|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Rexus Maximus
Gość
|
Wysłany: Czw 7:14, 18 Sie 2011 Temat postu: |
|
|
[Baza]
Na przedpolach osiedla, bez ruchu stał olbrzymi, fosforyzujący na czerwono niedźwiedź.
Bestia miała nawet lekko humanoidalne kształty, ale każdy i tak wiedział, że to grizzly, a nie pani z warzywniaka.
Bestia otworzyła paszczę. Wydobył się z niej dźwięk, głęboki, poważny, ale znamionujący ledwo krytą wściekłość.
- Oddajcie Chronosa.
Strażnicy stali bez ruchu, z wycelowanymi w Bestię strzelbami. W rękach Farmerów broń drżała, i pewnie jakaś połowa pocisków nie trafiłaby nawet w cel.
Rozpoczęły się szemrania. Jeden z Farmerów, który naoglądał się kiedyś kanału MityTV, powiedział:
- Chronos był greckim władcą czasu.
Kilka osób na te słowa odwróciły się w stronę Ferry'ego.
- Wyrzucić go!
Tom wyciągnął z kieszeni finkę.
- No to lu, weźcie mnie, jeśli potraficie.
Zatrzymał czas. Wszyscy, oprócz niestety Bestii, zastygli w bezruchu.
Niedźwiedź nagle teleportował się przed Zegarka, dmuchając mu prawdziwym dymem z ust w twarz.
- Chodź, chronokinetyku. Jeśli pójdziesz, czeka cię władza i siła u mojego boku. Jeśli nie, czeka cię szybka śmierć teraz, lub długa i powolna, razem z resztą ludzi i moimi braćmi.
Ferry'emu zebrało się na wymioty. Po tych słowach stali tak, bez ruchu, jakieś pół godzinki. Pierwsze odruchy torsji zaczęły wstrząsać jego przełykiem. Jelita skręcały mu się z bólu, a żołądek zacisnął się jak pięść.
Wtedy przypomniał sobie o mieczu Fanuela.
- Zaraz wrócę. Jak to się kiedyś mówiło, zw.
Wpadł do kwatery głównej, porwał ze stołu jakiś kawałek czegoś zjadliwego, jedząc to natychmiast. Wziął swój miecz z biurka. Usłyszał sapanie Bestii, która przybliżała się do Bazy.
Ferry ruszył na przełaj, aż do Bariery. Jeśli dobrze pamiętał, była tam furtka awaryjna.
Bestia demolowała jeszcze sypialnię na piętrze, kiedy Tom był już jakieś pół kilometra za Bazą.
W końcu niedźwiedź ruszył za nim.
I co, teraz nic nie powiesz?
Nie. Nic nie mogę zrobić. Jestem w Eterze, nie mam jakichś opętanych jednostek w ETAP-ie. Na przykład taki Puenmorten. Opętał sobie węża wodnego, i teraz siedzi w Tramonto. Gaiaphage? Ta mała, groźna dzidzia w brzuchu Mrocznej. A Dangumdraj? Te kawałki skał, dziecko Pojemnika. Tak to działa.
Nie możesz mi pomóc?
Nie, nie mogę.
No, wielkie dzięki. Nie dam rady biegać przez wieczność, zresztą, Bestia się zbliża.
Strzelił postarzającymi sznurami w Bestię. Parę kamyków odpadło, jednak niedźwiedź tylko przyśpieszył.
Tom, już niedaleko do Tramonto. Schroń się u Puenmortena. On nadal posiada potęgę, zdolną powstrzymać Dangumdraja. Po pewnym czasie Szkarłat sam zacznie rozpraszać swoją siłę.
[Tramonto]
Płomienie.
Pożar.
Ognisko.
Flame.
Fire.
Ogień palił się we wnętrznościach Ferry'ego. Czuł już oddech Bestii na jego karku. Niedźwiedź teleportował się przed niego, unosząc łapę.
- I tak wolę szarpać, niż palić.
Endorayal wtedy przeniósł Toma do komnaty Puenmortena.
Nie mogłeś wcześniej?
Tylko teraz byłeś dostatecznie blisko.
OK, dzięki.
A i jeszcze jedno. Charlie tu jest, no i uważa cię za kłopot.
Wtedy ze stawu wynurzył się łeb Charlesa.
Ferry pomógł mu wygramolić się na brzeg, po czym kucnął obok niego i powiedział:
- To teraz, drogi Angelu, co za kłopotem jestem?
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Vringi
Game Master
Dołączył: 01 Cze 2010
Posty: 452
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Ostrzeżeń: 2/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 10:21, 18 Sie 2011 Temat postu: |
|
|
[Staw]
Tom jak zwykle pojawił się nie wiadomo skąd, nie wiadomo jak.
Koleś ma talent do wbijania na każdą imprezę.
Charlie był jednak wycieńczony. Położył się na złocistym piasku i wpatrywał się w stalaktyty.
- Odpowiesz, czy nie?
- Nie.
To trochę zbyt bezpośrednie.
Powiedziałeś Tomowi o swojej pomyłce?
Jakiej pomyłce?
Żadnej bracie, żadnej.
Chodzi o to że przez niego uciekł Dangumdraj
Ten stary drań jest na wolności? Buahaha! Dobre! Robi się coraz ciekawiej,
Bawi cię to?
Ty nic już nie mów
Posłuchaj Charlie. Dangumdraj, ma małą wadę. Oj, nie taką małą.
Serio?
O! Nawet ty tego nie wiesz?
To Puenmorten zamknął Szkarłat.
Powiesz nam co to za wada?
Nie. Sami to musicie rozgryźć
Aha. Spoko.
Charlie chwycił w dłoń garść piasku. Przesypując go między palcami przyglądał mu się dokładnie.
- To chyba mieszanka piasku i drobinek złota. Ciekawe co jeszcze możemy znaleźć w tej grocie.
- Dlaczego stanowię dla ciebie problem?
- A dlaczego zostawiłeś swoją wspaniałą Bazę, gdy Szkarłat ją wyżyna? Tak przecież nad nią pracowałeś.
Zapadła cisza. Tom zapewne konsultował się z Endem, podczas gdy zafascynowany Angel badał grotę.
- Samael coś tu zostawił.
- Co?
