|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Bisqit
Pirokinetyk
Dołączył: 19 Lip 2010
Posty: 746
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Perido Beach Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 19:14, 24 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
[nieco wcześniej rano, PB]
Obca dziewczyna stanęła przez chłopcami wyprostowana, pewna, ale z rozłożonymi w przyjaznym geście rękoma.
- Pobudka. - powiedziała z udawanym uśmiechem. Brian umiał to rozpoznać,. Sam kiedyś uczył się takich sztuczek.
-Ej! Czemu jestem związany?! - zaprotestował Caine.
- Nie chcę, żebyście narobili więcej szkód - wyjaśniła dziewczyna. Widać było, że udaje. - A teraz, mogę wiedzieć, co wy tutaj robicie?
Brian tylko mrugał. Jeszcze nie do końca się wybudził. Czuł się fatalnie. Głowa okropnie go bolała. W dodatku było jeszcze bardzo wcześnie. Natomiast Caine dziwnie kręcił głową.
- Pękną ci bębenek - powiedziała do Caine'a i przykucnęła obok niego - To takie coś w uchu, wiesz? Dlatego twoje ucho nie działa. I masz ten opatrunek. - pociągnęła za opaskę uciskową na jego głowie i strzeliła.
- Jeżeli nie będziecie grzeczni, ucierpicie jeszcze bardziej, zrozumiano. - przeniosła wzrok na Brian'a, czuł to. Próbował udawać, że ona nie robi na nim wrażenia.- Dlatego nie używaj mocy, Brian.
- Zaraz? -teraz nie udało mu się podtrzymać tej maski obojętności - Skąd ty wiesz?!
- Że jesteś Brian? Czy może o mocy? Wiem dużo rzeczy, Brian.
- Jesteśmy w Radzie!- wykrzyknął Caine, jakby tracąc połowicznie słuch, sądził że musi krzyczeć -Pożałujesz!
Tamta przewróciła tylko oczami.
- Dlatego będziecie tu siedzieć.
- Chcesz żebyśmy byli zakładnikami? spytał oburzony Brian.
To najwyraźniej zdumiało dziewczynę.
- Nie, nie mam żądań. Po prostu brzydzę się zabijaniem.
Nagle Brian wpadł na pewien pomysł.
- A może...-zaczął. Nie... Nie możesz tego zrobić... mówiła mu strona uczuć. Spoko, przecież później się z tego wywiniesz. podpowiadała mu jego luzacka część. Tak. musisz to zrobić. Nie ma innego wyjścia. W dodatku dowiesz się paru rzeczy...-strona rozsądku. Ja chyba wariuje... pomyślał po czym powiedział:
-A może moglibyśmy coś dla ciebie zrobić... Przecież masz jakiś plan, prawda? Moglibyśmy ci pomóc w jego realizacji...
-Hmm... Interesujące...-zamyśliła się dziewczyna.
Caine patrzył z zaskoczeniem na Brian'a. Już miał wykrzyczeć coś w stylu: Ale my, dobrzy, tak nie robimy!. Brian "puścił do niego oczko". Nic. Caine nadal był oburzony. Brian mrugnął do niego kilkakrotnie. Jego kolega chyba w końcu zrozumiał. Brian miał wrażenie, że jego przyjaciel zaraz uderzy się otwartą dłonią w czoło, po czym krzyknie: Aaaaa... O to chodziło!
-Ok, myślę, że znalazło by się dla was jakieś zadanie.-
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Bisqit dnia Śro 19:20, 24 Lis 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Diana
Jr. Admin
Dołączył: 22 Lut 2010
Posty: 899
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Siemianowice Śląskie Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 19:19, 24 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
-Ku***.
Z takimi typami nie łatwo było wygrać. Diana wiedziała, że są małe szanse, wręcz zerowe, by jej plan wypalił. Nie myliła się. Teraz "tylko" pozostawało wymyślić coś mądrzejszego. Jednak nic jej do głowy nie przychodziło. Zrozpaczona, mogła tylko stać i patrzeć na to wszystko. W końcu zaczęła biegać najszybciej jak potrafiła, starając się zapobiegać najgorszym wypadkom. Ludzi było jednak za dużo, by nad wszystkim zapanować.
Zanim ktokolwiek zdążył zareagować, stało się coś okropnego. Jakiś na oko jedenastolatek, dziko wymachiwał wielką siekierą. W pewnej chwili wszyscy dookoła zgromadzeni usłyszeli głuchy huk. Diana spojrzała w tamtą stronę. Na ziemi leżała dziewczynka, nie mogła mieć więcej niż trzy lata. W jej głowie sterczała siekiera. Rain podbiegła do małej, chociaż wiedziała, że nic nie może pomóc. Dziewczynka umarła.
Cała walka na chwilę ustała, wszyscy byli zaszokowani tym, co się stało. Diana wzięła ciało dziecka na ręce i podeszła do Sonii. Ta krzyknęła do tłumu:
-Tego właśnie chcecie? By przez waszą głupotę umierały niewinne dzieci? Gratuluję rozsądku.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gość
|
Wysłany: Śro 19:43, 24 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
[PB]
Szybko wyrwał się , dziewczynie , która go złapała. Uciekł do domu.
