskier siedział kilka minut przy stole, rozmyślając nad swoją mocą. Poczuł dym. Wybiegł z kuchni widząc dym wydobywający się z salonu.
-AAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!
Dziewczynka wybiegła z pokoju, trzymając książkę.
- Idź na zewnątrz i nie ruszaj się stamtąd. Szybko!
Wybiegła z domu. Zaczął usuwać wszystko, co mogło by się palić. Przynajmniej się nie zacznie rozprzestrzeniać.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Ihuarraquax dnia Pią 16:00, 24 Cze 2011, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Rose
Wykrywacz Kłamstw
Dołączył: 27 Lis 2010
Posty: 1256
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 27 razy Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Wyspa Crabclaw Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 15:56, 24 Cze 2011 Temat postu: |
|
|
[ gdzieś na sutostradzie]
- Matko Boska, to będzie cud, jak ja to przeżyję- pomyślała spanikowana Rose. Anuna ledwo wyrabiała na zakrętach, ścinając je, jechała chyba coś koło 160 km/h i prawdopodobieństwo że się rozbiją wynosiło jakieś 199%. Na domiar złego, leżące z tyłu mięcho cuchneło tak niewiarygodnie, że Rose aż brakowało tchu. Z całej siły zaciskała pobielałe palce na jakimś wichajstrze przy drzwiach i z równą siłą przytualała do siebie córeczkę Nerissy. Dziewczynka nie zmieniała zaciekawionego wyrazu twarzy i szeroko otwierała oczka, mrugając długimi, złotawymi rzęsami .
-Matko, dobra, zabiję się, ale chyba wcześniej zakochałam się w tej małej.- pomyślała Rose , uśmiechajac się delikatnie.
- Anuna, gdzie nas wieziesz?- spytał, usiłując przekrzyczeć warkot silnika. Wciąż sparaliżowana Nerissa, zdawała się powoli budzić i uważnie przyglądała się córce.
Anuna szaleńczo zakręciła kierownicą.
- Do Perdido Beach. Albo tego co z niego zostało, bo może jak nas nie było, to minął kolejny kataklizm.
- A dlaczego?- spytała powoli francuzka, chyba po raz pierwszy od kiedy Rose spotkała ją na pustyni.
Anuna po raz kolejny, cudem omnęła jakiś wrak na jezdni.
- Trzeba się zorientować w sytuacji. Po za tym.- przelotnie spojrzała na dziewczynkę.- Trzeba poszukać...Charliego?- to ostatnie zdanie zabrzmiało jak pytanie. Spojrzała na Nerissę. Ta niemal niedostrzegalnie kiwnęła głową.
I wtedy właśnie, Anuna przklinając szpetnie, wcisnęła z całej siły hamulec.
Samochód zatrząsł się, warknął, walnął w jakiś wrak i stanął. A Rose, drżą wyjrzała przez okno. I zobaczyła tuż przed maską dwie postacie.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Rose dnia Pią 16:41, 24 Cze 2011, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Vringi
Game Master
Dołączył: 01 Cze 2010
Posty: 452
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Ostrzeżeń: 2/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 18:28, 24 Cze 2011 Temat postu: |
|
|
Zabić.
Palić, zarzynać, dusić, rozrywać.
Siać ból, strach i nienawiść.
Oto cel Zera.
Oto Wolność.
Zabić!
***
Biegł przez autostradę. Nóż w jego dłoni zarósł naskórkiem. Był prostym ostrzem za którego rękojeść służył kawałek szmaty.
Teraz szmata była zawinięta wokół dłoni, a ta zrosła się z ostrzem.
Przed nim pojawiła się jakaś postać. Złotoręki.
Zabić - syknął w myślach.
- Charlie, co ci jest?
Warknął. Ot tak. Już miał go zaatakować gdy tamten odpowiedział:
- Stary, na prawdę nie mam ochoty na następną walkę.
Po tych słowach coś w umyśle Angela przeskoczyło. Padł na kolana.
Spojrzał na swoje dłonie. Jedna z nich stała się nożem.
- Jestem potworem. - Marvel zmieszany klęknął przy nim. Niepewnie poklepał go po plecach.
I Charlie mu opowiedział.
O tym że ciemność uczyniła z niego maszynę do zabijania.
Że po walce w sztolni jej plan poszedł w łeb.
Że w starym tunelu przy jeziorze natrafił na Metusa.
I że ten uruchomił zapadnie.
- Teraz jestem potworem który budzi się pod wpływem negatywnych uczuć. I chłonie je nabierając sił.
- To czemu się zatrzymałeś?
- Bo żadnego z tych do mnie nie czujesz. - zapadła chwila ciszy. Potem mało ich nie przejechano. Anuna, Nerrisa i ruda z dzieckiem.
- Spadajmy - powiedział Marvel. Charlie kiwnął głową. Pobiegli mijając samochód. Tamte widocznie nie doszły do siebie. - Musisz wiedzieć że Gaiaphage czasem wywołuje u mnie ataki szału.
Charlie westchnął. Biegli dalej. Oddalili się od pojazdu.
- Pierwsze: musisz wierzyć że umiesz tłumić ataki. Drugie: nie możesz się ich bać. Trzecie: nie daj się ponieść złości. Ostatnie: rób to co ci sprawia radość. - wypuścił powietrze z płuc. - w twoim przypadku rysowanie będzie idealne.
I wtedy ktoś go złapał za ramie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Seth
Kameleon
Dołączył: 06 Cze 2011
Posty: 62
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Stargard Szczeciński Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 20:50, 24 Cze 2011 Temat postu: |
|
|
-Nie wiem - odezwała się Suss - w jednej chwili tamci walczyli na arenie, a w następnej... Sama widzisz.
A w jeszcze następniejszej zniknęła Anuna.
-Suss- Floss pociągnęła dziewczynę za bluzkę- Nie ma Anu.
-Co?- Suss odwróciła się- Jak to jej nie ma?
-Pali się.-powiedział Seth
Suss, Flo i Kate jak na komendę odwróciły się w stronę słupa dymu. Seth już szedł w stronę pożaru. Podążyły za nim. Zrównali się przed płonącym domem. Nieopodal stała dziewczynka z chłopakiem, który rozpaczliwie próbował uratować dom.
Z nieba spadł deszcz. Ile razy będę musiał ich ratować? Seth skierował ręce w stronę domu. Ulewa nasiliła się nad nim. Ogień prawie natychmiastowo zgasł. Chłopak, pewnie właściciel domu stał jak zaczarowany.
-Przeziębię się.-powiedziała Flo.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Seth dnia Pią 20:50, 24 Cze 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|