|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Dorian
Administrator
Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 330
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 19:27, 02 Lis 2010 Temat postu: Rozdział I |
|
|
<center>PUFF!
Od początku ETAPu minął tydzień...
Wielka radość po zniknięciu dorosłych zaczyna powoli mijać...
W Ekstremalnym Terytorium Alei Promieniotwórczej zaczyna się nowa epoka.
Władza dzieci.
Anarchia.
Przemoc.
Mutanci.
Alkohol.
Narkotyki.
Ciemność.
</center>
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Candace
Niezniszczalny
Dołączył: 27 Gru 2009
Posty: 1686
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 17 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Lublin Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 19:42, 02 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
[PB]
Sonia siedziała na schodach ratusza.
Tydzień. Tyle czasu minęło od zniknięcia dorosłych... A teraz wszędzie chaos - pomyślała widząc marnotrawiące jedzenie dzieci, walające się wszędzie śmieci i biegające bez sensu maluchy.
Co się stało? - to chyba najpopularniejsze pytanie minionego tygodnia.
Dziewczyna skierowała wzrok w kierunku dawnego McDonald'sa. Porozbijane szyby, poprzewracane stoliki i krzesła, jedzenie poniewierające się po ziemi. Nikt nie przybrał stanowiska dowódcy, nikt nie chciał brać na siebie odpowiedzialności.
Znajomy głos i rzut oka w stronę nadchodzącej postaci. Elise Emmily.
-Trzeba coś z tym zrobić - powiedziała Sonia do siebie i ruszyła w kierunku dziewczyny.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Fire-mup
Biczoręki
Dołączył: 08 Maj 2010
Posty: 2051
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 2/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 20:10, 02 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
W panującym zgiełku nikt nie zwrócił uwagi, na krążącą po mieście postać. Od kilku godzin chodziła ulicami Perdido Beach w poszukiwaniu czegoś, co chociaż w małym stopniu przypominało by jej o normalnym życiu. Lecz tutaj nic nie było normalne. Spuszczone z rodzicielskiej smyczy dzieci, po kilku dniach rozpaczy, zabrały się za okradanie sklepów i demolowanie miasta. Przez przypadek, nadepnęła na leżącą na chodniku strzykawkę łamiąc ją. No tak, pomyślała. To było do przewidzenia. Schyliła się i wrzuciła ostre odłamki do kosza, by nie stanowiły zagrożenia dla młodszych dzieci. To niewiele w porównaniu z istnym torem przeszkód, jaki stanowiła pierwsza aleja, ale w zaistniałych okolicznościach liczył się każdy gest. Wtem, zobaczyła idącą w jej kierunku, ciemnowłosą dziewczynę. Znała ją z widzenia w szkole, ale nie mogła przypomnieć sobie imienia. Uśmiechnęła się do niej zachęcająco i wskazała dwójkę stojących nieopodal obok dzieciaków.
Może już czas zacząć działać na większą skalę?
Lecz do tego potrzeba więcej, niż jednej osoby.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Fire-mup dnia Wto 20:11, 02 Lis 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Marvel
Różowy
Dołączył: 21 Mar 2010
Posty: 284
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 13 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 20:21, 02 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
[PB]
Marvel przyszedł na plac z opuszczoną głową. W prawej ręce trzymał nierozłączny zeszyt i ołówek. Nie rozejrzał się po owym miejscu. Nawet nie próbował. Usiadł pod najbliższym drzewem, na miarę czystym miejscu, a takich od niedawna rzadko można było spotkać w Perdido Beach.
Kiedy już usadowił się wygodnie zaczął rozmyślać. Ile to już? Chyba tydzień. Siedem dni bez dorosłych. Tyle ile Bóg stwarzał świat, aby później go zepsuć tworząc taki ETAP. Choć dla niektórych przez te siedem dni życie straciło sens, dla niego prawie nic się nie zmieniło. Nadal milczał. Nadal psychicznie był sam. Może gdzieś tam w środku, bardzo głęboko czuł tęsknotę za rodzicami i rodzeństwem... Może.
Zdecydowanie to co tu nastąpiło było czymś dziwnym. Czymś, czego rozum ludzki nie jest w stanie całkowicie pojąć. Nawet umysł Marvela. Omberd uważał, że powinni coś zrobić. Oni, starsze dzieciaki. Powinni stworzyć jakiś plan, doskonały, który prowadziłby w Perdido Beach ład i harmonię. Mimo to nie mówił o tym nikomu. Po pierwsze: nie miał komu. Po drugie: odwagi też nie miał. Odganiając złe myśli, które z resztą od niedawana bardzo się powieliły, otworzył swój zeszyt i zaczął rysować. Tym razem będzie to jakiś ptak. Paw. Tak, majestatyczny paw będzie odpowiedni.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Candace
Niezniszczalny
Dołączył: 27 Gru 2009
Posty: 1686
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 17 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Lublin Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 20:54, 02 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
[PB]
Dziewczyna kiwnęła głową i wskazała dwójkę dzieciaków stojących na placu. Sonia wykonała więc ruch głową w prawą stronę i zrównała się z Elise.
