|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Megumi
Niezniszczalny
Dołączył: 04 Mar 2010
Posty: 1550
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: L-wo Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 6:58, 01 Paź 2011 Temat postu: |
|
|
[CA] Czas poratować trochę to RPG
- Jestem Jaskier - odpowiedział zielonooki chłopaki - I...
Niestety nie zdążył dokończyć zdania, bo właśnie zatrzęsła się ziemia. Wszystkie kosze zaczęły się przewracać, a ścierki latały po pomieszczeniu. Yumi wybiegła z piwnicznego pomieszczenia, zostawiając chłopaka na pastwę losu. W Japoni często były trzęsienia, więc wiedziała, co trzeba zrobić. Wbiegła do pomieszczenia, w którym dostała się do piwnicy przez okno, po czym weszła na trzęsącą się skrzynię. Z trudem utrzymując równowage wgramoliła się przez okno na trawę. Szybko podniosła się i zwinnym wzrokiem zbadała sytuację. Trzesienie ziemi najwyraźniej nie zamierzało ustąpić, a budynki w tym kraju nie były przystosowane do takich warunków. Na budynku Coates Academy zaczęły pojawiać się niebezpiecznie głębokie pęknięcia, co mogło skutkować zawaleniem. Yumi Haruhi zaczęła biec, szukając jakiejś w miarę pustej polany, na której czułaby się bezpiecznie.
Cholera, dlaczego to tak długo trwa? Jak tak dalej pójdzie, wszystko się sypnie...
W końcu Yumi znalazła wolną część trawy. Nie było to daleko od Coates i miała dobry widok na miasto, gdzie właśnie zaczęły walić się pierwsze budynki.
A potem wszystko się uspokoiło.
Trzęsienie ziemi przeszło.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Vringi
Game Master
Dołączył: 01 Cze 2010
Posty: 452
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Ostrzeżeń: 2/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 15:35, 01 Paź 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
- Przepraszam, przepraszam - powtarzał szukając koszulki. Nigdzie nie mógł jej znaleźć więc w końcu spasował.
- Nie masz własnego mieszkania? - zapytała właścicielka mieszkania w którym postanowił się zdrzemnąć.
- Wybacz. Masz jakąś koszulę, czy coś podobnego?
Zmierzyła go spojrzeniem swoich szaroniebieskich ocząt. Westchnęła.
- No dobra. Wyglądasz dość mizernie więc się nad tobą zlituję.
Zaprowadziła go do innego pokoju, w którym panował istny chaos. Mniej więcej taki, jaki James zostawił rano w swoim pokoju.
- To pokój mojego brata. Wybierz coś sobie, on i tak... - głos jej się chwilowo załamał. Chłopak pod wpływem impulsu położył jej dłoń na ramieniu. - Co ty wyprawiasz?
Szybko opamiętał się zdejmując dłoń i podszedł do szafy. Od razu wyjął z niej błękitną koszulę z krótkim rękawem.
- Widziałem cię na placu, Lewitatorko - rzekł cicho, zapinając koszulę.
- Też tam byłeś?
A więc mnie nie widziała...
I wtedy nastąpił pierwszy wstrząs. Wszystkie książki, filmy i cała reszta rzeczy, które leżały na półkach lub gdzieś wyżej spadła na podłogę.
Drugi wstrząs zwalił szafę na White'a. Lewis doskoczyła do niej i dzięki swojej mocy uniosła ją nad ziemię.
W tym samym momencie sufit się na nich zwalił.
[5 minut później]
James White otworzył oczy. Pierwsze: jakimś cudem nie był poważnie ranny. No, miał na ciele pełno siniaków, ale nigdzie nie krwawił.
Drugie: gdzieś przepadły jego okulary.
- Aaaaagghh! - krzyk Cassandry zmroził mu krew w żyłach. Niewiele myśląc, doczłapał do góry gruzu, która dzieliła go od dziewczyny.
- Co się stało?! - zapytał spanikowany chłopak odgarniając gruz.
Usłyszał cichy szloch. Ten dźwięk pobudził go do działania. Nie zważając na zdzierającą się skórę, zaczął zmniejszać dystans dzielący go dziewczyny. Nerwowo zagryzał wargę, licząc każdą sekundę.
W końcu powstał niewielki otwór w ścianie. Otwór, przez który ujrzał źródło jej bólu.
Zmiażdżone dłonie. Wiedział, że może jej pomóc. Musi tylko dostać się do niej i uleczyć ją.
- Moje.. mo-je dło-nie...
Chwycił kolejny kamień i odwalił go na bok. I jeszcze jeden. I jeszcze jeden.
Mógł udawać nieczułego i obojętnego.
Tylko po co?
Wybacz, ale nie mogłam się powstrzymać.
G.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gaia
Elektrokinetyk
Dołączył: 10 Maj 2011
Posty: 1114
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 22 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Wrocław Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 21:01, 01 Paź 2011 Temat postu: |
|
|
[CA]
Długie na dwa metry pęknięcie ukazało niebo nad korytarzem Coates Academy.
Felice zaklęła i chwyciła dłoń Scotta.
-Szybciej!-syknęła, ciągnąc go w przeciwną stronę.
Potężny huk wstrząsnął całym budynkiem. Uczniowie zachwiali się i duża ich część padła na podłogę.
Ale nie Felice. Ona nigdy nie upadała.
Zerknęła na twarz Scotta, który nie wyglądał na przestraszonego, raczej na zamyślonego. Jakby obmyślał jakiś piekielny plan.
-Musimy wykorzystać zamieszanie-szepnął.-Teraz się na nim odegram-w jego oczach zatańczyły mordercze ogniki.
Jeszcze nigdy nie wyglądał równie groźnie.
Nie zastanawiała się długo. Pobiegła za nim.
Po chwili byli już w gabinecie Christophera.
Scott z szybkością błyskawicy przerzucał zgromadzone na biurku i w szufladach dokumenty, ciskając kartki na podłogę.
-Mam!-krzyknął triumfalnie, a budynkiem wstrząsnął kolejny, mocniejszy od poprzedniego grom.
-Co to takiego?-spytała dziewczyna, przyglądając się niepozornej teczce.
-To...akty urodzenia. Później ci wyjaśnię-zmieszał się Scott.-Teraz musimy już wracać do PB.
-Do PB? Po co? I dlaczego ukradłeś te akty?-wyrzucała z siebie pytania, biegnąc korytarzem. -Ty coś wiesz i nie chcesz mi powiedzieć-marudziła.
-Później-westchnął chłopak.-Pośpieszmy się. Musimy porwa...porozmawiać z Uzdrowicielem-wyjaśnił.
-Chcesz porwać U...co ty...w ogóle...Scott?!-plątała się zdziwiona Felice.
Chłopak gwałtownie się zatrzymał i złapał rudowłosą za ramiona.
-Felice-wycedził powoli.-Chcesz ze mną iść czy nie?
-Chcę-oparła z mocą.
-To przez chwilę nic nie mów i po prostu chodź, dobrze?
Zmierzyła go podejrzliwym spojrzeniem.