Wojtek siedział już w domu. Już był widzialny. Nagle do domu wbiegł jakiś dzieciak. Krzyczał. - Przez ciebie nie żyje dziecko!!!. Wojtek wysłuchał całej historii. Chłopiec wyszedł. Wojtek spojrzał na coraz bardziej zniszczone miasto. Nie chciał śmierci innych , chciał chaosu , buntu. Ale nie zabijania. Był wściekły , że ktoś zabił dziecko, walił pięściami w parapet. Miał całe czerwone. Łzy wściekłości napłynęły mu do oczów. Teraz wiedział czemu to robi ,wiedział czemu wszystkich buntuje. Wszystko przez to , że był samotny , że jego najlepszy przyjaciel zginął , że osoba , którą kocha zniknęła , że wszyscy , których chciał przeprosić znikli. Wojtek chciał w ten sposób odreagować złość. Pomyślał - Jak można zabić siekierką dziecko . Czuł się odpowiedzialny za tę śmierć. Krzyczał na cały głos.- Co ja zrobiłem?. Jestem jebanym durniem !!!. Wszystko prze zemnie . Płakał , miał nerwy nienawidził siebie.
Po krótkim czasie włączył swoją moc. Chciał od naleź radę. Chciał by go ukarano. Nawet chciał , aby go zabito. Szedł między chaosem, między bijącymi , przeklinającymi , niszczącymi dzieciakami. Widział w oddali ratusz. Szedł prosto do Rady.
Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Śro 19:51, 24 Lis 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
mandarynka
Gość
|
Wysłany: Śro 19:50, 24 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
Tequila delikatnie uchyliła drzwi od swojego pokoju.
- Pora wyjść do świata. - zrobiła dwa kroki do przodu, uniosła wysoko głowę i wycofała się z powrotem do swojej pieczary.
-Nie dam rady, po prostu nie dam. - Tequila położyła się na chłodnej podłodze. Leżała nieprzytomna. Blada, bez życia. Klatka piersiowa co jakiś czas pozornie poruszała się to w górę to w dół. Przypominała sylfidę, pełną gracji i wdzięku leżącą na smutnym gruncie baletnicę.
-Wstanę i pójdę na dwór. - przypomniała sobie o planie na dzisiaj.
Lekko się chwiejąc, wstała i po raz kolejny otworzyła ciężkie, dębowe drzwi. Pociągnęła za pozłacaną klamkę i wbiegła do łazienki znajdującej się naprzeciwko jej pokoju. Otworzyła małą apteczkę i wyciągnęła z niej lek o nazwie Dormicum, zaczęła połykać tabletkę za tabletką.
Najspokojniej w świecie położyła się na seledynowych kafelkach i zaczęła z kimś rozmawiać.
-Cześć, dawno się nie widziałyśmy. Chcę wyjść na dwór. Właściwie nie wiem czy chcę. Powinnam wyjść na dwór ale.. sama nie wiem. Idę już do
Ciebie. - zamknęła oczy.
Uśmiechnęła się i szła środkiem ulicy, żadne auto już od dawna nie dotknęło ciepłego asfaltu. Jak długo to trwa? Jak długo nie ma jej rodziców i dziadków? Jak długo ukrywała się przed wszystkimi w swoim wielkim, strasznym domu?
-Patrzcie duch. - słyszała sceptyczny szept jakiejś dziewczyny.
Dzieci niektóre ze strachem w oczach inne z płaczem uciekały do domów lub chowały się za budynki i drzewa. Mimo to kroczyła równym tempem.
-Pomóżcie mi. - wydusiła z siebie i zniknęła.
Obudziła się w swojej łazience, z rozbitym łokciem i bólem w skroniach. Odgarnęła z twarzy rude kosmyki i wrzasnęła na całe gardło. Z hukiem upadła na łazienkową podłogę, w tle słyszała tylko ciche, niespokojne szepty.
-Pomóżcie mi.
Ostatnio zmieniony przez mandarynka dnia Śro 20:51, 24 Lis 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
zimowykalafior
Super Admin
Dołączył: 10 Wrz 2010
Posty: 2241
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 53 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Australijskie Skierniewice Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 20:05, 24 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
[PB]
Do oczu An napłynęły łzy bezsilności. Wojtek wyrwał się jej i uciekł.
Jakim prawem przypuszczałam, że zdołam ich powstrzymać?
Odwróciła się i pobiegła przed siebie. Nie wiedziała, dokąd. Po prostu biegła. Musiała wyładować złość.
Świat wokół zdawał się być rozmazany. An już tam nie było. Była gdzie indziej. Nie wśród krzyku, wrzasku, chaosu, nie obok dziewczynki, która przed chwilą przestała oddychać, bo ktoś ją uderzył siekierą.
An chciała uciec. Jak najdalej.
Zatrzymała się na skraju miasta, upadła ciężko na ławkę, ukryła twarz w dłoniach i dalej płakała.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Fire-mup
Biczoręki
Dołączył: 08 Maj 2010
Posty: 2051
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 2/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 20:41, 24 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
Śniło jej się.... Nie, w sumie nic jej się nie śniło. A nawet jeśli, zapewne nie chciała by was tym zanudzać. Kiedy się obudziła wszystko ją bolało. Minęła dłuższa chwila, zanim odzyskała jasność myślenia. Niepewnie rozejrzała się po pokoju. Obok niej siedziała jakaś dziewczyna.
-Kim ty...
-Nazywam się Joan. – nieznajoma uśmiechnęła się. – Nieźle cię poturbowali, ale teraz powinno być już lepiej.
Elise spróbowała poruszyć rękami i nogami. Czuła rany w kilku miejscach ale wyglądało na to, że żadna kość nie była złamana.
-Pomogłaś mi dziękuję.
-To Anuna cię znalazła. Ja opatrzyłam.
-Tak więc jestem bardzo wdzięczna wam obu. Jeśli kiedykolwiek byś mnie potrzebowała, jestem do usług. A umiem to i owo. – uśmiechnęła się tajemniczo. Delikatnie potarła wielkiego guza z boku czoła. Będzie to musiała czymś zasłonić. Usiadła i niepewnie spróbowała wstać. Zachwiała się, ale Joan ją podtrzymała.
-Dzięki. – powiedziała i spróbowała zrobić parę kroków. Opatrunki były mocne, więc jedyne czego jeszcze potrzebowała do sprawnego poruszania się były jakieś leki przeciwbólowe. Zdaje się, że zostało ich trochę z czasów, kiedy przyniosła je dla Arthura. Powoli, z trudem skierowała się w stronę drzwi.
-Jeszcze raz bardzo dziękuję. Nie wiem co by się stało, gdyby nie wy.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Candace
Niezniszczalny
Dołączył: 27 Gru 2009
Posty: 1686
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 17 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Lublin Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 21:21, 24 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
[PB]
Miała taką wielką nadzieję, ze plan Diany się powiedzie. Nic z tego. Nie zdążyła zareagować kiedy mała dziewczynka oberwała siekierą w głowę.
Cała walka na chwilę ustała, wszyscy byli zaszokowani tym, co się stało. Diana wzięła ciało dziecka na ręce i podeszła do Sonii. Ta krzyknęła do tłumu:
-Tego właśnie chcecie? By przez waszą głupotę umierały niewinne dzieci? Gratuluję rozsądku.
Wszyscy zwrócili się w jej kierunku.
-Takie małe dziecko przypłaciło własnym życiem wasza głupotę. Rozwalacie całe miasto, bo brakuje wam jedzenia, bo tęsknicie, bo jakiś dupek cierpiąc z powodu nudy podburza was wszystkich. Chcecie jedzenia? No to proszę bardzo! Pola są pełne zboża, warzyw i innych specjałów. Na pole i do roboty!
Prawie każdy dzieciak spuścił wzrok.
-Mówicie, ze Rada nic nie robi. Serio? A co Wy robicie?! Całymi dniami jak nie siedzicie w domach wlepiając wzrok w ekran to demolujecie miasto i znęcacie się nad innymi! Chcecie żeby tak dalej było?!
Ciche pomruki wśród tłumu.
-Sterowanie takim miastem nie jest łatwe! Rada dopiero zaczyna. Robimy wszystko co w naszej mocy, ale bez waszego poparcia i współpracy z wami nic nie zdziałamy. Niedługo zapewne zabraknie jedzenia. Chcecie głodować?!
Ciche "nie" wydobyło się z gardeł poszczególnych osób.
-Patrzcie - wskazała na dziewczynkę na rękach Diany - Jeżeli nie będziemy współpracować będzie więcej ofiar. Chcecie tego? Myślę, że nie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gość
|
Wysłany: Czw 15:49, 25 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
Wojtek szedł ulicami. Nikt go nie widział. Trafił w sam środek jak jakaś dziewczyna przemawiała. -Takie małe dziecko przypłaciło własnym życiem wasza głupotę. Rozwalacie całe miasto, bo brakuje wam jedzenia, bo tęsknicie, bo jakiś dupek cierpiąc z powodu nudy podburza was wszystkich. Chcecie jedzenia? No to proszę bardzo! Pola są pełne zboża, warzyw i innych specjałów. Na pole i do roboty!.
-Mówicie, ze Rada nic nie robi. Serio? A co Wy robicie?! Całymi dniami jak nie siedzicie w domach wlepiając wzrok w ekran to demolujecie miasto i znęcacie się nad innymi! Chcecie żeby tak dalej było?!
-Sterowanie takim miastem nie jest łatwe! Rada dopiero zaczyna. Robimy wszystko co w naszej mocy, ale bez waszego poparcia i współpracy z wami nic nie zdziałamy. Niedługo zapewne zabraknie jedzenia. Chcecie głodować?!
Wojtek zobaczył zabite dziecko na rękach innej dziewczyny. Nie wiedział co robić. Wyłączył swoją moc. Po czym skierował się do dziewczyny. Która mówiła te słowa.
-To ja!!!. To ja jestem za to odpowiedzialny. Ja ich podburzyłem. A i to nie wynik nudy , ale moich problemów. Teraz jeżeli chcesz to zaprowadź mnie do rady. Niech wymierzą mi kare. Albo sama od razu mnie zabij..
|
|
Powrót do góry |
|
|
Candace
Niezniszczalny
Dołączył: 27 Gru 2009
Posty: 1686
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 17 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Lublin Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 16:37, 25 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
[PB]
-To ja!!!. To ja jestem za to odpowiedzialny. Ja ich podburzyłem. A i to nie wynik nudy , ale moich problemów. Teraz jeżeli chcesz to zaprowadź mnie do rady. Niech wymierzą mi kare. Albo sama od razu mnie zabij..
Sonia czuła jak cała wypełnia się gniewem i złością. Podeszła do chłopaka, złapała go za rękaw i pociągnęła w kierunku Diany.
-Tak poważne były Twoje problemy, ze ta mała musiała zginąć! Naprawdę!?
-Ja nie wiedziałem...
-Nie nie wiedziałeś! Ty to prosty przestałeś myśleć! Masz problemy!? To pogadaj z kimś?! Patrz do czego doprowadziłeś!
Miała tak wielką ochotę strzelić go w twarz, ale tego nie zrobiła. Zwróciła się do tłumu.
-Wracajcie do domów. Jeżeli chcecie w czymś pomóc zgłoście się do ratusza. Jeśli nie macie ochoty zadbać o swoje przeżycie... Nie liczcie na to, że inni Was wyręczą.
Ciągnąc za rękaw chłopaka weszła z nim i Dianą do ratusza.
-Daj małą. Zajmę się nią. Odsapnij. Gdybyś mogła przypilnuj tego gnoja - powiedziała i przejęła ciało dziewczynki na ręce. Wyszła z ratusza.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
heroin(e)
Debil Roku
Dołączył: 21 Mar 2010
Posty: 2232
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 22 razy Ostrzeżeń: 1/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 18:30, 25 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
I rzeczywiście. Tu była akcja. Nie przeszkadzała Wojtkowi. Ale schemat z Coates się powtórzył. Chłopak znowu się załamał. Po prostu nie nadawał się do takich zadań. Do podburzenia takiego społeczeństwa nie jest potrzebny nikt specjalnie inteligentny. Byle głupkowi się uda. Ale żeby nie dać się złapać, naprawdę coś zrobić… Tu nie możne mieć takich idiotycznych zahamowań jak ten chłopak. W końcu kogo obchodzi jedno dziecko?
A teraz… Ta dziewczyna, która przed chwilą wygłosiła taką płomienną mowę odeszła. Zostały te zabiedzone dzieciaki.
-No co wy… Naprawdę wierzycie we wszystko, co oni wam powiedzą?
Dzieci odwróciły na nią wzrok.
-Bez przesady… Jedna osoba? Przecież jest nas dużo. Zresztą… Czy nie wydaje wam się, że wyglądała komicznie z tą siekierą w główce? Hahah.
Teraz już wszyscy patrzyli na nią jak na wariatkę.
- No, widzę, że nie podzielacie mojego poczucia humoru… Trudno, W każdym razie, jeżeli chcecie „zadbać o swoje przeżycie” jak powiedziała tamta. Myślę, że lepiej będzie jak pójdziecie ze mną. Słyszeliście o Coates? Na pewno tak. Ja jestem stamtąd. Wierzcie mi, potrafię sobie poradzić. Chwilę jeszcze patrzyła na tłum bezbarwnych ludzi. Widziała na ich twarzach, że też chcą być Kimś, a nie tylko pionkami w Grze Strategicznej ETAP 2000, w którą grała Rada. Zresztą, tak naprawdę, czy jest na świecie osoba która chociaż w najmniejszym stopniu nie chciała by rządzić?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Fire-mup
Biczoręki
Dołączył: 08 Maj 2010
Posty: 2051
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 2/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 20:18, 25 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
Wróciła do domu, zażyła tabletki i od razu poczuła ulgę. Nie tylko z powodu uśmierzonego bólu. To co zrobiły dla niej Anuna i Joan było wyjątkowe. Szczególnie, że dla tej drugiej była zupełnie obcą osobą. A jednak obie jej pomogły. Kto by pomyślał, że tak pozytywnie to na nią wpłynie. Może z powodu świadomości, że komuś jednak zależało na jej życiu.
Podeszła do lustra i mruknęła niezadowolona. Z boku jej czoła widniał wielki, fioletowy guz. Spróbowała zaczesać włosy na tą stronę by go ukryć, lecz ich jasna barwa bardzo skutecznie jej to uniemożliwiała. Jej ojciec był brunetem, matka szatynką i tylko Elise i jej siostra jako jedyne w rodzinie Bóg wie po kim odziedziczyły blond kłaki. W końcu dała sobie spokój i niepewnie wyszła na zewnątrz. Ruch zmalał, Sonia kończyła swoje piękne przemówienie, a dzieciaki na placu słuchały w milczeniu. Jednak mimo to z ostrożności, udała się do ratusza niezwykle cicho, kryjąc się za budynkami. Jak duch. Jak cień.
Wślizgnęła się do budynku i ujrzała tam Dianę i jakiegoś chłopaka.
-Kto to?
-Wojtek! – powiedziała dziewczyna, jakby to samo w sobie było wytłumaczeniem. Bo i było. Przyjrzała mu się. Nie wyglądał na kryminalistę, nie wydawał jej się zły. Co najwyżej zagubiony. Ale to go nie usprawiedliwiało. Zrobił cos złego i musi za to odpowiedzieć. Jednak nie chciała przy tym być. Sama często czuła się samotna i zagubiona, więc nie potrafiła ukarać za to kogoś innego. Nawet, jeśli na to zasłużył. Nagle poczuła, że coś cieknie jej po nodze. Zrobiło jej się słabo. Jedna z ran nie wytrzymała długiego chodu. Elise opadła na najdalszą w pomieszczeniu ławkę i podparła głowę rękami. Na szczęście już po wszystkim.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Diana
Jr. Admin
Dołączył: 22 Lut 2010
Posty: 899
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Siemianowice Śląskie Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 22:30, 25 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
[PB]
Diana siedziała z Wojtkiem w ratuszu. O dziwo, nie sprawiał problemów. Postanowiła milczeć, w ogóle się do niego nie odzywać. Nie zasłużył nawet na to.
-Przecież to była mała, zupełnie niewinna dziewczynka... Co ona komu zrobiła?
W tym momencie do pomieszczenia weszła Elise. Wyglądała okropnie, było oczywiste, że ktoś ją pobił.
-Kto to? - spytała, patrząc na Wojtka.
-Wojtek! - Diana tylko tyle potrafiła powiedzieć. Przecież sama nie wiedziała o nim więcej.
Elise sprawiała wrażenie, jakby zaraz miała się przewrócić z wycieńczenia. Usiadła na jednej z ławek.
-Pomóc ci jakoś? Może przyniosę jakieś nowe bandaże? - Diana nie mogła patrzeć na cierpienie koleżanki.
-Wzięłam już tabletki, po prostu potrzeba mi snu. Ale jeśli ci się chce, to możesz poszukać jakiegoś bandażu.
-Dobra, ale mogę tylko w tym pomieszczeniu. Lepiej nie spuszczać go z oczu. - wskazała na Wojtka, nadal milczącego.
-Wiem, wiem.
Diana użyła swojej mocy, by jak najszybciej odnaleźć opatrunek dla Elise. Nie musiała szukać długo. W jednej z szuflad znalazła bandaże, plastry, waciki i wodę utlenioną. Podeszła do dziewczyny, zdjęła stary opatrunek z nogi, który już przesiąkł krwią i zaczęła oczyszczać ranę.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
mandarynka
Gość
|
Wysłany: Czw 22:38, 25 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
-Ej obudź się. Wstawaj. - ładna, bladoskóra przyklękła i dotknęła dwoma palcami szyję Tequili.
-Przynajmniej żyje. - ciężko westchnęła i spojrzała na opakowanie po lekach.
-Tego nam brakowało.
-Pomóżcie mi. - wyszeptała zduszonym głosem dziewczyna leżąca na zimnych kafelkach.
-Co? Co mówisz?-Joan nachyliła się, dotknęła ręką czoła po czym podniosła ją do pozycji siedzącej.
Tequila zakrztusiła się i wypluła dwie, zmoczone tabletki.
-Dziękuję. - wydusiła z siebie cicho i niepewnie, jakby się czegoś obawiała.
-Nie ma za co, ostatnio zdarza mi się ratować ludzkie życia. - powiedziała Joan trochę sarkastycznie.
-Muszę wyjść na dwór. - Tequila wstała zostawiając w tyle zdziwione spojrzenie nowopoznanej Joan i wyszła z domu.
Tak jak wcześniej tyle, że tym razem szła duchem i ciałem przez opustoszałe drogi Perdido Beach.
-Idę do ciebie. Już wkrótce się spotkamy. - szepnęła spokojnym, opanowanym szeptem. Lecz nadal szeptała. Ludzie spoglądali na nią niezbyt życzliwym wzrokiem.
-Hej zaczekaj, gdzie ty idziesz? - usłyszała za plecami głos Joan.
Dziewczyna otworzyła usta ze zdumienia. Tequila leżała na drodze i jednocześnie lekko przeźroczysta stała obok.
-To niemożliwe. - szepnęła nieprzytomnym głosem i podążyła w stronę Tequili.
|
|
Powrót do góry |
|
|
akimoda
Uzdrowiciel
Dołączył: 14 Cze 2010
Posty: 805
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Łąka/zachodniopomorskie Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 23:29, 25 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
Po wyjściu Elise, Joan postanowiła poszukać łazienki, żeby umyć umazane krwią ręce. Źle jej się one kojarzyły, przywodziły na myśl złe wspomnienia. Łzy zaczęły jej napływać do oczu.
- Przestań. Bądź twarda, już za dużo łez wylałaś. - powiedziała do siebie, by dać sobie otuchy.
Weszła po schodach i zauważyła otwarte drzwi od łazienki. Ujrzała jeszcze coś. Jakaś nieprzytomna dziewczyna leżała na kafelkach w toalecie. Joan najpiew się wahała, obawiając się najgorszego, ale potem jednak poszła sprawdzić co stało się dziewczynie.
- Ej, obudź się. Wstawaj. - Joan przyklękła przy nieprzytomnej i dotknęła palcami jej szyi.
- Przynajmniej żyje. - ciężko westchnęła i spojrzała na opakowanie po lekach.
- Tego nam brakowało.
- Pomóżcie mi. - wyszeptała zduszonym głosem dziewczyna leżąca na zimnych kafelkach.
- Co? Co mówisz? - Joan nachyliła się, dotknęła ręką czoła tamtej, po czym podniosła ją do pozycji siedzącej.
Dziewczyna zaksztusiła się i wypluła dwie tabletki.
- Dziękuję. - wydusiła z siebie cicho i niepewnie, jakby się czegoś obawiała.
- Nie ma za co, ostatnio zdarza mi się ratować ludzkie życia. - powiedziała Joan nieco sarkastycznie.
- Muszę wyjść na dwór. - dziewczyna wstała, zeszła powolnie ze schodów i słychać było jak chwilę później otwiera frontowe drzwi.
Joan patrzyła za nią zdziwionym spojrzeniem, całkowicie nie rozumiejąc co się dzieje. Pobiegła za nią i zobaczyła jak tamta idzie przez środek ulicy, a inni patrzą na nią jak na jakiegoś dziwoląga. Nie rozumiała ich spojrzeń - wydawały się przestraszone, ale jednak dostrzegała w nich nutę nienawiści, a może i obrzydzenia.
- Hej zaczekaj, gdzie ty idziesz? - krzyknęła za nią Joan, lecz ta nie odpowiedziała.
Dziewczyna mamrotała coś do siebie i nagle upadła jak bezwładna kukła i jednocześnie pojawiła się obok swojego nieruchomego ciała. Wyglądała jak duch, wszystko co znajdowało się za nią było widać.
- To niemożliwe. - szepnęła Joan i ruszyła w stronę ducha.
- Jak to zrobiłaś? - zapytała Joan.
- Ja.. nie wiem. To się samo dzieje. Nie kontroluję tego. - powiedziała tamta.
- Jak się nazywasz? - spytała Joan.
- Tequila. A ty?
- Joan. Także mam tak jakby moc, ale nie wiem tak samo jak ty, skąd ona się wzięła.
- A co potrafisz? - zapytała z ciekawością Tequila.
- Ja potrafię latać. Naprawdę fajne uczucie kiedy unosisz się jak ptak. - odpowiedziała z lekką nutką radości.
- W ogóle nie wiem co się stało. Przyjechałam tu niedawno i jak byłam pierwszy dzień w tutejszej szkole to wszyscy dorośli zniknęli.
- No tak, nie ma żadnego dorosłego w mieście ani w obrębie 30 km, o ile się nie mylę. Otacza nas jakaś niewiadomego pochodzenia bariera i to ona prawdopodobnie spowodowała zniknięcie wszystkich, którzy skończyli 15 lat.
- 15 lat? Czemu akurat tyle?
- Tego nie wiemy. To po prostu taka granica i wtedy wypadasz z ETAPu.
- Z czego?
- Ekstremalne Terytorium Alei Promieniotwórczej. Tak nazwaliśmy to miejsce. Widzę, tak samo nic nie wiesz jak ja sprzed paru godzin.
- Na to wygląda.
Stały cały czas na ulicy, a osoby postronne patrzyły na nie dziko i z nienawiścią. Tequili jakoś udało się wrócić do swojego ciała. Postanowiły pójść na rynek i poszukać Anuny oraz innych z Rady, by dowiedzieć się co planują.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez akimoda dnia Czw 23:38, 25 Lis 2010, w całości zmieniany 4 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gość
|
Wysłany: Pią 9:43, 26 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
[PB]
Wojtek milczał. Nie chciał się odzywać. Jakaś dziewczyna pobita weszła do pomieszczenia. W głowie roiło mu się od myśli. Co zemną będzie , czy mnie zabiją. Ale nie powiedział tego na głos. Milczenie było najlepszą sprawą w tym momencie. Oczywiście gdyby chciał mógł wyrwać się włączyć swoją moc i uciec. Ale tego nie chciał. Musiał ponieść kare za to wszystko co zrobił.
Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Pią 9:44, 26 Lis 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
zimowykalafior
Super Admin
Dołączył: 10 Wrz 2010
Posty: 2241
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 53 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Australijskie Skierniewice Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 15:32, 26 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
[PB]
Na samym początku była zimna wściekłość. Potem furia. Po furii zobojętnienie, a na końcu rozpacz. Dzika rozpacz, nie dający się opanować płacz, nienawiść do całego świata. I po części wstyd. Dlatego, że próbowała zgrywać bohaterkę. Myślała, że dokona nie wiadomo czego. Dlatego też, że przestała sobie radzić sama ze sobą. Nie kontrolowała tego, co robi.
An otarła łzy i wstała. Nie chciała wracać do miasta. Najchętniej zaszyłaby się gdzieś w lesie, żeby nie musieć patrzeć na to wszystko.
Ale musiała wrócić. Mel tam została. Musi ją chronić. To jej jedyne zadanie.
Poszła w kierunku miasta. Co tu tak cicho?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Loki
Super Moderator
Dołączył: 26 Maj 2010
Posty: 2006
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 43 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gdańsk Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 23:50, 26 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
Nieco wcześniej
Tak! Mam was!
El mistrzowsko udało się zachować obojętną minę:
-Ok, myślę, że znalazło by się dla was jakieś zadanie – odparła chłodno. W myślach kłębiły jej się potencjalne misje dla nowych rekrutów.
Ale, ale… Nie zapominaj, że oni są w Radzie. A ten cały Brian ma moc. Nie można im ufać.
Jej rozmyślania przerwał gwar za oknem i odgłos tłuczonego szkła. Zerwała się z miejsca i zerknęła za żaluzje.
- Co się dzieje? – zapytał Brian, ale nie zwracała na niego uwagi. Czym prędzej rzucił się do kamer.
- Ej! O co kaman, do jasnej cholery! – wykrzyknął, jak zwykle zabójczo cierpliwy, Caine.
Dopiero po dłuższej chwili Elizabeth wróciła do pokoju w którym siedzieli chłopcy. Bez słowa rozwiązała ich i poprowadziła do komputera.
Przez następne czterdzieści minut oglądali obrazy z kamer, przyglądając się zamieszaniu. Brian zasugerował, żeby się tym zająć, ale El po prostu przytrzymała go za ramię i nadal uparcie wpatrywała się w ekran. Przybliżała obraz, poprawiała jego ostrość, a nawet stosowała zastosowała podczerwień i mogli oglądać Wojtka, przemierzającego spokojnie ulice, błogo ukrytego pod podszewką swojej mocy niewidzialności. El nie chciała uronić ani jednego słowa. W końcu…
-Dobra panowie. Więc wasze zadanie – macie iść po tego całego Wojtka i go tu przyprowadzić. Jesteście policją, tu jest komisariat, więc macie alibi.
- Ale, po co nam on? – spytał Brian, kładąc nacisk na słowo „nam”.
- Bo ma przydatną moc, a będzie chciał jakoś odkupić swoje winy, czyż nie? – El uśmiechnęła się chytrze.
Po długich namowach, szczególnie intensywnych ze strony Caine’a, El dała im po parze kajdanek, plastikowych policyjnych pałek i niewielki, służbowy rewolwer (na wszelki wilki naładowany ślepakami – nie ma co ryzykować).
- A co mamy powiedzieć Radzie? – spytał jeszcze Brian, zanim opuścili budynek.
- Coś wymyślicie. –oznajmiła El i zatrzasnęła za nimi drzwi.
Teraz prędko pomknęła na górę. W biegu złapała bluzę, narzuciła ją na siebie i naciągnęła kaptur na głowę. Z szafki wyjęła niewielkiego Crosmana – mały kaliber, ale za to lekki i poręczny. Idealny do jej celów. Rzut oka na kamery – nic niepokojącego. Wymknęła się tylnym wejściem.
Ani przez chwilę nie uwierzyła, że Wojtek się poddał. A ona przekabaci go na swoją stronę. Szybko odnalazła Caine’a i Briana, spokojnie idących przez miasto i zajętych rozmową. Nie widzieli jej, a lata praktyki sprawiły, że niemożliwym było, aby ją w ogóle zauważyli. A niech tylko ci dwaj spróbują jakichś sztuczek – nie zawaha się nacisnąć spustu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gość
|
Wysłany: Sob 12:07, 27 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
Wojtek obrócił się. Zobaczył jakiegoś dzieciaka. Dzieciak krzyknął. - Szybko choć za mną...!. Wojtek odepchną Dianę tak , że ta upadła. Włączył swoją moc, i na pożegnanie dodał. - Ha !! Myślisz , że się poddałem. Jesteś naiwna jak ta cała banda z Rady. A i jeszcze jedno koszmar dopiero się zacznie. . Włączył swoją moc i pobiegł za chłopakiem. Jak się nazywasz zapytał Wojtek.
-Brian -odpowiedział.
-Czemu mnie uratowałeś?
-ktoś chce się z tobą widzieć
-Kto ?? . Wojtek wyłączył swoją moc i przed sobą zobaczył jakąś dziewczynę. Brian powiedział , że to jest El. Wojtek patrzył na dziewczynę po czym dodał
-Witaj EL.
|
|
Powrót do góry |
|
|
zimowykalafior
Super Admin
Dołączył: 10 Wrz 2010
Posty: 2241
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 53 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Australijskie Skierniewice Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 18:58, 27 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
[PB]
An nie mogła w to uwierzyć. Po drodze nikt nie próbował jej zabić. Ulice opustoszały. Nikt nie krzyczał. Nikt nie biegał. Nikt nie wymachiwał siekierą.
W oddali zobaczyła Joan z jakąś inną dziewczyną.
-Cześć. Sorry, że tak uciekłam, ale...-nie potrafiła znaleźć sensownego wytłumaczenia.
-Spoko. Elise już czuje się lepiej. To jest Tequila- powiedziała Joan.
-Hej. Jestem An. Miło mi.- wyciągnęła w kierunku tamtej rękę. Tequila ją uścisnęła.
Rozejrzała się i zobaczyła Briana. A potem Wojtka. I jakąś dziewczynę. Rozmawiali. Albo chce go przeciągnąć na swoją stronę, albo się poddał. Albo... Sama nie wiedziała, co myśleć, ale było w tym coś dziwnego.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Cpt. Hetero
Gość
|
Wysłany: Nie 2:23, 28 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
[PB]
Arthur uważnie przypatrywał się idącej osobie. Była coraz bliżej jego domu, jakieś 20 metrów dzieliło ją od schodków. Chłopak pamiętał o przygodzie z dziewczyną z kijem baseballowym, więc tym razem nie zamierzał tak po prostu otworzyć drzwi. Pobiegł jak najszybciej do pokoju swojej ciotki i wyjął spod łóżka srebrną kasetkę, którą otworzył elektronicznym cztero-liczbowym szyfrem. Pogrzebał w niej kilka sekund, po czym usłyszał pukanie do drzwi. Nerwowo przerzucił zawartość kasetki i ku swojemu zadowoleniu znalazł przedmiot, którego szukał. Schował to do tylnej kieszeni jeansów, zamknął skrytkę i z powrotem wsunął ją pod łóżko. Podbiegł do przedpokoju i spojrzał przez judasz. Na zewnątrz stał chłopak, może w jego wieku. Wyglądał na silnego, był dość umięśniony. Arthur i tak domyślał się, że w walce wręcz nieznajomy nie miałby z nim szans, jednak nie wiedział czy przybysz nie chowa niczego w rękach i kieszeniach. Tylko spróbuj jakiś dziwnych zagrań, a nie wyjdzie ci to na dobre. Misfortune otworzył szybko drzwi, przewiercając wzrokiem chłopaka, którego właśnie ujrzał.
- Witaj, jestem Nick. – przedstawił się od razu.
- Chcesz czegoś konkretnego? – spytał Arthur bez zbędnego zastanowienia.
- Hmm, właściwie to tak. Jesteś już czwartą osobą, do której zaglądam. Masz może wodę pitną? Mi się już skończyła…
- Nie możesz wziąć jej ze sklepu? Pewnie w każdym znajdziesz coś do picia.
- Tylko, że jest jeden problem. Otóż, wolę tego nie robić. Czuję się jak złodziej. Nie chcę kraść tych rzeczy, za które normalnie bym płacił. A z tobą przeprowadziłbym jakąś wymianę. Czego ci brak?
- Nie masz niczego, co mógłbyś mi zaoferować, gwarantuję ci. Dlatego, iż ja po prostu niczego nie chcę i nie potrzebuję. Przykro mi, nie mogę ci pomóc. Żegnam. – powiedział Arthur, zamykając Nickowi drzwi przed nosem. Misfortune nasłuchiwał przez chwilę, czy chłopak zszedł z jego schodków. Po kilku sekundach usłyszał oddalające się kroki. Podszedł jeszcze do okna, aby się upewnić, czy nic mu nie grozi. Chłopak już znikał za zakrętem. Odszedł w szybkim tempie, zapewne w poszukiwaniu wspomnianej wody. Misfortune miał jej pod dostatkiem, lecz z jakiej racji miałby ją oddać? Nie widział powodu. Oparł się o ścianę i zaczął rozmyślać. Po kilku sekundach zadumy wyjął przedmiot z tylnej kieszeni. Złapał go i zważył jedną ręką. Ważył około dwóch kilogramów.
- No, na szczęście nie musiałem ciebie dzisiaj używać. – Arthur uśmiechnął się pod nosem i schował pistolet Desert Eagle za pasek od spodni.
Ostatnio zmieniony przez Cpt. Hetero dnia Nie 2:26, 28 Lis 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|