|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Marvel
Różowy
Dołączył: 21 Mar 2010
Posty: 284
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 13 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 20:35, 21 Lis 2010 Temat postu: Rozdział III |
|
|
Co z buntem podsycanym przez Wojtka?
Co chce osiągnąć Elizabeth?
Po co do miasteczka przybyła Dylan?
Do czego doprowadzi spotkanie Eleonory i Maggie?
Czy Anuna zdoła sama zapobiec rebelii?
Co z Amy?
Jak zareaguje El na wieść o nieproszonych gościach?
Dowiemy się, tworząc nową historię ETAP-u...
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Marvel dnia Czw 14:56, 15 Gru 2011, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Fire-mup
Biczoręki
Dołączył: 08 Maj 2010
Posty: 2051
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 2/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 21:04, 21 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
[PB]
Szpiegowała na własną rękę. Jak zwykle. Co prawda nie słyszała rozmów prowadzonych na placu, ale z min i cichego tonu głosu mówiących widziała, że dzieje się coś złego. Tak, tak. Rozpoznawanie takich rzeczy było jej naturalną-nadnaturalną zdolnością. Nabrała w tym sporo wprawy ucząc się w Coates. Reszta była błahostką. Elise cicho zeszła z drzewa i poszła za jednym z chłopców rozmawiających na placu. Nie zorientował się, że go śledzi. Dopiero przy drzwiach jego własnego domu, dała mu znać o swojej obecności.
-Co się dzieje. Mów! – powiedziała. Przez jej ciało zaczęła przepływać energia.
Nic. Może powinna sformułować to inaczej.
-Pokarz mi to. – wskazała na świstek papieru w dłoni chłopca. Ten niepewnie podał jej przedmiot. Widniał na nim adres i godzina. Nic więcej.
-Trzeba by to sprawdzić – mruknęła. W tej chwili, dziecko zaczęło iść w stronę wskazanego domu. Kurczę, pomyślała. Nadal miała kontrolę. O ile łatwo było zacząć, tak trudno było zerwać więź.
-Wracaj!- krzyknęła, a cienka, łącząca ich nitka zadrżała przerywając na chwilę przepływ mocy, więc nie wykonał polecenia.
-A idź do diabła – powiedziała do siebie i już miała pójść w drugą stronę, kiedy nagle chłopiec zaczął przeraźliwie krzyczeć. Rzucał się i wił jak porażony. Elise zamarła z przerażenia. Nie wiedziała o co chodzi! To nie ona, ona tak nie potrafiła! Jej dar nie mógł ranić! I nagle o czymś pomyślała. Gdy był pod jej wpływem wydała polecenie, którego nie mógł wykonać. I to go tak bolało. A ona, nie wiedziała co zrobić. Serce waliło jej jak oszalałe, cała się trzęsła i zaczęła płakać. Więc to była jej wina. Skrzywdziła go!
-Nie! – szepnęła – Przestań!
Nic.
-Proszę przestań! – powiedziała głośniej. Gdy i tym razem nie zadziałało, wpadła w panikę. Traciła kontrolę. I nagle o czymś pomyślała.
-Śpij! – krzyknęła słabym głosem. Chłopak zasnął. Podeszła do niego na trzęsących się nogach. Nic mu się było. Oddychał. Wystarczyło zmienić polecenie. To tyle. Ale nadal była przerażona. Chciała tam zostać, pomóc mu, ale pamiętając co zrobiła tylko by się jej przestraszył. Chyba że...
-Teraz mnie zapomnisz. – powiedziała słabo i zerwała połączenie. Gdy dzieciak się rozbudzał, ona pobiegła do miejsca, gdzie nikt zapewne nie spróbował by jej szukać – do ratusza. Nie, nie do sali obrad, lecz na najwyższe piętro, na strych. Nikogo tam nie był od niewiadomo jak dawna, więc wszystko było pokryte kurzem. Elise skuliła się w koncie i znów rozpłakała.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Fire-mup dnia Nie 21:05, 21 Lis 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
zimowykalafior
Super Admin
Dołączył: 10 Wrz 2010
Posty: 2241
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 53 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Australijskie Skierniewice Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 15:42, 22 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
[PB]
Było jeszcze ciemno, gdy An otworzyła oczy. Zmarzła. Wciąż była na dachu.
Zmusiła się do tego, by wstać. A gdy myślała już, że wszystko jest w porządku, zobaczyła unoszącą się ponad budynkami rudowłosą dziewczynę.
Przetarła zaspane oczy i wlepiła w nią wzrok.
-Latasz?- spytała, nie dowierzając.
-Tak... Jakoś tak mi wychodzi.
-Aha. Fajnie.- An przyjrzała się nieznajomej i stwierdziła, że ją zna.
-Hej! Ja cię znam. Jesteś Joan, prawda?
-Tak- tamta uśmiechnęła się ponuro i usiadła obok na dachu- Mało osób mnie zna- stwierdziła.
Pomilczały przez chwilę. W głowie An zaczęła kształtować się pewna wizja.
-Potrzebna mi pomoc.- powiedziała bez ogródek.
-Ktoś z Rady nie może ci pomóc?
-Nie wiem, oni są non stop zajęci. Mają inne problemy. A ja zobaczyłam wczoraj coś niepokojącego.
-Ah tak... Co się stało?
-Jakiś koleś chce zacząć buntować dzieciaki przeciwko Radzie.
-Chcesz go powstrzymać?
-Nie wiem, tak tylko się zastanawiam. Myślę, że muszę coś zrobić. Mam ochotę mu przeszkodzić. Niech nie myśli, że Rada nie ma kontroli. Wiesz, o co mi chodzi.
An zobaczyła błysk w oku Joan.
-Masz rację. Co planujesz? Mogę się do czegoś przydać?
Rozmawiały tak do rana, a gdy słońce zaczęło wschodzić, zeszły do domu. An poczęstowała nową (a może wcale nie nową?) znajomą tym, co miała do jedzenia.
Potem poszły w kierunku domu chłopaka, który organizował zebranie. Usiadły na ławce w pewnym oddaleniu, ale tak, by mieć na wszystko oko.
Czekały, aż wszystkie dzieciaki wejdą do środka.
Gdy drzwi się zamknęły, dziewczyny podeszły bliżej. Zatrzymały się przed furtką. Po przeczekaniu kilkunastu minut, An powiedziała:
-To idę. Czekaj pod tamtym oknem.- i zniknęła.
Pojawiła się w salonie, gdzie było zebranych może ze trzydzieści osób.
