Forum Forum GONE Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Rozdział II
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Forum GONE Strona Główna -> Archiwum / GONE - to tylko ETAP / Archiwum 2.
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Cpt. Hetero
Gość





PostWysłany: Nie 1:10, 14 Lis 2010    Temat postu:

[PB]
Arthur śnił. Śnił, lecz potem nie pamiętał swych snów prawie nigdy. Tym razem było podobnie. Obudził się, a właściwie obudziło go lizanie jego twarzy. Od razu zorientował się, co właściwie się dzieje. Otworzył oczy i usiadł szybko. Pies radośnie biegał po pokoju i zatrzymywał się przy swym panu, aby dać się pogłaskać.
-Rhino! A więc ktoś przeczytał wiadomość. Kochany… - mówił do swojego psa, podczas gdy ten zaczął skomleć z radości. Przy pomocy Arthura wskoczył na kanapę i znów zaczął lizać go po twarzy. Sytuacja trwała może z półtorej minuty, gdy Misfortune postanowił wrócić wreszcie do swojego domu. Wpierw jednak rozejrzał się po pokoju. Sirius spał, dwie dziewczyny w fotelach także miały zamknięte oczy. Wszyscy muszą być wykończeni. Chłopak domyślił się, że ta przy której leżała smycz psa, przyprowadziła go tutaj i zasnęła. Druga trzymała zaś w ręce zeszyt, ale Arthur nie zainteresował się nim specjalnie. Podszedł do biurka stojącego po drugiej stronie pokoju i złapał za kartkę i długopis. Napisał w miarę starannie: Dziękuję Wam za pomoc. Bez Was prawdopodobnie mój pies i ja słabo byśmy skończyli. Dziękuję jeszcze raz i pamiętajcie – cała trójka – zawsze możecie na mnie liczyć. Spróbuję spłacić ten dług wdzięczności.
Arthur odłożył długopis na blat, a kartkę położył na kanapie. Po cichu złapał za smycz, przypiął Rhina i wyszedł z domu. Poczuł świeże powietrze. Radosnym krokiem udał się do domu. Po drodze przypomniał mu się też Brian. Jemu też jest dłużny. Cztery osoby pomogły mu w ciągu ostatniej doby tak, jak nigdy by się nie spodziewał. Nie sądził, że będzie mu w ogóle potrzebna jakakolwiek pomoc, gdyż był bezkonfliktowym człowiekiem. A tu nagle przychodzi dziewczyna z kijem. Dobrze, że cała historia dobiegła już końca. Powróci do swojego normalnego życia. Chociaż… Może wypada coś zmienić? Arthur doszedł do swojego domu i już miał postawić stopę na pierwszym stopniu, gdy ujrzał ten nieszczęsny kij. Sam koniec był lekko zaróżowiony od jego krwi. Chłopak podszedł do kija i wziął go ze sobą.
-Na pamiątkę. - uśmiechnął się z przekąsem, po czym wszedł do domu. Odpiął psu smycz i zasiadł w swoim fotelu. Siedział tak zaledwie chwilę, zaraz zerwał się na nogi.
-Nie, tak być nie może. Trzeba się ogarnąć. Zmienię to wszystko. – wykrzyknął i aby dodać sobie pewności uderzył pięścią w stół. Ale od czego zacząć? Myślał kilka sekund, aż ustalił w końcu pierwszy punkt „czynności do wykonania”. Trzeba posprzątać cały dom. Od tego zacznę! Arthur uśmiechnął się pod nosem, pogłaskał Rhina po szyi i zabrał się do roboty.


Ostatnio zmieniony przez Cpt. Hetero dnia Nie 1:13, 14 Lis 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
MorderczyniMisiów
Gość





PostWysłany: Nie 14:40, 14 Lis 2010    Temat postu:

[PB]

Kłócili sie od dłuższego czasu, i Cheryl nagle poczuła, że nie ma ochoty dalej wisieć na tej idotycznej linie. Narkotyczne odrętwienie opuściło ją bardzo szybko, i teraz z całą mocą dostrzegła, że zbyt wielką nadzieję pokładała w obejmującym ją chłopaku. Nagle dotarło do niej, że gdyby tylko mógł opuscić to miejsce, natychmiast by ją zostawił.
Tak jak ona jego. Ale Cheryl nigdy nie lubiła gdy ktoś decydował za nią. Nigdy.