-Pewnie mnie nie kojarzysz... Sonia Black. Ale mów mi Lily.
-Elise, Elise Emmily. - odparła dziewczyna ściskając dłoń Sonii.
-Niezłe bagno, co?
-Na to wygląda. Musimy zacząć działać.
-Wiem...
Wzrok panny Black przykuła stojąca w pobliżu dziewczyna, która starała się uspokoić mała dziewczynkę. Jej rude włosy bardzo przyciągały uwagę.
-Chodź Elise - powiedziała i ruszyła w kierunku nieznajomej.
-Pomóc Ci? - zapytała stając tuż obok rudowłosej.
-Nie ma potrzeby - odparła tamta puszczając rękę małej.
-Jestem Sonia Black. Dla znajomych Lily, a to jest Elise Emmily.
-Jestem Rain.
-Rain?
-Diana Rain. Rain to nazwisko - uśmiechnęła się dziewczyna.
-Przepraszam. Z tego wszystkiego powoli przestaję myśleć. Tak więc... - nie skończyła. Jej uwagę przykuło 3 małych ogryzków, którzy zawzięcie rzucali kamieniami w siedzącego pod drzewem chłopaka.
-Małe nędzne kreatury! Przestańcie i to już! - rzuciła w ich kierunku i ciągnąc za sobą Elise i Dianę ruszyła w stronę siedzącego chłopaka.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Candace dnia Wto 20:55, 02 Lis 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Loki
Super Moderator
Dołączył: 26 Maj 2010
Posty: 2006
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 43 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gdańsk Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 21:25, 02 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
[PB]
"Wkurzające, małe bachory" - myślała El, uchylając firanę i spoglądając na smutny, brudny plac za oknem. Zajęła posterunek policji, wciśnięty pomiędzy San Pablo Avenue i Pacific Boulevard. Niewiele – dwie ciasne cele, ławka w przedsionku, oraz kontuar, za którym stał komputer z bazą danych Perdido Beach Police i, co najważniejsze, trzy ekrany. Na każdym wyświetlał się obraz z czterech kamer, rozmieszczonych po całym mieście. El chciała mieć na wszystko oko. Ale na razie nie było czego oglądać. Oczywiście, nikt nie wpadł na to, aby uporządkować ten cały bajzel! Ale to jej nawet odpowiadało…
Jeszcze raz zerknęła na ekran. Na placu rozmawiały jakieś dwie dziewczyny, ale to żadna rewelacja. Nieco ciekawszy byli dwaj chłopcy, mazający mury dawnej szkoły.
Poczłapała na piętro.
Znajdowało się tu ciasne, biurowe pomieszczenie –pięć biurek, każde z komputerem, oraz całymi stosami papierów, piętrzących się w nierównych rzędach. Dokumenty były teraz bezużyteczne, poza tymi kilkoma teczkami, które zgromadziła u siebie – osób poniżej 15 roku życia, odnotowanych za drobne przewinienia. Bezcenne źródło informacji. Skierowała się do biura komendanta. Jedyne komfortowe pomieszczenie – solidne biurko, ekspres do kawy, kanapa, na której obecnie spała. W kącie torba z rzeczami, jakie przyniosła sobie z dawnego domu. Tu również znajdował się komputer, ale mogła do niego podprowadzić obraz tylko z jednej z kamer. Wybrała tę pokazującą plac. Ponownie zerknęła na rozmawiające dziewczyny. Obraz był niewyraźny, ale poprawienie jego jakości, nie stanowiło dla niej problemu. Teraz był wystarczająco wyraźny. Mogła rozpoznać twarze – wcześniej, tamte dziewczyny nie rzuciły jej się w oczy, a co najważniejsze, mogła zrozumieć o czym mówią. Czytanie z ruchu warg, naprawdę nie jest takie trudne. Przysunęła bliżej swój nieodłączny notes – zawsze zapisywała sobie to, co wydało jej się istotne. Tak zdobyła broń. Pewnie chłopak chwalił się kumplowi, że ojciec miał wiatrówkę. Wystarczyło sprawdzić adres dzieciaka i ta-dam. Łącznie z tym, co znalazła na posterunku, miała cztery sztuki broni.
Ale, ale… wracając do placu….
