|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Vringi
Game Master
Dołączył: 01 Cze 2010
Posty: 452
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Ostrzeżeń: 2/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 20:07, 13 Cze 2011 Temat postu: |
|
|
[Eter]
Spoglądał na plansze ETAPu. Elizabeth przejęła jego ciało. Właśnie rozstała się z Marvelem.
Pomóż mi skierował słowa do Endorayala.
Dobrze, ale potem za to zapłacisz...
[PB]
Otworzył oczy. Poczuł chłód. Pierwsze co mu się rzuciło w oczy. Jest w motorówce. Dwa: jest nagi. Spojrzał między nogi.
- Nie! Nie! Nie! Nie! - był dziewczyną. Jego głos brzmiał jak głos.... El. Był w jej nowym ciele. Rzuciło mu się w oczy że jest nieskazitelne. Żadnego zadrapania.
Wyskoczył na brzeg. Ujrzał leżący w piachu nóż. Podniósł go i nie zważając na przerażone dzieciaki biegł(biegła) w kierunku swojego ciała.
***
Nerrisa zderzyła się z jego ciałem, Charliem. Zanim El w jego wnętrzu zdążyła cokolwiek zrobić wbił jej nóż w bok. Upadła spoglądając na niego zaskoczona. Reszta obserwowała tą sytuację z wielkimi oczami. Przed nimi stała naga El która nie żyła od 4 miesięcy.
Wszystko zawirowało.
Znów był w swoim ciele. Nareszcie w domu! Uciszył ból i zaczął leczenie rany. Szybkim ruchem wyrwał tamtej nóż. Kopnęła go w jaja. Ło Jezuuu!!!
Zwinął się w kłębek. Tamta zwiała w poszukiwaniu... Marvela? ubrania? Maggie z puszką?
Ktoś się nad nim nachylił
- To ty Charlie? - rozpoznałby ten głos na końcu świata. Odgarnął kosmyk włosów. Dlaczego nie pomyślał o podcięciu włosów. Podniósł się. Zmierzył Nerrise wzrokiem.
- Coś się zmieniło... - zaczął niepewnie nie mogąc określić w czym polega różnica w jej wyglądzie.
- Jestem w ciąży, deklu!
- Ciąży? - zapytał. Zrobił duże oczy. Spojrzał na Grymasa który wyłonił się z zaułka. - Co ja uczyniłem?
I podciął sobie gardło.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Marvel
Różowy
Dołączył: 21 Mar 2010
Posty: 284
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 13 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 20:40, 13 Cze 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
Marvel rozmyślał. Właściwie to poza momentami, w których miał Wybuchy, myślał cały czas. Najwięcej czasu poświęcał na wspomnienia o Elizabeth. To jak się poznali, ich przygody, nawet te złe, to jak dostał od niej patelnią, jak się kochali. Myślał o tych dwóch miesiącach władzy, a potem... jak ją zawiódł. Zawiódł El. Co znów sprowadzało się do niej. Nie chciało mu się płakać. Robi to teraz tak często przez Gaiaphage, że nawet nie ma siły na ten normalny, ludzki płacz. Ludzki.
Siedział tak i wtem do jego celi podbiegł Tom, i otworzył ją. Marvel wpadł w panikę. Nie mogą go uwolnić. Gdy tylko wejdzie w niego Ciemność, zrobi coś złego. A on nie może już robić złych rzeczy. Objął się własnymi rękami i jak najmocniej przycisnął do kąta.
- Shelton... - wydukał, lecz nie dostał odpowiedzi.
Jeżeli Shelton go nie zatrzyma, to nikt tego nie zrobi.
Nagle coś się stało. W jednej sekundzie był na komisariacie, a w drugiej leżał w...
Gdy zorientował się, że leży w ciasnej, obitej białą tkaniną kapsule. Że leży zamknięty, bez dostępu do powietrza i światła. Że leży w trumnie, zaczął krzyczeć i walić w sklepienie.
Wył najgłośniej jak tylko mógł. Paznokciami i nogami porozrywał biały materiał. Nie mógł się podnieść. Nawet porządnie ruszyć. Było ciemno. Cicho. Strasznie.
Co to było? To był lęk Marvela. Jego fobia. Od zawsze bał się, że gdy umrze, obudzi się w trumnie pod ziemią i dopiero wtedy zginie w prawdziwych męczarniach. Sam, ze świadomością, że się nie wydostanie.
Teraz łzy ochoczo spływały mu po policzkach.
Światło. Jęk Sheltona.
Marvel zamrugał kilka razy, nadal płacząc. Był z powrotem w celi. Siedział tak jak wcześniej. ,,Ale jak?" Gwałtownie wstał i jak najszybciej uciekł z komisariatu. Coś tam było. W jego celi. To Coś chciało go zabić. Wykończyć przez pokazanie tego, czego się boi.
Znalazł się na placu. Deszcz gasił płomienie. Dzieciaki biegały. Odwrócił się i zaczął biec. Nie patrzył już na to, że Gaiaphage może w niego wstąpić i kogoś zabić. Chciał uciec z dala od tamtego miejsca bo Coś chciało zabić jego.
Wybiegł zza zakrętu i po chwili leżał już na ziemi. Złapał się za bolące czoło, wstał i dostrzegł Charlie'ego. Tamten, gdy tylko zorientował się, że to Marvel, złapał go za głowę i przybliżył do siebie. Chyba wiecie co dalej się stało?