- Cherr, nie wiemy co się dzieje w dniu tych cholernych urodzin. Uspokój się ! - poprosił po raz kolejny Spencer. Jego głos odbijał się echem po tym dziwnym miejscu.
- Jasne. Zostawisz mnie, kur*a ! Zostawisz mnie tu zupełnie samą ! - krzyknęła dziewczyna łamiącym się głosem i natychmiast zaczęła wyplątywać się z szelek.
- Nawet gdyby...Jak możesz mieć do mnie o to pretensje ?! Jeśli cię nie zostawię, sama odejdziesz. I to całkiem niedługo. Myślisz, że cię nie znam ? Cherr... - ujął jej twarz w dłonie.- Boisz się zobowiązań - dodał z satysfakcją, i uśmiechnął się delikatnie.
Nie boję się.

Nagle kłótnia przybrała zupełnie inny obrót... A Cherr nie miała ochoty rozmawiać o swoich pogmatwanych uczuciach ze Spencerem. Nie to się teraz liczyło. Skoczyła na ziemię i lekkim krokiem zaczęła oddalać się w kierunku wyjścia.
-Cheryl, wracaj !! - zawołał ostrzegawczo chłopak.
Lekceważąco pomachała mu dłonią, zbliżając się do wyjścia.
To ja decyduję o tym co robię.

Nagle długa, metalowa rura poderwała się z ziemi i uderzyła Cheryl w rękę, boleśnie strzaskując jej łokieć. Krzyknęła głośno i odwróciła się.

Spencer opuścił dłoń, patrząc na nią błagalnie.


Ostatnio zmieniony przez MorderczyniMisiów dnia Nie 14:59, 14 Lis 2010, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Megumi
Niezniszczalny


Dołączył: 04 Mar 2010
Posty: 1550
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: L-wo
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 14:20, 15 Lis 2010    Temat postu:

[CA]

Maggie wpadła z impetem do gabinetu dyrektora. Nikogo tam nie było. Dziewczyna szybko podeszła do monitora.
- Cholera, wszystko tu widać...
Maggie zaczęła myśleć jak zniszczyć kamery, kiedy nagle zobaczyła coś bardzo interesującego. Jedna z kamer umieszczonych na korytarzu zarejestrowała pewnego chłopaka, który szedł zdecydowanym krokiem.
Zbyt zdecydowanym... pomyślała mimowolnie Maggie. Trzeba będzie to sprawdzić.
Dziewczyna zaczęła przeglądać dalej kamery. Sprawdzając dziesiątą, Maggie zauważyła dwie dziewczyny biegnące korytarzem. Jedną poznała od razu.
- Elenora. - powiedziała do siebie z nutką triumfu w głosie. - Nadszedł czas na kolejne nasze spotkanie... -to powiedziawszy Maggie wybiegła z gabinetu dyrektora, by stanąć na przeciw Lene i jej przyjaciółki.
Ciekawe jaka jest twoja wersja wydarzeń...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
zimowykalafior
Super Admin
<b>Super Admin</b>


Dołączył: 10 Wrz 2010
Posty: 2241
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 53 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Australijskie Skierniewice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 15:57, 15 Lis 2010    Temat postu:

Anuna Collins biegła przez pustynię najszybciej, jak mogła. Goniły ją kojoty. Całe stado kojotów. Przybywało ich, były coraz szybsze... A An coraz wolniejsza. Biegła przed siebie, w stronę palącego słońca. Traciła orientację. Traciła siły. Czuła oddech kojotów, które już, już ją doganiały.
To koniec...- pomyślała. Nie mam szans...
Jeden z kojotów dobiegł do dziewczyny i zacisnął zęby na jej nodze. An padła na gorący piach. Kojot nachylił się i powiedział:
-An, wszędzie cię szukałam! Tu jesteś! Wstawaj.
-Aaa!- obudziła się z krzykiem. Była w domu, nie na pustyni. Obok fotela stała Melissa.
-Nie krzycz, obudzisz wszystkich.
-Sorry. Nie chciałam zasnąć. Już idę.
Ostatni raz rozejrzała się po pokoju. Arthura nie było. Sirius i Elise dalej spali. Na stole leżała jakaś kartka. An odczytała na głos.
-"Dziękuję Wam za pomoc. Bez Was prawdopodobnie mój pies i ja słabo byśmy skończyli. Dziękuję jeszcze raz i pamiętajcie - cała trójka - zawsze możecie na mnie liczyć. Spróbuję spłacić ten dług wdzięczności." Jaki dług? Hmm, może to nie do mnie. W końcu nic takiego nie zrobiłam.
Dziewczyna wyszła z domu i poszła za siostrą.
-Znowu mnie zostawiłaś.
-A co, myślałaś, że będę siedzieć w domu, gdy tyle ciekawych rzeczy dzieje się naokoło?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość






PostWysłany: Pon 16:12, 15 Lis 2010    Temat postu:

Obudził się wcześnie rano.Poczuł bule w nogach, rękach , głowy. Powoli wstał. Czuł głód , ale jedzenia mu brakowało. Znalazł tylko puszkę kukurydzy , ale czy to wystarczy?. Kiedyś nie znosił jedzenia z puszki, ale teraz nie miał wyjścia. Zjadł wszystko w takim tempie , że nawet nie za uwarzył jak cała zawartość znika. Niewiele to pomogło , dalej głód dawał się we znaki. Musiał wyjść zaczerpnąć świeżego powietrza. Ale nie miał na to siły , wolał jeszcze położyć się i odpocząć. Znowu zasnął , spał przez parę godzin. Obudził się już w południe. Czuł się lepiej ,czuł jak wraca mu energia. Wyszedł z pokoju. Naszła go myśl , że musi pomóc dziewczynie , która została oskarżona o zamordowanie Maksa. Kiedy napotkał jakieś dzieciaki zatrzymywał ich i tłumaczył , że to Michael zabił jego przyjaciela . Reakcje były różne jedni uwierzyli drudzy nie. Nie miał już na to siły męczyła go ta cała chora sytuacja. Przystanął i powiedział do siebie. -Chyba muszę z stąd wyjechać , gdzieś gdzie zapomnę o tym wszystkim co mnie tutaj spotkało.
Powrót do góry
Bisqit
Pirokinetyk


Dołączył: 19 Lip 2010
Posty: 746
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Perido Beach
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 17:39, 15 Lis 2010    Temat postu:

[PB]


-Mamy coś jeszcze do ustalenia. Gdzie będą przetrzymywane dzieciaki? Proponuję salę gimnastyczną szkoły. Jest dużo miejsca i w ogóle. Myślę, że Brian pomoże w przestawianiu cięższych rzeczy - powiedziała Sonia patrząc na chłopaka, a ten skinął głową.
-Jeszcze jedno. Jak zauważyliście niektórzy... przejawiają pewne nadnaturalne zdolności. Trzeba odnaleźć dzieciaki z mocami i zająć się ich szkoleniem, żeby nie zrobiły sobie i innym krzywdy. Popieracie?
Wszyscy przytaknęli. Brian już miał się odezwać, kiedy poczuł dziwny zapach. Zrobiło mu się słabo, ale nie zemdlał. Czuł się błogo... Miał ochotę się śmiać... Niektórzy rechotali co chwilę. On tylko siedział z lekkim uśmiechem na ustach. Pierwszy raz od początku Etapu niczym się nie martwił... Miał wrażenie, że jest najszczęśliwszym człowiekiem pod słońcem... Naszła go ochota żeby sobie polatać... Nie myśląc wiele, użył mocy i wraz z krzesłem uniósł się w górę. Pokręcił się trochę i zwymiotował na podłogę. Mimo tego nadal miał świetny humor... Choć ubrudził Dianę, ona wciąż się śmiała. Wiedział, że to nie było normalne, ktoś im coś podał.Lecz teraz nic go nie obchodziło.... Był najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi....


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kakunia
Lewitator
Lewitator


Dołączył: 24 Lut 2010
Posty: 564
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Sosnowiec
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 19:15, 15 Lis 2010    Temat postu:

Meg stała przed drzwiami gdy usłyszała śmiech dobiegający z sali. Weszła do środka i zobaczyła latającego Briana. W pomieszczeniu były jeszcze Sonia i Diana. Cała trójka śmiała się przeraźliwie. Po chwili morganie też zaczęło być wesoło. Zrozumiała, że to nie jest normalne. Zmoczyła wodą z dzbanka dół bluzy i zakryła nim twarz.
-Brian przestań się unosić- powiedziała.
-Czemu? Jest mi tak dobrze- odparł pomiędzy atakami śmiechu.
Dziewczyna powoli przestawała przestawała kontrolować swój śmiech. Przemogła się i pociągnęła najbliżej stojącą jej Dianę za rękaw i wyprowadziła z sali. chłopak i Sonia wyszli za nimi uznając to najwyraźniej za świetną zabawę. Po jakimś czasię się uspokoili.
-Chyba ktoś wpuścił gaz do sali- stwierdziła Sonia ocierając łzę.
-Zajmijcie sie sobą, a ja zobaczę czy nie ma dzieciaków w przedszkolu.
Meg weszła do budynku. Podeszła do niej trójka dzieci.
-Jestem Angel. Czy ty masz się nami zająć?- zapytała siedmioletnia afroamerykanka wyciągając do dziewczyny rękę.
-Morgana. Wydaje mi się, ze tak- odpowiedziała bez żadnego zdenerwowania. Strasznie polubiła ten spokojny stan.
-Pokażmy jej kolorową salę- szepnęła Angel na ucho druga dziewczynka. Miała jasną cerę, czarne włosy zebrane w kucyka, grzywkę i czarne oczy.
-To jest Katie- przedstawiła ją przyjaciółka- a to Casper. Mieszkamy tu od zniknięcia dorosłych.
Mała Kat pociągnęła ją za jeansy.
-Chodź! Zobacz kolorową salę- nalegała przyjaźnie.
Kolorowa sala była w rzeczywistości żłobkiem, w którym spało dwoje niemowląt.
-Czasem przyciągnęliśmy kogoś by nam z nimi pomógł, ale nie chcieli zostawać dłużej- powiedział chłopczyk.
-Pokażcie mi gdzie co tu jest.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez kakunia dnia Pon 19:16, 15 Lis 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bisqit
Pirokinetyk


Dołączył: 19 Lip 2010
Posty: 746
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Perido Beach
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 20:38, 15 Lis 2010    Temat postu:

[PB]


Nadal unosił się w powietrzu, kiedy do sali weszła Morgana. Nie zwracał na nią uwagi, dopóki nie odezwała się.
-Brian przestań się unosić
-Czemu? Jest mi tak dobrze-odparł, po czym głośno się zaśmiał. nie wiedział dlaczego, po prostu miał ochotę na śmiech. Po chwili Morgana pociągnęła Dianę za rękaw i wyprowadziła z sali. Brian powoli opuścił krzesło, zszedł za ziemię i razem z Sonią wyszli za nimi uznając to za zabawę. Gdy tylko doszło do niego świeże powietrze, otrzeźwiał. Inni również zachowywali się już normalnie.
-Chyba ktoś wpuścił gaz do sali- stwierdziła Sonia ocierając łzę.
-Zajmijcie sie sobą, a ja zobaczę czy nie ma dzieciaków w przedszkolu.-powiedziała Morgana i opuściła budynek. Dopiero teraz Brian uświadomił sobie, że zwymiotował na Dianę.
-Przepraszam... No wiesz...-wymamrotał zawstydzony.
-Yyyyy... Nic nie szkodzi-odpowiedziała dziewczyna, z nutką irytacji w głosie.
-Dobra, skoro zebranie zakończone, to zajmijmy się naszymi zadaniami-zadecydowała Sonia.
-Ok-powiedział tylko Brian, po czym wyszedł z Ratusza w poszukiwaniu pomocników.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
zimowykalafior
Super Admin
<b>Super Admin</b>


Dołączył: 10 Wrz 2010
Posty: 2241
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 53 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Australijskie Skierniewice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 20:57, 15 Lis 2010    Temat postu:

[PB]

An przechodziła przez plac. Najpierw zobaczyła Marvela siedzącego na ławce, zamyślonego, smutnego.
Podeszła do niego.
-Heej, nie łam się. To nie koniec świata. I... Elise chyba ma twój zeszyt. Jest tam- wskazała ręką ogólny kierunek- w tym domu, w którym leży Sirius.
Po chwili dodała:
-Yy... Co tam się dzieje?
Nie czekając na odpowiedź, poszła w stronę ratusza. Przed wejściem stali Brian, Sonia i Diana. Ta ostatnia miała brudną koszulkę. Jakby ktoś zwrócił na nią obiad. Zignorowała ten dziwny widok.
-Obrady skończone? Co robimy?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Fire-mup
Biczoręki


Dołączył: 08 Maj 2010
Posty: 2051
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 2/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 21:59, 15 Lis 2010    Temat postu:

Obudziła się z koszmarnym bólem głowy. Czuła się, jakby miała kaca. Wstała z fotela i zatoczyła się. Jedzenie. Musiała coś natychmiast zjeść. Podeszła do lodówki. Niewiele tam znalazła, ale nie narzekała. Sirius nadal spał, lecz już nie niepokoiła się tak bardzo. Miała pewność, że choć na chwilkę się obudził. Na stole zobaczyła karteczkę: "Dziękuję Wam za pomoc. Bez Was prawdopodobnie mój pies i ja słabo byśmy skończyli. Dziękuję jeszcze raz i pamiętajcie - cała trójka - zawsze możecie na mnie liczyć. Spróbuję spłacić ten dług wdzięczności." Uśmiechnęła się. Nie był jej nic winny. To była przyjacielska przysługa i od niedawna chwilowy (Chwilowy!) obowiązek. Po za tym to Sirius załatwił sprawę. Ona tylko trochę pomogła. A teraz potrzebowała chwili odpoczynku. Spakowała swój mały plecaczek - nieodłączną część jej ekwipunku i poszła w kierunku ratusza. W oknach, nadal widziała kotłujące się postaci.
-Jeszcze nie skończyli? – mruknęła do siebie i poszła dalej. Ona już wiedziała co chciała wiedzieć, miała swoją małą misję. Po za tym, była typem wolnego strzelca. Wolny czas wolała spędzać sama, góra z jedną, dwiema osobami. Nigdy nikomu nie mówiła gdzie i po co idzie, co myśli i kiedy wróci. Strasznie denerwowało to jej rodziców. Uśmiechnęła się na to wspomnienie. Bez nich była taka wolna. Mogła robić co chce. Nie musiała się bać.
Przeszła przez główny plac i na jego skraju, znalazła odpowiednio wysokie drzewo. Wspięła się wysoko i usadowiła na jednej z gałęzi. Była pełnia lata, więc bujne, zielone liście stanowiły doskonały kamuflaż, a dostrzec można było ją jedynie wtedy, gdy stało się, bądź przechodziło bezpośrednio pod drzewem. Za to ona miała doskonały widok na cały plac. Była w swoim żywiole. Ułożyła się wygodnie i wyjęła z plecaka notatnik. Teraz już miała czas trochę pomyśleć. Czyje, to było.... Nagle, z ratusza zaczęły wybiegać dzieciaki, więc odłożyła przedmiot i zaczęła śledzić dokładnie przebieg akcji.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Diana
Jr. Admin


Dołączył: 22 Lut 2010
Posty: 899
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Siemianowice Śląskie
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 22:13, 15 Lis 2010    Temat postu:

Diana jeszcze nie do końca doszła do siebie po ostatnim wypadku. A gdy uświadomiła sobie, że omal nie straciła życia, stała się dla świata niemal niedostępna. Chciała uciec od ludzi, chociaż na chwilę. Aż do zebrania rady, biegała wzdłuż muru tak zwanego ETAP-u. Dopiero teraz uświadomiła sobie, że ma moc. Ona. Zwykła dziewczyna, która przywędrowała nie wiadomo skąd, nagle stająca się częścią tego dziwnego społeczeństwa.
Z zamyślenia wyrwało ją zamieszanie przy ratuszu, kiedy tamtędy przebiegała. Jednak nie zupełnie.
Na zebraniu Rady siedziała jak w transie, tylko raz odzywając się do Sonii. Podświadomie wiedziała, że ten tajemniczy chłopak ją uratował, w takim razie czemu mu nie podziękowała? Z jej umysłem działo się coś złego. Ludzie coś mówili, ale ona ich prawie nie słyszała.
A potem był tylko śmiech.

Dianie nie łatwo było wrócić do normalnego świata. Rozejrzała się po pozostałych, po czym spojrzała na swoją bluzkę, która podejrzanie śmierdziała. Odezwał się Brian:
-Przepraszam... No wiesz...
Dziewczyna postanowiła udawać, że się nie przejmuje.
-Yyyyy... Nic nie szkodzi - odparła.
Podeszła do nich Anuna.
-Obrady skończone? Co robimy?
-Ehm, ja chyba się pójdę przebrać, poszukam czegoś w sklepach.
Był to jeden z jej zamiarów, ale nie jedyny. Teraz bowiem dopiero jej podświadomość postanowiła porozmawiać sobie z jej świadomością.
Zaraz po znalezieniu ciuchów, Diana pobiegła szukać Marvela.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość






PostWysłany: Wto 9:44, 16 Lis 2010    Temat postu:

[CA]