-Dobrze-szepnęła.-Ale nie odpuszczę ci tego.
Ruszyli w stronę miasteczka. On ściskał w dłoni teczkę, a ona list, który kazał jej zniszczyć.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Rexus Maximus
Gość
|
Wysłany: Nie 16:44, 02 Paź 2011 Temat postu: |
|
|
[CA]
Kate, lekko roztrzęsiona, podeszła do Chrisa:
- Co... co to było?
Afterhean tylko wzruszył ramionami.
- Na nasze szczęście, Coates ma mocne fundamenty.
Wskoczył na dach samochodu, brzękając o blachę.
- Dobra, wracać do roboty, raz dwa!
Wszyscy, z mniejszym lub większym ociąganiem wrócili do pracy.
Chris zwrócił się do dziewczyny.
- Idę zobaczyć, co u Seafforda.
Gdy wszedł do akademii, przez drzwi wyleciała Hilary.
- Oszalał! Zupełnie oszalał podczas tych wstrząsów! Szaleniec!
Dziewczyna pobiegła i położyła się na kamiennej ławce w pozycji embrionalnej, cała drżąc.
Chris, idąc korytarzem do pokoju Jeremy'ego, mruknął tylko do siebie:
- Szaleniec? Ale supersilny szaleniec.
Gdy w końcu dotarł do pokoju, na drzwiach zauważył pośpiesznie nabazgraną kartkę:
Jeremy Seafford. Moc: Super-Siła. Stan:
Chris nie dowiedział się nic o stanie dawnego konkurenta, bo w tym miejscu w drzwiach widniała wielka dziura.
Na samym dole kartki widniały wielkie litery:
SZALONY.
Afterhean złapał za klamkę. Drzwi były zamknięte. Tylko prychnął, śmiejąc się w duchu z bezmyślności Jeremy'ego. Przecież mógł bez problemu wyważyć, wybić, zmiażdżyć czy pokruszyć drzwi.
Kopniakiem wybił je, tak już ledwo trzymające się zawiasów, i wszedł do środka. Z oka Jeremy'ego wydobywała się żółta ropa, a on sam leżał na łóżku, dysząc ciężko. Dookoła wszystko było doszczętnie zniszczone, tylko tapczan ledwo się trzymał.
Jednak nie widok pokoju wstrząsnął Christopherem.
Do oka Seafforda widocznie wdało się silne zakażenie. Cud, że jeszcze żył. Bakterie zapewne jednak, pożywione supersilnym DNA dokonały mutacji ciała chłopaka.
Miał on pokrytą czerwonymi planami pomarańczową skórę, był jakieś dwadzieścia centymetrów wyższy, a mięśnie wyglądały tak, jakby odżywiał się tylko sterydami. Jednak bakterie powoli już wyżerały ciało chłopaka. W mocarnej piersi widniała dziura. Mięso było suche i stwardniałe. Pojedyncze, białe robaki, nieśmiało wyzierały z klatki piersiowej, po chwili wracając do wyżerania Jeremy'ego.
Chris stanął w drzwiach.
- Seafford.
Chłopak zadziwiająco żwawo podniósł się z krzesła. Otworzył usta. Buchnął z nich odór zgnilizny. Razem ze smrodem, do Afterheana doszły słowa:
- Szmaciarzeeee.... Wieśśśśśniaccccy....
Afterhean spojrzał na niego, po czym wyszedł na chwilę.
Wrócił z kuchennym, obszernym fartuchem, paroma ceratami i bejsbolówką Dinosaur-ów. Rzucił nimi w wielkoluda, na którym ubranie zdążyło się podrzeć. Przed wyjściem Chris rzucił tylko jedno słowo:
- Zemsta.
***
Afterhean wyszedł z budynku akademii. Po kilku minutach doszedł go ryk, podobny do ryczenia konającego bawołu.
Drzwi szkoły wyleciały z zawiasów. Wściekły Jeremy ruszył galopem do Perdido Beach, zostawiając za sobą odór i smród.
Wszyscy zebrali się, obserwując jego bieg.
Christopher wziął ze sobą trójkę ludzi. Spalił doszczętnie pokój Seafforda, obawiając się zarazy. Trzy osoby szybko ugasiły płomienie. W końcu został tylko popiół.
Afterhean wszedł do gabinetu lekarskiego. Rozebrał się i za parawanem wylał na siebie część zapasu środka dezynfekującego. Przebrał się w inne ubrania i wyszedł na plac. Wskoczył na samochód i zaczął mówić do tłumu, który jeszcze się nie rozszedł:
- Wracać do pracy. A co do Jeremy'ego... hmm... daję Perdido Beach dwie godziny niezłej demolki, zanim nasz Balrog padnie.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Seth
Kameleon
Dołączył: 06 Cze 2011
Posty: 62
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Stargard Szczeciński Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 17:54, 02 Paź 2011 Temat postu: |
|
|
[CA-PB]
Byli mniej więcej w połowie drogi do Perdido Beach. Przez cały ten odcinek drogi obserwowali skutki drobnego trzęsienia ziemi. Połamane drzewa, uskoki i porozwalane szopy.
I nagle ryk. Ogłuszający. Nieludzki, bardziej zwierzęcy. Felice i Scott błyskawicznie się odwrócili. Ku nim pędził Jeremy. Dużo większy niż poprzednio. Gnijący i z obłędem w oczach.
Odskoczyli na pobocze, a ten przebiegł obok nich. Prosto do miasta.
-Chyba mamy kłopoty- szepnęła Fel.
Scott nie odpowiedział. Ruszył w pogoń, co oczywiście nie miało większego sensu. Jeremy pędził z prędkością samochodu. A Scott biegł jak człowiek.
Do pierwszego zakrętu. Kiedy stracił z oczu Felice przyśpieszył. Prawie-prawie doganiał Jeremy'ego. I jak zwykle nie zauważając swojej zmiany.
Bo tym razem był tygrysem. Lekko przerośniętym.
Był blisko. Wystarczająco blisko aby skoczyć na plecy Jeremy'ego.
I właśnie wtedy uderzył go smród. Smród gnijącego ciała, zwielokrotniony przez wyczulony węch.
Potknął się, przekoziołkował i wylądował w rowie. Krzyknął, a raczej ryknął zważając na jego obecne ciało. Obrócił się i w tym samym momencie usłyszał krzyki od strony miasta.
Kiedy wreszcie tam dobiegł zastał istne pobojowisko. Kilka domów z przedmieść legło w gruzach. Dzieciaki rozbiegł się dookoła. A w samym centrum zamieszania stał Jeremy. Łapał dzieciaki rozrywając je. Na połowy, odrywając im ręce, nogi, ewentualnie głowy.
Scott skoczył. Na mniej więcej trzy metry. Wylądował na Jeremy'm przygwożdżając go do ziemi. I przechodząc przez niego.
Jeremy był w stanie końcowego rozkładu. Twarz straciła ludzki kształt, teraz przypominała obwisłą maskę. W klatce piersiowej miał dziurę na wylot. Dziurę przez którą przeleciał Scott, teraz prychający i duszący się smrodem.
