|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
zimowykalafior
Super Admin
Dołączył: 10 Wrz 2010
Posty: 2241
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 53 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Australijskie Skierniewice Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 12:02, 30 Cze 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
Anu odwróciła się. Obok stał Marvel, a trochę dalej Seth, który wpatrywał się w tego pierwszego z pewnym zaciekawieniem.
Idąc za przykładem Sonii, wyciągnęła rękę w kierunku Omberda.
-Przepraszam. Nie powinnam była tego mówić, tam, na autostradzie, nawet jeśli tak uważałam.
Zdobyła się na lekki uśmiech.
Teraz zwróciła się do Seth'a.
-Co ty tu robisz? Flo cię szuka chyba. - ruchem głowy wskazała dziewczynę stojącą wśród zielonych pędów. Rozglądała się badawczo.
-Na pewno mnie?
-Nie. Mnie. - prychnęła Collins, jakby to było oczywiste, i popchnęła go lekko w tamtym kierunku.
Sama ruszyła gdzieś przed siebie, bo pusty żołądek coraz bardziej dawał o sobie znać. Ciekawe, czy już coś zrobili z tym mięsem...
Zamiast dobrze wysmażonego kotleta zjadła parę pokruszonych sucharków. No bywa. Pokręciła się jeszcze trochę po placu budowy, a wtedy przypomniała sobie coś, o czym dawno zapomniała.
Dobra, to zobaczmy, jak sobie radzi nasz Tom...
Skupiła się. Po chwili zobaczyła przed sobą coś, co mogło być początkiem ogrodzenia. Odnalazła wzrokiem Ferry'ego. Nie zobaczył jej od razu, pochłonięty rozmową z kojotem.
An postukała go w ramię.
-No co tam?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Rose
Wykrywacz Kłamstw
Dołączył: 27 Lis 2010
Posty: 1256
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 27 razy Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Wyspa Crabclaw Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 13:30, 30 Cze 2011 Temat postu: |
|
|
[ Dom na cmentarzu]
Rose rozmawiała z Maggie, kiedy usłyszała krzyk na drugim piętrze. Obydwie równocześnie ruciły sie po schodach. Na poddaszu Nerissa klęczała na ziemi i przytulała do siebie nieruchome ciało córki. Łzy spływały jej po policzkach i wydawała się być na granicy histerii. Wtedy Rose skojarzyła o co chodzi.
- Elizabeth, ty cholerna.......Tyyy! Małe dziecko! Wstydu nie masz! Suka! - wrzasnęła i tupnęła w podłogę z całej siły . Zadarła głowę do góry i machała dłońmi zaciśniętymi w pięść. Kiedy trochę się uspokoiła , zauważyła , że i Maggie i Ner patrzą na nią z identycznym wyrazem twarzy. Wybauszone oczy i szeroko otawarte oczy.
- Wybaczcie, ale ta....ta....zasłużyła sobie na piekło. Mam o niej niezbyt dobrą opinie, od kiedy mnie postrzeliła.- zwróciła sie do Nerissy.- Twoja córka żyje. Tylko.....
- Nie oddych, nie porusza się.- wyszeptał a francuska gładząc dziewczynkę po główce.- Jak może żyć?
- Bo to tylko jej ciało. Duszę zabrała El.
- To w ogóle możliwe?
Rose prychnęła.
- W ETAP-ie wszystko jest możliwe. Tu jest jak w Krainie Czarów. Ale wiecie...- uśmiechnęła się. - Elizabeth nie przewidziała jednej rzeczy. Że je tu jestem i doskonale wiem co zrobić, żeby zburzyć jej misterny plan zabicia nas wszystkich.
yyyy, tak naprawdę to nie wiem, wiec Maggie, Puma- przejmijcie pałeczkę!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Megumi
Niezniszczalny
Dołączył: 04 Mar 2010
Posty: 1550
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: L-wo Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 19:34, 01 Lip 2011 Temat postu: |
|
|
Maggie musiała jakoś zrozumieć to, że dzięki temu dziecku głosy są cicho. Zdawała sobie sprawę, że jeżeli dziewczynka znajdzie się za daleko niej lub, co gorsza, zostanie zabita koszmar powróci. Dlatego teraz musiała grząść w towarzystwie Rose i tej francuski, którego imienia jeszcze nie spamiętała.
Zawsze mogło być gorzej... Poza tym fajnie jest być poszkodowaną.
- Elizabeth nie przewidziała jednej rzeczy. Że ja tu jestem i doskonale wiem co zrobić, żeby zburzyć jej misterny plan zabicia nas wszystkich. - głos Rose wydawał się być stanowczy.
- Słuchamy, Prorokini - Maggie nie mogła powstrzymać sarkazmu w głosie. Rose spojrzała na nią karcąco.
- Nie wiem, czy do końca jest tak jak myślę, ale wydaje mi się, że te dusze, które są ukryte w twoim umyśle, można jakoś zmanipulować...
- Sugerujesz, żebym sama się zahipnotyzowała? - Maggie zawsze wiedziała do czego ludzie piją.
- Nom. - przytaknęła Rose. - Ale to będzie połowa sukcesu. Ty bedziesz tylko tarczą dla dziecka. Ja natomiast mam jeszcze jedną niespodziankę dla naszej El...
- Czyli mam się zahipnotyzować i ustawić głosy tak, by atakowały Elizabeth w jej umyśle... Wątpię czy się to uda, ale zawsze można spróbować. - mruknęła blondwłosa, po czym spojrzała na dziecko ssące kciuka. - Poza tym mam dziwne wrażenie, że głosy i El są ze sobą powiązane...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Rexus Maximus
Gość
|
Wysłany: Pią 21:49, 01 Lip 2011 Temat postu: |
|
|
- To hangar. Poletko. Baraki.
Oczywiście, Tom oprowadzając Anunę po Bazie, używał także pełnych zdań. W końcu jest bardzo kurturalny.
Wtedy dziewczynie zaburczało w brzuchu.
- No to myślę, że czas pokazać ci naszą kantynę. Teo? Dzyndaj.
Włoch pobiegł pod kuchnię. Po Bazie rozległo się dzwonienie syreny, na najniższej nucie. Wszyscy zaczęli się zbiegać, z jadłodajni wyszło pięciu Strażników, udających się teraz do dwuosobowych stróżówek.
Tradycyjne suchary i świeże, kojocie mięso na obiad. Suchary i woda na śniadanie. Na kolację suchary i mleko z oswojonych kóz. Ludziom coraz bardziej zaczynało się podobać w Bazie, i coraz lepiej pracowali. Parę osób przeżegnało się, i w końcu wszyscy zasiedli do posiłku.
Tom podstawił Anunie talerz pod nos. Po drugiej stronie sali Grymas mówił coś do Willa, a Teo natarczywie wpatrywał się w Mile. Włoch zauważył spojrzenie Toma, który pokazał mu na pas Jima, dowódcy Strażników. Teo uderzył się w głowę, wyjął swój nóż - finkę, wstał i trzęsącym się krokiem podszedł do dziewczyny i dał jej ostrze. Przez gwar stołówki do uszu Ferry'ego doszło tylko: "Zawsze... o... marzyłam!".
Grymas podbiegł do stolika Toma:
- W dzisiejszych czasach finka to prawie jak pierścionek.
Chronokinetyk kiwnął głową.
Ładnie się urządziłeś.
A ty, Endorayalu, długo się nie odzywałeś.
Cóż... rozmawiałem... z pewną... ekhm... osobą...
Przebiłeś się do kogoś innego?
To nie był człowiek.
Nie do końca czy w ogóle?
W ogóle.
Coś?
Nie.
Dobra, nie wnikam.
Tak czy siak, ładnie się urządziłeś. Rozsądnie postępujesz. ETAP w każdej chwili jest zagrożony. Puenmor... cholera.
Kto?
Ee... no nic.
Gadaj, żółtaku jeden!!
Pozwalasz temu jakże śmiałemu śmiertelnikowi odzywać się do ciebie, Endorayala Jaśniejącego, istoty wyższej?
EJ! CHOLERA! Ile jeszcze duszków ma zamiar wedrzeć się do...
Tom, cicho. Nic nie mów. Bracie, niepotrzebnie dawałem ci dostęp.
Też odnoszę takie wrażenie. Tamten człowiek jest o wiele bardziej godny, by w ogóle słyszeć mój głos. Ten, może i jest śmiały, ale nie odważyłby się na coś...
WYP*** z mojej głowy!!!
Ferry!
Puencoś!
No, człowieku, zasługujesz na tonę skał na sobie zamiast kocyka.
Wiesz, ostatnio było mi zimno, więc spoko.
Bracie! Puenmortenie! Przecież sam Charlie nie może...
Wiem, co mogą ludzie, a czego nie. Zbytnio spoufaliłeś się z tymi istotami, Endorayalu. Ale dobrze. Zaufam ci jeszcze ten jeden raz. Przymknę oko na wybryki twoje i Gaiaphage, ale to się ma skończyć! Jasne?
Łuu, groza.
Wrr, Tom... dobrze, bracie. Ostatni raz. Tom, słuchaj. Rób wszystko tak jak do tej pory. Bądź ostrożny. Być może, niedługo będziemy potrzebowali wszystkich dostępnych sił. Rady, Outsiderów, Bazy, neutralnych. Ćwiczcie się. Zwiększaj moc. Dosięgasz już granic panowania nad czasem. Więc teraz, daję ci zadanie. Spal kartkę papieru. Potem, wysil wszystkie siły. I postaraj się ją odbudować. Cofnij czas dla tej kartki. Trenuj to. Gdy tylko odzyskasz trochę sił. Rób co możesz. Pomagaj Perdido. Jak na razie oceniłbym wasze stosunki jako... chłodne. Więc... tyle. Na razie tyle.
Dobra.
Tom się ocknął. Siedział sam w stołówce, Anuna była przed nim. Machała ręką przed jego twarzą.
- Tom?
Ferry zamrugał parę razy.
- I jak podobała ci się Baza? Zapraszam do częstszych odwiedzin. I... co Sonia by powiedziała, gdybym postanowił naprawdę wam pomóc? Nie tylko żywnością, ale i odbudową budynków? Za jakiś tydzień. OK?
Anuna kiwnęła głową i się teleportowała.
Grymas wyszedł spod stołu.
- Zbliża się jakiś ssak...
Rozległ się chrobot metalu, trącego o metal. Rozległ się głos, z silnym akcentem:
- Witojże chopie, nie ma co, ładneś gniazdeczko sobie tutaj uwiłeś, hej!
W drzwiach stał Ricky, ciągnący za sobą ciupagę Endorayala.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Green
Biczopędzel
Dołączył: 02 Kwi 2011
Posty: 693
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gdańsk Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 22:00, 01 Lip 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
Kate i Suss ruszyły w stronę miasta. Widok był koszmarny. Spalone budynki, ranne dzieciaki. Perdido Beach było w ruinie.
Część osób pomagała w przywróceniu miasteczka do normalnego życia. Kate dołączyła do grupy zbierającej gruz ze zniszczonych domów. Dzięki temu nie była sama, ale mogła spokojnie pomyśleć. A do przemyślenia miała dużo.
Kątem oka dostrzegła coś dziwnego. Skrawek zieleni wśród szarych zgliszcz. Kolor nadziei.
Wśród roślin stała Flo, ożywiając je swoją mocą. Grube łodygi pięły się w górę, wypuszczając nowe liście i pędy. Rozmawiała z Sethem, który nie miał szczególnie zachwyconej miny. Byli zbyt daleko, by mogła cokolwiek usłyszeć...
Kate odwróciła wzrok, starając skupić się na pracy. Odrzuciła kolejną cegłę, potem kolejną i jeszcze jedną. Spojrzała na swoje dłonie. Miała wielką ochotę spróbować... Choć raz.
Jeśli jutro znajdą kogoś, kto nie będzie nawet pamiętał jak się nazywa, nie przyznam się.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Vringi
Game Master
Dołączył: 01 Cze 2010
Posty: 452
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Ostrzeżeń: 2/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 23:53, 01 Lip 2011 Temat postu: |
|
|
[Tunel]
Dryfował w wodzie wyposażony w skrzela. Opowiedział mu wszystko. Wyjawił całą historię swojego życia temu czemuś. Istocie mieszkającej w podziemnym stawie.
Trwał w stanie półsnu. Przysłuchiwał się rozmowie Puenmortena i Endorayala. I częściowo Toma.
Nie obchodziło go to.
Mam pytanie. Czemu mnie nie zabiłeś? - zapytał Charlie.
Wydałeś mi się, interesujący. Usunąłem z twojego umysłu wszystkie wpływy.Nie naprawię twojej dłoni. Za to ją lekko ulepszę.
Poczuł dziwne swędzenie ma skórze prawego nadgarstka. Ostrzę stało się nieco gładkie i lekko zakrzywione.
Czuł też że wszystkie jego blizny znikają. Był jak nowo narodzony.
Odrodzony.
A teraz rytuał.
Angela zmroziło: Co?
Lubię waszą pomysłowość. Te wasze wszystkie wiary... Ty jesteś Samael. Będziesz wymierzał sprawiedliwość w ETAPie.
Dlaczego?
Tamten zamilkł na chwilę.
Bo muszę tamtym przemówić do rozsądku. Zawsze się żarli, tylko ze wtedy byłem obok. Zabrakło mnie i zaczęły się kłopoty. Daje im spokój. Ale zostawiam ciebie. Chcesz czegoś jeszcze?
Powiedział dokładnie o co mu chodzi.
[Jezioro]
Czekały na niego trzy kuguary. Najeżone i gotowe do ataku. Charlie stał przed nimi. Jego włosy znów były kruczoczarne. Ani jednej blizny. Ubrany w luźne spodnie i czarną koszule. Jego prawa dłoń była 30 centymetrowym ostrzem.
- Uspokójcie się. - pumy jakby na złość rzuciły się w jego kierunku.
Poczuł w ciele przepływ adrenaliny. Kopnął z wyskoku w szczękę pierwszego kota. Dało się słyszeć chrupnięcie pękającej kości. Ostrze w jego dłoni w ciągu 0,01 sekundy wysunęło się na długość 80cm. Zwinnym ruchem przeciął drugie zwierze na pół. Błyskawicznie doskoczył do trzeciego chwytając go za ucho. Trwało to 2 sekundy.
- Chcesz skończyć jak twoi bracia? Nie? To przenieś mnie do Marvela Omberda. - powiedział gdy ostrze kurczyło się do swojego poprzedniego rozmiaru. Zapadli się pod ziemię.
[PB]
Wynurzył się między Marvelem, Sonią i jakimś chłopakiem. Szybkim ruchem wbił prawą dłoń za ucho pumy. Padła martwa. Sięgnął do menażki przywiązanej do pasa. Pociągnął mały łyk i zamontował ją z powrotem na swoim miejscu.
Uniósł dłoń do truchła i wyciekła z niego część Gaiaphage. Uniosła się nad ziemie i zawisła nad jego dłonią.
- Możemy zaprowadzić pokój. - powiedział łagodnym głosem. Grudkę protoplazmy podał Sonii. Podał dłoń Marvelowi. - Wróciłem bracie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Marvel
Różowy
Dołączył: 21 Mar 2010
Posty: 284
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 13 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 16:14, 02 Lip 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
Marvel pracował odkąd zawarł sojusz z Sonią i Anuną. Rozmyślał o swojej przyszłości. Dokąd pójdzie zamieszkać? Nikt nie będzie chciał dzielić z nim domu. Do własnego też nie ma zamiaru wracać. Jeśli nadal stoi chociaż jedna jego ściana, będzie wywoływała za dużo demonów z przeszłości.
Zauważył, że od pewnego momentu jest obserwowany przez jakiegoś chłopaka. Nie znał go, dlatego pewnie pochodzi spoza Perdido Beach. Pierwszy raz widział go podczas pożaru na placu, kiedy uciekał z więzienia. Właśnie, ciekawe jak miewa się Shelton?
Wtem pojawił się Charlie. Zaskoczony, patrzył jak ten zabija kuguara, a potem podaje Sonii zielony kamyczek. Marvel uścisnął dłoń swojego brata. Uśmiechnął się. Nie spodziewał się, że Angel wróci tak szybko. A teraz, gdy tu przybył, Marvel nie był już słabym, samotnym ogniwem w dziecięcym łańcuchu ETAP-u. Nie był sam.
Omberd zerknął za Charliego, na kościół. Budynek nie był całkiem rozwalony, a tak się złożyło, że ocalał koło niego mały budyneczek, zamieszkały niegdyś przez kościelnego, który sumiennie wykonywał swoją pracę i większość czasu spędzał w kościele. ,,Tak, to dobre miejsce do zamieszkania." Następnie wzrok przeniósł na prawą dłoń Charlie'ego. Nie była już zrośnięta z nożem, tylko po prostu była nożem. W dodatku piekielnie niebezpiecznym. Czy to nie jest ich kolejne podobieństwo? On, po tym jak stracił rękę, zyskał nową, złotą, twardą niemal niezniszczalną. Angel za to zdobył nieodłączną broń.
Zaczęli rozmawiać. Sonia zdawała się być jeszcze bardziej zaskoczona od Marvela. W końcu nie codziennie przychodzi dwóch z największych wróg i chce pokoju. W pewnym momencie rozmowę przerwał im krzyk. Dziki, paniczny, pochodzący z ust tajemniczego chłopaka. Setha. Atmokinetyk zaczął rzucać się, płakać i wykrzykiwać szybko słowa. Przerażona trójka spojrzała po sobie.
- Pewnie wiecie co to znaczy. Coś zaatakowało jego umysł...
- Musimy mu pomóc!
Teraz drogi Secie, musisz opisać to czego twoja postać najbardziej się boi. Nie wiedziałem, że Coś już cię nawiedziło. Ave Elka!
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Marvel dnia Sob 16:21, 02 Lip 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Loki
Super Moderator
Dołączył: 26 Maj 2010
Posty: 2006
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 43 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gdańsk Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 16:46, 02 Lip 2011 Temat postu: |
|
|
[PBNP]
Przez dłuższą chwilę kręciło jej się w głowie. Zacisnęła pięści we włosach. Poczuła, że są śliskie. Otworzyła sklejone oczy - jej ręka był ubrudzona krwią. Podniosła się do klęczek i przyjrzała swemu ciału. Jej ubranie zamieniło się w strzępki i było ciężkie od krwi. Rozejrzała się. Na ruinach budynku rosło wielkie, galaretowate zwierze, coś na kształt meduzy - fluorescencyjnie zielonej meduzy, wielkości boiska do koszykówki. On leżała pośrodku, otoczona tym ze wszystkich stron.
Nie była sama. Ciało leżało kilka kroków za nią. Kilka odnóg galarety wyciągnęło się w stronę ciała, jednak coś je powstrzymywało.
Elizabeth podciągnęła się do niego. Nie miała tyle sił by wstać. Położyła dłoń na piersi Arthura Misfortune'a z nadzieją, iż usłyszy puls, oddech, impulsy elektryczne przeskakujące między neuronami, cokolwiek. Ale wystarczyło spojrzeć na jego zakrwawione, pokaleczone ciało, obnażone od pasa w dół, poszarpane ubranie, sine usta, sklejone krwią długie włosy ukrywające chociaż częściowo ugryzienia i podrapania, by stwierdzić, że nie żyje.
El położyła głowę na jego piersi. Zachciało jej się płakać, ale nie mogła. Nie wydobyła z siebie żadnego dźwięku.
W końcu wstała gwałtownie.
-AAAARRRGHH!!! - wydarła się. Kopnęła ciało R2, tak, że przekręciło się na bok. Pochyliła się. Z łatwością zsunęła sygnet z jego mokrego od krwi palca. Był na nią za duży. Podeszła do ściany i wyrwała z niej jakiś kabel w czarnej, plastikowej osłonce. Użyła go jako łańcuszka i zawiesił sygnet na szyi.
Beznamiętnie spojrzała na ciało. Odwróciła się na południe. Gaiaphage rozstępowała się przed jej stopami jak Morze Czerwone przed Mojżeszem.
Za je plecami, zielona masa już pokrywała ciało Arthura, urządzając sobie z niego ucztę.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Seth
Kameleon
Dołączył: 06 Cze 2011
Posty: 62
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Stargard Szczeciński Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 18:57, 02 Lip 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
Seth szedł do Flo stojącej wśród pnączy oplatających jej nogi.
-Chciałaś ze mną rozmawiać?- stanął w pewnej odległości od dziczy rosnącej wokół Flo.
-Tak. Bo... Bo ja nie chcę, żebyś gadał z Kate!- wygięła usta w podkówkę jak małe dziecko.
-Co? Dlaczego?- patrzył na nią z niedowierzaniem.
-No bo... No bo ona dziwnie na Ciebie patrzy. I mi się to nie podoba!
-I dlatego mam przestać z nią gadać? Bo nie podoba się to Tobie? Jasne, na pewno to zrobię.- odwrócił się i poszedł.
Szedł w stronę chłopaka-siłacza, który poprzednio zburzył ścianę. Przysiadł na jakimś kamieniu w bezpiecznej odległości. Chłopak rozmawiał z dziewczyną, burmistrzynią o ile Seth dobrze pamiętał. Z tej odległości nie słyszał o czym mówili. W gruncie rzeczy nie interesowało go to.
Chwilę potem nieopodal nich pojawił się chłopak. Pojawił się z jakimś zwierzakiem, który kilka sekund później leżał już martwy. To jego ręka, tego chłopaka. Nie, zaraz. To nie jest ręka. Chłopak zamiast dłoni miał długie, lekko zakrzywione ostrze. O dziwo, nie zaatakował burmistrzyni i siłacza. Podszedł do niego i wdał się w rozmowę.
Seth wstał zaciekawiony i ruszył w ich kierunku. I nagle już ich nie było. Nie było nikogo. Jak przy przełączaniu kanałów w telewizorze. Ułamek sekundy wszystko było czarne i potem powróciło. Seth siedział związany w pozycji embrionalnej. Kolana wpijały mu się w brodę a ręce były związane z tyłu. Z jakiegoś powodu nie mógł się poruszać, nie mógł mrugnąć oczyma ani przełknąć śliny. I nagle poczuł ucisk. Niepowstrzymany, coraz bardziej przyciskający jego głowę do kolan. Szczęka zaciskała się mocniej. Poczuł jak kruszą się mu zęby. Miał zostać zmiażdżony. Zostanie z niego tylko krwawa plama. Nikt mnie nie uratuje. Nikogo tutaj nie ma. Nikt mnie nie uratuje. Zaczęło brakować mu powietrza, czuł na języku zmiażdżone zęby.
A potem znowu powrócił. Jakby nic się nie stało. Zobaczył nad sobą burmistrzynię i siłacza. Wpatrywali się w Seth'a z przerażeniem. Gwałtownie usiadł i spojrzał się w bok. Chłopak z ostrzem zamiast ręki rzucał się po ziemi, wykrzykując bezładny potok słów i rzucając dookoła błędnym spojrzeniem. Seth spróbował się odczołgać poza zasięg ostrza-ręki, którą chłopak wymachiwał.
-Co się dzieje?!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ihuarraquax
Różowy
Dołączył: 17 Maj 2011
Posty: 262
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Nysa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 19:10, 02 Lip 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
- Sieci dajcie to tamtej łodzi. Wędki i przynęty tutaj
Było ich 9. 9 osób do łowienia ryb. Po 3 do każdej z łódek.
- Pomóżcie mi to wypchać
Zaczął pchać łódź w stronę wody. Pomagał mu w tym Will i Elliott. Po krótkim czasie wszystkie 3łodzie znalazły się w wodzie.
Dobra, to dokąd płyniemy?
-Można popłynąć na wschód, łowiłem tam często z tatą.
to był Cal. Miał 14 lat i był dość wesoły jak na całą sytuację w ETAP'ie. W pierwszej łodzi siedział Jaskier, wraz z Willem i Elliott. Obok nich płynęli Cal, Sara i Rebeka. Na samym końcu ciągnęli się "Majkel", Rick i Persiwal.
- Dobra, starczy. Perciwal, Majkel i Rick wyciągnijcie sieci. Cal, Sara i Rebeka dajcie tu trochę robaków.
Jaskier sięgnął bo wędkę. Założył przynętę po czym zarzucił haczyk.Woda zaczęła się pienić. Z wody wystrzeliły 3 macki. Były zielone, obrośnięte czymś, co wyglądało jak mech.Dwie z nich spadły na łodzie pozostałych.
-Co tu się do cho
Wpadł do wody. Nie mógł złapać oddechu. Poczuł macki, owijające się wokół jego nóg. Ciemność.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Ihuarraquax dnia Pon 23:40, 04 Lip 2011, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
zimowykalafior
Super Admin
Dołączył: 10 Wrz 2010
Posty: 2241
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 53 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Australijskie Skierniewice Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 20:26, 02 Lip 2011 Temat postu: |
|
|
Ten post powinien być jeszcze dłuższy ;>
[PB]
Usiadła na plaży. Było lepiej, niż myślała. Tom ze swoimi ludźmi dawali sobie radę bardzo dobrze, przynajmniej na razie. Z tego, co widziała i wywnioskowała, wszystko miał idealnie zaplanowane i zorganizowane.
I oferował pomoc. Tak, było zdecydowanie lepiej, niż myślała. W dodatku nic ich nie atakowało - zero pożarów, powodzi, szerszeni, po prostu bajka.
Anuna wpatrzyła się w dal. Woda, idealnie niebieska, spokojna tak, że bardziej się nie da, odbijała się delikatnie od bariery. Dziewczyna upajała się cichym szumem.
Ale nie długo. Najpierw usłyszała krzyki od strony miasta, mniej więcej z placu budowy, na którym była ostatnio. Collins wstała gwałtownie i otrzepała spodnie z piasku. No co jest, wystarczy, że zniknę na chwilę, a tam już się coś dzieje?
Westchnęła. Poszła. Ale ledwo się odwróciła, coś za nią chlupnęło. Popatrzyła na wodę. Nic. Popatrzyła dalej. Cholera...
Z tej odległości widziała tylko tyle, że wielkie macki wystrzeliwują po kolei z wody, niszczą łodzie - cenne łodzie - i, co najgorsze, wciągają 'rybaków' pod wodę. Anu widziała wierzgające w powietrzu nogi, prawie słyszała odległe, zduszone krzyki.
Pobiegła do miasta. Myślała w biegu. Musiała kogoś znaleźć, i to jak najszybciej.
Sonia i Marvel stali na placu, Seth siedział na ziemi, rozglądając się z niepokojem, a Charlie (O, Charlie) machał rekami i krzyczał coś obłąkańczo. W pobliżu stało jeszcze kilkanaście innych osób, więc Anu zatrzymała się tylko, wzięła oddech i rzuciła:
-Kto dobrze i szybko pływa, za mną.
Pobiegła w kierunku portu. Sonia dogoniła ją w połowie drogi.
-Co jest?
-Potwór morski. Tego jeszcze nie było...
W porcie wskazała na jedną z motorówek.
-Weźcie to i przypłyńcie tam. Będziemy musieli jakoś wrócić.
Spotkały ją same nic nie rozumiejące spojrzenia, ale teraz nie było czasu na wyjaśnienia. Chwyciła Sonię za rękę i przeteleportowała na jedną z łodzi, która jeszcze jako tako trzymała się na powierzchni. Inna zapewne zginęła gdzieś w otchłani, a ostatnia oddalała się do brzegu. Dla tej trójki może był jeszcze jakiś ratunek.
Macka grubości pnia drzewa wystrzeliła w górę. Łódź zachwiała się, prawie zwalając Anunę z nóg. Tamta chwyciła się mocno burty, podczas gdy współburmistrzyni wyciągnęła ręce przed siebie. Woda, w miejscu pojawienia się macki, zafalowała, a potem... Odpłynęła. Sonia tak nią manipulowała, że przemieściła się gdzie indziej, a w jej miejscu pojawiła się ogromna, pusta dziura. Było to działanie podobne do tego podczas tworzenia podwodnych kapsuł dla Elizabeth, Arthura i Giselle parę miesięcy temu.
Zielona macka opadła na dół z ogromną prędkością, przebijając dno łodzi. Anu wrzasnęła. Z dna 'dziury' o szerokości około pięciu metrów łypała na nią para wielkich, żółtych oczu potwora, które teraz zbliżały się ku powierzchni, machając mackami dookoła.
-Teraz! - krzyknęła do Emilly, która właśnie przypłynęła motorówką. Z rak dziewczyny wystrzeliły jasnopomarańczowe płomienie, prosto w paskudną gębę potwora. Potem przemieściły się w kierunku macki, jej zwęglony koniec wpadł z pluskiem do wody.
Głowa potwora schowała się gdzieś pod wodą, ale Sonia przesunęła w tamtą stronę 'dziurę', a Emilly natychmiast go zaatakowała. I tak kilka razy, aż do momentu, gdy z wody nic się nie wynurzało.
Collins przeteleportowała siebie i Sonię na motorówkę. Kilka uratowanych cudem osób siedziało owiniętych kocami na pokładzie, kilka było nieprzytomnych.
-Są jakieś ofiary? Ile osób było na każdej łodzi?
-Po trzy osoby - wychrypiał ktoś. Anu go znała. Nevil. - Nie ma Elliott.
-I Rebeki - dodał ktoś.
Zapanowało ogólne sposępnienie. Wszyscy wpatrywali się w wodę, która jeszcze falowała lekko.
-Przykro mi. Wracamy do miasta.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez zimowykalafior dnia Sob 20:32, 02 Lip 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Rose
Wykrywacz Kłamstw
Dołączył: 27 Lis 2010
Posty: 1256
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 27 razy Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Wyspa Crabclaw Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 11:22, 03 Lip 2011 Temat postu: |
|
|
[ PB]
Rose zostawiła Maggie z bezwzględnym nakazem ćwiczeń w hipnotyzowaniu samej siebie i Ner z bezwzględnym nakazem pilnowania jej. Oczywiście, obydwie protestowały i pytały co ona sobie wyobraża, żeby tak po prostu znikać, ale mniejsza o to. Musiała kogoś znaleść, a z tego co widziała, to ten ktoś był na placu, unikając wzięcia udziału w akcji ratunkowej przeciwko jakiemuś potworowi morskiemu.
Oczywiście, ktoś na nią wpadł. Ktoś na tyle duży, że ja przewrócił. Jak zwykle. Rose po raz enty przeklęła to, że jest tak cholernie niska i zaczęła zbierać się z ziemi.
- Jak łazisz, baranie....
-Rose?- dziewczyna zadarła wysoko głowę, żeby zobaczyć twarz chłopaka. Taaa, to się nazywa szczęście
- Mavel! Hmmm, miło cię widzieć. Zmieniłeś się. Dobrze wyglądasz.- palnęła jak zwykle bez zastanowienia.- 'Nie, żebyś kiedyś wyglądał źle, po prostu....
,, Zamknij się idiotko''- pomyślała ,,Po prostu się zamknij''
- Nie , masz rację.- zaśmiał się chłopak.- Ostatni raz widzieliśmy się w więzieniu, tak? No to od tamtego czasu faktycznie, sporo sie pozmieniało...Żadnych samookaleczeń i tak dalej...
- Taaa. Słuchaj....właściwie to cię szukałam Mam sprawę. Potrzebuję przysługi. Wiem , nie jesteś mi nic winien, trudno, będe miała u ciebie dług.
- Strzelaj.
Rose wzięła głęboki oddech i odrzuciła na plecy przydługie kasztanowe loki.
- Potrzebuje informacji o Elizabeth. -wyszeptała
Marvel rozglądnął się niespokojnie.
- Tutaj chcesz rozmawiać?
-Nie, ja...ja...
- Ja mieszkam niedaleko. Chodź. -Chwycił ją za rękę i pociągnął za sobą.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Vringi
Game Master
Dołączył: 01 Cze 2010
Posty: 452
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Ostrzeżeń: 2/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 19:13, 03 Lip 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
Nogi wrosły mu w ziemie. Wypuścił korzenie. Z jego ramion wyrastały gałęzie. Stawał się drzewem.
Krzyczał wniebogłosy. Do niego zbliżali się mieszkańcy ETAPu. Ich oczy świeciły jadowitą zielenią, z pleców wyrastały im kolce, ciała rozkładały się. I szli ku niemu z piłami i siekierami.
Stawał się drzewem do zerżnięcia.
Próbował krzyczeć ale jego gardło zdrewniało. Mógł jeszcze ruszać jedną ręką. Ale niedługo.
Zdrętwiał. Zostały mu oczy. Pierwsze uderzenie zadała mu Nerrisa. Potem Marvel. Następnie Drake. Anuna. Tom. Elise. I reszta. Odcinali sobie kawałek i wracali pod ziemię.
Najgorsze było to że nie czuł bólu. W końcu drzewa go nie czują. Rąbali go a on musiał obojętnie czekać na koniec.
To fałsz.
Przez jego umysł przebiegło tysiąc myśli. Metus. Coś. Dangudmraj. Wyobraził sobie że wbija sobie nóż w nogę. To było szalone. Był drzewem.
Ale poczuł ból.
Otworzył oczy. Spojrzał na prawą dłoń. Rzeczywiście wbił ją sobie w nogę. Rozejrzał się wokoło. Marvel zniknął. Obok stali Seth, Sonia, Anuna i jeszcze kilka mokrych osób.
- Kim jesteś? - szepnął niby do nikogo. Głos który usłyszał odpowiedział.
Destiny. Gwiazda zgasła.
Więcej nie usłyszał głosu. Na jednym wdechu doskoczył do Anuny złapał ją za ramiona i powiedział.
- Ognisko w górach. Błagam.
[GE]
Wszystko się paliło. Wszędzie walały się trupy dzieci. Nastolatków i tych mniejszych. Spoglądali na to we dwójkę. Nagle usłyszeli za sobą jakiś ruch. Jego ostrze błyskawicznie wydłużyło się. Pod belką leżał Drake. Angel natychmiast chwycił belkę próbując ją podnieść. Bez skutku.
- Dzieci.... Mike.... baza...
Anuna podeszła do rannego. Charlie trzymał tamtego za dłoń.
- Grymas... Tom... biegnij...
Potem już się nie odezwał. Nigdy. Angelowi drgały wargi. Łzy napłynęły mu do oczu. Spojrzał na ciało małego chłopca. Drew biegają po całym obozie. Nigdy nie pojedzie F1. Na drzewie zwisała przedarta na pół Hannibal. Nie zostanie pielęgniarka. Ani Steven kochający ptaki.
Spojrzał żałośnie na Anunę. Padł na kolana chwytając się za włosy.
- Zgineli! Nikt nie przeżył! Ciemność ich dopadła!
Podbiegł do ściany i uderzył w nią głową. Poczuł krew spływającą mu po głowie. Cały drżał.
- Dlaczego? Nic złego nie zrobili! Boże! Jeśli istniejesz sukinsynie odpowiedz! Dlaczego?!?
A potem płakał.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Nefeid
Kurczak
Dołączył: 17 Maj 2010
Posty: 1500
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 13 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: łódź Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 19:50, 03 Lip 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
Susanne od jakiegoś czasu nie była sobą.
Trwała w jakimś dziwnym stanie zawieszenia. Zwykle energiczna i wtrącająca się absolutnie we wszystko, teraz bezwiednie szła za wszystkimi, nie odzywając się ani słowem. Dopiero kiedy wysłali ją gdzieś z jakąś dziewczyną, a ona po prostu sobie poszła, Suss się otrząsnęła. Ponieważ jej dom został zniszczony przez szerszenie, postanowiła poszukać sobie przynajmniej własnego namiotu. Przeszła się po mieście. Wszystkie były zajęte, ale jeden był zamieszkany przez najwyżej 10-letnią dziewczynkę. Susan weszła do środka i uśmiechnęła się do małej.
- Chodź. Nie możesz tutaj sama mieszkać.
- Mogę, mogę - odpowiedziała niepewnie dziewczynka - jestem już duża.
- Nie możesz - odpowiedziała zdecydowanie Susanne i złapała tamtą mocno za rękę - zaprowadzę cię do jakichś innych dziewczynek, które się tobą zaopiekują.
- Ale ja nie chcęęęę - mała prawie się rozpłakała.
- Chcesz - Suss uśmiechnęła się do niej szeroko - zobaczysz, będzie fajnie.
- Ale ja nie chcę! - dziewczynka zaczęła się wyrywać.
- Będziesz miała towarzystwo do zabawy - Suss wzięła małą na ręce, zaciskając zęby - i nic ci się nie stanie, będziesz bezpieczna.
Zaniosła ją do sąsiedniego namiotu zamieszkanego przez dwie starsze dziewczyny. Posadziła między nimi dziewczynkę.
- Zajmijcie się nią - oznajmiła.
- Chyba żartujesz, nie będziemy się zajmować jakimś rozwydrzonym bachorem.
- To nie jest bachor! Ma już... ile masz lat? - zwróciła się do dziewczynki.
- Dziewięć...
- No widzicie. Ma już dziewięć lat. A jeżeli się nią nie zajmiecie, umrze.
- A ty nie możesz się nią zająć?
- Nieee... ja pomagam innym - powiedziała bez zastanowienia i wyszła z namiotu dziewczyn, kierując się w stronę swojego.
Nie chciało jej się robić w nim porządku - wywaliła tylko wszystkie zabawki, które przyniosła dziewięciolatka. Może wreszcie się tu porządnie wyśpię. Mieszkając w lesie przyzwyczaiła się do porządnego, ośmiogodzinnego snu. Odkąd wróciła do miasta, nie zmrużyła oka. Już miała ruszać na spotkanie z kawałkiem wystrzępionego materaca i małym dziurawym kocem, kiedy usłyszała na zewnątrz krzyki. Westchnęła i wyszła z namiotu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Marvel
Różowy
Dołączył: 21 Mar 2010
Posty: 284
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 13 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 21:14, 03 Lip 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
Marvel, Sonia i Charlie stanęli nad Sethem, nie wiedząc co robić. Chłopak leżał w pozycji embrionalnej i łkał. Mogli się tylko domyślać, co tamten widzi i przeżywa. W pewnym momencie Charlie uklęk przy nim i złapał go za głowę.
- To jest sztuczne, rozumiesz? To nie dzieje się na prawdę - mówił do jego otwartych, lecz nieobecnych oczu.
Po chwili, gdy Coś wystarczająco pożywiło się strachem Setha, opuściło go. Lecz to nie był koniec poczęstunku tego. Zaraz po tym jak chłopak wrócił do rzeczywistości, Angel zaczął wariować. Stał ze złączonymi nogami, jakby nie mógł ich od siebie odsunąć, lecz pozostałymi częściami ciała wymachiwał na wszystkie strony. On również krzyczał i płakał. Każdy widzący swój Strach tego doznaje.
Marvel nie wiedział co zrobić, w dodatku Sonia pobiegła pomóc przy jakimś kolejnym kłopocie. Nim spostrzegł, że szloch Charlie'ego ucichł, wszyscy wokół zniknęli, a on sam znalazł się w... dżungli. Parne powietrze. Gęsto, dziko rosnące wszelakie drzewa, krzaki i odstające zewsząd korzenie.
Wtem Marvel usłyszał pewien dźwięk i od razu go rozpoznał. To był syk. Cofnął się o kolka kroków i tuż przed nim, z pomiędzy chaszczy, wynurzył się wąż. Nieznany mu gatunek kobry. Taki zwykły. Nie był jakoś niezwykle wielki, nie było też więcej węży. Jeden, normalny wąż. Chłopak znów się cofnął z przerażeniem, a gad zaczął sunąć w jego stronę i agresywnie syczeć. To jak wyglądał, w jaki sposób się poruszał i jakie odgłosy wydawał... to wszystko w dziwny, niepoukładany sposób wywoływało lęk u niego. Marvel odwrócił się i zaczął uciekać. Słyszał jak zwierze go goni. Tego też się bał - że nie ucieknie. Gdzieś tam, część jego wiedziała, że to tylko wizja, jednak kiedy było się w jej trakcie, tak realistycznej, człowiek nie myślał o tym.
Wtem wpadł na coś. Drzewo? Nie, to Rose. I znów był Perdido Beach. Nie było węża, tylko dzieci. Biegnąc przez dżunglę, biegł też w realnym świecie. Dlatego oddalił się od Charlie'ego i placu budowy.
- Jak łazisz, baranie...
- Rose? - uśmiechnął się. Dziewczyna zadarła wysoko głowę, żeby zobaczyć twarz chłopaka.
- Marvel! Hmmn, miło cię widzieć. Zmieniłeś się. Dobrze wyglądasz - palnęła jak zwykle bez zastanowienia - Nie, żebyś kiedyś wyglądał źle, po prostu...
Rose. Jak mógł o niej zapomnieć? Myślał, że jest sam, a tym czasem cały czas miał jedną, jedyną przyjaciółkę. No bo przecież jako jedyna przychodziła do niego przez trzy miesiące, kiedy siedział w więzieniu i cały czas Wybuchał morderczymi atakami Gaiaphage.
Gdy dowiedział się, czego ona od niego chce, zaprowadził ją do miejsca, w którym zamierzał zamieszkać. Mały domek kościelnego, stojący tuż za świątynią. Jego serce nadal szaleńczo biło. Nie uspokoił się jeszcze po ataku Metusa.
- Ja wtenczas uciekłem - przyznał się, jak dziecko swojej mamie.
- To nic. Nie twoja wina, że on otworzył cele. Przecież Ciemność cię atakowała - pocieszała go.
- Nie. Wtedy miałem spokój, tylko... Rose, coś, a raczej Coś grasuje po miasteczku. Opętuje pojedyncze osoby. Gdy dorwie się do twojego umysłu, stworzy wizję twoich najskrytszych, największych lęków.
Zdawała się lekko zaskoczona, więc na całe szczęście, chyba Coś jej jeszcze nie dopadło. Rozmawiali przez jakiś czas. Opowiadali sobie swoje, większości trudne, historie. Wreszcie przeszli do głównego tematu.
- Oczywiście jeśli nie chcesz, nie musisz mówić. Wiem, że ty i El...
- Nie. Powiem, co wiem. To pomoże nam wszystkim - chwila ciszy - Pierwsze co musisz wiedzieć to to, że El zawsze ma plan. Nigdy nie działa bez planu, po prostu każdy jej ruch jest wplątany w jeden, główny cel... - i zaczął opowiadać.
Dowiedział się dużo od Rose i wcześniej od Charlie'ego. Ta dwójka dołożyła mu dużo nowych puzzli do układanki.
Powiedział jej, że dziecko Nerrisy jest niezwykle potężną osobą. Najpotężniejszą. Że Gaiaphage tak na prawdę boi się tej małej, ale wykorzystując ją, będzie niepokonany. Powiedział też o tej dziwnej strefie, w której egzystuje dusza El (to też wiedział od Angela). Co ona tam robi, jak działa. Co potrafi, czego nie. Powiedział o wszystkim, co wie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Rexus Maximus
Gość
|
Wysłany: Pon 8:36, 04 Lip 2011 Temat postu: |
|
|
[Baza]
- Tak, Ricky. Widzę, że nauczyłeś się mówić.
Wiewiór zamachał ogonem:
- Jo nie mówię, jo godam panocku, hej!
Ferry wzruszył ramionami.
Gwiazda spłonęła. Wszyscy tam zostali zmasakrowani.
Ou... no dobra.
Tom wrzasnął do Grymasa:
- Grym, idź po Willa i Mile.
Kojot skoczył i chwilę potem wrócił z rodzeństwem. Tom odezwał się, ee... grobowo?... spokojnym głosem:
- Gwiazda Endorayala spłonęła. Nikt nie przeżył. Wszyscy zostali zmasakrowani, wliczając w to wszelkie kontuzje, oderwania i złamania.
Will otworzył szeroko oczy. W takich chwilach wyglądał jak sowa.
Szkoda, że nie obraca głowy o 180 stopni.
Mile kiwnęła głową. Grymas machnął ogonem i wrócił do pracy.
Kojot odwrócił się i powiedział do Toma:
- Charlie... wrócił z tych grzybów?
Chłopak wzruszył ramionami.
Już niedługo i opuścisz Bazę. Ale postaram się otoczyć ją kokonem ochronnym, by stworzenia El nie miały do niej dostępu.
Dzięks.
Charlie będzie teraz szukał zemsty. Przynajmniej tak myślę, o ile znam ludzi, i jego uderzanie głową w mur. Puenmorten nadał mu już drugie imię, imię jednego z waszych upadłych aniołów: Samael.
No to Charlie miał bierzmowanie. Tylko ciekawe, czy Puenio wysmarował go olejkiem.
Nie żartuj sobie z Błękitu. Ale tobie też ktoś musi dać drugie imię.
Zawsze myślałem o imieniu Monitor. Był taki biskup w Vw. naszej ery. Serio. Święty Monitor.
Nie.
Pablo? Peter? Dżyngis?
Nie. Fanuel.
No, nie wiem czy więcej ognia przyda się w ETAP-ie. Fanuel. Uriel. Miecz Ognisty. To on wygonił Adama i Ewę z raju.
Tak. Samael powstrzymał Abrahama przed zabiciem Izaaka na górze Moria.
W Śródziemiu? Khazad-dum?
Nie. W Palestynie. Moria. Góra.
Toporek Endorayala powoli zaczął się przekształcać. Zmienił się w miecz, idealnie prosty, na szczęście nie wrośnięty w rękę. Emanowało z niego lekkie ciepło i czerwone światełko wirowało w krysztale na końcu rękojeści.
No, miecz ognisty to to nie jest.
Z ciebie także żaden archanioł.
No tak.
Tom umocował miecz w pochwie na plecach, wysadzanej idealnie gładkimi, białymi otoczakami. Wyszedł przed kantynę, zagrał syrenę na średniej nucie. Apel.
- Dobra, ludzie! Na razie muszę spadać. Nie będzie mnie przez parę. Kilkanaście, góra kilkadziesiąt dni. Czwórka zostanie po mnie w Radzie Bazy. W razie wyniku głosowań dwa na dwa, głosowanie ogólne w całej Bazie. Jim, dowódca Strażników. Mile, dziewczyna z Gwiazdy. Tina, głos Farmerów. I jeszcze jeden chłopak.
Zwrócił się do elity Strażników. Jake? Jason? Al?
Tłum zakrzyknął:
- TEO!
Tom otworzył szeroko oczy. Wiedział, że Teo był ogólnie lubiany, ale... no cóż, taki rzecznik praw człowieka się przyda w Radzie B. Dobra.
- Dobra. To ja idę. Poza tą niewielką zmianą, nic się nie zmienia. Do roboty ludzie!
Tom wsiadł do jeepa. Na przednie siedzenia wślizgnął się Grymas, a na kojocie siadł Ricky.
- No to, jak to mówią w małym kraju w Środkowej Europie: Wio!
Odpalił jeepa i ruszył do Gwiazdy.
[GE]
- Uspokój się! - mówiła Anu do Charliego, kiedy na zgliszcza wjechało auto. Tom wyszedł z samochodu, u jego kolan kręcił się kojot, niepokojąco patrzący się na Charliego i mruczący coś o szkodliwych grzybach. Na ramieniu Ferry'ego znalazł się wiewiór.
Charlie mimo to nadal się rzucał, bijąc głową w ścianę.
Anuna dalej gadała do niego coś o uspokajaniu. Kiwnęła głową do Toma.
Ferry wzruszył ramionami, podszedł do Charliego i przywalił mu w twarz. Tak, żeby go ostudzić. Kiedy chłopak już zacisnął pięści, Tom powiedział:
- Endo kazał mi cię ostudzić. Myślę, że to się zaliczało.
Potem wyciągnął do niego rękę, a Charlie po chwili wahania uścisnął ją. Grymas rzucił się na chłopaka z nożem w... zamiast dłoni, pardon.
- Więc, skoro tak, to spokojnie wykluczyłbym El i Cosia. El ma swoje sprawy, Coś nie przepoławia ludzi. Więc zostaje tylko Pojemnik. Nawet jeśli to nie on, to pokonanie go i tak się przyda.
Gdzieś w górze rozległ się ostatni, przedśmiertny krzyk endoptaszora Drake'a.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gusia
Uzdrowiciel
Dołączył: 23 Lis 2010
Posty: 861
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 11:05, 04 Lip 2011 Temat postu: |
|
|
Giselle szła spacerkiem w stronę miasta. Kilka miesięcy temu opuściła je i udała się w podróż po całym ETAP’ie. Chciała zacząć nowe życie, więc pierwsze, co musiała zrobić to zabrać się za siebie.
Pewnego razu o mało co nie rzuciła się z klifu, ale wtedy po raz pierwszy ukazała jej się Tessie, a dokładniej duch jej siostry. Miała minę typu „nie rób tego, bo zawołam mamę!”. Poskutkowało. Od tamtej pory wydawało jej się, że ją widzi, ale…
- …chyba po prostu wariuję – powiedziała do siebie wchodząc do Perdido. A dokładniej do ruin Perdido.
Od razu skierowała się w kierunku jakiegoś zamieszania. Tam, gdzie coś się działo, zapewne można było znaleźć Anunę.
Zobaczyła leżącego w pozycji embrionalnej chłopaka i grupkę ludzi wokół niego.
Charlie pochylał się nad nim i coś mówił uspokajającym tonem.
Zaraz zaraz. Charlie? I Marvel?! Jeśli trafiłam na dzień amnestii dla byłych wrogów to mam szczęście.
Otworzyła już usta, żeby coś powiedzieć, ale nagle zaczęły się dziać dziwne rzeczy. Wszystkie naraz. Charlie i Marvel zaczęli wariować. Jakby dopadło ich to, co tamtego chłopaka, który teraz leżał spokojnie. Sonia spojrzała zdziwiona na Gis, ale zaraz Anuna zaczęła coś krzyczeć, więc Sonia pobiegła jej z pomocą. Wszyscy przekrzykiwali siebie nawzajem i biegali w tą i z powrotem. Istne szaleństwo.
Giselle nie wiedząc, co ze sobą zrobić podeszła do leżącego jeszcze chłopaka.
- Potrzebujesz pomocy?
W oczach ciągle miał panikę, oddychał głęboko, ciężko, ale miarowo.
- Wiem, głupie pytanie.
- Racja – wykrztusił z siebie w końcu.
Giselle wzięła go pod ramię i pomogła wstać.
- Jestem Seth. Chyba Cię tu jeszcze nie widziałem.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Rose
Wykrywacz Kłamstw
Dołączył: 27 Lis 2010
Posty: 1256
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 27 razy Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Wyspa Crabclaw Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 13:00, 04 Lip 2011 Temat postu: |
|
|
[ PB]
Rose stwierdzila, że jest znacznie gorzej niż jej się zdawało. Skoro Coś ( swoja drogą, brzmiało to zupełnie jak z powieści Stephena Kinga) atakowało innych, a nie tylko ją.... Tak czy inaczej, dowiedziała się od Marvela wielu rzeczy. Bardzo przydatnych rzeczy. I odwdzięczyła mu sie, choc może nie tak samo, bo powiedział mu o sobie więcej niż komukolwiek innemu. Oczywiście, kiedy już skończył mówić. Tak ,El zawsze miał plan...ale teraz była mniej niż zwierzęciem, marionetką Gaiaphage w stopniu, w jakim nie był nikt inny,nawet rose, kiedy widizął płomienie, powodzie , smierć i krew.
Rose była w Eterze i widziała ją, choć ona nie widziała jej. Głównie dlatego , że chroniła ją jej siostra. Czym stała się Prue po śmierci? Nie widziała siostry już tak dawno... może odeszła tam, gdzie powinna odejść? To by było wspaniałe, choc Rose nigdy nie przestaną śnić się koszmary, o tym jak Prue umierałą płomieniach, nigdy nie zapomni lepkiej krwi na skórze, gdy Coś otarło się o jej umysł ...a mówiąc o siostrze, po policzkach płynęły jej łzy. Tak, powiedział mu to wszystko i podziękowała za informacje. A później wróciła do domu na cmentarzu, do Mggie i Ner ,i cały czas zastanawiała sie, czy w ETAP-ie , jeśli komus zdradzisz swoje najwieksze słabości to wbije ci nóz w plecy. I modliła sie, żeby Marvel był wyjątkiem od tej reguły.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Megumi
Niezniszczalny
Dołączył: 04 Mar 2010
Posty: 1550
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: L-wo Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 13:30, 04 Lip 2011 Temat postu: |
|
|
[Dom na cmentarzu]
Maggie była strasznie zmęczona. Jej próby samozahipnotyzowania spełzyły na niczym. Przeciągnęła się na krzesełku, po czym spojrzała na Nerissę. Dziewczyna cały czas tuliła do siebie małą. Co jakiś czas szeptała dziewczynce coś do ucha lub ją delikatnie łaskotała. Dziecko najwyraźniej było z tego zadowolone.
Tylko pozazdrościć takiej matki.
Nagle Rose weszła do domku, jednak nie raczyła nic powiedzieć. Usiadła przy małym stoliku i zaczęła się patrzeć w ścianę.
- Acha, czyli to jest jej plan... - mruknęła blodwłosa z sarkazmem. Czemu ona tu siedzi? Czemu jest zdana na łaskę tych bezwartościowych ludzi siedzących w tym samym pomieszczeniu? Czemu tylko przy dziecku może zaznać spokoju?
A gdyby tak...
Tak!
- Rose - zaczęła. - Jest coś do picia? Strasznie mnie zmęczyły te próby...
- Może coś się znajdzie. - Rose podniosła się z krzesła i wyszła z pokoju.
Maggie westchnęła. Jak można być tak bezmyślnym? Jeżeli ktoś cię prosi o jakąś banalną rzecz, to wiedz, że coś knuje - to była trzecia zasada Maggie, której przestrzegała jak święty Dekalogu.
Kiedy Rose wyszła, Maggie przyklękła przy Nerrisie, zmusiła dziewczynę do spojrzenia jej w oczy, po czym użła swojej mocy.
- Oddaj mi dziecko. Powiedz Rose, że wyszłam na dwór,a dziecko poszło spać. Włóż poduszkę pod kocyk, żeby myślała, że tak jest. Rozumiemy się?
Ner pokiwała głową, po czym oddała dziecko Maggie. Ta wzięła je na ręce, po czym, z precyzją złaodzieja, wyszła po cichu z domku.
Uciekając ścieżką, zaczęła chichotać.
Maggie Stewart wróciła!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ihuarraquax
Różowy
Dołączył: 17 Maj 2011
Posty: 262
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Nysa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 18:54, 04 Lip 2011 Temat postu: |
|
|
Wracał owinięty kocem wraz z Calem. Potwór morski. Nikt tego nie przewidział.
- Mieliście tu już jakieś potwory?
-Nie. Tylko trochę szerszeni, kojotów i pożarów.
Cal był w jego wieku. Miał długie, blond włosy, niebieskie oczy i nosił okulary.
- Dlaczego miasto zostało zniszczone? Co tu się stało?
Spojrzał na niego jak na debila.
-Wybuch w PBNP i inne, liczne pożary
Gdy doszli do placu zobaczyli dziewczynę pomagającą wstać jakiemuś chłopakowi i tłum gapiów. Chłopak był blady i przerażony.
- A temu co znowu?
- Może kolejny potwór?
W milczeniu ruszyli w stronę grupki na placu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|