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Loki dnia Wto 21:32, 02 Lis 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
zimowykalafior
Super Admin
Dołączył: 10 Wrz 2010
Posty: 2241
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 53 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Australijskie Skierniewice Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 15:34, 03 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
[PB]
Anuna właśnie przechodziła przez plac, gdy zobaczyła rozmawiające dziewczyny. Początkowo nie zwróciła na nie uwagi, rozmowa przecież nie była czymś wyjątkowym. Jednak instynkt podpowiedział jej, że właśnie one mogą pomóc. Pomóc... To takie dziwne. Anuna nigdy nie potrzebowała pomocy- jednak teraz, w tym nowym świecie przestała sobie radzić. Wszyscy dorośli zniknęli- dlaczego? O co tu chodzi? Może ktoś próbuje ją wrobić? Ona sama jakoś by to przeżyła, niestety jej młodsza siostra, 9-letnia Melissa bez przerwy płakała i zadawała w kółko te same pytania. Anuna nie mogła odpowiedzieć- sama nic nie wiedziała. Minął już tydzień. Tydzień totalnego szału. Przestało być wesoło.
Najwyższy czas, żeby coś zrobić. Nie wiedziała dokładnie co, ale COŚ na pewno... Nigdy nie myślała o przyszłości, nigdy nie planowała, ale nie można było stać i bezczynnie patrzeć, jak dzieciaki marnują jedzenie. Podeszła do dziewczyn.
-Cześć... Jestem Anuna, ale możecie mówić na mnie An. Wiecie... Siostra nie daje mi spokoju. To nie jest normalna sytuacja, nie wiem, co z nią zrobić. Teraz została w domu, włączyłam jej bajkę, ale trzeba coś zrobić... I jedzenia też zaniedługo zabraknie...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Megumi
Niezniszczalny
Dołączył: 04 Mar 2010
Posty: 1550
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: L-wo Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 16:13, 03 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
[CA]
Maggie siedziała w sali i wyglądała przez okno.
Pomyśleć, że kiedyś była to sala od matmy... Dziewczyna rozejrzała się po sali. Tablica była cała pomazana, krzesła powywracane, ławki połamane nie wspominając już o biurku nauczyciela, na którym widniały wulgarne napisy.
Pan Connor by się wkurzył i to bardzo...Dziewczyna mimowolnie się uśmiechnęła. Po chwili znów zwróciła swój wzrok na krajobraz za oknem. Nie było to nic, co ujęłoby serce malarza: zwykły widok na pobliskie miasteczko. Maggie nigdy tam nie była.
Po co mam iść do tych zgrai małych brzdąców? Wolę być tutaj.
W istocie Maggie nie chciała się sprzymierzać z kimkolwiek z miasteczka. Uważała, że nie zasługują na jej towarzystwo. W końcu to właśnie oni nie mają bagatej rodziny. A ten kto ma pieniądze ma również władzę.
Nagle przez otwarte okno wleciała do sali butelka. Maggie popatrzyła się na nią.
Ach te dzieci... Maggie już miała odwrócić wzrok, kiedy nagle coś przykuło jej uwagę. W pustej butelce była zwinięta kartka...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Marvel
Różowy
Dołączył: 21 Mar 2010
Posty: 284
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 13 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 16:16, 03 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
[PB]
Marvel już prawie skończył. Prawie bo jakimś chłopakom zachciało się zabawy w rzucanie do celu. Nienawidził, kiedy mu się przeszkadza w malowaniu. Oderwanie go od nierealnego świata było najgorszą rzeczą jaką można było zrobić. Mimo to Marvel nie wybuchł. Nie krzyknął, nie zaczął gonić młodocianych opryszków. Podniósł jedynie wzrok posyłając im ostrzegawcze spojrzenie. Zawsze tak robił. To był wręcz jego mechanizm obronny, jak u grzechotnika machanie końcówką ogona.
Tak jak się spodziewał żaden z nieznajomych chłopaków, prawdopodobnie młodszych od niego, nie odważył się podejść bliżej niż na 20 metrów.
Dlaczego niektórzy mu dokuczali? Właściwie to nie dawał im jakiegokolwiek powodu. Robili to tylko dlatego, że się z nimi nie kolegował, nie chciał należeć do ich bandy, być tak zwanym łobuzem. Mimo iż ani razu jeszcze nie trafili w Marvela było to, według niego, dość denerwujące i wulgarne. Może nie tylko według niego bo usłyszał po chwili damski krzyk i latające kamienie znów zaczęły robić to do czego były stworzone, czyli po prostu leżeć. Kiedy tamci odbiegli Marvel wrócił do kończenia swojego dzieła. Niezauważalnie podeszły do niego trzy dziewczyny.