Mutant padł na ziemię, z głośnym plaśnięciem, ochlapując najbliższe dzieciaki bliżej niezidentyfikowanymi substancjami.
Scott padł wyczerpany na górę kamieni.
Czekał na Felice.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
zimowykalafior
Super Admin
Dołączył: 10 Wrz 2010
Posty: 2241
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 53 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Australijskie Skierniewice Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 15:13, 04 Paź 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
Upadła tak niefortunnie, że nawet nie miała jak się poruszyć. Zresztą teraz to nie miało większego znaczenia, bo nie miała zamiaru nigdzie stąd iść.
Gdyby była zdolna do trzeźwego spojrzenia na świat i oceny swojej sytuacji, stwierdziłaby, że jest beznadziejna - jak na złość, obydwie dłonie zostały zmiażdżone przez spadający kawałek sufitu i tym, co znajdowało się na wyższym piętrze. Samą Cassandrę siła wstrząsu odrzuciła mniej więcej na drugi koniec pokoju, tak że leżała na kawałku rozwalonego biurka. Przed nią piętrzył się stosik różnych fragmentów sufitu, ścian i mebli, więc gdyby teraz potrafiła trzeźwo ocenić swoją sytuację, doszłaby do wniosku, że miała szczęście, że to wszystko jej nie przygniotło. Że prawdopodobnie jej kręgosłup i czaszka dalej są w jednym kawałku.
Ale teraz nie myślała o tym - nie, kiedy można było poddać dyskusji jej przytomność, kiedy z trudem opanowywała płynące łzy, albo nawet ich nie opanowywała, kiedy każda sekunda ciągnęła się w nieskończoność, a Cassandra czekała, aż nastąpi kolejny wstrząs i zwali resztę budynku prosto na nią.
Jednak żadnego wstrząsu już nie było - to James przewalał kamyki, jeden za drugim.
Początkowo nie czuła nic prócz bólu. Dopiero potem, kiedy James chwycił jej łapki w swoje, poczuła jakby falę ciepła, która łączyła jej kości z powrotem w jedną, spójną całość i sprawiała, że krew przestawała kapać na dywan.
-Już - głos Jamesa wyrwał Cass z otępienia. Sprawdziła - rzeczywiście. Znowu mogła ruszać ręką, zginać palce. Chwyciła mały kamyczek, podrzuciła go, a on zawisł w powietrzu.
-Dziękuję - wykrztusiła, pakując w to jedno słowo tyle wdzięczności, ile potrafiła. Wstała i skierowała się do wyjścia na chwiejnych nogach - już sobie poradzę.
Usiadła przed domem. Podejrzewała, że jeszcze przez jakiś czas będzie miała traumę do przebywania w zamkniętych pomieszczeniach.
White wyszedł za nią. Ale teraz jej uwagę przykuły dźwięki - dochodziły z okolic placu i bez wątpienia były to wrzaski dzieci.
Jakby je ktoś rozrywał na strzępy.
A do tego odór zgnilizny.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez zimowykalafior dnia Wto 15:20, 04 Paź 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Puma
Naczelny Grafficiarz
Dołączył: 15 Mar 2010
Posty: 808
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 11 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Paradise City Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 16:36, 04 Paź 2011 Temat postu: |
|
|
brak weny -.-'
Vivian przytknęła butelkę do ust, stopniowo coraz bardziej ją przechylając i... nic nie poczuła. Z irytacją zamknęła jedno oko i zajrzała do środka. Pusto.
Wspaniale. Cudownie. Skończyła mi się nie tylko marycha, ale i woda.
Dziewczyna od jakiś czterdziestu minut szła mozolnie przez pustynię, cignąc za sobą konia. On sam nie miał siły wieźć jej w tym skwarze.
Nie mogła pojąć, dlaczego akurat ona, właśnie ona, która spędziła całe życie włócząc się po bezkresnych dolinach, błądzi w tej chwili na tym pustkowiu. Pustkowiu, które znała jak własną kieszeń. Każdy kamień, każdy krzak, niegdyś tak oczywisty i wręcz nazwany imieniem - nagle wydawały się obce. Nic nie było na swoim miejscu.
Wszystko sprawiało wrażenie przezroczystego i przymglonego.
Roza szła i szła przed siebie, nie zważając na skutki tej oto bezmyślnej idei. Czuła, że oddala się od miasta.
A może... kręci się w kółko?
Szumiało jej w głowie. Upał, zioła i odwodnienie raczej nie współgrały i nie sprzyjały zaistniałej sytuacji. Równie dobrze mogłaby za chwilę zemdleć i umrzeć na słońcu, a nikt nigdy by jej tu nie odnalazł.
Kiedy tak myślała, a momentami w ogóle nie myślała, nie zauważyła tego czegoś, co właśnie wyrosło znikąd tuż przed jej nosem. Mało brakowało, a jak gdyby nigdy nic wpadłaby na... ścianę?
Dziewczyna próbowała zmusić swój mózg do działania - bezskutecznie. Minęło trochę czasu, zanim w pełni uzmysłowiła sobie, że stoi przed wysoką, delikatnie połyskującą ścianą. No brawo. Teraz mam halucynacje.
Bezwiednie wyciągnęła ku niej rękę, a po chwili odskoczyła jak oparzona. Dosłownie. Zerknęła na swoją dłoń, na której widniała czerwona szrama. Nie miała jednak okazji do przemyślenia sobie zaistniałych wydarzeń. Usłyszała pzeraźliwe, dzikie rżenie. Gwałtownie odwróciła głowę w tym kierunku i ujrzała swojego konia, który najwyraźniej tak jak ona próbował zbadać ten tajemniczy, rażący prądem obiekt.
- Apache! - nie zdołała krzyknąc nic więcej, ponieważ wystraszone zwierzę już gnało w przeciwnym kierunku. Byle dalej od tego muru.
Vivian zaczęła go gonić, mimo że był dużo szybszy.
Biegła i biegła.
W pewnym momencie na horyzoncie zamajaczyły się jakieś skały, które stopniowo się zagęszczały, a ona straciła konia z oczu. Musiała przyspieszyć.
Wciąż za wolno.
A wtedy stało się coś jeszcze dziwniejszego, niż Vivian potrafiła sobie wyobrazić. Widziała, jak obraz wokoło niej się rozmazuje. Kolory się zlewają. Była między górami.
I nagle znalazła się na szosie. Zmęczona, opadła bezwładnie na ziemię. A Apache stał niedleko, przyglądając jej się z zaciekawieniem.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Megumi
Niezniszczalny
Dołączył: 04 Mar 2010
Posty: 1550
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: L-wo Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 15:54, 06 Paź 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
Yumi uwielbiała patrzeć na to, jak ludzie cierpią. Było w tym cos pocieszającego, bo w końcu to nie dotyczyło jej. Wyruszyła do miasteczka popatrzeć na szkody wyrządzone przez trzesienie. Niestety, wbrew jej oczekiwaniom runęło tylko parę budynków, nie szkodząc większości. Oczywiście, było pare ofiar, ale co ją to obchodziło? To nawet dobra sytuacja - mniej pasożytów.
Yumi weszła na plac. Nie ukrywała się, ale tez nie wychodziła za bardzo na widok. Poza tym nie zamierzała znajdowac się bliżej tych martwych dzieci. Jeszcze złapie dźumę, czy coś w tym stylu...
W powietrzu unosił się obrzydliwy smród, ale był do wytrzymania. Parę dzieci chodziło i płakało, bo jakaś cegła zmiażdżyła jednemu ramię, drugiemu odcięło ucho, a trzeciemu działo sie jeszcze coś innego.
Taki obrazek pewnie zachwyciłby krytyków sztuki
Yumi Haruhi Urumi pomyslała, że może zrobić jeszcze większy zamęt. Wystarczy ich wszystkich zmobilizować. Japonka nie posiadała charyzmy, ale mogła chociaż wygłosić swoje racje. Ciekawa była, czy ktokolwiek ją posłucha.
Podeszła do martwych dzieci leżących na środku placu. Weszła na jakieś zwłoki przykryte kocem, co wywołało poruszenie. Yumi podniosła ręce w geście poddającym się.
- To nie ja po nim depczę. Ja tylko reprezentuję uczniów Coates Academy, ktorych nie chciałam poznać. - powiedziała. - Chodzicie zagubieni, szlochacie, jęczycie... A oni właśnie chcą was zniszczyć! I jak widze zrobią to bez najmniejszego wysiłku, bo wy jesteście perfidnymi głupcami! Powinniście walczyć o swoje, prawda? Tymczasem sami nie wiecie, jak się zorganizować! Myślicie może, że ratusz sam z siebie wybuchnął? - Yumi zrobiła pauzę. Wokół panowała znośna cisza, przerywana odległymi krzykami i szeptami. - To właśnie Coates zrobiło wam to, żeby trochę was osłabić i dać znać o tym, że oni maja władzę. Czy to prawda? Nie wiem. To zależy od was. Jeżeli chcecie być śmieciami - bedziecie, niezaleznie od tego czy macie moc czy nie. Jednak możecie to zmienić, stawiając im opór i atakując najsilniejszych. To tyle, co chciałam wam powiedzieć.
Yumi zeszła z martwego ciałka, po czym ukłoniła się ceremonialnie i zniknęła używając swojej mocy kameleona.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Jinyi
Przenikacz
Dołączył: 14 Lip 2011
Posty: 217
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z pudełka Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 19:38, 07 Paź 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
Trach. Trach. Trach.
Miki przykucnął sobie z boku, pod jakąś ścianą i obserwował zaistniałą sytuację. Po zniknięciu dziewczyny zwrócił wzrok ku ziemi. Złapał garść rozsypanego wcześniej przez niego piasku, po czym najzwyczajniej puścił go by uleciał wraz z wiatrem. Małe ziarenka poczęły gnieść się w nieznacznych odstępach ukazując kroki. Jej kroki. Na chwilę stopując minęła Miki'ego, wchodząc w alejkę. Uśmiechnął się. Wstał. I ruszył za nią. Wyciągnął z kieszeni maleńką chusteczkę umoczoną w jakimś środku usypiającym, a następnie na oślep przypuszczając, że trafi złapał "pustkę", która dosłowną sekundę później stała się widzialna. Yumi. Dziewczyna bezwładnie obsunęła się w dół. Upadłaby, gdyby nie ramiona Miki'ego.
[CA]
Na głowie miał kask, a w oczach nieznany błysk. Na tyłach, przez siedzenie quada przewlekało się ciało Yumi - skrępowane przez szorstkie węzły ręce i nogi oraz worek po ziemniakach zasłaniający twarz, świadczyły o jej niewoli.
Jechał szybko. Tak jak lubił. Po drodze zahaczył o sklep z odzieżą. W końcu nie mógł pokazać się w byle czym. Ciemne jeansy oraz równie ciemna, skórzana kurtka zdobiły jego postać.
Po niespełna 20 minutach drogi dotarł na miejsce. Dotarł do Coates Academy. Aktorskim gestem ściągnął kask i niczym bohater z filmów science-fiction machnął włosami, tak, że ich kosmyki rozproszyły się we wszystkie strony. Później zajął się Yumi. Widać, iż Japonka powoli, ale naprawdę bardzo powoli odzyskiwała przytomność. Jęczała coś pod nosem. Pewnym ruchem zarzucił ją sobie na ramie i ruszył w kierunku wejścia. Bez problemu przeszedł przez dziurę w płocie. Do budynku dostał się przez otwarte okno. O dziwno na początku nikogo nie spotkał. Najzwyczajniej spacerował prostym, aczkolwiek niezbyt gustownym korytarzem, wtem, niespodziewanie jego balast zaczął toczyć dialog:
-Kto?
-Spotkaliśmy się niedawno. Jakże niemiłym gestem było zostawienie mnie - zaśmiał się, a następnie osadził dziewczynę na własnych nogach i ściągnął worek z głowy. Wtedy ujrzała jego twarz. Zdziwienie Yumi nie było ogromne, ale mimo wszystko stanowiło widoczny wątek na jej twarzy -Jesteś moją kartą przetargową, albo gwoździem do trumny. To się okażę. - pchnął ją do przodu. Szli. Szybko rozpoznała teren.
-Nie wiesz na co się porywasz.
Z za zakrętu wyłoniły się dwie postacie. Dwaj chłopcy mniej więcej w wieku Miki'ego. Natychmiastowo rzucili się w jego kierunku, lecz stanęli, gdy tylko oznajmił, że przybywa w pokoju i ma sprawę do ich szefa. Niechętni, równie niezdecydowani i ździebko zlęknieni pod czujnym okiem zaprowadzili go do pomieszczenia, gdzie ówcześnie przebywał Chris. Drzwi zamknęły się. Miki pchnął w kierunku chłopaka Yumi.
-Znalazłem kogoś, kto powinien być twoim podwładnym, a okazał się zdrajcą - z politowaniem spoglądnął na dziewczynę, a następnie na nic niewyrażającego Chris'a. Westchnął -Zaprawdę nie interesują mnie twoje plany. Nie zamierzam wkupywać się w twoje łaski, a tym bardziej stawać się twoim pachołem. Chcę tylko nietykalności, a może bardziej żądam jej? - parsknął. Zbliżył się kilka kroków.
-Żądać możesz sobie szczoteczki do zębów w przedszkolu - rzucił beznamiętnie, krzyżując ramiona - To mój teren i ja tu rządzę.
-Oh! Zaiste! Ale na mnie nie robi to wrażenia. Wiedz, że jeśli usiłujesz mi coś zrobić oddam z nawiązką. Nie tylko wy macie cenne zdolności - tu efektywnie wtrącił krótką pauzę - Złapiesz mnie, ucieknę. Spróbujesz zabić, przeżyję. Nietykalność i możliwość obserwacji z Coates. Tylko to. - przeszedł się po pomieszczeniu. Pewnie - jak to miał w zwyczaju. Chris chodził za nim oczyma.
-Więc co takiego zrobiła? - zapytał, jakby w ogóle go to nie interesowało. Udawał? Nie udawał? Nieważne. Miki usiadł na kanapie i szeroko rozłożył ramiona.
-Że ten dziwny koleś i bomba, to wina CA - Chris spiął mięśnie -Dlatego wiedziałem gdzie przyjechać.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ihuarraquax
Różowy
Dołączył: 17 Maj 2011
Posty: 262
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Nysa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 20:27, 07 Paź 2011 Temat postu: |
|
|
[CA]
Jaskier spoglądał zza krzaków na Miki'ego wyciągającego dziewczynę z auta. Już po chwili chłopak wchodził do budynku. Jaskier rozglądnął się jeszcze raz niespokojny. Nikogo nie było w pobliżu, co wydawało się mu dość dziwne. Nie zastanawiając się długo, wybiegł z ukrycia i wskoczył do auta. Odpalił silnik i opuścił Coates Academy.
***
Chłopak skierował auto do bazy sił powietrznych w Evanston. Musiał znaleźć jakąś porządną broń. W magazynach znalazł nieużywany jeszcze karabin AK-47 i 3 magazynki. Tyle zdecydowanie mu starczyło. Zarzucił broń na ramię i szybkim krokiem skierował się do skrzyń po przeciwległej stronie hangaru. Wyciągnął 3 laski dynamitu i wrócił do auta.
[PB]
Auto zaparkował z dala od miasta. Wszedł do miasta, idąc zaułkami. Już po chwili znajdował się niedaleko rynku. Znalezienie pustego domu nie zajęło mu dużo czasu. Dom był mały, góra na 2 osoby. Położył na stoliku jedną laskę dynamitu i odpalił ląd. Szybko opuścił dom. Już po chwili całym miastem wstrząsneła eksplozja. Chłopak uśmiechnał się pod nosem. Jeszcze 2 . Założył słuchawki, uruchomił muzykę i spokojnym krokiem skierował się w stronę kościoła.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Megumi
Niezniszczalny
Dołączył: 04 Mar 2010
Posty: 1550
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: L-wo Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 7:23, 08 Paź 2011 Temat postu: |
|
|
[CA]
Dzieczyna prychnęła.
- Powiedziałam prawdę. - odparła Yumi. - I można powiedzieć, że w pewnym stopniu Ci pomogłam. - spojrzała na Chrisa. - Kto wie, może zmotywowałam ich do walki i przyspieszyłam proces władzy nad Perdido?
Chris zignorował tą uwagę.
- Z toba później porozmawiam. - odparł z zaciśniętymi zębami.
Tia... Pobije mnie, a potem wsadzi do jakiejś szopy, która robi za więzienie. Norma.
Chris rzucił do towarzysza rozkaz, w którym miał zabrać Yumi do innego pomieszczenia. Tamten zgodził się, po czym przerzucił sobie dziewczynę przez ramię i poszedł do pomieszczenia znajdującego się po przeciwnej stronie.
Posadził Yumi na krzesle, na którym niegdyś siedzieli nauczyciele. Wydawało się, że minęły wieki, od tamtego czasu.
- I co teraz, psie Chrisa? - zapytała kpiącym tonem. Chłopak spojrzał na nią groźnym wzrokiem.
- Zamknij się! - powiedział, po czym odwrócił się, żeby zamknąć drzwi. Wtedy Yumi przypomniała sobie o scyzoryku, który trzymała w przedniej kieszeni spodni. Ręce miała związane z tyłu ale to niczemu nie przeszkadzało. Wiedziała, jak sobie z tym poradzić, ale musiała działać szybko.
Podniosła się z krzesła, po czym przełożyła nogi przez związane ręce tak, że teraz były one z przodu. Jak najszybciej wyjęła scyzoryk. Chłopak, zdążył się zorientować i rzucił się na dziewczynę, próbując wyrwać jej ostrze. Yumi obróciła je w ręku i ugodziła go w nadgarstek. Tamten jęknął z bólu i lekko zwolnił uścisk. To wystarczyło. Dziewczyna dała mu mocnego kopniaka w brzuch i chłopak puścił ją, wpadając na tablicę. Dziewczyna nie traciła czasu i raz jeszcze ugodziła chłopaka miałym nożykiem, tym razem w szyję. Po tym szybko wybiegła z sali i zamieniła się w niewidzianą plamę. W trakcie biegu, zdążyła przeciąć więzy zakrwawionym nożykiem i wyrzuciła sznur gdzieś za siebie. Wybiegła z budynku Coates Academy, po czym skierowała się w stronę pustyni.
Byle jak najdalej, dopóki nie obmysli planu zemsty.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gaia
Elektrokinetyk
Dołączył: 10 Maj 2011
Posty: 1114
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 22 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Wrocław Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 19:27, 08 Paź 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
Felice jeszcze nigdy nie biegła tak szybko jak teraz.
Jej myśli zaprzątało tylko jedno słowo. Tylko jedno imię.
Scott, Scott, Scott.
I nagle dostrzegła czyjąś sylwetkę częściowo przysypaną gruzem.
Przeszyło ją niesamowite uczucie przerażenia, a potem wściekłości. Jeremy jej za to zapłaci.
Wbiegła na gruzowisko i padła na kolana koło nieprzytomnego i zakrwawionego Scotta. Nie zdążył jeszcze całkowicie przejść transformacji i kawałki jego ciała wciąż pokrywało pręgowane futro.
A potem zobaczyła jego stopę. Była wygięta w drugą stronę.
Felice stłumiła krzyk przerażenia, ale postanowiła za wszelką cenę przywrócić mu przytomność. Pochyliła się nad chłopakiem i ujęła jego twarz w dłonie.
-Obudź się-szepnęła.-Błagam, obudź się.
Przycisnęła swoje wargi do jego czoła. Otworzył jedno oko. Było żółte, jak u tygrysa. A potem zamrugał i znów wyglądało normalnie.
Felice ścisnęła go tak mocno, że stracił oddech.
-Chodź-wyjąkała, a łzy ulgi popłynęły po jej policzkach.-Musimy odnaleźć Uzdrowiciela.
Piętnaście minut później udało im się dokuśtykać do miasta. Scott nie krzyknął ani razu. Zacisnął tylko zęby, przegryzając sobie wargę do krwi.
Po drodze Felice pytała wszystkich o Uzdrowiciela, ale nikt nie wiedział, gdzie może się znajdować.
I nagle natknęli się na zwłoki Jeremy`ego.
Wyglądały maskarycznie, wydając obrzydliwy odór i odstraszając wszystkich wokół.
Nienawiść na nowo odżyła w Fel i bez namysłu splunęła na ciało.
Jak mogła przewidzieć, że wybuchnie?
Pozostałości Jeremy`ego rozpryskały się po ulicy, a ku niebu poszybował jakiś ciemnozielony gaz.
Wzlatywał wyżej i wyżej, formując się w coś na kształt chmury.
Gdy urosła do rozmiarów małego domu, spadł z niej deszcz.
Śmierdzący, zielony deszcz.
-Teraz koniecznie musimy porwać tego małego Jamesa. Wydaje mi się, że nie tylko my go potrzebujemy-szepnęła Felice.
Moi drodzy, w razie wątpliwości informuję Was, że wszyscy znajdujący się w PB zostali skażeni obrzydliwym deszczem.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Gaia dnia Sob 20:47, 08 Paź 2011, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Vringi
Game Master
Dołączył: 01 Cze 2010
Posty: 452
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Ostrzeżeń: 2/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 22:58, 08 Paź 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
James starł z swojego ciała truciznę. Następnie przyłożył do niego dłoń.
Kto wie? Może podobnego...
Chłopak dobrze wiedział że z momentem rozbryzgu stał się najbardziej pożądaną osobą w mieście. Co mu się w ogóle nie podobało.
Najszybciej jak tylko mógł wstał ruszył biegiem w stronę starego boiska sportowego. Tam właśnie po północy ćwiczył celność rzutu.
Z niewielkim powodzeniem.
Może tam zdoła się zaszyć na pół godziny. W tym czasie powinna umrzeć połowa zakażonych.
Powinienem tam być i im pomóc.
Mimo to biegł dalej. Uciekał od odpowiedzialności i kontaktu.
Uciekał od ludzi.
[Clifftop]
White oparł się na sofie. Był to pierwszy lepszy pokój w hotelu.
Na boisku była 5-osobowa grupka graczy. Oczywiście zakażeni.
Pod małym muzeum wioślarstwa też nie brakowało ludzi.
Rudowłosy chłopak pokrótce obliczył że rozprysk objął całe miasto.
Co uniemożliwiało ukrycie się w mieście.
Raz nawet minął tą rudowłosą dziewczynę z która go wywróciła na szkolnym korytarzu. Na szczęście go nie rozpoznała.
Dziwiło go zresztą dlaczego wtedy się wywrócił. W końcu był od niej niższy góra 2 centymetry.
Szybko jednak wrócił myślami do zielonego deszczu.
Powinienem tam wrócić, powinienem tam wrócić...
- Zamknij się! - chłopak chwycił stojącą z boku butelkę szkockiej i rzucił nią o ścianę. Kawałek szkła wbił mu się w policzek. Dysząc wyjął go i przyłożył do rany policzek.
Już miał rzucić drugą butelką gdy przyjrzał się jej zawartości.
Może źle się za to zabieram...
Powoli zaczął odkręcać butelkę.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Rexus Maximus
Gość
|
Wysłany: Nie 12:19, 09 Paź 2011 Temat postu: |
|
|
[CA]
Chris usiadł naprzeciw Mikiego. Na razie i tak miał silniejszą pozycję. Wszelkie straty go nie obchodziły.
Do klasy wpadł chłopak, dyszący i skopany.
- Azjatka...
- Zwiała? Świetnie. Wybornie.
Afterhean drapieżnie się uśmiechnął.
- Widzisz... Goofy, tak się nazywasz, tak? Nie? A, tak, Miki, przepraszam. Widzisz, Yumi uciekła. A to bestia. Jak wąż. Ale za to ty... Mówisz, że się zemścisz? Nic mi nie zrobisz. Co umiesz robić? Strzelać we mnie piorunami, wodą, ogniem, złomem? Jestem niezniszczalny. Każda twoja żałosna próba nic mi nie zrobi.
Pstryknął palcami i zaczął proces huśtania się na krześle.
- Twoja ucieczka? Nic mnie nie obchodzi, jeden szczur na wolności więcej czy mniej. Oddasz mi z nawiązką? Śmiech na sali. Nietykalność i obserwacja? Może przywiążemy cię za... coś... na najwyższej sośnie w okolicy? Uważam, że to dobre miejsce obserwacji.
Chrząknął i złapał oddech. Zaczynała go nudzić ta wymiana zdań, ale napawał się lekkim wyrazem zdezorientowania na twarzy rozmówcy.
Pstryknął następnymi kilkoma palcami.
- Więc, jak widzisz, jesteś mi absolutnie niepotrzebny. Nawet jeśli przegram: podniosę się. Jeśli wygram, położę stopę na waszym karku. I proszę, nie mędrkuj, co mi wolno, a co nie.
Pstryknął ostatnim palcem.
- A kończąc temat...
Szybkim ruchem wyciągnął pistolet i wypalił. Jak przewidział, Miki rzucił się w bok. Chris trafił w kolano, które najprawdopodobniej zostało zgruchotane.
***
Chłopak z Perdido wisiał przywiązany za ręce na szczycie sosny.
Co do podparcia nóg, to miał do tego tylko dwa sęki, wystające z drzewa.
Ręce miał związane liną z silnie zaciśniętym węzłem.
Miki się obudził. Stopy ześlizgnęły mu się z sęków, ale po krótkim okrzyku bólu podciągnął się i znów usadził stopy.
- Co jest...
Afterhean uśmiechnął się do niego z dołu. Omdlenie chłopaka trwało pół godziny. Przez ten czas zawiesili Mikiego. Chłopak wisiał trzydzieści metrów nad ziemią.
- Ale... ściągniesz mnie prawda? - bezbarwnym głosem spytał Miki.
Chris uniósł brwi, mimo, że nie było to widoczne dla chłopaka trzydzieści metrów wyżej. No i do tego gałęzie mu go zasłaniały.
- Oczywiście, jakże inaczej. Wodę pij deszczową, a co do jedzenia... może jakaś łaskawa wiewiórka przyniesie ci orzeszka. Ściągnę cię równo za dwa dni... jeśli, rzecz jasna, nie zapomnę.
Ostatnio zmieniony przez Rexus Maximus dnia Nie 12:40, 09 Paź 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Vringi
Game Master
Dołączył: 01 Cze 2010
Posty: 452
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Ostrzeżeń: 2/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 21:30, 09 Paź 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
James bujał się na krześle gdy ktoś wręcz wyważył drzwi. Uzdrowiciel niemrawo spojrzał w tamtym kierunku. W drzwiach stała czerwonowłosa dziewczyna trzymająca rannego chłopaka.
- Tu jesteś.
White zerknął na butelkę. Pozostał mu jeden łyk. Przyłożył szyjkę do ust i wypił duszkiem zawartość.
- Nie. Poszukaj mnie w sąsiednim pokoju.
Tamta obdarzyła go morderczym spojrzeniem. White wstrzymał oddech.
- Po pierwsze: wylecz nas. Po drug...
- Co z tego będę miał?
Rudowłosa spojrzała na niego jak na idiotę.
- Nie zabiję cię?
James przechylił głowę na bok i roześmiał się.
- Co ci da zabicie mnie? Poumieracie w jakichś konwulsjach, a twój kolega nawet nie zdąży. Te rany są dość poważne.
Dziewczyna puściła rannego i podeszła do White'a. Podciągnęła trzynastolatka za koszule i wycedziła przez zęby:
- Myślisz że nie jestem do tego zdolna?
James próbując skupić na niej wzrok odrzekł:
- Nie. Myślę że po prostu rozumiesz że moja moc jest dość potrzebna. - wyrwał się jej i zatoczył na stół próbując utrzymać równowagę. Podwinął włosy z czoła i spojrzał jej prosto w oczy. - Pójdę za tobą gdziekolwiek zechcesz, jeśli zapewnisz mi ochronę.
Następnie chwiejnym krokiem podszedł do rannego chłopaka.
- Zobaczmy co można na to poradzić - rzekł podwijając rękawy.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gaia
Elektrokinetyk
Dołączył: 10 Maj 2011
Posty: 1114
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 22 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Wrocław Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 20:35, 12 Paź 2011 Temat postu: |
|
|
-Zobaczmy co można na to poradzić-powiedział chłopiec i przyłożył dłonie do nogi Scotta.
Potem powtórzył zabieg z każdą ranną częścią ciała, a twarz Saturna powoli nabierała kolorów.
Felice przyglądała się temu cudowi, a gdy chłopak wreszcie się wyprostował, zrobiła to, czego nikt by się nigdy nie spodziewał.
Rzuciła mu się na szyję i ścisnęła z całej siły.
Po chwili odsunęła się, zmieszana.
-Ja...dziękuję-szepnęła.-Będę cię chronić-powiedziała stanowczym tonem.-Chodź ze mną, a będziesz bezpieczny...
-Jamesie-podpowiedział chłopak.
-Jamesie-uzupełniła.
-Stoi...
-Felice.
-Felice. Ale najpierw daj mi się przespać. Jestem pijany jak bela-ziewnął.
-Oczywiście-przytaknęła dziewczyna.-My też musimy omówić parę spraw, prawda, Scott?
Unikał jej spojrzenia.
James wyszedł z pokoju.
-Scott?
Bez odzewu.
Podeszła bliżej i położyła dłoń na jego piersi.
-Scott? Coś się stało?
Odsunął się, jakby brzydził się jej dotyku.
Jego lodowate spojrzenie wydało się przeszywać dziewczynę na wylot.
-Nic-odparł obojętnym tonem.-Po prostu też jestem zmęczony.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Gaia dnia Śro 20:37, 12 Paź 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Eldarion
Jr. Admin
Dołączył: 13 Paź 2011
Posty: 65
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 5/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 3:18, 15 Paź 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
Blake rozejrzał się po otoczeniu. Znalazł osobę, której mina wyraźnie świadczyła, że tego dzieciaka coś dręczy. Idealna ofiara - pomyślał.
Wszedł do jego umysłu z łatwością. Nie blokował swych myśli. Podsuwał mu obrazy do świadomości. Pokazał mu jego samego, w czarnym stroju. Składał on się z kamizelki, kaptura i innych rzeczy. Miał przy sobie bardzo dobry karabin. Także pokazał mu Blake’a, jako wymarzonego przywódcę. Było też przy nim wielu innych w tych samych strojach. Blake, przelał do jego umysłu także inny obraz, a mianowicie wygląd kryjówki. Była to tajna baza wojska pod jeziorem. Prowadził do niej tunel, zaczynający się pod. Fanre przerwał połączenie i już wyraźnie widział rozmarzone oblicze chłopaka. Po chwili, gdy pewnie ofiara Blake’a, uświadomiła sobie, że to pewnie tylko marzenie, mina znowu powróciła do swego poprzedniego stanu zadręczenia. Blake uznał, że tyle na niego wystarczy. Wyszedł ze swojego ukrycia i zbliżył się do chłopca.
- Siema, jak się nazywasz? Twego imienia chyba jeszcze nie słyszałem... - zagadał do niego z udawanym zaciekawieniem. Oczywiście kłamał. Znał jego imię, a brzmiało ono...
- Jestem Justin Joant. A ty?
-Blake... Blake Fanre. - odparł i już udawał, że chce odejść, gdy zgodnie z przewidywaniami Blake’a, Justin zatrzymał go.
- Miałem takie przeczucie, że masz grupę... - i chłopak opowiedział o swojej “wizji”. I już się otworzył. Czyli zamierza dołączyć.
-Taaa? - nie dowierzającym głosem zapytał, gdy Justin skończył swą opowieść.
Chłopak pokiwał głową.
- A no, postanowiłem niedawno założyć grupę. A co?
Justin zastanowił się chwilkę. Po chwili i to wcale nie takiej długiej, spytał:
- A mógłbym dołączyć?
Blake Fanre uśmiechnął się w myślach. Udał, że się zastanawia, a następnie przedstawił część warunków:
-Ale wiesz, że musiałbyś być posłuszny? Wykonywać każdy rozkaz i tak dalej?
Tym razem Justin nie zwlekał. Szybko odparł:
- Wiem, wiem. Mogę pomóc z naborem... Co ty na to?
A więc plan chłopca Fanre, spełnił się. Nabory do grupy rozpoczęte.
- Spoko, a więc, niech to będzie pierwszy rozkaz, do roboty. Ale nakłaniaj pojedynczo. Spotkamy się przy McDonaldzie.
Justin pokiwał głową i w tej chwili, Blake zobaczył jego uradowane oblicze. Chłopiec pobiegł, wykonać swój pierwszy rozkaz...
***
Wrócił na miejsce, gdzie zostawił swego przyjaciela, lecz go nie było....
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Eldarion dnia Sob 14:32, 15 Paź 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
macik222
Różowy
Dołączył: 13 Paź 2011
Posty: 11
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 5/5 Skąd: Gdynia Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 4:51, 15 Paź 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
Ergo przypatrywał się zachowaniu tego chłopaka - Justina. Był przyzwyczajony do tego widoku.
Co by tu porobić? Przecież widziałem to już kilka razy... Przydałoby się trochę jedzenia. Mam cztery domy naokoło siebie. Teoretycznie można by któryś okraść. Wyłamać zamek to ni problem, ale co z domownikami. Trzeba wybrać dom, w którym nie ma nikogo. Ergo użył swojej zdolności sterowania ruchami powietrza i wpuścił powietrze do każdego z domów. W dwóch domach ktoś jest, bo jakieś osoby się wychyliły. Chyba wyrobie się przed Blaki’em.
Ergo podszedł do drzwi jednego z pustych domów. Drzwi były zamknięte.
Wyłamanie zamka dla kogoś takiego jak Ergo było bardzo proste. Wystarczyło odpowiednio wykorzystać moc. Z jego wyobraźnią możliwości tej mocy były nieprawdopodobnie duże. Mógł odpowiednio ‘wepchnąć’ powietrze w zapadki, tak aby drzwi się otworzyły.
W domu było czysto i porządnie. Ergo niemalże podbiegł do lodówki. Znalazł tylko warzywa do mikrofali i mleko czekoladowe. Eee tam. Blake się nie obrazi jeżeli zjem więcej warzyw.
Ergo zjadł warzywa, popił mlekiem, zapakował resztę do folii aluminiowej i już chciał wychodzić kiedy przypomniał sobie, że nie mył się od 10 dni. Musi to zrobić teraz. Poszedł na górę i usłyszał głos prysznica.
Dopiero po chwili ten psychol - Erg Moon pojął, że to nie on się myje.
Wszedł po cichu na górę. Pojawia się kolejne zastosowanie mocy Erga. Skierował powietrze pod swoje stopy tym samym stawiając lżejsze, a tym samym cichsze kroki. Chłopak wszedł do łazienki.
Pod prysznicem była 14 letnia dziewczyna. Dzieciak z zaburzeniami psychicznymi pomyślał od razu o seksie, lecz sumienie podpowiadało mu, aby tego nie robił.
W tym momencie do łazienki wszedł Blake, lecz od razu odwrócił się do niej plecami, a na przeciw kolegi. Popatrzał krzywo na Ergo’a i powiedział do przerażonej dziewczyny.
- Spokojnie, nie robimy pornograficznych zdjęć, nie jesteśmy gwałcicielami. Umyj się spokojnie, ubrania jak widzę, są w łazience. My poczekamy poza łazienką... Od razu wysłał atak myślowy, by przedrzeć się do jej umysłu. Został zablokowany. Ze zdziwieniem Blake wyszedł z łazienki wraz z Ergo’em, który zastanawiał się, czy zdziwienie Blake’a bierze się z nie zgwałcenia dziewczyny czy może z czego innego.
***
Blake i jego chory na psychice kolega, ujrzeli dziewczynę, tym razem ubraną. Ten normalniejszy, uśmiechnął się do niej przyjaźnie i powiedział:
- Przepraszamy cię za ten incydent, bo widzisz, kolega ma chorą psychikę i gdyby nie ja, to by cię po prostu zgwałcił.
Dziewczyna nie wydawała się przekonana, więc dodał:
- Jak nie wierzysz, to mogę zostawić was samych... - i już szybko pokręciła głową.
- Dobra, wierzę ci. Tylko może nie mów o tym incydencie innym, dobra?
Blake uśmiechnął się i mrugnął porozumiewawczo do niej.
- Dobra, to teraz porozmawiajmy na spokojnie.
Czternastolatka odwzajemniła uśmiech.
- To może usiądziemy wygodnie na dole?
-Na twoim dole to ja chętne mogę usią...
Nie dokończył, ale nagle skrzywił się, bowiem Blake wyprowadził silny umysłowy atak, wyprowadzając Erga z równowagi.
Dziewczyna zorientowała się, jakiej mocy użył.
-Zamknij się.
Ergo przewrócił się, a wstając złożył ręce w pięści. Ale wiedział natomiast, że z Blakiem w tej sytuacji na pewno nie wygra. Więc postanowił go nie wkurzać i się zamknąć.
- Ponownie przepraszam za niego. Chodźmy pogadać do McDonalda... Możesz uznać to za zaproszenie... I poszli.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez macik222 dnia Nie 20:42, 16 Paź 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Megumi
Niezniszczalny
Dołączył: 04 Mar 2010
Posty: 1550
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: L-wo Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 9:19, 15 Paź 2011 Temat postu: |
|
|
[Na szosie]
Szła.
Szła.
Szła.
Upadła.
Kierowała się jakąś szosą, by nie zagłębić się w pustynię, która ją otaczała. Nie miała celu ani pomysłu na zemstę. Nic. Totalne zero.
Poza tym, miała wrażenie, że myślenie sprawia utratę sił. I jeszcze ten brak wody.
Jak zawsze, zapomniałam o najważniejszym.
Podniosła się z drogi i zaczęła dalej powłóczyć nogami. Nie za szybko, nie za wolno, byleby nie za daleko cywilizacji. Po prostu musiała być sama. To wszystko.
Niekiedy miewała dziwne obrazy przed oczami - dom, Tokyo Tower, pracę matki, pracę ojca... Chciała iść do tych miejsc, choć wiedziała, że to tylko fałszywe obrazy, halucynacje. Coś w środku niej kazało się zmienić i wrócić do Japonii, do przyjaciół i znajomych, którzy dobrze ją rozumieli. Jednak teraz nie było nic. Rodzice tu nie pomogą. Nikt nie jest w stanie pomóc.
Człowiek jest przez całe życie sam. Nie powinien nikomu ufać.
A ona popełniła właśnie ten błąd.
Nagle przed oczami zamajaczył dziwny obraz. Koń, stojący z pochyloną głową na szosie, jakby coś znalazł. Yumi, z nutką nadziei, podbiegła do zwierzęcia, pomimo tego, iż czuła suszę w gardle. Kiedy dotarła na miejsce, zobaczyła dziewczynę leżącą na drodze z przymkniętymi oczami. Spojrzała na konia i uśmiechnęła się.
Jaki wierny. Ten to ma dobrze.
Pochyliła się nad dziewczyną, po czym trzasnęła ją mocno w twarz. Tamta jęknęła z bólu, po czym spojrzała na farbowana blondynkę.
- Witaj. - powiedziała Yumi.
Dziewczyna usiadła na drodze i dotknęła swojej głowy.
- Jesteś odwodniona. Woda jest tam. - Yumi Haruhi wskazała na horyzont za nią. - I tam jest miasto. Nie radzę jechać, ale jak chcesz, to możesz. Wiesz może gdzie jest jakieś najbliższe gospodarstwo, w tym terenie?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Temi
Kameleon
Dołączył: 22 Sie 2011
Posty: 92
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Wrocław Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 11:38, 15 Paź 2011 Temat postu: |
|
|
[PB]
Nunca szła szybkim krokiem przez miasto. Rozglądała się bacznie na boki. Ciężar pistoletu towarzyszył jej zawsze, stał się nieodłączną częścią jej życia. Po zamieszkach mających miejsce w ostatnich dniach ulice były dziwnie puste, na zewnątrz wychodzili tylko ci, którzy naprawdę musieli. Dzieci, które miała pod opieką, nauczyły się pilnować same. Kilka z nich wyznaczyła do czuwania przy zapasach, kilkoro pracowało w kuchni, kilkoro miało dyżury przy najmłodszych. Tylko z jakimiś większymi problemami przychodzili do niej. Przy niej szła Adelle. Mała ośmiolatka cierpiała na jakąś niezidentyfikowaną chorobę psychiczną. Miała wymyślonego przyjaciela i nie odzywała się absolutnie do nikogo, oprócz Nunci. Tylko Nunca znała jej sekret. Musiała znaleźć Felice. Szukała wszędzie. Został jej tylko hotel. Wyszła na szosę, która tam prowadziła. Nie obchodziło ją za bardzo otoczenie, ale nie mogła nie zwrócić uwagi na dziewczynę z koniem, idącą środkiem drogi. Odwróciła się za nią. Wyglądała na zmęczoną i odwodnioną.
-Hej!- zawołała za nią- dokąd idziesz? Wiesz, co się dzieje w mieście? Byłaś tam? Masz jakąś broń? Chcesz wodę?- zasypała nieznajomą gradem pytań i na koniec się uśmiechnęła.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Temi dnia Sob 11:39, 15 Paź 2011, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|