- Co jest?! - wrzasnął na tamtego, oszołomiony.
- Ciiiii. To ja, El.
Marvel wytrzeszczył oczy.
- Jak to El - poczuł coś w środku. Tam koło żołądka. - Przecież El nie żyje.
I Charlie zaczął mu wszystko opowiadać.
A potem pojawiła się Nerissa i... Elizabeth.
- Ja już nie rozumiem...
Popatrzył na Charlie'ego, który go pocałował, nagą El i ciężarną Nerissę, po czum uciekł.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Marvel dnia Pon 20:43, 13 Cze 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Seth
Kameleon
Dołączył: 06 Cze 2011
Posty: 62
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Stargard Szczeciński Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 21:18, 13 Cze 2011 Temat postu: |
|
|
W Perdido Beach zapanował chaos. Namioty płonęły, ludzie uciekali, inni próbowali ratować resztę. Seth widział Anunę z jakimś chłopakiem ratującą dziecko. Widział przemykającą Flo z Sus.
Wiedział, że musi coś zrobić. Wreszcie mógł wyzwolić z siebie całą tą energię. Energię, która siedziała w nim od dłuższego czasu, gdzieś głęboko, nigdy nie wykorzystana w całości.. Zdarzało mu się wywoływać wiatr w chwilach gorszego humoru. Zdał sobie sprawę, że wywołanie deszczu i to na taką skalę będzie kosztowało go dużo więcej energii.
Teraz najważniejszą rzeczą było ugaszenie pożaru. Skierował się w stronę namiotów, a chmury razem za nim. Mimo stania w samym środku deszczu, nie był mokry. Dym zaczął go gryźć w oczy. Z niektórych namiotów dał się słyszeć płacz i zawodzenie. Nie mógł nic na to poradzić. Musiał skupić się na utrzymaniu energii, musiał ugasić pożar. Coraz trudniej mu było skupić wzrok. Nogi zaczęły się uginać. Padł na ziemię.
-Flo... szybko... chodź- usłyszał czyjś głos.
-Pomocy...-tylko tyle zdołał wycharczeć zanim stracił przytomność.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ihuarraquax
Różowy
Dołączył: 17 Maj 2011
Posty: 262
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Nysa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 21:18, 13 Cze 2011 Temat postu: |
|
|
Był już wykończony. Oczy mu łzawiły, a kaszel nie dawał spokoju. Deszcz powoli gasił ogień. A przynajmniej ten się już nie rozprzestrzeniał. Wrócił do miejsca gdzie zostawił dziewczynkę. Kręciła się nie spokojnie, wiercąc się na wszystkie strony. Pomachał jej, a ta spojrzała na niego swoimi niebieskimi oczyma. Wiedział jak musi wyglądać, od biegania w szczątkach spalonych namiotów. Szybkim krokiem podszedł do niej i uśmiechnął się.
- Nic Ci nie jest?
-Nie. Kim jesteś?
- Mów mi Jaskier. Chodź, zaprowadzę Cię w bezpieczne miejsce. Masz jakieś rodzeństwo?
-Nie. Jestem Magda
- Miło mi. Chodź już
Wstał po czym podał jej rękę. Złapała go, po czym skierowali się na obrzeża miasta.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Ihuarraquax dnia Wto 7:12, 14 Cze 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Puma
Naczelny Grafficiarz
Dołączył: 15 Mar 2010
Posty: 808
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 11 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Paradise City Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 21:45, 13 Cze 2011 Temat postu: |
|
|
Nerissa wpadła na... Charliego. Na jego widok poczuła ucisk w żoładku. Patrzyła na niego tępo. A potem stało się coś bardzo dziwnego. Wydarzenia działy się zbyt szybko, żeby przemęczona dziewczyna zrozumiała o co chodzi. Elizabeth. Elizabeth, nieżyjąca od 4 miesięcy. W dodatku naga. Podbiegła do Charliego i wbiła mu nóż w bok. Ner stała jak osłupiała. Chłopak osunął się na ziemię, wysapał coś. Elizabeth uciekła.
To ty, Charlie? - zapytała.
Powiedziała mu to, nieświadomie. A potem poderżnął sobie gardło.
- Char... - wydała z siebie zduszony okrzyk. Usłyszała za sobą jakiś krzyk, nieważne jaki. Czuła się jakby ktoś ją walną pięścią w twarz. Ner zemdlała.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Puma dnia Pon 21:47, 13 Cze 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Rexus Maximus
Gość
|
Wysłany: Wto 7:49, 14 Cze 2011 Temat postu: |
|
|
Charlie nie żyje.
Ułani wędrują, strzelcy maszerują!
CO?
Jajco.
Tom szedł przez las. Zostało mu jeszcze kilkanaście kilometrów do bazy, ale był pewien że jej nie ominie.
- Ma babka, Makamta, szła do fryzjera, kupiła se loda Rockefellera! Zjadła go i poszła na strzyżenie, i trwałą zrobiła jak na życzenie! Strzeliła se macha z narkomanem, lubiła też pijać z alkoholomanem. Leżała pod ławką no i chrapała, cała zwierzyna uciekała!
- Królik! To on będzie... Pan Kisiel!