Kiedy powiedział dzieciakom , że to nie Eleonora zabiła Michaela ,wrócił do swojego pokoju. Czasami jeszcze poczuł jakiś bul po wypadku, ale szybko przechodził. Uczucie głodu nasilało się coraz bardziej. Wojtek zaczął szukać jedzenia po całym pokoju, być może gdzieś coś znajdzie. Udało się w komodzie znalazł parę puszek jedzenia. Z tego wszystkiego zapomniał , że kiedyś schował je tam na zapas.Była to puszka kukurydzy, dwie puszki groszku, dwie puszki a właściwie dwa słoiki zupy pomidorowej. Wziął jeden słoik. Podgrzał na niewielkim ogniu i zjadł całą zawartość. Teraz czuł się pełniejszy i miał więcej siły. Przez pewien czas gryzło go pewne uczucie. Teraz wiedział , że zakochał się. Wiedział też w kim , była to Eleonora. Nie mógł tak bezczynnie siedzieć pobiegł jej szukać. Ale pytając dzieciaków nikt dawno jej nie widział. Jednak Wojtek się nie poddawał.


Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Wto 9:44, 16 Lis 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Candace
Niezniszczalny


Dołączył: 27 Gru 2009
Posty: 1686
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Lublin
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 17:48, 16 Lis 2010    Temat postu:

[PB]

-Obrady skończone? Co robimy?
-Ehm, ja chyba się pójdę przebrać, poszukam czegoś w sklepach- odpowiedziała Diana i odeszła.
-Wszyscy pouciekali z połowie obrad. Teraz niech każdy zajmie się swoimi zdaniami. Ja muszę się zająć dowcipnisiem i jego durnym pomysłem...
-Co się stało?
-Ktoś chyba wpuścił gaz rozweselający do gabinetu. Muszę znaleźć zawór i go zakręcić. Jak znajdę dowcipnisia to sobie z nim pogadam...
-Dobra. To ja lec...- nie dokończyła zdania, a już zniknęła.

Sonia pokręciła się wokół budynku i znalazła narzędzie głupiego żartu.
Czy aby na pewno żartu...?
Mocowała się ponad godzinę z odpięciem wszystkiego i doprowadzeniem do porządku. Wróciła do domu burmistrza i pootwierała okna. Wolała jednak nie opuszczać hacjendy i zostawiać ją otwartą dla wszystkich. W szufladzie w gabinecie znalazła zestaw kluczy. Odczekawszy około 30 minut pozamykała okna i zamknęła każdy pokój z osobna. To samo zrobiła z drzwiami wejściowymi.
Ciekawość to pierwszy stopień do piekła...
Weszła do pokoju pełnego akt i dokumentów i zaczęła czytać...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cpt. Hetero
Gość





PostWysłany: Wto 21:15, 16 Lis 2010    Temat postu:

Sprzątał dom od kilku godzin. Umył okna, odkurzył wszystkie pokoje i wykonał kilkanaście innych rzeczy, których nie robił od dawna. Albo nawet nigdy. Kilka razy opróżniał swój kosz na śmieci i poszedł nawet dwa razy do pobliskiego sklepu po płyn do luster i szyb. Typowe porządki. Ogromne typowe porządki. W końcu, po skończonej robocie rzucił się na swój ulubiony fotel. Praca trwała dobry godziny, jednak on nie odczuł zmęczenia. Dziwne. To już drugi przypadek, kiedy mu się to zdarza. Niedawno upadłby nawet na podłogę, tylko po to by leżeć i odpoczywać. Miałby ogromne zakwasy i inne bóle. Ale nie dziś. Nie wczoraj. Coś się z nim działo. Arthur nie wiedział co dokładnie, ale właściwie cieszyło go to. Może wyrobił sobie niezłą kondycję? Odpada, cały czas siedział w domu, nie ruszając się zanadto. Może wziął przypadkowo jakieś dopalacze, narkotyki czy coś w tym rodzaju, na podtrzymanie energii? Niemożliwe, nigdy nie brał czegoś takiego. Zawsze zwracał na to szczególną uwagę. Arthurowi wpadło do głowy jeszcze jedno wytłumaczenie. Może mam jakąś moc, jak inni z miasta? Nie, to raczej niemożliwe. Jak by ją niby zdobył? Nie zauważył tego? Misfortune już sam nie wiedział, co o tym myśleć. Może by tak to sprawdzić? Chłopak bez namysłu przebrał się w krótkie spodenki i zawiązał mocniej sznurowadła.
-Rhino, nawet nie wiesz jak zaraz się wybiegasz. To będzie długi spacer.– powiedział z uśmiechem, przyczepiając mu smycz do obroży. Rhino szczeknął głośno dwa razy, wyrażając swoją radość. Po chwili byli już na zewnątrz. Arthur poczuł lekki wiatr na plecach i przeszedł go dreszcz podniecenia. Jeśli naprawdę mam moc? Co wtedy? Zobaczymy…
- No dobra piesku, zaczynamy dzisiejszy bieg. Wiem, że to lubisz. – mówił do słuchającego go Rhina. – Zobaczymy, który z nas się pierwszy zmęczy. Pamiętam, że długo wytrzymujesz. Chodź, zaczniemy niewinnie.
Zrobili kilka kroków powoli, a następnie przeszli do szybkiego marszu. Chwilę później pędzili już przed siebie. Przed siebie, w stronę plaży.
Powrót do góry
zimowykalafior
Super Admin
<b>Super Admin</b>