- Ty jesteś Marvel, tak? Chodzę... a raczej chodziłam z tobą na biologię - odezwała się jedna, jakby szefowa reszty.
Omberd nadal rysował. Dopiero po chwili uświadomił sobie, że ona wypowiedziała jego imię. Tak rzadko ktoś to robił. W końcu podniósł głowę, patrząc na nie spod czupryny czarnych włosów. Nie odezwał się.
- Wredne bachory! - oburzyła się druga przerywając ciszę.
Marvel nie wiedział co zrobić. Przyszły do niego, więc prawdopodobnie coś chciały.
- Nic mi nie zrobili... to znaczy Ci chłopacy - wydusił z siebie. - Przydałaby się jakaś kontrola, ale...
Umilkł bo zrozumiał, że nie powinien tego mówić. To nie do niego należało wypowiadanie swojego zdania. Były od tego inne osoby. Pełne dumy, pewności siebie, odwagi i ochoty do władzy. Nie on. On nic nie znaczył.
- Dzięki - powiedział w nadziei, że sobie pójdą i w tym momencie podeszła kolejna dziewczyna.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Marvel dnia Śro 16:17, 03 Lis 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Candace
Niezniszczalny
Dołączył: 27 Gru 2009
Posty: 1686
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 17 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Lublin Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 17:11, 03 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
[PB]
Sonię zaintrygowało niezdecydowanie i brak pewności Marvela. Nieraz obserwowała go na lekcjach. Siedział cicho, zazwyczaj na uboczu. No i oczywiście "tworzył" w swoim sekretnym zeszycie.
Rozmyślania panny Black przerwał dziewczęcy głos.
-Cześć... Jestem Anuna, ale możecie mówić na mnie An. Wiecie... Siostra nie daje mi spokoju. To nie jest normalna sytuacja, nie wiem, co z nią zrobić. Teraz została w domu, włączyłam jej bajkę, ale trzeba coś zrobić... I jedzenia też za niedługo zabraknie...
Dziewczyna powiedziała to prawie na jednym wdechu i, zdawać by się mogło, z prędkością światła.
-Sonia Lily Black. To są Elise, Diana i Marvel - powiedziała podając dziewczynie rękę i wskazując na towarzyszy.
Chłopak nadal siedział na ziemi i wpatrywał się w dziewczyny z wyraźną rezygnacją. Z perspektywy Sonii wydawało się to trochę śmieszne, ale komentarze zostawiła dla siebie.
-Marvel. Up! - powiedziała do chłopaka wykonując gest jakiego używała niegdyś nauczycielka biologii prosząc kogoś o powstanie.
Chłopak przewrócił oczami i podniósł się.
-To co robimy? - zapytała.
...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Fix
Super Szybki
Dołączył: 29 Gru 2009
Posty: 422
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 18:01, 03 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
Sirius jechał swoim rowerem po ulicy. Niemiłosierny żar słońca prażył mu plecy, do których zdążyła się już przyczepić koszulka. Przypomniał sobie wydarzenia sprzed kilku dni.
Obudził się rano i stwierdził, że nie pójdzie do szkoły. Chodził do niej prawie zawsze, starając się unikać wszelkich zaległości. Tym razem jednak źle się czuł. Głowa pulsowała mu straszliwym bólem, a ręce... najpierw czuł mrowienie, a potem tak jakby zaczęły się palić. Nie było tego widać ale dłonie piekły go żywym ogniem. Spojrzał na zegarek. Była 5:23. Położył się, a kiedy się obudził, światło słoneczne wpadało przez okno. Musiało być późno. Nie czuł w ogóle bólu. Czuł pustkę. Nicość, a jednocześnie niepokój. Ubrał się i zszedł do kuchni. Nikogo nie było. Z początku przestraszył się, ale potem powiedział sobie:
- No tak. Przecież dzisiaj oboje musieli wyjść wcześniej do pracy.
Wyszedł przed dom i stanął jak wryty. Przed jego domem leżała grupka pijanych chłopców. Mieli może jedenaście lat.
Co się stało? Powinna już tu być policja i zabrać ich do izby wytrzeźwień. Kręcąc głową wszedł na chodnik. Przystanął na chwilę spoglądając na niebo. Wszedł na przejście dla pieszych... Metr przed nim przejechał czerwony szybki wóz jadąc z pewnością z niedozwoloną prędkością. Gdyby wszedł na ulicę sekundę wcześniej zostałby rozgnieciony. Dysząc szybko pokonał odległość dzielącą go od chodnika. Idąc włożył rękę do kieszeni i zobaczył ile ma pieniędzy. Niewiele, ale na lody starczy. Kiedy doszedł do sklepu, spojrzał na drzwi. Napis na drzwiach wyraźnie pokazywał, że jest zamknięte. Ze złością poszedł dalej. Stwierdził, że odwiedzi swojego najlepszego kumpla, Chrisa. Posuwając się naprzód patrzył pod nogi. Nagle z przodu coś zaczęło dziwnie błyskać. Zamarł, gdy uświadomił sobie zapach temu towarzyszący. Coś się pali. Uniósł głowę i już nie miał wątpliwości.
Dom Chrisa stanął w płomieniach.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Megumi
Niezniszczalny
Dołączył: 04 Mar 2010
Posty: 1550
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: L-wo Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 18:37, 03 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
[CA]
Hmm… Ciekawe. Maggie powoli wyjęła kartkę z butelki i rozwinęła ją. Na papierze widniały jakieś bazgroły i ledwo czytelne słowa, jednak można było domyślić się ich znaczeń.
Czy oni nigdy nie przestaną? Maggie zdenerwowała się.Minął tydzień, a oni ciągle cieszą się ze zniknięcia dorosłych. Mam przeczucie, że niedługo będą za nimi tęsknić… Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem, wyobrażając sobie scenę, w której wszyscy chodzą do ściany i wołają swoich rodziców. Oczywiście ona nie zalicza się do nich. Nie po tym co zrobił jej ojciec.
Nie! Ogarnij się! Maggie z całej siły uderzyła się ręką w twarz.Nie możesz płakać! Nie wolno ci okazywać twoich słabości!Dziewczyna wzięła dwa głębokie oddechy, wstała z podłogi i wyszła z sali matematycznej. Kiedy znalazła się na korytarzu rozejrzała się dookoła. Cisza.
Wszyscy zapewne są w pokojach…
Nagle przed nią stanął chłopak o głowę od niej mniejszy. Miał na sobie szkolny mundurek. Założę się, że od tygodnia się nie mył.pomyślała dziewczyna.
- Czego chcesz? - zapytała.
Chłopak wyszczerzył swoje żółte zęby.
- Podobno umiesz kraść… - zaczął tajemniczo.
- Jeżeli myślisz smarkaczu, że wykorzystam moje umiejętności tylko po to by ukraść kinder niespodziankę to sorry, pomyliłeś adres.. – Maggie wysyczała te słowa przez zęby. Miała już serdecznie tego dość. Przez ostatni tydzień, co rusz podchodziły do niej dzieci z młodszych klas i prosiły o kradzieże różnych rzeczy zaczynając od szczoteczki do zębów a kończąc na spleśniałym serze.
- I tu się mylisz. – odpowiedział chłopak. – Chodzi o coś innego. Za tą kradzież zapłacę ci z góry. – dodał.
To brzmi interesująco… Warto spróbować…
- O jaką rzecz chodzi? – zapytała Maggie zalotnym głosem.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Bisqit
Pirokinetyk
Dołączył: 19 Lip 2010
Posty: 746
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Perido Beach Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 18:54, 03 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
[PB]
Wyszedł z domu dziadków. Posuwał się w stronę placu. Miał dość. Dość tych bachorów cieszących się tym, że nie ma dorosłych. Postanowił przemówić im do rozsądku. Miał wrażenie, że PUFF-nięcie wszystkich powyżej 15 lat to kara. Kara za grzechy. Może, jeżeli poprawimy się... Może wszyscy wrócą... Potknął się o nieprzytomnego 10-latka. Ćpun! zaszydził w myślach Brian. Dotarł na plac. Jego uwagę przykuła grupa starszych od niego dzieciaków. Od bardzo dawna nie rozmawiał z nikim, kto miał poniżej 20 lat. Może czas zacząć. pomyślał po czym podszedł do nich.
- Cz...cześć...- wymamrotał.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Cpt. Hetero
Gość
|
Wysłany: Śro 19:47, 03 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
Arthur Misfortune siedział w fotelu. Siedział i słuchał muzyki. Było to jego ulubione zajęcie. Myślał, że przed nastaniem tych dziwnych dni, słuchał jej naprawdę dużo. Jednak teraz miał włączoną MP3 prawie cały czas. Arthur miał zamknięte oczy, odpłynął. Nie myślał zbyt dużo o panującej sytuacji w okolicy. Nie przejmował się tym, stało się i już. Jemu i tak na niczym nie zależało. W trakcie utworu „Wrong” zespołu Depeche Mode nagle otworzył oczy. Spojrzał w lewo, na swojego psa, Rhina. Pies szczeknął głośno, więc nawet ze słuchawkami w uszach chłopak słyszał go dokładnie. Rhino radośnie merdnął ogonem, po czym otrzepał się i ponownie zaczął merdać. Chcesz wyjść na zewnątrz, prawda? Arthur posiedział jeszcze kilkanaście sekund i wstał. Założył swoją czarną koszulę i trampki. Nie wyłączył odtwarzacza muzyki, tylko schował go do kieszeni. Założył obrożę psu i sięgnął po smycz. Nie ufał czasom jakie nastały, więc wolał, żeby jego pies się nie oddalał. Jeszcze jakieś upite dziecko wjechałoby na niego rowerem. Nie ryzykował. Przynajmniej w sytuacjach, w których chodzi o zdrowie Rhina i jego samego.
-Dobra, idziemy na spacerek.
Piesek szczeknął kilka razy i pognał w kierunku drzwi.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Fire-mup
Biczoręki
Dołączył: 08 Maj 2010
Posty: 2051
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 2/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 19:47, 03 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
[PB]
Wokół nich zbierała się coraz większa grupa. Uśmiechnęła się wbrew sobie. Pierwszy raz od czasów Los Angeles była częścią jakiejś wspólnoty. Przynajmniej tak jej się wydawało.
-To co robimy? – zapytała Sonia. Tiaaaa... Dobre pytanie.
-Na początek przydało by się trochę posprzątać. Jacyś ochotnicy?
Cisza.
-Cóż za zaskoczenie....
Wtem, podszedł do nich jakiś chłopiec, niewiele młodszy od niej.
-Cz...cześć...- wymamrotał niepewnie.
-Cześć. – uśmiechnęła się ciepło. Nie wiedziała, co jeszcze mogła by powiedzieć, gdyż sama była niemniej zagubiona. Omiotła obecnych wzrokiem tak, jak to miała w zwyczaju. Ktoś musiał nad tym zapanować. Ktoś... Najlepiej nie jedna osoba, gdyż było to nierealne. Jeden dzieciak, przeciwko setkom. Syzyfowa praca. Nie.... Do tego była potrzebna cała armia! A przynajmniej jakiś rząd.
Nagle wybuchnęła śmiechem, zwracając na siebie uwagę większości obecnych. Rząd? A od kiedy to interesowała się polityką? Od kiedy w ogóle obchodziło ją to, co dzieje się ‘nad nią’?
Nie, to nie było normalne. Cała ta sytuacja nie była normalna. Co nie znaczy, że powinna siedzieć z założonymi rękami. Zwróciła się do obecnych:
-Macie rację, trzeba coś koniecznie zrobić. Wspólnie ustalić, co dalej. Ale nie tutaj, nie teraz i nie wszyscy, gdyż powstanie z tego jeden wielki chaos. Proponuję utworzenie jakiejś grupy reprezentacyjnej, która to przedyskutuje. Co wy na to? – uśmiechnęła się. – Kto się na to pisze?
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Fire-mup dnia Śro 19:49, 03 Lis 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Candace
Niezniszczalny
Dołączył: 27 Gru 2009
Posty: 1686
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 17 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Lublin Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 20:18, 03 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
[PB]
-Kto się na to pisze? - spytała Elise. Cisza.
-No dobra. Ja się piszę. Im dłużej będziemy siedzieć z założonymi rękami tym ciężej będzie nad tym wszystkim zapanować. Trzeba ustalić nazwę, skład, i postanowienia. Niezbędne są też sposób działania i podział obowiązków. Trzeba zająć się żywnością, porządkiem, dzieciakami, alkoholem...
Omiotła spojrzeniem obecnych i parsknęła śmiechem.
-Przepraszam. Trochę się zagalopowałam... To kto przystępuje do... Jak to nazwać?
-Może Rada Tymczasowa ETAP-u? - rzuciła Diana.
-ETAP-u? - spytał Marvel.
-Ekstremalne Terytorium Alei Promieniotwórczej. Tak nazywają to dzieciaki. Okej, nazwę mamy. Kto będzie na tyle odważny i nie zostawi mnie samej?
Zewsząd dobiegło ciche "Jestem z Tobą". Tylko jedna osoba zamilkła. Marvel.
-Jesteś potrzebny... Zrób to dla Mnie...
Twarze Diany i Briana przybrały taki wyraz jakby mieli się popłakać ze śmiechu.
-No dobra. Zgadzam się.
Sonia uśmiechnęła się sama do siebie.
-W takim razie idziemy do ratusza. Myślę, ze to odpowiednie miejsce. Let's go!
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Candace dnia Śro 20:20, 03 Lis 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Luka
Super Silny
Dołączył: 13 Mar 2010
Posty: 322
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 20:26, 03 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
Emilly leżała na dywnaie w domu swojej jedynej przyjaciółki Kay. Pomimo tego że nie wiedziała co się dzieje, czemu znikneli dorosli i czemu wszyscy sie z tego cieszą. Ona tez się chyba cieszyła,nigdy nie nawiązała jakiegos specjalnego kontaktu z mamą, a brata nawet nie nawidziła, nienawidziła go za to że pomimo tego że wiedział co robi jej sąsiad nic nie zrobił. Po części obwiniała go za to co się stało. Ale to juz mineło, tamto wszystko to juz przeszłosc, teraz jest inna osobą. Rozmyslianie przerwała jej Kaya która nagle znalazła sie tuż przy niej.
- Masz cos jeszcze ?
- Mam. Mam jeszcze 5 i pół grama i jakies tabletki.
- Az tyle ? Normalnie kocham twojego super braciszka.
- Taa. Jesli dokładnie przeszukamy dom i ogródek to znajdziemy pewnie o wile więcej.
Kaya wyszczerzyła sie w swoim przekomicznym uśmiechu i podbiegła do lodówki. Zajrzała do środka była zapełniona jakimis słoimkami.
- Wiesz będzie lepiej jak przeniesiesz wszystkie swoje rzeczy do mnie i musimy zgromadzic troche jedzenia tak na wszelki wypadek.
- A może pochodzimy po mieście i dowiemy się jaka jest sytuacja innych ?
- Okej.
Pierwszy raz od 3 dni wyszły z domu. Poszły na plac. Stała tam grupka ludzi podeszły tam.
-Kto się na to pisze? - spytała Elise. Cisza.
-No dobra. Ja się piszę. Im dłużej będziemy siedzieć z założonymi rękami tym ciężej będzie nad tym wszystkim zapanować. Trzeba ustalić nazwę, skład, i postanowienia. Niezbędne są też sposób działania i podział obowiązków. Trzeba zająć się żywnością, porządkiem, dzieciakami, alkoholem...
- -Przepraszam. Trochę się zagalopowałam... To kto przystępuje do... Jak to nazwać?
-Może Rada Tymczasowa ETAP-u? - rzuciła Diana.
-ETAP-u? - spytał Marvel.
-Ekstremalne Terytorium Alei Promieniotwórczej. Tak nazywają to dzieciaki. Okej, nazwę mamy. Kto będzie na tyle odważny i nie zostawi mnie samej?
-Jesteś potrzebny... Zrób to dla Mnie...
-No dobra. Zgadzam się.
-W takim razie idziemy do ratusza. Myślę, ze to odpowiednie miejsce. Let's go!
Emilly stała i zastanawiała się czy na pewno chce to zrobić. Chce.
- Poczekajcie !!! Ide z wami.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Cpt. Hetero
Gość
|
Wysłany: Śro 20:32, 03 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
Arthur chodził z psem około godzinę. Nie wiedział ile dokładnie, gdyż od dnia zniknięcia dorosłych nie nosił zegarka. Bo niby po co? Po drodze spotkał kilka upitych nastolatków leżących na wznak pod jakimś domem. Żałosne. W powietrzu unosił się okropny zapach alkoholu. Arthur nie tolerował papierosów, narkotyków, alkoholu, ani innych tego typu śmieci. O dziwo, nawet nigdy nie spróbował. Koledzy kiedyś namawiali go na chociaż jedno sztachnięcie, ale zawsze odmawiał. Gdy się z niego śmiali, powtarzał: „Łatwiej jest spróbować, niż się powstrzymywać przez cały czas. Więc to nie ja jestem cieniasem, tylko Ci, którzy nie zdołali zapanować nad sobą i sięgnęli.” A poza tym, miał jeszcze dużo czasu na spróbowanie. Jemu życie nie wydawało się krótkie. Wręcz przeciwnie, ciągnęło się mozolnie, powoli. Ale przywykł do tego.
Po drodze spotkał kilka znajomych osób ze szkoły, ale nie na tyle znajomych, aby się przywitać. Spostrzegł także sporą grupę ludzi dyskutującą zawzięcie o czymś, ruszającą w jakimś kierunku. Kompletnie go to nie interesowało. Odszedł na kilkadziesiąt metrów w przeciwnym kierunku, aż w końcu zawrócił.
-Rhino, ty zawsze jesteś chętny do biegania, ale w końcu trzeba wrócić do domu! - powiedział do psa, wyraźnie urażonego, ociągającego się z powrotem. – Dostaniesz trochę karmy. Jedzenie?
Rhinowi momentalnie poprawił się humor i razem ze swoim panem-przyjacielem wrócili do domu.
Ostatnio zmieniony przez Cpt. Hetero dnia Śro 22:54, 03 Lis 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
kakunia
Lewitator
Dołączył: 24 Lut 2010
Posty: 564
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Sosnowiec Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 21:00, 03 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
Morgana powoli kierowała się w stronę ratusza. Nie chciała tam iść, lecz wiedziała, że musi. Brat- jedyna ważna dla niej osoba- chciałby, aby nadal walczyła z odmiennością. Usiadła cicho na schodach jednego z domów i obserwowała okolicę. Widziała, jak zbiera się grupa ludzi, słyszała, o czym mówią. Gdy się milczy można zauważyć o wiele więcej. Zastanawiała się, jak czują się te dzieci. Chciała wiedzieć, jak się tęskni. Ona tego nie potrafiła. Odczuwała tylko stratę brata.
-Zobaczymy, co będzie dalej- powiedziała sama do siebie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Loki
Super Moderator
Dołączył: 26 Maj 2010
Posty: 2006
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 43 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gdańsk Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 21:01, 03 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
[PB]
Puk-puk-puk
„Jak zwykle spóźnieni. Nie mogli okraść jakiegoś sklepu z zegarkami?”
El otworzyła tylne drzwi. Grupka chłopców, najstarszy miał jakieś 13 lat, odzianych w sportowe, luźne ubrania, bijące po oczach znakami firmowymi. Wszyscy mieli chorobliwie podkrążone oczy. Tak… Dostęp do narkotyków był teraz zdecydowanie łatwiejszy. Przywódca grupki wyciągnął rękę, trzymającej pen-drive’a. El sięgnęła po niego, ale ten szybo odsunął rękę.
- Wypłata – powiedział krótko. El odgoniła przemożną chęć wywrócenia oczami. Z kiszeni bluzy wyciągnęła niewielki woreczek i wręczyła go tamtemu.
Jeżeli było coś, czego Elizabeth nie miała za wiele w życiu, to szczęście. Jednak tym razem los był pomyślny. Jakiś tydzień temu… znaczy, tydzień przed zniknięciem, miejscowa policja przechwyciła transport kokainy. Prawdopodobnie miała trafić do Sierra Vista – najbliższego, większego miasta. Miejscowe władze przechowywały ją w sejfie, na komendzie, gdzie czekała na specjalny transport do Los Angels, gdzie miała zostać zniszczona. Miała.
El brzydziła się tym co robiła, jednak „mus to mus”, jak to mówią. W zamian za porcję prochów, banda wyrostków załatwiała jej sprawy na mieście. Głównie podrzucała jedzenie, ale też szukała broni w okolicznych domach, odpędzała ciekawskie bachory od posterunku i dzieliła się informacjami, jakich nie mogła się dowiedzieć z kamer. A to dopiero początek…
- Czy któryś z was, potrafi może prowadzić samochód?
Tak jak się spodziewała – puste spojrzenia.
- Skoro tak, żegnam – wycofała się do budynku.
- A co mamy zrobić? – zatrzymał ją jeden z chłopaków.
Rzuciła mu pogardliwe spojrzenie:
- Potrzebuję kierowcy. A skoro żaden z was, debile, się nie nadaje…
Zatrzasnęła drzwi i poczekała chwilę. Po niespełna dwóch sekundach Rozległo się głośne pukanie. Odczekała jeszcze chwilę, zanim nacisnęła klamkę.
-Tak? – spytała głosem niewiniątka.
- A gdybyśmy się nauczyli prowadzić, to co?
Udała, że się zastanawia.
- Wtedy pouczycie się jeszcze raz, tylko dwa razy dłużej – odpowiedziała w końcu – Jak już będziecie w stanie jeździć tak, żeby nie rozbijać się o każdy napotkany słup, przyjdźcie do mnie.
- I…? – dopytywał się tamten, zdenerwowany jej przemądrzałym tonem.
- I będzie premia. – uśmiechnęła się i nie czekając na odpowiedź zatrzasnęła drzwi i zabezpieczyła je zasuwką.
Przelotnie zerknęła na monitory i skierowała się na piętro…. WRÓC! Coś się działo. „Proszę, proszę. Odchodzę na pięć minut, a ci już coś kombinują. Wiecznie jakieś komplikacje. Tymczasowa rada ETAP-u? Jak babcię kocham…”
El zaczęła nerwowo obgryzać paznokieć – ten u małego palca, prawej ręki, jak zawsze gdy się denerwowała. To mogło popsuć jej plany, chociaż… Raczej wątpliwe, aby zdziałali cos w jeden dzień.
Nieco podbudowana tą myślą, ruszyła na górę. Załadowała pen-drive do laptopa – kolejna rzecz, jaką kazała dostarczyła swojej małej „armii”.
129 plików typu MP3. Tak… nawet więcej niż trzeba…
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|