- Noże - odpowiedział Charlie otwierając osamotnioną torbę - Noże szturmowe i bojowe, sztylety, finki, srbosjek, maczety i inne. Są nawet motylki.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Vringi dnia Czw 10:24, 18 Sie 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Anaid
Przenikacz
Dołączył: 07 Maj 2011
Posty: 267
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 16:23, 18 Sie 2011 Temat postu: |
|
|
[Las za Santa Katrina]
Ból nasilał się z każdą chwilą. Teraz oprócz brzucha strasznie bolała ją głowa.
Ismira jęknęła i spadła z gałęzi.
Znowu spadłam. – przemknęło jej przez myśli.
Luce z piskiem biegała wokół. Dziewczyna czuła się tak, jakby miała w sobie dzikie zwierzę, próbujące wydostać się na zewnątrz.
Ból niczym fala przemieszczał się od głowy do stóp.
W którymś momencie tak zabolał ją brzuch, że krzyknęła.
Oddychała ciężko. Jej serce przyśpieszało i zwalniało.
Krew szumiała jej w uszach. Zakrztusiła się czymś. Zwymiotowała.
Nagle, nie wiadomo skąd w jej głowie rozległ się głos dźwięczny jak dzwon:
- Przyjdź do mnie…Potrzebuję twojej pomocy. A jeśli nie…
Potworny ból szarpnął dziewczyną. Coś pękło w jej brzuchu. Wrzasnęła, a z jej gardła trysnęła krew.
Ismira opadła bezwładnie jak szmaciana lalka. Ból zaczął się oddalać, a ona poczuła jak rozerwane przez Ciemność tkanki zrastają się.
Wkońcu ból ustał całkowicie.
Podniosła się chwiejnie.
- Muszę kogoś znaleźć, bo jeśli nie, to już jestem martwa.
Ruszyła przed siebie, szukając jakichkolwiek śladów obecności ludzi.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Jagoda
Przenikacz
Dołączył: 17 Cze 2011
Posty: 243
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 18:24, 19 Sie 2011 Temat postu: |
|
|
[Dom Evans]
Oglądała zdjęcia, było ich całe mnóstwo. Zostały jeszcze trzy kartony. To, obejrzę sobie kiedyś indziej. Wstała i wyjrzała przez okno. Przed nią rozciągał się Ocean Spokojny. Poszła po strój kąpielowy, i z rozbiegu rzuciła się w wodę. Była zimna, bardzo. Pływała tak z godzinkę, gdy poczuła że coś ją gryzie w nogę. Spojrzała w kierunku lądu. Był dosyć daleko.
-Cholera! Czy ja zawsze muszę tak daleko odpływać?!
Strzeliła szybko w kierunku, dziwacznej istoty, czyli ryby, po czym zaczęła płynąć w kierunku plaży. Tam położyła się chwilę na piasku, po czym poszła do domu zabandażować pogryzioną nogę. Nagle poczuła, że nie jest sama. Odwróciła się lecz nic nie zobaczyła. Cicho wyszła z kuchni, i patrzyła do każdego pokoju. Nikogo w nich nie było. Poszła na górę. Gdy wchodziła po schodach, znowu to poczuła. Dziwne przeczucie, że nie jest sama. W końcu zajrzała na strych. Tam, zobaczyła chłopaka, na oko 15 lat. Gdy już miała zamiar coś wykrzyczeć, chłopak znikł. Carol, stała w zdumieniu cały czas patrząc w miejsce, gdzie przed chwilą siedział chłopak. Pierwszy raz była świadkiem, tego, 'puf'. Jak to można było nazwać. Zeszła na dół, myśląc o chłopaku. Ona będzie miała 15 za równy rok. Tak. Poszła do swego pokoju, gdzie włączyła płytę zespołu Gorillaz. Położyła się, słuchając piosenki 'Dare'.
*kilka godzin później*
Obudziła się słysząc hałas. Teraz ktoś naprawdę musi tu być. Zeszła na dół, rozglądając się w ciemności. Nie zobaczyła tam nic specjalnego. Wtem z ciszy wydobył się cichy chichot. Strzeliła w tamtym kierunku, gdy wyskoczyła stamtąd dziewczyna. Rzuciła się na Caroline, drapiąc ją po twarzy. Carol, kopnęła napastniczkę w nogę. Tamta, przewróciła się, po czym Carol zaczęła z nerwów ją kopać. Gdy już przestała, tamta leżała w kałuży krwi. Nie oddychała. No, zabiłam człowieka, pięknie.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Jagoda dnia Pią 18:36, 19 Sie 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
bewareofme
Gość
|
Wysłany: Pią 21:55, 19 Sie 2011 Temat postu: |
|
|
[Gdzieś wokół obozu]
Co jest ze mną nie tak?!
Co się z Tobą dzieje debilu?!
Black uciekł z miejsca w którym Seth Campbell powstrzymał go od torturowania człowieka. Ludzkiej istoty.
Cały roztrzęsiony gnał przed siebie, przeklinając w myślach i bardzo żałując co zrobił i co miał zamiar zrobić.
W końcu przed sobą ujrzał studnię. Była otwarta, ale na niej usiadł, cały zdyszany. Nogi zwisały mu, ku czarnej przepaści. Wydawała się bezdenna.
A gdybym tak wpadł? Ciekawe czy by mnie szukali. Ciekawe czy bym umarł.
Adam obrócił się i wpadł do studni.
Uderzył głową o ostre kamienie. Krwawił.
Obudził się po jakichś pięciu godzinach. Ledwo myślał. Przeszywający ból był nie do zniesienia, ale Black to ignorował. W jego sercu ziało pustką. Co się z nim działo?
Jest ciemno i zimno. I jestem sam. Coś jest za mną....Ostre i twarde. Kamienie. Cały zdrętwiałem z zimna i ten ból w głowie. To...zabawne.
Nigdy nie sądziłem, że tak bardzo zabraknie mi słońca. Światła. Nie sądziłem też, że zabraknie mi tamtych ludzi. To też zabawne. Mam notes i ołówek. Mogę się chyba stąd wydostać. Ale po co. I tak pewnie mnie nie szukają. Będą się cieszyć. Jestem przecież okrutnym mordercą.
Adam wzdrygnął się na samą myśl o tym co chciał zrobić Xanti.
Czemu tak zareagowałem? Przecież dawniej pomyślałbym, że mam farta, że przeżyłem i bym odpuścił. Ale co we mnie wstąpiło, żeby torturować tą dziewczynę? Może ją k.... Nie. Nie Adam Black.
Zasnął.
Ostatnio zmieniony przez bewareofme dnia Pią 22:00, 19 Sie 2011, w całości zmieniany 4 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Megumi
Niezniszczalny
Dołączył: 04 Mar 2010
Posty: 1550
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: L-wo Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 8:01, 20 Sie 2011 Temat postu: |
|
|
[Gdzieś głęboko w ciemnym lesie]
- Lene? Jakoś nie obiłaś mi się o oczy wcześniej. - mruknęła Maggie stając spokojnie.
- powiedzmy, że byłam postacią poboczną. - odparła dziewczyna z pogardą w głosie. - Już nie zamierzam stac z boku i sie patrzeć na to wszystko. Teraz to ja bedę ta najsławniejsza.
Czy ja też taka byłam?
- Jeszcze nikt cię nie zna, a już sodówka ci uderza... - zaczęła Maggie, lecz nagle poczuła przeszywający ból w umyśle. Już wcześniej miała okazję zasmakować czegos takiego. To jej moc.
- Nie nasmiewaj się ze mnie. - warknęła Lene. - Nie po to tu jesteś.
Próbując zmagac się z ostrymbólem Maggie jakoś podeszła do dziewczyny i chwyciła ją za ramię. Ból nagle ustąpił i zdziwiona blondynka spojrzała na Lene. Dziewczyna stała szytywno i patrzyła się gdzieś daleko.
Tak się zwykle zachowują osoby pod wpływem mojej mocy...
Maggie puściła dziewczynę a ta ocknęła się i spojrzała na blondynkę.
- Ty... Coś mi przed chwilą zrobiłaś! Gadaj co! Masz moc! Jaką?
Blondynka nie odpowiedziała, tylko ponownie dotkneła Lene. Ta uciszyła się i znów patrzyła się gdzies daleko.
Moge hipnotyzować równiez poprzez dotyk? Wspaniale!
- Okej. Idziesz ze mną - powiedziała blondynka, po czym obie dziewczyny opóściły jezioro.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Candace
Niezniszczalny
Dołączył: 27 Gru 2009
Posty: 1686
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 17 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Lublin Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 12:56, 20 Sie 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
Od czasu śmierci, a raczej zamordowania, Siriusa Sonia zadekowała się w portowym magazynie z butelką destylowanego napoju nie wyściubiając nosa poza "swoją" przystań. Wydawać się mogło, że woda koi jej nerwy jednak było odwrotnie. To z nią wiązała się ta dziwna przypadłość. To ona sprowadzała kłopoty. To przez nią jej świat załamał się kolejny raz.
Drzwi otworzyły się wydając z siebie okropne dźwięki. Rzut oka i wszystko jasne.
-Elizabeth? Co ty tu robisz? - powiedziała a raczej zaśmiała się na widok niosącej w ręku zawiniątko dziewczyny z wielkim brzuchem. Nim ta się odezwała Black zwlokła się z pachnącego stęchlizną materaca i poczłapała w kierunku krzesła.
[Tak Elu, szukaj weny i pisz, poprowadź całą akcję. Nie wiedząc co chcesz zrobić nie mogę ryzykować]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gaia
Elektrokinetyk
Dołączył: 10 Maj 2011
Posty: 1114
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 22 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Wrocław Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 21:16, 20 Sie 2011 Temat postu: |
|
|
[Las wokół obozu]
Xanti przebudziła się w środku nocy i zaspanym wzrokiem poszukała Setha. Siedział na ziemi po turecku i wpatrywał się w nocne niebo. Dotrzymał obietnicy, nie zostawił jej. Został.
Zamknęła oczy.
Obudził ją delikatny świt. Wstała i przeciągnęła się.
Nagle dotknęło ją jakieś przeczucie. Otworzyła oczy. Nie.
Nie!
Zobaczyła tylko sylwetkę znikającą wśród drzew. Cień, ułuda. Po chwili i ona stała się tylko wspomnieniem.
Nieposkromiony odszedł.
I wtedy zrozumiała. Prawda ugodziła ją o wiele mocniej, niżby kiedykolwiek mogła przypuszczać. Była jak cios, jak pchnięcie nożem.
Kolana się pod ugięły, ale nie upadła.
Niepoksromiony wcale nie zasługiwał na swój tytuł. Nie odszedł tak po prostu. Odszedł na zawsze.
Może tym bardziej na niego zasługiwał.
Dlaczego? Był jedynym, co uważała za pewne w tym psychotycznym świecie. Jej koszmarem, jej nadzieją.
Uroniła za niego tylko jedną łzę. Jedna łza za Setha Campbella. Spływała powoli, zostawiając za sobą głęboką bruzdę na jej brudnym policzku.
Patrzyła, jak spada i delikatnie rozpływa się w poszyciu lasu.
Dobrze się jej przyjrzyj, powiedział jakiś głos dochodzący z głębi jej głowy.
W ETAP-ie już nigdy nie spadnie deszcz.
Dziękuję Ci za wszystko.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Gaia dnia Sob 21:17, 20 Sie 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Loki
Super Moderator
Dołączył: 26 Maj 2010
Posty: 2006
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 43 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gdańsk Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 11:04, 21 Sie 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
Elizabeth oceniała, że jest w biologicznym szóstym miesiącu, mimo iż rozmiar jej brzucha, wskazywał raczej na miesiąc ósmy. W tym stanie chodzenie było dużo bardziej meczące, a ona sama bardziej ociężała. Jej łydki spuchły, skóra zdawała się nieznośnie sucha, a kręgosłup, obciążony dodatkowym ciężarem, wrzeszczał przy każdym kroku.
Posłała Sonii zmęczone spojrzenie, chwiejąc się na nogach niczym pijany marynarz.
-Chcę, żebyś przyjęła mój poród, siostrzyczko - odpowiedziała, bez zbędnych ceregieli.
Sońka przez chwilę wpatrywała się w nią pytająco, po czym zachichotała kpiąco (niczym mała fretka ).
-Ty się w to wpakowałaś, radź sobie sama - spokojnie pociągnęła łyk w butelki
Teraz to El się zaśmiała
-Nie rozumiemy się. Nie możesz mi odmówić. MUSISZ mi pomóc.
Sonia aż zachłysnęła się w(o/ó)dą.
-W twoich snach - prychnęła.
Uśmiech El stał się jeszcze szerszy.
-Pozwól, że ci to wyjaśnię. Cofnijmy się o cztery miesiące wstecz. Wtedy to... - przerwała, wydobywając z siebie głuchy jęk. Omal nie upuszczając śpiącej Destiny, przycisnęła wolną rękę do brzucha. Zgięła się w pół i - wciąż jęcząc - przykucnęła na jedno kolano.
Sonia w trymiga znalazła się przy niej. Przytrzymała ją za ramię.
-Co ci jest? - spytała stanowczym, opanowanym głosem, ostrożnie odbierając jej Destiny.
-Boli...
-Co cię boli?
-Boli... Boli mnie... Serce, bo rodzona siostra nie chce mi pomóc - Elizabeth przybrała dramatyczną minę, rodem z brazylijskich telenoweli. Sońka prychnęła.
-To na mnie nie działa, Frey...
-No błagam - Elizabeth wstała, nieco chwiejnie. Stanęły oko w oko - Jesteś Sonią Black - obleśnie dobrą, jedyną normalną w całym ETAPie, na ciebie zawsze można liczyć. Ja chcę urodzić w spokoju i ty masz mi w tym pomóc, bo taka już jesteś. Zobacz, co było przed chwilą. I nie wmawiaj mi, że każdy by tak zrobił - większość porąbanych, którzy tu mieszkają, wykorzystałoby moją chwilę słabości i zabiło bez skrupułów. Tylko ty stosujesz tu jakieś ograniczenia. Dlatego dasz mi się schronić w tym przytulnym, eeee... magazynie, tak to nazwijmy, a gdy przyjdzie czas rozwiązania, pomożesz mi urodzić swojego siostrzeńca - na koniec tej przemowy uśmiechnęła się dumnie.
Sonię zaś na chwilkę zatkało. Pokręciła głową.
-Nie pomogę ci...
-Oczywiście, że tak.
-Wynoś się stąd! Przez ciebie Sirius nie żyje!
El zdębiała na to oskarżenie.
-Eee... To ja sobie usiądę, poczekam, aż ci przejdzie...
-Wynoś się! Albo nie... - Sońka odwróciła się, po czym wyjęła z jakiegoś pudła zwój liny. Elizabeth potraktowała to jako złą wróżbę. Wyciągnęła rękę po Destiny.
-Może rzeczywiście sobie pójdę... - uśmiechnęła się ujmująco i zaczęła powoli wycofywać. Tymczasem Sońka otworzyła butelkę. Woda wypełzła z niej niczym wąż.
-A ta mała ma wrócić do swojej matki - powiedziała twardo, lekkim ruchem nadgarstka posyłając węże wodne w powietrze. Zawisły złowieszczo nad El. Ta przełknęła ślinę. A potem się uśmiechnęła.
-Dobra! - wrzasnęła radośnie, z całej siły podrzucając Destiny w górę i do przodu - za Sonię. Ta straciła koncentrację. Woda chlusnęła o podłogę, ale kto by się tym przejmował. Black szczupakiem rzuciła się na ziemię, w ostatniej chwili łapiąc dziewczynkę, o centymetry od podłogi. Pod wpływem wstrząsu Destiny się obudziła i zaczęła głośno płakać. Sonia wstała, uspokajająco ją kołysząc. Rozejrzała się za El. Ale tamtej już nie było.
Tak, brak weny -.-'
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Jagoda
Przenikacz
Dołączył: 17 Cze 2011
Posty: 243
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 13:11, 21 Sie 2011 Temat postu: |
|
|
[Dom Evans]
Było jej smutno. Muszę się zmienić Pomyślała. Pamiętała, że przed ETAPem, mieszkała tu pewna kobieta. Lubiła mieć kolorowe włosy. Tak! To jest coś! Przemaluję sobie włosy na kolorowo. Ruszyła w stronę pokoju, danej kobiety. Nawet nie wiedziała jak miała na imię. Znalazła tam pełno farb. Czerwone, fioletowe, zielone itd. Wzięła kilka, i poszła do łazienki. Zrobiła wszystko, co pisało na opakowaniu i zaczęła malować. Efekt? Niezły. Poszła na plażę i ponownie popłynęła do Perdido Beach.
[PB-Las]
*godzinę później*
Poszła w las, ciemny i głęboki. Wędrowała kilka godzin, gdy zobaczyła kogoś. Lub coś. Gdy podeszła bliżej zobaczyła że jest to dziewczyna. Nigdy wcześniej jej nie widziała. Usłyszała łamaną gałązkę. Zobaczył sylwetkę odchodzącej postaci. Usiadł kilka metrów od dziewczyny. Zauważyła, że miała inny kolor skóry. Nie, na pewno Evans jej nie znała.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Vringi
Game Master
Dołączył: 01 Cze 2010
Posty: 452
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Ostrzeżeń: 2/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 20:43, 21 Sie 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
Siedzieli razem na ocalałych schodach kościoła. Charlie Angel i Tom Ferry. A między nimi plecak pełen noży. Pełen luz.
Charliemu nie chciało się rozmawiać z chronokinetykiem. Po ostrej wymianie zdań wybrali się razem w stronę miasta. Tom był wyraźnie obrażony na Zero.
Dzięki za pomoc, Puenmortenie.
Znowu zdradziłeś Gaiaphage. Drugi raz ci nie wybaczy.
Nie mam teraz na to czasu. Musze pozbyć się Drake'a.
Wiesz gdzie to jest, prawda?
No pewnie...
Charlie wyjął z kieszeni pomięta paczkę papierosów.
- Chcesz stary? - Ferry pokręcił głową. Angel zapalił peta i zaciągnął się.
Siedzieli w ciszy obserwując ludzi. Dzieciaków w mieście było wprawdzie niewielu, ale byli dość żywi i beztroscy. W końcu byli dziećmi.
Charlie uśmiechnął się widząc trzech chłopców bawiących się jakimiś kijami. Po tym jak nimi wywijali Charlie domyślił się że udają jakiś rycerzy czy ninja.
Wedy kątem oka ujrzał znajoma twarz. Elizabeth. Już na pierwszy rzut oka wyglądała na ledwie żywą. Zaawansowana ciąża.
To dziecko może być zagrożeniem.
Nie zabije jej.
A powinieneś.
Tja. Jestem może powalony, ale mam jeszcze skrupuły.
Charlie podniósł się powoli i nonszalanckim krokiem podszedł do Frey. Wyciągnął w jej stronę dłoń.
- A może potrzebujesz pomocy? - zapytał uprzejmie El.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Rexus Maximus
Gość
|
Wysłany: Pon 7:33, 22 Sie 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
Zabij ją!
Dobra, dobra, już.
Ferry wycelował z palca do Frey.
- Paf - szepnął.
Nie żartuj sobie.
Oj, czasami jesteś taki głupi... przypominasz mi Heinricha Stoshomana, niemieckiego inkwizytora. Miał dziwny stosunek do wieśniaków.
Tom cichutko zanucił:
- Palić, grabić, niszczyć, łuupić!
Cya.
To samo ja mógłbym odpowiedzieć. Oglądałeś Króla Lwa?
Nie, ale wiem o co w nim chodzi. W Eterze mam nawet kino, to zwiastuny lecą. Król Lew odnowiony cyfrowo!
Super. Endo? Nie zmieniaj grzywy z czerwonej jak Mufasa na czarną jak Skaza.
Zapadła nieprzyjemna cisza.
- No dobra, kij z tym, hakuna matata.
Wstał, otrzepał się i podszedł do Charliego i El.
- No dobra, też jakoś mogę pomóc?
|
|
Powrót do góry |
|
|
Rose
Wykrywacz Kłamstw
Dołączył: 27 Lis 2010
Posty: 1256
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 27 razy Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Wyspa Crabclaw Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 10:02, 22 Sie 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
- Proszę proszę, ale z nich dżentelmeni- pomyślała z przekąsem Rose. - Tylko, żeby sobie ktoś , czegoś nie wyobrażał.
Z drugiej strony, jej samej było żal El. Zabita przez własne, opętane w życiu płodowym dziecko... Jak w tanim horrorze.
Poślizgneła sie na śliskim bruku i jak nic wywinęłaby orła, gdyby nie Nerissa.
- Jesteś pewna, że ona tu jest? - zapytała cicho .
- Tak, tak. Patrz!- Rose machnęła ręką. Kiedy Elizabeth weszła do baraku , Ner zacisnęła palce na nadgarstku rudej tak mocno, że z penością musiały odbić się na skórze.
A kiedy wymykała się chyłkiem juz bez Destiny, one odczekały kilkanaście minut i wpakowały się do środka.
- Dzień dobry Soniu.- zagruchała Rose.- Miło cie widzieć. Jak widzisz, nauczyąm się co nieco i już nie wpadam przez okno. A w ogóle, z wpadaniem czekam, aż twoja siostra opuści budynek. Destiny!- zawołała z uśmiechem. - Cześć mała.
Tymczasem Ner zdążyła podbiec do Soni i prawie wyrwać jej dziecko z rąk. Wzięła dziewczynke na ręce i kołysała z miną, która mogła wyrażać wyłącznie całkowite szczęście.
Natomiast sama Sonia wyglądała na nieco przytłoczona jesli nie lekko zszokowaną.No cuż, chyba nie można mieć o to do niej pretensji. Dwie wizyty w ciagu kilkunastu minut..... Kiedy przez dłuższy okres czasu czlowiek spokojnie żył sobie sam i nikt mu nie przeszkadzał...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Candace
Niezniszczalny
Dołączył: 27 Gru 2009
Posty: 1686
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 17 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Lublin Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 11:23, 22 Sie 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
(nie wiem dlaczego, ale to rpg zaczęło mnie na swój sposób bawić xd więc oto nadchodzę ja jak wszyscy szaleją to nie będę gorsza)
-Tak, naprawdę jestem dumna z tego, że etap wchodzenia przez okna masz już za sobą - powiedziała z sarkazmem pociągając kolejny łyk z butelki. Patrząc na Nerissę tulącą w ramionach dziecko zrobiło jej się niedobrze.
Prosze państwa! Oto jedna z pierwszych matek w ETAP'ie! Niestety nie ostatnia - pomyślała i niby od niechcenia dotknęła swojego brzucha.
-Ironia losu - powiedziała na głos, na samo wspomnienie ciężarnej El proszącej o schronienie.
-Jaka ironia? - spytała nie zdająca sobie z niczego sprawy, Rose.
-Nic, nic. Tak mi się wymksnęło - odpowiedziała stanowczo, jednocześnie starając się pohamować wymioty.
-Jeżeli odebrałyście swoją zgubę to nalegałabym abyście opuściły to miejsce. Za niedługo zrobi się tu raczej nieprzyjemnie. Zwłaszcza dla dzieci - mhroczny uśmieszek wypłynął na jej twarz niczym fretkaface. Widząc zaskoczone miny "koleżanek" odwróciła się na pięcie i ruszyła do pomieszczenia obok.
Godzinę później.
Stuk. Stuk. Stuk. Kolejna osoba dobijała się do drzwi magazynu. Elise.
Powitana potrawką ze śledzia i słoikiem ogórków kiszonych poczęła rozmawiać z Sonią na temat "pewnego" biznesu. Debatom nie było końca. W końcu doszły do porozumienia. Każda z nich dostanie to na czym im najbardziej zależy. Nareszcie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Nefeid
Kurczak
Dołączył: 17 Maj 2010
Posty: 1500
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 13 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: łódź Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 22:14, 22 Sie 2011 Temat postu: |
|
|
Zostały we trzy.
No, tak naprawdę we cztery, licząc Melissę, którą Anu, jako odpowiedzialna siostra, zostawiła na pastwę losu. W sumie Susanne również była skłonna to zrobić, głównie ze względu na biednego psa i samą Melissę która już parę razy cudem uniknęła psich zębów, ale Kate i Flossy nie chciały o tym słyszeć. Kate... na tą myśl Suss zacisnęła zęby i zaczęła głośno kląć, głownie o Xanti, o której ułożyła całkiem ładną wiązankę. Przestała dopiero, kiedy zobaczyła szeroko otwarte oczy Melissy i pełne dezaprobaty spojrzenie Flossy "Czego ty uczysz dziecko!". Susan westchnęła i wstała.
- Błagam, chodźmy do miasta - powiedziała - Lubię Mel, naprawdę, ale wolę być w mieście, gdzie zawsze można ją gdzieś podrzucić. Ma koleżanki i nie musi dręczyć mojego psa - odpowiedziało jej tylko pełne wyrzutu spojrzenie Melissy, ale nic więcej. Żadnych protestów ze strony Anu - A poza tym to brakuje nam jedzenia, a nie chce mi się polować. Zjadłabym rybę.
Na słowo "ryba" wszyscy zebrani się ożywili. Nic dziwnego, po diecie złożonej tylko i wyłącznie z dziczyzny. Teraz jeszcze tylko słowo-klucz i po sprawie.
- Może mają żelki - dodała.
Dwadzieścia minut później wszystkie rzeczy były już spakowane, a homo sapiens sapiens i canis lupus familiaris gotowi do drogi.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Nefeid dnia Pon 22:18, 22 Sie 2011, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Vringi
Game Master
Dołączył: 01 Cze 2010
Posty: 452
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Ostrzeżeń: 2/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 0:38, 23 Sie 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
Elizabeth dalej nie odpowiedziała. Za to swoją pomoc zaoferował Tom.
Miło z jego strony.
Charlie kątem oka ujrzał Rose i Nerrisę niosąca Destiny zmierzające w stronę jednego z ocalałych domów.
W tym samym momencie Frey upadła na ziemie.
- Chyba na to za wcześnie... - wyszeptał zaskoczony Angel.
- Co się dzieje? - zapytał Ferry.
Mimo bólu El zdołała wykrztusić z siebie
- Rodzę idioci!
- Tom! Stop! - chronokinetyk złapał go za rękę i zatrzymał czas.
- Co robimy? - zapytał uspokajając się. Charlie pod wpływem strachu błyskawicznie podjął decyzje.
- Weź torbę i idź do mojego domu. Ja ją zaniosę.
Tom puścił start i podnosząc ze schodów torbę pobiegł w stronę domu Angela. Charlie podszedł do El i podniósł ją z ziemi.
Myślałem że będzie ciężka.
- Co ty wyprawiasz tłuczku? - zapytała Frey. Widać było że ledwie się trzyma.
Kobiety są bardziej odporne na ból, przez co łatwiej jest im rodzić. Kompletnie zbędna wiedza.
- Będę odbierał poród.
Mhroczną mocno to zszokowało.
- Chcesz mnie zabić?!?
Charlie zatrzymał się.
- Słuchaj Elizabeth. Moja ciotka jest siostrą położną. Nie wiesz jakie piekło przeżyłem z tą sadystką. Mógłbym spokojnie pisać poradniki odpierania porodu. Jeśli trzeba będzie zrobię ci cesarskie cięcie. - następnie uśmiechnął się pogodnie - Nie dam wam zginąć, ok?
Ruszył szybkim chodem w stronę domu. Tam położył El na łóżku. Tom juz czekał z torbą.
- Co robimy?
- Ty ją trzymaj. Elizabeth, słyszysz? Musisz przeć. Na pewno rozumiesz. - Ferry chwycił El za nadgarstki. Charlie naprędce się przeżegnał - Zaczynamy Frey.
Może cesarka nie będzie potrzebna.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Rexus Maximus
Gość
|
Wysłany: Wto 6:22, 23 Sie 2011 Temat postu: |
|
|
*Charlie, tak btw. rozmawiałem wczoraj z Elką o porodzie, i ona nie chce rodzić. Więc nie wiem, zaczopuj ją jakoś, ja opiszę tylko parę sekund.*
Krople potu spływały po twarzy Charliego, kapiąc na narzutę na łóżku. W końcu Tom puścił El, która przestała się wyrywać i poszedł zagotować wodę.
Okazało się, że kurek od gazu był zbyt dokręcony, nie przepuszczając go do kuchenki.
Tom zaczął się z nim siłować, to kluczem, to kombinerkami, to młotkiem. Usłyszał z kuchni głos Charliego:
- Dasz radę!
- Ta jasne.
- Przyj!
- Przecież się staram!
- Oddychaj głęboko!
- Nie, kur*a, na bezdechu się tutaj produkuję.
I tak powinniście ją zabić.
Pff. Apropopopopopo, weź się w końcu za opętanie jakiegoś ledwo żywego nosorożca z ZOO PERDIDO BEACH, i rozszalej się po ETAP-ie.
Ferry wrócił do kuchni i nastawił wodę na gaz. Charlie zaś dalej spokojnie...ee...
a)odbierał poród
b)krzyczał dalej na El i Toma
c)oglądał widoki.
Prawidłową odpowiedź proszę wysłać na 71234, wpisując wiadomość o treści a, jeśli myślicie, że b, b, jeśli myślicie, że c, i c, jeśli myślicie, że a.
|
|
Powrót do góry |
|
|
zimowykalafior
Super Admin
Dołączył: 10 Wrz 2010
Posty: 2241
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 53 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Australijskie Skierniewice Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 12:23, 23 Sie 2011 Temat postu: |
|
|
Brak weny. Kompletny >.<
[okolice NJGGJCZ]
-Daleko jeszcze?
[pół godziny później]
-Daleko jeszcze?
[godzinę później]
-Daleeeko jeszcze?
[nie wiadomo o ile później, bo zegarek Susan w dziwnych okolicznościach przestał działać]
-Daleeeeeko jeszcze?
We Flossy wstąpiła jakaś nowa energia, gdy zobaczyła w oddali ruiny miasta i rzuciła się przed siebie z radosnym okrzykiem. Anu i Suss popatrzyły na siebie i zrobiły to samo. Tyle że nawet nikt nie wyszedł, żeby przywitać je z otwartymi ramionami - miasto było puste i ponure. Ale nie wszędzie, jak się okazało. Z domu Charliego dobiegały przeróżne dźwięki, wśród których przeważały jęki Elizabeth i krzyki "Oddychaj! Przyj! Dasz radę!"
Eee... Czy ja o czymś nie wiem?
Chyba ci nie mówiłem, że El jest w ciąży.
Oooooo.
Collins podeszła do budynku i zajrzała przez okno do środka. I natychmiast się odsunęła.
-Co tam jest? - Flo zaczęła wdrapywać się po ścianie do parapetu.
-Chyba musimy pomóc tym dwóm dżentelmenom odebrać poród Elizabeth. Czarno to widzę.
-Poród? - Nevil wychylił się zza krzaczorów.
-Tak! Chodź z nami. Tłumy przybędą, El na pewno się ucieszy.
-Musimy? Ja chyba nie chcę... - Anu mogłaby przysiąc, że Mel już jest niedobrze. Flossy wyglądała nie lepiej, więc dziewczyny szybko podjęły decyzję o rozdzieleniu się - Flo i Melissa idą roślinkować, a Anuna, Suss i Nevil ratować Elizabeth przed niechybnym cesarskim cięciem ze strony Charliego.
-Stuku, puku! - zawołała Anu, ale było to zbędne, bo i tak cała trójka od razu wpakowała się do środka.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Loki
Super Moderator
Dołączył: 26 Maj 2010
Posty: 2006
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 43 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gdańsk Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 14:04, 23 Sie 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
W większości filmów scena porodu (a takowe występują wyjątkowo często - Hollywood to uwielbia) trwa od dziesięciu sekund do trzech minut. Tymczasem cztery godziny, piętnaście brudnych ręczników, sześć kubków kawy, oraz trzy tysiące pięćdziesiąt osiem przekleństw wykrzyczanych przez Elizabeth później, stali praktycznie w miejscu. Tom zwyczajnie zwinął się w kłębek i zasnął, a nie zbudziły go nawet wrzaski El. Przy piątym brukowcu Charlie ponownie obmacał jej brzuch i po raz enty zaproponował wykonanie cesarskiego cięcia.
I po raz enty został obrzucony falą wyzwisk.
-W taki sposób możemy się bawić w nieskończoność!
-Nie! Nie! Odwal się! Nie! Jeszcze coś sknocisz palancie, chamie, tłumoku, pacanie, pajacu, świrzeeeeaaaa! - po czym powróciła do szybkich, urywanych oddechów, zdążywszy jęknąć tylko - Boże, wychodzi, czuję to.
Wtedy Zero zaczął uspokajająco na nią wrzeszczeć, za co chętnie by mu przywaliła, gdyby miała siłę na coś innego niż jęki, oddychanie i - główna atrakcja wieczoru - przenie.
Nie pobawili się tak w spokoju zbyt długo, gdyż naraz dał się słyszeć łomot, oraz głośne kroki. Zero wstał, szturchnął Toma, po czym złapali się za ręce i zniknęli. Hałas za drzwiami stał się nieco głośniejszy, po czym one same otworzyły się z trzaskiem, a do pomieszczenia wpadły Susan, Nevil, oraz Anuna, w asyście panów położnych. Żywo o czymś dyskutowali, przekrzykując się jeden drugiego, póki nie przerwał tego wyjątkowy głośny, zwierzęcy wręcz, wrzask. Jak jeden mąż spojrzeli na El. Miała nielichą ochotę pozabijać ich jedno po drugim. A potem całą resztą świata!
Charlie, a za nim wszyscy inni, podbiegli do El i dość niedyskretnie zaczęli się w nią wgapiać.
-Chyba widać główkę - skomentował Tom.
Charlie wyczarował skądś parę jednorazowych, foliowych rękawiczek. Nałożył je, po czym rozstąpił gapiów, niczym Mojżesz morze Czerwone.
-Odsuńcie się! Anuno - ręczniki. Susan, ty pomóż El. Tom - idź po wodę. A ty Nevilu...
Monolog przerwało mu nerwowe pukanie do drzwi.
-...sprawdź kogo niesie - pochylił się nad Elizabeth, mrucząc teksty typu "rozluźnij się!", albo "czekaj na skurcz!".
Chwilę potem Nevil wrócił, a właściwie wbiegł, ciągnąc za sobą nie kogo innego, jak Sonię Black. Na widok El zrobiła wielkie oczy, ale zaraz potem dołączyła do Susan i wspólnie mówiły do El:
-Przyj! Przyj!
Na przemian z:
-Oddychaj! Uf! Uf! Uf!
W międzyczasie wpadł Tom, w michą pełną wody. Podbiegł do łóżka, zostawił ją w nogach i sprintem wrócił do kuchni.
Anu przeteleportowała się, z tak wielką górą ręczników, że nie było jej spod niej widać. Charlie wybrał pierwszy, lepszy i wrócił do roboty. Zaś Anu, wraz z Nevilem dołączyły do Sońki i Sus, we wspólnej litanii.
-Przyj!
-Dobrze ci idzie!
-Właśnie tak!
-Uf! Uf! Uf!
W międzyczasie wpadł Tom, z wiadrem pełnym wody. Podbiegł do łóżka, zostawił je obok miski i czym prędzej wrócił do kuchni.
-Mam głowę! - oznajmił, zachrypniętym z nerwów głosem, Charlie.
-Dobrze!
-Super!
-Jeszcze troszkę!
-Zamknijcie się!
Jakby hałasu było mało, rozległo się, kolejno, trzaśnięcie drzwiami, tupanie, kolejne trzaśnięcie, głuche walnięcie, przekleństwo, po czym drzwiami wpadł (no, kogo tu jeszcze brakuje?!) zdyszany, trzymający się za obolałe kolano, przerażony Marvel.
-Elizabeth!
-Marvel, ty śmieciu! Aaaa! - przegryzła wargi, siłując się z kolejnym skurczem. Marvel dopadł do łózka i złapał jej dłoń, szepcząc coś w stylu.
-Jestem tu. Już wszystko dobrze. Świetnie ci idzie.
W międzyczasie wpadł Tom, z balią pełną wody. Przytachał je do łóżka, zostawił obok miski i wiadra, oraz biegiem wrócił do kuchni.
-Mam je! - wykrzyknął Charlie, z dumą w głosie, oraz uśmiechem na ustach. Wszyscy ustąpili z drogi Marvelowi. Ten, gdy tylko ujrzał swojego czerwonego, przybrudzonego wodami płodowymi, drżącego pierworodnego... zemdlał.
Podczas, gdy Sus cuciła Omberda, Sońka wynalazła skądś tam nożyczki, po czym - ze wzruszeniem wymalowanym na twarzy - przecięła pępowinę swojemu siostrzeńcowi.
Samo dziecko było co najmniej... dziwne. Miało proporcje raczej 4-latka niż noworodka, ale było bardzo małe i lekkie. Nie płakało, tylko ciekawsko lustrowało otoczenie błękitnymi oczkami. Na czubku głowy rosło mu kilka pojedynczych, ciemnych włosków. Charlie, nadal dumny jak paw, nachylił się nad miską i zaczął obmywać chłopca. Oczywiście, cała ferajna przyglądała się temu z uwagą. Aż do...
-Aaaaa! Idzie!
-Co?
-Co znowu?
-Drugie!
Zero przyjrzał się - sic! kolejna główka. Nieszczególnie delikatnie podał dziecko Sonii, wyszarpnął kolejny ręcznik i zabawa zaczęła się od początku.
-Przyj!
-Właśnie tak!
-Uf! Uf! Uf!
W międzyczasie wpadł Tom, z kubkiem pełnym wody. Postawiła obok miski, wiadra, oraz balii, po czym pomknął jak wiatr, oczywiście z powrotem do kuchni.
Z drugiem dzieckiem poszło nadzwyczaj dobrze i już po trzech minutach, Zero dzierżył kolejnego potomka zacnego rodu Freyów. Tymczasem Susan udało się dobudzić Marvela. Na wieść, że jest ojcem dwójki dzieci, biedaczek, znowu zemdlał.
-Nie no! Ja się na to nie piszę! - burknęła Sus, wstając. Charlie sam przeciął pępowinę, po czym wręczył jej niemowlaka. Ten chłopczyk miał brązowe oczy i przenikliwy wzrok, którym to mierzyło każdego w swoim polu widzenia.
Charlie otarł pot z czoła
-Proszę El, powiedz, że to...
-Aaaaaa!
-...nie koniec - zrezygnowany sięgnął po trzeci ręcznik. I znowu...
-Już prawie...!
-Dalej!
-Dobrze!
-Oddech! Uf! Uf! Uf!
-Przyyyyj!
Przy trzecim dziecku Marvelowi udało się, cudem, nie zemdleć. Nawet uśmiechał się do swojego synka, kiedy ucinał łączącą go z El, pępowinę.
Elizabeth dyszała wycieńczona.
-Marvel... - złapała go za nogawkę. Kucnął przy łóżku, obok niej i odgarnął sklejone potem kosmyki z jej czoła.
-Świetnie się spisałaś. Jestem dumny - przytulił ją lekko.
W międzyczasie wpadł Tom, z naparstkiem pełnym wody. Kiedy dowiedział się, że już po wszystkim, rzucił naparstkiem ze złością, po czym położył się na podłodze obok miski, wiadra, balii i kubka. Zasnął.
Zasnęła też Elizabeth. Ze zmęczenia.
I Marvel. Z emocji.
I Charlie też - z poczuciem dobrze wykonanego zadania.
Cała reszta skupiła się wokół Anuny. Właśnie ona trzymała na swoich rękach trzeciego synka Elizabeth i Marvela. Wpatrywali się w jego oczka. Miały kolor bardzo, bardzo jasnego błękitu, były wręcz białe. Dziecko, w przeciwieństwie do swoich braci, którzy żywo kontemplowali swoje opiekunki, oraz wszystkich innych dookoła, praktycznie nie ruszało główką.
-Hej! - krzyknął Nevil.
Mały obrócił się w kierunku dźwięku. Nie było wątpliwości - był ślepy. Anuna mocniej przytuliła go do piersi.
-Tak mi przykro - szepnęła.
Ona, Susan i Sonia wymieniła spojrzenia.
-Będziemy matkami chrzestnymi dzieci Elizabeth - zauważyła Sus.
-Ja już jestem jej siostrą. Gorzej być nie może.
Obie usiadły gdzieś w kącie, delikatnie kołysząc noworodki. Tylko Anu została, uważnie wpatrując się w chłopca na swoich rękach. Wydawało jej się, że przez chwilę, jego oczy rozjaśniła intensywna zieleń.
A może to było tylko złudzenie?
Post został pochwalony 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Vringi
Game Master
Dołączył: 01 Cze 2010
Posty: 452
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Ostrzeżeń: 2/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 20:48, 23 Sie 2011 Temat postu: |
|
|
[PB, dom Angelów]
Charlie siedział oparty o ścianę. Co chwilę zasypiał i budził się.
Udało mu się. Naprawdę mu się udało. W ogóle nie wierzył w swoje powodzenie. Ale zrobił to co należało zrobić.
Przejechał nieprzytomnym wzrokiem po pokoju. W nim znajdowali się ludzie dzięki którym zdołał to zrobić. Tylko dzięki nim.
Zamknął oczy opierając głowę o ścianę. Mógłby tak leżeć w nieskończoność, Odpocząć. Jednak nie mógł.
Drake'owi Badwolfowi odbiło. Stał się złym psem który wymyka się spod kontroli. To tylko kwestia czasu kiedy tamten posłucha głosu Dangumdraja.
Charlie westchnął i podniósł się z podłogi. Dziewczyny spojrzały na niego... zaskoczone? Zresztą niewiele go to obchodziło.
Podniósł z ziemi swój plecak z nożami. Następnie zarzucił go sobie na plecy i opuścił swoje mieszkanie. Znowu. I po raz kolejny musiał pogodzić się z myślą że może tu nigdy nie wrócić.
[PB]
Leżał w zgliszczach jakiegoś domu pokryty pyłem. Ocalała ściana tworzyła przyjemny cień. Dlaczego właśnie teraz? Spojrzał na swoje ramiona. Gałązki wyrastały od nowa. Na razie były cieniutkie i ozdobione jedynie kilkoma listkami.
Cholera, czy zawsze będę musiał wycinać gałęzie?
Wyjął z torby maczetę. Szybko ściął gałęzie.
Jestem piekielnie zmęczony, a nawet nie wiem czym. Przecież spałem... Wtedy na przystani z Marvelem. To chyba nie było tak dawno temu.
Podnosząc się dostał ataku kaszlu. Oparł się ciężko o kawałek muru. Potem krew pociekła mu z nosa. Spróbował zregenerować ranę ale nie miał już sił.
Plując krwią podniósł się ciężko. Charlie nie chciał przyjąć do świadomości że jest wycieńczony. On musiał działać, nie myśleć.
Czuł się winny od kiedy zaczęło się to wszystko. Początkowo tłumił to uczucie w sobie, jednak ostatnio zaczął nad tym tracić kontrole.
Nogi mu dygotały ze zmęczenia. Wyraźnie nadwerężył swoje ciało.
- Ku**a! Ku**a! K***A!!!! - wrzeszczał czując się jakby miał za chwile umrzeć. Jego lewe oko zaczęło krwawić.
Wtedy usłyszał za sobą jakiś dźwięk. Sytuacja diametralnie się zmieniła. Natychmiast z torby wyjął trzy sztylety i rzucił je odwracając się o 180 stopni. Jednak tam nikogo nie był. Podniósł maczetę i odwrócił się przystawiając ją do czyjegoś gardła. Do gardła Anuny Collins.
Widząc z kim ma do czynienia opuścił broń na ziemie. Następnie wytarł krew pod okiem. Zakaszlał wypluwając krew. Brudną dłonią przejechał po włosach. Anuna spoglądała na niego dziwnie. Nie wiedział czego chcę dziewczyna. Nawet nie miał siły się nad tym zastanawiać.
- O co chodzi? Raczej nie przyszłaś dotrzymać mi towarzystwa.
Nikt by po to nie przyszedł. Nie do mnie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|