Dołączył: 10 Wrz 2010
Posty: 2241
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 53 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Australijskie Skierniewice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 17:30, 17 Lis 2010    Temat postu:

[PB]

-Ehm, ja chyba się pójdę przebrać, poszukam czegoś w sklepach- odpowiedziała Diana i odeszła.
-Wszyscy pouciekali z połowie obrad. Teraz niech każdy zajmie się swoimi zdaniami. Ja muszę się zająć dowcipnisiem i jego durnym pomysłem...
-Co się stało?- spytała An.
-Ktoś chyba wpuścił gaz rozweselający do gabinetu. Muszę znaleźć zawór i go zakręcić. Jak znajdę dowcipnisia to sobie z nim pogadam...
-Dobra. To ja lecę- rzuciła An i zniknęła.
Pojawiła się po drugiej stronie placu, gdzie czekała na nią Melissa.
-Chodźmy na plażę.
-Dlaczego? Myślałam, że już nigdy nie będziesz chciała tam iść.
-Ale właśnie chcę. Chodź.
Nigdy jej nie zrozumiem... Ale czemu nie?

Wolnym krokiem poszły w stronę plaży.
Usiadły na miękkim piasku, z dala od czerwonych śladów, w których kryły się traumatyczne wspomnienia. Patrzyły w niewiarygodnie spokojną wodę i milczały.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kakunia
Lewitator
Lewitator


Dołączył: 24 Lut 2010
Posty: 564
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Sosnowiec
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 18:33, 17 Lis 2010    Temat postu:

Meg siedziała Siedziała właśnie w sali przedszkolnej przeczesując palcami przydługawe, brązowe włosy Caspra. Po posprzątaniu, nakarmieniu, przewinięciu i półgodzinnej kłótni o imiona dwóch niemowląt była trochę zmęczona. Na szczęście chłopcy mieli już imiona: Nathaniel Nicodem i Leonardo Jake.
-Leonardo od Leonarda DiCaprio?- zapytała się Angel.
-Nie. Zdecydowanie od Leonarda Da Vinci.
Nagle do pomieszczenia weszła Katie.
-Morgano, chodź. Boję się tego kota- powiedziała.
-Kota?!- prychnął chłopiec.
-Dobrze, pójdę z tobą.- Meg puściła komentarz Caspra mimo uszu.
Na korytarzu stał wielki czarny kot i przypatrywał się dziewczynom.
-Widzisz, nie ma się czego...- zaczęła i nie skończyłą, gdyż kot nagle wylądował na jej głowie drapiąc ją. Po chwili znowu był daleko na korytarzu.
-Dzieciaki schowajcie się!
Kot znowu teleportował się i tym razem podrapał Kat.
-Ała!- krzyknęła dziewczynka.
Zwierzę pojawiało się i znikało w zastraszającym tempie. Morgana skulił sie i załoniła ciałem małą dziewczynkę. Kot pojawił się metr od jej twarzy.
-Aaaaaaaa!- można było usłyszeć przed budynkiem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość






PostWysłany: Śro 19:19, 17 Lis 2010    Temat postu:

[CA]
Co? jak to możliwe nikt Jej nie widział. Wojtek podejrzewał , że może mieć to związek z oskarżeniami na jej temat. Pytając przechodzących odpowiedzi były różne. Szukał przez jakiś czas, ale nic. Wrócił do swojego pokoju. Przeglądając notes znalazł adres swojego wujka. Chciał jak najszybciej opuścić CA. Teraz dom wujka stoi pusty, kiedy wszyscy zniknęli. Bywał tam często więc bez problemu znał drogę. Wziął plecak , spakował ubrania , portfel, najpotrzebniejsze rzeczy. Teraz pozostało mu znalezienie samochodu. Nie było to trudne. Wziął pierwszy lepszy wóz. Nie zważając na to czyj on jest. Zresztą jakie to ma teraz znaczenie. Wskaźnik paliwa był do połowy. Zapiął pasy. Ruszył zostawiając za sobą Coates Academy.
Powrót do góry
Marvel
Różowy
Różowy