-To jedna z nich!- krzyknął ktoś. Zrobiło się ogólne zamieszanie.
An weszła na stół i przemówiła.
-Sorry, że przeszkadzam. Chcę tylko powiedzieć, że to koniec imprezy. Możecie się rozejść.
-Nie mów, co mamy robić!
-Gratuluję głupoty.- to mówiąc, Anuna zniknęła i pojawiła się pod drugiej stronie pokoju, przy oknie. Otworzyła je.
Ku zdumieniu wszystkich, wleciała przez nie Joan. Kilka osób próbowało ją złapać, ale tamta unosiła się tuż pod sufitem. Szybkim ruchem chwyciła kosz z jedzeniem i wyleciała z powrotem.
Jednak tego An już nie wiedziała. Poczuła tylko coś ciężkiego na plecach.
Upadła na podłogę. Przed oczami zobaczyła ciemność, ale skupiła resztki umysłu, by przeteleportować się na zewnątrz.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Bisqit
Pirokinetyk
Dołączył: 19 Lip 2010
Posty: 746
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Perido Beach Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 17:30, 22 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
[PB]
Gdy weszli do posterunku policji, Brian opowiedział wszystko Caine'owi. O Mocy. Po półgodzinnej rozmowie, Caine nadal nie wierzył. Nic dziwnego.pomyślał chłopak.
-Dobra, trzeba znaleźć broń i zebrać ją w jedno miejsce.-zadecydował-Mam nadzieję, że nikt nie wpadł na ten pomysł wcześniej. Caine tylko przytaknął.
Po przeszukaniu prawie całego budynku, nadał nic nie znaleźli. Brian już dawno stracił nadzieję, że pozostała tu jakaś broń. To niemożliwe. Nagle usłyszał wołanie. Skierował się w stronę, z której dochodził dźwięk.
-O co chodzi?-spytał Caine'a. Rozejrzał się po pokoju. Na biurku leżały sterty śmieci. Jakieś papiery, dokumenty. Znajdowało się tam kilka komputerów, teraz wyłączonych. Natomiast więcej było monitorów. Po co? Przecież powinien przypadać jeden monitor na jeden komputer!
-Ktoś tu był-stwierdził Caine.
-Tak, oby był przyjaźnie nastawiony...-powiedział. Obejrzał pokój ponownie i dostrzegł kolejne drzwi. Magazyn. Oboje weszli do pomieszczenia. Było małe i szare. Po prawej stronie, na półkach widniały dokumenty. Natomiast po lewej było kilkanaście sztuk broni. Różnych. Od wiatrówek, aż po zwykłe pistolety.
-Wow! Super!- ucieszył się Caine.
-Ok, może tutaj zostanie komisariat?-zaproponował Brian.
-Mi tam bez różnicy. Może być nawet w twoim domu!-zaśmiał się kolega, po czym wziął do ręki jeden z pistoletów.
-Co wy tu robicie?!-krzyknęła jakaś dziewczyna. Brian wcześniej jej nie zauważył.
-Spokojnie, my przyszliśmy...-zaczął. Nagle nieznajoma podniosła ręce. Brian usłyszał głośny dźwięk. Upadł na ziemię, skulił się i zakrył uszy dłońmi. Caine poszedł w jego ślady. Po chwili dźwięk ustał. Brian skorzystał z sytuacji. Machnął ręką, a dziewczyna uderzyła o pobliską ścianę. Nie straciła przytomności. Niestety.
Jedyne, co Brian zapamiętał, to skierowane w jego stronę dłonie i ból.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Bisqit dnia Pon 17:32, 22 Lis 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gość
|
Wysłany: Pon 19:01, 22 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
[PB]
Wojtek był wściekły na to , że na spotkanie wlazła jakaś... i ukradła jedzenie. Teraz zaapelował do zgromadzonych.
-Widzicie , ta szmata pewnie współpracuje z tymi frajerami z rady. te gnojki mają w zwyczaju zabieranie i gromadzenie nie swoich rzeczy. Oni martwią się tylko o swoją dupę. Więc im szybciej ich zniszczymy tym lepiej dla nas .
Nagle odezwał się jakiś dzieciak
-Tak On ma rację. Niby czemu mają nam rozkazywać?
-Właśnie.
Po chwili Wojtek dodał.
- Dobra teraz idźmy i róbmy co nam się podoba. Miejmy wszystko gdzieś. Rozwalajcie wszystko co staje wam na drodze. Niech zobaczą kto tu rządzi.
Wybiegli z domu. Wojtek z uśmiechem podziwiał jak rozwalają napotkane samochody. Klną tak głośno , że słychać w jego domu. Włączył moc niewidzialności ruszył na ulicę i widział jak naiwne dzieci wszystko rozwalają. Widział jak niszczą PB. Sam wiedział , że teraz gdy ma moc , nikt go nie zobaczy.
|
|
Powrót do góry |
|
|
akimoda
Uzdrowiciel
Dołączył: 14 Cze 2010
Posty: 805
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Łąka/zachodniopomorskie Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 19:17, 22 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
[PB]
Joan przed ETAP-em była zamknięta w sobie i z nikim nie rozmawiała. Czasem jedynie z matką. Dorothea martwiła się o nią i nawet planowała umówić ją na wizytę u terapeuty. Po nastaniu ETAP-u jeszcze bardziej nie chciała z nikim rozmawiać, więc zaszyła się w swoim domu. Nikt nawet nie wiedział o jej istnieniu. W spiżarni miała mnóstwo jedzenia, więc o zapasy nie musiała się martwić.
Pewnego dnia wyszła na ganek by odetchnąć świeżym powietrzem. Nie bała się, że ktoś ją zobaczy, bo mieszkała na dalekich peryferiach miasta. Usiadła w bujanym fotelu, gdy nagle w oddali zauważyła grupkę dzieci włamujących się do innych domów. Szli z wózkiem z pobliskiego sklepu Ralph's, do którego wkładali różne zdobycze z mieszkań. Głównie było to jedzenie. Joan szybko zerwała się i wbiegła do domu. Dłużej się nie zastanawiając spakowała do worków wszystkie potrzebne rzeczy i zaniosła je do piwnicy. Był tam tak jakby dodatkowy pokój z kanapą na środku, telewizorem, DVD, toaletą oraz dojściem do spiżarni. Przed ETAP-em często jej brat przesiadywał tutaj z kolegami oglądając mecze lub filmy. Zamknęła drzwi od piwnicy na klucz i usiadła na kanapę. Po chwili usłyszała jak do domu wbiegło paru ludzi. Słyszała jak buszują po jej mieszkaniu. Próbowali też dostać się do piwnicy, ale po dłuższych niepowodzeniach odpuścili sobie. Po tym incydencie, w ogóle nie wychodziła z piwnicy.
Pewnej nocy przyśnił jej się koszmar. Przez las gonił ją morderca, a ona chciała jak najszybciej od niego uciec. Już prawie ją doganiał, gdy nagle gwałtownie się obudziła i zauważyła, że unosi się w powietrzu. Oszołomiona, po chwili upadła z łoskotem na łóżko.
- Co to było?! Ale jak... jak to możliwe? - zapytała samą siebie.
Od zawsze wierzyła w zjawiska paranormalne, miała strasznie wybujałą wyobraźnię, ale nigdy nie pomyślałaby, że coś takiego może ją spotkać.
W końcu zaczęło ubywać jedzenia, więc była zmuszona wyjść z kryjówki. Z resztą miała już dość siedzenia pośród czterech ścian, a co najważniejsze chciała wypróbować swoje nowe zdolności. Wyszła z piwnicy i ujrzała swój dom w nienajlepszym stanie. Pootwierane drzwiczki od szafek, poprzewracane krzesła w kuchni. Nawet nie było już telewizora w salonie - ktoś go zwyczajnie ukradł. Wyszła na ganek i aż się uśmiechnęła, co było rzadkością, gdy promienie słońca dotknęły jej skóry. Było to niesamowite uczucie. Poszła na tyły swojego domu i spróbowała polecieć. Początkowo się jej to nie udawało, ale nie rezygnowała. Po ok dwudziestym razie wzniosła się pół metra nad ziemię.
- Udało mi się! Naprawdę potrafię latać! - Krzyknęła z pełną radością do siebie. Później szło już jej coraz lepiej. W końcu poleciała nad dachem swojego domu. Stanęła na nim i poczuła się jak nowo narodzona. Widziała całą okolicę. Dalej nie wiedziała dlaczego dorośli zniknęli, więc postanowiła się czegoś dowiedzieć. Wróciła na ziemię i popytała się paru przechodniów, a oni jej po kolei opowiadali co się działo przez ten czas gdy się ukrywała. Dowiedziała się, że zniknęli wszyscy którzy skończyli 15 lat, że powstała Rada Tymczasowa, że całe Perdido Beach otacza ogromny mur i że ogólnie źle się dzieje. Gdy dowiedziała się już wszystkiego poszła w stronę swojego domu. Zrobiło się już dosyć ciemno. Nie było nikogo w pobliżu, więc odważyła się polecieć. Leciała nad dachami domów, gdy nagle zobaczyła dziewczynę leżącą na dachu. Owa dziewczyna przyglądała się jej. Joan postanowiła z nią porozmawiać.
- Latasz? - spytała ją dziewczyna.
- Tak... Jakoś tak mi wychodzi.
- Aha. Fajnie.- Dziewczyna przyjrzała się Joan i stwierdziła, że ją zna.
- Hej! Ja cię znam. Jesteś Joan, prawda?
- Tak - Joan uśmiechnęła się ponuro i usiadła obok na dachu - Mało osób mnie zna. Nie jestem zbytnio rozmowna. - stwierdziła.
Pomilczały przez chwilę. W głowie An zaczęła kształtować się pewna wizja.
- Potrzebna mi pomoc. - powiedziała bez ogródek.
- Ktoś z tzw. Rady nie może ci pomóc?
- Nie wiem, oni są non stop zajęci. Mają inne problemy. A ja zobaczyłam wczoraj coś niepokojącego.
- Ah tak... Co się stało?
- Jakiś koleś chce zacząć buntować dzieciaki przeciwko Radzie.
- Chcesz go powstrzymać?
- Nie wiem, tak tylko się zastanawiam. Myślę, że muszę coś zrobić. Mam ochotę mu przeszkodzić. Niech nie myśli, że Rada nie ma kontroli. Wiesz, o co mi chodzi.
An zobaczyła błysk w oku Joan.
- Masz rację. Co planujesz? Mogę się do czegoś przydać?
Joan pomyślała, że już czas by wyjść z ukrycia. Po przedstawieniu przez Anunę planu, wzięły się za jego realizację. Udały się w kierunku domu tego dziwnego chłopaka i gdy Anuna weszła do środka, Joan czekała na zewnątrz na jej znak. Po pewnym czasie An otworzyła okno, więc ta wleciała do środka i tak jak było zaplanowane zabrała kosz z jedzeniem i wyleciała z powrotem. Poleciała do domu An i nagle ujrzała tam omdlałą Anunę.
- Nic Ci nie jest?
- Nie, tylko jakiś gnojek przywalił mi czymś w plecy, ale na szczęście dałam radę się teleportować. Nie martw się, nic mi nie będzie.
- No i co teraz zrobimy? Pójdziemy z tym jedzeniem do Rady? - zapytała Joan.
- Sama nie wiem, musimy się poważnie zastanowić, czy oni mogą nam pomóc.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez akimoda dnia Pon 20:41, 22 Lis 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Candace
Niezniszczalny
Dołączył: 27 Gru 2009
Posty: 1686
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 17 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Lublin Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 19:46, 22 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
[PB]
Siedziała i czytała akta chyba z godzinę. Co ciekawsze dokumenty wpychała do znalezionej torby. Na koniec wszystko z powrotem poukładała i wyszła z budynku. Wróciła do domu i schowała torbę w dość bezpieczne miejsce. Wyszła na ulicę, gdzie czekał na nią jej przyjaciel - Patryk - i grupka innych osób.
-Zaczynamy przeszukiwać domy. Pierwsza grupa zaczyna od Brace Road. Druga grupa od Pacific Boulevard. Trzecia idzie na Ocean Boulevard. Czwarta od Estern Avenue.
-Każdy sprawdzony dom zaznaczacie czerwonym "X". Tutaj macie spreye. - powiedział Patryk podając każdemu dowódcy grupy pakunek.
-Zbieramy jedzenie, lekarstwa, narkotyki, alkohol. Jeżeli znajdziecie... - urwała - ...jeżeli znajdziecie ciało obok czerwonego "X' domalujcie niebieskie kółko. Ja i Patryk zajmiemy się tym.
-Drużyno! Do roboty! - krzyknął chłopak, a każda z grup ruszyła w swoją stronę.
-Ciało tamtej dziewczyny i chłopaka z ratusza już są w magazynie. Pogrzebem się zajmę. Ty masz ważniejsze sprawy na głowie.
-Niby jakie?
-Ktoś buntuje dzieciaki przeciwko Radzie. Radzę tym się zająć.
-Dobra, dobra - powiedziała Sonia i ruszyła w kierunku wskazanym przez przyjaciela.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
zimowykalafior
Super Admin
Dołączył: 10 Wrz 2010
Posty: 2241
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 53 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Australijskie Skierniewice Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 19:47, 22 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
[PB]
An słyszała krzyki. Powoli podniosła się z betonu. Wszystko ją bolało.
Rozejrzała się. Była obok swojego domu. Nie wiedziała, dokąd się teleportuje, nie miała siły. Ale nie wyszło źle.
Nad nią stała Joan.
- Nic Ci nie jest?- spytała
- Nie, tylko jakiś gnojek przywalił mi czymś w plecy, ale na szczęście dałam radę się teleportować. Nie martw się, nic mi nie będzie.
- No i co teraz zrobimy? Pójdziemy z tym jedzeniem do Rady? - zapytała.
- Sama nie wiem, musimy się poważnie zastanowić, czy oni mogą nam pomóc. Ale nie możemy tego tak zostawić. To nasze wejście chyba niewiele pomogło.
An wyszła na ulicę. Przeszła kilkadziesiąt metrów.
Dzieci biegały, krzycząc i niszcząc, co popadnie.
-Taa. Chyba nic nie pomogło.
Dziewczyna poczuła falę gniewu. To był błąd. Sama nie dam rady. Ale czy Rada da radę? Nieważne. Trzeba ich poinformować. Jeśli jeszcze nie wiedzą...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Diana
Jr. Admin
Dołączył: 22 Lut 2010
Posty: 899
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Siemianowice Śląskie Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 20:24, 22 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
[PB]
Nadszedł wieczór. Diana nawet nie zauważyła, kiedy czas tak szybko minął. Z Marvelem rozmawiało jej się świetnie. Widać było, że przez większość życia nie utrzymywał kontaktu z innymi ludźmi, dokładnie tak jak ona. Marvel był człowiekiem inteligentnym, pomógł jej zrozumieć wiele rzeczy, nad którymi zwykły człowiek się nie zastanawia. Polubiła go, bo był jedną z niewielu osób, które w ogóle ją akceptowały, chciały z nią rozmawiać. Ale było już późno, a Diana powiedziała Sonii, że do niej przyjdzie. Wstała i objęła Marvela.
-Dzięki. Naprawdę fajnie się z tobą gadało. Dobranoc.
-Dobranoc.
Rain odwróciła się i pobiegła do domu Sonii najszybciej jak mogła. Nie zastała jej tam jednak. Odpuściła sobie próby jej szukania, gdyż była okropnie zmęczona.
Jeszcze jedna noc na dworze nie zrobi mi różnicy. - to myśląc położyła się za jakimś krzakiem i zasnęła.
Dianę obudziły donośne krzyki pochodzące zewsząd. Zdumiona wstała i rozejrzała się wokoło. Gdzie tylko się nie spojrzało, jakieś dzieciaki niszczyły miasto. Podbiegła do chłopaka, który właśnie zamierzał podpalić czyjś dom. Złapała go i przywaliła mu dość mocno w głowę. Miała nadzieję, że chociaż na chwilę pozostanie nieprzytomny.
Nagle zauważyła Sonię, także starającą się zapanować nad buntownikami. Szybko pobiegła w jej kierunku.
-Co się tutaj dzieje?! O co w ogóle chodzi?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Loki
Super Moderator
Dołączył: 26 Maj 2010
Posty: 2006
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 43 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gdańsk Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 22:12, 22 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
[nieco wcześniej rano, PB]
No, w końcu jej nieproszeni goście się budzili. A już się bała. Elizabeth zerknęła na zegar – 05:24. Zza zasłon dobiegły ją pierwsze promienie słońca.
Dobra, teraz najważniejsze jest pierwsze wrażenie.
El stanęła przez chłopcami wyprostowana, pewna, ale z rozłożonymi w przyjaznym geście rękoma.
- Pobudka. – uśmiechnęła się radośnie (chyba z 3 godziny ćwiczyła to przed lustrem)
Ale tamci chyba dali się nabrać. Dopóki nie spostrzegli…
-Ej! Czemu jestem związany?! – zaprotestował ten drugi. El dowiedziała się z kamer, że miał na imię Caine. Tego drugiego znała już wcześniej. Pamiętała wszystkich z mocą.
- Nie chcę, żebyście narobili więcej szkód – wyjaśniła pogodnie. Nadal czuła takie chlupanie w czaszce, po tym jak walnęła o ścianę –A teraz, mogę wiedzieć, co wy tutaj robicie?
Brian tylko mrugał. Chyba jeszcze nie do końca się wybudził. Może za mocno nim wstrząsnęła? Za to Caine obracał się niespokojnie, przekrzywiając komicznie głowę. W końcu, El zgadła o co chodzi.
- Pęknął ci bębenek – wyjaśniła. Przykucnęła obok niego – To takie coś w uchu, wiesz? Dlatego twoje ucho nie działa. I masz ten opatrunek. – pociągnęła za opaskę uciskową na jego głowie i strzeliła.
- Jeżeli nie będziecie grzeczni, ucierpicie jeszcze bardziej, zrozumiano. – przeniosła wzrok na Briana. Zaskakująco dobrze to znosił. Albo świetnie udawał – Dlatego nie używaj mocy, Brian.
- Zaraz? -teraz nie udało mu się podtrzymać tej maski obojętności – Skąd ty wiesz…?
- Że jesteś Brian? Czy może o mocy? Wiem dużo rzeczy Brian.
- Jesteśmy w Radzie – wykrzyknął Caine, jakby tracąc połowicznie słuch, sądził że musi krzyczeć – Pożałujesz!
Elizabeth przewróciła oczami.
- Dlatego będziecie tu siedzieć.
- Chcesz żebyśmy byli zakładnikami? – spytał Brian.
El zdumiała się. Był inteligentniejszy, niż by się wydawało.
- Nie, nie mam żądań. Po prostu brzydzę się zabijaniem.
Przez twarz Briana przemknął jakiś cień
- A może….
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Fire-mup
Biczoręki
Dołączył: 08 Maj 2010
Posty: 2051
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 2/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 22:33, 22 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
Zasnęła. Obudziły ją krzyki dobiegające z placu. Robiło się już ciemno, więc z trudem dostrzegała postaci kotłujące się pod ratuszem. Natychmiast zbiegła na dół.
Nie wierzyła własnym oczom. Po mieście szalały tłumy dzieciaków rozbijając co się dało. Pierwsza myśl – schować się gdzieś wysoko. Im wyżej, tym bezpieczniej się czuła. Ale wtedy usłyszała krzyk jakiegoś dzieciaka. Chciała coś zrobić, ale nie wiedziała co. Nie była wielka, silna, nie miała siły przebicia. Co prawda mogła użyć mocy, ale się bała. Że „to” się powtórzy. Stała tak chwilkę oniemiała. Zgnietli by ją tam żywcem.
I nagle coś jej zaświtało. Ona nie miała przyjaciół. Nie miała dla kogo żyć. A w tym tłumie idiotów mógł znaleźć się dzieciak, za którym ktoś będzie tęsknić. Z tą myślą rzuciła się w wir walki.
Biegła przed siebie. Kilka razy dostała od pędzących dzieciaków kijem lub pięścią, ale nie myślała o tym. Musiała wyprzedzić prowadzących grupę. Noo.... tych pierwszych. Bo nie wyglądało na to, aby bandą ktoś sterował. Była blisko celu kiedy nagle z całym impetem uderzyła w.... powietrze?! Usłyszała dochodzące z nikąd przeklinanie.
-Przepraszam, ja.... – chciała powiedzieć, lecz niewidzialna postać brutalnie odepchnęła ją w bok i „zniknęła jej z oczu”. Myślała nad tym, czy nie zacząć go/jej gonić, lecz byłoby to bez sensu. Więc pobiegła dalej. W końcu napotkała odpowiednią ‘ofiarę’. Był nią kilkunastoletni chłopak rozwalający pałką auto. Miejsce było idealne – na uboczu, z dala od gapiów.
-Gadaj co wiesz. – powiedziała stanowczym głosem. Ten wyśpiewał jej wszystko i więcej. O zebraniach, Wojtku, pobiciu Anuny i rodzącym się spisku. Uśmiechnęła się do siebie. Do tego zadania nie potrzebowała rady. Wystarczyło tylko....
Nie dokończyła myśli, gdyż wtedy poczuła ogromy ból z tyłu głowy, a jej oczy zaszły mgłą. Myślała, że zemdleje, ale nie. Nie mogła, gdy stawką było jej życie. Niespodziewanie kucnęła i podcięła przeciwnika, zyskując wystarczająco dużo czasu, by uciec. Zatoczyła się kilka razy, ale utrzymała na nogach. Wyprzedziła grupkę dzieciaków na przodzie i zagrodziła im drogę. Zaczęli i się śmiać, lecz nie długo, gdyż po chwili jeden z nich znieruchomiał. Reszta stała w osłupieniu i patrzyła. Po chwili kontrolę stracił drugi. Uśmiechnęła się triumfalnie. Wysiłek co prawda omal nie zwalił jej z nóg, ale wytrzymała. Nie potrafiła wydać polecenia dwóm osobom, ale była w stanie utrzymać ich w bezruchu. Trzeci chłopak, domyślając się co jest grane zaczął się do niej zbliżać, więc i na niego spróbowała zadziałać. Przeceniła się.
Upadła na kolana a nić łącząca całą czwórkę pękła. Nie wiedziała co się działo wokół niej, gdyż jej wzrok i słuch chwilowo jakby przestały działać. Napastnicy nie znęcali się nad nią długo. Jeden z nich powalił ją pojedynczym ciosem w głowę, potem zapewne uznali, że to wystarczy. I mieli rację. Kilka osób kopnęło ją w biegu, zanim zupełnie straciła przytomność.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Fire-mup dnia Wto 13:16, 23 Lis 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Megumi
Niezniszczalny
Dołączył: 04 Mar 2010
Posty: 1550
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: L-wo Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 10:53, 23 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
[CA]
- Czego chcesz? – Eleonora aż gotowała się ze złości.
- Mam tylko jedno pytanie, na które oczekuję odpowiedzi… – Maggie bezlitośnie patrzyła w oczy Eleonory. Zapomniała o Araine, która stała z boku i przyglądała się tej scenie. Stwierdziła, że i tak do niczego się nie przyda i jej nie zawadzi. Znając życie to nawet nie zauważy, że coś się w ogóle stało.
Maggie uaktywniła swoją moc hipnotyzacji. Wiedziała, że Lene już się poddała, ale na wszelki wypadek dziewczyna przygotowała się na ewentualny sprzeciw.
- Kim jest ta śmieszna osóbka, która ukrywa się pod pseudonimem „L”? – Maggie zadała pytanie wpatrując się ciągle w oczy rudowłosej.
Nagle poczuła, że dziewczyna zaczyna się sprzeciwiać.
Tak myślałam. Nie chce odpowiedzieć na to pytanie… Czyli jednak coś wie. Cóż, zaczynamy walkę na umysły.
Maggie zmrużyła oczy i zaczęła silnie atakować umysł Eleonory.
Waleczna z ciebie dziewczynka. Pomyślała Maggie nadal walcząc. Jednak ze mną nie wygrasz. To ja mogę hipnotyzować a nie ty.
W pewnej chwili Maggie poczuła ból w mózgu. Nie był mocny, ale dawał się we znaki.
Cholera, nie wiedziałam, że taki nieudacznik jak ty posiada jakąkolwiek moc.
Dziewczyna użyła całej swojej mocy i napadła na umysł Lene, która mimo swojej zażartej waleczności w końcu ustąpiłą.
- Uff… Dzikus z ciebie. - powiedziała na głos Maggie po skończonej walce. – To jak odpowiesz na moje pytanie?
Eleonora znowu zaczęła stawiać opór, ale jednak ustąpiła i odpowiedziała.
- To ja jestem „L”
Maggie z wrażenia zerwała z nią połączenie przez co rudowłosa Lene wróciła do rzeczywistości.
Eleonora jest „L”
Maggie stała jak słup soli, nie mogła przyjąć tego do świadomości.
Dlaczego ona?
Nagle ktoś popchnął ją mocno na ścianę. Maggie oszołomiona spojrzała w oczy Lene, która właśnie przybiła ją do ściany.
- Ty… – zaczęła Maggie, kiedy nagle poczuła ból w mózgu. Był niedopisania. Był tak potężny…
- Aaaa…! – Maggie wydzierała się na całe gardło. – Cokolwiek ze mną robisz to przestań!
Elenora uśmiechnęła się mściwie.
- Nie wiem, co mi zrobiłaś ty mała zdziro. Jeżeli przez te pięć minut nie powiesz mi co się ze mną działo, zabiję! –
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Megumi dnia Wto 10:55, 23 Lis 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
zimowykalafior
Super Admin
Dołączył: 10 Wrz 2010
Posty: 2241
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 53 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Australijskie Skierniewice Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 15:10, 23 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
[PB]
An szła szybkim krokiem, rozglądając się. Chaos. Wszechobecny chaos.
Nagle przypomniała sobie o czymś.
Przeteleportowała się do domu.
-Mel! Mel, gdzie jesteś?!
Siostra stała przy oknie. Z przerażoną miną oglądała, jak jakiś jedenastolatek biegnie, machając kijem bejsbolowym i krzycząc.
An podeszła do niej i przytuliła ją.
-Nie bój się. Nic ci się nie stanie. Tylko nie wychodź z domu. I pozamykaj drzwi.
-Co się stało? Dlaczego wszyscy krzyczą?
-Zostań tu.- poleciła i zniknęła.
Pojawiła się... Sama już nie wiedziała, gdzie. Nie mogła się skoncentrować. Plecy dalej bolały. Miała tylko nadzieję, że wszystkie żebra są całe.
Nagle zobaczyła kogoś. Jakaś postać, leżąca na chodniku. An podbiegła do niej.
-Elise!
Dziewczyna była nieprzytomna. Ktoś ją pobił. Konkretnie. Z kilku miejsc leciała krew.
Nagle Anuna zauważyła jakiś cień za sobą. Odwróciła się szybko i zobaczyła chłopaka, który widocznie usiłował walnąć ją cegła w głowę. Zdążyła zareagować, bo cegła była duża i ciężka, a chłopiec słaby.
Pojawiła się tuż za nim, zanim zdążył zauważyć, chwyciła i zabrała mu cegłę z rąk- tak, rzeczywiście była ciężka- i mocno rzuciła o ziemię. A właściwie upuściła, bo nie miała siły.
-Wiesz, że mogłeś mnie tym zabić?!- zamachnęła się i przyłożyła tamtemu z lewego sierpowego najmocniej, jak umiała, czyli niezbyt mocno. Chłopak zatoczyła się w tył, ale nie upadł.
An poprawiła. Dwa razy.
-Eej, sorry, ja...
-Dosyć tego. Gdzie ten twój... Przywódca?
-Wojtek?- chłopiec uśmiechnął się szyderczo- Nie znajdziesz go. Jest niewidzialny.
-Trudno. Przekaż mu, że jeśli ma choć trochę odwagi, niech się pokaże.
Dopiero teraz An zobaczyła, że wkoło stoi kilkanaście osób z wlepionym w nią wzrokiem. Nikt się nie odezwał. Boją się.
Uśmiechnęła się, i popychając parę osób, podeszła do Elise i pochyliła się nad nią.
Zobaczyła Joan, lecącą kilka metrów nad ziemią.
-Joan! Tutaj!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Marvel
Różowy
Dołączył: 21 Mar 2010
Posty: 284
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 13 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 18:20, 23 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
[PB]
Po rozmowie z Dianą, Marvel przepełniony wszelakimi uczuciami, ruszył w stronę swojego domu. Nie mógł uwierzyć, że potrafił z kimś rozmawiać. Choć z drugiej strony w dużej wierze była to zasługa Diany. Widać było, że dziewczyna potrzebowała rozmowy właśnie z taką osobą jak on.
Po dość długiej wędrówce w końcu doszedł do rodzinnej posiadłości. Rozebrał się do bokserek i czarnego podkoszulka, jednak już w chwili położenia się do łóżka wiedział, że nie zaśnie. Za dużo emocji. I obaw. Wstał z powrotem i po krótkim namyśle udał się do pokoju jednego z jego starszych braci, Trevora. Siedemnastolatek miał u siebie worek treningowy. Trevor zawsze marzył o zostaniu zawodowym bokserem. A teraz, ten worek wisiał nietknięty od ponad tygodnia. Marvel podszedł do owego przedmiotu i dotknął go delikatnie palcami. Miał ochotę objąć worek, poczuć cząstkę jego brata, jego rodziny, ale wiedział, że to nie ma sensu. ,,Teraz to mi będzie służył, bracie..." Pomyślał i uderzył. Marvel nie znał żadnych sztuk walki. Nigdy w życiu się nie bił, nawet w szkole. Ale wie, że teraz musi się tego nauczyć, bo prędzej czy później przyjdą takie czasy, kiedy to może mu się przydać. Uderzył drugi raz. Trzeci. Czwarty. Uderzał tak przez kilka godzin. Nie potrzebował rękawic brata. Wystarczał mu gniew. W końcu, cały mokry i zdyszany rzucił się na łóżko Trevora. Zasnął.
Obudził się niemożliwie wypoczęty. Spojrzał na worek treningowy i w tym momencie poczuł na nadgarstkach i placach pieczenie. Spojrzał na swoje dłonie i syknął. Były całe poobcierane. Ubrał spodenki, poszedł do kuchni po apteczkę i obwiązał sobie wokół dłoni bandaże. Następnie udał się do salonu i zaczął oglądać na DVD wszystkie programy dokumentalne o zwierzętach, które mama mu kupowała. W pewnym momencie usłyszał jakieś hałasy. Marvel wyszedł na tył domu. Stanął przed budynkiem i zamknął oczy. Tylko raz używał świadomie mocy. 'Był' wtedy gepardem, żabą, a na końcu wężem. To ostatnie nadal wzbudza w nim niemiłe uczucie. Ale była też masa razy, kiedy jego moc uwalniała się samoczynnie. Stał tak, aż w końcu wypowiedział w myślach dwa słowa. ,,Kot domowy..." Otworzył oczy. Wziął głęboki oddech i zaczął biec w stronę drzewa. Kiedy był wystarczająco blisko, skoczył. Złapał się konaru, dziwnie silnymi i ostrymi paznokciami i zaczął piąć się ku górze. Po kilku sekundach siedział już na najwyższej gałęzi. Czuł się rewelacyjnie. Był szybszy, zwinniejszy. Całkiem jak koty. Stanął prosto na gałęzi i niczym baletnica zrobił kilka kroków. Przykucnął, po czym znowu skoczył. Wskoczył na dach. Szedł spokojnie i przycupnął przy kominie. Cały chaos rozpętany przez jakieś dzieciaki rozgrywał się na jego ulicy...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Candace
Niezniszczalny
Dołączył: 27 Gru 2009
Posty: 1686
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 17 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Lublin Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 20:17, 23 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
[PB]
-Co się tutaj dzieje?! O co w ogóle chodzi?- krzyknęła Diana.
-Jakiś dzieciak podburza wszystkich przeciwko Radzie. Jeżeli nie zapanujemy nad tym to będzie jeszcze gorzej niż przedtem.
-Co robimy?
-Trzeba zagrodzić drogę tym co idą na początku. Chodź - powiedziała i pociągnęła Dianę przez węższe uliczki.
3 minuty później stały już przy ratuszu. Grupka pierwszych osób zbliżała się do nich.
Ja pier...
Na czele zbiorowiska z wesołymi minami kroczyli Syriusz i Remus. Na widok siostry zatrzymali się jednak i spoglądając jej w twarz zagryźli wargi.
Sonia miała tak wielką chęć uduszenia braci i gdyby Rain nie przytrzymała jej za bluzę zrobiłaby to z pewnością.
-Z Wami pogadam później. Teraz wracać do domu, ale skrótami (kto jak kto, ale Sonia i jej bracia byli doskonale rozeznani w planie miasta).
Chłopcy posłusznie wykonali polecenie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Diana
Jr. Admin
Dołączył: 22 Lut 2010
Posty: 899
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Siemianowice Śląskie Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 20:46, 23 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
Mimo odejścia braci Sonii, tłum nie przestawał niszczyć miasta. Dziewczyny były załamane, były bliskie poddania się. Jednak nagle Diana wpadła na pewien nieco ryzykowny pomysł. Odeszła z Sonią lekko na bok i w tym czasie szepnęła do niej:
-Udam, że jestem po ich stronie, wyprowadzę ich gdzieś daleko i szybko wrócę. Mnie oni nie znają.
-Ale przecież oni też prędko wrócą i będą jeszcze bardziej rozwścieczeni.
-Trudno, przynajmniej zyskamy trochę czasu. Znasz inne wyjście?
-Chyba nie.
-W takim razie spróbuję. Mam prośbę - przyślij kogoś za mną, kto by nas szpiegował. Jak by coś poszło nie tak, to wtedy ten ktoś by szybko poinformował miasto. A teraz wczuj się w rolę. - to mówiąc, Diana mocno popchnęła Sonię - Ty idiotko! Myślisz, że jestem po waszej stronie?! - krzyknęła.
Sonia nie odpowiedziała, udając nieprzytomną. Diana odwróciła się w stronę tłumu.
-Słuchajcie, wiem, gdzie Rada ukryła całe jedzenie z Perdido. Debile, pewnie myśleli, że jak je schowają na drugim końcu ETAP-u, to tak dla ludzi będzie lepiej, phi! To kto idzie ze mną odnaleźć pożywienie?
Większość osób była na początku niezdecydowana, jednak w końcu poszli za Dianą. Wyruszyli od razu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gość
|
Wysłany: Wto 21:39, 23 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
[PB]
Wojtek nagle wyłączył swoją moc. Krzyknął. Stop!! Ona kłamie,pewnie jest z rady.. Wszyscy ustali , Wojtek dodał. -Rozwalcie całe to miasto. Ja załatwię wam jedzenie.. Posłuchali Wojtka, po czym ten zwrócił się ku tej dziewczynie. - Widzisz , nie znam cię , ale nie wygrasz ze mną. A i przekaż radzie , że nie mają szans niech lepiej od razu oddadzą mi władze. A teraz kochani rozwalcie to gówniane miasto. Buntujcie się. Bo to przez tą rade nic nie macie. Ja załatwię wam wszystko czego chcecie. . Dzieciaki znowu zaczęły niszczyć wszystko dookoła. Dziewczyna za , którą szły była bezradna. Wojtek włączył swoją moc i dodał. - Kochani ufajcie tylko mi , nikomu innemu. A i pamiętajcie jutro dostaniecie jedzenie. Obiecuję.. Wojtek śmiał się widząc , że dzieciakom podoba się rozwalanie PB. W niewidzialności poszedł swoimi drogami.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Cpt. Hetero
Gość
|
Wysłany: Wto 22:05, 23 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
[PB]
Po drodze do domu, Arthur o mało nie upadł z wrażenia, gdy zobaczył akcję rozgrywającą się w środku Perdido Beach. Ulice zaroiły się od dzieci i młodzieży z kijami, cegłami i innymi przedmiotami w rękach. Ci, którzy nie bili się ze sobą, niszczyli wszystko, co napotkali na swojej drodze, między innymi samochody i sklepy. Na chodnikach było także trochę krwi, choć Misfortune nie widział, czy stała się komuś poważniejsza krzywda. W jednym miejscu na ulicy, nagle zaczęło się robić ciaśniej. Na kilkanaście sekund wszystko powróciło do „normy”. Ktoś zaczął krzyczeć do całego tłumu.
- Chani ufajcie lko mi , nikomu innemu. A i tajcie, utro dostaniecie dzenie. Uję. – dało się usłyszeć. Arthur nie wiedział dokładnie o co chodzi, ale prawdopodobnie ktoś mówił o jedzeniu. Na szczęście jemu ten problem nie doskwierał. Schował całe swoje jedzenie do piwnicy, do której tylko on miał klucz. Nikt u niego niczego nie znajdzie, choć pożywienia miał nawet za dużo. Sporo rzeczy pewnie po prostu się zepsuje. Ale co tam. W końcu to moje i nie zamierzam się z nikim dzielić. Niech sobie robią co chcą, byleby mnie nie mieszać. Po chwili, z zamyślenia wyrwał go ryk dzieciaków, które zaczęły ponownie niszczyć wszystko dookoła. Arthur bał się o Rhina, więc jak najszybszym krokiem poszedł do swojego domu. Wszedł do środka, zamykając za sobą drzwi, lecz nadal słychać było krzyki z zewnątrz. Misfortune dał psu jeść, po czym podszedł do okna, żeby spojrzeć, czy ta gromada ludzi nie zbliża się do okolic jego domu. Nie zobaczył nic specjalnego, oprócz jednej osoby, idącej prosto do jego drzwi wejściowych. Kogo niesie?
Ostatnio zmieniony przez Cpt. Hetero dnia Wto 22:08, 23 Lis 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
zimowykalafior
Super Admin
Dołączył: 10 Wrz 2010
Posty: 2241
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 53 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Australijskie Skierniewice Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 22:17, 23 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
[PB]
An usłyszała jakiś głos za sobą. Odwróciła się.
To był on. Wojtek. Jednak stać go było na to, żeby się pokazać.
-Widzisz, nie znam cię, ale nie wygrasz ze mną. A i przekaż radzie, że nie mają szans, niech lepiej od razu oddadzą mi władzę. A teraz kochani rozwalcie to gówniane miasto. Buntujcie się. Bo to przez tą Radę nic nie macie. Ja załatwię wam wszystko czego chcecie.
An popatrzyła na resztę, na kilkadziesiąt zagubionych dzieciaków, którym wydawało się, że ta bezmózga kreatura może im wszystko dać.
-A czego chcecie?!-wydarła się do ludzi na cały głos. Uznała jednak, że i tak nie posłuchają. To bez sensu.
Chłopak znowu zniknął. Coś tam jeszcze gadał, ale An nie zwracała na to uwagi. Niee, teraz mi nie ucieknie. Uważnie popatrzała na ziemię. Dostrzegła ledwie widoczne, ale dające się dostrzec ślady.
-Zaraz wracam-powiedziała do Joan, która właśnie lądowała i wciąż nieprzytomnej Elise.
Skupiła się. Nie szła. Patrzyła na ślady, które powoli oddalały się. Mógł ją zobaczyć. An, chcąc nie chcąc, była widzialna. Nic nie mogła na to poradzić. Powoli szła naprzód, po cichu, nie gubiąc tropu. Szukała miejsc, gdzie trawa lekko się uginała. Gorzej było z chodnikiem- tam tylko mogła domyślać się, w którym kierunku idzie ten Wojtek, czy jak mu tam. Ukrywała się za krzakami, drzewami, czasami się teleportowała, by cały czas pozostać w ukryciu.
W końcu nie wytrzymała. Z krzykiem rzuciła się w pustą przestrzeń. Nie była pewna, czy tam jest. Ale był. Wpadła prawie centralnie na niego. Poczuła, że się przewrócił, a potem widocznie bardzo zaskoczony zawołał:
-Przecież mnie nie widzisz!
-Dlaczego miałabym cię nie widzieć?-spytała An z miną niewiniątka. -Daruj sobie te sztuczki.
Dalej go nie widziała, więc chwyciła coś, co prawdopodobnie było jego koszulką.
-Mam cię.
-Puść mnie!- zaczął wierzgać i wyrywać, a An w odpowiedzi okładała pięściami powietrze dookoła, czasami trafiając.
-Co ty im chcesz dać? Po co w ogóle to robisz?! Chcesz żyć w takim chaosie?!
Popchnęła go mocno, tak, że usłyszała, jak uderza w betonowe ogrodzenie.
-No, pokaż się, bohaterze-buntowniku!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
akimoda
Uzdrowiciel
Dołączył: 14 Cze 2010
Posty: 805
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Łąka/zachodniopomorskie Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 17:51, 24 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
Dookoła był straszny gwar. Dzieciaki biegały i rozwalały co popadnie. Joan rozmawiała z An, gdy ta nagle stwierdziła, że musi coś sprawdzić i zniknęła. Zaraz po tym Joan zauważyła, że jakiś dzieciak biegnie w jej stronę z kijem bejsbolowym, więc ta w ostatniej chwili zdążyła wznieść się na bezpieczną wysokość.
- Nie wiem kim jesteś, ale lepiej odłóż ten kij! Raczej nie chcesz nikomu zrobić krzywdy! - Joan musiała krzyczeć, by tamten wśród tego gwaru mógł ją w ogóle usłyszeć.
- A co ty tam wiesz! Lepiej oddaj nam jedzienie, które ukradłaś!
W tym momencie paru chłopców przyłączyło się do tej gniewnej rozmowy.
- Właśnie, oddaj je nam!
- Dobrze, ale najpierw się uspokójcie i przestańcie demolować całe miasto!
- Nie ty o tym decydujesz! Będziemy robić co nam się podoba!
- W takim razie jedzenie trafi do rąk Rady!
To powiedziawszy poleciała w stronę rynku. Usłyszała jeszcze jak chłopcy krzyczą jakieś wulgaryzmy w jej stronę, ale je zignorowała. Z daleka zauważyła, że na ulicy dzieciaki kogoś okrążyły. Poleciała w tamtą stronę żeby sprawdzić co się dzieje. Dobiegło ją nawoływanie Anuny.
- Joan! Tutaj!
Dziewczyna wylądowała na ziemi obok An i zauważyła nieprzytomną dziewczynę.
- Matko, co jej się stało?
- Jakieś gnojki ją pobiły. - Mówiąc to, spojrzała gniewnie na otaczający ją tłum - Trzeba ją opatrzyć.
Anuna zniknęła, by po chwili wrócić z opatrunkami.
- Masz, zatamuj krwawienie. - Powiedziała do Joan.
Dziewczyna wzięła od niej apteczkę. An nagle się odwróciła i zaczęła coś krzyczeć w stronę zgromadzonych. Joan nie za wiele widziała, z resztą była zajęta by interesować się o co w ogóle chodzi. Spojrzała tylko przez chwilę w stronę An i zauważyła, że ta gdzieś się oddala. Joan nie zwróciła na to uwagi tylko zabrała się za opatrywanie rannej. Tłum dookoła niej wcale się nie rozchodził, więc zlustrowała ich wzrokiem i poprosiła jednego z chłopców, by jej pomógł zabrać nieprzytomną w jakieś bezpieczniejsze miejsce. Ku jej zdziwieniu nawet się nie zawahał i od razu przystąpił do działania.
- Jak ona się nazywa? - zapytała Joan.
- Elise - odpowiedział jej chłopak.
Zanieśli Elise do najbliższego domu. Joan niezważała na to czy dzieciakom, które zamieszkiwały ten dom to się spodoba czy też nie. Po prostu musiała gdzieś położyć Elise.
- Połóż ją na kanapie - powiedziała do chłopaka.
Gdy ten wykonał polecenie, zapytała go o imię.
- Nazywam się Todd.
- Dzięki za pomoc, a teraz jak chcesz możesz już wracać.
Todd popatrzył na nią przez chwilę, jakby chciał coś powiedzieć, ale w końcu zrezygnował, odwrócił się i wyszedł z domu.
Joan wzięła krzesło z kuchni i usiadła obok Elise, w nadziei że ta niedługo oprzytomnieje.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez akimoda dnia Śro 18:00, 24 Lis 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|