- Aguratmanuojinujaqewrytn!
To tylko fragmenty wypowiedzi Toma w drodze do Stefano Rey. W oddali zamajaczył drut kolczasty.
- A teraz, bądźmy poważni.
Ferry stanął na baczność. W jego oczach zapaliły się ogniki.
- I miejmy to już za sobą.
Po czym zrobił kroka i przeszedł przez kłodę.
- Takie przeszkody nie zatrzymają mnie!
Zawalił głową w siatkę. Dobrze, że drut kolczasty był na górze tylko.
Wspinać się czy nie? Oto jest pytanie!
Po czym wrzasnął:
- A może azaliż szlachetniej jest szukać bramy?
|
|
Powrót do góry |
|
|
Seth
Kameleon
Dołączył: 06 Cze 2011
Posty: 62
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Stargard Szczeciński Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 13:18, 14 Cze 2011 Temat postu: |
|
|
*Post Buu!*
-Flo… Szybko… Chodź- Sussane pociągnęła Floss za ramię.
-Nie teraz… patrz tam!- dziewczyna zakreśliła ręką łuk. –No… tam, trochę dalej. Ten chłopak…
-Seth- domyśliła się Sus.
Przeniosły go dalej, za pole z namiotami. Deszcz przestał padać, nagle. Ludzie zdziwieni patrzyli w niebo. Ogień, o ile wcześniej dogasał, teraz zaczynał szaleć na nowo. Niedogaszone płomyki pożerały kolejne namioty, ludzie byli zdezorientowani. Część namiotów jednak stała spokojnie, w tej części deszcz padał najdłużej i ugasił zdecydowaną większość płomieni. Tam znoszono rannych.
-Cholera…- mruknęła Floss pokazując pole od którego były odgrodzone namiotami, płaczącymi dziećmi, częściowo przyschniętym już błotem i ogniem- Tam go trzeba zanieść.
-Bardzo jestem ciekawa, jak ty to sobie wyobrażasz.
-Nie wyobrażam sobie- powiedziała Flo przyklękając koło chłopaka. Próbowała go odwrócić, by leżał w miarę prosto, na nic więcej nie miała pomysłu. Odwróciła się, ale Sus już nie było, kątem oka zauważyła jak pomaga wyciągać kolejne osoby z namiotów. Przyłożyła rękę do czoła chłopaka. Po chwili zakaszlał, poruszył nogą, jakby przez sen. Pochyliła się nad nim sprawdzić czy oddycha. Jego twarz przeciął nagły grymas, jakby zobaczył coś strasznego…
*Teraz moja część*
Seth widział ciemność. Kojącą i uspokajającą. Otworzył oczy. Wszystko wyglądało inaczej. Ogień zgasł, wyglądało jakby nigdy się nie palił. Wszystkie namioty były całe. Jedyną rzeczą odbiegającą od normalności była cisza. Żadnych głosów, płaczu ani śmiechu. Campbell wstał i ruszył do pierwszego z brzegu namiotu. Znalazł tam dwójkę dzieci, oba martwe. Po plecach przebiegły mu dreszcze. Wiedział co znajdzie w reszcie namiotów. Nagle zobaczył Flo, leżącą na ziemi, kilka metrów od niego.
-Nie, nie, nie, nie!- krzyczał biegnąc w jej stronę.
Ręce miała ułożone pod nienaturalnym kątem, włosy zbroczone krwią a oczy zamknięte.
-Nie chcę zostać sam!- zawył.
I nagle wszystko zniknęło. Znowu był otoczony ciemnością, lecz tym razem była to ciemność obca, próbująca go odtrącić. Otworzył szeroko oczy. Dookoła szalał ogień, Flo stała nad nim. Wrócił.
A strach odszedł.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Seth dnia Wto 13:57, 14 Cze 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
zimowykalafior
Super Admin
Dołączył: 10 Wrz 2010
Posty: 2241
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 53 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Australijskie Skierniewice Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 13:49, 14 Cze 2011 Temat postu: |
|
|
Na jej oczach rozgrywało się przedziwne widowisko. Nie wiedziała do końca czy śmiać się, czy płakać. Czy podejść tam, i spytać, o co w ogóle chodzi, czy od razu pozamykać wszystkich w psychiatryku.
Marvel, biegnący jak szalony przed siebie. Jakkolwiek udało mu się wydostać z więzienia. Upadł, wstał, a potem dopadł go Charlie i cmoknął prosto w usta.
Potem naga Elizabeth, z furią w oczach wbiła nóż w bok Charliego. I Nerissa. Krzyki. Ogólny chaos, ale to akurat nie było nowością.
Nie ogarniam...
-Co ja mam z nimi zrobić? - Mel tarabaniła się w jej kierunku z kilkunastoma dzieciakami - Przestało padać.
-I co z tego, i tak wszystko zga... - zobaczyła jakiś namiot, który dalej się jarał - ...Nie wiem, weź je gdzieś daleko.
Melissa zamruczała coś pod nosem i odeszła.
Kiedy Anu odwróciła się z powrotem w stronę tego całego zamieszania, zobaczyła Charliego z poderżniętym gardłem i Nerissę, która leżała obok, chyba nieprzytomna.
Podeszła do nich. Ruchem dłoni przywołała kilku ludzi, którzy w bardzo skomplikowany sposób usiłowali ugasić ogień.
Zaklęła.
-Co jest?
-To jest. - warknęła - Zaciągnijcie ich do Uzdrowiciela.
-Ale u niego...
-Nie obchodzi mnie to. Zanieście ich a ja zobaczę, czy jest jeszcze kogo ratować.
Odwróciła się, po to tylko, by ogień znowu buchnął jej prosto w twarz.
Albo pójdę odpocząć...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Nefeid
Kurczak
Dołączył: 17 Maj 2010
Posty: 1500
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 13 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: łódź Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 18:00, 14 Cze 2011 Temat postu: |
|
|
Susanne nie miała zielonego pojęcia, co się wokół niej dzieje. Największy szok przeżyła, widząc już dawno przecież martwą Elizabeth. Jednak nie skupiała się na tym na razie, trzeba było uratować jak najwięcej osób. Flo zajmowała się Sethem, a Suss wyciągała ludzi z namiotów. Pochłonęło ją to tak bardzo, że nie usłyszała krzyków Flo. Chwilę później poczuła klepnięcie na ramieniu.
- Co? - warknęła, odwracając się.
- Seth odzyskał przytomność, ale chyba trzeba go zabrać do Uzdrowiciela. Ja...
- Nie - odpowiedziała krótko Susan i podbiegła do jakiegoś płonącego namiotu, z którego dobiegały krzyki. Rozejrzała się. Złapała leżącą na ziemi gałąź i zwróciła się do Floss - po prostu zasłabł. Powiedz mu, że ma się wziąć w garść i gasić dalej. Sirius ma już dość roboty.
Suss przy pomocy gałęzi podważyła ściany namiotu. Była tam płonąca dziewczyna. Susan, nie myśląc o tym, co robi, złapała dziewczynę i wzięła ją na ręce, które także zajęły się ogniem. Zaciskając zęby i powstrzymując łzy, pobiegła w stronę Uzdrowiciela. Tam mieli wodę i tam był Sirius.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Rexus Maximus
Gość
|
Wysłany: Wto 18:48, 14 Cze 2011 Temat postu: |
|
|
Tom otworzył szafę z napisem: Środki antydepresyjne.
- Hmm... to może się przydać.
Zmarszczył brwi.
- Hahaha!
Zapakował pełen worek rzeczy z szafki i ruszył do palącego się PB.
***
Był czarny rycerz z Worcestershire,
A może z Worcestersheer,
Sam ruszył ubić smoka, bo
Nikt inny nie miał sił!
Ferry pokiwał głową. Jego nogi trochę się zmęczyły, ale za to był już w PB.
- Anunununu! - krzyknął widząc zbliżającą się dziewczynę.
Ta odwróciła się i powiedziała:
- Tom, jak myślisz...
- Ładne ognisko nie? Ja sam je zrobiłem! Achju! Hihihi! Masz tu misia!
I wręczył jej misia z worka. Pluszowego.
Po czym zaczął biegać po mieście, nie zważając na krzyki: Podpalacz! Piromaniak! Rasista!
Tego ostatniego nie rozumiał, ale i tak dawał ludziom misie.
<ZAZNACZAM!
Misie są całkowicie czyste, bez bomb itp. w środku. Po prostu misie.>
Po czym pobiegł do wyjścia z miasta.
Kojoty, zmęczone, zebrały się na ostatni wysiłek i ruszyły na niego.
Ferry ujął kij w dłoń.
Za jeźdźcem biegła sfora psów,
choć wszystkie kijem bił.
Bo zbroję swoją wykuł woj
z puszek po żarciu psim.
W końcu kojoty się zatrzymały, wracając na swoje terytorium.
I wtedy przed Tomem wyrosła wielka, chwiejąca się góra kiślu.
- AAAA!!!!
Ten czarny rycerz z Worcestershire,
a może z Worcester-SHEER,
wytropił smoka, no a psy
mu pomagały w tym.
Ferry dostał prawie zawału serca, ale jednak zdołał zatrzymać czas i dowlec się do bazy Stefano Rey.
- Nie spodziewałem się takich reakcji po Piesiu. Żeby obsmarowywać się kiślem? Co ja, głodny kurna jestem?
|
|
Powrót do góry |
|
|
Vringi
Game Master
Dołączył: 01 Cze 2010
Posty: 452
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Ostrzeżeń: 2/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 20:29, 14 Cze 2011 Temat postu: |
|
|
Zapanował mrok.
Umarłem?
Cisza.
Nic tylko pustka.
Śmierć.
Czy to piekło?
Zimno.
Jest tu kto? Halooo! Mamo! Tato! Zdechły kocie sąsiada!
Był sam.
Ja... nie chcę....
****
[PB]
Otworzył oczy. Nad nim siedziały dwie osoby. Sirus i jakaś dziewczyna.
- To był dobry pomysł z tymi elektrowstrząsami. - powiedział do dziewczyny Uzdrowiciel. Tamta kiwnęła głową i podniosła się. Sirus ponownie położył dłonie na Angelu. Jak aksamit.
- Dzięki, bracie. Sam już dojdę do siebie.
Mimo oporu rówieśnika podniósł się. Siedzieli tak razem przez chwilę.
- Jak będę mógł teraz jej spojrzeć w twarz, Sirus? No jak? Po tym na co ją skazałem... -urwał na chwilę aby odsapnąć. Chwycił się za włosy - Nigdy nie chciałem nikogo skrzywdzić. Powinienem wtedy zginąć. To znaczy w sztolni, wtedy gdy tam trafiłem po raz pierwszy. Może gdyby nie to nie zginęłoby tyle osób.
Zamilkł na chwile. Otarł twarz z potu. Przełknął ślinę i westchnął.
- Mam nadzieje że mi nie wybaczy. Nie zasłużyłem sobie.
Odwrócił się. Ktoś jeszcze był w pomieszczeniu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Candace
Niezniszczalny
Dołączył: 27 Gru 2009
Posty: 1686
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 17 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Lublin Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 20:44, 14 Cze 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
Stała jak wryta blisko 3 minuty i stałaby dalej, gdyby Brian nie odciągnął jej na bok.
El. Naga El. Naga żywa El. Naga żywa pocięta El. Naga żywa pocięta i uciekająca El. Charlie. Pocięty Charlie. Nerissa...
Jej mózg żył własnym życiem.
Mimo szoku, Brian telepnął dziewczyną i przemówił:
-Masz coś do zrobienia. Ona nie jest tego warta!!!
Oszołomienie ustąpiło miejsce zdrowemu rozsądkowi, choć nie do końca. Pobiegła w kierunku ognia. Frustracja? Szok? Pretensje? Cokolwiek nią kierowało było silne. Wyciągnęła ręce przed siebie.
-Nie! - Brian, Rick i Will dobiegali do niej. Wiedzieli, ze gdy targają nią zbyt silne emocje moc staje się o wiele potężniejsza. Nie dobiegli na czas. Dwa ogromne węże wyrwały się z jej rąk i poszybowały w kierunku ognia. Pełzały między namiotami, w ich wnętrzach. Sonii łzy ciekły po policzkach. Czuła się oszukana. Przez wszystkich. Ogień zgasł. Co do języczka pełzającego ognia. Węże się urwały i upadły na podłoze tworząc wielką kałużę wodnobłotną.
-Trzeba przeszukać namioty - nie popatrzyła na nikogo, po prostu ruszyła.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ihuarraquax
Różowy
Dołączył: 17 Maj 2011
Posty: 262
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Nysa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 21:27, 14 Cze 2011 Temat postu: |
|
|
Po 5minutach doszli do domu na obrzeżach miasta. Przez ten czas żadne z nich sie nie odzywało.
-Witaj w moich skromnych progach
Weszli do środka. Dom był mały, przeznaczony góra dla 4osob. Po całej akcji z gaszeniem namiotów był wykończony. Skierował się prosto do domu. Kątem oka widział, jak Magda kieruje się za nim. Znalazł w lodówce butelkę wody i kilka jajek. Odwrócił się i spojrzał na dziewczynkę.
- Chcesz?
Nie odpowiedziała. Jej wzrok mówił wszystko. Po szybkim przygotowaniu jajek i nalaniu wody, usiadł przy stole.
Częstuj się
Jej porcja znikła bardzo szybko.
-Dziękuję
- Nie dziękuj. Masz gdzie zamieszkać?
-Nie. Mogłabym zostać u ciebie?
- Oczywiście. Co tu się działo przez ten cały czas?
Przez następne 10 minut dziewczynka opowiadała mu o wydarzeniach w mieście.
- Musze wrócić do miasta i zobaczyć czy dam rade w czymś pomoc. W pokoju po prawe masz salon, możesz odpocząć jeśli chcesz.
-Dziękuję
Wybiegła z pomieszczenia zostawiając za sobą szklankę i talerz. Jaskier wstał, uśmiechnął się, po czym zaczął sprzątać. Po kilku minutach zajrzał do salonu. Dziewczynka spała. Nie chcąc jej przeszkadzać, wyszedł z domu kierując się w stronę miasta.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Ihuarraquax dnia Śro 12:48, 15 Cze 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Loki
Super Moderator
Dołączył: 26 Maj 2010
Posty: 2006
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 43 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gdańsk Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 21:38, 14 Cze 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
Elizabeth ukryła się za gruzami jakiegoś budynku. Oddychała ciężko. Za dużo tego wszystkiego i to po cichych, spokojnych miesiącach tam. Zaczęła powoli wycofywać się do tyłu, gdy czyjaś ciężka ręka zakryła jej usta, a silne ramiona przyciągnęły do siebie.
Zgadujemy kto to...
Już wiecie?
Tu warto wtrącić, że El nie oparła się pokusie ulepszenia swojego nowego ciała. Poza drobnym, kosmetycznymi zmianami, dzięki którym jej włosy nie były już potargane na wszystkie strony świata, a jej ciało stało się nieco bardziej kobiece tam gdzie trzeba, Elizabeth stwierdziła, że ma dość zadyszki po przebiegnięciu pięciu metrów - jej mięśnie były teraz twarde, a kondycja wręcz wyśmienita. El znała parę chwytów w Capoeira, ale wcześniej nie były one szczególnie skutecznie, bardziej powinno się rzecz - ślamazarne. Teraz bez trudu zamachnęła się nogą i wykonując wręcz szpagat kopnęła przeciwnika prosto w głowę. Łokieć. Kopniak w brzuch przy równoczesnym odskoku. Przygotowała pięści do ataku.
-Arthur?!
Chłopak puścił zakrwawiony nos, by przyłożyć palec do ust w geście nakazującym ciszę. Elizabeth użyła mocy, by nikt nie mógł ich usłyszeć, po czym rzuciła mu się w ramiona.
-Dobrze cię widzieć R2 - szepnęła mu do ucha, tuląc z całej siły. Mruknął potakująco. Kiedy w końcu się od siebie odczepili, Arthur - spoglądając dyskretnie gdzieś w górę - zdjął swoją bluzę i podał ją El. Zielona. Na tyle duża by mogła w niej paradować nie gorsząc dzieci, ani zboczeńców czytających te zdania (). Skradając się - jak za starych, dobrych czasów - pokonali kilka przecznic, na razie niezauważeni. Po drodze El cicho udzielała odpowiedzi typu.
-Tak, ja nadal jestem martwa.
-Tak, jestem duchem, który opętał to ciało.
-Wyhodowałam. Nie mogę powiedzieć jak. Potem ci wyjaśnię
Ale kiedy w końcu spytała:
-Gdzie mnie prowadzisz? - zatrzymał się tak niespodziewanie, że uderzyła o jego -odziane jedynie w podkoszulek - plecy.
-Co jest? - burknęła.
-Uciekaj.
-Ale...-
-Wybuch! - jego ciało przeszedł dreszcz - To Gaiaphage. Jego wina! - i puścił się biegiem.
Elizabeth osłupiała na chwilę. A potem pobiegła za nim. W starym ciele w życiu by do nie dogoniła. Teraz przynajmniej utrzymywała dystans.
-Arthur! Czekaj!... To nie tak!... To nie Gaiaphage!.... Słuchaj!... To... - zatrzymał się - To ja sprowadzam ataki!
I w tym momencie dogoniła Arthura. I w tym momencie odwrócił się do niej. Jego oczy świeciły zielenią. I - w maniakalnym szale - zamachnął się i miażdżącym ciosem powalił El na ziemię.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Puma
Naczelny Grafficiarz
Dołączył: 15 Mar 2010
Posty: 808
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 11 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Paradise City Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 22:00, 14 Cze 2011 Temat postu: |
|
|
Nerissa obudziła się u Uzdrowiciela. Właściwie nie było potrzeby jej uzdrawiać. Trochę wody, świerzego powietrza i odpoczynku wystarczyło. Leżała na jakiejś kanapie. Niechętnie otworzyła oczy, a kątem oka dostrzegła... Charliego, nieprzytomnego, z zakrwawionym gardłem. Coś przewróciło jej się w żołądku, mimo, że nic nie jadła. Obok chłopaka kręcił się Sirius i jakaś dziewczyna.
- Ulecz go, szybko! Zaraz się wykrwawi! - powiedziała drżącym głosem.
- Jak co druga osoba tutaj... - mruknął tamten, zerkając w stronę reszty rannych. Mimo to podszedł spokojnym krokiem do Angela i przyłożył do jego szyi swoje magiczne rączki. Wydawało się, że to uleczanie trwa wieczność. Ale co będzie jak się obudzi? Co mu powie? -Swann miała mętlik w głowie. Co on powie. Biorąc pod uwagę, że ostatnim razem, kiedy rozmawiali podciął sobie gardło, raczej nie miał ochony na pogaduszki. I może nie chciał być uleczony...
Mimo wszystko, mimo całego kretyńskiego zachowania, mimo tego, że ją wykorzystał, a potem zapomniał, dlaczego to zrobił i mimo że wzruszył ramionami, kiedy chciała opuścić ETAP. Mimo tego wszystkiego, Ner chciała o tym zapomnieć i mieć nadzieję, że okaże chociaż odrobinę ludzkiej normalności. Mogłaby tak rozmyślać jeszcze tydzień, gdy nagle Charlie jęknął. Obudził się. Usłaszała jak dziękuje Siriusowi. A potem...
- Jak będę mógł teraz jej spojrzeć w twarz, Sirus? No jak? Po tym na co ją skazałem... Nigdy nie chciałem nikogo skrzywdzić. Powinienem wtedy zginąć. To znaczy w sztolni, wtedy gdy tam trafiłem po raz pierwszy. Może gdyby nie to nie zginęłoby tyle osób. Mam nadzieje że mi nie wybaczy. Nie zasłużyłem sobie.
Był do niej odwrócony plecami.
- A żałujesz tego? - podniosła się z kanapy. Na dźwięk jej głosu Charlie aż poskoczył i gwałtownie się obrócił. - Wiesz jak się wtedy czułam, jak zostawiłeś mnie wtedy w górach? I nie obchodziło cię to, czy zniknę, czy nie. Ale ja nie zniknęłam. Miałam jakąś nadzieję... - prychnęła. - Sama nie wiem na co. - powiedziała i wbiła pusty wzrok w ścianę.
Była jeszcze jedna ważna sprawa.
- A ty, Charlie? Co robiłeś przez te cztery miesiące? Co z Ciemnością, którą tak chciałeś zwalczyć?
Wiedziała, że jej głos jest pusty, beznamiętny. Nie potrafiła zdobyć się na inny ton. Choć faktycznie, bardzo chciała się upewnić, czy chłopak wie co się dzieje z tym ochydnym potworem. Musiała wiedzieć, czy jej koszmary są zwykłą fikcją, czy rzeczywiście Gaiaphage chce posłużyć się jej dzieckiem, o nie wiadomo jakiej mocy, jak pionkiem w swojej grze.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Rexus Maximus
Gość
|
Wysłany: Śro 4:57, 15 Cze 2011 Temat postu: |
|
|
Mój dziadek Ma...
Dość tego!
Hę?
Dość.
Toma oślepił oślepiający normalnie błysk.
Padł na ziemię. Po pięciu minutach wstał zupełnie zdrowy, jednak także z pełną pamięcią. Wiedział, że nie ma już czego szukać w Perdido Beach. Mhoczni? Opętani.
- Brr...
Outsiderzy? Jakoś nie miał ochoty do nich dołączać. Walka solo na G. i Coś? No bez żartów. Powiesić się?
- No może jednak nie.
Po chwili dodał:
- Ale to jednak jest jakaś alternatywa.
Poszedł do Bazy Sił Powietrznych w Evanston. Spore przestrzenie, dużo baraków. Mogłoby się tu pomieścić całkiem sporo osób.
Ferry trochę poszperał i znalazł olbrzymie, nieruszane od początku ETAP-u zapasy jedzenia i wody, składowane w spiżarni i kuchni.
Przed barakami rozłożył namioty. Oczyścił wszystko dokładnie z kurzu. Potem zaczął badać hangar.
Wielki budynek, wypełniony samolotami i paliwem do nich i do jeepów, zaparkowanych nieopodal. Nic specjalnego.
Na samym końcu poszedł do Kwatery Głównej. Mieszkał tam kiedyś generał Jenkins, teraz jednak raczej go tam nie było.
Sypialnia, skromna, łóżko, szafa, półka nocna.
Gabinet, fotel, szafa pełna papierów, komputer, od dawna nie działający.
Chociaż w hangarze widziałem chyba gdzieś agregator do prądu.
I sala dowodzenia, trochę większa od gabinetu, okrągły stół, krzesła, dokładna mapa ETAP-u na ścianie.
Ferry usiadł, odsapnął przez pół godziny, wsiadł do jeepa i ruszył do Perdido Beach.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Vringi
Game Master
Dołączył: 01 Cze 2010
Posty: 452
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Ostrzeżeń: 2/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 11:33, 15 Cze 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
- A ty, Charlie? Co robiłeś przez te cztery miesiące? Co z Ciemnością, którą tak chciałeś zwalczyć?
Westchnął. Co, ja tylko wzdycham ostatnio? Zwrócił się do Sirusa z prośbą o coś do przebrania. Gdy tamten wyszedł usiadł przed Nerrisą
- Tak, żałuje że z mojej winy musiałaś cierpieć. Bo cokolwiek teraz zrobię nigdy nie naprawie tego jak cie potraktowałem.
- A Ciemność? - Angel podrapał się po połówce prawego ucha.
- Próbowałem od tego uciec. Chciałem wszystko mieć gdzieś. Odejść z ETAPu. Samemu, w ciszy. - spochmurniał - Ale nie mogłem. Pojawił się Grymas. Zacząłem podróżować po ETAPie sprowadzając ludzi w góry. Omijałem miasto. Z czasem czułem coraz większy wstyd. Utworzyłem Gwiazdę Endorayala.
Czekał na jej reakcję. Doczekał się słabego uśmiechu. Nie musiała mu wybaczać. Ważne żeby nie zatraciła się w żalu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Marvel
Różowy
Dołączył: 21 Mar 2010
Posty: 284
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 13 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 15:10, 15 Cze 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
Szedł boczną ulicą. Jeszcze nigdy w życiu się tak nie bał. To co widział... To czego doświadczył było gorsze od jakiegokolwiek snu. Było realniejsze od jakiegokolwiek snu. Czuł twardą powierzchnię trumny. Bolały go ręce od drapania grubych desek. Wierzył, że przez moment na prawdę tam był. Pod ziemią, zakopany.
Nagle zza rogu wybiegł Arthur, a za nim Elizabeth.
- To ja sprowadzam ataki! - i chłopak powalił ją na ziemię.
Jego mózg działał wolno. Nim uświadomił sobie co się stało, Arthur zaczął odchodzić.
- Hej! - zawołał, a tamten się odwrócił. Jego oczy świeciły na zielono.
Marvel dobrze wiedział co to oznacza. Nie miał siły z nim walczyć. Był wykończony, brudny i śmiertelnie przerażony. Obydwoje zaczęli zbliżać się do siebie z zaciśniętymi pięściami, podczas gdy Elizabeth powoli otworzyła oczy. Uniosła głowę do góry i w tym samym momencie Marvel to poczuł. Najpierw uciekły mu myśli. Potem ciało zaczęło robić się ciężkie, trudne do kontrolowania. W końcu stracił kontakt całkowicie. Jego oczy zalśniły na zielono.
- Chłopcy, chłopcy, chłopcy... - zamruczała dziewczyna, wstając. - Czy to zawsze musi się tak kończyć?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
zimowykalafior
Super Admin
Dołączył: 10 Wrz 2010
Posty: 2241
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 53 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Australijskie Skierniewice Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 17:48, 15 Cze 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
Anunununu stała i patrzyła z ukosa na pluszowego misia, którego trzymała w wyciągniętych przed siebie rękach, jakby miał zaraz wybuchnąć albo coś.
Zmarszczyła brwi.
Misiek miał dwie czarne, połyskujące kulki zamiast oczu i bardzo sympatyczną minę. Jakby nie widział, co dzieje się dookoła.
Jedno było pewne: Tom oszalał.
Pluszak nie zrobił kompletnie nic, nie zajął się dymem, nie zaczął strzelać kiślem, ani nawet wydawać żadnych dźwięków.
Usiadła na krawężniku. Albo raczej na tym, co kiedyś było krawężnikiem i co z niego zostało.
Wtedy ochlapała ją woda. Anuna rozejrzała się - po ogniu nie zostało ani śladu.
Pali się. Nie pali się. Pali się. Nie pali się. Całkiem jak w wyliczance.
-Kto jeszcze ma jakiś pomysł?! - krzyknęła. Kilka twarzy zwróciło się w jej stronę.
Kątem oka zauważyła, jak Sonia wparowuje do częściowo nadpalonego i zwęglonego namiotu.
-Nie patrzcie tak, tylko bierzcie się do roboty, jeśli chcecie jakoś zachować dach nad głową. - musiała dziwnie wyglądać, gdy tak przemawiała do ogółu, w jednej ręce wciąż trzymając pluszowego misia, ale nie przejęła się tym, tylko wzruszyła ramionami i - jako wzór - sama zaczęła przeszukiwać jeden z namiotów.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Rexus Maximus
Gość
|
Wysłany: Śro 20:13, 15 Cze 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
- To on!
- Haha, facet od misiów!
- To nie on polował na Coś?
- No.
- Fajny jeep!
Tom spektakularnie zahamował na środku pogorzeliska. Stanął, nie wysiadając z auta, nogę opierając o szybę. Zakrzyknął:
- Witajcie! Koledzy, koleżanki, przyjaciele, przyjaciółki i wy, których jeszcze nie znam. Witajcie!
Pod jeepem zaczął się zbierać tłum. Tom dojrzał w nim parę znajomych osób z czasów walki z Mhokiem.
Anuna krzyknęła:
- Dzięki za misia. Czemu mówiłeś, że ty to zrobiłeś?
Ferry'emu niedostrzegalnie zadrżała szczęka. Potem po policzku spłynęła udawana łza.
- Nie wiecie co przeżyłem, tropiąc Coś! To były czarne chwile! Gdy przechadzałem się po polach, na północ od Perdido, widocznie wyczuł mój zapach. Jednak, doszedłem do wniosku, że to daleki kuzyn Gaiaphage, jeśli u tych istot można mówić o więzach rodzinnych. Tak, przyszedł za mną do miasta. Podpalił je. Przypuszczałem, że chce tylko wprowadzić trochę zamętu, więc pobiegłem do jednej z jego kryjówek.
Tom odkaszlnął. Teatralnie przetarł oczy rękami.
- Tak, postanowił posilić się tym razem większą ilością śmierci i strachu. Rozpoczął żer na naszych rówieśnikach, niech spoczywają w pokoju.
Jeśli Elizabeth do tego dopuści...
- Towarzysze niedoli! Spójrzmy sobie w twarz! Perdido Beach to ruina! I co? I nic! Macie zamiar do końca życia przesiadywać w namiotach?
Rozległy się głosy:
- A co możesz na to poradzić?
- Mamy iść się utopić?
Ferry uśmiechnął się.
- Mogę zaoferować wam... tak, mogę to zrobić. Oferuję wam jedzenie. Dużo jedzenia. Dach nad głową. Poczucie bezpieczeństwa. Bowiem zapomnieliście o Evanston.
Ktoś krzyknął, tłumiąc nerwowy śmiech:
- Evanston jest za Barierą!
Tom odkrzyknął:
- Tak! Ale nie jest tak z Bazą Sił Powietrznych! Dach nad głową! Wygodniejsze warunki niż tutaj! Wielkie, żołnierskie zapasy.
Chronokinetyk zeskoczył z jeepa. Zaczął podchodzić do każdego.
- Każdy będzie potrzebny! Czy człowiek z mocą, czy bez! Ty będziesz potrzebny. I ty. Ty także. Również i ty.
Chłopak wgramolił się na jeepa. Podniósł głos:
- Niech rozpocznie się Exodus! Niech zwolennicy Starego Porządku pozostaną na zgliszczach Perdido Beach! Ci, którzy chcą, niech idą za mną!
Zasiadł za kierownicą. Odwrócił się.
- Ludzie, zostawcie tą wodę! Niech Stary Porządek powoli dogasa, dogorywa! Chodźcie! Do Bazy tylko kilkanaście kilometrów! Jeep pomieści kilkanaście osób, a będę jechał bardzo powoli.
Ktoś się odezwał:
- A Coś?
Mina Toma spoważniała:
- Coś? Zauważyliście, że atakuje tylko pojedyncze jednostki? Aż do dziś, nie atakował większych zbiorowisk ludzi. Przyciąga go chaos, rozpacz, samotność. A mam nadzieję, że w tej grupie nie zapanuje chaos i rozprzężenie?
Nałożył nacisk na ostatnie trzy słowa.
Włączył silnik i powoli ruszył do Bazy.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|