Dołączył: 21 Mar 2010
Posty: 284
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 13 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 20:15, 17 Lis 2010    Temat postu:

[PB]

Marvel dumał. Siedział i dumał, a kiedy rozmyślał mało co było w stanie wyrwać go z tego stanu. Rozmyślał o wszystkim. Układał sobie cały plan tworzenia nowej społeczność Perdido Beach. Państwa. To wszystko jest jak układanka. Jak trybiki zegara. Część do części i wszystko będzie spranie chodzić. Ale nie... On nie może. Wie, że w ogóle nie pasuje do dzieciaków z tego miasteczka. Rozmyślał nawet wybranie się do Coates Academy, ale kto wie, może tam jest gorzej niż tutaj. Po chwili odrzucił tę propozycję. Za duże ryzyko.
Nie zwracał uwagi na całą akcję dziejącą się wokół ratusza. Marvel zwykł skupiać się na jednej osobie, jednej rzeczy. Wybierał sobie obiekt i dalej myślał. W pewnym momencie podeszła do niego Anuna.
- Heej, nie łam się. To nie koniec świata. I... Elise chyba ma twój zeszyt. Jest tam - wskazała ręką ogólny kierunek. - w tym domu, w którym leży Sirius.
Marvel nadal milczał. Dlaczego ona go pocieszała? Przecież na pewno nic nie rozumiała. Nie wiedziała z jakiego powodu Marvel uciekł z ratusza. Nie wiedziała co czuł. A mimo to starała się go pocieszyć. Po chwili dodała.
- Yy... Co tam się dzieje? - powiedziawszy to odeszła.
Omberd poczuł ulgę. Znów został sam. Teraz zaczął zastanawiać się nad swoim notatnikiem. Jego cenne rysunki ma Elise. Dlaczego mu ich nie oddała? Spojrzał na dom wskazany wcześniej przez Anunę. Niee... Na pewno tam nie pójdzie. Może kiedyś będzie miał wystarczająco odwagi do zagadania dziewczyny na temat jego zeszytu.
Po chwili ujrzał rudowłosą Elise, chwilową właścicielkę jego najcenniejszego reliktu. Odprowadzał ją dyskretnie wzrokiem, aż zniknęła wśród liści jednego z drzew. Chyba nie wiedziała, że Marvel ją widział.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Fix
Super Szybki
Super Szybki


Dołączył: 29 Gru 2009
Posty: 422
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 20:25, 17 Lis 2010    Temat postu:

Sirius obudził się. Przez chwilę zastanawiał się gdzie jest i co tu robi, ale potem przypomniał sobie. Wstał i poszukał drzwi na zewnątrz. Znalazł je zaskakująco szybko, a potem wyszedł. Szedł parę minut, a potem spostrzegł chłopaka, temu któremu nie mógł pomóc. Podszedł i siadł obok niego. Zaczął dumać.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bisqit
Pirokinetyk


Dołączył: 19 Lip 2010
Posty: 746
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Perido Beach
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 20:52, 17 Lis 2010    Temat postu:

[PB]

Brian zauważył znajomych chłopaków. Jeden miał na imię... Marvel? Tak, Marvel. Ten drugi to chyba Sirius, czy jakoś tak... Podszedł bliżej. Obaj siedzieli w milczeniu.
-Cześć.- powiedział. Oni nadal się nie odzywali. A więc poszedł dalej, w głąb miasta. Musiał znaleźć kogoś do pomocy... Przecież nie mógł sam pełnić rolę policji. Policja składająca się z jednej osoby?! Nonsens. Rozmyślając szukał wzrokiem kogoś znajomego... Przecież nikt obcy go nie posłucha. Nagle usłyszał czyjś głos. Wydawał mu się znajomy...
-Brian?!-rozejrzał się. Kto...
-Caine? (xD)-wrzasnął. Caine, jego najlepszy przyjaciel był Etapie! Były najlepszy przyjaciel. ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Forum GONE Strona Główna -> Archiwum / GONE - to tylko ETAP / Archiwum 2. Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
Strona 4 z 6

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin