|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Candace
Niezniszczalny
Dołączył: 27 Gru 2009
Posty: 1686
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 17 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Lublin Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 15:30, 19 Gru 2010 Temat postu: |
|
|
[PB]
Anuna ruszyła w stronę placu. Dogoniła ją Sonia.
-Pomóc ci?
-Nie, dzięki, poradzę sobie. Poza tym mam tylko jedną łopatę.
I odeszła.
Sonia wróciła do mieszkania. Krew była wszędzie.
Muszę odsapnąć...
Wyszła z domu i skierowała się w stronę plaży.
-Mel? - powiedziała do siebie widząc płaczącą dziewczynkę, która siedziała na rozgrzanym piasku.
Mała powoli się odwróciła i spojrzała na nią świecącymi oczami.
-Dlaczego ona to zrobiła?!
Sonia usiadła koło niej.
Zaczęły rozmawiać.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
MorderczyniMisiów
Gość
|
Wysłany: Nie 17:21, 19 Gru 2010 Temat postu: |
|
|
Obudziła się w miękkiej pościeli. Ktoś rozplątał i rozczesał jej ciemne włosy, a także...przebrał ja w kremową, męską koszulę sięgającą jej ledwo za udo.
Próbowała usiąść, ale wtedy poczuła silne zawroty głowy. Wstała, ale dziwne, nie mające nic wspólnego z rzeczywistościa wizje, odebrały jej dech. Oparła się rękoma o zimną ścianę. Po chwili jej dłonie zastąpił inny, niepokojący obraz. Jakiś chłopak...powinna go znać, ale nie kojarzyła... Niósł ją, nieprzytomną i bezwolną. Podążał plażą, był późny wieczór. Pusto, chłodno, dziwnie. Chłopak zatrzymał się i złożył ją na zimnym piasku. Dopiero teraz, spostrzegła że jej sobowtór z wizji, ma na sobie identyczną koszulę, jak ta która obecnie spływa jej wzdłóż ud. Chłopak zaczął delikatnie całować jej szyję, ale ona nadal była zimna, jakby martwa. Kiedy nie otworzyła oczu, odszedł.
Jego skóra pachniała tytoniem.
Kremowa koszula również...
Cheryl zaczęła się drzeć, krzyczeć z całych sił. Wtedy, zaniepokojony Alex, który właśnie zasnął, gwałtownie otworzył oczy.
Szybko wbiegł do pokoju obok.
Dziewczyna ze snu, patrzyła na niego z przerażeniem.
Dziwne... Zupełnie jakby wiedziała, że snił właśnie o niej. Podszedł powoli, i położył rękę na jej bladym ramieniu. Był wyższy o ponad głowę, ale jej jasne oczy odszukały jego - czekoladowe.
- Co sie stało ? - zapytał, wyjmując z kieszeni paczkę papierosów.
Zamrugała, nic nie rozumiejąc...
Ostatnio zmieniony przez MorderczyniMisiów dnia Nie 17:26, 19 Gru 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Marvel
Różowy
Dołączył: 21 Mar 2010
Posty: 284
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 13 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 19:44, 20 Gru 2010 Temat postu: |
|
|
[Autostrada]
Kiedy Marvel nauczył się w miarę prowadzić samochód, sięgnął do torby i wyciągnął z niej otwartą wcześniej paczkę papierosów. Włożył jednego papierosa do ust i odpalił go za pomocą zapalniczki, bez której ostatnio nigdzie się nie ruszał. El otworzyła okno, jednak on sam nie przejął się tym. Po chwili zaczęli rozmowę.
- Elektryczność mój drogi. Prąd. Światełko w tunelu, że tak zażartuję.
Na drodze zamajaczył znak, wskazujący zjazd do Coates Academy.
- To jak? Skręcać? – Marvel był ździebko zdezorientowany.
Dziewczyna wzruszyła ramionami.
- Jak chcesz. Ty decydujesz. Nie jestem twoją szefową.
Coraz bardziej zbliżali się do znaku. Gdy do niego dojechali, Marvel zwolnił. Coates Academy - w lewo. Elektrownia - prosto. ,,Co robić?" Bił się z myślami. W końcu zgasił silnik.
- Myślisz, że na prawdę nie dałoby się niczego osiągnąć w Coates? - zapytał kiwając głową w stronę bocznej drogi i tym samym patrząc na Elizabeth. - No wiesz, w końcu my też mamy moce...
Jedyną odpowiedź jaką uzyskał to karcące spojrzenie.
- Właściwie to po co nam ta cała władza? Zawładnięcie elektrownią? - ciągnął.
Dziewczyna westchnęła.
- Nic nie rozumiesz... Mając elektrownię cały ETAP będzie pod naszą łaską. Niczego nam nie zabraknie. - oboje wiedzieli, że chodzi jej o papierosy tak cenne dla Mavela. - Z czasem będzie tutaj coraz gorzej. A my? Przejmując elektrownię, tworzymy sobie lepszą przyszłość.
Po tej przemowie El uśmiechnęła się triumfalnie. Chyba w końcu go przekonała.
- A może... Poradzilibyśmy sobie sami. Gdzieś na odludziu...?
- Marvel...
Nie zdążyła, gdyż przerwał jej hałas silnika. Omberd uruchomił auto i ruszył prosto do elektrowni.
- Od teraz jesteś szefową.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Diana
Jr. Admin
Dołączył: 22 Lut 2010
Posty: 899
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Siemianowice Śląskie Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 22:08, 20 Gru 2010 Temat postu: |
|
|
[PB]
Ostatnie, co Diana zapamiętała, to okropny ból szczęki. Jak mogła dać się tak idiotycznie wrobić? Ech... Musi się zmienić. Mimo, że nie pasowała tam, postanowiła dać z siebie wszystko. Najpierw należało wstać i znaleźć innych z Rady.
Spróbowała się podnieść. Było to dość trudne, a raczej niemożliwe. I bynajmniej nie z powodu bólu. Nie mogła stanąć na nogi z powodu sznura, którym była związana.
Otwarła oczy. Gdzie ja jestem?! Otaczały ją same drzewa, a zabudowania Perdido Beach były ledwie widoczne na horyzoncie. Niedaleko siedziało dwóch chłopaków, których widziała po raz pierwszy w życiu. Nie wyglądali na zbyt porządnych.
-Wykiwała nas!
-Można było się tego spodziewać. Myśli, że jej odpuścimy. Oj, nieee...
-Racja. Trzeba się tylko dowiedzieć, dokąd pojechała z tym swoim chłopaczkiem. Czas chyba ją obudzić. - chłopak wskazał palcem na Dianę.
Rain szybko zamknęła oczy. Po chwili poczuła mocne kopnięcie w brzuch.
-Hm, macie jakiś problem? - starała się udawać nieporuszoną. A właściwie, taka właśnie była. Za dużo już przeżyła w ETAP-ie.
-Aktualnie to problem masz ty. Powiedz nam, gdzie są Elizabeth z tamtym chłopakiem, inaczej nie wrócisz już żywa do miasta. A tak przy okazji, spaliliśmy wszystkie tamte notatki na temat zawładnięcia ETAP-em. Nie potrzebujemy niczyjej władzy ani opieki.
-Taa, bardzo błyskotliwi jesteście. Niby czemu mieliby mi wyjawiać ich plany, skoro właśnie zostałam przez Marvela pobita? - zaśmiała się. - Czyż to nie świadczy o tym, jak bardzo mnie lubią?
-Z nas się nabijać nie będziesz. - powiedział wyższy z chłopaków tonem, który miał być groźny, i wyjął pistolet.
Zabawne, że też się wszyscy na mnie uwzięli. A rób człowieku co chcesz, i tak mi wszystko jedno. - pomyślała, i w tej samej chwili usłyszała wystrzał.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Fire-mup
Biczoręki
Dołączył: 08 Maj 2010
Posty: 2051
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 2/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 22:55, 20 Gru 2010 Temat postu: |
|
|
[PB]
Cały dzień spędziła na polanie próbując „poznać” swoich nowych sprzymierzeńców.
18 osobników... No, 16 nie licząc dwóch wyrostków, które nazwała Vic i Jay po swoich przed Etapowych przyjaciołach, którzy byli niemniej szczeniakami niż stojące przed nią zwierzęta. Oczywiście nie mogła tu z nimi zostać, więc jako swojego prawnego zastępcę wyznaczyła niebieskooką, która jako jedyna ze sfory znała się na rzeczy. Bardzo trudno było porozumieć się z kojotami za pomocą mowy. Trzeba było mówić wolno i wyraźnie każdy wyraz i nierzadko go powtarzać, więc główną formą porozumiewania się Elise ze stadem było wysyłanie konkretnych informacji niebieskookiej, która przekazywała je reszcie. Oczywiście nie komunikowała się z nimi w żaden sposób. Polecenia dziewczyna musiała wydawać nie słownie, lecz w postaci przyswajalnej dla mózgu zwierzęcia.
Tak jak teraz.
Poluj dalej ze stadem. Wezwę cię, gdy będę cię potrzebować.
Wróciła do miasta przed nocą.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Elizabeth Colt
Przenikacz
Dołączył: 11 Mar 2010
Posty: 209
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 16:32, 22 Gru 2010 Temat postu: |
|
|
Araine nawet nieźle sobie radziła. Była potrzebna Eleonorze, która z pewnością coś planowała. Choć można to nazwać spiskowaniem. Jej przyjaciółka miała wgląd na całą szkołę, a kto wie czy nie na więcej. Maggie jakoś nie przypadła Araine do gustu, niezbyt sobie ufały. Czasem dziewczynom wydawało się, że utknęły w miejscu. Jednak niosąc ,,L" posiłek, Araine spotkała Maggie, która rzuciła jej tylko jedno słowo-"dzisiaj". Dziewczyna zostając sama, pośpiesznie udała się do Eleonory. Powoli weszła do gabinetu nawet nie pukając. Jej przyjaciółka siedziała nieruchomo w swoim fotelu. Araine usiadła blisko niej.
- Co ty właściwie chcesz osiągnąć? Co jest twoim celem?- spytała oczekując szczerej odpowiedzi. Eleonora tylko na nią spojrzała. Przez chwilę zapadła cisza, ale potem "L" wzięła głęboki oddech.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Elizabeth Colt dnia Śro 16:40, 22 Gru 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Loki
Super Moderator
Dołączył: 26 Maj 2010
Posty: 2006
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 43 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gdańsk Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 20:21, 22 Gru 2010 Temat postu: |
|
|
Elizabeth oderwała oczy od monitora i spojrzała na zegar. Była 7 rano. Ziewnęła potężnie. Pospała tylko z dwie godziny, kiedy jechali do elektrowni, a i tak zganiła się za tą nieostrożność – powinna czuwać, tak na wszelki wypadek. Pokonanie systemu alarmowego i otwieranych kodem drzwi zajęło im kolejne półtorej godziny. W końcu dotarli tutaj – do nastawni. Tu El spędziła resztę nocy. Przez ten czas udało jej się zmienić szyfr we wszystkich drzwiach na jeden, uniwersalny, rozpracowała system kamer, a nawet wykorzystała światłowodowe kable od Internetu – teraz zupełnie bezużyteczne – aby podłączyć się do systemu w PB. Tak, tak moi państwo – El znowu miała podgląd na miasto. Pozostawało tylko rozpracować system zarządzania elektrownią, ale to nie powinno było przysporzyć jej problemów. A to wszystko w ciągu jeden nocy.
Odeszła od komputera tylko raz – kiedy udało jej się przeprogramować kod i chciała o tym poinformować Marvela. Zastała go w pokoju obok, najwyraźniej gabinecie jakiejś szychy, rozwalonego na sofie, z pół-otwartymi ustami, przez które wydobywała się strużka śliny. Kompletnie padniętego.
Oddajmy chłopakowi sprawiedliwość –cały dzień ganiał z miejsca na miejsce, przywiózł nas tutaj i… hm…. Uratował mi życie.
Wtedy El poczuła że z jej twarzą dzieje się coś dziwnego. W chwili, gdy to sobie uświadomiła, odczucie zniknęło. Nie wiedziała co to oznaczało – jakoś nigdy wcześniej się nie uśmiechała, więc nie znała tego uczucia.
Podniosła z podłogi koc i okryła nim Marvela z całej siły starając się go nie obudzić.
Marvelu Omberd. Ja – Elizabeth Ann Marie Frey, obiecuję spłacić swój dług względem ciebie. Za wszelką cenę.
Teraz sięgnęła do torby, szukając ubrań. Znalazła szary golf zapinany na zamek, proste, nieco przydługie jeansy, oraz parę skarpet za Snoopym. I podkoszulkę, ale była na nią za mała.
Cóż, będę miała łatwiejszy dostęp do rany. Swoją drogą…
El udała się do łazienki i odchyliła bandaż. Szczypało, ale rana już się zasklepiła. Zmieniła opatrunek, włożyła nowe ciuchy, a stare wyrzuciła do zsypu na korytarzu.
Jedyny minus jest taki, że nie mam czystej bielizny… Ale nie będę chłopaka winić, że nie szukał dla mnie majtek.
Udała się do stołówki. Kuchnia była słabo zaopatrzona, ale znalazło się kilka jajek. Po chwili na stole pojawiły się dwie porcje jajecznicy i dwa kubki kawy. Obok leżała głowa śpiącej Elizabeth.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Cpt. Hetero
Gość
|
Wysłany: Wto 1:51, 28 Gru 2010 Temat postu: |
|
|
[PB]
Arthur wstał z ciałem psa. Nie widział za wiele przez stale pojawiające się, kolejne łzy. Położył przyjaciela na fotelu, a następnie wyszedł szybko z domu. Kilkanaście metrów od niego, trafiony chłopak czołgał się w stronę najbliższej uliczki. Arthura znów dopadła złość. Podbiegł do leżącego najszybciej jak umiał i kopnął go butem w twarz. Zrobił to jeszcze raz. Po chwili zaczął okładać go pięściami po całym ciele. Chłopak jęczał, prosił o litość. Do Misfortune’a nie docierały jego słowa. Wziął go na plecy i ruszył w kierunku domu. Gdy dotarli na miejsce, rzucił go na podłogę i sięgnął po schowany w szafce gruby sznur. Podniósł znowu chłopaka i zeszli do piwnicy, do której wejście Arthur otworzył kluczem. Położył rannego przy kilku metalowych prętach. Nawet nie wiedział do czego służyły, ale to było nieistotne. Przywiązał mordercę do tych właśnie słupków i zacisnął więzy. Chłopak nie mógł się ruszyć w żadną stronę.
- To dopiero początek naszej znajomości, która jak się domyślasz, będzie całkiem długa. – mówił Misfortune. – Teraz jednak pozwól mi wyprawić pogrzeb jedynego przyjaciela, jakiego miałem.
Mówiąc te słowa kierował się już ku wyjściu z piwnicy. Po chwili zamknął mosiężne drzwi i wrócił na górę. Widząc martwego Rhina w fotelu znów zaniósł się płaczem. Gdy trochę ochłonął, poszedł na tyły mieszkania po dużą łopatę i wyszedł przed dom. Zaczął kopać grób dla swojego psa.
Ostatnio zmieniony przez Cpt. Hetero dnia Wto 1:53, 28 Gru 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
zimowykalafior
Super Admin
Dołączył: 10 Wrz 2010
Posty: 2241
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 53 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Australijskie Skierniewice Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 14:53, 28 Gru 2010 Temat postu: |
|
|
[PB]
An wstała ze schodków, ociągając się. Teq i Sirius stali w drzwiach.
-Poradzę sobie- wymamrotała, chwytając się czegokolwiek, żeby znów nie upaść. Czuła, że wszystko ją boli. Wydawało się, że nie było na jej ciele miejsca, które nie byłoby potłuczone.
Pierwszy i ostatni raz..
Skupiła wzrok na furtce i poszła w tamtą stronę.
Genialna myśl.
Teleportacja.
Że wcześniej na to nie wpadłam!- pomyślała i zniknęła.
Pojawiła się u siebie w salonie. Stała na potłuczonych kawałkach szklanego stołu.
Co tu się działo? Dlaczego tu jest tyle krwi?
Przeteleportowała się do swojego pokoju.
Upadła na łóżko i zapadła w niespokojny, przerywany sen.
An zobaczyła stojącą obok Tequilę.
-O, cześć, Teq. Skąd się tu wzięłam? Byłam u ciebie...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
mandarynka
Gość
|
Wysłany: Wto 15:06, 28 Gru 2010 Temat postu: |
|
|
Rozmowa z Siriusem się nie kleiła. Chłopak nie był zbyt rozmowny, a Teq myślami była bardzo daleko. Chciała jak najszybciej zobaczyć się z An, która zamroczona winem wyszła z jej domu.
- Wybacz, że ci przerwę, ale muszę iść do An. - zakomunikowałam i skierowałam się w stronę drzwi.
Sirius złapał mnie za nadgarstek.
- Uważaj na siebie. - powiedział jakby od niechcenia.
- Nie idę na wojnę. - uśmiechnęłam się i ruszyłam do domu przyjaciółki.
Po niecałych piętnastu była już pod domem An. Wbiegła do domu, był straszny bałagan wszędzie krew i potłuczone szkło. Schodami na górę doszła do pokoju dziewczyny.
- O, cześć, Teq. Skąd się tu wzięłam? Byłam u ciebie...
- Trochę sobie wypiłaś wczoraj. - mruknęła.
- Mel.. musimy ją odnaleźć. - momentalnie wstała.
- Najpierw musisz zrobić coś ze swoimi dłońmi. - po znalezieniu apteczki, Teq delikatnie oczyściła skaleczenia i owinęła dłonie bandażem. - Myślę, że narazie to wystarczy.
Wyszły na samotne ulice Perdido Beach w poszukiwaniu siostry An. Po półgodzinnym spacerze nic jednak się nie wydarzyło. Nic z wyjątkiem zapłakanego chłopaka, który kopał dół za domem. Prawdopodobnie grób dla kogoś bliskiego.
- Pomożemy mu? - spytała An.
Teq wzruszyła ramionami i skierowały się w kierunku chłopaka.
Ostatnio zmieniony przez mandarynka dnia Wto 15:13, 28 Gru 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Candace
Niezniszczalny
Dołączył: 27 Gru 2009
Posty: 1686
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 17 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Lublin Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 16:50, 28 Gru 2010 Temat postu: |
|
|
[PB]
Sonia razem z Mel udały się na Grant Street. Po ciepłym posiłku Black położyła małą spać, a sama zajęła się porządkami. Po około 15 minutach do domu wrócili Syriusz i Remus.
-Cześć siostra!
-Jest coś do żarcia?
-Jak sobie zrobisz to zjesz.
-Oj, no weź... Nie bądź taka...
-Niby jaka?
-Noo... Taka agresywna. Wszyscy wiedzą, że jesteś seryjnym mordercą jak cała ta wasza Rada od siedmiu boleści.
-Skoro wiesz, że nie mam skrupułów, żeby zabić to co tu jeszcze robisz?
-Instynkt, siostra. Instynkt.
-Taaak? I co mówi Ci twój instynkt?
-Że za bardzo nasz kochasz, żeby nam zrobić krzywdę.
Sonia prychnęła.
-No ale skoro nie chcesz nam zrobić nic do jedzenia...
-To zaczniemy głodówkę...
-Będziemy padać jak muchy...
-Będziemy cierpieć...
-Bilety na ten seans są drogie? - spytała z przekąsem.
-Cena biletów powiadasz...
-6 kanapek dla każdego. Taaak... To powinno wystarczyć.
Black westchnęła.
-Idźcie umyć ręce.
Sonia siadła przy łóżku Mel. Czytając jedną z ulubionych książek czekała na jej przebudzenie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Cpt. Hetero
Gość
|
Wysłany: Wto 20:44, 28 Gru 2010 Temat postu: |
|
|
Arthur kopał. Każde machnięcie łopatą przepełnione było smutkiem i złością. Był bezradny. Przypominał sobie chwile spędzone z psem. Jak biegali razem po Perdido Beach. Jak szczekał, domagając się jedzenia lub spaceru. Misfortune nie mógł o tym myśleć. Nie wytrzymywał psychicznie. Z transu wyrwały go nadchodzące dwie dziewczyny. Pierwszej nie poznał. Prawdopodobnie nigdy przedtem jej nie widział. Za to drugą kojarzył bardzo dobrze. Ona szła ostatnio z inną dziewczyną, grożąc jej nożem. I to ona przyprowadziła Rhina do Arthura, gdy ten był chory. Wspomnienia z tamtego czasu powróciły. Pamiętał radość psa z ich wspólnego spotkania, po kilkugodzinnej rozłące. Arthurowi popłynęły z oczu kolejne łzy. Oparł się na wbitej w ziemię łopacie i zaczekał kilka sekund, aż obie dziewczyny stanęły przed nim i jedna z nich zaczęła mówić.
|
|
Powrót do góry |
|
|
zimowykalafior
Super Admin
Dołączył: 10 Wrz 2010
Posty: 2241
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 53 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Australijskie Skierniewice Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 12:50, 29 Gru 2010 Temat postu: |
|
|
[PB]
Film urywał się w momencie, gdy An weszła do domu Tequili.
Co było dalej, za nic nie mogła sobie przypomnieć.
Przesuwała obrazy w swojej pamięci, niczym klatka po klatce- nic z tego.
Jakby to był sen, koniecznie chcący umknąć świadomości.
Ale to nie był sen- podrapane ręce i ból były prawdziwe.
Prawdziwe było też ogromne pragnienie, wypełniający cały jej umysł.
Kiedyś o tym słyszała.
Kac.
-Trochę sobie wypiłaś wczoraj. - mruknęła Teq.
An sięgnęła po szklankę z wodą.
Wstała gwałtownie.
-Mel.. musimy ją odnaleźć.
Nigdy w życiu nie chciałabym mieć takiej siostry, jaką ja jestem.
Znów ją zostawiłam samą sobie.
-Najpierw musisz zrobić coś ze swoimi dłońmi. -Teq znalazła apteczkę i owinęła dłonie An bandażem. - Myślę, że na razie to wystarczy.
Wyszły z domu, na puste ulice Perdido Beach. Szukały Melissy, ale nigdzie nie było po niej śladu.
Jestem okropna.
An miała ochotę zanurzyć głowę w fontannie i wypić całą wodę stamtąd, ale powstrzymała się. Chciała zachować resztki przyzwoitości.
Palące słońce zdawało się być jeszcze bardziej wkurzające niż zwykle.
An zobaczyła w oddali Arthura kopiącego dół. Domyśliła się, że to grób.
-Pomożemy mu?- spytała, czując, że znów musi wykopać jakiś grób, by wyładować emocje.
Teq wzruszyła ramionami i ruszyły w tamtym kierunku.
-Cześć. Dla kogo...- zaczęła, ale przerwała momentalnie widząc psa. Leżał na ziemi i nie oddychał. Taki niewinny, zwinięty w kłębek.
An poczuła, że zanosi się łzami. Jak można zabić psa?
Zwierzęta to co innego. Można zabić człowieka, jeśli był zły. Ale psy nie są złe. Nie zasługują na śmierć.
Wytarła łzy wierzchem dłoni. Podniosła łopatę i zaczęła kopać.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Marvel
Różowy
Dołączył: 21 Mar 2010
Posty: 284
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 13 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 13:27, 29 Gru 2010 Temat postu: |
|
|
[Elektrownia]
Marvel otworzył ociężale oczy. Przez dłuższą chwilę zastanawiał się gdzie jest i w jaki sposób tu trafił, lecz później wszystkie wspomnienia do niego dotarły. Posterunek, El, dom, El, posterunek i znów El, a potem ucieczka... z El. Nie pamiętał jakim cudem udało mu się dojechać, ale ważne, że to zrobił.
Podniósł się i usiadł na łóżku. Elizabeth musiała tu być w nocy bo okryła go kocem. Poskładał go i położył obok. Nie chciał patrzeć w lustro zawieszone w pomieszczeniu, ponieważ i tak wiedział w jakim stanie się znajduje. Okropnym. Przespał się kilka godzin, jednak pod jego oczyma pojawiły się lekko fioletowe worki. Tłuste włosy rozczochrane były na wszystkie strony, a w dodatku nie zabrał sobie żadnych ciuchów zmiennych. Z zamyślenia wyrwało go burczenie w brzuchu.
Wstał i wyszedł z biura kierownika elektrowni. Kierowany, już nawet nie zwierzęcym, instynktem udał się do stołówki dla pracowników. Jedyne co w niej zastał to śpiąca El i... apetycznie wyglądające śniadanie. Przysiadł się do drzemiącej dziewczyny i nie zwracając na to iż jedzenie już dawno wystygło, zabrał się do pałaszowania. Po chwili jego talerz był dosłownie wylizany, a on sam sączył kawę niczym ambrozję - nektar bogów.
Nagle zaskoczona Elizabeth oderwała głowę od stołu.
- Spokojnie, to tylko ja - powiedział i wybuchł śmiechem.
Na całym prawym policzku dziewczyny odbił się chropowaty wzorek powierzchni stołu.
- Co cię tak śmieszy?! - wybuchła zirytowana, jednak zaraz spostrzegła o co mu chodziło. - Tak, tak, bardzo śmieszne...
Lekko zawstydzona zabrała się za posiłek.
- To co teraz zamierzamy? - zapytał.
- Jak to co? W najbliższym czasie odłączamy prąd tym frajerom z miasteczka.
Marvel skrzywił się.
- A Coates?
El rozmyślała przez chwilę.
- Im chyba na razie darujemy. W końcu nie wiemy jakie świry i to w dodatku z mocami tam mieszkają...
- Racja... bo przecież elektrownia nie jest fortecą, którą ciężko zdobyć... - uśmiechnął się podstępnie, nasuwając jej pewną myśl.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gusia
Uzdrowiciel
Dołączył: 23 Lis 2010
Posty: 861
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 18:02, 29 Gru 2010 Temat postu: |
|
|
Był pochmurny i deszczowy dzień. Giselle przemoczona i zmarznięta szła od kilku godzin.
„Jeszcze niedługo. Będzie warto” – pomyślała sobie. Miała zamiar odwiedzić Coates Academy, a nawet zostać tam na dłużej. „Ktoś, kto rozważnie myśli na pewno przyda się tej grupie świrów” - tryskała pewnością siebie.
Po kilkunastu minutach doszła do celu. Inaczej wyobrażała sobie miejsce, gdzie przebywają w większości dzieciaki z bogatych rodzin. Głupio było jej pukać, więc od razu sięgnęła do klamki. Drzwi były otwarte. Panował tam półmrok i cisza. Giselle potknęła się o coś, upadła, co narobiło hałasu. Usiadła i spojrzała, co to było. Była to betonowa cegła z dwiema dziurami pośrodku. Nie było czasu zastanawiać się do czego służy, ponieważ usłyszała kroki. Chciała uciec, ale w ostatniej chwili przypomniała sobie, po co tu przyszła. Stanęła wyprostowana i ruszyła przed siebie. Zobaczyła kogoś.
- Maggie to tylko jakaś przybłęda, zaraz się nią zajmę – krzyknęła dziewczyna o płomiennych włosach – Masz szczęście, że mam dzisiaj dobry humor. Wyjdziesz teraz, a nic ci się nie stanie – powiedziała do Giselle.
- Myślę, że mogę się wam przydać – odpowiedziała uśmiechając się ironicznie.
- Zaprowadzę cię do reszty. Nie wyglądasz na niebezpieczną.
Giselle usatysfakcjonowana ruszyła za dziewczyną.
- Eleonoro, od kiedy robimy za jakiś przytułek dla bezużytecznych znajd?
- Nawet jeśli nic ciekawego nie ma do zaoferowania, to żaden problem się jej pozbyć – powiedziała Eleonora.
- Tak więc – wtrąciła Giselle – mogę wam pomóc. Mam moc, mam plan, nie mam przyjaciół w Perdido Beach, czego więcej możecie chcieć.
- Czemu mamy ci ufać? Nigdy jeszcze cię nie widziałam, skąd tak nagle się tu wzięłaś? – rzuciła dziewczyna.
- To bez znaczenia. Krótko i na temat: przyjmujecie mnie, czy nie? Jak nie to idę, a wy mnie nie zatrzymacie, bo nie wiecie jaką mam moc.
- Damy ci szansę, ale mamy ciebie na oku. Ja jestem Maggie, to Eleonora, Araine, Drina, Dylan i Ammon. Witaj wśród świrów i miej się na baczności.
- Mówcie mi Giselle. Teraz mamy kilka spraw do omówienia.
- Jasne, w końcu od teraz jesteśmy przyjaciółmi, nie? – wtrącił Dylan.
- Przyjaciel... Nazwijmy to wspólnik od brudnej roboty – odpowiedziała.
- Interesująca dziewczyna. Będzie się działo - szpnęła Maggie do Eleonory.
...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
mandarynka
Gość
|
Wysłany: Czw 1:33, 30 Gru 2010 Temat postu: |
|
|
Teq spoglądała to na zakrwawiony bandaż na dłoniach przyjaciółki to na Arthura, a to jeszcze na martwego, skulonego psa. Biedne zwierzę, które nie powinno tam leżeć. Nie mogła dłużej oglądać powoli rozkładającego się ciała zwierzaka i spojrzała na Anu.
- Idę coś sprawdzić. - powiedziała to powoli i zakręciło jej się w głowie od zapachu świeżej ziemi.
Dziewczyna skierowała się przed dom i usiadła na progu. Rozglądała się ostrożnie dookoła czy czasem ktoś nie nadchodzi. Wszędzie cicho, a ulice były zupełnie puste. Wyciągnęła z kieszeni spodni małe zawiniątko z białym proszkiem.
- Ku*wa. - syknęła, gdy proszek rozsypał jej się na spodniach.
- Co ty tam masz? - z zaciekawieniem spytał jakiś chłopak.
- Nic czym powinieneś sobie zawracać głowę. - była rozdrażniona i sypnęła trochę na wierzch dłoni.
- Amfa? - zapytał.
- Kim ty do cholery jesteś?
- Ammon... Ammon Jerro.
- Miło cię poznać, a teraz zjeżdżaj. - zatkała jedną dziurkę nosa i wciągnęła.
Chłopak nie dawał za wygraną. Usiadł koło Tequili i przyglądał się uważnym wzrokiem.
Serce zaczęło bić jak szalone, a twarz pobledła momentalnie. Zakręciło jej się w głowie. Ammon pobiegł za dom i chwilę później wrócił z Anu. Potrząsali nią, krzyczeli i półprzytomną wciągneli do domu Arthura.
Ostatnio zmieniony przez mandarynka dnia Czw 1:37, 30 Gru 2010, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Cpt. Hetero
Gość
|
Wysłany: Czw 2:25, 30 Gru 2010 Temat postu: |
|
|
[PB]
- Cześć. Dla kogo… - zaczęła pierwsza, ale po chwili urwała widząc leżącego na ziemi, martwego psa. Arthur zauważył, że jej także po policzkach spłynęły łzy. Po chwili wzięła drugą łopatę i zaczęła kopać razem z chłopakiem.
- Idę coś sprawdzić. - powiedziała druga, której prawdopodobnie zakręciło się w głowie i musiała trochę odpocząć. Odeszła na kilkanaście metrów i usiadła. Arthura nie obchodziło co ona właściwie robi. Kopał grób i tylko to się liczyło. Grób dla Rhina.
- Wydaję mi się, że już wystarczy. – powiedział Arthur po jakimś czasie, a następnie odłożył łopatę. Dziewczyna obok zrobiła to samo. Kiedy miał znów się odezwać do znajomej, podbiegł do nich krzyczący chłopak.
- Szybko, pomóżcie, tej dziewczynie stało się coś dziwnego! Szybciej. – wrzasnął, a następnie rzucił się biegiem w stronę tamtej. Zaraz dołączyła do niego koleżanka poszkodowanej. Arthur nawet przez sekundę nie pomyślał, aby jej pomóc. Miał ważniejsze sprawy. Został na swoim miejscu i przyglądał się górze ziemi obok dołu. Następnie spojrzał na psa. Kiedyś pewnie wytarzałby się w jej środku i zacząłby radośnie merdać ogonem. Misfortune wiedział, że już nigdy nie ujrzy tego widoku. Z kilkusekundowej zadumy wyrwały go głośniejsze krzyki tej dwójki, która poleciała na pomoc chorej. Potrząsali nią, ale na nic to się zdawało, nie reagowała.
- Musimy ją zanieść do domu. Znajdziemy jakiś lek! – krzyknął chłopak.
- Arthurze, pomóż nam. Prędko. Otwórz drzwi! – krzyknęła dziewczyna.
Misfortune popatrzył na nich. Widział w ich oczach przerażenie i rozpacz. Pomimo tego nie zmienił zdania. Nie obchodziło go to.
- Drzwi są otwarte. Weźcie co chcecie. Bardziej wam nie pomogę. – odpowiedział Arthur pokazując na swój dom. On musiał zostać z Rhinem.
Ostatnio zmieniony przez Cpt. Hetero dnia Czw 2:29, 30 Gru 2010, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Fire-mup
Biczoręki
Dołączył: 08 Maj 2010
Posty: 2051
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 2/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 16:58, 30 Gru 2010 Temat postu: |
|
|
[PB]
-Zostań. – syknęła Elise do idącego za nią kojota. Jako jedyny nie odszedł ze stadem.
-Już! – krzyknęła, jednak zwierze nie słuchało. Próbowała wszystkiego.
Ignorowała go – on ignorował bycie ignorowanym. Poszła inną drogą – udał się za jej zapachem. Użyła na nim swojej mocy – wrócił, gdy tyko zwolniła więź.
W końcu się poddała, niech sobie idzie gdzie chce. Ona miała dość.
W końcu dotarli do miasta.
Koło jednego z domów działa się jakaś akcja. Dziewczyna przystanęła na chwilę.
Wyglądało na to, że sytuacja była już opanowana. Wszyscy weszli do środka, z wyjątkiem Arthura stojącego nad ciałem swojego psa. W pierwszej chwili chciała podejść do niego, by jakoś go pocieszyć, ale zawahała się. Pewnie w takiej chwili wolałby być sam, więc jedynie uśmiechnęła się do niego ze współczuciem i poszła dalej.
Wałęsali się chwilę po ulicach, poczym znalazła dogodny dom. Od rozpoczęcia ETAPu nie miała stałego miejsca zamieszkania, nigdzie nie zostawała dłużej niż kilka dni.
Budynek był ogromny. Widać, że w odróżnieniu od jej dotychczasowego mieszkanka, należał do zamożniejszych mieszkańców Perdido.
Weszła do środka.
Hol był wielki, z całą masą pięknych mebli i dużym kominkiem w centrum. Wszystko było już trochę zakurzone, ale tym zajmie się później.
Lilia, jak nazwała kojota na cześć wilkołaka o którym kiedyś tam czytała ( i który okazał się być 'nią'), rozłożyła się na kanapie i zasnęła. Z początku Elise chciała ją zgonić, lecz zmieniła zdanie. Sama była wyczerpana, więc nie przebierając się, rzuciła się na łóżko w jednej z sypialni i z miejsca zasnęła.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
zimowykalafior
Super Admin
Dołączył: 10 Wrz 2010
Posty: 2241
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 53 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Australijskie Skierniewice Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 20:49, 30 Gru 2010 Temat postu: |
|
|
[PB]
An miała ochotę wykopać dół tak głęboki, by wejść tam i zostać już na zawsze.
Nie, nie możesz. Bądź silna.
-Idę coś sprawdzić- powiedziała Teq i zniknęła za rogiem.
Anuna kopała. Skupiła się całkowicie na tej czynności.
-Wydaję mi się, że już wystarczy- powiedział Arthur, wyrywając An z zamyślenia.
Podbiegł do nich jakiś chłopak. Potykał się i machał rękami.
-Szybko, pomóżcie, tej dziewczynie stało się coś dziwnego! Szybciej!- krzyczał.
Tequila...
An pobiegła za nim.
Teq leżała w progu, nieprzytomna. An chwyciła ją za ramiona i zaczęła potrząsać. Bez efektu.
-Musimy ją zanieść do domu. Znajdziemy jakiś lek! – krzyknął chłopak i pomógł podnieść dziewczynę.
- Arthurze, pomóż nam. Prędko. Otwórz drzwi!- krzyknęła An, zmagając się z kilkudziesięciokilogramowym ciężarem.
-Drzwi są otwarte. Weźcie co chcecie. Bardziej wam nie pomogę- odpowiedział Arthur wskazując drzwi. W ogóle się nie przejął. Wrócił do psa.
W sumie trudno mu się dziwić..
Położyli dziewczynę na sofie.
-No co tak stoisz?! Leć po Siriusa!
-Kogo?- spytał nieznajomy, wlepiając zdziwiony wzrok w An.
-Uzdrowiciela!
-Aa, tak. Jasne.
An chodziła nerwowo po pokoju, nie wiedząc co robić. Po raz tysięczny w ciągu ostatnich kilku dni wyrzucała sobie, że nie uważała na lekcjach pierwszej pomocy.
Wyszła na zewnątrz. Stanęła w wejściu. Pochyliła się i dostrzegła ślady białego proszku. Wzięła odrobinę na palce.
Wróciła do salonu i zobaczyła takie same ślady na spodniach Tequili.
Domyśliła się.
Jakby ktoś jej o tym powiedział, nie uwierzyłaby.
-Teq, dlaczego?- spytała przez łzy, które nie chciały przestać płynąć od momentu, gdy zobaczyła martwego psa.
Sirius i nieznajomy chłopak zastali An siedzącą w fotelu, wpatrzoną w okno.
-Teq to brała- uniosła palce.
Sirius poczerwieniał ze złości.
-Mówiłem jej, żeby z tym skończyła...
-Wiedziałeś?!- An wstała, ale po chwili znów upadła na fotel. -Możesz coś zrobić? Jest nieprzytomna.- wskazała leżącą dziewczynę.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
mandarynka
Gość
|
Wysłany: Czw 21:19, 30 Gru 2010 Temat postu: |
|
|
Anuna siedziała z twarzą ukrytą w dłoniach na sofie obok Siriusa, który chyba przysnął. Po Arthurze i tamtym chłopaku.. a tak Ammonie nie było śladu. Teq spojrzała na swoje nieprzytomne ciało.
- Niech to szlag.
- Tequi.. - An otworzyła szeroko oczy. - Nieważne. Czemu to wciągnęłaś !? - prawie wrzasnęła nie zważając na drzemającego chłopaka.
Spuściła wzrok i gdyby nie była duchem zaczerwieniłaby się.
- Uzależniłam się.. - nie mogła wydusić z siebie słowa.
- Oszalałaś! - krzyk był oszałamiający.
Sirius się przebudził i otworzył zaspane oczy. Zdusił krzyk widząc ducha tymczasowej współlokatorki. O nic nie pytał tylko siedział wpatrzony w jakiś punkt na ścianie.
- Przepraszam. - wychrypiała i znów znalazła się w swoim ciele.
Dziewczyna oprzytomniała. Znów była... sobą.
Anuna i Sirius mieli miny jakby właśnie ktoś umarł. Byli bladzi na twarzy i wtem An przemówiła.
- Musimy cię z tego wyciągnąć, Teq. - spojrzała na dziewczynę, lecz ta odwróciła wzrok. - Słyszysz?
- An, ma racje. Nie możesz tak dalej żyć. - Sirius przemówił po raz pierwszy odkąd Teq się ocknęła.
Dziewczyna spoglądała to na An to na Siriusa i tylko pokiwała znacząco głową. Bez słowa ruszyli do domu Tequili.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|